Z dedykacją dla Dresów, w szczególności dla Leony za pomoc przy tytule. Miejmy nadzieję, że wkrótce znów zawładniemy chatem.
______________________________
Chłodne nocne powietrze przeszywało mnie na wskroś powodując dreszcze na całym obolałym ciele, jęknęłam w duszy okrywając się szczelniej bluzą. Było mi zimno. W powietrzu roznosił się tupot moich nowych, niestety używanych trampek, które kupiłam wczoraj w sklepie z odzieżą z drugiej ręki za trzy dolary. Mały niepozorny sklepik przyciągnął mnie swoją tajemniczością, oddalony od głównej ulicy wydawał się dosyć ciekawy, jak na sklep oczywiście. Moja intuicja jak zwykle mnie nie zawiodła i byłam teraz szczęśliwą posiadaczką kilku porządnych i jednocześnie tanich ubrań. Tym sposobem straciłam, jednak połowę swoich oszczędności, ale postanowiłam się tym nie przejmować. Nie wiadomo, kiedy pojawi się kolejna okazja do kupienia sobie czegoś, a ja osobiście nie chciałam chodzić w zbyt znoszonych ubraniach.
Szłam wąską ścieżką brylując między wysokimi drzewami, wciskając ręce głębiej do kieszeni mojej starej, wytartej bluzy, która lata swojej świetności miała dawno za sobą, a teraz wyglądem wołała „Proszę, wyrzuć mnie”, jednak lubiłam ją. Dawała dużo ciepła, choć wyglądała na cienką, była luźna i czarna, i na dodatek to jedna z ostatnich pamiątek po moim utraconym życiu, nie chciałam się jej pozbywać. Pamiętam jak mama kiedyś w niej chodziła. Najczęściej zakładała ją z samego rana, gdy musiała szybko zrobić śniadanie, a nie miała czasu, żeby się przebrać. Westchnęłam ze smutku i zmęczenia jednocześnie. Powieki same kleiły mi się już od dawna, ledwo szłam i miałam ochotę usiąść na najbliższą ławkę, i po prostu zasnąć, jednak nie zrobiłam tego. Naprawdę miałam ochotę wydostać się z tego zasranego miasta. Chciałam wyjechać stąd jak najszybciej, zostawić to miejsce daleko za sobą i po prostu o nim zapomnieć, tak jak o większości innych odwiedzonych przeze mnie miejscach, ale nie mogłam tego zrobić. Jedyny kursujący pociąg odjechał kilka minut temu, a ja oczywiście spóźniłam się na niego. To się nazywa prawdziwe szczęście. Następny transport pojawi się dopiero nad ranem, więc jeszcze cała noc przede mną. Niestety. Nie miałam zielonego pojęcia gdzie się udać, nie znałam tej miejscowości, nie znałam tutaj nikogo, byłam sama, zresztą jak zawsze. Co chwilę miałam ochotę rzucić jakąś złośliwą uwagą we własnym kierunku, więc było ze mną źle. Naprawdę źle. Musiałam odpocząć.
— Cholera! — krzyknęłam sama do siebie, nie zważając na to, że mogę zwrócić na siebie uwagę podejrzanych typów, którzy kręcili się po nocach w takich miejscach. Miałam zły humor, chyba najgorszy w całym moim życiu, więc nie myślałam racjonalnie. Po części było mi też wszystko obojętne, miniony dzień wyprał ze mnie praktycznie wszystkie emocje.
Zrezygnowana usiadłam na jednej z drewnianych ławek i ukryłam twarz w dłoniach, wzdychając głośno. „Leila, bierz się w garść do cholery”, krzyknęłam do siebie w myślach, jednak nawet to nie pomogło. Nienawidziłam tego stanu, kiedy opadałam z sił, nie miałam chęci na dalszą wędrówkę. Spojrzałam z tęsknotą w nocne niebo, zastanawiając się, czy kiedykolwiek znajdę bezpieczne miejsce, które będę mogła nazwać domem. Moją własną bezpieczną przystań.
Z niemałym wysiłkiem odkleiłam się od zimnego drewna i powlokłam się w stronę stacji kolejowej, która o tej porze powinna być już pusta, choć nie wiedziałam, która jest dokładnie godzina. Po drodze rozkoszowałam się specyficznym zapachem otaczających mnie drzew i panującą ciszą, która raz na jakiś czas przerywana była pohukiwaniem sowy. Nocna pora była jedną z najcudowniejszych rzeczy, jakie mogły spotkać człowieka. Wyjątkowa aura otaczała swoją delikatnością i tajemniczością cały świat, choć większość ludzi nie mogła jej po prostu dostrzec, leżąc bezpiecznie o tej porze w wygodnych łóżkach.
Droga do stacji nie zajęła mi długo, mimo iż nie wiedziałam, gdzie się znajduje, szłam za głosem swojego instynktu, a ten jak zwykle mnie nie zawiódł, chyba jedynie w nocy miałam takie szczęście. Tak jak się spodziewałam, okolice budynku były opustoszałe, nie kręcił się tu nikt, co było mi na rękę, obeszłam starą budowlę dokoła i położyłam się na jednej z ławek na peronie, i nie wiedząc czemu szepnęłam sama do siebie:
— Bądź mi opiekunką, Selene. – Po czym odpłynęłam w krainę snów.
Eh. Już nie ma za co, nie ma za co…
Podobało mi się już w dzień „próbnego podboju chatu”, ale fajnie, że zamieściłaś. Nie znalazłam błędu wiec mój hejtersko-wytykający komentarz nie może taki być. Będę czytać, bo mnie przymusiłaś – korci mnie kto jest jej rodzicem i choć dostałam drobniutki spojler to nadal nie wiem. No nic. Pisz, pisz.
Pozdrawiam :3
Nie mam pojęcia za co, ale uwielbiam Twoje opowiadania. Jakoś tak, po prostu. Zaciekawiłaś mnie, a może nie, sama nie wiem. Chyba tak, bo po takim prologu mam ochotę przeczytać co najmniej kilka rozdziałów. Cóż powiedzieć, czytać będę na pewno, chociażby po to żeby dowiedzieć się co i jak z jej matką i dlaczego podróżuje.
Och! Pyszczek! I jest tytuł! 😀 Bardzo fajny! Ja już Ci mówiłam co sądzę na temat tego opowiadania. Mam nadzieję, że z następną częścią nie będziesz tyle zwlekać
Dziękuję za dedykację :* Oczywiście, chat jeszcze będzie nasz <3
Och! Pyszczek! I jest tytuł! 😀 Bardzo fajny! Ja już Ci mówiłam co sądzę na temat tego opowiadania. Ostatnie zdanie najlepsze. Mam nadzieję, że z następną częścią nie będziesz tyle zwlekać
Dziękuję za dedykację :* Oczywiście, chat jeszcze będzie nasz <3
Hmmm. Ciekawe jakie jej życie było wcześniej.
Opko podobał mi sie bardzo. Masz wypracowany styl, zero błędów, dobre opisy miejsc i uczuć. Tytuł też fajny. Z chęcią przeczytam CD.
Dresie, jak mi brakowało tych opisów! To opko kojarzy mi się tylko i wyłącznie dobrze, bo było w dzień ponownego zebrania Dresów <3 Pisz cd <3 (znowu zawładniemy chatem, sobota jest nasza :p)
Czyżbym była ostatnim Dresem, który nie skomentował? Wybacz. Ostatnio w ogóle tu nie wchodzę, a w dniu oblężenia chatu nie miałam ochoty, by dokończyć. Częściowo przywróciłaś mi wiarę w nielipne opka. Dwie rzeczy mi się nie podobały:
Moment, kiedy „z tęsknotą zerkała w niebo, zastanawiając się, czy kiedykolwiek znajdzie bezpieczną przystań, dom”
Może to lafiryndowate, ale mam ostatnio dość takich wzniosłych, arcy-wzruszających momentów. Wolałabym, gdyby zastanawiała się, gdzie spać tej nocy, by nie było jej zimno, albo co zje jutro.
Druga rzecz: „Nie wiedząc czemu, szepnęła sama do siebie…” To trochę tandetne.
Wybacz dosadność, ale dzisiaj miałam chyba najgorszy dzień od dawna i mam zły humor.