To chyba ostatni rozdział tej historii. Dziękuję wszystkim, którzy czytali to opowiadanie. Właśnie wam je dedykuje.
Stałam przed lustrem, wpatrując się w osobę przed sobą. Wisiała na niej prosta, beżowa, muślinowa sukienka z marszczonym stanikiem. Jej włosy, niegdyś długie, lśniące, kruczoczarne, dziś matowe i zaniedbane, były byle jak zebrane gumką w warkocz holenderski. Skóra blada. Oczy podkrążone pomimo wystarczającej ilości snu. Usta sine. Jedyne, co pozostało jak dawniej to jej oczy. Niezmiennie czujne, stalowoszare oczy, patrzące wnikliwie spod długich, ciemnych rzęs. Ona była pusta. Ja jestem pusta. Stałam się maszyną, wykonującą codzienne czynności. Niczym więcej. Wstać, ubrać się, zjeść, przeczekać w lesie do kolacji, zjeść, spać. Wstać, ubrać się, zjeść… ciągle i ciągle to samo.
Powoli odeszłam od lustra i położyłam się na łóżku.
Czas przemijał, choć wydawało mi się to niemożliwe. Nawet wtedy, gdy drganie wskazówek zegara przypominało mi nieubłaganie, jak niedawno odszedł mój brat, pozostawiając po sobie tylko ból. Czas przemijał bez przeszkód. Pomimo moich błagań by stanął… by choć na chwilę się zatrzymał.
Niezmiennie.
Zawsze tak samo.
Choć czasem wydawało mi się w przeszłości, że czas przemija nierówno – raz gna przed siebie, to znów niemiłosiernie się dłuży.
Teraz nie pozostało mi nic. Dlatego pragnęłam, aby znów przyśpieszył jak dawniej. By się rwał naprzód i zabrał mnie ze sobą, abym mogła zostawić za sobą wszystko… abym nie musiała już pamiętać.
Ale nie mógł…
Gdy zamykałam oczy, widziałam jego uśmiechniętą twarz. Znów czułam jego zapach… Słyszałam jego melodyjny głos…jego śmiech…
– Alessander- wyszeptałam niemal bezgłośnie.
Reakcją na przeszłość, na wspomnienia był ból. Kolejna fala nieopisanego cierpienia.
Na dźwięk jego imienia zwinęłam się w kłębek, jak gdyby ktoś uderzył mnie w brzuch. Miałam nadzieję, że zaraz zemdleję, ale nie traciłam przytomności. Fale bólu, które dotąd bezlitośnie smagały moje serce, teraz zalewały mnie całą, aż po czubek głowy. Wciągały w otchłań i otępienie. Bezustannie walczyłam o to, aby pozostać na powierzchni. Nie mogłam przecież teraz odejść i zatracić się. Tak długo walczyłam sobą, aby być na naradzie na Olimpie. Nie mogłam opuścić Nico. Musiałam ten ostatni raz spojrzeć w im oczy…
Usłyszałam pukanie do drzwi. Ledwo żywa dowlekłam się do nich i pociągnęłam za klamkę. Przede mną stał Nico, uśmiechał się nerwowo, choć w jego oczach widziałam tylko ból i współczucie.
-Już czas- powiedział głosem ledwie głośniejszym od szumu wiatru
Powoli skinęłam głową i wróciłam po ciepły wełniany szal do pokoju, ostatnio bezustannie drżałam. Opatuliłam się nim i wyszłam.
Doszliśmy do lasu, a on uparcie parł naprzód. Zauważyłam, że nie kuleje, choć jego rana okazała się groźna, kuracja przyniosła dobre rezultaty. Gorzej miał się pewnie Dawid. Wciąż pamiętałam odgłos łamanych kości, jęk bólu…
Nico nagle stanął i zaczął mi się przypatrywać. Powoli wróciłam do rzeczywistości.
-Daj mi rękę- powiedział po chwili.
Bez sprzeciwu pozwoliłam mu ująć moją dłoń i pociągnąć się w cień. Zamknęłam oczy.
Gdy je otworzyłam, znajdowałam się w głównej sali na Olimpie. Ujrzałam przed sobą dwunastkę oraz wielu pomniejszych bogów i bogiń. Nikt nie zwracał na nas uwagi. Jakby nas tam nie było. Jakbyśmy byli niewidzialni. Przynajmniej nikt z wielkiej trójki, a nawet z całej dwunastki tylko Apollo, Hades i Artemida spojrzeli na nas. Przeniosłam wzrok na mego ojca. On, zawsze o nieskazitelnym wyglądzie, z widocznym narcyzmem, dziś był inny. Ubrany wręcz pedantycznie, o twarzy wykrzywionej smutkiem. W jego oczach dostrzegłam nieskrywany ból, a wręcz rozpacz, pomimo miesiąca, który upłynął od śmierci mego brata.
Po chwili Zeus łaskawie obdarzył nas swym spojrzeniem.
-Przybywacie sami- rzekł, a niebo przeszyła błyskawica.- Miała być trójka, gdzie jest wiec trzeci…-wykrzyknął, zwracając się do mojego ojca.
– On…-odparł Apollo łamiącym się głosem, lecz coś nagle we mnie wstąpiło, jakiś nieznany duch. Moje oczy stały się srebrne i przerwałam mu.
– Słońce odeszło,
zaszło,
nigdy nie wzejdzie.
Pragnę.
Tęsknię.
Łaknę słońca.
Brak światłości.
Ciemność –
ginie,
niknie,
ucieka!
Łap ją.
Ciemność wciąż na światłość czeka…
Powiedziałam to z szaleńczym błyskiem w oczach, na jednym oddechu i zgięłam się nagle w pół pod wpływem przeszywającego bólu, towarzyszącemu wspomnieniom.
-Alessa!- zawołał Nico i podtrzymując mnie, gdy się zachwiałam.
– To nic- wyrwałam mu się, upuszczając szal.
-Dziecko, czy ty wiesz, co powiedziałaś?- zapytał Zeus, wstając z tronu i dumnie podchodząc.
Wybuchłam śmiechem. Oczy wszystkich, obecnych w sali, zwróciły się na mnie. Sądząc po ich minach, zwątpili w moje zdrowie psychiczne.
-Jak śmiesz!- krzyknął Zeus.
-Biedny, mały Zeus –powiedziałam, zanosząc się śmiechem.- Czy ty w ogóle wiesz, co ty zrobiłeś?- spytałam, momentalnie przywdziewając maskę powagi.
-Co takiego? -zapytał zbity z tropu moimi zmianami nastroju.
-Właśnie nic!- wyszeptałam, niczym największy sekret i ponownie wybuchłam śmiechem.
-Alesso!- rzekł Nico, chwytając mnie za ręce.- Uspokój się! Co w ciebie wstąpiło?
– Co? Moje Słońce zgasło- wykrzyknęłam, aż cała sal się zatrzęsła.- Im na nas nie zależy! Nie rozumiesz tego?
-Ostrzegam cię, uspokój się albo…-wycedził Zeus.
-ALBO CO? – wykrzyknęłam, a wszyscy zamarli, spoglądając na Zeusa.
-Nędzny herosie…- zaczęła Hera, podnosząc się łaskawie z tronu.
Właśnie wtedy to po raz pierwszy od wielu lat zdjęłam maskę przy obcych dla mnie osobach. Dałam upust wszystkim targającym mną emocjom- wstyd, ból, rozpacz, nienawiść, tęsknota- nareszcie znalazły ujście.
– Nędzny- zagrzmiałam.- Ty śmiesz mnie tak nazywać! Jak wiele nam zawdzięczacie? Ile razy musieliśmy was ratować? My n ę d z n i herosi.
-Alesso! -usłyszałam słaby głos ojca, ale ja nie ustępowałam.
-Starałam się, a wy już na początku odebraliście mi wszystko…
-Ojcze, sadze, że powinniśmy ją…- zaczęła Atena
-Siedź cicho, nudziaro- przerwał jej Ares, ignorując piorunujące spojrzenie.- Mała się dopiero rozkręca.
-Masz jeszcze życie, które stracisz jeśli zaraz nie…- kontynuowała urażona Hera.
-Zamilcz! Nie mam już nic. Został mi tylko ból i samotność!
– Nie jesteś samotna, moja gwiazdko- usłyszałam ciepły męski głos. Gniew nagle ze mnie wyparował. Z mroku wyszedł Chaos. Dopadłam do niego i wtuliłam się w jego ciepło. Pobłażliwie pogładził po włosach.
– Co ty z sobą zrobiłaś, gwiazdko?- rzekł, przyglądając mi się z dezaprobatą.- Ach! Zostawiłem cię na kilka dni samą, i co?
– Alessandro, odsuń się od niego.- usłyszałam głos ojca. Lękał się o mnie. Czyżby nigdy nie widział mojego dziadka? Ojca swej ukochanej?
– Ojcze, przecież to…
-Zamilcz i odsuń się!- krzyknął Zeus.- Jak śmiesz się nam sprzeciwiać?!
-A ty?! Jak śmiesz podnosić na nią głos?- całą salę wypełnił władczy głos Chaosu.-A teraz wszyscy siadać i zamilknijcie.
Jakaś tajemna siła zmusiła do tego dwunastkę. W sali zapadła cisza.
-Od razu lepiej. A teraz, maleńka, przedstawisz mi swojego towarzysza?
Skinęłam na Nico. Podszedł do nas i skłonił się dworsko.
– Hmm. Przynajmniej jeden dobrze wychowany.- mruknął Chaos, wymownie spoglądając na olimpijczyków.
– To chcesz żebym go przedstawiła, czy nie?
-Wybacz.- rzekł obdarzając mnie szerokim uśmiechem.
– Przedstawiam ci Nico di Angelo – syna Hadesa, pana podziemi, a to …- zawahałam się. – To mój dziadek i protektor, bóg, którego błogosławieństwem jestem naznaczona… Chaos.
Nico i wszyscy obecni w sali osłupieli, po czym powoli i niepewnie kłaniali się nam. Nawet dumny Zeus. Choć Chaos wyraźnie ich ignorował.
– Miło mi cię poznać Nico – rzekł pogodnie.- Ale moi drodzy, co wy macie na sobie?
Skinął, a nas otoczyła ciemna poświata. Ja już przywykłam do takich ekscesów, gdy w czasie lekcji Chaos co chwila zmieniał kolory moich sukni. Nico natomiast niczego nie świadomy przeraził się na początku, lecz widząc moją reakcję postanowił mi zaufać.
Gdy tylko ciemna mgła opadła prezentowaliśmy się nie najgorzej. Nico w wytwornym i zapewne wyjątkowo drogim garniturze, a ja w długiej, powłóczystej sukni, barwy oczu mego dziadka. W moje długie, kruczoczarne loki zostały wpięte świeże kwiaty białych frezji i pomarańczy, wypełniając całą salę wspaniałym, upajającym zapachem.
– A teraz, moi drodzy, czas omówić z wami sprawę, w której zwołano tę naradę.- rzekł poważnym jak nigdy głosem, następnie wziął głęboki oddech, przygotowując się do tego, co miało nastąpić za chwilę, niczym sędzia przed wejściem na salę sądową.
-Nareszcie ile można czekać- żachnęła się Afrodyta.- Nie mogłeś szybciej?
Spojrzałam na Chaos zdziwiona, ale on po prostu ją zignorował.
– Nico, Alesso, przed wiekami na świecie pojawiła się bogini pamięci trwałej i żywej oraz przepowiedni – Mnemosyne. Jej pierwsza przepowiednia została dzięki jej mocy została zapamiętana i wciąż żywa bogach. Ta przepowiednia, jak sądzili olimpijczycy, dotyczy całej waszej trójki. Mnemosyne przepowiedziała przyjścia na świat dzieci z cząstką mnie – z cząstką chaosu.
Jedno w dwóch.
Światłość i Mrok.
Życie i Śmierć.
Słońce i Księżyc.
Alessandro i Alessandra.
Chaos zamknięty dwójce śmiertelnych powłok.
Jedno w dwóch.
Przepowiednia mówiła o potędze jednego z dzieci, tego, które zostanie dodatkowo naznaczone przeze mnie. Olimpijczycy postanowili to wykorzystać, ale nie chcieli się dzielić.
-Ja nie… co to ma do…
–To oni zesłali tamte potwory. Potrzebowali tylko jednego, dobrze wyszkolonego wojownika.
-Oni go zabili-szepnęłam. Czułam strach, jaki wzbudziła w olimpijczykach moja dedukcja.
-Wiedziałaś-stwierdził Nico.
-Co takiego?
-Ty wiedziałaś, że to ich wina.
-Nie trzeba być Ateną, aby się domyślić- odparł ironicznie Ares, dalej ignorując miażdżące spojrzenie Ateny, Hery i Chaosu.
-Ale dlaczego? Co ja im takiego zrobiłam?
-Alesso jesteś kimś pomiędzy herosem, a boginią, dlatego chcieli uczynić cię swoją wojowniczką. Byłabyś na ich rozkazy, gotowa na każde niebezpieczeństwo. Jesteś bez skazy. Wyszkoliłem cię na idealnego zabójcę, a oni postanowili to wykorzystać. Iść na łatwiznę.
Skołowana i wystraszona spojrzałam na Nico. Zbliżył się do swojego ojca, spuszczając głowę. Miałam wrażenie, że wyszeptał nieme ,,Przepraszam”.
-Ja nie…- zaczęłam, cofając się, rozglądałam się po Sali w poszukiwaniu jakiekolwiek pomocy. Mój ojciec miał jeszcze bardziej umęczony wyraz twarzy, Ares i Artemida przyglądali mi się zachłannie, Hermes zagadywał Dionizosa, kompletnie ignorując wydarzenie. Zeus starał się uspokoić Herę i Atenę. Posejdon manipulował wodą w swojej szklance. Hefajstos majstrował przy skrzyżowaniu tostera, abażura, zszywacza i kilku niezidentyfikowanych części, próbując zainteresować Afrodytę. Jedynie Demeter i Hestia spoglądały na mnie z politowaniem.
-Twój los od wieków był już przesądzony- przerwał mi z potwornym uśmiechem Chaos, a mnie pochłonęła ciemność…
Ciąg dalszy może nastąpi.
~*~ Skucha! ~*~
*****
Obudziłam się, zalana potem, spazmatycznie oddychając. Ktoś położył mi dłoń na ustach, kneblując.
-Cicho- syknął. Skinęłam nieznacznie, pomimo krępujących mnie więzów. Zdjął dłoń i podał mi naczynie z wodą. Upiłam z niej łyk. Płyn orzeźwił i ochłodził palone gorączką ciało. Poczułam wilgoć materiału, którym otarto moje czoło. Oddech stopniowo wrócił do normy.
-Znowu miałaś koszmar?
Skinęłam, nie ufając swojemu głosowi.
-Co tym razem?
-Nie wiem już co jest wymysłem mojej wyobraźni, a co nie-pożaliłam się zbyt głośno.
Na korytarzu rozległy się przyspieszone kroki. Pielęgniarka gwałtownie otworzyła drzwi i rozejrzała się po Sali, przyświecając sobie świecą.
-Wody- jęknęłam.
Wydęła usta niezadowolona, unosząc brew. Odwróciła się i wyszła.
-Co się stało?- spytał skrzekliwy głos na korytarzu.
-Jeden z bachorów chciał pić- prychnęła.
-Który?
-Ta pomylona dziewczynka, uważająca się za greckiego herosa.
-Dobrze, że oddali ją z sierocińca do naszego szpitala psychiatrycznego. Niby ma tylko pięć lat, ale jej urojenia mogą być niebezpieczne.
-Mimo to ktoś chce ją adoptować.
-Kto?!
-Nie wiem. Rozalie mówiła, ze był bardzo wytworny- odparła dziwnym głosem, oddalając się co raz dalej.
Leżałam trawiona gorączką.
-Ktoś cie adoptuje- mruknął, któryś z nieprzywiązanych do łóżka pacjentów.
-Ale to nic nie zmieni- odparłam cicho.- Nigdy mi nie uwierzy. Ja sama nie wiem co jest snem, a co wizją.
-Dobra rada- nic mu o tym nie mów.
-Sama na to mogła wpaść, idioto.
-Cicho tam- syknął głos z końca Sali.- Chcecie, żeby znowu tutaj przyszły?
Odpowiedziała mu cisza i nasze oddechy.
-A ja- odezwał się nowy głos- sprawię, że zapomnisz o swym pochodzeniu. Przynajmniej tyle mogę zrobić, pomimo więzów.
-I już nie będę pamiętać?
-Zapomnisz herosie, zapomnisz- szepnął, niosąc błogą niewiedzę.
O-o kurcze..!
Niesamowite. Zakonczenie jest tak zaskakujace,tak nieprawdopodobne…bogowie!
Kocham cie za koncowke,za scene szalenstwa… Za koncowke!
O-o ja cie. Nadal jestem w szoku. A moze to zachwyt? Pewnie oba,niewazne.
Świetne, genialne, w ogóle niesamowite. Końcówka nieziemska
Wow, końcówka to mega zaskoczenie! Jestem pod wrażeniem! Od początku czytałam to opowiadanie i szkoda, że już się skończyło.
WHAT?! WHAT?! WHAT?! Szok! Raisa jesteś mega!
Fajne zaskakujące ! Nie czytałam poprzednich rozdziałów ale chyba przeczytam. Szkoda że tak mało części.