Wtem Ingrid z domku Demeter usłyszała przed drzwiami jakieś kroki. Zaniepokoiło ją to. Od pewnego czasu nie było tu już tak bezpiecznie. Coraz więcej osób zaczęło znikać w niewyjaśnionych okolicznościach. Trzeba było podjąć nowe formy bezpieczeństwa. Od razu po kolacji wszyscy mieli udać się do domków i nie wychodzić, aż do śniadania. Coś niebezpiecznego kręciło się po Long Island. Mimo to dziewczyna postanowiła wyjść i sprawdzić. Z natury była bardzo ciekawska, a odkrycie takiej tajemnicy byłoby naprawdę czymś.
Wyciągnęła swój sztylet i po cichu wyszła na zewnątrz. Niczego tam nie było. Domki stały, jak stały, drzewa rosły, jak rosły. Potwory… no właśnie, zwykle ryczały całą noc, ale teraz było cicho jak makiem zasiał, ale poza tym wszystko było w jak najlepszym porządku. Postanowiła więc wrócić do środka i zapomnieć o sprawie, gdy nagle zza ściany drzew wyłoniła się para okropnych, czerwonych oczu. Córka Demeter odruchowo cofnęła się o krok i uniosła broń, a gdy znów spojrzała w tamto miejsce niczego tam nie było. Zaczęła się nerwowo rozglądać dookoła, gdy usłyszała szelest po swojej prawej stronie.
Odwróciła się jak oparzona i stanęła naprzeciwko dziwnej, ciemnej istoty o wściekle czerwonych oczach, które świeciły się złowrogo. Była dość wysoka, mogła mieć z metr siedemdziesiąt, i wyglądała całkiem jak człowiek nie licząc oczu oraz ostrych jak brzytwy, lśniących, białych zębów odbijających się w mdłym świetle niebiańskiego spiżu.
Półbogini stała sparaliżowana strachem nie mogąc się ruszyć. Serce waliło jej jak oszalałe i nie mogła oderwać wzroku od tajemniczej postaci, która powoli się do niej przybliżała. Była jednak na tyle przytomna, że uniosła sztylet i przyszykowała się do obrony, ale dziwny nieznajomy w ułamku sekundy zjawił się tuż obok niej i wytrącił jej broń z ręki. Już miała krzyknąć, ale tajemniczy gość przyłożył jej rękę do ust i wykonał jeden szybki ruch w kierunku jej dłoni, który sprawił jej ból, gorszy niż jakikolwiek inny. Nie była w stanie poruszyć chociażby palcem. Nie miała szans, aby się bronić, albo kogokolwiek o tym zaalarmować. Gdyby tylko los był dla niej tak łaskawy, że obdarowałby ją jakąkolwiek mocą do kontrolowania roślin, jak niektóre z jej rodzeństwa może jakoś by sobie poradziła, ale nic z tego. Kiedy już zapadała się w ciemność ostatnią rzeczą jaką zobaczyła były mijane drzewa i kamienie. Oddalała się od Obozu. Jej ciało ciągnięte przez istotę zostało wrzucone i zakopane w głębokim dole, dusza zaś zmierzała już prosto do Hadesu.
O,kurcze.
Za krotkie,no wez :[
Niezle zaciekawilas mnie ta postacia. Czekam!
,,Była ciemna, bezksiężycowa noc. Wszyscy półbogowie byli już dawno w swoich domkach i spali. Chociaż słowo sen jest zbyt przesadzone. To były raczej parominutowe drzemki”
Bez przerwy powtarzasz był/była ipt. Mogłabyś napisać np. Jako pierwsze zdanie ,,Ciemna, bezksiężycowa noc otuliła Obóz.” Itp. No i skoro piszesz w przeszłym nie powinno pojawić się ,,jest”, (Chociaż słowo sen jest zbyt przesadzone.) wiem, nie popełnianie takich błędów jest trudne – sama miałam z nimi kłopoty.
Ale opowiadanie ciekawe, fascynujący pomysł. Jak już większość zauważyła kocham tajemnice i na pewno przeczytam CD, choć postaraj się o dłuższe – te jest strasznie krótkie, zrób PRZNAJMNIEJ trzy razy dłuższe.
Zaciekawiłaś mnie. Pisz cd ale ma być duuuuuużo dłuższy 😉
Och… Się dziewczyna nagrała. Szybko zmarła, szkoda mi jej. Podoba mi się Twój styl, ładnie piszesz. Zaciekawiłaś mnie Mam tylko nadzieję, że następny rozdział będzie dłuższy