~*~
Witam wszystkich czytających!
Oto część czwarta „Koszmarnej przyszłości”. Nagłowiłam się nad jej napisaniem, ale wyszło mi chyba nie najgorzej.
Dziękuję za wszystkie pomysły.
[Muzyka budująca napięcie]
W tej części widać tylko jedną z propozycji, ale podróż po Podziemiu dopiero się zaczęła…
Buhaha!
Z dedykacją dla magia ( za to, że czyta od początku, doradzając), carmel (geniuszu mój, wykorzystałam twój pomysł) oraz tych, którzy starali się pomóc, czyli Quickdroo, Kirze, Łowczyni, Piper77 i dla trzech osób, które uczciwie osądzą tę część, komentując (wymienię was w kolejnej odsłonie).
~*~
Odgłos kroków na schodach ocucił mnie z półsnu. Skoczyłam na równe nogi, ale zachwiałam się z osłabienia. Skuliłam się w kącie, rozpruwając przy tym bok sukienki. Drzwi otwarły się z nieprzyjemnym zgrzytem. W ciepłym świetle świec zamajaczyła Jego sylwetka.
-Wyjdź- syknął nieznoszący sprzeciwu głos.
Nieporadnie podniosłam się z klęczek i podpierając się o kamienne ściany, wyszłam chwiejnym krokiem. Nie chcąc go rozgniewać, opuściłam oczy. Jego mocny uścisk na ramieniu sprawił mi ból. Nogi plątały mi się, próbując sobie przypomnieć jak się chodziło w pozycji pionowej. Zaciągnął mnie do ciepłego pomieszczenia. Był to długi, jasno oświetlony pokój. Naprzeciwko drzwi stało szerokie biurko z narzędziami do szycia. Jedną ze ścian zajmowały bele materiałów, a drugą pokrywały półki ze szpulami różnorodnych nici i akcesoriów. Na środku stały dwa manekiny różnej wielkości.
-Masz jeden dzień na przygotowanie dwóch identycznych sukni- oświadczył chłodno.- To, co ostatnio. Nie chcesz mnie zawieść!
Wyszedł, zatrzaskując drzwi. Obrzuciłam ciekawskim spojrzeniem pomieszczenie. Sprawdziłam stan materiałów. Istny raj dla krawców. Od atłasu, aksamitu i batystu przez dzianinę, flanelę, krepę, len, muślin, perkal, popelinę, tweed, welur, woal, szyfon, taftę, satynę i wiele innych, w chyba każdej możliwej barwie, czy to kość słoniowa, burgund, czy też indygo. Odwróciłam się do nici. Nie mogłam narzekać na mały wybór. Zaczynając na merceryzowanych, przeszłam do rdzeniowych, lnianych, transparentnych, a skończyłam na owerlokowych, w równie wielu kolorach. Podeszłam do akcesoriów, w których znalazłam wiele rodzajów koronek, haftów, czy aplikacji gipiurowych. Usatysfakcjonowana podeszłam do biurka. W jednej z szuflad znalazłam plik pergaminu i węgiel.
Kilka lat temu otrzymałam podobne zadanie, dlatego wiedziałam jak się do tego zabrać, ale najpierw musiałam wykorzystać nadarzającą się okazję. Pochwyciłam nić w kolorze ciemnego grafitu i zaszyłam rozerwaną suknię. Postanowiłam, że jeśli zostanie mi trochę czasu to wykorzystam trochę materiału do ocieplenia swojego ubrania. Jak widać ( albo czuć) moja cela nie była ogrzewana.
Zaczęłam szkicować. Rysowanie pozwoliło mi zebrać myśli. Wśród fasonów, materiałów, kolorów, wykończeń i dodatków zaczęłam błądzić wśród nurtujących mnie pytań.
Dlaczego zlecił to zadani mnie?
Przyuczyłam już wcześniej Lin i Mel, więc każda z nich dałaby radę uszyć sukienkę.
A może nie chodziło o umiejętności, lecz o miejsce?
Gdyby przyprowadził tutaj którąkolwiek z nich mogłyby domyślić się, gdzie mnie przetrzymuje albo obawiał się, że w jakiś sposób będziemy w stanie się komunikować. Tylko co to by nam dało? Przecież nie przyszli by mnie uwolnić. Nie mogą tego zrobić. On jej silniejszy od nas.
A jeśli jednak miał na myśli umiejętności?
W sumie jestem kreatywna i miewam dobre pomysły. Znam się na krojach, fasonach i materiałach…, ale czy na pewno?
Moje rozmyślania przerwało otwarcie drzwi, które zamknięto zanim zdążyłam się odwrócić. Na podłodze stał talerz z gulaszem, pół bochenka chleba i pełny bukłak. Zapach gorącego jedzenia rozprzestrzenił się błyskawicznie po całym pokoju. Czułam, że moje ślinki szaleją. Starałam się powstrzymać ślinotok, ale głód był silniejszy. Odłożyłam na biurko cztery gotowe szkice. Nieufnie, niczym wystraszone dzikie zwierzę zamknięte w klatce, podeszłam do jedzenia. Szybko porwałam je z podłogi i wycofałam się za bele materiału, które doskonale mnie zasłaniały. Poparzyłam sobie podniebienie pochłaniając gorący gulasz. Był wyborny. Delikatne mięso z królika dosłownie rozpływało się w ustach. Sos z gałązkami rozmarynu, czosnkiem i nasionami kopru włoskiego był gładki i smakował, jakby odrobiną białego wina. Z trudem powstrzymałam cisnące się do oczu łzy. Tylko Lin potrafiła tak dobrze przyrządzać królika. Myśl, że jem coś, czego ona dotykała, przyprawiała, pokrzepiła mnie. Zachłannie wylizałam talerz do ostatniej kropli sosu. Chleb zostawiłam na później, ukrywając w rozprutej podszewce spódnicy. Przed wypiciem zawartości bukłaka, wylałam odrobinę na pusty talerz. Ciecz była bezbarwna, przejrzysta i bezwonna. Zamoczyłam w niej palec. Spróbowałam. W bukłaku otrzymałam świeżą, orzeźwiającą wodę. Upiłam duży łyk, delektując się. Wylizałam talerz nie chcąc zmarnować choćby kropli. Syta wróciłam do pracy. Bukłak odłożyłam na biurko i wzięłam się za dokończanie szkiców. Cieniowałam, dobierałam materiały, wykańczałam z zamysłem użycia akcesoriów.
Byłam, co raz bardziej zmęczona. W ostatnim czasie mało spałam i oszczędzałam chleb, przez co byłam osłabiona. Przerwałam pracę dopiero, gdy drżenie rąk przeszkadzało w niej. Ułożyłam szkice na podłodze. Przykucnęłam na krześle, obejmując się ramionami. Z góry wpatrywałam się w projekty sukni. Odrzuciłam szkic obszernej sukni wieczorowej, obszytej materiałem, przypominającym liście granatu. Zmięłam pergamin z długą, powłóczystą kreacją, pokrytą drobnym kwieciem. Krwistoczerwone kwiaty stopniowo rzedły ku końcowi spódnicy. Trzecią odrzuconą była wytworna suknią z haftowanym wysokim gorsetem i lekką, szeroko plisowaną spódnicą z dodatkami w postaci choćby przejrzystego kołnierza. Wybrałam lekką, zwiewną kreację z satyny i aksamitu. Zebrana w tali szerokim srebrnym pasem, była rozkloszowana w dół. Dopasowany gorset został połączony z bufiastymi rękawami, zebranymi bransoletą na nadgarstku, złotymi pasami materiału, odkrywając ramiona i plecy. Mieniące się złotolite łańcuszki, tworzyły z tyłu i na dekolcie swoisty wzór.
Zadowolona z wyboru zabrałam się do szycia. Gdy skończyłam obie identyczne suknie byłam wykończona, a moje dłonie były całe pokłute i spuchnięte. Wyczerpana zasnęłam w warstwach materiałów.
*****
-Nieźle!
Głos, którego najbardziej się bałam, obudził mnie. Przy manekinach stał mój Pan. Podniosłam się szybko z ziemi i skłoniłam się, zataczając się lekko z osłabienia. Odwrócił się do mnie.
-Przygotuj piątą- rzekł, stawiając na podłodze dużą skórzaną torbę.- Masz dziesięć minut.
Odwrócił się i wyszedł. Zszokowana stałam skamieniała.
-Amy- cichy, dźwięczny głosik odezwał się za mną.
Spojrzałam za siebie. Na krześle przy biurku siedziała Melody. Podbiegła do mnie i przytuliła mocno. Zaskoczona stałam jak sparaliżowana. Powoli przytomniejąc, przygarnęłam ją do siebie. Przyłożyłam policzek do jej kruczoczarnych, wilgotnych włosów. Pachniały przyprawami korzennymi i pomarańczą. Przeczesałam je palcami. Urosły odkąd ją ostatnio widziałam. Świeżo umyte, proste sięgały jej ramion.
-Myśleliśmy…- zaczęła, ale zamknęłam jej usta dłonią.
Miałam łzy w oczach. Wyciągnęłam ją na długość ramienia. I wykonałam dłonią szybki, ustalony ruch. Zrozumiała. On nas podsłuchiwał.
-Mamy mało czasu na przygotowania- powiedziałam pogodnie, zmuszając się do spokoju.
Zabrałam torbę z podłogi i podeszłam do biurka. Mel podreptała posłusznie za mną. Przysiadła na krześle. Ostrożnie wyjęłam z torby jasny puder z ochry, cynoberową pastę, flakonik z ciemnoczerwoną cieczą, hennę, naczynia z olejkami i masami zapachowymi oraz kilka pędzelków, grzebień, szczotkę do włosów z twardego włosia i dwa srebrne grzebienie z białymi topazami.
-Od czego zaczniemy?- spytała cicho Mel, wpatrując się we mnie badawczo dużymi zielonymi oczami.
-Najpierw załóż sukienkę- zadecydowałam.
Pomogłam jej wsunąć się w fałdy delikatnego materiału. Zawiązałam ją w talii.
-Stań na krześle- poprosiłam.- Muszę zrobić kilka zmian.
Dokonując poprawek, zbeształam się. Jak mogłam nie skojarzyć faktów? Tyle razy przerabiałam ubrania dla niej. Jak mogłam być tak głupia? Co on zamierza? Gdzie ją zabierze? Dla kogo ta druga suknia? Na mnie i Lin jest za długa.
Dopasowałam złote łańcuszki i pomogłam jej założyć buty na wysokim obcasie. Następnie posadziłam ją na krześle.
-A teraz troszkę cię umaluje- szepnęłam łamiącym się głosem.
-Amy…
-Zamknij oczy i usta- nakazałam stanowczo, dławiąc się w środku łzami.
Nie teraz- nakazałam sobie w myślach.- Bądź silna! Dla niej!
Przypudrowałam jej porcelanową twarzyczkę, dzięki temu była nienaturalnie blada. Henną przyciemniłam jej brwi, a węglem narysowałam jedną kreskę na górnej powiece, przyciemniając rzęsy. Małym, miękkim pędzelkiem rozprowadziłam cynoberową pastę po jej usteczkach. Odkorkowałam flakonik, wąchając zawartość. Była to krew węża. Nabrałam odrobinę pędzelkiem, wycierając nadmiar o brzeg. Uważając na naturalny kontur jej ust, nadałam im zabójczy odcień czerwieni. Zaplotłam jej włosy wpinając w nie obydwa grzebienie. Na koniec natarłam jej stopy i ręce olejkami.
Odeszłam kawałek, aby podziwiać moje dzieło. Stała przede mną nadnaturalna, anielska piękność. Duże zielone oczy były wyraziste i doskonale podkreślone przez rzęsy. Niezwykła bladość dodawała jej uroku. Wydawała się być dzięki temu delikatna i krucha. Szybko dokonałam ostatnich poprawek przypudrowując jej ramiona oraz posypując jej głowę srebrnym pyłem, znalezionym wśród akcesoriów. Spakowałam drugą suknie w krepę, wieńcząc pakunek dużą kokardą, przypominającą kształtem kwiaty granatu.
Nagle drzwi się otwarły, wpuszczając snop jaskrawego światła do środka.
-Doskonale- mruknął wyraźnie usatysfakcjonowany. Podszedł bliżej i okrążył ją, podziwiając moje dzieło.-Chodź!- nakazał.
Melody wdzięcznym krokiem przemierzyła całe pomieszczenie. Ze słabym uśmiechem podziwiałam jej wrodzoną grację. Cichy stukot jej butów oznajmił mi, że jest już na korytarzu. Do moich uszu doszło ciche sapnięcie irytacji. Spojrzałam na Pana. W kilka sekund przebył dzielącą nas odległość.
-Powiedziałem, chodź!- ryknął.- Czy nie wyraziłem się dostatecznie jasno?
Złapał mnie za szyję i jednym silnym pchnięciem wyrzucił za drzwi. Uderzenie o kamienie wydusiło ze mnie resztki powietrza. Oczy zaszły mi mgłą.
-Oślepiająco- wycharczałam, dysząc.
Chwycił mnie za suknie, wpijając się paznokciami. Zaciągnął do zamarzniętej celi. Mel rzuciła mi ostatnie pełne przerażenia spojrzenie, zanim drzwi zamknęły się, odcinając ją ode mnie. Wsłuchałam się w odgłosy z zewnątrz, lecz nie doszły mnie choćby lekkie kroki Melody. Opadłam na kolana, zanosząc się spazmatycznym szlochem. Głowa opadła mi na pierś. Czułam cienkie strużki ciepłej krwi, cieknące z zadrapań. Zadrżałam, wypuszczając kłąb pary. Podczołgałam się do mojego kąta, w którym zostawiłam płaski bukłak ze stęchłą wodą. Nowy wciąż pewnie leżał na biurku obok odrzuconych szkiców. Wzięłam go do zziębniętych dłoni, przyciskając do serca.
-Och, Mel!- szepnęłam, pozwalając łzom płynąć.
***************************************************************************
Szłam lasem. Otaczały mnie gęste, cierniste krzaki. Drzewa sięgające ośmiu, może dziewięciu metrów były całkowicie bezlistne. W powietrzu unosił się dziwny, duszący zapach, jakby spalonych włosów albo wełny. Ostrożnie przedzierałam się do źródła tej woni, chociaż nie wiedziałam w ogóle, po co się tam pcham. Na skraju lasu stanęłam jak wryta. Gdzie sięgałam wzrokiem, wszędzie były spalone ruiny. Powietrze było suche i upalne. Jakby deszcz nie padał w tym miejscu od wielu tygodni. Sterty popiołu leżały nietknięte przez wiatr.
Znalazłam drogę i postanowiłam się jej trzymać. Musiałam uważnie patrzeć pod nogi. Roiło się tam od tlących szczątków miasta. Popiół poruszał się pod naciskiem moich stóp. Dotarłam na jakiś plac. Po środku płonęło ognisko, przy którym siedziały dwie osoby. Podeszłam bliżej. Mężczyzna był wysoki i barczysty. Ukrywał się w piaskowych fałdach materiału. Miał dopasowanie u kosek spodnie, wchodzące w buty z miękkiej skóry oraz tunikę, sięgająca połowy uda. Na głowie nosił kefie, zakrywającą całą twarz z wyjątkiem oczu. Dziewczynka miała na sobie prostą sukienkę. Włosy zakrywała jej kremowa chusta. Kucała ona przy mężczyźnie, mówiąc coś do niego. Wydawało mi się, że go pociesza. Nagle podniosła na mnie oczy.
-Usiądź przy ogniu.
Niepewnie spełniłam jej prośbę. Mierzyliśmy się z mężczyzna wzrokiem.
– Witaj, córo nieba- rzekł mężczyzna, odkrywając swoją twarz.
-Skąd wiesz, kim jestem?- spytałam czujna, przygotowując się do ucieczki lub użycia broni.
-Poznaj Heliosa, boga słońca- przedstawiła go dziewczynka zadziwiająco dojrzałym głosem.
Pośpiesznie ukłoniłam się dość niezdarnie.
– Wybacz mi-szepnęłam speszona.
W odpowiedzi uśmiechnął się, lecz jego oczy pozostały smutne.
-Czemu zawdzięczam spotkanie z tobą?
-Z nami- poprawił mnie.
Zdziwiona spojrzałam na dziewczynkę. Już gdzieś ją widziałam, chociaż nie potrafiłam skojarzyć, gdzie. W domku Heliosa mieszkał tylko Sanik, więc to nie była jego córka. Nie przetrwałaby poza obozem.
– Jak na córkę Zeusa masz zadziwiająco dziurawą pamięć-oświadczył.
Po niebie nad nami przetoczyła się błyskawica.
-Dobrze już, bracie. Nie forsuj się tak- uspokajała niebo dziewczynka.- Nie chciał cię obrazić.
Bracie? Zeus był jej bratem?! Siostrami Zeusa są Hera ( nie, za miła jak na nią), Demeter (albo jej moc szwankuje albo coś tu naturalnie nic nie rośnie) i …
-Pani!- Skłoniłam się, przeklinając w myślach swoją głupotę.
-Nie sprowadziliśmy cię tutaj, aby wytknąć braki w twojej edukacji…
-Co należałoby zrobić- wtrącił Helios.
-Heliosie, proszę-westchnęła, patrząc na niego błagalnie.
-Chcecie znaleźć u Charona moją córkę, ale to wam się nie uda- powiedział. Czekałem na ciąg dalszy, ale milczał.
-Dlaczego?
Milczał. W jego oczach dostrzegłam walkę.
To się nazywa chyba rozdwojenie jaźni- pomyślałam.- A u boga to byłoby chyba roznieskończenościenie jaźni? Ach! Niech nikt nie myśli, że miałam same promocje z lekcji języka. Słowotwórstwo? Phi! Zacznijmy od tego, że nawet czytać nie umiem przez tą dysleksję!
-Ona jest już na Polach Elizejskich- wyjaśniła łagodnie Hestia, przerywając moje jakże inteligentne przemyślenia.- Czy możesz…?
Spojrzał na nią błagalnie, ale pokręciła minimalnie głową. Przełknął głośno ślinę.
-Musisz zrozumieć, że przez ostatnie lata rzadko znajdywałem miłość wśród śmiertelniczek. Zostało mi dwóch synów. Jeden trafił już do obozu. Teraz proszę cię, abyś doprowadziła tam drugiego. Jednego z zapomnianych.
Wpatrywałam się w niego z szeroko otwartymi oczami.
-Żeby tego dokonać będziesz potrzebowała pomocy- wtrąciła się Hestia.
Płomienie ogniska zafalowały i uniosły tworząc postać chłopaka. Był niewiele wyższy ode mnie, a do wysokich osób nie należę. Miał na sobie bluzę z kapturem, dżinsy i skurzaną kurtkę. Na nosie połyskiwały mu okulary. Obraz zafalował, opadając.
-Kto to?- spytałam.
-Mam dla ciebie prezent- zmienił temat Helios.
-Mamy.
-No tak, mamy prezent- poprawił się roztargniony.
-Jestem patronką ogniska domowego- Na jej kolana przeskoczył język płomieni, zamieniając się w mieszek. Otworzyła go, pokazując dwie świece.- One pomogą wam wrócić do domu.
-Zapal je i pomyśl o miejscu, a tam was przeniosą- wyjaśnił, wręczając mi je.
-Zaopiekujemy się twoim przyjacielem, na czas twojej umarłej podróży- dodała Hestia, wymownie spoglądając na niebo. Podążyłam za jej wzrokiem, dostrzegając cień wysoko szybującego orła.
-Zwróć mi syna, córo nieba-przypomniał Helios. Poczułam nagły ucisk na sercu. Przyłożyłam dłoń do piersi. Obraz przed oczami zamigotał, zmieniając się w czerń.
*****
Zamrugałam zdezorientowana. Leżałam na jakiejś łodzi. Pokład wciąż się poruszał. Czułam się jakbym była na najgorszej karuzeli świata żywych i umarłych. Nudności targały moim żołądkiem. Nie potrafiłam skupić na niczym wzroku. Wszystko wokół mnie wirowało.
Szkielet w czarnej sukience— Sam.
Truposz— chaotycznie krzycząca Sam.
Umarły, przystawiający się do wnerwionej Sam— błysk spiżu.
Charon za burtą— panikująca Sam.
Znudzeni umarli— Sam z wiosłem.
Zaraz! Jeszcze raz! Charon za burtą?!
Spróbowałam się podnieść. Co byłoby nie lada wyczynem w moim stanie i bez łodzi. Nagle wzburzona fala Styksu uderzyła w barkę. Nie zdążyłam krzyknąć, zanim Sam palnęła mnie ciężkim wiosłem w głowę. W ostatniej świadomej chwili zacisnęłam palce na sznurku sakiewki Hestii, a potem była już tylko woda.
~*~
Na następną część trzeba będzie trochę dłużej poczekać. Opublikuję ją najwcześniej w niedzielę, gdyż jestem w trakcie pisania pierwszej części Listów Śmierci.
Komentujcie.
~*~
Ja cie,nadal nie ogarniam rzeczywistosci Amy .-. Ale pisz,pisz.
Świetna część! Bardzo ładny opis pokoju z materiałami, po prostu miałam go przed oczami ^^
Ha! Wypadły z łodzi, ale fajnie. Ciekawe co wymyślisz dalej.
PS. Dziękuję za dedykację
Wiem, jestem genialna i skromna 😀 opko świetne. Bardzo dobrze napisane uczucia, opisy, wydarzenia. Jak jakaś książka. Bardzo przyjemnie się czytało, styl masz lekki, a wszystko piszesz dokładnie, wręcz można sobie wszystko wyobrazić.
Dziękuję za dedyke.
Podam link do projektów sukni Amy. Żeby nie było nie potrafię projektować ani rysować, choć znam się na materiałach, krojach, fasonach i kolorach. Sądzę, że nie dostatecznie opisałam zwycięska suknię, więc
https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcR5r1g1_UeetQgiI2pDtLXP5HSB5OizD1-e6nld25M8RmDpX5upOA
Dostaną przekleństwo Achillesa, czy się rozpuszczą w Styksie?
Chyba przyzwyczaiła się do twojego stylu. Wcześniej ciągle miałam wrażenie, że wszystko jest chaotyczne, ale teraz przyzwyczaiłam się już do do tego, że skaczesz nie tylko pomiędzy postaciami, ale także pomiędzy światem rzeczywistym i ich wizjami. To głównie dlatego opowiadanie jest specyficzne w odbiorze (nie powiem, że trudne, po prostu trzeba się do niego przyzwyczaić), bo mimo, że prowadzi dwie, równoległe i na razie nie związane ze sobą historie, nie określasz jasno kiedy przechodzisz z jednej do drugiej. Gdybyś przed zmianą bohatera narracji chociażbyś napisała od nowej linii imię bohatera, którego perspektywę teraz prowadzisz, ułatwiłoby to czytelnikowi połapanie się w fabule.
Po za tym, twój styl jest na prawdę dobry. Umiesz budować napięcie, zaskakujesz czytelnika, umiejętnie prowadzisz fabułę, wspaniałymi opisami uczuć grasz na naszych emocjach, twoje dialogi są realistyczne i umiesz nadać charakter nawet postaci epizodycznej. Dlatego, i ponieważ nie mogę się doczekać, żeby dowiedzieć się, co się stanie z Amy, czekam na cd ze zniecierpliwieniem.
PS Dziękuję za dedykację 😀 (bo to dla mnie, co nie? zrobiłaś mały błąd w nicku?)
Ja się zgadzam ze wszystkim co napisano wcześniej. Może jestem jakaś nierozgarnięta, ale nie mogę się połapać, czyja wizja, sen, rzeczywistość, ale i tak bardzo mi się podoba. Fajne realistyczne opisy.
Wiesz, moja siostrzyczka jest bardzo skromna ^^. Ale i tak cię kocham 😉 A wracając- masz śliczny styl. Lekki i nie wymuszony. Po prostu cudowny. Genialne opisy, naprawdę, jestem pod wrażeniem A skoro nawet pisze ci to Kira, moja mistrzyni opisów, to wiedz, że naprawdę ładnie piszesz 😉 Dobrze, że wykorzystałaś pomysł carmelka. Naprawdę, dobra idea. No i cóż, czekam na cd 😀
+ dzięki za dedykację 😉
magiap wybacz. Ja i ortografia to jak Hades i uśmiech. Nigdy w parze. Przepraszam!