Nadeszła wiekopomna chwila, bla, bla, bla.
Ostatni rozdział.
Koniec.
Nie, nie byłabym sobą, gdybym nie walnęła teraz przemówienia. Chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytali moje opowiadania. Dziękuję wam za wsparcie i za miłe komentarze. Dedykuję tą część moim Dresom, Annabeth24, Piper77, carmel, Mari, Cass, Celahirowi, Thanatossowi, Bogince i kochanej Admince. Szczególnie pragnę podziękować tym, którzy złożyli mi takie piękne życzenia urodzinowe. Bardzo to doceniam. Wierszyk carmel sobie wydrukowałam i spisałam ręcznie na pamiątkę. Słowa dziewczyn bardzo mnie poruszyły. Jeszcze raz dziękuję. <3
P.S. To ostatni rozdział, a ja dalej nie wiem jak poprawie zapisywać dialogi i wstawiać w nich kropki ;__; Niech mi ktoś to wytłumaczy.
Rozdział X:
Goodbye…
Zmrużyłam oczy i spojrzałam gniewnie na chłopaka.
– U mnie! – powtórzyłam zdecydowanie
– U mnie byli ostatnio! – krzyknął Percy
– No właśnie! Więc teraz moja kolej!
– Thalia to moja przyjaciółka!
– A moja siostra! – powiedziałam pewnie i wbiłam chłopakowi długopis w ramię
Percy zawrzał. Zauważyłam, że zrobił się czerwony na twarzy.
Od trzydziestu minut siedzieliśmy w domku Posejdona i z kartką w ręku planowaliśmy skład gości.
Mroźny grudzień. Środek zimy. Cały obóz pokryty był białą pierzyną. Wszędzie czuć było atmosferę zbliżających się świąt. Panował spokój. Ludzie byli dla siebie życzliwi i uprzejmi.
– Utopię Cię. – zakomunikował Percy
– Jedno pstryknięcie palca i zamienię Cię w kupkę popiołu. – odparowałam
Spojrzeliśmy sobie w oczy. Mój wyćwiczony, morderczy wzrok. Chłopak przełknął głośno ślinę.
– Ale Nico… – zaczął
– Cody będzie u mnie, więc chcę, żeby spędził święta z bratem. Dlatego Nico jest mój.
– To nie fair!
– Ty masz Annabeth, Grovera i Tysona. Nico i Thalia będą u mnie. – powiedziałam stanowczo i zapisałam to na kartce
Wstałam szybko, założyłam swój gruby sweter, który wisiał na krześle i opuściłam domek Posejdona. Przeszłam kawałek udeptaną ścieżką i po chwili byłam u siebie.
– I co? – spytał na wejściu Jake, a ja uśmiechnęłam się triumfalnie
– Załatwione. – przyznałam z dumą, a brat krzyknął radośnie i skoczył z łóżka
Kilka dni później…
– Jesteś za niska. Nie dasz rady.
– Cicho konusie. – zwróciłam się do brata i wspięłam się na palcach
Nagle poczułam, że unoszę się do góry. Krzyknęłam krótko i omal nie wypuściłam ozdoby z ręki.
– Danny! – pisnęłam i kurczowo złapałam się jego blond czupryny
– Trzymam Cię. – zapewnił śmiejąc się
Ostrożnie powiesiłam ozdobę na choince. Mama weszła do salonu i od razu sięgnęła po kamerę, którą wcześniej odłożyłam na stole.
– Uśmiech kochani! – zawołała
Danny odwrócił się w jej stronę, a Jake i Cody szybko stanęli obok. Wyszczerzyłam się wesoło, a mama zrobiła kilka zdjęć.
– Zaraz będzie ciemno. Pośpieszmy się, bo zostało jeszcze trochę rzeczy do zrobienia. – powiedziałam kiedy Danny postawił mnie na ziemi
– Cieszę się, że jesteście. Mam więcej rąk do pomocy. – przyznała mama
– Poczekaj, aż Thalia i Nico przyjadą. Będzie straszny tłok.
– Kiedy Nico wróci z Podziemia? – spytała jeszcze raz mama
– Jutro. – odparł Cody, wieszając bombkę na choinkę
– Thalia też będzie jutro.
– Już się nie mogę doczekać, żeby ich poznać! – ucieszyła się mama i poprawiła swoją blond grzywkę – Ale dobrze! Wy ubierzcie choinkę, a ja wracam do kuchni. – dodała szybko i wyszła z salonu
Wzięłam do ręki kamerę i zaczęłam nagrywać.
– Jesteśmy u mnie w domu i przygotowujemy się do świąt. – powiedziałam patrząc w obiektyw
Uśmiechnęłam się i pomachałam.
– Cody powiedz coś fajnego do kamery!
Zrobiłam zbliżenie na chłopaka, który razem z moim bratem wieszali łańcuch na choince.
– Czemu mnie nagrywasz? Ja tu powinienem być narratorem. – rzekł
– Nie, ja! Powiedz coś fajnego!
– Cody. – rzekł pewnie
Zaśmiałam się głośno.
– Cody jest fajny. – dodał jakby to było oczywiste
– Daj! Teraz ja chcę! – zawołał Danny, wyciągając ręce po kamerę
Oddałam mu ją i zajęłam się ozdabianiem drzewka.
– No! To teraz ponagrywamy coś, co ma jakieś znaczenie, czyli mnie! – oznajmił Danny patrząc w obiektyw i poprawiając swoje blond włosy
Jake i ja zaśmialiśmy się. Syn Apolla usiadł przy dużym, ciemnym, brązowym stole, który jakiś czas temu kupili rodzice.
– Opowiem teraz historię.
– Nikogo to nie obchodzi. – wtrącił się Cody
– Cicho, psujesz wszystko! – zdenerwował się blondyn
– Smuteczek! – rzekłam krótko i owinęłam się łańcuchem z włosia anielskiego – Och! Ale jestem szekszi! – dodałam, strzelając gwiazdorską pozę
Danny przeniósł kamerę na mnie. Zaczęłam robić śmieszne miny. Po chwili Jake się do mnie przyłączył. Wygłupialiśmy się na całego.
– Koleżanko sympatyczna mojej kozy. – zwrócił się do mnie Cody, a ja wybuchłam śmiechem
– Masz kozę? – spytałam i podparłam się o drewniane krzesło
– Tak. Nazywa się Danny.
– Ej! – oburzył się nagrywający nas blondyn
– Cody, ubliżasz w tym momencie kozom. – stwierdził Jake i powiesił sobie za ucho zieloną bombkę
– Dobra lamusy, ogar! Ubieramy do końca choinkę i stroimy mieszkanie.
– Tak jest! – zgodził się Danny i oddał mi sprzęt nagrywająco uwieczniający
– Danny frędzlu, idź do kuchni po coś do picia. – zwrócił się do niego Cody
– Tak jest! – powtórzył i wyszedł z salonu
– Widzisz jaki posłuszny? – spytał brunet patrząc w obiektyw – Sam wytresowałem. – dodał dumnie
Całą czwórką ubieraliśmy choinkę. Ciągle się przy tym śmialiśmy i wygłupialiśmy. Było bardzo wesoło. Potem przystroiliśmy całe mieszkanie. Danny ganiał mnie z jemiołą, a ja musiałam przed nim uciekać. Pomagaliśmy też mamie w gotowaniu, co skończyło się wojną na rzucanie mąką. Danny i Jake podkradali ciasteczka.
Kiedy było już ciemno, wszyscy zgromadziliśmy się w salonie. Usiadłam na miękkiej sofie stojącej pod ścianą po prawej stronie od wejścia. W pomieszczeniu było ciepło. Wszędzie pachniało wypiekami i zieloną choinką. Nasze drzewko było wyjątkowo ładne i dostojne. W dodatku bardzo bogato przystrojone. Podobnie zresztą jak reszta domu. Wszędzie wisiały Aniołki, bombki, dzwoneczki, Mikołaje, skarpetki i inne świecidełka.
– Gotowi? – spytał tata gasząc światło i kucając przy choince
W pokoju zapanowała ciemność.
– Tak! – wykrzyknął podekscytowany Jake
– To zaczynamy odliczanie! – rzekł tata
– Trzy! – wypalił Danny, wiercąc się na krześle
– Dwa. – dodał Cody
– Jeden. – kontynuowałam z uśmiechem
– START! – wykrzyknął Jake, a tata odpalił lampki
Nagle cała choinka rozbłysła tysiącami kolorowych światełek. Otworzyłam szeroko oczy z zachwytu. Drzewko wyglądało przepięknie. Wszyscy wpatrywaliśmy się w nie jak zaczarowani.
– To będą najlepsze święta w moim życiu. – oznajmił cicho Danny
Oczy chłopaka lśniły. Wiedziałam, że jest bardzo szczęśliwy. To musiały być pierwsze takie jego święta.
Dzień później…
– Nie wiem jak mamy się tu pomieścić. – oznajmiła Annabeth
Na środku salonu leżały przyniesione z piwnicy materace. Aby zrobić jeszcze więcej miejsca, stół podsunęliśmy pod samo okno.
– Dobrze, że telewizor jest duży. – rzucił Grover wąchając choinkę
– Bez urazy chłopcy, ale wolałabym nie leżeć obok was. – wyznała Thalia i szybko położyła się z brzegu materaca
– My też byśmy woleli. – oznajmił szczerze Nico i wyszczerzył się
Thalia spojrzała na niego gniewnie, ale nic nie powiedziała.
– A ja chcę leżeć obok Percy’ego i panny Lany. – zakomunikował otwarcie Tyson
– Awww… Chodź się przytulić! – powiedziałam
Cyklop przepchał się przez całe towarzystwo, porwał mnie w ramiona i mocno uścisnął. Chłopak był bardzo wysoki, dobrze zbudowany i silny. Twardą skórę miał, w niektórych miejscach przyozdobioną bliznami. Ciemne włosy opadały mu na oczy. Dzięki Mgle, którą razem z siostrą starannie rzuciłyśmy, Tyson wyglądał jak normalny człowiek.
– Czemu Tyson może Cię przytulać, a ja nie? – spytał Danny zakładając ręce na klatce piersiowej i mrużąc oczy
– Bo Tyson jest fajny, a Ty nie. – odparłam pokazując mu język
W końcu się jakoś ogarnęliśmy. Rozłożyliśmy jeszcze kanapę, na której położyli się Nico, Jake i Grover. Jeden materac zajmowali Thalia, Annabeth, Percy i Tyson. Cyklop dał się przekabacić synowi Apolla. Danny, Cody i ja położyliśmy się na ostatnim materacu. Byłam bardzo zadowolona z takiego składu.
Rodzice wyjechali na jeden dzień. Zostawili ostatnie świąteczne przygotowania i po prostu wyjechali do jakiejś ciotki taty. Postanowiłam to wykorzystać i zorganizowałam noc filmową. Oprócz gości, którzy byli tu trochę wcześniej, zaprosiłam też mojego ulubionego sąsiada. Chcieliśmy spędzić tę noc w miłej atmosferze.
Jakiś czas później…
– Nie, nie, nie! Była komedia, teraz horror! – upierał się Danny
– A nie będziesz się bać? – spytał Cody szukając filmu w Internecie
– Chyba Ty!
– Kuleczki wyszły! – oznajmił Grover machając pustą, plastikową miseczką
Wyciągnęłam się i ułożyłam się wygodnie. Wszyscy siedzieli lub leżeli. Światło dawała tylko przyozdobiona choinka i duży telewizor. Na stole stały miski z przekąskami i owocami oraz kolorowe szklanki z napojami. Był wieczór. Za oknem prószył śnieg.
– Podajcie ciastka!
– To jaki film?
– Ten o zombie!
– Niee, coś o duchach!
– To sama ściema! Wy duchów nie widzieliście!
– Daj ten z psychopatą!
– Niee, lepiej ten o UFO!
– Ale to nie straszne!
Dziesięć osób. I nagle wszyscy zaczęli się wykłócać. Nie dogodzisz. Cody musiał przeprowadzić głosowanie. I w końcu coś wybraliśmy. „Klątwa Ju-on.”
– Japoński, białoskóry jebacz! – krzyknął Danny, a ja zaczęłam się śmiać
– Co? – spytałam leżącego obok blondyna
– No, bo wiem, że tam będzie taki biały chłopiec i on będzie straszył, czy coś. I to jest japoński, białoskóry jebacz. – oznajmił, a my się zaśmialiśmy
Cody położył się obok mnie. Wszyscy zajęliśmy wygodnie miejsca i zamilkliśmy. Film się zaczął.
– To inna, czy ta sama, bo już nie wiem?
– Po co ona tam poszła?
– O bogowie! Ale bałagan! Co za straszny film! – krzyknęła Annabeth i zasłoniła się poduszką
– Jeszcze jebacza nie ma, a ta już krzyczy. – rzekł Nico, któremu widocznie spodobało się określenie Danny’ego
Film zaczął się rozkręcać. Kiedy pojawił się biały chłopiec, od razu krzyknęłam. Był straszny. Potem wszyscy próbowaliśmy ogarnąć o co w ogóle w tym filmie chodzi.
– Ja ich nie rozróżniam. – przyznał Percy – Myślałem, że ona nie żyje.
– Nie, ta jeszcze żyje. Kobieta jebacz zabiła tamtą wcześniejszą. – odparł Danny jakby to miało pomóc i cokolwiek wyjaśnić
No tak, pojawiła się jeszcze kobieta jebacz – matka japońskiego, białoskórego jebacza. Straszna. Dostawałam gęsiej skórki na sam jej widok. To jak się czołgała… Jej twarz i oczy… I te dźwięki… Schowałam się pod kocem. Cody prychnął rozbawiony.
– Możesz patrzeć, już nic nie ma. – zwrócił się do mnie Danny
Spojrzałam. Razem z bohaterką przeżywałam każdą minutę filmu. Krzyknęłam, kiedy Japonka podniosła kołdrę i ujrzała głowę chłopca. Chciałam schować się pod kocem, ale bałam się, że mnie spotka to samo.
– Jebacz podkołdernik! – wypalił wesoło Danny, a my zachichotaliśmy
Z nim nawet horror nie był straszny. No dobra, był. Ale chociaż było zabawniej. Ciągle ktoś rzucał jakimś śmiesznym tekstem. Kiedy pojawiało się czarne tło i japoński znak, nikt nie wiedział, co to oznacza, więc Danny oznajmił, że to „jebacz.” Kiedy następnym razem pojawiły się dwa takie znaki, blondyn wyjaśnił, że to po japońsku „białoskóry jebacz”. Gdy pojawiły się trzy, wszyscy chórem stwierdziliśmy, że to „japoński, białoskóry jebacz.” Przez cały film się śmialiśmy, bo po prostu nie mogliśmy nic ogarnąć. Oczywiście, kiedy tylko pojawiał się jebacz albo kobieta jebacz, wszyscy byliśmy cicho i z przerażeniem wpatrywaliśmy się w ekran. Danny często coś komentował, ale kiedy odzywał się ktoś inny, chłopak uciszał go głośnym „Ssi!”. Oczywiście cały się przy tym opluwał.
Potem obejrzeliśmy następną część, w której pojawił się jebacz podkierownik, jebacz podfutonnik i jebacz długodystansowy.
To była niezapomniana noc.
Wigilia Bożego Narodzenia…
– Jak Ty możesz tyle jeść? – spytałam siedzącego po drugiej stronie stołu Danny’ego
– Niech je. – powiedziała mama i nałożyła blondynowi cały talerz
– To jest takie dobre! – zachwycał się chłopak
Uśmiechnęłam się pod nosem.
Siedzieliśmy w salonie przy bogato zastawionym stole wigilijnym. Był wieczór, a za oknem prószył śnieg. W rogu pokoju stała mieniąca się wieloma kolorami choinka. W pomieszczeniu było bardzo ciepło i przytulnie. Wszyscy byliśmy elegancko ubrani. Nawet Thalia. Założyła białą koszulę z kołnierzykiem i czarne, proste spodnie. Pomogłam jej w ujarzmieniu włosów. Chłopcy też ubrali się schludnie. Jake, Nico, Cody i Danny, jak jeden mąż ubrali się w białe koszule i jeansy. Ja założyłam czarne leginsy i długi, czerwony sweter ze złotymi, ozdobnymi guzikami. Włosy, które ponownie zapuszczałam, pozostawiłam rozpuszczone.
Wszyscy uśmiechali się do siebie serdecznie.
– Jeszcze raz chciałabym podziękować za zaproszenie. – odezwała się nagle moja siostra – Jestem bardzo wdzięczna i przepraszam za kłopot. – dodała
– Nie wygłupiaj się kochana. – powiedziała mama odkładając widelec – To żaden problem. Cieszymy się, że możemy was gościć. W święta nikt nie powinien być sam. – dodała, a Thalia uśmiechnęła się lekko i na powrót zaczęła jeść
– To pierwsze takie moje święta. Takie z rodziną. Jestem bardzo szczęśliwy. – powiedział cicho Danny ze spuszczoną głową
Momentalnie posmutniałam i poczułam gulę w gardle. Wymieniłam porozumiewawcze spojrzenie z siedzącym obok starszym synem Hadesa. Widziałam, że Danny zacisnął pod stołem ręce w pięści. Miałam nadzieję, że się nie rozpłakał.
– Och skarbie! – powiedziała mama, wstała od stołu i przytuliła do siebie Danny’ego
Chłopak był tym bardzo zaskoczony. Na jego twarzy malowało się zdumienie, a w oku dostrzegłam łzę.
– Jesteście przyjaciółmi naszych dzieci, czujcie się tu jak w domu. – rzekł tata i napił się soku
– Naprawdę dziękujemy za gościnę. – odezwał się Cody, a Nico, Thalia i Danny skinęli głowami
– Starczy już tego dziękowania. Jedzcie szybciej, zaraz będziemy śpiewać kolędy. – oznajmił tata i uśmiechnął się
– Tak! Uwielbiam śpiewać! – krzyknął z zapałem Danny, a mama puściła go i wróciła na miejsce
– I musicie iść wcześniej spać, bo w nocy przyjdzie Mikołaj. – dodała i puściła mi oczko
– Prezenty! – wypalili równo Danny i Jake
„Jebacze… Głupie, kochane jebacze…”
Następnego dnia…
– Prezenty! Dostałem prezenty! – krzyczał z niedowierzaniem Danny
Ziewnęłam i przetarłam oczy. Każdy z nas spędził noc na podkładaniu prezentów. Ja musiałam lecieć na trzy tury, bo nie dałam rady unieść wszystkiego. Raz wpadłam na Nico.
Całą, wielką rodziną siedzieliśmy w salonie. Wszyscy zaspani, w piżamach i szlafrokach z potarganymi włosami.
– Zaraz napijemy się gorącej czekolady. – oznajmiła mama, a tata z uśmiechem podał jej kolorowy pakunek i pocałował w policzek
– Chyba coś widziałem pod choinką. – rzekł Danny kładąc głowę na podłodze
– Pewnie jebacz. – odparła Thalia z zachwytem oglądając srebrną biżuterię i torebkę z ćwiekami ode mnie
– Jebacz podchoinkowy? – spytał Nico
– Jebacz leśny. – dodał Cody
– Jebacze. Jebacze everywhere. – rzekłam ze śmiechem
Wszyscy zaczęliśmy z niecierpliwością otwierać prezenty. Najbardziej cieszył się oczywiście Danny. Jego radość udzielała się pozostałym. Aż miło się na niego patrzyło.
Ja również byłam bardzo szczęśliwa. Cieszyło mnie to, że spędzam święta w gronie bliskich mi ludzi i przyjaciół. Wspólnie obdarowywaliśmy się prezentami. Każdy dostał coś wyjątkowego. Śmialiśmy się i śpiewaliśmy kolędy. To był pełen magi, Bożonarodzeniowy poranek.
REKLAMA
(Studio, w tle na ścianie wyświetlony jest napis „Pamiętnik Heroski”. Pojawiają się zdjęcia obozu i obozowiczów.)
– Cześć kochani!
(Stojąca na środku Lana macha do kamery.)
– Tu Lana Conners.
– Cody Carter
– I Danny Harrison.
(Cała trójka uśmiecha się, puszczona jest smutna melodia.)
– Dziękujemy, że byliście z nami przez tyle czasu.
– Jesteście wielcy.
– Najlepsi.
– Specjalnie dla was mamy przygotowany prezent.
– Płytę z dziesięcioma odcinkami „Pamiętnika Heroski.”
– W postaci bonusu odcinek specjalny – „Jestem herosem?”, by przypomnieć sobie i jeszcze raz zobaczyć jak to wszystko się zaczęło.
(W rekach Lany pojawia się pudełko z płytą.)
– Do tego do kupienia jest już cała ścieżka dźwiękowa z serialu.
– Całość skomponowana przez wspaniałego Danny’ego Harrisona.
– Skromny Danny jest skromny.
(Syn Apolla szczerzy się i prezentuje przed kamerą płytę.)
– Płytę promują utwory: „Sen”, „Łzy Anioła” i „Powrót.”
– Całość można zamówić na naszej stronie internetowej lub w dobrej księgarni.
– Pieniądze ze sprzedaży zasilą budżet obozu i wesprą głodujące morświny meksykańskie z Korei Wschodniej.
(Lana i Cody patrzą pytająco na Danny’ego.)
– Co?
– Pomyliłem coś, prawda?
(Danny wzdycha głęboko i zasłania się płytą.)
– Kupcie płytę, bo inaczej przyjdzie do was jebacz!
– To smutne…
(Lana robi smutną minę.)
– Co takiego?
– To, że się teraz rozstaniemy z naszymi widzami.
– Życie.
– No nic, pozostaje nam życzyć wam miłego oglądania.
– Bądźcie z nami do końca.
– Jeszcze raz dziękujemy.
– Trzymajcie się.
– Niech Wielka Panda nad wami czuwa.
– Papa!
(Wszyscy machają. Puszczone są brawa.)
PO REKLAMACH
Było mroźne, zimowe popołudnie. Słońce świeciło. Jego promienie odbijały się od białego, puszystego, zalegającego śniegu.
Poprawiłam swoją uroczą, kocią czapkę, pociągnęłam nosem i schowałam dłonie w kieszenie swojego przyległego, ciepłego, białego płaszcza. Lubię płaszcze. Płaszcze są dobre.
– Będzie Ci zimno. – stwierdził Cody patrząc na mnie z dezaprobatą
– Nie będzie. – powtórzyłam uparcie i dalej szłam przed siebie
– Uparta jak zawsze… – mruknął kręcąc głową
Spojrzałam na niego z uśmiechem. Chłopak miał na sobie grubą, czarną kurtkę z kapturem i ciemne jeansy. Nieskazitelnie blada skóra zdawała się zlewać ze śniegiem. Jego czarne oczy jeszcze bardziej się dzięki temu wyróżniały.
„Ooo… Płatki śniegu tak uroczo wyglądają w Twoich włosach… Zaraz… Gdzie Ty do cholery masz czapkę lamusie?!”
– Cody, gdzie masz czapkę?!
– Nie noszę czapki. Jestem ponad to. – odparł dumnie, podszedł bliżej, wziął do ręki jednego mojego czarnego loka i zawinął go sobie wokół palca
„I myśli, że jest fajny. No dobra… Jest.”
Na policzkach poczułam różowe rumieńce i nie były one spowodowane zimnem. Chłopak nagle naciągnął mi czapkę na twarz i uciekł.
– Ej! – krzyknęłam zdezorientowana
Poprawiłam nakrycie głowy i pobiegłam za brunetem. Cody był jednak szybszy i śmiejąc się, uciekał mi. W końcu zaczęliśmy rzucać się śnieżkami. Było bardzo wesoło i swobodnie. Wreszcie Cody i ja czuliśmy się dobrze w swoim towarzystwie. Wyszliśmy wspólnie na spacer. Tylko ja i on. Od jakiegoś czasu mieliśmy dużo lepszy kontakt. Potrafiliśmy normalnie rozmawiać. Cieszyło mnie to. Byłam szczęśliwa, że się do siebie zbliżyliśmy.
– To nie fair! – krzyknęłam, ponownie poprawiając czapkę
– Po prostu jesteś słaba.
– Sam jesteś słaby! – powiedziałam, uformowałam w zamarzniętych rękach kulkę i rzuciłam nią w chłopaka
Cody zrobił unik i pokazał mi język. Kiedy w końcu się ogarnęliśmy, namówiłam go, żebyśmy poszli nad jezioro. Nie chciał się zgodzić, ale go przekonałam. Weszliśmy na pokryty śniegiem gruby lód. Idąc na środek jeziora, rozmawialiśmy o tym jak zamierzamy spędzić wieczór. Potem zaczęłam się wygłupiać. Poruszałam kocimi uszkami swojej czapki, miauczałam słodko i robiłam różne, śmieszne miny. Cody patrzył na mnie z rozbawieniem. Zaczęłam ślizgać się na lodzie.
– Nie oddalaj się za bardzo. – powiedział do mnie Cody, który wciąż stał w miejscu
Pomachałam mu i dalej biegałam po obozowym jeziorze. Naprawdę dobrze się bawiłam. Do czasu…
To była dosłownie sekunda. Dalej nie wiem jak to się stało. Nagle usłyszałam chrupnięcie i trzask. Straciłam grunt pod nogami i w jednej chwili znalazłam się w wodzie pod lodem. Nie zdążyłam nawet krzyknąć. Coś owinęło mi się wokół nogi i bardzo szybko ciągnęło w dół. Machałam rękoma i wierzgałam się. Oczy miałam szeroko otwarte. Czułam jak lodowata woda kuje mnie w skórę. Nie mogłam oddychać.
I to był koniec…
Następne co pamiętam, to… Nie wiem jak to się stało, ale leżałam gdzieś na śniegu. Nie mogłam się ruszyć. Zimno sparaliżowało całe moje ciało. Nie czułam rąk i nóg. Bolały mnie płuca. Cała byłam mokra.
– Lanuś… Lanuś mów do mnie.
„Bohater zawsze przybywa na końcu…”
Powoli otworzyłam oczy. Zobaczyłam pochylającego się nade mną Danny’ego. Chłopak był cały przemoknięty, a policzki miał czerwone.
Kawałek dalej stał Cody. Chłopak był odwrócony do mnie tyłem i też ociekał wodą.
Spojrzałam na Danny’ego. Chłopak odetchnął z ulgą i uśmiechnął się.
– Dlaczego Ty zawsze musisz mnie straszyć? – spytał
– Przepraszam… – wyjąkałam trzęsąc się z zimna
Dopiero po chwili zauważyłam Percy’ego. Syn Posejdona był suchy. Stał obok Cody’ego i wpatrywał się we mnie z troską. Danny pomógł mi usiąść.
Byliśmy nad brzegiem jeziora. Odmarzniętego jeziora. Słońce odbijało się od jego tafli.
– Co się stało?
– Gdyby nie Percy, nie udałoby się nam Cię uratować… – wyznał cicho Danny
– Dziękuję Percy. – rzekłam z wdzięcznością, a chłopak tylko skinął głową
– Dłużej tego nie zniosę… – powiedział cicho Cody wciąż się nie odwracając
Danny wstał szybko, podszedł do syna Hadesa i szturchnął go.
– To Twoja wina! – krzyknął groźnie – Ona w końcu przez Ciebie zginie! Co wtedy zrobisz?! – dodał patrząc brunetowi w oczy
– Danny przestań! To nie jego wina! – krzyknęłam wciąż się trzęsąc
– Powinniśmy się teraz zająć Laną. Sprzeczki zostawmy na później. – rzekł Percy spokojnie
– Nie. Musimy załatwić to teraz. Kiedy w końcu przestaniesz ją narażać?!
– A kiedy Ty w końcu przestaniesz się we wszystko wtrącać?!
– Jesteś nieodpowiedzialny!
– Ja?!
– A kto wyciągnął ją na środek jeziora?!
– Przestańcie! To był mój pomysł! Cody nic nie zrobił!
Musiałam zainterweniować, bo jeszcze chwila, a doszłoby do rękoczynu. Chłopcy byli naprawdę wściekli. Nie mogłam wstać sama, więc Percy mi pomógł i przytrzymał. Wspierałam się na nim i przypatrywałam się chłopakom.
– Nie usprawiedliwiaj go Lana! Powinien myśleć wcześniej o tym, co się mogło stać! Pewnego dnia mogę obok nie przechodzić. I to będzie jego wina. – rzekł poważnie Danny
Ledwo stałam. Było mi zimno. Cała byłam przemoczona. Z ubrań kapała mi woda.
– Nigdy do tego nie dopuszczę. – rzekł Cody
– To zrób coś w końcu!
– Powiedziałem, żebyś przestał się wtrącać. Nie rozkazuj mi.
– Nigdy mnie nie słuchasz!
– I nie będę. Sam sobie świetnie radzę.
– Właśnie widzę!
W końcu Cody nie wytrzymał i uderzył Danny’ego z pięści w twarz. Blondyn zachwiał się lekko i oddał synowi Hadesa. Obaj chłopcy zaczęli się szarpać i wyzywać. Do akcji musiał wkroczyć Percy. Potomek Posejdona próbował ich rozdzielić i przemówić im do rozsądku. Z niedowierzaniem się temu przyglądałam. Nie mogłam uwierzyć, że obaj posunęli się do czegoś takiego. Kiedy nagle w ich rękach pojawiły się miecze, musiałam zainterweniować.
– Stop! Przestańcie! – krzyknęłam dygocząc z zimna – Co wy wyprawiacie?!
Nawet na mnie nie spojrzeli. Percy dalej starał się ich uspokoić.
– Cody! Danny! – podniosłam głos i objęłam się ramionami
Chłopcy przestali się okładać i spojrzeli w moją stronę.
– Spójrzcie na siebie! Czy tak zachowują się przyjaciele?! Mieliśmy się wspierać i sobie pomagać! A wy tymczasem co wyprawiacie? Było przecież tak dobrze. Nie psujcie tego!
Obaj spojrzeli na siebie uważnie. Ciężko oddychali. Cody pozbył się miecza, westchnął i ruszył bez słowa przed siebie.
– Cody! – zawołałam kiedy mnie minął
Brunet nie odwrócił się i przyśpieszył. Po chwili całkowicie zniknął mi z oczu.
– Nie martw się, przejdzie mu. – rzekł Danny podchodząc do mnie
Syn Apolla objął mnie.
– Cała się trzęsiesz. Trzeba Cię zaprowadzić do domku albo pawilonu szpitalnego, bo się jeszcze przeziębisz. – powiedział czule i jeszcze bardziej mnie przytulił
Percy przytrzymał mnie z drugiej strony. Z ust leciała mi para. Na policzkach czułam lód. Było mi niewyobrażalnie zimno. Obaj chłopcy zaopiekowali się mną. Do wieczora siedziałam w domku i wygrzewałam się pod kołdrą. Danny przyniósł mi ciepłą zupę i herbatę. Ogarnęłam się dopiero o dwudziestej drugiej. Założyłam obcisłą, czerwoną sukienkę przed kolana, ułożyłam włosy, zrobiłam lekki makijaż, ubrałam kurtkę, którą na szczęście wzięłam z domu i wyszłam. Skierowałam się do pawilonu jadalnego, gdzie od dawna trwała impreza. Wszyscy dobrze się bawili.
Wewnątrz było bardzo ciepło. Paliły się kolorowe światła, a na rozstawionej scenie wygłupiali się obozowicze. Stoły były zastawione jedzeniem i każdy siedział jak chciał. Grała wesoła muzyka. W powietrzu unosiły się balony. Wisiały też kolorowe transparenty. Spokojnie mogłam się rozebrać. Ktoś odwiesił mi kurtkę.
Podeszłam do koleżanek, by sobie porozmawiać. Mimo zalegającego śniegu, wszyscy byli elegancko ubrani. Trochę poprawił mi się humor, jednak ciągle wypatrywałam Cody’ego. Niestety nigdzie go nie widziałam.
Nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu. Podskoczyłam wystraszona i odwróciłam się. Za mną stał uśmiechnięty Danny. Chłopak ubrany był w biały T-shirt, czarną marynarkę i jeansowe spodnie.
– Jak się czujesz? – spytał i podał mi kolorowy kubek z napojem
– Już dobrze, dziękuję. – odparłam szczerze i wzięłam od niego picie – Tylko ciągle jak zamykam oczy, przypominam sobie moment, kiedy wpadłam do wody. To było straszne. – dodałam, a chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło
Dyskretnie powąchałam zawartość plastikowej szklanki.
– Co Ty robisz? – spytał rozbawiony Danny
– Sprawdzam, czy mi niczego nie dolałeś. – odparłam szczerze i wzruszyłam ramionami
– No wiesz Ty co! Nie ufasz mi?!
– To pytanie retoryczne, prawda?
Danny zrobił naburmuszoną minę. Pokazałam mu język, a on zaśmiał się i mnie przytulił.
– Oj Lanuś! To nasz pierwszy Sylwester! Cieszysz się?! – spytał jeszcze bardziej mnie do siebie przyciągając
– Bardzo. – przytaknęłam starając się nie rozlać – Widziałeś gdzieś Cody’ego?
– Nie, ale pewnie gdzieś się tu kręci. O dwunastej idziemy nad jezioro. Będą lampiony i fajerwerki.
– Fajnie. – przytaknęłam, ale bez entuzjazmu
Zabawa się rozkręciła. Było naprawdę fajnie. Wszyscy tańczyli i śpiewali. Najlepiej czuł się chyba Pan D. Bóg jednak się upił. W sumie mu się nie dziwię. Ten jeden dzień w roku może. Nawet Chejron się dobrze bawił.
Szłam przez pełny parkiet. Wszyscy się dobrze bawili, a ja w pewnym momencie poczułam się tak bardzo samotna. Tak samotna, samotna, samotna… Nigdzie nie było Cody’ego. Wszyscy obozowicze byli w pawilonie. Cody mógł być gdziekolwiek i robić wszystko. Objęłam się ramionami. Nagle uderzyła mnie straszna myśl.
– Niee… – szepnęłam
Czas jakby zwolnił. Wszystko wokół ucichło i stanęło. Nagle puściłam się biegiem przed siebie. Nie wzięłam nawet kurtki. W tamtej chwili o tym nie myślałam.
Biegłam przez śnieg. W butach, które miałam, było to bardzo trudne. Od zimna dostałam gęsiej skórki. Rzuciłam się na drzwi od domku Hadesa i zaczęłam w nie walić. Były zamknięte.
– Cody! Cody otwórz!
Krzyczałam z całych sił. W środku było ciemno. Przez okna też nic nie widziałam. Stwierdziłam, że nikogo nie ma i bezmyślnie pobiegłam w stronę bramy. Brodziłam przez śnieg. Wbiegłam na wzgórze i zatrzymałam się przy łuku. Podparłam się o niego. Peleus nie spał. Leżał owinięty wokół sosny i patrzył na mnie zaciekawiony. Było cicho i pusto. W śniegu nie widziałam żadnych śladów. Nie wiedziałam co zrobić. Stałam tak jeszcze przez chwilę, po czym się wróciłam. Było mi bardzo zimno. Zatrzymałam się przy kamiennej ławeczce i usiadłam na niej. Na niebie świecił księżyc w pełni. Otaczał mnie las i śnieg. Ławka była zimna i oblodzona. Zaczęłam pocierać skórę rąk i nóg. Czułam, że coś jest nie tak. Wprawdzie nie miałam pewności, ale dręczyło mnie złe przeczucie. Ufałam swojej intuicji.
Nagle usłyszałam, że ktoś idzie. Odwróciłam szybko głowę. W moją stronę szedł Cody. Chłopak ubrany był w grubą, ciemnoniebieską bluzę i długie jeansy. Na plecach miał duży, napakowany plecak.
– Wiedziałam… – szepnęłam, a z moich ust wydobyła się para
Cody na chwilę na mnie spojrzał, po czym poszedł dalej.
– Jesteś spakowany… – zauważyłam, ale chłopak nie zareagował
Wstałam z ławki i stanęłam mu na drodze. Byłam pewna, że zatrzyma się przede mną, ale on mnie po prostu minął. Jak ducha. Przeszedł obojętnie obok.
– Cody! – krzyknęłam odwracając się
Brunet przeszedł kilka metrów i zatrzymał się.
– Powinnaś wrócić do domku albo na przyjęcie. Jest już późno i zimno. – rzekł spokojnie
– Nie mam zamiaru ruszyć się gdziekolwiek bez Ciebie. – oznajmiłam zdecydowanie
– A ja nie mam zamiaru zostać. – powiedział wciąż się nie odwracając
– Chcesz odejść? Gdzie?
– Nieważne.
Zapadła cisza.
– Jeśli chodzi o to, co się dziś stało, to to nic.
– Mogłaś zginąć.
– Ale nie zginęłam, więc…
– Mówiłem, żebyś trzymała się ode mnie z daleka. Nie wróciłaś do domu i nie opuściłaś obozu, więc ja to muszę zrobić.
– Odejdziesz z mojego powodu? – spytałam nie dowierzając – To bez sensu! Nic z tego nie rozumiem! – dodałam spanikowana myślą, że chłopak naprawdę odejdzie
– Nie chcę tu dłużej być. – wyznał
Nie wiedziałam, czy trzęsę się z zimna, czy z emocji, które mną targały. Moja skóra była sina, a usta mi drżały.
– A co z nami? Co na to powie Danny? A ja? Zostawisz mnie tak? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy? Wiesz, że jesteś dla mnie bardzo ważny…
Mówiłam coraz ciszej. Mój głos słabł. Cody jednak wciąż stał niewzruszony. Był tyłem, więc nie widziałam wyrazu jego twarzy, ale pewnie malowała się na niej obojętność.
– Wiesz co do Ciebie czuję i mimo to… Mimo to odejdziesz…? – spytałam cicho
Ledwo stałam. Palce miałam skostniałe. Nawet moje włosy były wilgotne.
– Twoje uczucia są zbędne i kłopotliwe. Nie potrzebuję ich. Odejdę i już nigdy więcej się nie zobaczymy. – oznajmił opanowanym głosem
Czułam jakby ktoś wbił mi nóż w serce.
– Więc to pożegnanie… – szepnęłam
Zapadła cisza. W głowie kotłowało mi się tysiące myśli. Nie wiedziałam co zrobić. Jak go zatrzymać.
– Zniknę na zawsze z Twojego życia. Zapomnisz o mnie. – rzekł Cody
– Nigdy. – powiedziałam pewnie, a on prychnął cicho
– Nie będzie to pierwszy raz. – rzucił, ale ja tego nie zrozumiałam
– Cody proszę, nie odchodź. Zrobię wszystko. – powiedziałam czując jak do oczu cisną mi się łzy
– Już za późno. Podjąłem decyzję.
Bolało mnie serce. Chłopak, którego naprawdę, szczerze kochałam, chciał po prostu odejść. Wymazać wszystko. Zniknąć. Nie rozumiałam nawet dlaczego.
– Obiecałem, że zawsze będę Cię chronić. Nieważne co będę musiał zrobić i co to będzie oznaczało. – przypomniał cicho
Podniosłam wzrok i spojrzałam na sylwetkę bruneta.
– Odejdziesz, by mnie chronić? – spytałam niepewnie
To było przecież niedorzeczne. Nielogiczne. Kompletnie nie rozumiałam postępowania Cody’ego.
Spojrzałam na kamienną ławeczkę.
– Wtedy też była pełnia… – rzekłam cicho
– O czym mówisz? – spytał ciekawy
– Ironia prawda? Tu się wszystko zaczęło i tu ma się wszystko skończyć. Poznaliśmy się w tym miejscu.
– Nieprawda. – zaprzeczył chłopak i odwrócił się w moją stronę
Spojrzałam na jego twarz. Cody był spokojny i opanowany. Jakby cała ta rozmowa nie robiła na nim wrażenia.
– Co masz na myśli? – spytałam niepewnie
– To ma związek z przeszłością. – rzekł
„Z przeszłością? Cody nigdy o niej nie mówił. Nie lubił o tym rozmawiać. Zawsze unikał tematu lub go zmieniał. Co ma zamiar powiedzieć?”
– Długo coś przed Tobą ukrywałem. Ale powinnaś znać prawdę.
Poczułam lęk. Naprawdę się przestraszyłam. Nie wiedziałam, jaką chłopak mógł mieć przede mną tajemnicę.
– Znaliśmy się w przeszłości. – wyznał pewnie Cody
Otworzyłam szeroko oczy. W tym momencie zerwał się silny wiatr, który rozwiał mi włosy.
„To niemożliwe… Jak..? Wiedziałabym…”
– Co? Cody, co Ty mówisz? – spytałam drżącym głosem
– W dzieciństwie.
Chłopak włożył ręce w kieszenie i spuścił głowę.
– Moja mama… – zaczął cicho
„Mama… Cody nigdy o niej nie wspominał, a ja bałam się spytać. Pierwszy raz użył tego słowa.”
– Nasze mamy się znały. Przyjaźniły się od dziecka i mieszkały obok. Razem były w szpitalu na porodówce. Mama często chorowała. Była bardzo słaba. Kilka miesięcy po tym, jak się urodziłem, wyjechaliśmy. Trochę nawet jeździliśmy po kraju. Wróciliśmy do domu, kiedy miałem sześć lat. Wtedy… – chłopak zamilkł na chwilę – Wtedy się poznaliśmy. Mieszkaliśmy obok siebie i przyjaźniliśmy. – dodał
Nogi miałam jak z waty. Omal się nie przewróciłam. To był dla mnie szok. Nie mogłam w to uwierzyć. Znaliśmy się całe życie. A ja… A ja tak po prostu o tym zapomniałam?
– Oboje wiedzieliśmy o swoim pochodzeniu. Dnia, w którym mieliśmy trafić na obóz, zaatakowała nas Hydra. Uciekaliśmy przez Central Park, ale nie mieliśmy szans. Mama była zmęczona. Powiedziała, żebyśmy poszli bez niej. Kazała nam uciekać. Chciała dać nam czas i zatrzymać Hydrę. Poświęciła się. Potwór zabił ją na moich oczach…
Serce mi zamarło. Wstrzymałam oddech. To było takie straszne. Zakręciło mi się w głowie.
– Trzymałem Cię za rękę i pilnowałem, by nic Ci się nie stało. Obiecałem Twojej mamie, że będę się Tobą opiekował. Udało nam się uciec, a Twoja mama zginęła pokonując Hydrę. Zostaliśmy sami. Jake był głodny, a Ty przerażona. Oboje płakaliście, a ja nie wiedziałem co zrobić. Mama umarła, a ja myślałem tylko o tym jak zapewnić wam bezpieczeństwo. Zostawiłem was na chwilę, by znaleźć pomoc. W tym czasie Zeus usunął Ci pamięć i znaleźli Cię Twoi przybrani rodzice. Nie mogłem już się z Tobą skontaktować. Zostałem sam. Zupełnie sam… Jeszcze tego samego dnia, Danny i ja trafiliśmy na obóz. Nie szukałem Cię. Wiedziałem, że w końcu się spotkamy. Nie pamiętałaś mnie, ale ja Ciebie tak. – wyznał spokojnie Cody
Dostałam poważnych zawrotów głowy. Było mi niedobrze. Byliśmy przyjaciółmi… Byłam dla niego ważna, troszczył się o mnie. I w jednej chwili wszystko straciliśmy. Dlaczego? Nasze mamy umarły za nas… A Cody żył nosząc w sercu tą okropną przeszłość. Kiedyś Zeus opowiedział mi tą historię, ale ten fragment ominął. Nie wspomniał, że był wtedy ktoś jeszcze.
– Przez cały ten czas… – zaczęłam, a z oczu pociekły mi łzy
Nie wiedziałam co powiedzieć. Te informacje do mnie nie docierały. Przyjaźniliśmy się w dzieciństwie. Byliśmy ze sobą blisko.
– Wtedy w Central Parku, zgubiłaś coś. Znalazłem to i zawsze przy sobie nosiłem. Teraz czas, bym Ci to oddał.
Cody ruszył w moim kierunku. Wyjął z kieszeni coś drobnego. Świeciło się w blasku księżyca. Dopiero po chwili zauważyłam, że to delikatny, srebrny łańcuszek. Wisiało na nim średniej wielkości, przepiękne, kryształowe serduszko, które nawet w nocy odbijało światło i srebrny, troszkę większy kluczyk z wysadzaną diamencikami rączką w kształcie serca.
Przez chwilę miałam wrażenie, że ów przedmiot jest mi bardzo bliski.
Cody ustał przede mną. Miałam ochotę go przytulić i nie puścić. Chciałam, by został. By było jak kiedyś. Byśmy wrócili razem do tamtych czasów.
Chłopak zapiął mi łańcuszek na szyi. Poczułam zimną, srebrną nitkę na skórze. Zawirowało mi w głowie, a oczy zaszły mgłą. Zrobiło mi się bardzo słabo. W tym samym momencie, na niebie wybuchły przepiękne, kolorowe fajerwerki. Musiała wybić dwunasta.
– Szczęśliwego Nowego Roku! – zawołali chórem obozowicze
Słyszałam jak krzyczeli i klaskali. Musieli się naprawdę świetnie bawić.
– Lana… Żegnaj… – szepnął mi Cody na ucho
Chciałam złapać się chłopaka. Nie pozwolić mu odejść. Zatrzymać go przy sobie na zawsze. Jednak nagle przestałam cokolwiek słyszeć i czuć. Powieki same mi opadły. Wszystko się skończyło…
~*~
KONIEC
SERII PIERWSZEJ
Ojej…
Podczas swiat w domu Lany geba mi sie niesamowicie cieszyla,usmiech nie zlazil z twarzy. To bylo takie… Cieple,przyjazne,normalne! Az zatesknilam za swietami, chociaz moje raczej juz nigdy takie nie beda.
Koncowka… Ugh,koncowka! Czemu dzis wszedzie widze takie zaskakujace,piekne konce?!
Moglabym przyczepic sie, ze w Obozie nie powinno byc sniegu; skoro deszcz nie pada,to snieg tez.
Mam nadzieje,ze dopisek „SERII PIERWSZEJ” naprawde ma znaczenie i moge liczyc na kontynuacje.
😀 Jeeej, to opko rządzi. Te święta…- idealne Ja też w nocy podkładam prezenty…
Ale jak to możliwe, że to już koniec. Czy ty wiesz, co ja czuję czytając twoje opowiadania??? Wtedy albo szczerzę się do ekranu albo jestem smutna i nie ukrywam tego. To twoje opka sprawiały, że co jakiś czas udawało mi się okazać jakieś uczucia.
Będzie jeszcze druga seria?
Trolololol! Trolling level Ann! 😀
Reklama najlepsza
Ja prdl, kobieto… jak mogłaś w takim momencie?! Teraz Piper będzie smutna Masz napisać kolejną serię, bo… bo… bo się poryczę :'(. A tak serio to wspaniałe opko…
Dziękuję za dedykację… Jest piękna… chlip chlip…
Ha.Ha.Ha. Świetny żart z tym końcem. Wiedziałam, że będzie druga seria, bo nie byłabyś w stanie rozwiązać całości, wytłumaczyć wszystkiego w jednej części.
Najlepszy w tej części był kontrast nastrojów. Zdecydowanie. Najpierw rodzinne święta, a zaraz potem taki smutny Sylwester… Dobry o tyle, że daje punkt wyjścia do kolejnej serii.
A co do dialogów… Znalazłam kiedyś takie coś, Ella wrzuciła tego linka w komentarzu pod jednym opkiem: http://www.piszmy.pl/zasady-pisania-dialogow-o-dialogach/Chapter.html
Och, dziękuję pyszczku! Skorzystam i mam nadzieję, że poprawnie się do tego zastosuję
Tak, to opowiadanie skrywa jeszcze wiele tajemnic, o których nawet nie macie pojęcia. Nie mogłabym wszystkiego teraz wyjaśnić. Wy też dowiecie się z czasem, razem z Laną
Jasny gwint, Annabell! Jak zobaczyłam napis koniec, to się prawie nie rozpłakałam, a ja NIGDY nie płaczę od opek.
Boże, skarbie, to było piękne. Świetny pomysł, po prostu genialny. I mam nadzieje, że będzie druga seria, prawda? Proszę! To było prześliczne, ludzie to nie może się tak skn. NIE MOŻE! Lana musi być z Cody”m, a co z Daniell i Dany”m? Nie kończ tego, kobieto, proszę!
Bardzo się cieszę, że wiersz Ci się podoba.
Niezwykle dziękuję za dedykacje, pięknie piszesz. Kiedyś wydasz książkę, zobaczysz. Możesz być pewna, że ją kupię.
Czekam na serię nr. II
Pozdrawiam i życzę dużo czasu i weny.
kiedyś musi być ten pierwszy raz carmel
To znaczy, że będzie seria druga? Świetnie. 😀 Nie mogę się doczekać
Cały czas jak to czytałam, to powtarzałam sobie na głos ‚nie, to nie koniec. nie to nie koniec.’ więc jak przeczytałam ostatnią linijkę tej notki to coś mnie chyba jebło, bo zaczęłam się drzeć i tańczyć przy biurku xD
Święta z Danny’m, muszą być niesamowite :O Też takie chcę *w* A co do Cody’ego, to tak mega smutam, że po prostu sobie poszedł. i podobało mi się to, że darowałaś sobie ckliwe pożegnania, wyznania miłości itd, tylko od razu przeszłaś do rzeczy
Mam nadzieję, że II seria pojawi się szybko 😀 Będę czekać, ba! Już czekam <3
A ja myślalam, że będą żyć sobie dlugo i szczęśliwie. Jak widać myślenie mi nie wychodzi ale skladam gratulacje z okazji zakonczenia serii pierwszej. Mam nadzieję, że wiesz jak kocham Cody’ego i wlaściwie on już na zawsze wryl mi się w pamięć. Oj Lana, Lana. Też ją uwielbiam. Ona i Cody to powinno być takie love forever. Jestem idealistką i romantyczką i wierzę, że ostatecznie będą razem.
W każdy, razie nie powinien odchodzić, chociażby ze względu na to, że jest fajny a on przecież doskonale o tym wie, w końcu sam o sobie mówil że tak jest.
Sorry, że plotę trzy po trzy ale chyba mam gorączkę, adhd, piatek trzynastego, paskudny humor i huśtawkę nastrojów jak stąd do australii i z powrotem, więc się nie przejmuj.
Pozdrawiam 😀
😀 Zrobiłam was wszystkich! Tak zapowiadałam ten koniec, ale nie wspomniałam, że mam na myśli tylko koniec serii 😀
Co do kontynuacji, to tak, oczywiście, ma być. To mogę powiedzieć. Nie wiem tylko kiedy. Szczerze, to nawet nie zaczęłam, gdyż, ponieważ, iż, bo… Mam tak wiele pomysłów i tak wiele rzeczy muszę zawrzeć już w pierwszym rozdziale, że nie wiem jak to ogarnąć. Nie chciałabym niczego pominąć. Do tego w klasie maturalnej jest trochę więcej roboty. :/ Więc druga seria raczej szybko nie wystartuje.
Mam nadzieję, że będziecie czekać
Ja nie czytałam tego opka, ale jestem pewna, że powinni być razem. ;):):):):) Uwielbiam mrocznych facetów !!!
Emo kidy sa slodkie :3
Słodkie to są jebacze! 😀 Japońskie, białoskóre, jebacze! 😀
Noooo
ja czytałem całą serie i normalnie zabijałem jak ktoś coś chciał ode mnie w trakcie czytania. ale najbardziej rozwalił mnie ten japoński/ białoskóry, jebacz. A najbardziej mnie zaciekawiło to na końcu z Codym o wyczyszczaniu pamięci.
Aż dziw, że jest mnie komentarzy niż w „dziewięć żyć”
Hahaha, może i lepiej. Przynajmniej nie ma głupich kłótni i nikt nie powie, że komentarze są niezasłużone ;p
A jebacz jest najlepszy, w tym się zgodzę. 😉
A u mnie są nie zasłużone?!! Hahahahahahahahahah żartuję oczywiście! Twoje opko zasługuje na dwa razy więcej niż moje i to przy każdej części!!! I to by było sprawiedliwe !! Ja dopiero co się pojawiłam i 12… Komentów ale to są rozmowy między blogowiczami mające mało wspólnego z moim opkiem :c
Ale kiedy pojawi się następny rozdział, wszyscy będą Cię już kojarzyć i z pewnością go przeczytają Moje opowiadanie czyta bardzo mało osób, ale dziękuję Ci za miłe słowa
Prawda, może trochę przesadziliśmy robiąc sobie chat z Twojego opowiadania. Obiecuję, że przy następnym rozdziale, wypowiem się tylko na temat treści. I komentarze na pewno będą zasłużone pyszczku
Dziękuję!!! Ale mnie na serio nie przeszkadza że zrobiliście czat. Jestem zaszczycona!!! Na serio tak mało osób?! Założę się że nie!!! A każdy kto przeczyta choćby kawałek jest zachwycony! Mi nie chcą się znaleźć poprzednie rozdziały ale jeśli je znajdę to na pewno przeczytam !!! Może i bendą kojażyć ale ja tylko chcę się sprawdzić i być w tym coraz lepsza. Chęć pisać tak jak Ty!!!!
Ojej, naprawdę? Nie wiem czemu, wiem, że czasem te starsze się nie chcą otworzyć, lub się długo ładują. Tu Ci dam link, jeśli naprawdę chcesz poczytać http://rickriordan.pl/tag/annabelle/
Aż nie wiem co powiedzieć. Ostatnio tyle osób mówi mi tu takie miłe rzeczy pod pracami. Cieszę się, że mogę być dla kogoś jakimś wzorem, choć przyznam, że strasznie mnie to peszy.
Zasłużyłaś sobie na to 😀
Na serio są genialne! Mi jak piszą miłe rzeczy to się też trochę głupio czuję, bo wypada odpowiedzieć miło, a jestem dosyć wredna. Dzięki za link!!!
Nie, Amelio, ty mi się nie wydajesz wredna, bardziej entuzjastyczna i wesoła. Wredna to jestem ja, ale na blogu staram się być miła. Jak to powiedział mój cioteczny: ,,Dziewczyny w Twoim wieku są miłe, ale potrafią być naprawdę wredne. Różnica między nimi, a Tobą jest taka, że ty jesteś wredna, a potrafisz być miła.” Widać, że ma o mnie dobre zdanie 😉
Wow! Przeczytałam wszystko i jestem pod wrażeniem. Mega mi się podobało!!! Najbardziej lubię Dannego! Jest cudowny! Radosny i prłny życia jak ja tylko ja jestem też trochę mroczną jak Cody. Szkoda że odszedł. Polubiłam go choć na początku mnie wkórzał. Czytałaś może „Okse Pollock”? Tam jest taki jeden Tugdual do niego podobny, tyle że bardziej mroczny i zamknięty w sobie. Jest taki cudowny!!!! Opko świetne pisz dalej
O jeny. Przebrnęłaś przez to wszystko? Podziwiam, że chciało Ci się to czytać pyszczku
Nie, nie czytałam, ale strasznie pociągają mnie takie postacie. Postacie z takim charakterem 😀
Rozumiem, Cody miał wywoływać wiele emocji. O to mi chodziło
Właściwie, pierwszy rozdział już jest. Krótki, bo krótki i ma być tylko taką bardziej zapowiedzią, wstępem do całości, ale jest. Niestety, mam bardzo mało czasu. Matura, prawo jazdy, zajęcia dodatkowe, masa lektur i naprawdę nie ma kiedy pisać. Więc jeśli są tu osoby, którym szczerze zależy, to będą musiały troszkę poczekać.
Minął prawie rok, co jest dość niezwykłe. Nie wierzę, że tyle wytrzymałam bez Cody’ego.
Annabell, piszę to temu, bo jakimś dziwnym, chorym trafem potwornie mi się nudzi i zaczęłam czytać stare opka. Rzecz jasna, twoje też i siedzę teraz na krześle z pokerową miną i zastanawiam się, jak u ciebie. Jesteś już po pełnoletności (wgl, za chwile są Twoje urodziny, wszystkiego naj! <3) i wiem, że masz teraz mnóstwo własnych, prywatnych spraw, ale czy możliwe jest, że kiedyś, może nawet za dwa lata, dokończysz tę historię? Wiem, te pytanie jest nieco samolubne, ale cóż zrobić, ślad po Tobie zaginął.
Mogę też powiedzieć, że są jeszcze co najmniej dwie osoby, które dalej czekają na II serię, a znając życie pod nie podłączyło by się jeszcze więcej.
Pozdrawiam.
Ohh Ann, umieściłaś tam Wielką Pandę! *.*
Niech Wielka Panda zawsze nad Tobą za to czuwa!
Gdybym nie czytała następnej części, to z pewnością leżałabym teraz na ziemi i nie oddychała. Przeczuwałam, że Cody będzie chciał odejść, przeczuwałam!
Ten rozdział łączy w sobie wszystko co najlepsze. Są piękne i rodzinne chwile, zabawne spędzanie czasu z przyjaciółmi, kłótnie, tajemnice i rozłąki. Można by pomyśleć, że jest tego zbyt wiele jak na raz, ale pięknie to rozegrałaś. Szacun Ruda! <3
Co do dziewiątego rozdziału, Twojego ulubionego, był przecudowny, naprawdę.
Napisałabym, że czekam na następną serie, ale mogę ją przeczytać od razu! XD
Och Passie, schlebiasz mi! Ty to wiesz jak mnie uszczęśliwić! Wielka Panda zawsze i wszędzie! Kiedyś trafimy razem do bambusowego raju! <3
Kocham Cię słońce. Czytałam rano ten kawałek, co Dresom wysłałaś i świetnie to napisałaś. Kiedy opublikujesz całość?
Ann, nawet sobie nie wyobrażasz jak się do Ciebie przywiązałam <3
Kobieto, to był dopiero początek początków 😀 Jeszcze trochę popracuję i może w przyszłym tygodniu (: