Witajcie pyszczki! Wróciła szkoła, wrócił „Pamiętnik Heroski”.
Dwa dni temu miałam urodziny, a prezent dostajecie wy. O ile można to nazwać prezentem. Powoli zbliżamy się do końca. Jeszcze jeden rozdział i…
Och tak mi przykro.
A nie…
Czekajcie…
Jednak nie. 😀
Teraz dla odmiany rozdział jest krótki. Dedykuję tę część tym, którzy czytali opowiadanie od początku oraz tym, którzy dopiero niedawno się skusili. Piątka dla was.
Rozdział IX:
Wszystko się komplikuje, kiedy w grę wchodzi bal!
Drogi Pamiętniku,
mam spore zaległości.
Muszę Ci tyle opowiedzieć, ale nie wiem od czego zacząć. Nie chcę niczego pominąć. No dobrze, to… Hhmm… Opuściłam już pawilon szpitalny. Czy jest lepiej? Nie potrafię tego stwierdzić. Było ciężko. W dzień miałam mnóstwo gości. Wszyscy chętnie mnie odwiedzali. Było naprawdę miło. Ale w nocy… Nie mogłam spać. Wtedy dopiero czułam ból. Rany zadane mi przez bicz paliły i rozrywały mi skórę. Z krzykiem i płaczem rzucałam się na łóżku. Kiedy w końcu udawało mi się zasnąć, dręczyły mnie potworne koszmary. Za każdym razem to samo. Noc w lesie. Erynie. Tortury. Aż mam dreszcze. Oczywiście nikomu o tym nie mówiłam. Nie chcę, żeby się niepotrzebnie martwili. I tak musiałam być dla nich problemem. Potrzebowałam pomocy. Danielle przy mnie była. Nie tylko dotrzymywała mi towarzystwa, ale też pomagała przy prostych czynnościach, z którymi sama nie mogłam sobie poradzić. Jestem jej za to bardzo wdzięczna.
Nad przebiegiem całego mojego leczenia czuwał Jessy. Chłopak jest najstarszym synem Apolla na obozie i do tego najlepszym medykiem. Pilnował, by moje rany prawidłowo się goiły i by nie było blizn. To on był odpowiedzialny za zmianę opatrunków. Smarował moje ciało różnymi maściami. Na początku było to bardzo krępujące, ale potem się przyzwyczaiłam.
Cody i Danny patrzyli na to z innej strony. Im się to nie podobało. Tak w ogóle, to oni zawarli chyba jakiś sojusz. Trzymają się razem, nie kłócą i do tego zgadzają w wielu kwestiach. Cieszę się z tego.
Oni też mnie codziennie odwiedzali, ale Jessy ich wyganiał. „Dla mojego spokoju”.
W każdym razie, opuściłam już pawilon szpitalny. Nie jestem jeszcze w pełni sił, ale moje ciało jest wytrzymałe. Doszłam do siebie w zaskakująco krótkim czasie. I tak jak obiecywał Jessy – nie mam blizn. Może na zewnątrz, bo wewnątrz siebie noszę głębokie skazy. To co stało się w lesie, zmieniło moje postrzeganie na wiele spraw. Czuję się inna. Chcę być inna. Silniejsza.
I zrobiłam już krok w tej sprawie. Najpierw porozmawiałam z Danielle. Obie miałyśmy ten sam cel. Udałyśmy się więc do Chejrona i namówiłyśmy na indywidualne treningi. Na początku nie chciał się zgodzić, ale go przekonałam. Powiedziałam, że jeśli rozwiążą nasze grupy, będziemy musiały trenować tak jak wszyscy inni. A mi zależy na specjalnych zajęciach. Poprosiłam go też o dalsze ćwiczenia z Mgłą. Jak na razie, odbył się jeden taki trening dla nas. Danielle i ja musiałyśmy walczyć przeciw sobie. To było trudne, ale nie poddamy się. Obie mamy cel. Chcemy być silniejsze i zauważone. Pragniemy, by nasi rodzice byli z nas dumni. Zajęcia utrzymujemy w tajemnicy. Nie chcę, by ktoś o tym wiedział.
A właśnie! Drużyny! Jak na razie, nie zapadła jasna decyzja. Zeus konsultuje się z innymi bogami. Nie wiedzą, czy pomysł był sprawdzony. Chejron powiedział, że najprawdopodobniej nasze grupy się rozpadną. Szkoda…
Błogosławieństwo Cody’ego i Nico już „się skończyło.” Obaj żałują. Ponoć było super. Jeszcze nie słyszałam, by ktoś był tak długo wspomagany przez boskiego rodzica. Ciekawe jakby było ze mną?
Jest jeszcze jedna sprawa… Hhmm… Z okazji pierwszej rocznicy wygranej wojny z Kronosem, Zeus ogłosił bal. Ma się on odbyć równo w dzień, kiedy wojna się zakończyła. Na olimp są zaproszeni wszyscy obozowicze. Mamy się elegancko ubrać i świętować razem z bogami. Niby wszystko super, ale musimy przyjść z osobą towarzyszącą. Każdy ma mieć partnera! No i właśnie tu pojawia się problem. Chciałabym pójść z kimś wyjątkowym. Co ja mówię?! Chcę, żeby to Cody mnie zaprosił. Niestety tak się nie stanie…
Jako pierwszy zaprosił mnie Danny, ale od razu odmówiłam. Wiem, że Danielle chciałaby z nim pójść, jednak nie ma odwagi, by go zaprosić. On też tego nie zrobi, bo jest debilem, który nie widzi, że córka Ateny czuje do niego coś poważnego. Kilka razy próbowałam mu coś zasugerować, ale on jest taki głupi!
Do balu pozostały trzy dni…
Zamknęłam pamiętnik i odłożyłam na bok pióro. Westchnęłam głęboko i wyciągnęłam się na łóżku. Dopiero wróciłam z areny. Poprosiłam Clarisse, by trochę ze mną powalczyła. Na początku nie chciała się zgodzić. Niby nie powinnam jeszcze trenować, ale mam to gdzieś. Muszę być silniejsza. Myślałam, że mogę uniknąć walki, że po prostu nie jestem do tego stworzona. Ale teraz zrozumiałam, że to jest moje życie. Jestem herosem. A będąc herosem nie można unikać walki. Trzeba trenować jeśli chce się przeżyć. Taki jest los nas wszystkich. Nie mamy wyboru. Tacy się rodzimy. Bycie półbogiem jest naszym piętnem.
Schowałam pamiętnik, poprawiłam kitkę i wyszłam z domku. Umówiłam się na spacer z Rose i Danielle. Żeby nie było! To, że postanowiłam więcej trenować i nie przykładać się tak do wyglądu, nie znaczy, że nie będę spędzać czasu z Rose. Córka Afrodyty jest naprawdę fajną, dobrą, sympatyczną, wesołą i pomocną osobą.
Wyszłam z domku, gdzie czekały na mnie dziewczyny. Blondynki uśmiechnęły się wesoło.
– Jak się czujesz? – spytała Rose kiedy do nich podeszłam
Wywróciłam oczami. To pytanie działało mi już na nerwy. Miałam dość tej ciągłej troski.
– W porządku, dziękuję. – odparłam szybko
– Powinnaś odpoczywać w domku. – stwierdziła Danielle, a ja uśmiechnęłam się do niej
– Starczy tego leżenia w łóżku. Trzeba coś robić, ruszać się. – wyjaśniłam i poszłyśmy na spacer
Siedziałyśmy na pomoście. Leniwie moczyłam nogi w chłodnawej wodzie. Bawiłam się spinką od Zeusa i zamyślona wpatrywałam się w niebieskie niebo. Kiedy słońce schowało się za białym obłoczkiem, poczułam na skórze lekki powiew wiatru. Potarłam rękoma ramiona i zamachałam nogami, głośno przy tym chlapiąc. Spojrzałam na wodę. Przez chwilę wydawało mi się, że widzę pod jej powierzchnią jakiś ruch. Wytężyłam wzrok i dostrzegłam dwie wesołe dziewczyny. Strasznie się zlękłam, ale okazało się, że to tylko nimfy wodne.
– Lana! Lana, słyszysz mnie?!
Rose zamachała mi ręką przed twarzą. Zamrugałam gwałtownie i wyrwałam się z zamyślenia. Najady zniknęły nim zdążyłam im się bliżej przyjrzeć. Rose i Danielle wpatrywały się we mnie zmartwione.
– Przepraszam, zamyśliłam się. – przyznałam spokojnie – Mówiłaś coś?
– Tak! Pytałam jak wygląda sprawa z balem. – powiedziała z entuzjazmem
Danielle i ja spuściłyśmy głowy.
– Cody mnie nie zaprosi. – mruknęłam
– To Ty go zaproś.
– W życiu! Pewnie by odmówił! Poza tym, jestem w tych sprawach staroświecka. On to powinien zrobić! – powiedziałam z pełnym przekonaniem
– No co za typ… – westchnęła córka Afrodyty – A Ty Danielle? – zagadnęła szarooką
– To samo. A Ty z kim pójdziesz?
Rose zamyśliła się chwilę.
– Zaprosił mnie syn Dionizosa, Aresa, Apolla i Hermesa. Chyba pójdę z tym od Apolla. – powiedziała Rose patrząc w niebo – Jest przystojny.
– Synowie Apolla są bardzo przystojni… – szepnęła cicho Danielle, a ja i Rose wymieniłyśmy znaczące spojrzenia
– Czemu nie zaprosisz Danny’ego? – spytałam
– Z tego samego powodu, z którego Ty nie zaprosisz Cody’ego. – odparła i obie równocześnie spuściłyśmy głowy z zażenowaniem
– Nie możecie pójść same!
– Wiemy. – mruknęła Danielle
– Cóż… – zaczęłam niechętnie – Jessy mnie zaprosił. Jeśli Cody tego nie zrobi, pójdę z nim. Jutro muszę dać mu odpowiedź.
– To świetnie! – zaklaskała Rose – Będziecie razem ładnie wyglądać! A Cody pożałuje jak tylko Cię zobaczy! Tak Cię odstawimy, że wszystkim szczęki opadną!
Ja jakoś nie podzielałam entuzjazmu blondynki. Cały ten pomysł mi się w ogóle nie podobał. Nie miałam ochoty na żadne strojenie, tańce i bal. Oczywiście moja niechęć wynikała z braku wymarzonego partnera.
– Jeśli Cody mnie dziś nie zaprosi, przyjmę zaproszenie Jessy’ego. – oświadczyłam zdecydowanie
– Fajnie by było, gdybyśmy we trzy poszły z synami Apolla. – rozmarzyła się Rose
Kiedy miałam już dość tej męczącej rozmowy, pożegnałam się z dziewczynami i ruszyłam na arenę. Obozowicze zaciekle trenowali. Nie miałam zbroi, więc odpuściłam sobie szermierkę i zajęłam się łucznictwem. Stanęłam przed jedyną wolną tarczą. Najpierw trochę się powyciągałam, by rozgrzać wciąż obolałe mięśnie. Zamieniłam spinkę w łuk i kołczan. Napięłam cięciwę, wytężyłam wzrok, skupiłam się i wystrzeliłam. Strzała ze świstem przecięła powietrze i trafiła w tarczę. Spojrzałam krytycznie na efekt. Bez dłuższej chwili zwłoki powtórzyłam czynność. Strzelałam tak długo, dopóki było miejsce w tarczy.
Nagle coś przemknęło mi koło ucha. Pisnęłam przestraszona, a łuk wypadł mi z ręki. Zaczęłam się rozglądać wokół.
– Bardzo przepraszam! – usłyszałam za sobą
No tak, „publiczna” arena. Takie rzeczy to norma. Gdybym ćwiczyła na naszej polanie, miałabym spokój. Ale tam pewnie byliby chłopacy i czepialiby się, że trenuję.
– Nic Ci się nie stało?!
Odwróciłam się zlękniona. Przede mną stała niska, szczupła, opalona blondynka o dużych, ciemnoniebieskich oczach. Dziewczynka wyglądała na jakieś dwanaście lat, ubrana była w obozową koszulkę i jeansowe spodenki, a włosy miała splecione w starannego kłosa.
– Nie, nic się nie stało. – odparłam, wciąż będąc w szoku
– Jeszcze raz przepraszam! Strzelanie słabo mi idzie! – wyjaśniła blondynka podnosząc w górę łuk, który trzymała w dłoni
– Nie szkodzi, takie rzeczy się zdarzają. – stwierdziłam z uśmiechem i machnęłam ręką
– Zauważyłam, że dobrze Ci idzie. Ja z łukiem mam problemy. – oznajmiła niechętnie – Jestem Stella. – dodała i uśmiechając się, wyciągnęła do mnie rękę
– Lana. – rzekłam ściskając jej drobną dłoń
– Lana? Ta od Zeusa? – spytała dziewczyna, a ja spojrzałam na nią zdziwiona
– Tak, a co?
– Nic, tylko mój brat ciągle o Tobie mówi! – przyznała Stella i zaśmiała się
– Brat? – spytałam marszcząc czoło
– Danny Harrison. – odparła wciąż się uśmiechając
– Nazwałaś go swoim bratem? – spytałam niedowierzająco
– No tak, oboje jesteśmy dziećmi Apolla. – odpowiedziała jakby to było oczywiste – A Danny cały czas nam o Tobie opowiada! Raz przy śniadaniu, tak się na Ciebie zapatrzył, że zadławił się jedzeniem! Plaster bekonu stanął mu w przełyku! Danny jest taki zabawny! – dodała dziewczynka wciąż się przy tym śmiejąc
Spojrzałam na nią z uśmiechem. Cała była czerwona od śmiechu. Mówiła o chłopaku z sympatią. Nazwała go swoim bratem. Gdyby tylko on to słyszał… Może nie było tak źle jak opowiadał. Może jego rodzeństwo wcale nie było takie obojętne.
– Jak długo jesteś na obozie? – spytałam
– Hhmm… Prawie rok. – odparła
– To i tak dłużej niż ja. Trafiłam tu na samym początku czerwca.
W jednej chwili zdałam sobie sprawę jak ten czas leci. Była już końcówka sierpnia. Wydawało mi się, że zaledwie dzień wcześniej zaatakowała mnie Lamia i trafiłam na obóz. Wraz z rozpoczęciem szkoły musiałam podjąć ważną decyzję. Ale to nie był czas, by o tym myśleć.
– Poćwiczymy razem? – spytałam dziewczynę, a ta przytaknęła z uśmiechem
Strzelałam tak długo, aż ręce rozbolały mnie do tego stopnia, że nie mogłam utrzymać łuku. Powinnam pójść do pawilonu szpitalnego na tak zwaną „wizytę kontrolną”, ale nie miałam na to ochoty. Poszłam za to do domku, rzuciłam się na łóżko i zasnęłam. Jake obudził mnie na obiad, ale powiedziałam, że nie jestem głodna. Obserwowałam z okna jak obozowicze tłumami idą do pawilonu jadalnego. Kiedy miałam już pewność, że nikt mnie nie zobaczy, wymknęłam się z domku i pobiegłam na polanę treningową swojej drużyny.
„Lana jak ninja!”
Zaczęłam w ciszy i spokoju trenować szermierkę. Ćwicząc myślałam o wielu rzeczach. Nie potrafiłam skupić się na manekinie. Wolałabym walczyć z prawdziwym przeciwnikiem.
Wracając z łazienki rozmyślałam o tym, że cały dzień udawało mi się unikać Cody’ego i Danny’ego. Ceną za to był głód, no ale trudno. Wiedziałam, że źle robię, w końcu byliśmy przyjaciółmi, ale chłopcy byli strasznie przewrażliwieni. Nie pozwalali mi trenować. A Danny w dodatku cały czas robił wszystko, bym zgodziła się z nim pójść na bal.
– Lana! Pomóż mi! – zawołał Jake kiedy weszłam do domku
– Co jest? – spytałam zamykając drzwi
Szybko wskoczyłam pod kołdrę. Brat chodził zdenerwowany po domku. Myślałam, że może skończyła mu się plastelina, czy coś.
– No mów. – ponagliłam go
– Zaprosiłem koleżankę na bal! – krzyknął nagle, a ja wytrzeszczyłam oczy
– Kogo? – spytałam szybko
– Claudię!
– I co?! – spytałam przesuwając się na samą krawędź łóżka
– Nie wiem. Powiedziała, że się zastanowi, bo zaprosił ją też taki Patrick – syn Aresa! Wiesz, on jest od nas starszy o rok! Ma jedenaście lat! Na pewno będzie wolała pójść z nim. – wypalił na jednym tchu i padł na swoje łóżko
Westchnęłam ciężko i spojrzałam na brata z uśmiechem.
– Lubisz ją? – spytałam niewinnie
– Niee… Wszystkie dziewczyny są głupie. Ale Claudia zawsze przynosi na treningi ciasteczka. I jest miła. Z innymi dziewczynami nie rozmawiam. Ech… Czemu musimy z kimś iść? Nie obchodzą mnie żadne bale! To dla takich starych ludzi jak Ty! – wykrzyknął Jake, a ja zmrużyłam oczy
– Niedługo mam szesnaste urodziny… – mruknęłam
– I tak jesteś stara.
– Wróćmy do wcześniejszego tematu. Czemu myślisz, że Claudia z Tobą nie pójdzie?
– Tak myślę. Dziewczyny są dziwne. Same nie wiedzą czego chcą. – oznajmił blondyn i schował głowę pod poduszkę
Zapadła cisza, a ja zdałam sobie sprawę, że Jake mówił prawdę. Miał po prostu rację. W jednej chwili podjęłam decyzję.
„Przyjmę zaproszenie Jessy’ego. Niech się dzieje co chce! Wystroję się i będę się dobrze bawić! Bo niby czemu nie?! Nic nie stoi mi na przeszkodzie! Cody jeszcze pożałuje! Niech zobaczy co stracił! Odwalę się tak, że aż zwali go z nóg! Zzielenieje z zazdrości!”
– O tak! – krzyknęłam zaciskając pięść
Jake zabrał z twarzy poduszkę, usiadł wyprostowany i spojrzał na mnie jak na idiotkę.
– A Ty to już w ogóle jesteś dziwna. – stwierdził z zażenowaniem
– A weź wyjdź! – krzyknęłam i pokazałam mu język
Niedługo potem oboje poszliśmy spać.
~*~
Drogi Pamiętniku,
to dziś!
Dziś jest bal! O jeny! Naprawdę się denerwuję! Siedzę tu w szlafroku z mokrymi włosami i nie wiem co ze sobą zrobić. Dopiero wróciłam z łazienki po długiej i relaksującej kąpieli. Wtarłam w siebie tyle peelingów, balsamów i odżywek, że dziwię się, że nie odpadła mi skóra.
Hhmm… Pachnę truskawkami…
Bogowie, od rana się denerwuję! Miałam się odprężyć, ale wciąż myślałam o wszystkim co jest związane z balem. Nawet wybór bielizny był problemem! Ech… W każdym razie, zaraz idę do domku Afrodyty, tak jak prawie wszystkie dziewczyny. Paznokcie, fryzura, makijaż, no i oczywiście sukienka… Podobno Hermes już dostarczył nasze zamówienia. Mam nadzieję, że wszystko będzie pasować.
A co do mojego partnera, to idę z synem Apolla. Przyjęłam jego zaproszenie, co bardzo go ucieszyło. Obiecał, że będziemy się razem świetnie bawić. W sumie to się cieszę. Jessy jest przecież bardzo fajny. Znamy się od dawna…
Ech… Za chwilę muszę iść. Trzeba mnie zrobić na bóstwo. Tak, tak, wiem, że miałam już nie przykładać wagi do wyglądu, ale to jest przecież wyjątkowa okazja. Nie mam zamiaru przeginać. Po prostu chcę wyglądać ładnie.
Zamknęłam pamiętnik i schowałam go razem z piórem. Wzięłam kilka potrzebnych rzeczy, wyszłam na zewnątrz i potruchtałam do domku Afrodyty.
W środku pachniało różami, silnymi perfumami oraz lakierami. Dzieci bogini miłości miały specjalne sprzęty, co sprawiało, że ich domek wyglądał jak salon fryzjerski, kosmetyczny i SPA. Do tego był też wybieg i garderoby.
Usiadłam sobie obok jakiejś dziewczyny z wałkami na głowie i maseczką na twarzy. Kiedy przyszła moja kolej, córki Afrodyty zafundowały mi wiele zabiegów pielęgnacyjnych. Jedna mnie czesała, druga malowała, a trzecia robiła paznokcie. Były one bardzo krótkie, bo przypominam, że mi się złamały, ale to nie stanowiło problemu. Poprosiłam o coś subtelnego i udało się zrobić delikatny french. Wyglądał skromnie, schludnie i uroczo.
„I tak po balu je całkowicie skrócę.”
– Mogę się zobaczyć? – spytałam
– Nie.
– Nie maluj mnie za bardzo. Nie lubię mocnego makijażu. – oznajmiłam
– Wiem, wiem. Zero pudru, ewentualnie trochę różu, ale obejdzie się. Podkreślam Ci oczy. – odparła skupiona na swojej pracy brunetka
Do domku weszła córka Aresa i zakomunikowała, że pierwsze grupy już mogą jechać na Olimp. Byliśmy podzieleni. Najpierw mieli jechać chłopacy, od najmłodszych zaczynając. Potem dziewczyny, również w hierarchii wiekowej. Z partnerami miałyśmy spotkać się dopiero na Olimpie. Mój przedział był prawie na samym końcu.
Jakiś czas później…
Równo o zachodzie słońca weszłam do windy. W środku grała jakaś kojąca melodyjka. Spojrzałam na stojące obok koleżanki i posłałam im uśmiech.
Danielle wyglądała naprawdę cudnie. Krótkie, blond loczki spięte były w wysoki, staranny kok, a grzywkę miała zaczesaną na bok, dzięki czemu widać było jej czoło. Córka Ateny ubrana była w obcisłą, podkreślającą drobną figurę, lawendową, wyszywaną złotymi nitkami sukienkę. Szarooka założyła też obcasy, dzięki czemu była wyższa i bardziej pewna siebie. Lekki makijaż zdobił jej śliczną twarz.
– Będzie dobrze. – powiedziałam cicho na pocieszenie
– Mimo wszystko. – szepnęła
Również Danielle nie umówiła się na bal z wymarzonym partnerem. Dziewczynę zaprosił Travis Hood. Żadna z nas nie wiedziała z kim miał przyjść Danny.
– Wdech, wydech… – szepnęłam pod nosem
– Ale się denerwuję! – zapiszczała pewna szatynka – Oby Johnemu spodobała się sukienka! – dodała
– Super wyglądasz! Facet padnie!
– Usta mi spierzchły! Która ma błyszczyk?!
– Pić mi się chce!
– A ja muszę do łazienki!
Nagle wszystkie dziewczyny zaczęły panikować i przeżywać. Wygładziłam dłońmi długą do ziemi suknię, którą miałam na sobie.
„Lazurowy błękit. Ciekawe, czy naprawdę moje oczy są takiego koloru… Jeny, ale ona długa! Jak ja mam się dobrze bawić w czymś takim? Masakra. Taniec w bieliźnie byłby efektowniejszy. Hhmm… Ciekawe, czy… Lana, weź Ty się do cholery ogarnij!”
Zaczęłam bawić się opadającymi mi na gołe ramiona i plecy lokami. Włosy miałam krótsze i pocieniowane, więc pasma z przodu miałam złapane do góry i poprzypinane kryształowymi spinkami, natomiast loki z tyłu pozostały rozpuszczone.
Nagle winda zatrzymała się. Pisnął dzwoneczek i drzwi zaczęły się otwierać. Ze zdenerwowania miałam spuszczoną głowę. Stałam jednak na samym przodzie, więc nie mogłam sobie pozwolić na zwlekanie. Powoli podniosłam wzrok, złapałam delikatnie suknię i zrobiłam krok naprzód. Jeszcze nie zdążyłam wyjść, gdy moje serce nagle zabiło szybciej. Zaparło mi dech w piersiach. Parę metrów przed nami stali elegancko ubrani chłopacy, a na samym przodzie stał on. Cody. Syn Hadesa miał na sobie smukły, czarny smoking. Nie garnitur, czy coś. Smoking. Biała koszula, którą miał pod spodem wspaniale kontrastowała z całością. Włosy chłopaka wydawały mi się być bardziej ułożone. Duże, czarne oczy chłopaka były szeroko otwarte. Potomek boga Podziemia trzymał ręce w kieszeniach i z lekko uchylonymi ustami wpatrywał się prosto we mnie. Wyglądał sexy i pociągająco. W jego oczach dostrzegłam coś, czego wcześniej nigdy nie widziałam. Był w nich jakiś niespotykany błysk.
Dopiero po chwili dostrzegłam, że obok Cody’ego stał Danny. Chłopak ubrany był bardzo podobnie. Blond włosy postawił na żel, ale na szczęście z tym nie przesadził. Niebieskie oczy wyglądały jakby miały mu zaraz wyskoczyć z orbit. Guziki białej koszuli miał odpięte, co dodawało mu… Nie wierzę, że to powiem, ale Danny wyglądał dość… sexy.
Oczywiście nie tak jak Cody! Cody wyglądał zabójczo! Rozwalił system! Nigdy wcześniej nie był tak cudowny, pociągający, uwodzicielski, przystojny i elegancki jak wtedy!
Dumnym krokiem wyszłam z windy. Szłam prosto przed siebie. Cały czas utrzymywałam kontakt wzrokowy z synem Hadesa. Posłałam mu jeden subtelny uśmiech. Nagle przede mną zmaterializował się Jessy. Przystojny blondyn ubrany w jakiś drogi smoking, ukłonił mi się i wyciągnął do mnie rękę. Zamrugałam gwałtownie, by otrząsnąć się ze zdziwienia. Spojrzałam na blondyna, dygnęłam lekko i odwzajemniając uśmiech podałam mu dłoń. Jessy zapiął mi na nadgarstku przepaskę z białym kwiatkiem. Wzięłam chłopaka pod rękę i oboje z uśmiechem i dumnym krokiem skierowaliśmy się w stronę siedziby bogów. Miny Cody’ego i Danny’ego były bezcenne. Po prostu Cody miał epicki wyraz twarzy. A ja czułam ogromną satysfakcję. Chciałam, żeby wiedział co stracił.
W drodze na szczyt, Jessy zasypywał mnie komplementami. Prowadziliśmy też luźną pogawędkę.
Cały Olimp był wyjątkowo udekorowany. Wszędzie świeciły złote lampiony. Dawało to wspaniały efekt.
~*~
Na początku Zeus musiał sobie pogadać. Wszyscy zebraliśmy się w bogato zdobionej sali. Na jej końcu siedzieli bogowie. Byli wzrostu przeciętnego człowieka. Z łatwością rozpoznawałam ich wszystkich. Z wielkim zainteresowaniem się im przyglądałam. Nigdy wcześniej nie widziałam bogów w komplecie. Emanowała od nich aura, moc. Nie potrafiłam tego określić.
W każdym razie, my staliśmy ściśnięci obok siebie, a ubrany w garnitur Zeus głosił przemowę. Wywołał na środek bohaterów wojennych. Były oklaski, pochwały i nagrody. Nie obyło się też bez uczczenia minutą ciszy poległych herosów. Kiedy czytano nazwiska, kilka osób się wzruszyło. Czułam się dziwnie. Nie znałam nikogo z poległych. Jasne, podziwiałam ich i bardzo było mi ich szkoda, ale… Jakby mnie to wszystko nie dotyczyło. Kiedy była ostateczna bitwa, ja byłam na wakacjach. Wtedy miałam jeszcze normalne życie…
Po wstępnej uroczystości przeszliśmy do sali biesiadnej. Wysoki sufit zdobiony był kolorowymi freskami, na ścianach wisiały obrazy, lustra i złote świeczniki, a marmurowa posadzka lśniła czystością. Długie stoły ustawione były w podkowę, by na środku można było tańczyć. Na scenie po drugiej stronie ustawiony był sprzęt muzyczny.
Jessy szarmancko odsunął mi krzesło, bym mogła usiąść. Wymieniłam kilka uwag z dziewczyną siedzącą obok i nagle go zauważyłam. Cody siedział po drugiej stronie sali, centralnie naprzeciwko mnie. Na jego ramieniu uwieszona była pewna dziewczyna. Miała sięgające ramion, idealnie proste, lśniące, blond włosy, duże niebieskie oczy, pełne, czerwone usta, perłowe zęby i jasną cerę. Ubrana była w długą do ziemi, obcisłą, podkreślającą nienaganną figurę, czerwoną sukienkę. Jej policzki były zaróżowione od śmiechu. Wyglądała… Wyglądała pięknie.
Coś ścisnęło mi serce. Zakręciło mi się w głowie i poczułam mdłości.
– Wszystko w porządku? – spytał z troską Jessy
Odwróciłam wzrok od dziewczyny i spojrzałam na blondyna.
– Yhm.
– Zbladłaś.
– To z wrażeń. – powiedziałam siląc się na normalny ton
– Chcesz soku? – spytał, a ja ochoczo pokiwałam głową
„Więc woli blondynki…”
Do sali weszły nimfy i zaczęły przynosić jedzenie.
„Bardzo ładna. Podobna do Rose. Pewnie jej siostra. Niedobrze mi.”
Szybko upiłam łyk soku. Starałam się nie patrzeć, ale oni siedzieli naprzeciwko! Cody był spokojny. Z założonymi rękoma podziwiał wystrój sali. Chyba mnie jeszcze nie dostrzegł. Za to jego partnerka trajkotała z koleżanką obok. Chichotała i ciągle dotykała chłopaka. Musiała być bardzo szczęśliwa…
„Zabij ją.”
Jessy zaczął opowiadać mi jakiś dowcip.
„Zabij ją teraz. Nikt nie zauważy.”
Wszyscy byli bardzo poruszeni. Nimfy przeciskały się między stołami, a herosi żywo prowadzili dyskusję.
„No dajesz! Poślij sukę do Podziemia! Zabrała Ci Cody’ego!”
Zaczęłam się śmiać z zabawnej historii Jessy’ego. Zrobiłam się cała czerwona i musiałam się napić. Po chwili wszyscy zaczęliśmy jeść.
„A żebyś się udławiła. Jak możesz jeść i mieć taką figurę?”
Zaczęłam na pocieszenie jeść ciasto. Wbiłam łyżeczkę w deser i nagle zdębiałam. Spojrzałam przed siebie i ujrzałam jak ta blond flądra karmi Cody’ego ciastem! Chłopak siedział spokojnie, a dziewczyna podstawiała mu łyżeczkę pod usta. Nagle brunet mnie dostrzegł i zakrztusił się. Jego towarzyszka zaczęła poklepywać go po plecach.
Postanowiłam, że nie będę gorsza.
– Jessy! – zawołałam i wzięłam do ręki ciasto
Blondyn spojrzał na mnie, a ja szybkim i zdecydowanym ruchem wcisnęłam mu cały kawałek do buzi. Chłopak patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. Usta i nos miał całe w bitej śmietanie. Uśmiechnęłam się słodko, a potem wzięłam serwetkę i ze śmiechem wytarłam twarz chłopaka. Cody oczywiście widział całe to zdarzenie.
– Smacznego! – zaświergotałam słodko
– Dzięki. – powiedział niepewnie, a potem zaczął się śmiać – Zaraz zaczną się tańce! Zawojujemy parkiet! – dodał z entuzjazmem
Poszłam do łazienki, żeby się odświeżyć. Stanęłam przed lustrem i przyjrzałam się sobie. Chyba wyglądałam dobrze…
„Cóż, na pewno nie tak dobrze jak ta blond flądra…”
Sukienka wbrew wszelkim obawom pasowała idealnie. Długa do samej ziemi, bez ramiączek, na górze przylegała, a w dole była szeroka. Raczej prosta, koloru lazurowego błękitu. Cała sukienka mieniła się srebrnym brokatem, który odbijał światła od lamp. Włosy miałam ładnie spięte. Pasma z przodu były upięte na górze z tyłu głowy, dzięki czemu miałam odsłoniętą twarz.
Makijaż też był subtelny. Tak jak chciałam. Powieki miałam zdobione brokatem, rzęsy pogrubione i wydłużone, a usta malowane jasnym, różowym błyszczykiem.
Uśmiechnęłam się lekko do swojego odbicia. Stanęłam profilem do lustra.
„Ma chyba większe cycki… Pewnie sobie wypycha.”
Wyszłam z łazienki. Na parkiecie w rytm głośniej muzyki tańczyło już kilka par. Zobaczyłam Danny’ego. Tańczył z dziewczyną. Nie, to zbyt ogólnie powiedziane. Jego partnerką była niewątpliwie córka Aresa. Wielka i napakowana. Była wyższa i szersza od blondyna. Miała na sobie czarną kreację, która zapewne miała ją wyszczuplić. Dziewczyna przycisnęła Danny’ego do siebie. Chłopak nie mógł się ruszyć. Widać było, że miał problemy z oddychaniem. Jak dla mnie, to było to dość zabawne.
„I dobrze Ci tak kretynie! Było zaprosić Danielle! Teraz masz! Nie możesz się ruszyć? Och, tak mi przykro… A nie… Czekaj… Jednak nie. Cierp lamusie!”
Szybkim krokiem wyszłam na taras. Zamknęłam za sobą wielkie, ciężkie, szklane drzwi i odcięłam się od reszty imprezowiczów. Spojrzałam w górę na przepiękne, noce, gwieździste niebo. Przeszłam na drugi koniec okrągłego tarasu, a każdy mój krok niósł za sobą dźwięk spowodowany uderzeniem wysokiego obcasa i marmurową posadzkę. Usiadłam na ławeczce i oparłam się dłońmi o balustradę. Wychyliłam głowę w dół, gdzie znajdował się baśniowy ogród Hery. Widziałam stado pawi biegające kamiennymi alejkami. W powietrzu czuć było zapach rozmaitych kwiatów. Słyszałam szum drzew, chlupot fontanny i strumyczka. Mimo później pory było ciepło. Panowała w tym miejscu jakaś magiczna atmosfera. Postanowiłam posiedzieć tam tak długo, aż ktoś mnie w końcu znajdzie, a nie spodziewałam się, by nastąpiło to szybko.
„Chyba nic się nie stanie, jak zostanę tu do końca imprezy. I tak nie mam ochoty się bawić. Nie mogę, kiedy oni są tam razem. Niedobrze mi jak tylko sobie ich przypomnę. Ech… Czemu zaprosił ją, a nie mnie? Wiem, że nie mogę się z nią równać, ale… Moglibyśmy się razem dobrze bawić…”
Westchnęłam głęboko.
– Wszystko się komplikuje, kiedy w grę wchodzi bal! – powiedziałam zła
Z wewnątrz dudniła głośna muzyka. Wszyscy tańczyli i śmiali się. Nikt pewnie nie zauważył mojej nieobecności. No… Może Jessy. To też z jego powodu siedziałam na tarasie.
Ukrywałam się. Wiem, że to głupie, dziecinne, żałosne i niedorzeczne, ale… Nie chciałam, by Jessy był moim partnerem w pierwszym tańcu. To nie z nim chciałam spędzić tę noc. Tak, to głupie.
„Bogowie, ale jestem głupia! Ja po prostu chciałabym, żeby było jak w bajce. Wolna piosenka i taniec z ukochaną osobą. Czy proszę o tak wiele? Czy mogę zaznać takiego szczęścia?”
Siedziałam na marmurowej ławeczce już ponad dziesięć minut. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi.
– Więc tu jesteś.
Odwróciłam się gwałtownie. Cody stał luźno oparty o drzwi, ręce trzymał w kieszeniach i patrzył prosto na mnie.
– Cody… – szepnęłam
Chłopak wolnym krokiem podszedł do mnie i ustał przy ławeczce. Oparł się łokciami o marmurową balustradę i spojrzał na ogród.
– Czemu siedzisz tu sama? – spytał
– Pięknie tu, prawda? – odparłam pytaniem, by zmienić temat
– Tak, bardzo. – przytaknął
– Pamiętasz… – zaczęłam niepewnie – Naszą pierwszą misję? – dodałam z lekkim uśmiechem patrząc na ogród
– Prince… – mruknął niechętnie chłopak i potarł się po głowie
– To było zabawne. – stwierdziłam wesoło gdy przypomniałam sobie nasze zmagania z pawiem
– Więc… – zaczął powoli chłopak, stukając palcami o marmurową balustradę – Czemu siedzisz tu sama? – spytał ponownie, a ja zamilkłam
– Chciałam pooddychać świeżym powietrzem
– A naprawdę?
Spuściłam głowę w dół.
„Cholera, przejrzał mnie!”
– Nie mam ochoty tam być. – wyznałam wciąż patrząc na posadzkę
– Bo? – spytał chłopak
– Bo nie.
– To nie odpowiedź.
Cody przechylił się bardziej w moją stronę. Patrzył się przez chwilę w niebo, po czym usiadł na balustradzie.
– Czekam. – oznajmił spokojnie
„No to trochę sobie poczekasz.”
– Nie muszę nic wyjaśniać.
Starałam się mówić pewnie i zdecydowanie. Powinnam być na niego zła, a nie ucinać sobie z nim pogawędkę! Po co w ogóle przylazł na ten taras?!
– Jessy Cię wszędzie szuka. Ukrywasz się?
„Co za typ! Jak on na to wpadł?! Czy on czyta w myślach?! O bogowie!”
– Nie, skąd. – odparłam naturalnie
Spojrzałam na bruneta i pękłam. Westchnęłam głęboko i ponownie spuściłam głowę.
– Wiem, że to głupie, ale… Ale… Nie chcę z nim tańczyć. – wyznałam cicho i spojrzałam niepewnie na chłopaka
Brunet wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Ponownie westchnęłam.
– Pierwszy taniec to coś magicznego. Jak w filmach, gdzie ludzie zakochują się w sobie właśnie kiedy tańczą. Gra romantyczna muzyka i jest bardzo nastrojowo. – powiedziałam z pasją
– Takie rzeczy dzieją się tylko w bajkach. A nasze życie…
– A nasze życie to nie bajka. – przerwałam mu – Wiem. Ja po prostu nie mam ochoty tam być. A co z Tobą? – spytałam nagle
Cody westchnął.
– Co Ty tu robisz? Po co przyszedłeś?
Syn Hadesa wciąż milczał. Gardło mi się ścisnęło, ale musiałam coś powiedzieć.
– Widziałam Twoją partnerkę. Jest… Jest piękna. – wydusiłam w końcu
Mówiłam prawdę. Smutną, ale prawdę. Nie mogłam udawać, że tak nie jest. Dziewczyna była chyba doskonała i razem z synem Hadesa tworzyli piękną parę.
– Długo się znacie? – spytałam, choć wiedziałam, że odpowiedź może przysporzyć dodatkowego cierpienia
Chłopak nagle prychnął. Spojrzałam na niego zdziwiona.
– Co jest?
– Prawda jest taka, że też się ukrywam. – wyznał, a ja wytrzeszczyłam oczy – Ona jest jakaś dziwna. – dodał
– I dlatego się chowasz? – spytałam
– Szczerze? Nie pamiętam nawet jej imienia. – wyznał, a mi opadła szczęka
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami.
– A teraz tak głupio spytać. – dodał szczerze
– Czemu w ogóle ją zaprosiłeś? – spytałam i ugryzłam się w język
To nie była moja sprawa. Mógł sobie zaprosić kogo chciał. Nic mi do tego.
– Nie zaprosiłem jej.
– Hę? – wydukałam zdziwiona
– To ona zaprosiła mnie. Kiedy wracałem z łazienki, rzuciła się na mnie i powiedziała, że nie odejdzie, dopóki nie zgodzę się z nią pójść. – wyznał niechętnie wciąż patrząc w niebo
Nie mogłam w to uwierzyć.
„Co za głupia flądra! Jak mogła wpaść na ten pomysł przede mną?!”
– Aha… – mruknęłam cicho
– Więc ja też się ukrywam. Ona mnie trochę przeraża. – wyznał, a ja uśmiechnęłam się lekko pod nosem
– Wszyscy się źle dobraliśmy…
Zamilkliśmy na chwilę. Spuściłam głowę w dół i zaczęłam się bawić palcami.
– Teraz coś dla wszystkich zakochanych! Miłość ludzie! – krzyknął ktoś do mikrofonu
Nagle usłyszałam bardzo dobrze sobie znaną melodię.
(No kochani, robimy klimacik! http://www.youtube.com/watch?v=9BMwcO6_hyA Młodzi jesteście i pewnie nie znacie. Wrzucam z teledyskiem, bo piękny.)
Cody ustał przede mną.
– Zatańczysz? – spytał wyciągając do mnie dłoń
Podniosłam głowę i spojrzałam na bruneta lśniącymi oczami. Serce zabiło mi szybciej. Skinęłam lekko, uśmiechnęłam się, złapałam chłopaka za dłoń, wstałam i równo wyszliśmy na środek tarasu. Zatrzymaliśmy się, odwróciłam się w stronę chłopaka, a moja suknia zawirowała odbijając blask gwiazd. Położyłam lewą rękę na ramieniu chłopaka, a on ujął mnie delikatnie w talii. Aż zadrżałam. Brunet przyciągnął mnie bliżej siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy.
– Bon Jovi.
– „Always.”
– Mają tu dobry gust muzyczny. – przyznał Cody z uśmiechem
Była to jedna z moich ukochanych piosenek. Nie mogłam uwierzyć, że tańczę do niej na balu. Uśmiechnęłam się szeroko.
Cody i ja zaczęliśmy tańczyć do jednej z najpiękniejszych piosenek o miłości. Chłopak prowadził. Płynnie przemieszczaliśmy się po całym tarasie. Byliśmy sami. Pod nami niesamowity, bajeczny ogród, a nad nami czarne niebo usiane srebrnymi gwiazdami.
Było magicznie. Idealnie.
Chłopak trzymał moją prawą dłoń. Świetnie tańczył. Nie wiedziałam, że jest w tym taki dobry.
And I will love you, baby. Always
And I’ll be there forever and a day – Always
I’ll be there till the stars don’t shine
Till the heavens burstand the words don’t rhyme
And I know when I die, you’ll be on my mind
And I’ll love you always
Czułam, że moje oczy robią się szkliste. To było śmieszne, że chciało mi się płakać.
– Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak pięknie wyglądasz… – wyszeptał Cody
Powiedział to z… z czymś jakby zachwytem. Spojrzałam na niego w szoku. Nie wiedziałam co powiedzieć, więc tylko uśmiechnęłam się delikatnie. Jeszcze nigdy nie powiedział czegoś takiego.
Chłopak puścił moją dłoń i położył ją sobie na ramieniu. Złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej. Czułam się cudownie. To była najpiękniejsza chwila w moim życiu. Pragnęłam zatrzymać ją na zawsze.
Wciąż wpatrywaliśmy się w siebie i kołysaliśmy miarowo w kółko. Mimo obcasów, wciąż byłam niższa od chłopaka.
– Podjęłam decyzję. – wypaliłam nagle
Cody na chwilę zmrużył oczy.
– Zostaję na obozie. – dodałam pewnie
Chłopak westchnął. Wiedziałam, że tak będzie, ale byłam na to przygotowana.
– Daj mi skończyć. Nieważne, czy rozwiążą drużyny, czy nie. Moje miejsce jest na obozie.
– Zapomniałaś co Ci ostatnio mówiłem? – spytał zmęczonym głosem
– Doskonale pamiętam. Chcesz, żebym wróciła do domu, ale nie zrobię tego.
– Chodzi o Twoje bezpieczeństwo.
– Więc chyba właśnie powinnam zostać na obozie, prawda? – spytałam jakby to było oczywiste – To przecież najlepsze miejsce dla półbogów. – dodałam, a chłopak przygryzł dolną wargę
– To trochę skomplikowane… – przyznał
– Więc możesz mi to teraz wyjaśnić.
– Nie mogę.
– Dlaczego? – spytałam trochę zirytowana – Znów masz jakieś tajemnice. Wciąż nie powiedziałeś o co chodziło w Twojej rozmowie z Hadesem.
– Znów do tego wracasz. – mruknął chłopak i wywrócił oczami
– Tak! – powiedziałam głośniej – Prawie zgodziłeś się z nim zamieszkać, a ja nie wiem dlaczego.
– To nieważne. – stwierdził lekko
– Czy… – zawahałam się – Czy Hadesowi naprawdę chodziło o mnie? – spytałam niepewnie i przełknęłam ślinę
Cody westchnął głęboko i zacisnął ręce na mojej talii.
– Obiecałem, że będę Cię chronić, prawda? – spytał powoli
– Tak. – przytaknęłam, choć nie wiedziałam co to ma do rzeczy
– Nieważne co to będzie oznaczało i co będę musiał zrobić.
To też pamiętałam.
– Wciąż nie rozumiem. – przyznałam
– I obyś się nigdy nie dowiedziała… – mruknął niewyraźnie, a ja zmarszczyłam brwi
– Czy… – zaczęłam
– Posłuchaj Aniele. – przerwał mi – Nie rozmawiajmy o tym teraz. Zapomnij o tym wszystkim. Po prostu tańczmy.
„Pf! Pf! Aniele! I myśli, że jest fajny… No dobra… Jest. Ok, na razie to zostawię, ale jeszcze wrócę do tego tematu!”
Skinęłam lekko głową i wsłuchałam się w tekst piosenki.
„Chcę to na swoim ślubie. Cody, zapamiętaj!”
Uśmiechnęłam się lekko i poczułam rumieńce na policzkach.
Chłopak zaśmiał się krótko.
– O czym pomyślałaś? – spytał ciekawy, a ja poróżowiałam jeszcze bardziej
– O niczym… – mruknęłam spuszczając wzrok
– Tak, tak, tak. Oczywiście. – powiedział niby mi wierząc
Ponownie zamilkliśmy. Chciałam zostać na tym tarasie całą noc. Całą wieczność.
– Wiedziałem, że tak zdecydujesz. – oznajmił nagle Cody – Jesteś taka uparta Aniele. – dodał okręcając mnie wokół
Błękitna suknia zawirowała, a ja wpadłam prosto w ramiona Cody’ego. Speszona spojrzałam mu w oczy.
– Czyli byłeś przygotowany na to, że zostanę. – szepnęłam
– Liczyłem, że zmienisz zdanie. – powiedział, poprawiając mi kosmyk włosów
Piosenka się skończyła. Zapadła całkowita cisza. Byliśmy naprawdę blisko siebie.
Nagle drzwi się otworzyły.
– Lana!
Cody i ja momentalnie oderwaliśmy się od siebie. W progu stał Jessy. Za nim wychylała się blondynka.
– Szukałem Cię. – powiedział chłopak
– Eee… Przepraszam. – mruknęłam
– Wszyscy się bawią. Chodź.
– Cody przystojniaku! – zawołała blond flądra, a mi ponownie zebrało się na wymioty – Chodź tańczyć! Stęskniłam się! – dodała
Spojrzałam na syna Hadesa, a on na mnie. Bez słowa ruszyliśmy przed siebie. Wysiliłam się na uśmiech i złapałam Jessy’ego pod rękę. Całą czwórką dołączyliśmy do reszty bawiących się obozowiczów.
Zauważyłam Danielle siedzącą z Hoodem, który pił coś podejrzanego i Danny’ego przemykającego się między stołami.
„Naprawdę coś nam nie wyszło.”
Zaczęłam tańczyć z najstarszym synem Apolla. Chłopak był wesoły i uśmiechnięty. Tańcząc zauważyłam Jake’a. Mój młodszy brat siedział przy stole z Claudią – małą córką Afrodyty. Blondyneczka była ubrana w różową sukieneczkę, a we włosach miała przepaskę. Oboje żartowali i śmiali się. Jake był cały czerwony na twarzy.
Uśmiechnęłam się na ten widok.
„Chociaż jemu się ułożyło…”
Reszta część balu wbrew pozorom minęła świetnie. Impreza rozkręciła się na całego. Muzyka była głośna i energiczna. Wszyscy tańczyli i skakali. Zapomniałam o problemach. Całkowicie się zrelaksowałam i wyluzowałam. Tańczyłam z wieloma chłopakami. Najczęściej oczywiście porywali mnie dwaj synowie Apolla. Raz tańczyłam z Dionizosem… To było straszne. Gruby, pijany bóg. Wysyłałam każdemu błagalne spojrzenie, jednak nikt nie miał odwagi mnie odbić. Nikt oprócz Cody’ego. Znów z nim tańczyłam. Potem nawinął się jeszcze mój ulubiony sąsiad – Percy, Jake, Hood’owie i nawet wielki mięśniak od Aresa. To było przerażające. Bałam się, że mnie połamie.
Naprawdę się świetnie bawiłam. Całkowicie oddałam się muzyce. Olałam wszystkie problemy i niejasności. Wiedziałam, że na rozmyślanie o tym jeszcze przyjdzie czas.
Bal trwał do samego rana. Kiedy się skończył, wszyscy wróciliśmy na obóz. Byliśmy zmęczeni, nieprzytomni, zamuleni i nieogarnięci. Nie pamiętam wiele z podróży. Wiem, że byłam w domku kiedy było już widno i od razu poszłam spać.
~*~
Wakacje dobiegły końca i zaczął się rok szkolny. Drużyny zostały oficjalnie, ostatecznie rozwiązane. Nie mieliśmy w tej kwestii nic do powiedzenia. Na szczęście zawarte przyjaźnie przetrwały. Nasze polany treningowe zostały lecz Chejron kazał nam trenować razem z innymi. Bardzo żałowałam decyzji Zeusa, jednak nie mogłam nic zrobić. Cieszyłam się, że Cody wciąż spędzał z nami czas. Chociaż to.
Jake też postanowił zostać. Wspólnie oznajmiliśmy naszą decyzję rodzicom. Byli smutni, ale obiecaliśmy, że będziemy ich często odwiedzać.
Ustaliliśmy z Chejronem kwestię szkoły. Rzeczywiście było tak, jak powiedział mi kiedyś Jake. Nie mieliśmy z tym żadnego problemu.
Wiem od Cody’ego, który na balu rozmawiał z Hadesem, że Erynie nieźle oberwały za… za tamto…
REKLAMA
(Plan zdjęciowy – łazienka. Na środku stoi mężczyzna.)
– Witajcie wszyscy! Tu Jon Bon Jovi!
(Muzyk ubrany jest w fartuch, czepek i gumowe rękawiczki. Publika bije brawa.)
– Czy wy też macie problemy z wyczyszczeniem ubikacji w trudno dostępnych miejscach? Jeśli tak, to mam dla was coś specjalnego!
(Do łazienki wchodzi Dionizos. Na scenę ktoś wrzucił pomidora.)
– Widziałem to cwele.
(Bóg podaje muzykowi środek czyszczący ze swoim zdjęciem na etykiecie. Publika wybucha śmiechem, a on patrzy się na nich spod przymrużonych powiek.)
– No co? Jakoś muszę sobie dorabiać.
– Prezentujemy przed państwem super niezawodny środek czyszczący do toalet! Jest tak szybki, że usuwa bakterie w dosłownie kilka sekund! Na obozie dzięki niemu dzieciaki jeszcze nie umarły z brudu!
– Bon Jovi w reklamie środków do kibla! Świat schodzi na psy!
(Nagle do środka obojętnym krokiem wchodzi Hades. Dziewczyny zaczynają piszczeć. Bóg poprawia włosy i uśmiecha się do kamery.)
– Co Ty tu robisz?
(Dionizos wchodzi do wanny i kładzie się.)
– Chyba nie przyszedłeś po mnie!
(Bon Jovi krzyczy i celuje spryskiwaczem w boga.)
– Ja nie od tego. Przyszedłem, żeby było fajniej.
– Było fajniej jak Ciebie nie było.
– Jesteś niemiły Dionizosie.
– Och, tak mi smutno.
– Wyjdź.
– Byłem pierwszy. Ty wyjdź.
(Dionizos zasłania kotarę i zamyka się w sobie. Publika dalej się śmieje. Hades stoi, Bon Jovi stoi.)
– Czemu ja nie mogę niczego reklamować?
(Hades się bulwersuje.)
– A co byś chciał?
(Pan D. wychyla się zza kotary.)
– Nie wiem… Może samochody…
– Znicze.
– Rozmawiajcie sobie. Ja mam zapłacone.
(Bon Jovi opiera się o umywalkę i zaczyna się bawić paznokciami. Zapada milczenie.)
– Foch. Idę do domu.
(Hades zakłada ręce na klatce piersiowej i wychodzi ze studia.)
– A idź! Nikt Cię tu nie chce!
– Czas antenowy dobiegł końca. Gościnnie w programie wystąpił dla państwa Jon Bon Jovi! Do zobaczenia!
– Mam ochotę na barszcz!
(Muzyk macha do kamery, Pan D. domaga się zupy w wannie, publika się śmieje i klaszcze.)
PO REKLAMACH
Drogi Pamiętniku,
jestem szczęśliwa.
Nie mam zbyt wiele czasu, bo za chwilę muszę wracać na imprezę. Trzecią, w ciągu trzech dni. To aż dziwne, że Dionizos nas jeszcze nie zabił. Po tym co stało się na imprezie urodzinowej Cody’ego i Danny’ego, byłam pewna, że jak zobaczy moje przyjecie, to wszystkich pozamienia w rośliny. A tu proszę! Dziś śpiewa na urodzinach Danielle. To trochę podejrzane, że jest taki wesoły. Chyba ma jakiś dostęp do win.
Uf, pić mi się chce! Wpadłam do domku tylko na chwilę, żeby posiedzieć w ciszy.
Szesnaście lat… Tak bardzo starzy…
Wczoraj przed przyjęciem byłam w domu. Chciałam spędzić trochę czasu z rodzicami. Nie chcę tracić z nimi kontaktu.
Och! Chyba wszystko w końcu zaczyna się układać! Od kilku dni nie mam żadnych zmartwień. Wiem, że pewnie niedługo to się zmieni, więc chcę żyć chwilą. Korzystać z każdego dnia.
Dziś jeszcze mam wolne, ale jutro razem z Danielle będziemy ciężko trenować. Spodobało mi się. Czuję satysfakcję, kiedy po kilkugodzinnych ćwiczeniach wracam do domku. Moje ciało się dopiero przyzwyczaja. Wciąż bolą mnie mięśnie po tym co stało się w lesie. Koszmary powoli ustają. Jest dużo lepiej.
Cody i Danny świetnie się teraz dogadują. Czasem się sprzeczają, ale jest dobrze. Cieszę się, że spędzamy ze sobą tak dużo czasu, mimo że już nie jesteśmy drużyną.
Nico jest w Podziemiu. Nie wiemy ile tam będzie, ale dla niego to nie problem. Skoro nie ma drużyn i żadnych poważnych misji, to chce tam siedzieć. Ważne, że Cody się nigdzie nie wybiera.
Jestem naprawdę, naprawdę szczęśliwa! Aż mam ochotę śpiewać i skakać! LaLaLa!
Lana, weź Ty się do cholery ogarnij!
Nie uważacie, że jest za szczęśliwie? Chyba trzeba to zmienić…
BONUS!
– Cześć wszystkim! Tu Jake! Mamy dla was niespodziankę z okazji zbliżającego się końca! Chcecie wiedzieć, dlaczego moja siostra tak bardzo na początku nie lubiła Danny’ego? Pamiętacie jak się poznali? Cóż, pewna scena została przypadkowo wycięta i teraz tak przypadkowo ja ją znalazłem i tak zupełnie przypadkowo ją teraz odtworzę! Jedziemy z tym koksem!
Szłam szybko, a woda spływała po mnie ciurkiem.
– Czekaj! Pokażę Ci coś śmiesznego!
Chłopak był nieugięty i postanowił mnie jednak dogonić. Blondyn złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Spojrzałam na niego wyczekująco.
– Lana! – krzyknął głośno – Powiedz swoje imię od tyłu i zobacz co się stanie!
Przekręciłam głowę i spojrzałam na niego jak na idiotę. Nie ogarniałam o co mu może chodzić.
– A… N… A… – nagle zamarłam w połowie
Otworzyłam szeroko usta i wytrzeszczyłam oczy.
– Danny! – wrzasnęłam najgłośniej jak umiałam i z całej siły zaczęłam okładać chłopaka pięściami
Blondyn śmiał się wesoło. Z furią kopnęłam go w pewne miejsce. Przeklinając tego obleśnego erotomana, uciekłam do domku.
Boże genialne. Uśmiałam się. Fajne, konkretne opisy i genialne premyślenia. Po prostu boskie. A piosenkę znałam, tak samo jak wokalistę. Ja też ją całkiem lubię 😉
Haha, nie mogę z ostatniej sceny! Nie, nie, po prostu jesteś epicka 😀 Przez ciebie się ciągle śmieję, aż mój pies zaczął się patrzeć na mnie jak na wariatkę! A opko… hihi… cudowne… HAHHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHHAHA
PS. Muszę poczekać, aż się uspokoję. Dobranoc
Krotkie? Zartujesz?!
Oh,romantyczna scena na tarasie, so epic.
Tak,Danny rozwala system,hyhy xD
Hyba mamy odmienną definicję słowa ‚krótkie’ xD Kocham twoje opko. Nie czytałam od początku, skusiłam się na nie jakieś dwa miesiące temu? Może wcześniej Ale zakochałam się od razu 😛 Danny rozwala mnie w każdym calu, jest moim idolem. Tak się śmiałam, że aż babcia, zapytała się, czy nie biorę czegoś przypadkiem O,o
Ja ci jeszcze raz życzę sto lat I dziękuję za ten prezent xDD
Jesteś moją idolką pisarską. Zaraz po Riordanie.
*chyba
Pyszczku, za bardzo mi schlebiasz :* Ale bardzo dziękuję za miły komentarz. Ostatni rozdział będzie krótszy. Chyba :p
Jej, jesteś niesamowita :O Podziwiam cię, za tak świetne prace
Komentuję z poślizgiem czasowym ale grunt, że to robię. Po pierwsze spóźnione życzenia urodzinowe! Żyj długo i szczęśliwie i tak dalej! Gratuluję kolejnego świetnego rozdziału. Mi sam fakt, że Cody był wystarczał. Bal piękny, czekanie na zaproszenie też a już ukrywanie się przed innymi to w ogóle. Ja tam się Lanie nie dziwię, że była zazdrosna o tą blondynkę. Też bym była. Cody musiał wyglądać cudownie.. A te banały o aniołach? Cud! Banały są cudne, kochane i w ogóle. One zawsze ujmują moje serce. Bo są takie banalne, czasem śmieszne, bywają nieszkodliwe i są proste. I kochane. Ale tu się powtarzam.
Mam tylko nadzieje, że Cody nie zrobi żadnej głupoty i postanowi być szczęśliwy i tak dalej i tak dalej.
Pozdrawiam 😀
Och kochana… Żebyś wiedziała co będzie w następnym rozdziale…
Tak, akcja z blondynką bardzo mi się podobała. W ogóle cały bal i taniec przy akompaniamencie Bon Jovi <3
Tęskniłam za Twoimi komentarzami pyszczku :3
Bardzo dziękuję za życzenia ^ ^
W koncu ! Nie moglam sie doczekac 😀 rozdzial jak zwykle cudowny. Nic nowego szczerze mowiac xd a ten ich taniec na balu… no po prostu jedno wielkie Awwwwwwwwwwww ♥ mam nadzieje, ze Cody nic nie odwali na urodzinach Lany!
PS. Wiem ze spoznione ale wszystkiego najlepszego ♡
To nic, że spóźnione ^ ^ Dziękuję bardzo pyszczku :*
No wiem, słodkie to było :3
Cóż… Dowiesz się już jutro, bo dziś wysyłam ostatni rozdział. 😀
Świetne opowiadanie. Masz świetny styl pisania i już nie mogę się doczekać następnej części
Dziękuję, miło mi to słyszeć Dziś akurat wyszedł rozdział