~*~
Witam czytających!
Ta część wyjątkowo poraża swoją długością. Po prostu jest krótka. Szkoła i dwa równolegle pisane opowiadania to dla mnie duże wyzwania, ale się starałam.
Z dedykacją dla pierwszej, trzeciej i piątej osoby, która skomentuje piątą część Koszmarnej przyszłości. Wymienią was w kolejnej części Listów Śmierci.
Miłego czytania!
~*~
[ Jessica]
Chciałabym móc powiedzieć, że moja ostatnia myśl była podniosła i wyjątkowa, że pogodziłam się ze śmiercią, ale jedyne, co przyszło mi do głowy to „ Ja nie umiem pływać!”. W końcu, czego innego można oczekiwać po niespełna rozumu córce Zeusa?
Pluuu-buum!
Wody Styksu zamknęły się nade mną.
Uwielbiam topić się w wodach bogini nienawiści.
Z lekcji Chejrona pamiętałam, że od kąpieli w tej wodzie Achilles stał się niezwyciężony. Żadna broń go nie mogła zranić. Niezniszczalność. Superman. Oczywiście, przecież każdy normalny człowiek przyjąłby ten dar bez szemrania. Gdyby zaproponowaliby to komukolwiek, kolejki byłyby dłuższe niż podczas promocji w Biedronce. Ale zacznijmy od tego, że ja nie jestem człowiekiem i można uznać, że nie jestem całkowicie pełna władz umysłowych.
Po prostu ja nie pragnęłam tego losu. Ostatnią cząstką woli błagałam wuja, aby odsunął ode mnie te przekleństwo.
Posejdonie nie pozwól rzece tchnąć we mnie tę moc– myślałam.- Ulituj się i nie pozwól mi tu utonąć.
Czułam jak płuca mi płoną, domagając się świeżego powietrza. Wiedziałam, że na długo nie dam rady powstrzymywać odruchu. Zachłysnęłam się wodą, biorąc niekontrolowany wdech. Szamotałam się, próbując się wydostać spod przygniatającego mnie bezmiaru wody.
Pomóż mi ojcze-pomyślałam, opadając bezwładnie w dół.
Ciemność.
Otaczała mnie szczelnym kokonem.
Nagle w oddali dostrzegłam światełko. Zbliżało się do mnie. Z bliska przypominało kobietę. Była koloru otaczającej mnie wody. Miała długie, falujące włosy, przypominające młode wodorosty, i oczy barwy spokojnego morza. Ostre rysy twarzy łagodził delikatny uśmiech. Była ubrana w… wodę. Przylegała do niej, oplatając jej ciało. Wyciągnęła do mnie rękę i przyłożyła do policzka. Moje ubranie stało się suche, a co najważniejsze oddychałam. Właściwie to dyszałam, jak po biegu długodystansowym. Tlen. Tego domagało się moje ciało. Wodna Pani podała mi drugą rękę, zabierając dłoń z mojej twarzy dopiero, gdy ją przyjęłam. Woda wokół nas zabuzowała jak w napoju gazowanym. Straciłam ją z oczu, gdy pęcherzyki powietrza wirowały. Objął nas ogromny bąbel powietrza.
Spojrzała na mnie jak mój nauczyciel języka francuskiego, gdy zwykł pytać mnie, w jakim języku ma do mnie mówić, żebym go zrozumiała.
-Nie mamy dużo czasu córo nieba- rzekła z dziwnym akcentem. W co drugim słowie zaciągała ostatnią głoskę.- Jestem Thalassa, duch morza.
Skrzywiła się, gdy zmienił się prąd, wlewając do bańki trochę wody. Pionowa zmarszczka przecięła jej czoło, gdy skupiona naprawiła wyrwę.
-Nie panuje do końca nad tymi wodami- wyjaśniła, reagując na moje zlęknione spojrzenie.- Jestem pierwotnym duchem morza, a nie jedną z tych przeklętych umarłych słodkowodnych bogiń.
-Dziękuję-wydyszałam, mając się na baczności. Niewiele wiedziałam o swojej wybawczyni, dlatego wolałam się nie wychylać i ograniczyć zaufanie.
– Nikt nie może się dowiedzieć, że ci pomogłam- odparła, z groźnym grymasem. W jej oczach zapłoną głód, który szybko ukryła.- To osobista przysługa dla Eos. Jej podziękuj- dodała obojętnym tonem.
Powietrze wokół nas jakby zgęstniało. Stało się ciężkie i duszne.
-Czas powrócić- dodała, spoglądając w górę.
Uśmiechnęła się do mnie złowieszczo jakby wypowiedziała zabawny dowcip. Bąbel powietrza uniósł się wyżej, wypływając.
Z radością stanęłam na ziemi. Stały ląd to coś, czego córka Zeusa potrzebuje najbardziej. Nagle coś poczułam. Jęknęłam zaskoczona. Zgięłam się w pół próbując opanować niespodziewane mdłości wywołane bólem. Obraz przed oczami mi się zamazał. Patrzyłam jakby przez gęstą mgłę. Opadłam na kolana. Podniosłam oczy na Thalass. Pomimo niewyraźnego widoku, dostrzegłam grymas pogardy i samozadowolenia na jej twarzy.
– Powierzchniowcom nie wolno ufać. Nigdy!- warknęła, schodząc pod wodę.
Próbowałam zachować przytomność, ale z ogromnym trudem przychodziło mi utrzymanie otwartych oczu. Powoli traciłam siły. Z każdym oddechem opuszczała mnie świadomość.
*****
Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co się wokół mnie działo. Odzyskałam ostrość wzroku, ale utraciłam zdolność ruchu i mowy. Widziałam jak Sam mnie znalazłam, choć nie odpowiedziałam na żadne jej wezwanie. Godzinami wydzierała się na całe gardło, kompletnie ignorując łażącego za nią krok w krok umarlaka z barki, którego w końcu wepchnęła do rzeki. Osobiście bym jej to odradziła, ale nie mogłam mówić. W zasadzie nie byłam niema, tylko z moich ust wydobywały się zniekształcone słowa. Przypominające bełkot przerażonego, sepleniącego trzylatka. Z nieukrywaną satysfakcją patrzyłam jak Sam odpędzała się od niego.
Gdy mnie znalazła… na cóż, nawrzeszczała na mnie, ale kiedy usłyszała mój bełkot, opanowała się… na chwilę.
-To Hades, prawda?- warknęła do mnie. Ruszałam gałką oczną na prawo i lewo, próbując dać jej do zrozumienia, że się pomyliła. Jakimś przypadkiem odwróciła wtedy wzrok, mrucząc pod nosem coś o zemście, odwetach i pałacu Hadesa.
-Wezmę cię na ręce- powiedziała, podnosząc mnie z ziemi.
Jak to dobrze, że jestem taka drobna, choć musze przyznać, że Sam mimo wszystko jest wyjątkowo silna.
Sparaliżowana prawa ręka zsunęła się z mojego brzucha.
-Co to?- spytała Sam, przyglądając się sakiewce na moim nadgarstku.
-Ssswi- se.
Wytrzeszczyła na mnie oczy. Posadziła ponownie na ziemi i rozluźniła sznurek, zaglądając do środka. Ponownie skupiłam się na wymowie potrzebnego słowa, sylabizując je.
– Ssswi- sce –powtórzyłam. Przeklęłam w duchu swoją nieporadność.- Swwwie- Ce!
-Świece- wykrzyknęła olśniona.- Skąd je masz? I dlaczego ja ich nie widzę?
Sfrustrowana wywróciłam oczami. Taki sposób porozumiewania ograniczał moją możliwość kłótni z Sam.
-Hhheeeaa…
-Hades- warknęła, przerywając mi.
-Hhheea- ioossa pee-seent- Z ogromnym trudem starałam się jej powiedzieć, że to prezent od Heliosa.
-Zrozumiałam ptaszyno. Zabiorę cie do Hadesa. Już ja mu dam osłabiać moją drużynę!
W duszy wrzeszczałam jak opętana przez duchy z najgłębszych czeluści Tartaru. Niestety wkrótce wykorzystałam całkowicie mój ubogi słownik wulgaryzmów, a zmęczenie domagało się należytej uwagi.
*****
Obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu. Na poziomie moich oczu rosły wielobarwne grzyby, dziwaczne fosforyzujące rośliny, wyglądające jakby ktoś oblał grządki takimi śmiesznymi neonowymi farbami, z jednym wyjątkiem. Zamiast kwiatów kwitły tu rubiny wielkości pięści i inne kamienie szlachetne. W powietrzu unosił się przytłaczający zapach granatów, których z mojej leżącej perspektywy nie widziałam.
-Żądam rozmowy z Hadesem!- usłyszałam głos Sam.
-Nie ma go- odparł delikatny dziewczęcy głos.
-Sarah! Muszę z nim mówić!- warknęła.
Sarah? Przecież to jedna z córek Hadesa. Jedyna z mieszkających w obozie, a przynajmniej do czasu. Jej ojciec kazał wrócić córce do Podziemia. Nikt nie wiedział, dlaczego, a ona nie planowała dzielić się z innymi niuansami życia obok Hadesa.
Zawsze była inna niż jakiekolwiek z jego dzieci. Kto to widział?! Córka boga Podziemia to wysoka, smukła blondynka, o niesamowicie lawendowych oczach. Dzieci Afrodyty próbowały nawet przefarbować jej włosy na jakiś ciemniejszy kolor, ale bez rezultatu. Żaden dostępny im środek nie podziałał.
-Powydzieraj się do tego ładnego granatowego drzewka- rzuciła.
-Mam ważną misję, a on popsuł mi członka.
Świetnie, więc jestem popsuta?
A co ja?
Zabawka?
Maszyna?
A w dodatku mówi to tak jakbym to ja była sobie sama winna!
Tak?
Sama siebie wyrzuciłam!!
I to ja osobiście walnęłam się wiosłem!!!
Do moich uszu dochodzi dziwny dźwięk, jakby patyków uderzających o kamień. Przed moimi oczami dostrzegłam stopę. Przepraszam. Pomyłka. To były kości pozostałe ze stopy. Zerknęłam w górę. Nade mną stał szkielet w dziwnej skórzanej kiecce z włócznią.
-Przybył- powiedział. Głos miał młody, choć brzmiał jak puszczony z zadrapanej płyty winylowej.
-Wprowadź- odrzekła, a szkielet odszedł.- Posłuchaj. Ojciec kazał mi pilnować jej ogrodu i być przez tydzień dziewczyną na posyłki. Pomogę wam. Zabierz ją za granaty, a po spotkaniu ona jej pomoże.
-Zgoda- warknęła Sam, zaciskając to rozluźniając pięści.
Szybko przymknęłam oczy. Poczułam jak wciągnęła mnie w krzaki, które nieznośnie drapały moją skórę. Potem sama weszła głębiej. Podniosłam powieki. Z siedzącej pozycji miałam nie najgorszy widok na Ogród Persefony. Rozległy się kroki. Jedne pewne, choć ciche. Drugie zlęknione i lekkie. Do ogrodu weszły dwie postacie.
Wysoka okryta płaszczem z zaciągniętym głębokim kapturem oraz nieco niższa piękna dziewczyna. Miała na sobie lekką, zwiewną suknię z mieniącego się srebrnego materiału. Zebrana w tali szerokim srebrnym pasem, była rozkloszowana w dół, podkreślając jej talię. Dopasowany gorset został połączony z bufiastymi rękawami, zebranymi bransoletami na nadgarstkach dziewczyny, złotymi pasami materiału, odkrywając ramiona i plecy. Mieniące się złotolite łańcuszki, tworzyły z tyłu i na dekolcie swoisty wzór. Ale to nie jej kreacja przyciągała spojrzenia. Nieziemska piękność miała duże zielone oczy, wyraziście podkreślone przez wachlarz ciemnych rzęs. Jej usta przyciągały krwistoczerwoną barwą. Niezwykła bladość cery dodawała jej uroku. Wydawała się być dzięki temu delikatna i krucha. Wysoka postać wydawała się przy niej niewarta najmniejszej uwagi, przeciętna, choć sądząc po zarysie sylwetki domyśliłam się, kogo mam przed sobą.
Mężczyzna nie zdejmując kaptura skinął nieznacznie. Na to Sarah wdzięcznie dygnęła, wskazując ławkę wśród drogocennych kwiatów.
-Powiadomię ją o Pana przybyciu- rzekła jak sekretarka i powtórnie dygając wyszła.
Mężczyzna przeszedł z zadziwiającą gracją do kamiennej ławki, na której zasiadł. Dziewczyna bez słowa podążała krok za nim, ale nie odważyła się usiąść z nim. Stanęła za ławką ze spuszczonym wzrokiem.
Rozległy się kroki. Z cienia wyszła wysoka, piękna bogini. Persefona. Za nią truchtała Sarah, próbując nadążyć za długonogą kobietą. Mężczyzna podniósł się i skłonił nisko, po czym bezceremonialni pocałował ją w wierzch dłoni. Oburzona bogini wyrwał mu swoją rękę, wycierając w haftowaną chusteczkę od Sarah.
-Słucham?!
-Pani, przyniosłem ci prezent na dowód mojej lojalności- rzekł głosem, od którego włos jeżył się na głowie.
-Nie potrzebuje twojej lojalności kłamco! Ty parszywy…
Wszystko wokół nabrało złowieszczego wyglądu. Cienie wydłużyły się, okrążając przybysza. Kamienie szlachetne przybrały barwę świeżej krwi, jakby się jej domagając. Gałęzie drzew poruszały się, próbując dosięgnąć wroga swojej stworzycielki, ale nie mogły. Wszystko zatrzymywało się pół metra dookoła niego, obejmując w bezpieczny krąg jego towarzyszkę. Przerażona dziewczyna wręcz dyszała, drżąc na całym ciele. Persefona dopiero teraz zauważyła, że nie są sami. Na widok tej piękności, aż zachłysnęła się powietrzem.
-To jest właśnie ten prezent- zasyczał mężczyzna z lekkim uśmiechem.- Pozwoliłem sobie go zaprezentować na żywej.
Persefona minęła go, zbliżając się do skamieniałej dziewczyny. Sarah podążyła krok za nią niczym cień, uważnie obserwując przybysza. Królowa Podziemia obejrzała kreacje z bliska, kilkakrotnie dotykając jej.
-Kto to zaprojektował i uszył?- spytała nie kryjąc swojego podziwu dla wykonawcy.
Mężczyzna delikatnie, jakby z pobłażaniem, pokręcił głową.
-Należy do mnie- zamruczał.
Sięgnął pod poły płaszcza. Sarah momentalnie wyciągnęła dwa lśniące, spiżowe miecze. Lekko kucnęła w ofensywnej pozycji, gotowa w każdej chwili rzucić się na niego w obronie swojej macochy. Jasny kosmyk powiewał na wietrze, który wysunął się z wysokiego koku. Mężczyzna z sarkastycznym uśmiechem wyciągnął przed siebie paczkę, zapakowaną jak prezent.
-Twój ochroniarz ma dobry refleks- zauważył, mierząc się spojrzeniem z Sarah.
Waleczna córka Hadesa może i wyglądała jak chucherkowata Barbie, ale to były pozory mające zmylić wroga. Wielu synów Aresa nabrało się już na jej bezsilność.
Persefona odwróciła się od dziewczyny z samozadowoleniem wymalowanym na twarzy.
-W rzeczy samej- mruknęła.- Połóż paczkę na ławce i wycofaj się!
Skłonił się lekko, wykonując jej rozkaz.
-Piąta!- zagrzmiał.
Dziewczyna drgnęła. Wzięła szybki oddech, sunąc wdzięcznie w jego stronę. Miałam wrażenie, że wręcz błaga o pomoc. Pragnie odwrócić się i uciec jak najdalej od niego, ale tego nie zrobiła. Stanęła za nim, nie patrząc nawet na niego.
-Możesz być pewna, że nikt prócz ciebie jej nie nosi- dodał zachęcająco.
Persefona uniosła brew, wymownie spoglądając na dziewczynę obok. Mężczyzna zaśmiał się złowieszczo.
-Ona nigdy nie opuści mojego domu- odparł.-Należy do mnie!
Dziewczyna nawet nie mrugnęła na te słowa, jakby od dawna pogodzona ze swoim losem. Choć jej ramiona pozostały wyprostowane, pokazując, że jeszcze nie złamał jej ducha.
-Jeśli pozwolisz nie będę cię więcej niepokoił- zasyczał, kłaniając się nisko.
Odwrócił się i odszedł z dziewczyną, która z ogromną gracją dygnęła przed Persefoną.
Sarah wciąż pozostała czujna, ale schowała miecze do pochew. Poprawiła pas związujący w talii jej granatową tunikę, opadającą na skórzane legginsy. Szybko wsadziła za ucho zbłąkany kosmyk.
-Sprawdzić Pani?- spytała z spuszczając oczy.
-Nie- szepnęła.- Wezwij Daniela!
Sarah dygnęła i odeszła, pozostawiając Persefonę samą. Żona Hadesa niebezpiecznie podeszła do granatów, oglądając ich owoce. Wstrzymałam oddech. Czułam strużkę zimnego potu spływającą po moich plecach.
Jeśli by mnie dostrzegła, była bym… martwa.
Na moje szczęście Sarah postanowiła się pospieszyć. Szybkie kroki rozbrzmiały, a chwilę potem z ciemności wyszła wysoka blondynka. Zadowolona Persefona wyszła jej na przeciw. Wdzięcznie sunęła po trawie, która wydawała się oplatać jej nogi. Rosła wyższa i bujniejsza na chwilę zanim jej stworzycielka nie postawiła na miękkim dywanie stopy. Kwiaty zdawały się odwracać w stronę kroczącej Persefony jak do własnego słońca.
Pani podziemia spojrzała nad ramieniem Sarah, na wychodzącego z cienia Daniela. Ciemnowłosy chłopak zdawał się być niewiele wyższy ode mnie, gdybym stała. Miał na sobie granatową bluzę z kapturem, ciemne dżinsy i skurzaną kurtkę. Na nosie połyskiwały mu okulary przeciwsłoneczne o całkowicie czarnych szkłach, na które opadała mu grzywka.
To był chłopak z ognia.
~*~
KOMENTUJCIE
Fajne opko. Jest bardzo ciekawe. Uwielbiam też Twoje Listy Śmierci. Czekam na CD
Nie mamy dużo czasu córo nieba – Nie mamy dużo czasu, córo nieba.
(Przecinki nie bolą)
Dziękuję-wydyszałam. – Dziękuję. – wydyszałam. (Spacja się kłania, jeszcze gdzieś też się kłaniała)
cie – cię
musze – muszę (zjadłaś ogonki, mam nadzieje, że smaczne)
Świetne opowiadanie, naprawdę. A końcówka? Extra. Opisy bardzo dobre, tak samo jak uczucia i przemyślenia. Pisz CD!
Wszystko nareszcie nabiera sensu Świetny pomysł i świetne wykonanie, pisz dalej, bo czekam z niecierpliwością na cd
Fajne! Brakowało mi Amy! Ona jest najciekawsza. Trochę się pogubiłam ale mi się podoba
Och boskie no i krótkie nawet nie zdążyłam się wczuć i połapać o co chodzi a tu już koniec no ale rozdział nie był najgorszy pisz szybko CD
PS:kocham twoje opka.
Ciekawe… Czekam na cd :-d