~*~
Witam!
To epilog Jednego w dwóch. Wiem, że ostatni rozdział był niemałym zaskoczeniem, dlatego rozważam napisanie ciąg dalszy tego opowiadania. Proszę o szczere komentarze, czy chcecie kontynuację?
Przepraszam za błędy. Powtórzenia są celowe.
Tę część dedykuję amelllo. Masz intrygujący pomysł na opowiadanie. Z niecierpliwością czekam na rozwinięcie akcji.
~*~
Znajdowałam się w jakimś kamiennym, surowym pomieszczeniu. Drewniane biurko, dwa krzesła i mała szafka, zamykana na klucz, to wszystkie meble tego miejsca. Oprócz mnie znajdowały się tu jeszcze dwie osoby. Przy małym palenisku siedziała jasnowłosa dziewczynka. Zapatrzona w mężczyznę przy oknie, głaskała małe futrzaste stworzonko śpiące na jej kolanach. Nagle odwrócił się w moją stronę i nastroszył brwi.
-Przepraszam- wyszeptałam, a on zbliżał się co raz bardziej.- Nie wiem jak się tu znalazłam! Ja naprawdę…
Nie zdążyłam skończyć, gdyż mężczyzna przeszedł przeze mnie, jak przez powietrze. Podszedł do dziewczynki i pogładził jej włosy.
– Nataszo, muszę na chwilę wyjść, ale niedługo wrócę. Zostań tutaj i nie wychodź na podwórko.
-Dlaczego?- spytała, unosząc swoje jasnoniebieskie oczy na ojca.
– Szaleje burza śnieżna, rebenok. Zostań przy palenisku- nakazał córce. Następnie wstał, założył płaszcz, ocieplony futrem, dorzucił jeszcze polano do ognia i wyszedł, zostawiając malutką samą.
Natasza grzała się jeszcze przez chwilę przy nim, potem wstała, budząc tym samym małe stworzonko, które pospiesznie wdrapało się na jej ramię i ukryło wśród włosów swojej pani. Dziewczynka podeszła do okna i z trudem podciągnęła pod nie ciężkie krzesło. Wspięła się na nie i podziwiała widoki na zewnątrz.
Powoli podeszłam do niej i popatrzyłam przez ramię. Za oknem szalała burza śnieżna, ale pomimo ograniczonej widoczności dostrzegłem trzy bramy w trzech grubych murach, a za nimi wierzchołki najwyższych drzew i szczyty gór.
Nagle drzwi otworzyły się szeroko. Wszedł mężczyzna, ale był inny. Nie tyle dostrzegłam, co wyczułam bijący od niego głód i zło. Gdybym tylko mogła od razu chwyciłabym dziewczynkę i uciekła. Jak najdalej.
Natasza, z uśmiechem na jej małej twarzyczce, podbiegła do ojca. Lecz on zignorował ją. Podszedł do szafki, wyjął klucz, noszony przez niego na łańcuszku, i otworzył ją. Wyjął z niej coś, co natychmiast ukrył w płaszczu i wyszedł, nie reagując na wołanie Nataszy.
Malutka chwyciła swoje ciepłe ubranko i zaczęła je wkładać. Przez jej roztrzęsione rączki szło jej troszkę nieporadnie. Po chwili już zbiegała po klaustrofobicznych schodach twierdzy, a ja podążałam za nią krętymi korytarzami. Wybiegłyśmy na dwór. Mała zadrżała, gdy owiał ją lodowaty podmuch wiatru. Śnieżynki wirowały wokół, przywierając do płaszcza Nataszy. Zbłąkany loczek wysunął się spod ciepłej czapy. Dziewczynka zatrzymała się, aby wsunąć go spowrotem.
Przebiegłyśmy przez ogromny dziedziniec, przedzierając się przez śnieg, sięgający połowy łydki. Dotarłyśmy do pierwszej bramy. Tam Natasza zręcznie wyminęła dziewięciu strażników, grzejących się przy ogniu i podreptała dalej. Przy drugiej bramie ktoś ją zatrzymał.
– Natuszko, maleńka maja, gdzie lecisz w taką pogodę?- Strażnik widać dobrze znał małą i jej ojca.
– Papa na mnie czeka. Już poszedł. Muszę go dogonić.
– To leć śnieżynko- zaśmiał się i przepuścił dziewczynkę.
Poleciała, jak na skrzydłach wiatru. Przemknęła przez ostatnią strażnicę i wybiegła za bramę. Ślady zostawione przez jej ojca były w głębokim śniegu dobrze widoczne. Natasza dreptała wzdłuż linii drzew po jego tropie.
Nagle poczułam, jakby powietrze wokół nas zadrżało i oślepił nas chwilowo błysk światła. Natasza ukryła się za drzewami i prawie bezszelestnie dotarła do miejsca, z którego doskonale widziała ojca.
Leżał on na śniegu, a nad nim stał człowiek. Mężczyzna w czerni. Schylił się on i ściągnął z leżącego płaszcz, który przywdział.
– Niepotrzebnie utrudniałeś sprawę, Siergiej- rzekł i dotknął policzka ojca Nataszy. Zaczął się on rzucać, charcząc. Po chwili znieruchomiał.
Mężczyzna w czerni wyprostował się. Poprawił płaszcz, strzepując z futra śnieg. Już miał odejść, lecz nagle zwrócił się w naszą stronę. Nieubłaganie zbliżał się do nas. Chciałam ujrzeć jego twarz. Zapamiętać jej wygląd, lecz przywdział on srebrną maskę.
Zerknęłam na Nataszę. Była blada i nieruchoma ze zgrozy.
-Uciekaj! Biegnij, Natasza! Uciekaj!!! – wrzeszczałam, lecz nikt mnie nie słyszał. Próbowałam szarpać ją, popchnąć, cokolwiek, ale byłam tylko obserwatorem. Rozhisteryzowana starałam się uderzyć, kopnąć albo chociaż podrapać zamaskowanego mężczyznę. Niestety raz za razem moje dłonie przenikały jego ciało.
Bezradna opadłam na kolana. Zacisnęłam kurczowo powieki, nie chciałam, tego oglądać. Lecz wciąż słyszałam, pomimo dłoni przyciśniętych do uszu. Przez las przebiegł rozdzierający, nieludzki krzyk Nataszy….
*****
Z niemym krzykiem obudziłam się z nowego snu. Minęło tak wiele czasu od mojego ostatniego koszmaru. Poddałam się targającym mną emocjom. Drżałam. Łzy spłynęły mi po twarzy. Byłam przerażona, tak jak wtedy, gdy trzy lata temu w szpitalu miałam dziwny sen. Wciąż pamiętałam widok ciała chłopaka…
Trawa była pokryta jego krwią. W powietrzu unosił się jej słodki zapach, łącząc się z jego perfumami, tworząc wyjątkowe połączenie. Pamiętam jego puste oczy, które straciły już dawny blask. Jego zapadnięte policzki. Jego nienaturalnie bladą twarz ubrudzoną błotem, trawą i skrzepniętymi kropelkami krwi. Jej wyraz, ukazujący, w jakich męczarniach umierał . . .
Jego rozszarpane ubranie i dłonie zaciśnięte na pozostałości z łuku- prezentu na jego 15 urodziny od ojca.
Pamiętam, jak jakaś dziewczyna kładła jego głowę na swoich kolanach. Chusteczką oczyściła zastygłą twarz z brudu i zakrzepłej krwi.
Pamiętam jej wzrok… zwykle nieugięty i obojętny, jak na córkę Aresa przystało, wtedy przesycony bólem i rozpaczą.
Czyżby dobrze go znała? Ale wtedy to nie miało dla mnie znaczenia.
Czułam ból, który odczuwała po stracie brata. Jej zagubienie, pustkę…
Tak właśnie się znów czułam. Nie miałam siły by zapanować nad emocjami. Wspomnienie Nataszy odebrały mi je na nowo. Dlaczego pamiętam? Miałam zapomnieć o wszystkim na zawsze. O szpitalu, herosach, bogach, Olimpie… wizjach. Dlaczego? Czy prosiłam o zbyt wiele? Chciałam tylko zapomnieć. Czemu pamięć powróciła? Co zrobiłam nie tak? Jak mogłam być tak naiwna?! Uwierzyłam jej!
Przez łzy dostrzegłam cień, który poruszył się, zaalarmowany moimi gwałtownymi ruchami. Zapalił świeczkę. Ostrożnie przysunął się do mnie, uważając na ogień. W świetle zobaczył moją zapłakaną twarz. Odwróciłam się. Nie chciałam, żeby mnie taką widział- słabą. Lecz on po prostu siedział.
– To był tylko zły sen.- wyszeptał.- Tylko mara.
Odwróciłam się do niego. Czy on mnie uspokajał? Obrzuciłam go uważnym spojrzeniem. Jego czarne, rozczochrane włosy opadały mu na czoło. Blada twarz jak zwykle nie wyrażała żadnych emocji. Była po prostu bez wyrazu. Jedynie słaby senny uśmiech pozwalał mi rozpoznać jego nastrój. Spojrzał na mnie, upewniając się, czy naprawdę go słucham.
-Muszę ci coś powiedzieć- oświadczyłam, odsuwając się zażenowana, jego spojrzeniem.– O swojej przeszłości- wyjaśniłam- ale nie potrafię. Nie chce znów wrócić do szpitala.
Zamknęłam oczy i cicho płakałam, a on cierpliwie czekał. Siedział milczący, jak syn Hadesa z mojego urojonego snu. Powoli uspokajałam się. Przestałam drżeć. Rozluźniłam się i oparłam zmęczona o zimne drewno. Przez szpary w ścianach wdzierało się lodowate, zimowe powietrze. Zadrżałam, wypuszczając obłoczek powietrza.
-Tak, powinnam ci powiedzieć – szepnęłam, stawiając kołnierz starego płaszcza.
-Możliwe, ale pamiętaj, że każda decyzja, może pociągnąć za sobą, niczym głaz na dno rzeki.
-Boję się- przyznałam, osuwając się na posłanie z derki i koca.- Może, więc jutro?
-Uważałbym cię za głupią, gdybyś się nie bała- zaśmiał się cicho.- Nie przed wyborem czujesz lęk, lecz jego konsekwencjami, które zawsze kończą się zmianą- dodał nad wiek poważnie i zgasił świecę.-Jutro.
Ciemność opatuliła mnie swoim kokonem, a ja poddając się jej, postanowiłam mu rano wszystko o sobie opowiedzieć. Każdy sen, każda wizję… niech wreszcie pozna mnie taką, jaką jestem. Jeśli tego nie zrobię będę walczyła z sobą, jeśli mnie odtrąci i tak przeżyje. Umiem się o siebie zadbać. Dam radę albo umrę takie prawo tu rządzi.
-Dam radę albo umrę- szepnęłam bezgłośnie, zasypiając.
~*~
Komentujcie, czy chcecie kontynuację?
Oczywiscie,ze chcemy!
Ale mi zrobiłaś niespodziankę tym epilogiem! Bardzo ciekawa część, oczywiście, że chcę kontynuację
Mam dwa pomysły, więc chyba napisze dwie oddzielne kontynuacje.
Prolog pierwszego może będzie już jutro.
Jasnę że chcemy!!! Dziękuję za dedykację!!! To bardzo miłe dostać pochwalną recęzje w przedmowie do czyjegoś opka!!! Całuję!!!
Wysłałam 2