Następny rozdział, chyba trochę dłuższy 😀 Piszcie, czy taka długość jest okej, czy skracać 😛 Dedykacja dla mojej kochanej Zawodowej Jaraczki ;**
[Nathan]
– Człowieku! Jak będziesz trzymał mapę do góry nogami, to nigdy nie dotrzesz do wejścia Hadesu!
– Do góry nogami? A to nie powinno być tak?
– Od kiedy słońce wschodzi na zachodzie? – spytałem wyrywając Mik owi mapę i ją obracając.- Widzisz, tu jest napisane, że to jest zachód, tak?- podetknąłem mu pod nos mapę i wskazałem na literkę ‘W’, oznaczającą West.
– A to nie chodziło o to, że tam jest jakaś Wieś? – zapytał marszcząc brwi.
– Błagam, powiedz, że żartowałeś – odparłem, gromiąc go wzrokiem. – Ale tak czy siak, to nie możliwe, żeby na zachodzie wschodziło słońce- dodałem, przekręcając jego głowę tak, żeby patrzył się na wschód słońca.
Staliśmy właśnie na skrzyżowaniu jakiś polnych ścieżek, na środku jakiegoś zadupia. Przepraszam, tej wsi nie da się inaczej nazwać. Wyruszyliśmy o piątej rano, co dało nam możliwość podziwiania wschodu słońca o szóstej. Oliwia dała mi i Mikowi instrukcję, że musimy znaleźć wejście do Hadesu gdzieś w okolicach Los Angeles. Niestety, nic więcej nie zdążyła nam przekazać, bo Nike tak się ucieszyła, że mamy iść do jej ukochanego miasta, że z zapału od razu nas tam teleportowała. Więc teraz łazimy z mapą po jakimś polu i szukamy wejścia w Los Angeles, które, ku naszemu szczęściu, zostało już wcześniej zaznaczone na mapie. Jedynym minusem, a raczej brakiem mojej inteligencji, było oddanie tej mapy Mikowi, który poraża jeszcze większym brakiem inteligencji.
– Nie wierzę- westchnąłem.- Jak mogłeś pomylić zachód ze wschodem?
– To przez stres- naburmuszył się urażony i wsadził ręce do kieszeni dżinsów. – I z niewyspania.
– To ja powinienem być niewyspany. Chrapałeś, wierciłeś się, krzyczałeś, gadałeś przez sen, śmiałeś się przez całą noc!- odrzekłem, patrząc na niego z politowaniem.
– Trzeba było spać na dworze.
– Ty tam będziesz spał następnym razem – odparłem i spojrzałem na mapę.
Według niej powinniśmy szukać jakiegoś małego hotelu w Los Angeles, a dokładniej pięć kilometrów za granicami miasta na zachodzie, a tym czasem my idziemy jakiś drugi kilometr na wschód.
– Mike, musimy cofnąć się przez całe Los Angeles.
– Aż tak źle? – spytał, zrezygnowany.
– Aż tak źle – potaknąłem.- Myślę, że jak dojedziemy do jakiejś miejscowości, gdzie istnieje jakakolwiek cywilizacja, a nie na takim zadupiu jak tu, to możemy wezwać taksówkę i w dwie godziny nadrobimy straty.
Tak też zrobiliśmy. W milczeniu wróciliśmy się. Zaczęliśmy iść tą samą drogą, wypatrując czegoś, skąd można by zadzwonić po taxi. Mike nie odzywał się za dużo. Widać, że był na siebie wściekły, że niepotrzebnie zmarnował czas. Kilka razy mówił coś, że jest idiotą, że takiej pierdoły jak on sam to nie zna, a ja uprzejmie nie wprowadzałem go w błąd i nie zaprzeczałem.
Zbliżała się siódma, kiedy zza drzew wyłoniła się mała chałupka. Niewielka, zbita ze starych desek- nie zwracała na siebie zbytniej uwagi.
– Mike, zobacz- wskazałem na budynek.- Tam jest jakiś dom.
– Dom?- spytał Mike patrząc niepewnie w kierunku w którym wskazywałem.- Jesteś pewien, że to coś, można nazwać domem?
– Wybredny się znalazł- prychnąłem i ruszyłem w kierunku domu
Mike dodał coś pod nosem, ale nie słuchałem go. Zeszliśmy ze ścieżki którą do tej pory podążaliśmy i zaczęliśmy przeciskać się przez wysokie trawy. Unosząc nogi wysoko, żeby nie potknąć się o żadne splątane krzaki, Mike dogonił mnie i zagrodził drogę.
– Nathan, nie idźmy tam- powiedział stanowczo.
– Mike, daj spokój. To zwykły mały domeczek, co ci zrobi?
– Eee…- zawahał się.
– No właśnie- odrzekłem.- Nawet nie wiesz co ci może zrobić.
– A co jak mieszka tam jakiś potwór, co?- wypalił szybko Mike.
– Żaden potwór nie przeżyłby na takim zadupiu bez dostaw świeżego mięsa. Tu wokół nie ma niczego, ani nikogo, co mógłby zjeść- odparłem, ale Mike nadal stał przede mną i uparcie patrzył mnie się prosto oczy spod przymrużonych powiek.
– Nigdy nic nie wiadomo- mruknął, podirytowany.
– Mike! Spokojnie. Co ci zrobi mała drewniana chałupka?
– Nie idźmy tam, proszę. Znajdźmy inną. Każda będzie lepsza od tej.
– Chłopie, to zwykła, normalna, lekko stara, drewniana chałupa!- traciłem cierpliwość.
– Wygląda niepozornie…- powiedział namyślając się.
– No właśnie!- zawołałem, zadowolony, że pojął o co mi chodziło. Chciałem go wyminąć, ale on znów odskoczył i na nowo torował przejście.
– Pozory mylą- dodał szybko. –Czy ja ci wyglądam na zawodowego mordercę potworów?
– No nie- przyznałem mu rację.- Ale ty nie jesteś mordercą potworów.
– No chyba jednak jestem- żachnął się.
– No chyba jednak nie.
– Jestem!
– To choć, będziesz mógł się wykazać, jak na jakiegoś trafimy w tym domu- uśmiechnąłem się cynicznie w jego stronę. Mike posłał mi mordercze spojrzenie, ale już się nie opierał.
Doszliśmy do drzwi. Były niewielkie, wykonane z drewna, które nie było zbytnio nowe, więc nadjedzone przez korniki i czas. Spojrzałem się na Mika niepewnie i wskazałem na klamkę. Ten wzruszył ramionami a jego mina mówiła: ‘Ty chciałeś tu iść? To teraz wchodzisz pierwszy.’
– Nathan, chłopie- jęknął.- Proszę, pójdźmy gdzieś indziej…
– Nie marudź- odparłem wyciągając rękę, żeby zapukać do drzwi.- A tak właściwie, to czemu nie chcesz akurat do tego domu?- spytałem Mika, odwracając głowę.
Chłopak westchnął zrezygnowany i rozłożył ręce.
– To wyda się śmieszne, ale w tym domu…- przerwał, bo nagle naszych uszu dobiegło donośne zgrzytniecie.
Obróciłem się szybko i moim oczom ukazał się wątły starzec, bez brody, bez wąsów, prawie łysy. Wyjątek stanowiły przerzedzone włosy z tyłu głowy. Stałem tak z uniesioną ręką, bo jeszcze przed chwilą miałem zapukać w drzwi. Na mój widok mężczyzna zmarszczył brwi.
– No właśnie- westchnął Mike.- W tym domu mieszka mój dziadek.
[Mike]
Mniej więcej godzinę temu zorientowałem się, że w tej okolicy mieszka mój dziadek. Niestety, nie udało mi się odciągnąć uwagi Nathana i ten wypatrzył akurat dom, do którego niekoniecznie chciałem trafić. Nie mogłem mu przecież powiedzieć, że nie chcę tu iść, bo mieszka tu mój dziadek, ponieważ wtedy stwierdziłby, że na pewno nam pomoże. A on tego bynajmniej nie zrobi! Pfff… Dobrze będzie, jak mnie wypuści z powrotem w takim stanie psychicznym jakim jestem obecnie, bez żadnych traum. No bo wiecie… mój dziadek jest wspaniały, ale dość specyficzny- nie lubi bogów, nie przepada za moim ojcem, chciałby, żebym nie był herosem. No, ogólnie jest dość… pokręcony. Albo przynajmniej taki był kilkanaście miesięcy temu…
Dziadek przeprowadził się tu jak byłem w drugiej gimnazjum i moja matka zmarła. Wtedy nie wiedziałem jak, bo nie wiedziałem o swoim pochodzeniu. Później dowiedziałem się, że zabił ją potwór. Dziadek obwinia o wszystko Apolla, że ten naraził ją na takie niebezpieczeństwo. Przeprowadził się tu na początku wakacji po roku szkolnym. To były chyba najgorsze wakacje w moim życiu. Oczywiście, kochałem i nadal bardzo kocham dziadka, ale taki staruszek potrafi byś piekielnie męczący i upierdliwy. Dość męczące było to, że od zawsze, w jego własnej mowie, miałem na imię Miki.
Na początku sierpnia nie wytrzymałem i uciekłem. Nie miałem pojęcie gdzie mam iść, ale wtedy z pomocą zjawił się tato. Pod przebraniem wolontariusza z domu dziecka, żebym nie dowiedział się, że jest moim ojcem, zabrał mnie do Nowego Jorku. Widać stary poczuł, że jest mi coś winny, bo załatwił mi rodzinę zastępczą na Manhattanie, żebym mógł mieszkać tam, gdzie mieszkałem wcześniej, wśród starych przyjaciół. Straciłem z dziadkiem kontakt przez półtora roku. Dopiero w pierwszej liceum, kiedy satyr imieniem Hugo, znalazł mnie i powiedział kim jestem, odważyłem się go odwiedzić. Ku mojemu zaskoczeniu nie miał do mnie żalu o ucieczkę. Rozumiał, że to chłopak w moim wieku nie chce mieszkać z ‘zapleśniałym starcem’, jak sam się nazywał. Jedynym problemem było to, że ilekroć go widziałem, wracały wszystkie wspomnienia.
Jednak teraz było za późno i mój stary, poczciwy dziadek przypatrywał się Nathanowi spod swoich wielkich okularów.
– No właśnie- westchnąłem. -W tym domu mieszka mój dziadek.
Kiedy dziadek usłyszał znajomy głos, od razu jego oczy spoczęły na mnie. Zmrużył oczy i poprawił okulary. Uśmiechnąłem się niepewnie i podszedłem bliżej. Nagle twarz staruszka się rozpromieniła i rozłożył szeroko ramiona.
– Miki!- zawołał i zamknął mnie w ciasnym uścisku.- Wróciłeś!
Nadal nie wiem, jak to się dzieje, że taki lichy dziadziuś jak on ma tyle siły. Przecież go prawie nie widać! Ale dusi doskonale…
– Tak dziadku- wysapałem, próbując uwolnić się z uścisku. -Wróciłem.
– Tak się cieszę, mój mały! Ale wyrosłeś. Ale nadal nie obciąłeś włosów- zganił mnie, a ja już widziałem oczami wyobraźni Nathana, który stoi teraz za mną i dusi się ze śmiechu.- O, a ten młodzieniec to kto?
– To jest Nathan.
– Bardzo mi miło pana poznać.
– To twój kolega?- spytał podejrzliwie mężczyzna.
– Tak- potaknąłem.- Heros.
– Następny nieszczęśnik- mrugnął dziadek i na chwilę wykrzywił się pełen obrzydzenia i wściekłości.
– Pan jest pewnie dziadkiem Mika, prawda?- uśmiechnął się Nathan. Ten to dopiero jest mistrz. Normalnie nie jest taki uprzejmy i dobrze wychowany…
– Och, tak!- uśmiechnął się na powrót dziadzio.- Wejdźcie!
Odwrócił się i wprowadził nas do dobrze znanego mi pomieszczenia- małego salonu jedną kanapą i fotelem.
– Nazywam się Josh Abreem. Jestem dziadkiem Miki’ego- opowiadał nam, kiedy wprowadzał nas do izby. – Zrobię wam ciepłej herbatki!- zawołał z entuzjazmem i słodyczą w głosie. Dziadek zajmował się myślistwem i zielarstwem, bo mieszkał przy lesie. Więc, jako zielarz, miał dostęp do różnego rodzaju… ziół. I obawiam się, że ten jego entuzjazm i pobudzenie nie jest efektem nadmiernej ilości cukru czy kofeiny, tylko którejś z jego roślinek
– Nie, dziadku, my tylko na…- chciałem mu przerwać, ale nie dał mi tej sposobności, bo cały czas coś gadał o naszej rodzinie.
Spojrzałem na Nathana, który uśmiechnął się do mnie przymilnie, wywalając język.
– Potwór?- spytał sarkastycznie.
– Miałem nadzieję, że spietrasz.
– Prędzej ty- rzekł, rozsiadając wygodnie na kanapie, podczas gdy z kuchni rozległy się dźwięki tłuczonego szkła.
– Na mą brodę!- Bardzo trafny tekst. Szczególnie, że dziadek nigdy nie miał brody. – No cóż, zrobię nowy kubek, ale to nie teraz… Chłopcy, chcecie herbatkę ziołową, czy może z owoców leśnych?
– Z owoców leśnych dziadku!- zawołałem szybko, zanim Nathan powiedział, co chce.
– Twój kolega też?
– Tak, Nathan bardzo chętnie napije się twojej herbatki z owoców!- odkrzyknąłem, po czym znów rozległy się ciche dźwięki stukania o siebie kubków.
– Ej!- szepnął do mnie Nathan.- A może ja chciałem ziołową?!
– Nie, uwierz mi, nie chciałeś- powiedziałem mu równie cicho.- Ziółka w tej herbacie, są serio bardzo… no, to prawdziwe zioło.
Po minie Nathana doszedłem do wniosku, że jest mi wdzięczny za to, że nie pozwoliłem mu wybrać.
– Nathan, pozwól, że ja będę rozmawiał- szepnąłem nachylając się do niego.
– Niby czemu?- chłopak zmarszczył brwi.
– Bo nawet nie zdajesz sobie sprawy jakie to może być trudne.
Zaraz w salonie pojawił się dziadek. Rozdał nam herbatę i usiadł na fotelu w rogu pokoju.
– No chłopcy! Opowiadajcie! Co tam u was.
– No my jesteśmy teraz na misji…- zacząłem, ale dziadek wciął mi się. Ach, jak ja za tym tęskniłem.
– Te głupie misje! Biedni jesteście, doprawdy. Mówiłem twojej matce, że ten młodzieniec tylko namiesza nam w życiu. Mogła zrobić karierę, była świetną baletnicą, ale oczywiście nie!- westchnął.- Miłość! Musiała się zakochać.- Dziadek napił się herbaty.- Doprawdy, że też nie możesz wieść normalnego życia, mój drogi.
Muszę przyznać, zdziwiło mnie to, że dziadek tak szybko skończył się wyżalać nad moim losem. Zawsze robił mi długi wykład o tym, jacy ci bogowie są straszni i samolubni a przy tym nie stronił od epitetów, które nie spodobałyby się żadnemu nauczycielowi.
– Też żałuję dziadku.- Tak naprawdę nie żałowałem, ale już dawno pojąłem, że z tym człowiekiem nie da się kłócić. Zawsze chciał mieć rację i prawo głosu w każdej kwestii. Uwielbiał planować życie innych osób.
– Niestety nie mamy na to wpływu- dodał, kiwając smętnie głową.- No trudno! A jak w tym Obozie Herosów?
Wow, dziadek wymawia tą nazwę? Zawsze mówił o tym z obrzydzeniem, nazywając to Obozem biednych skrzywdzonych dzieci, albo po prostu boskim więzieniem niewolników.
– Ostatnio nie bardzo, bo…- zacząłem, ale znów mi przerwał.
– Jak to?! Mój mały Miki jest smutny? Mów chłopcze, co cię stało!- No właśnie próbuję…- Mam tam pójść i ci pomóc? A może chcesz wrócić tu na stałe?
– Nie, nie trzeba- powiedziałem szybko. Ja dziękuję, zostać tu z dziadkiem na stałe…
– To mów, co się stało. A jak twoje przyjaciółki? Te, dwie. One też były heroskami prawda?
– Jane i Miranda?- spytałem, choć wiedziałem, że dziadkowi chodzi o nie. Znał je, bo kiedy mieszkaliśmy razem z mamą w Nowym Jorku, to obie czasem mnie odwiedzały, co zawsze kończyło się godzinną pogawędką z moim dziadkiem, który cenił sobie ich towarzystwo.
– Tak! Jak u nich? Nadal podkochujesz się w tej z piegami?
Normalnie przybrałbym kolor dorodnego buraka a Nathan zrobiłby wymowną minę, a może nawet dorzucił jakiś komentarz, ale nie w takich okolicznościach.
Jak najzwięźlej i jak najmniej szczegółowo powiedziałem mu wszystko. Nathan milczał, tak jak go o to prosiłem. Dziadziuś co jakiś czas krzyczał z oburzenia, albo głośno przeklinał, jacy ci Wygnańcy są głupi.
Jak doszedłem do śmierci Jane, myślałem, że się utopimy w tym salonie, bo Dziadek zaczął tak rzewnie płakać, że dopiero, gdy chwycił Nathana za rękę, uspokoił się nie co. Potem znów powyzywał, tylko tym razem Olimpijczyków, z moim ojcem na czele. Czyli jednak wracamy do tradycji. Nie ma to jak posłuchać jacy goście, dzięki którym idziesz do Hadesu są beznadziejni… Nic tak nie motywuje człowieka.
Jednak wojowniczy nastrój przeszedł mu, jak wspomniałem śmierć Mirandy. Rozkleił się zupełnie. Usiadł na kanapie pomiędzy mną a Nathanem i zaczął przytulać się do zszokowanego Nathana.
Ledwo powstrzymałem śmiech, patrząc na białego jak ściana bruneta, który piorunował mnie wzrokiem, bezgłośnie prosząc, żebym zabrał swojego dziadka od niego.
– Dziadku- westchnąłem powstrzymując uśmiech.- Proszę cię…
– A-ale one były takie młode- zawył dziadzio, pociągając nosem.
– I nadal są, proszę pana. Właśnie po nie idziemy- rzekł Nathan, szybko sięgając po chusteczki lezące na stoliku, bo dziadek miał zamiar wytrzeć nos w jego bluzkę. Minę Nathan miał bezcenną- graniczącą ze skrajną paniką i desperacją.
Te słowa jak za sprawą magii uspokoiły dziadka. Nie wiem, kto z nas był najbardziej zadowolony- ja, że dziadek się uspokoił, dziadek, że idziemy po dziewczyny, czy Nathan, że uchronił swoją bluzkę prze nosem mojego dziadka.
Wtajemniczyliśmy go w to co mamy zrobić, a dziadek rozpromienił się słysząc jak bardzo rozzłościłem Atenę i jak pięknie pomyliłem kierunki.
– Och, mój kochany!- zawołał klepiąc mnie po ramieniu.- Widać, że jesteś Abreem z krwi i kości! Cały ja!
– Więc teraz musimy dostać się na drugi koniec miasta, żeby znaleźć wejście do Podziemia.
– To doskonale się składa- dziadek aż klasnął w ręce.- Twój tata wam pomoże!- kiwnął głową w moją stronę.
– Tata?!- zapytałem zdziwiony.- Apollo?- To ty wymawiasz jego imię?!
– Nie przypominam sobie żebyś miał innego tatę- prychnął dziadek, wstając. Odruchowo wstałem za nim i złapałem za ramię, ale on je odtrącił.- Miki, to, że wyglądam jak pomarszczona skóra na szkielecie, nie oznacza, ze tak się czuję. Czuję się świetnie!
– Nie zaprzeczam- odparłem sceptycznie, co poczciwy staruszek wychwycił od razu i posłał mi mordercze spojrzenie. Uniosłem ręce w geście poddania się.- Już dobrze, dobrze.
– To jak. Wzywać twojego tatuśka? Czy masz może jakiegoś innego?- zapytał, idąc chwiejnym krokiem w stronę komody z telefonem.
– Nie ma, ale…
– Ale co?- przerwał mi.
– Myślałem, że go nie lubisz. Zawsze mówiłeś, że śmierć mamy, to wina ojca i tak dalej- rzekłem i podrapałem się zmieszany po głowie.
– Owszem. Ale skoro wnuk mnie nie odwiedzał, to czyjeś towarzystwo było mi potrzebne.
Zrobiło mi się strasznie głupio. No faktycznie, od mojej ucieczki odwiedziłem go może dwa razy? Po raz pierwszy jak zabrano mnie do Obozu Herosów, a po raz drugi na Wielkanoc tego samego roku. Dziadek musiał być naprawdę bardzo samotny, skoro zechciał spędzać czas z Apollem, którego zawsze nienawidził i wcale się z tym nie krył.
A nawet, jeżeli dziadek kiedykolwiek doszedł do wniosku, że Apollo nie jest złem ostatecznym, to nigdy się do tego nie przyzna.
– Też by mi było głupio na twoim miejscu, Miki- powiedział, jakby czytał mi w myślach.- Ale cóż. Ważne, że ciebie teraz widzę i mogę ci pomóc- uśmiechnął się, ukazując swoje kilka zębów.
Widać dziadek zmienił swoje zdanie co do bogów. Jestem idiotą, jak mogłem od niego uciec, przecież to jedyny bliski jakiego mam. On mnie kocha, a ja go opuściłem… Jestem potworem.
Opadłem na kanapę obok Nathana. Ten siedział z opartą łydką o kolano drugiej, tak jakby założył nogę na nogę i rękoma w kieszeniach bluzy. Obaj w milczeniu patrzyliśmy jak dziadek drżącymi rękoma wykręca numer i nasłuchuje sygnału.
– Halo?- powiedział po chwili do słuchawki.- Witaj, smarkaczu.
– Tata?- spytałem, a dziadek pokiwał głową. No tak, kogo innego niż mnie, nazwałby smarkaczem…
– Twój syn i jego przyjaciel jest u mnie… Powinieneś to wiedzieć, bo to nie ja jestem facetem w prześcieradle od wróżek i wróżbiarstwa… Nawet mi nie pyskuj, że nie mam racji! Więc bądź tak łaskaw i tu przyjedź, bo muszą dotrzeć na drugi koniec miasta… Pomylił kierunki, to się stało! Nie dziw się, przecież to twój syn.
Nathan uśmiechnął się pod nosem, a dziadek odłożył słuchawkę.
– I co?- spytałem bardzo ciekawy, czy tato przyjedzie.
– Przyjedzie- odparł dziadek, zmierzając w naszą stroną, powoli, podpierając się o krawędź regału.
– Powiedział tak?- Nathan przyglądał się podejrzliwie staruszkowi, który tylko wzruszył ramionami.
– Tego nie powiedział.
– To skąd wiesz, że przyjedzie!?- zawołałem, bardziej zdziwiony niż zdenerwowany.
– Bo nie zaprzeczył.
– Nie?
– Nie. Za szybko się rozłączyłem, żeby zdążył zaprzeczyć- dodał staruszek wygładzając swoje kilka włosów na głowie.- Chyba powinienem pójść niedługo do fryzjera, jak myślicie?
– Nie, bardzo dobrze panu w takiej fryzurze- mruknął ironicznie Nathan, wywracając oczami.- To jak będzie?
– No nie wiem.- Dziadek nie wyczuł ironii, bo nachylił się i przejrzał w brudnej szybie okna.- Jesteś bardzo miły, mój drogi. Chyba jednak nie będę z tym nic robił- dodał, uśmiechając się i klepiąc w niezmiernie bujną czuprynę.
– Dziadku, pytamy się, czy ojciec przyjedzie- spytałem go, a on znowu się do nas uśmiechnął, ukazując pozostałości bo uzębieniu.
– Jak znam człowieka, to przyjedzie- oznajmił pocieszającym tonem, a my odetchnęliśmy z ulgą.
Jej, przynajmniej nie będziemy marnować dnia na wędrówkę przez Los Angeles. Widać Nathana też to uciszyło, bo westchnął głęboko, wciągając powietrze do płuc i opadł na oparcie kanapy.
– Jest jedno małe ‘ale’…- dodał dziadzio z zawiedzioną miną, drapiąc się po brodzie.
– Mianowicie?- spytałem czujnie przyglądając mu się.
– No, wiesz, powiedziałem, że jak znam człowieka, to przyjedzie, co?
– No tak powiedziałeś.
– Ale przecież ja nie znam tego człowieka…
– Dziadku!- zawołałem, zrozpaczony.
– No dobra: boga- prychnął poprawiając się, jakby zdenerwowany moją dbałością o szczegóły.- Nie znam tego boga. Widziałem go kilka razy i tylko z nim ucinam sobie rozmowy!- oburzył się starzec i skrzyżował ręce.- Chciałem pomóc.
– Dziękujemy- mruknął Nathan zasłaniając twarz dłońmi i kręcąc bezradnie głową, po czym sięgnął po kubek z herbatą.- Pomógł nam pan niezmiernie- mruknął. O, wiedzę, że dobre wychowanie poszło w niepamięć…
– Nie ma za co młodzieńcze- odrzekł dziadek, znów wykrzywiając usta w uśmiechu.- Zawsze chętnie pomogę przyjacielowi mojego wnuka… No, chyba, że jesteś kimś więcej niż przyjacielem.
W tym momencie, doszedłem do wniosku, że moje życie raz na zawsze uległo zmianie.
No, oczywiście najpierw wbiło mnie zdziwienie w kanapę. Czy mój własny dziadek, właśnie zasugerował, że…? Z Nathanem łączy mnie coś więcej niż przyjaźń…? Nie żebym miał coś przeciwko takich związkom, ale… No bez przesady! Czy ja wyglądam na kogoś o takim guście?! Nathan też miał niczego sobie minę, a tak właściwie to jej nie miał, bo zadławił się herbatą i teraz zasłaniając sobie twarz kasłał w najlepsze.
– Dziadku!- krzyknąłem.- Czy ja ci właśnie nie powiedziałem, że idę do Podziemia, po dziewczynę, która mi się podoba… ba! Kocham ją, a ty wyjeżdżasz z takim podejrzeniem…?!
– No przepraszam, przepraszam!- dziadek uniósł ręce w geście wyparcia się tego, co powiedział.- Ja po tobie Miki, to się już mogę wszysciusieńkiego spodziewać, Kochaniutki.
– No wiem- poparłem jego słowa, bo cóż… miał rację.- Ale… no bez przesady!- oburzyłem się.
– Właśnie- wychrypiał Nathan, nadal pokasłując.- Nie jestem homo, a nawet jakbym był, to z całym szacunkiem dla pana wnuka, panie Abreem, ale byłby on ostatnią osobą na mojej liście.
No tak, zawsze można na niego liczyć. On to ma priorytety- nie ważne, że mój dziadzio stwierdził, że coś między nami jest, ważne jest to, że nigdy by mnie nie wybrał.
– No dzięki, stary- prychnąłem.- Też byłbyś ostatni.
– I całe szczęście.
– Ale weź, aż taki straszny to ja nie jestem…
– Jesteś.
– No przynajmniej lepszy niż ty- prychnąłem.
– Nie powiedziałbym. Ja przynajmniej jakoś wyglądam.
– No tak trochę nie do końca.
– A jednak zawsze lepiej niż ty.
– Spadaj.
– Sam spadaj.
– Wypchaj się.
– Sam się wy…
– Chłopcy, chłopcy- spokojnie!- zawołał staruszek uciszając nas.- wierzę wam już, że nic was nie łączy, nie musicie mi tego udowadniać.
– Ja wcale nic nie udowadniam- oburzył się Nathan.
– Właśnie! Ja go ledwo co znoszę, więc nic nie udowadniam.
– Wzajemnie…
– Koniec!- odrzekł dziadek unosząc palec w górę.- Jeszcze jedno słowo, a wyrzucę was z tego domu.
Popatrzył się na nas groźnie a kiedy dostrzegł, że żadne z nas nie ma już nic do powiedzenia, poprawił swoje okulary i rozsiadł się z satysfakcją w fotelu. Nathan bąknął coś pod nosem, ale już się nie odezwał. Chciał napić się herbaty, ale jednak zrezygnował, bo pewnie nie chciał znów się prawie udusić. A szkoda…
– No panowie- powiedział dziadek, powoli wstając i podpierając się o oparcie na trzęsących się ramionach i uśmiechając się smutno.- Chyba musimy się żegnać, Apollo przyjechał.
Już chciałem spytać, niby skąd to wie, ale uprzedziło mnie stukanie do drzwi. Mój dziadek jest jasnowidzem…Spojrzałem zdziwiony na Nathana. Ten uniósł zdziwiony brwi, ale również wstał.
– Żegnaj, Miki- dziadzio poklepał mnie po plecach. Był ode mnie niższy o głowę, więc żeby spojrzeć mi w oczy, musiał zadrzeć głowę do góry.- Nie puściłbym cię, ale wiszę to twoim koleżankom- mruknął lekko zawiedziony. Zmarszczyłem brwi, a dziadek to zrozumiał i wyjaśnił: – Jak przychodziły do nas, dawały mi wygrywać w szachy i tą śmieszną grę ‘państwo miasto’. Więc chyba jednak muszę was puścić- dodał zawiedzionym głosem.
– Haha, dobrze dziadku- uśmiechnąłem się do niego.- Jak wrócę, to cię będę częściej odwiedzał- obiecałem, a dziadek znowu ścisnął mnie swoimi kościstymi i drżącymi ramionami.
– Znowu zapomnisz o starym, umierającym dziadku- westchnął, ale w jego głosie nie było nic ze smutku, ani rozczarowania. Bardziej zrozumienie.- Ale zawsze będziesz tu mile widziany. Przyprowadź je na szachy. Dawno nie grałem…
Staruszek oderwał się ode mnie i zwrócił się ku Nathanowi. Ten stał czujnie mu się przyglądając, jakby obawiając się, że jego spotka to samo co mnie, a mianowicie dziadek połamie mu żebra.
– Ty też wpadaj mój drogi. A tak mi się przypomniało… Miałem kiedyś bardzo podobną znajomą do ciebie. W sensie, że miała takie same rysy twarzy i oczy jak ty. No, znałem ją, jak była dzieckiem. Znała twoją mamę, Miki- uśmiechnął się smętnie, ale zaraz dodał w stronę Nathana:- Nazywała się Julia…
– Pan też?!- zapytał szybko Nathan, patrząc z niedowierzaniem i przerażeniem na dziadka.
Dziaku, kocham cię, jesteś moim mistrzem. Wiem, ze zaraz będę żałować tych słów, ale już się na ciebie nie gniewam, co do tych podejrzeń. Odkupiłeś się Julią.
– Co też?- spytał zdziwiony dziadek.
– Nic, nic, bardzo miło mi było pana poznać- odparł szybko Nathan, żebym nie zaczął drążyć tematu.
– Wzajemnie. Uważaj na Miki’ego. Ta ciamajda zaraz wpadnie w jakieś tarapaty. Nie wiem, jak z nim wytrzymujesz.
– Ja też nie…
– No ja też nie wiem. Że nie wstyd ci się pokazywać ze mną, bo wypadasz przy mnie tak blado.- mruknąłem, trącając Nathana łokciem.- Co Juuliooo?
Nathan spiorunował mnie wzrokiem i już miał coś powiedzieć, ale do drzwi znów rozległo się pukanie.
– No szybko, zmykajcie- rzekł dziadek i ponaglająco poklepał Nathana w ramię.- A, i masz trochę herbaty ziołowej- dodał, wciskając mu do kieszeni pozwijany kawałek papieru.- Udanej misji, czy innych boskich pierdół- zaskrzeczał uśmiechając się z politowaniem.- Że też nie możemy być normalną rodziną…
Hah, świetne jak zwykle. Naprawdę uwielbiam te Twoje teksty i pomyłki bohaterów. Widać, że Nathan słabo zorientowany, co to mapa 😉
Genialne! Jego dziadek wymiata ;D Pisz szybko CD. Ja jakoś wolę Nathana, ale oboje są świetni. Te ich teksty…
Serio? Tylko 2 komentarze pod takim cudem? Co się stało z wszystkimi fankami, przecież jeszcze nie dawno było ich tak duuużo >.<
Ann24, znasz moje zdanie, wiesz, że jak przestaniesz to pisać, to cię znajdę i będziesz musiała znaleźć sobie jakiegoś Mika/Nathana, żeby to on nawalał po cb do Hadesu ;** To tyle z mojej strony :3
Umarłam przy fragmencie jak dziadziuś stwierdził, że Nathan to ktoś więcej niż przyjaciel. O mamo xD A tym zadaniem "W tym momencie, doszedłem do wniosku, że moje życie raz na zawsze uległo zmianie." To rozwaliłaś mnie już zupełnie <3 Koooocham!!!
No, mnie też zatkało. Ja się tu zachwycam tą częścią od dwóch dni, a ten komentarz jest dopiero czwarty…
Ann… Ja ci już pisałam o rozwaleniu mnie na kilka kawałków podczas rozmowy z dziaskiem… i o mojej tragicznej śmierci ze śmiechu…
Dzięki za dedykacje, a, używając czaromowy rozkazuję cie pisać CD!
Koooocham <3 Najlepsze opowiadanie na tej stronce! Praktycznie, to tylko dla niego, no i może jeszcze z 2-3 innych na nią wchodzę 😀
Cieszę się, że tak szybko piszesz. Nie wpływa to na styl pisania, nie- jest super Dziadek rozłożył mnie na łopatki. kocham gościa, choć domyślam się, że na dłuższą metę to bardzo uciążliwy klient ;* Ale prawie ryczałam ze śmiechu, w momencie, kiedy dziadek chciał się wysmarkać w bluzkę Nathana. Kurde, chciałabym zobaczyć minę chłopak :3 Albo jak o homosiach <3 heheheh, bezcenne :3 Ale to było też takie słoooodkie, jak Mike powiedział, że kocha Miri <3 Umieram 😀
Tak mało komentarzy???? Pod TAKA pracą?! Nie wierzę O.o już pod jakimiś nowymi opkami jest więcej, a to…? To to ma już ponad rok!!!!! i około 35 rozdziałów! No ludzie, co jest?!
Ja cię zabiję, bo przez ciebie straciłam reputacje u sąsiadów. Tak to jest jak czyta się toje prace przy oknie i tycze ze śmiechu albo robi dziwne miny w zależności od tekstu >.<
Pisz szybko ciąg dalszy
Jak już piszemy kto kogo woli, to wolę Mika, ale Nathan jest taki… MRAAAUUU :*
Ej, Ann, dodaj opko w narracji dzieeewczyyyn, błaagam *-* ja chcę moją miruś i jane <3
Jaki ty masz genialny talent! Twoje opka są świetne, czekam z niecierpliwością na CD
Jak już kilka osób pisze kogo woli, to ja wybieram Nathana i Jane xd
Ale Mike i Miro też są spoko. Pisz CD
Głupi telefon… Mike i Miri*
Świetne opowiadanie. Bardzo ciekawe i szybko się je czyta. Czekam z niecierpliwością na następną część