Siemka
To moje pierwsze opko, zamierzam sprawdzić swoje umiejętności pisarskie i chciałabym wiedzieć, czy się wam spodoba. Bardzo proszę o szczere komentarze piszcie czy chcecie dalsze części.
Dydykacja dla carmel, Peiper77 i kate420
Rozdział I
Byłam wściekła!
Facet nie miał prawa wciskać mi takiego kitu!
– Panno Catier, proszę po raz ostatni – dyrektor tracił cierpliwość, – powiedz dlaczego zaatakowałaś panią Gordon?!
Byłam w znacznie gorszym stanie emocjonalnym niż on – gościu ślęczał mi nad głową od godziny i wmawiał, że pobiłam moją nauczycielkę od historii.
Oto jego wersja:
Kiedy kobieta poprosiła mnie, żebym została z nią w klasie po lekcji, by omówić moje słabe stopnie, ja zaczęłam na nią krzyczeć, zaraz po tym jak drzwi zamknęły się za resztą uczniów. Oskarżyłam ją o niepowodzenie w życiu, zrzuciłam, że przez nią będę powtarzać klasę już drugi raz itp. Na dodatek po moim „wybuchu” ona spróbowała mi się postawić, na co ja walnęłam ją w twarz z plaskacza, ułamałam nogę od krzesła i zaczęłam ją okładać tym kawałkiem drewna. Potem rozładowałam resztę złości na kilku klasowych meblach i jakby nigdy nic wyszłam z klasy zostawiając nieprzytomną Steve Gordon na podłodze.
Oczywiście to wszystko było nieprawdą. Rzeczywiście Steve chciała ze mną porozmawiać na osobności, ale to ona na mnie naskoczyła. Zaczęła się mnie pytać tym swoim wysokim, słodziutkim głosikiem, jak mogłam myśleć, że mnie nie znajdą? Odpowiedziałam jej, że nie mam zielonego pojęcia o czym bredzi i jeśli to wszystko to niech mnie wypuści. Ruszyłam w stronę drzwi, ale ona przeleciała mi nad głową – tak! PRZELECIAŁA na plecach wyrosły jej małe skórzaste skrzydełka – i zastąpiła mi drogę. Stanęłam jak wryta.
– Nie myśl sobie, że jak cię już złapałam to teraz wypuszczę. – warknęła
– Niech mnie pani zostawi! – wycedziłam przez zęby.
– Skarbie, – ponownie zaczęła słodzić – znamy się już tak dobrze że chyba nie musimy nic przed sobą ukrywać prawda?- całkowićie zbiła mnię z tropu. – Ja wcale nie jestem nauczycielką, wiesz? Nie nazywam się również Steve Gordon! Co za niespodzianka nieprawdaż? Na imię mi Steno. Może kiedyś słyszałaś o mnie? Dawno temu byłam nawet sławna, wiesz? Razem z siostrami Meduzą i Euriale byłyśmy znane. Szczególnie w Grecji.
Patrzyłam na nią osłupiała. I to nie tylko dlatego że plotła jakieś totalne głupstwa. Ani nie dlatego, że gdzieś z tyłu głowy cichy głosik podpowiadał mi, że powinnam znać te imiona. Nie mogłam się ruszyć ponieważ w trakcie swojej zagmatwanej wypowiedzi pani Gordon (przepraszam, Steno) zaczęła się zmieniać. Włosy wypadł spod ciasno upiętego koka i zmieniły się w węże. Twarz wykrzywiła się w grymasie zwycięstwa. Z dolnej szczęki wyrosły dwa długie kły. Skóra przybrała zielonkawy odcień, oczy stały się całe czarne. Nos wtopił się w twarz, tak że zostały tylko małe szparki, przez które ze świstem wciągała powietrze. Palce wydłużyły się, a zadbane paznokcie przeistoczyły się w szpony. Wyglądało to strasznie. Wiedziałam że muszę uciec ale nie miałam jak….chyba, że…. Do głowy wpadł mi plan, choć nie byłam pewna czy wypali. Mimo wszystko postanowiłam zaryzykować.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę okien. Tak jak podejrzewałam Gor…yhyyy…Steno domyśliła się, że spróbuję wyskoczyć. Jak wcześniej, przeleciała nade mną i stanęła tyłem do okien. Uśmiechnęła się tryiumfalnie, ale ja pokazałam jej język. Szybko zawróciłam i biegiem dopadłam do drzwi. Usłyszałam za sobą wściekły wrzask, jednak nie zaryzykowałam spojrzenia w tył i stracenia cennego czasu. Wypadłam na korytarz pełen uczniów. Tu już nie mogła mnie gonić. Odetchnęłam głęboko, wyprostowałam się, wygładziłam bluzkę i pewnym krokiem ruszyłam do łazienek dla dziewczyn, a inni uczniowie schodzili mi z drogi jak zawsze.
Teraz siedziałam w gabinecie dyrektora John’a Garrow’a, rozparta na fotelu, swoją postawą pokazując że jestem tu dlatego, że muszę i słuchałam tego jawnego kłamstwa jakie „pani Gordon” musiała mu wcisnąć. Prawdopodobnie miała niezłą frajdę rozwalając meble, tak żeby pasowały do jej wersji wydarzeń. Cały czas nie doszłam do siebie po szoku jaki przeżyłam w klasie, a teraz jeszcze on mnie dręczył.
Powoli zaczynało mnie to wszystko nudzić
– W historyjce którą mi opowiedziałeś – powiedziałam powoli – jest wytłumaczenie dlaczego to zrobiłam. Uważałam, że ona jest winna „mojemu niepowodzeniu, przez nią będę powtarzać klasę…itd”. Tylko jest jeden problem. Ja tego NIE ZROBIŁAM! – wrzasnęłam mu prosto w twarz.
– Panno Catier – sarał się opanować. – Nie rozumiesz, że nie mogę tak po prostu zlekceważyć zeznania poważanej nauczycielki, na rzecz byle jakiej uczennicy? Nawet jeśli mówisz prawdę, to nie mam jak tego potwierdzić.
– Słuchaj John – mówiłam do niego po imieniu, bez jego zgody i nie obchodziło mnie to, że za każdym razem jak się zwracałam do niego w ten sposób, to facet robił się czerwony z wściekłości. – nie chce mi się tutaj siedzieć ani minuty dłużej. Czy jeśli przyznam do tego co mi zarzucasz to dasz mi spokój, do końca tygodnia?
Garrow zmierzył mnie przenikliwym spojrzeniem. Chwilę się zastanawiał po czym burknął
– Dobra. Ale nie mogę ci obiecać, że nie będzie sprawy w sądzie. Wiesz, że muszę to zgłosić na policję.
– Z sądem sobie poradzę – odparłam spokojnie wyjmując brud spod paznokci i nie patrząc na niego. – O to nie musisz się martwić.
Wstałam i zebrałam swoje rzeczy. Kiedy byłam już w drzwiach, odwróciłam się i spojrzałam jeszcze na dyrka.
– Trzymaj się John! – rzuciłam i zamknęłam drzwi.
Pozostałe lekcje spędziłam w ciemnym schowku na miotły, obejmując kolana i gapiąc się tempo przed siebię.
Tego było dla mnie za dużo. Dlaczego znowu?! Co ja takiego zrobiłam? Musiałam odreagować.
Byłam przerażona tym co spotkało mnie w klasie – przemianą Steno, groźbami i …. no ogólnie tym wszystkim. Byłam zła, że potwora miała jeszcze czelność donieść na mnie. A co najgorsze ja nie mogłam o tym nikomu powiedzieć! Odrazu stwierdziliby, że trzeba mnie zamknąć w wariatkowie. Ale choć nikt by mi nie uwierzył, – sama chciałam móc w to nie wierzyć, – ja czułam, że to prawda.
Chciałam krzyczeć, niszczyć, bić…
Ale się powstrzymałam.
Byłam w schowku sama przez dwie lekcje. Na długiej przerwie znalazł mnie Dave – mój najlepszy przyjaciel. Wysoki i napakowany ledwo mieścił się w malutkiej komórce. Zamkną za sobą drzwi i się o nie oparł. Patrzył się na mnie badawczo, lecz wiedziałam, że jeszcze słabo widzi w ciemnościach, które panowały tym ciasnym pomieszczeniu.
– Co tam Kicia? – spytał. (Jakieś dwa lata temu, kiedy go poznałam, Dave stwierdził, że zachowaniem, bardzo przypominam kota – prycham i fukam z niezadowolenia, kiedy jestem na niego zła, to drapię. Przytulać daję tylko jak jestem w dobrym chumorze. W moich ruchach zauważył „kocią grację” (nie żeby mi to przeszkadzało, ale…?) Oczy mam w kolorze miodu rzepakowego, czyli jasno żółte. Na dodatek Matka dała mi imię Asta. Prawie jak dla kota. – On ma jakiegoś bzika, ale mnie to zbytnio nie przeszkadza.). – Zaczynałem się martwić, czy aby mnie nie unikasz, ale kiedy facetka od angielskiego spytała mnie czemu nie było cię na lekcji, stwierdziłem, że coś się stało. Mam rację?
Podniosłam na niego wzrok pełen złości, rozgoryczenia, bólu, strachu… To chyba była dla niego wystarczająca odpowiedź.
Klapnął na podłogę obok mnie i obiął ramieniem.
– Kotek? – był bardzo poważny- Co jest? Ktoś cię zranił? Był niemiły? Oszukał? Powiedz kto, a …
– To nie tak. – przerwałam mu cichutko.
– A jak?
Nie wiedziałam czy mogę mu powiedzieć, ale przecież Dave był równie pokręcony jak ja… Był jedyną osobą której się umiałam zwierzyć.
– Chodzi o to, że… – zaczęłam, ale głos mi zadrżał i …rozpłakałam się.
Przytulił mnie mocniej do siebie i zaczął gładzić po włosach
– Ciiiiiii – zamruczał – wszystko będzie dobrze. Jak nie chcesz to nie mów.
Nikomu innemu nie pozwoliłabym, żeby był tak blisko kiedy jestem w stanie totalnej rozsypki, jemu pewnie też, ale tylko Dave umiał mnie pocieszyć
– Daj…daj mi chwilkę – wyjąkałam wtulając twarz w jego koszulkę.
Przesiedzieliśmy tak przez resztę zajęć szkolnych. Po godzinie zaczęłam się uspokajać i powiedziałam mu, że może wracać na zajęcia, ale on ze mną został.
Przed końcem ostatniej lekcji wstałam i oznajmiłam, że idę do łazienki. Musiałam doprowadzić się do stanu używalności. Wzięłam torbę i ruszyłam w stronę damskich toalet. Dave poszedł za mną.
W łazience stanęłam przed lustrem i przyjrzałam dokładnie swojemu odbiciu. Widok był straszny, ale szybko zabrałam się za zacieranie godzinnego płaczu.
Dave obserwował mnie opierając się o framugę drzwi.
– Ja cię czasem nie rozumiem. – rzucił nagle. – Jesteś bardzo ładna. Dlaczego codziennie się robisz na groźną? ( mój makijaż bywał trochę wyzywający, jeśli wiecie o co chodzi)
– A nie jestem? – spytałam starając się ukryć, że sprawił mi ogromną przyjemność.
Sama nie uważałam się za piękność. Zerknęłam w lustro. Burza kasztanowato brązowych włosów i wąska twarz z dużymi oczyma, ukryta w ich cieniu. Tyle było widać na pierwszy rzut oka.
– Nie – odpowiedział – Dla mnie nie. Jesteś radosna i zabawna, ale z jakiegoś powodu chcesz, żeby wszyscy uważali inaczej. Czemu?
W tym momencie zabrzmiał dzwonek, obwieszczający koniec zajęć.
– Chodź, – powiedziałam kończąc malowanie rzęs- bo znowu dostaniemy ochrzan, że się spóźniliśmy.
Wyszliśmy z łazienki i pobiegliśmy korytarzem do wyjścia, potrącając kilkoro nastolatków, którzy nie zeszli nam z drogi.
Dobiegliśmy w ostatnim momencie – Pan Monds zaczynał sprawdzać obecność. Ustawiliśmy się obok ostatniej pary, w chwili gdy wyczytywał moje nazwisko. Krzyknęłam, że jestem, a on tylko zerkną w moją stronę i sprawdzał dalej.
Kiedy wyczytał wszystkich, rzucił hasło do wymarszu i ruszyliśmy w stronę poprawczaka.
Haha jak to zobaczyłam, to musiałam skomentować xD Cudownie…:)