~*~
Ten rozdział jest odwrotnością poprzedniego, ale tak miało być. Przeważają tu dialogi, a nie opisy, aby można było w pełni połapać się w charakterach i osobowościach bohaterów. Jest też trochę przykrótki, ale obiecuję, że rozdział trzeci będzie dłuższy.
Z dedykacją dla wszystkich blogowiczów przerażonych nową szkołą.
~*~
-Rachel, ale dlaczego? Proszę, powiedz, chociaż dlaczego nie chcesz przyjąć żadnego herosa?- zapytał Chejron.
-Jeszcze się mnie pytasz, dlaczego?! Ośmieszasz się- rzuciła.- Wiesz, tęsknie za czasami, gdy herosi czuli respekt do Delfickiej Wyroczni. Teraz po prostu wysyłasz ich do mnie, jak do sklepu. Jedną przepowiednie na wynos! A jak coś się nie uda, to oczywiście moja wina, bo ja przecież nie przesiaduję cały czas w jaskini.
– Ależ Rachel, ty… zaraz czy to był sarkazm?
-Nie!!!… Żadnego proszę, dziękuję, czy choćby dzięki!- wyliczała.-Nic!
-Moja droga- zaczął zrezygnowany- jesteś wyrocznią, więc…
-Więc jestem zobowiązana widzieć przyszłość, że tak to ujmę, ale nie muszę dzielić się tym z kimkolwiek- oświadczyła, przerywając mu.- Posłuchaj mnie uważnie. Nie wypowiem, dla żadnego herosa, boga, czy innego popaprańca, przepowiedni. Choćbym musiała odejść z tego miejsca na dobre, dopóki nie zrozumiecie swojego błędu.
Odwróciła się i odeszła w stronę swojej jaskini.
-Ale, co ze zleceniami od bogów?- zawołał, kłusując za dziewczyną.- Co z misjami od nich?
-Kiedyś jakoś sobie radziliście!
-Ale mieliśmy mumie…
Przyczajona w krzakach córka Hermesa, nie usłyszała już dalszej części ich kłótni. Upewniwszy się, czy nikt nie nadchodzi, niezauważona wymknęła się z zarośli. Biegła ile tchu w piersiach, aby powiadomić o nowych wybrykach obozowej wieszczki swoje rodzeństwo. Przez nieuwagę wbiegła na jedną z córek Aresa.
-Kim- warknęła.- Znowu coś cyganisz, złodziejko?
-Nie, Sam. Dziś roznoszę wiadomości, więc może sprawdź czy coś jeszcze zostało z twojego dobytku- rzuciła, próbując wyminąć barczystą brunetkę.
-Dokąd to, rudzielcu?- spytała, chwytając, Kim za ramię, która syknęła z bólu.
-Samantho, Kimberly zachowujcie się- upomniała obie niebieskooka, niewysoka dziewczyna z orłem na ramieniu.- Przynosicie wstyd waszym ojcom takimi wybrykami.
-Ty, ptasiara- warknęła Sam.- Tylko bez takich. Ares z pewnością jest dumny…
-Taaa. Tak dumny, że ma ochotę wywołać trzecią wojnę światową?
-Ty mała- ryknęła, łapiąc mnie, lecz po chwili z sykiem odskoczyła, gdy poraziłam ją prądem.
-Zobaczymy się jutro na arenie, Jess- rzuciła na odchodne rozcierając zdrętwiałe dłonie.
Westchnęłam zrezygnowana i wypuściłam Anemos- prezent od zmarłej matki, który otrzymałam dzień przed jej śmiercią. Wydłużyłam krok, chcąc dogonić córkę Hermesa.
-Dlaczego tak biegłaś?- spytałam gnając za nią.
-Stało się coś niesamowitego- rzuciła podekscytowana i opowiedziała mi o podsłuchanej rozmowie.- Co sądzisz, Jess?
-Podsłuchiwałaś.
-Wcale nie mam zwyczajów podsłuchiwać, tylko – jak wielu mi podobnych Beduinów nowych czasów – odpoczywam często, słuchając rozmów innych ludzi.
-I to był tylko przypadek, że odpoczywałaś właśnie tam?
-Trafiony za…
-Zaraz to ja cię zatopię, jak nie powiesz mi prawdy- zagroziłam.
-Nie zrobisz tego- zaprzeczyła, blednąc.- Przecież wiesz, że nie umiem pływać.
-Założymy się?
-No dobra… zacytowałam Agnieszkę Gałuszkę, ale to nie moja wina, to Gregory podprowadził to Lewisowi, który dowiedziała się od Diany, że Adam zabrał to Łucji…
-Pogubiłam się- westchnęłam.
-Adam to mój brat i on zabujał się w Łucji, tej od Demeter, i zabrał jej książkę, ale ona go zignorowała, i on chciał się jej pozbyć, i powiedział o tym Dianie- córce Chione, bo ona uwielbia takie bzdety, ale ona już miała ten egzemplarz i powiedziała Lewisowi od Iris i on to wziął, i Gregory, wiesz to ten Niemiec z Rosji, syn Aresa, on szukał dla mnie prezentu na imieniny, chyba mu się podobam, mniejsza, i dlatego ją dostałam i przeczytałam, i stad ją znam.
– To była najbardziej inowata wypowiedz, jaką kiedykolwiek słyszałam.
-Dzięki- rozpromieniła się.
-To nie był komplement- westchnęłam, wlokąc się za Kim na ognisko.
Lekko spóźnione usiadłyśmy z tyłu. Tego wieczoru jakoś nie miałam ochoty na zabawę, więc ignorowałam wszystko i wszystkich do późnej nocy. Niestety musieliśmy już wracać do domków. Dlaczego? Pan D. i jego okropna bezsenność. Ach, to takie straszne! Wszyscy zaczęli się już zbierać, gdy płomienie ogniska zamieniły się w słup ognia, z którego wyszedł nie kto inny jak bóg- Hermes. Dla nas normalka. Zwyczajowo wszyscy przyklękliśmy, a z tłumu wystąpił Chejron.
-Herosi!- zakrzyknęła boska pochodnia.- Odbędzie się misja- przez tłum przeszły ciekawskie pomruki.-Udział w niej wezmą Jessica Flasher, córka Zeusa oraz Samantha Matriaas, córka Aresa- oznajmił. Tym razem nie otrzymacie przepowiedni od Delfickiej Wyroczni, lecz od najmłodszej córki Apollina- dodał, wskazując na małą blondynkę, śpiącą na ramieniu grupowego.
– Na oko wygląda na nie więcej niż siedem lat- szepnęła Kim.
-Na oko to umierają cyklopi-odparłam.
Wtedy Hermes zafalował niczym fata-morgana, po czym pochłonęły go płomienie.
-Czy twój ojciec coś pali?- zachichotałam.
-Bardzo śmieszne- prychnęła, ale po chwili wybuchła śmiechem.
-Jessico, Samantho…
-Tak, tak- przerwała Chejronowi.- Narada przed misją w Wielkim Domu. Wiemy- powiedziała wesoło Sam.- Nie guzdrz się tak ptaszynko- rzuciła odchodząc.
Zrezygnowana posłałam Chejronowi przepraszający cień uśmiechu i powlokłam się za psychopatą. Usłyszałam jeszcze jak prosił grupowego domku Apollina z małą na naradę.
*****
-No to, kto obudzi tę małą?- westchnęła zirytowana czekaniem Sam.
-Nikt nie obudzi Wiktorii bez mojej zgody- przypomniał kolejny raz Chejron.
-I mojej- dorzucił Mark.- Jakby nie było to moja siostra.
-Przybrana.
-Wiesz, my w domku Apollina dbamy o swoich. Jesteśmy rodziną. Wiesz w ogóle, co to jest?
-Żebyś…
-Spokojnie kochani- próbował opanować sytuację Chejron.
-Bez tej głupiej przepowiedni nie możemy nic zrobić- upierała się Sam.
-Zamknijcie się!- Nie wytrzymałam. Ucichli natychmiast. Odetchnęłam głęboko.- Mark… Rozumiem cię, ale wczuj się w nasze położenie. Od dwóch godzin żrecie się z Sam jak stare małżeństwo…
-Ej!- Z całej siły kopnęłam Sam w piszczel.- Aaummmhhh- Przyłożyłam jej do twarzy poduszkę.
– Straciliśmy już naprawdę dużo czasu. Proszę.
Mark niechętnie podszedł do fotela, na którym spała jego siostra, przykryta jego kurtką. Kucną i delikatnie potrzasnął jej ramieniem. Mała zatrzepotała rzęsami, przeciągle ziewając.
-Miałam dziwny sen, Mark- powiedziała sennie, przecierając oczy.-Ja…
-Wiktorio potrzebujemy twojej pomocy- przerwał jej Chejron. Mała nas ciekawskim spojrzeniem, ale uznawszy za niezbyt interesujących, wróciła do Marka.
-Śniłam o ojcu- kontynuowała.
-Widziałaś go?- spytał Chejron, ale go zignorowała.
-Widziałaś go?- powtórzył pytanie Mark.
– I tak i nie. Tak jakby wyczułam. Chodziło o przepowiednie.
-Mów-Przepchała się Sam. Wiktoria zmierzyła ją wzrokiem i wzruszyła ramionkami.
-Czy mogłabyś nam o tym opowiedzieć?- spytałam, uśmiechając się ciepło.
-Ty masz ładnego ptaka- Wyszczerzyła się.- Zaraz, jak on się nazywał? Aneklos… nie, może Ankelos… to też nie to!
– Anemos- pomogłam jej.
-Tak, Anemos- ucieszyła się.
– Nazwałaś swojego ptaka wiatr?- wtrącił się Mark.
-Moja zmarła matka nadała mu te imię dzień przed swoją śmiercią…
-Och! Przepraszam.
-Tak, tak. Wszyscy jej współczujemy i lubimy tę kurę, ale wróćmy do tematu! Jak brzmi przepowiednia?!- warknęła Sam.
Mała westchnęła przeciągle.
-Skoro musicie wiedzieć.
Pani wojny,
córo nieba,
pójdźcie za mieszkańcem podziemia.
Udajcie się za posłańcem nieba,
gdzie najpiękniejsza gwiazda zamiera.
Odnajdźcie córę słońca,
nim ciemność przyćmi jej ojca.
Syn śmierci zdejmie okowy,
inaczej pozostanie na wieki zaślepiony.
Odnajdźcie zapomnianych
i pokarzcie czasu zmiany.
Pani wojny,
Córo nieba
Wraz z dzieciem z podziemia
Powróćcie zza ciemności nim upłynie ostatni dzień jej zimnej samotności.
A teraz, naprawdę chce mi się spać. Czy możemy już…?
-Tak możecie już iść- odparł Chejron.
Mark wziął Wiktorie na ręce, przykrył ponownie kurtką i opuścił Wielki Dom, szepcząc coś do małej.
-Wredota- mruknęła Sam.
-Ej.
-No, co? Kopytnych się nie ignoruje- odparła.- Bez obrazy Cherciu.
-Za co?- jęknęłam, wznosząc oczy do nieba.
-Nic nie poradzę- odparł Chejron.
-Ciesz się lepiej ptaszynko- dodała Sam.- Na czas misji ci odpuszczę.
-Łaskawca- prychnęłam.
-Dziewczęta, proszę- westchnął Chejron.- Znacie już przepowiednie, a jutro przed śniadaniem przyjdźcie do mnie, aby powiedzieć mi, dokąd zmierzacie, jasne?
-Jasne jak łysina Pana D., Cherciu- odparła, wychodząc.
Opadłam ciężko na fotel, ukrywając twarz w dłoniach.
-Nic nie poradzę- powtórzył.
-Niestety- westchnęłam.- Mogę, chociaż ją związać i zakneblować na czas podróży?- Popatrzyłam na niego z nadzieją.
-Jessico…
– Chociażby „Kropelka” w pomadce albo środek przeczyszczający na szklance albo…
-Wybacz, ale ja ci chyba w tym nie pomogę- odparł, otwierając drzwi.- Wiesz moja droga, ostatnio Hoodowie nie wykręcili żadnego numeru. Mam nadzieję, że to nie cisza przed burzą.
-Hoodowie. Dzięki…
– Za co? Przecież powiedziałem, ze JA ci w tym nie pomogę- odparł, zamykając drzwi.
Z nadzieją pobiegłam, jakby się gdzieś paliło, do domku Hermesa. Później będę musiała wpaść do sowiar, a potem unikając Sami Wiecie Kogo w obciachowej koszuli i jego skrzydlatych sług dotrzeć do domku na trochę snu. Żeby nie było. Napadu na bank mi nie powierzajcie. Ja i plany… to jak Pan D. i włosy, jego koszula i żelasko, jak on i stylista/ Afrodyta… Chociaż może lepiej nie. Jeszcze na jego widok padła by na zawał. Choć żałobna czerń podobno wyszczupla.
*****
Łup!
-Co, co do…?- spytałam półprzytomnie, po wyrwaniu ze snu.
Łup!
Łup!
Łup!
-Odrzuciłam kołdrę i złapałam w dłoń pierwszą lepsza rzecz- metalowy, tandetny wazon, który dostałam na walentynki od jakiegoś syna Hefajstosa. Podeszłam do okna, przeklinając, że wczoraj oddałam broń do przeglądu. Wyjrzałam…
Łup!
Kolejny kamień rąbną w okno, rozpryskując się w deszcz drobinek żwiru.
-Wyłaź ptasiaro- krzyknęła Sam, widząc mnie przez szybę.
Spojrzałam na zegarek.
-Bosh! Druga nad ranem- jęknęłam cicho. Ignorując ją i resztę ludu wygrażającego się jej za tak wczesną pobudkę, powlokłam się do łóżka. Padłam na nie, zakopując się w pościeli i już tkwiłam w półśnie.
Łubudu!
Ignoruj Sam– pomyślałam- a sobie pójdzie. Ignoruj!
Pomyliłam się.
–Sam- warknęłam.
-Ach! Nie ma to jak włam na chatę przed wschodem słońca.
-Słońce jeszcze nie…? Arr!- Światło lampki nocnej zamigotało niepewnie, aby po chwili oślepić jasnym światłem. Zakryłam twarz poduszką.
-Wstawaj… Jess-powiedziała, wypowiadając moje imię jak najgorsze przekleństwo. Żarówka nie wytrzymała, rozpadając się na szklane puzzle. – Miałyśmy być w Wielkim Domu przed śniadaniem- kontynuowała.
Spojrzałam na nią jak na wariatkę.
-Co ty dziś brałaś?
-Ty, pta…- Wzięła głęboki oddech.- Jess, co masz na myśli?- powiedziała z uśmiechem.
Raczę zaznaczyć, że dzieci Aresa+ uśmiech= śmierci w straszliwych męczarniach.
-Ja śnię. Mówisz mi po imieniu i jesteś miła- rzuciłam, kierując się do łazienki. Może, jeśli trochę się podtopię to nareszcie się obudzę z tego porąbanego koszmaru.
-Czy to źle?
-Źle? To zależy od tego ile i co bierzesz- odparłam znad umywalki.
Z mokrą twarzą próbowałam namacać ręcznik. Ktoś, czyli Sam, rzucił nim we mnie.
-Ptaszynko- westchnęła teatralnie. W jej wykonaniu nawet to było przerażające.-Na wojnie ważny jest wywiad- oświadczyła dobitnie.
-Ty…
-Śledziłam cię- dokończył z groźnym grymasem.- Więc radzę ci, nawet nie próbuj- zagroziła.- A Hoodami już się zajęłam.
-Wróciłaś- westchnęłam.- No dobra, ale to ty go budzisz- zastrzegłam, zarzucając na ramiona koc.
Nie powiem, po raz pierwszy widziałam wściekłego centaura.
Otóż wyróżnia się trzy etapy.
- Zdezorientowanie.
- Zaskoczenie
- Gniew.
W pierwszym ofiara jest zbyt zaspana i słabo kontaktuje. Nie rozumie, dlaczego już nie śpi.
W drugim uświadamia sobie poprzednie fakty. Przypomina sobie, co robiła, jak się znalazła w tym miejscu i tak dalej…
W trzecim stadium dostrzega zegarek, wpadając w gniew. Podczas którego rzuca przedmiotami i pogróżkami.
Niestety u centaurów rzeczy mają się nieco inaczej. Już po pięciu sekundach następuje etap drugi. Wtedy doradza się jak najszybszą, natychmiastową ucieczkę. Gdy centaur osiągnie stadium trzecie wpada w furię. Jest nią wręcz zaślepiony.
#Rada na dziś- Mam nadzieję, że macie spisany testament i znacie dobrego grabarza.#
Co powiedziałaby na moim miejscu osoba równie mało inteligentna?
a) –Wiesz domek Aresa jest lekko przeludniony, a słyszałam, że Sam kiepsko pływa…
b) – Pożyczyć ci sztylet? Ale zastrzegam… ja po tobie nie sprzątam!
c) –Znasz Sam. Ona po prostu nie wzięła dziś swoich sterydów.
d) –Słyszałam, że stratowanie przez konia jest wyjątkowo bolesne. Sprawdzimy, czy przez centaura jest inaczej?
Rozum podpowiadał „c”, lecz serce błagało o odpowiedź „d”. Pozostałe odpadały. Po „b” byłoby za dużo sprzątania, dowodów, sprzątania i sprzątania. Natomiast „a” … kto wie czy jakaś nimfa nie zlitowałaby się nad Sam.
Na moje nieszczęście dziś postanowiłam użyć tej nikłej inteligentnej cząstki mojego mózgu. Spokojnie przemawiając, zaprowadziłam go do salonu, a następnie zaparzyłam kawy. Potem, delikatnie ujmując, nawymyślałam Sam i posadziłam w jak najdalszej odległości od Chejrona.
-Jeszcze kawy?- spytałam, gdy opróżnił już gigantyczny kufel.
-Nie, dziękuję Jessico.
-Ja za to z…- zaczęła przymilnie Sam ze swojego kąta.
-Szusz!- uciszyłam ją.- Pocieszę cię- zwróciłam się ponownie do Chejrona.- Mnie obudziła pierwszą. I błagam, następnym razem sprecyzuj godzinę.
– Zapamiętam- obiecał.
-Zacznijmy już- jęknęła Sam.- Zawsze o wschodzie słońca robimy z chłopakami małą rozgrzewkę. Przebieżkę. No, wiecie z dziewięć mil.
-Taaa. Takie tam, tylko dziewięć mil biegiem o nieludzkiej porze- westchnęłam.
-Dobrze już-uspokoił nas.- Na co wpadłyście?
-Sam?
-To tak- zaczęła jakże konwencjonalnie.- Posłańcem jest Hermes, a najpiękniejsza gwiazda to Słońce.
-Słońce zamiera, czyli właściwie według mitów świetlisty rydwan Heliosa kończy tam swoją wędrówkę- wtrąciłam.
-Czyli mądralo?
-Hades. Hermes ma nas zaprowadzić do Podziemia..
-Sowiary.
-Tak Sam. Córki Ateny mi pomogły.
-Wymyśliły coś jeszcze?
-Mamy odnaleźć córkę Heliosa, zanim nastąpi zaćmienie…
-To ty masz zaćmienie mózgu!- przerwała mi.
-Słońca! Zaćmienie słońca- warknęłam urażona.
Chejron spojrzał na mnie pytająco.
-Za trzy dni.
-Czyli na początek łatwizna. Za złodziejem do Hadesu, tam znaleźć Śpiącą Królewnę…
-Lecisz w bajki Sam- zadrwiłam.
Zignorowała mnie.
-Tam spotkamy trzeciego członka- syna śmierci. Potem odnajdziemy zapomnianych i nastawimy im zegarki.
-Sam-westchnęłam.
-Dla ciebie Pani Sam.
-Jaśnie Pani Samantho czy ty do jasnego groma nie rozumiesz, że to nie będzie w cale takie…
-Nie marudź ptaszynko. To będzie jak bułka z masłem.
-Z masłem, zagrożeniami, umarlakami i huk wie, czym jeszcze!
Zamilkłam, próbując odzyskać panowanie nad sobą.
-Kiedy wyruszycie?- wtrącił się Chejron.
-Najpierw muszę pociągnąć za języki Hermesiątka- odparła, wychodząc.
-Jutro?- zaproponowałam sennie.
-Zostaną wam dwa dni.
-Wiem, ale nie tylko to mnie martwi.
*****
-Sam, błagam- jęknęłam.- Przesłuchałaś już prawie cały obóz.
-Prawie robi dużą różnicę- zbyła mnie, nie odwracając wzroku od swojej ofiary.
-Błagam- westchnęłam.- Spałam tylko kilka minut!
-Wypraszam sobie- Podniosła na mnie oczy.- Pozwoliłam ci spać przez dwanaście minut i czterdzieści siedem sekund.
-Sam zaraz zasnę na stojąco- ziewnęłam.
-To się kładź. Zdradzasz naszą pozycję!
Sam kryła się za zaroślami, a ja ległam plackiem na drodze nad jezioro. Zbliżała się do nas dwójka dzieci Hermesa. Drobna, rudowłosa dziewczyna o żywo zielonych oczach żywo rozmawiała z… O nie– pomyślałam. Razem z nią szedł jeden z braci Hoodów.
-Kim!- ryknęła Sam, wyskakując z zarośli.
-Uważaj -warknęłam, gdy omal mnie nie zdeptała.
-Jess? Czemu leżysz na ziemi?- spytała skołowana Kim, próbując przekrzyczeć rechoczącego Travisa. Chyba.
W odpowiedzi tylko westchnęłam.
-Jak się spotkać z twoim starym?- rzuciła Sam.
-Spadaj!- syknęła Kim, próbując ją wyminąć.
-Ty, złodziejko!- warknęła, łapiąc ją.
– Travis…- zaczęłam.
-Jestem zajęty- odparł, siadając obok mnie.
-Jesteś okropny, wiesz?
-Bredzisz.
-Jesteś jej bratem czy nie?- spytałam, siadając.
Zamrugał zaskoczony.
-Jasne.
-Aaaa!- krzyknęła Kim, przykuwając uwagę.
-To rusz swoje cztery litery zanim ci je usmażę.
-Nic nie wie- rzucił Travis, jakoś wyswobadzając siostrę i odciągając ją w stronę plaży.
-Hood bez takich!- krzyknęła Sam, gotowa ich gonić.
-Zaczekaj- zatrzymałam ją, chwytając za kostkę.- Idź poćwiczyć. Wyżyj się na Arenie, a ja z nią pogadam.
Odeszła w stronę obozu, wydając z siebie jakieś nieartykułowane dźwięki. Ziewając podźwignęłam się z ziemi, otrzepałam ubranie i powlokłam się za Kim. Znalazłam ją samotnie siedzącą na plaży.
-Cześć- powiedziałam, siadając obok.
-Jess. Co tam?- spytała pogodnie.
-Tam pewnie dobrze. Tutaj jest troszkę gorzej- palnęłam zaspana.
-Musisz się przespać- stwierdziła, chichocząc.
-Nie trzeba, ale dzięki za troskę.
Jakby na zaprzeczenie moich słów długo ziewnęłam.
-Przepraszam- szepnęłam.
Chłodna woda obmywała falami moje stopy przez sandały. Mokry piasek przywierał do moich szortów khaki i białej, lekkiej tuniki z przewiązaną obozową koszulką. Delikatna bryza rozwiała moje kasztanowe włosy. Nie był to mój naturalny kolor. Nie lubiłam swojego atawistycznego odcienia blond, który był tak jasny, że czasem brano mnie za albinosa. Odgarnęłam zbłąkany kosmyk z twarzy.
– Nie, to ja powinnam cię przeprosić- odparła, spuszczając wzrok.
-Czemu?
-Jestem twoją przyjaciółką, a ani trochę ci nie pomogłam w misji.
-Szkodzi.
-Co?- spytała zbita z tropu.- Chodziło ci o „nie szkodzi”?- zasugerowała.
-Nie, nic tu nie chodzi- odparłam, podtrzymując głowę.
-Musisz się przespać- zaśmiała się.
-Jasne, tylko najpierw opowiedz mi coś- rzuciłam sennie.
-Hm?
-Musimy skontaktować się z twoim ojcem. Ma on nas zaprowadzić do Podziemia. Powiedz mi tylko to, co wiesz.
-Jest on boskim przewodnikiem, prowadzącym dusze do Hadesu. Jeśli dobrze pamiętam… stoi on u łoża śmierci ludzi, wskazując im swoją laską drogę do Charona.
-Może mógłby… coś powiedzieć o… o Hadesie?- spytałam, próbując myśleć racjonalnie.
-Niestety nie. Mówi się, że ma pieczęć milczenia na ustach.
Przygryzłam wargę.
-Nie pomagam, co?
-Nie, nie, nie. Po prostu myślę.
-Jak ci idzie?
Ziewnęłam.
-Przegrywam ze zmęczeniem.
-Widzę… Chodź. Odprowadzę cię do domku- dodała, otrzepując się z piasku.
-Co ja bym bez ciebie zrobiła?
-Zasnęła gdzieś w krzakach. Wiesz wolę kazać ci spać w domku, niż przemycić ci9 kofeinę. Z resztą, dla ciebie, powiem to samo, co tobie Sam.
*****
Łup!
-Błagam nie- jęknęłam, wyrwana z drzemki.
Zerknęłam na zegarek. Spałam tylko trzy godziny. Usłyszałam zgrzyt zamka.
-Miałaś zdobyć informacje i do mnie dołączyć- warknęła Sam, zrzucając mnie z łóżka razem z materacem.
-Może dorobię ci klucz- zasugerowałam, wstając.
-Czemu nie… Nie zmieniaj tematu!
-Słuchaj!- warknęłam, wprawiając Sam w osłupienie, a kolejna żarówka lampki nocnej poszła w drobny mak.- Byłam zbyt zmęczona, aby choćby myśleć racjonalnie. Dlatego poszłam spać, ale ostrzegam cię. Obudź mnie jeszcze raz, a usmażę ci mózg zanim zdążysz mnie przekląć.
-Nareszcie.
-Co?
-Jeden dzień ze mną i wychodzisz na ludzi- oświadczyła.- Przez misję robię z ciebie wojowniczkę na miarę greków.
-Ty- warknęłam, łapiąc pierwszą cięższą rzecz pod ręką i rzuciłam nią w Sam. Główne światło dziko rozbłysło.
-Wyżyj się- podpowiedziała z dzikim grymasem. To mnie wreszcie otrzeźwiło. Wzięłam kilka głębszych oddechów. Światło zelżało i przestało migotać.
-Wyjdź stąd, Sam. Proszę.
Zmarszczyła brwi wyraźnie niezadowolona.
-Dziś ci odpuszczę, ptasiaro- rzuciła, wychodząc.- Tylko jeszcze jedno.
-Czego?!
-Staną ci zegarek, więc lepiej go nastaw, jeśli chcesz wstać za półgodziny. O wschodzie słońca zbiórka przy sośnie- dodała, trzaskając drzwiami.
Wyjrzałam przez przysłonięte ciężką zasłoną okno. Księżyc wyraźnie krył się za horyzontem, ustępując miejsca słońcu. Zaklęłam siarczyście, biegnąc do łazienki. Szybki prysznic i już po chwili latałam jak opętana, zbierając potrzebne rzeczy. Pozostało mi kilka minut i jeszcze jedna kwestia. Anemos. Nie miała czasu znaleźć mu niańkę. Wezmę go ze sobą-pomyślałam.- Najwyżej Sam znowu mnie skrzyczy. Zarzuciła na ramie plecak i wyszłam. Z daleka dostrzegłam córkę Aresa oraz mojego orła kołującego nad sosną.
-Zamówiłam taksówkę-rzuciła, ruszając w stronę drogi.
-Dokąd?
-Do szpitala, tam złapiemy złodziejską podwózkę.
Hej! Kurde! Wlasnie zniszczylas mi plan na glowna bohaterke mojego opowiadania :[ Bo to tez miala byc Kim,Kim od Hermesa…ugh!;-;
Dobra, a teraz na temat xD
Opowiadanie jest lekko chaotyczne,nie zawsze mozna sie polapac. Ale podobaja mi sie sprzeczki z Sam C:
Chaotyczne. Potwornie chaotyczne. Uporządkujesz i będzie świetne 😀
Eee… Jak uporządkujesz co nieco, to zrobi się cudownie na razie, trochę się gubię ;c