Ostatnio nie jestem w nastroju, aby skończyć kolejny rozdział ,,Koszmarnej przyszłości”. Dlatego proszę o uzbrojenie się w cierpliwość.
Ten rozdział dedykuję wszystkim, którzy stracili coś bliskiego. Czasem trudno się pozbierać, ale warto. Wystarczy znaleźć coś co cennego jeszcze pozostało.
Biegłam nie oglądając się za siebie. Bez wytchnienia od kilku dobrych godzin. Łzy zamazywały mi widok. Gałęzie bezlitośnie smagały moje ciało, raniąc. Linia bólu ciągnęła się od nadgarstka aż po ramię. Rana nieznośnie pulsowała. Pozwoliłam jej krwawić licząc, że ten cielesny ból zagłuszy inny. Ból serca. Ból duszy.
Powoli traciłam krew, a wraz z nią siły. W końcu wyczerpana fizycznie i psychicznie, zaplątałam się we własne stopy i upadłam. Nie miałam siły, a co najważniejsze chęci, żeby wstać. Pragnęłam tylko tu zostać i wykrwawić się.
Zaczęłam odbierać dźwięki tak, jakbym była pod wodą. Wśród mgły, którą zaszły moje oczy, zamajaczył cień. Moje ciężkie powieki opadły i pochłonęła mnie nicość.
*****
Ból mnie oszałamiał. Nie byłam w stanie zrozumieć co się dzieje. Sądziłam, że gdy stracę przytomność, osłonię się przed bólem. Ale mojego umysłu nic nie chroniło. Nawet wtedy nie opuściła mnie świadomość tego, co się wydarzyło. Ból stanowił integralną część otaczających mnie ciemności.
Miałam wrażenie, że oderwałam się od swojego ciała. Byłam uwięziona we własnym umyśle niczym w klatce. Nie mogłam nic zrobić, nie mogłam nawet myśleć. Moje cierpienie było tak silne, że nie sposób było przed nim uciec.
Alessandro…
Sandro!
Nie, nie, nie…
*****
Najpierw poczułam, że ktoś mnie dotyka – klęcząc obok, głaskał delikatnie po policzku. Czułam chłód bijący od niego. Zimno jego oddechu na swojej skórze i zapach … śmierci.
Dopiero później pojawił się głos. Z początku był tylko szmerami, ale stopniowo robił się donośniejszy i wyraźniejszy, jakby ktoś podkręcał dźwięk w radiu.
-Alessandro. Słyszysz mnie ?- odezwał się czule dobrze znany głos nade mną.- Już dobrze. Nic ci nie będzie.
Mnie nie, ale co to była za pociecha?
Poczułam jak Nico przytknął mi do ucha chłodne wargi. Dopiero siła jego idiotycznego wyznania przemogła tortury i chwilowo wyswobodziła mnie z więzienia.
-Alesso, ja naprawdę… bardzo cię lubię. Tak bardzo, bardzo. Ko..Kocham cię. Nie zostawiaj mnie…
Po raz pierwszy wprost powiedział mi o swoich uczuciach. Wyznał mi przed chwilą miłość. Czyli martwił się o mnie. Zależało mu na mnie. Wręcz bał się o mnie.
Ból i lęk osłabły. Odnalazłam drogę do swojego ciała i zatrzepotałam powiekami.
-Dzięki bogom.- westchnął, opierając czoło o moje dłonie..
-Nico…
-Jestem przy tobie- wyszeptał.
Nakazałam swoim powiekom się otworzyć, lecz byłam za słaba.
Czerń nabiegła mi do oczu, gęstsza niż przedtem. Jakby ktoś zawiązał mi je opaską i przygniótł mnie jakimś olbrzymim ciężarem. Próbowałam się spod niego wydostać, ale byłam zbyt wyczerpana. Wiedziałam, że o wiele łatwiej będzie mu się po prostu poddać. Pozwolić, by ciemność zaciągnęła mnie daleko, daleko w dół- tam, gdzie nie było bólu, ani zmęczenia, ani zmartwień.
Gdyby chodziło tylko o mnie, nie byłabym w stanie walczyć zbyt długo. Byłam tylko herosem i brakowało mi sił.
Ale tu nie chodziło tylko o mnie.
Gdybym poszła na łatwiznę, gdybym pozwoliła czarnej nicości mnie wymazać, zrobiłabym krzywdę tym, którzy mnie kochali.
Po pierwsze Chaos. Zostałam mu tylko ja. Nie miał już nikogo. Utracił tak wiele, że nie mogłam mu teraz dołożyć jeszcze tego na ramiona. Świat beze mnie nie miał by dla niego sensu. Nie mogłam…
Po drugie Nico. Zależało mu na mnie. Został ze mną pomimo tylu trudności. A teraz nie prosił o nic więcej, niż bym z nim została. Potrzebowałam czegoś, aby nie oszaleć, a on jak widać potrzebował mnie, ale ja go nie kochałam. To przecież było tylko złudzenie.
Tam, gdzie przebywałam, było tak ciemno. Nic nie wydawało się być prawdziwe. Przez to jeszcze trudniej było się nie poddać.
Napierałam na mrok. Nie starałam się go unieść. Po prostu się mu opierałam. Nie pozwalając mu, aby mnie zmiażdżył. Nie byłam Atlasem, a czerń zdawała się ważyć tyle, co ziemia. Nie byłam w stanie jej udźwignąć. Nie dopuszczałam tylko, aby starła mnie w proch. Uparcie odpychałam od siebie czerń śmierci.
Może po kilku sekundach, a może po kilku dniach, tygodniach, czy nawet latach, stało się coś, co pomogło wyrwać mnie stamtąd.
Poczułam coś ciepłego w gardle. Ktoś wlewał mi coś do ust. Po moim ciele rozeszło się przyjemne mrowienie i ciepło. Czułam jak zasklepiają się moje rany po walce. Jak powoli odzyskuję siły.
Teraz byłam w stanie odrzucić ciężar i powrócić do ciała. Wyrwałam się ciemności. Wydobyłam się na powierzchnię. Stało się to tak nagle, że aż zachłysnęłam się powietrzem.
-Alesso!- usłyszałam łamiący się głos obok. Otworzyłam oczy.
Zobaczyłam go. Nico uniósł mnie delikatnie, trzymając w ramionach. Odruchowo wyrwałam mu się. Zachwiałam się i musiałam podeprzeć o drzewo. W tej pozycji zebrałam dość sił na kłótnie, wiec zwróciłam się do Nico.
– Co ty tutaj robisz?- spytałam oskarżycielsko.
-Ja?- zdziwił się.
– Nie, drzewo za tobą- warknęłam.- No jasne, że ty!
– Ważniejsze pytanie brzmi, co ty tutaj robisz?
Słyszałam w jego głosie jak bardzo się o mnie martwił, ale nie miałam czasu by o tym myśleć i próbować mu wszystko wytłumaczyć. Czułam, że za chwile stracę nad sobą panowanie i co gorsza może nawet się rozpłaczę. Nie mogłam sobie na to pozwolić. Spróbowałam się skupić i wymyślić jakąś błyskotliwą odpowiedź, ale mój, jakże i tak niedziałający poprawnie, mózg odmówił współpracy.
– Aktualnie stoję w lesie pod drzewem, podpierając się o jedno. Hmm… chyba o sosnę albo świerk. Dobre, jak każde inne. I tak już sobie idę.
Odepchnęłam się od drzewa i ruszyłam naprzód, a przynajmniej próbowałam- nogi same się pode mną ugięły. Gdyby mnie nie złapał, leżałabym jak długa. Mimo moich słabych protestów, wziął mnie na ręce bez problemu, a mało nie ważę, i zaczął przedzierać się przez las.
– Nie po to latam, jak wariat, za tobą po całym lesie, abyś teraz próbowała się zabić- powiedział.- Znowu.- westchną ciszej, sam do siebie. Zmieszana starałam się od niego odsunąć. Nagle przyspieszył i wbiegł w cień.
Zamrugałam lekko zdezorientowana. Byliśmy u mnie w pokoju. Nico delikatnie posadził mnie na łóżku. Podszedł do półek z płytami i wybrał jedną z nich. Obserwowałam jak wyjmuje ją i ostrożnie włącza. Muzyka nie była głośna, a rozpoznana przeze mnie piosenka, Christiny Perri ,, A Thousand Years”, spokojna, a zdawało się, że zespół znajduje się w tym samym pokoju co my.
Obszedł łóżko i usiadł na skraju, ale widząc mnie, zbliżył się i mocno mnie przytulił. Dopiero teraz zorientowałam się, że dygoczę i szczękam zębami. Jakoś wcześniej nie zastanawiałam się, dlaczego całe pomieszczenie podryguje. Przytomniejąc, zauważyłam coś jeszcze. Spokojną muzykę zagłuszał niezidentyfikowany dźwięk. Po chwili zrozumiałam, że jego źródłem była ja sama. Po prostu głośno szlochałam.
Jeszcze kilka dni temu nie pozwoliłabym sobie na to. Nigdy nie dałabym się porwać emocjom. A przede wszystkim na pewno nie pozwoliłabym, aby ktoś mnie taką zobaczył. Pewnie bezceremonialnie wyrzuciłabym go za drzwi. Ale tamte czasy już przeminęły. Byłam tu i teraz. Z Nico, ale zarazem sama- bez mego brata.
Oparłam się policzkiem o jego obojczyk. Objęłam się ramionami. Nic nie mówił, po prostu trzymał mnie w objęciach i pozwalał niszczyć sobie koszulkę słonawymi kroplami. Gdy tylko zaczęłam się uspokajać, delikatnie odsuną mnie, aby móc mi się przyjrzeć. Zmarkotniał. Czyżbym, aż tak źle wyglądała?
– Spóźniłam się…
-Wszystko w porządku?- spytał zaniepokojony.
– Nie! Oczywiście, że nie. Jak możesz w ogóle mnie o to pytać?- wybuchłam. Mówiłam co raz szybciej i ciszej. Po raz pierwszy w życiu popadałam w histerię.- Spóźniłam się! Nie rozumiesz? To moja wina. Gdybym się nie zastanawiała tak długo… nie zwlekała… nie czekała na was… Ach! Uratowała bym go. Jestem tego pewna.- odepchnęłam go od siebie i zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju.- Po kie licho dali mi te pieruńskie moce, skoro nawet z nich nie wykorzystam by mu pomóc. Po jakiego gwinta… ja przecież… nie zasługuję… to …
Opadłam na kolana. Głowa opadła mi na pierś.
– Powinnam była coś zrobić… cokolwiek… to moja wina. Moja wina. To tylko i wyłącznie moja wina.- szeptałam raz po raz, powtarzając to niczym mantrę.
Usłyszałam jak Nico wciągnął głośno powietrze do płuc. Powoli wstał, wziął mnie za ręce i poprowadził do łóżka. Usiadł obok mnie i objął opiekuńczo ramieniem. Podciągnęłam kolana pod brodę i znów gorzko zapłakałam, powtarzając moją nową mantrę.
– To nie była twoja wina- szepnął.
Dlaczego usiłował mnie pocieszać? Choć w zasadzie tak było lepiej. Czułam wtedy jeszcze większy ból i poczucie winy.
Mój płacz przeszedł w dławiący szloch. Nie wiedziałam kiedy i jak dojdę do siebie, ale w końcu wyczerpana odpłynęłam w niebyt. Sen nie przyniósł ukojenia. Był tylko środkiem uspokajającym, niosącym odrętwienie. Ból stał się łatwiejszy do zniesienia, ale nie zniknął. Nawet nieprzytomna, byłam go nieznośnie świadoma. Pozwoliło mi to się powoli dostosować do nowej sytuacji.
*****
Obudziłam się do pewnego stopnia pogodzona z losem. Otworzyłam suche już oczy i zobaczyłam, że Nico spoglądał na mnie z troską.
-Hej- odezwałam się zachrypniętym głosem.-Przepraszam, że musiałeś mnie taką oglądać.
Zdawkowo skinął, siedząc w kącie pokoju. Muszę sprawić sobie krzesło- pomyślałam.
-Nie masz za co przepraszać- wyszeptał.
– Dziękuję.
-Za co?
Nareszcie był sobą, chłodnym synem Hadesa. To bardziej do niego pasowało od róż i serduszek. W końcu nie musiałam udawać. Zakładać maski obojętności, której tak nienawidziłam. Mogłam mu pokazać jak bardzo strata boli bez obawy, że nie zrozumie.
– Pomogłeś mi. Dzięki tobie wciąż tu jestem. Wiem…- powiedziałam niepewnie.- Wiem, dlaczego muszę żyć.
-Hmm.
– Powinieneś już iść.-szepnęłam, siadając.- Zaczną nas szukać, a ktoś musi im to wszystko wyjaśnić.
Przyjrzał mi się niepewnie.
-Nic mi nie będzie. Nie martw się.- powiedziałam, patrząc znacząco na drzwi.- Idź!
Wstał. Obszedł łóżko, uśmiechając się zdawkowo do mnie i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą uważnie drzwi.
Znów opadłam bezwładnie na poduszki, zanosząc się cichym szlochem…
Świetne! Chce więcej.
pisz CD nic więcej nie napisze bo mi chyba mózg przepaliło
Łiiii. Świetne. Dzisiaj ledwo przeżyłamm pierwszy dzień w nowej szkole.(koszmar) To opko mi pomogło
Znów smutno :C Szkoda mi jej.
Wiesz, że też bardzo lubię tę piosenkę? Aż ją sobie puściłam podczas czytania.
Ja dziś zaczęłam klasę maturalną. To jest dopiero koszmar ;__;
Mam nadzieję, że znajdziesz czas i wenę na kolejne rozdziały
bardzo fajne czekam na kolejne