Dedykacja dla wszystkich którzy jeszcze czytają…
PS. Jak się pisze zachłystnął / zachłystnoł / zahłystnął czy jak? A może osobno?
Coś musiało być nie tak. Bałam się odwrócić. Sam bardzo wolno zaczął się cofać. Popatrzył na mnie. Jego oczy mówiły Uciekaj!. Powoli, z przestrachem obejrzałam się za siebie.
Jest taki piękny!pomyślałam. Te błyszczące, czarne łuski… Ostre jak brzytwa kły i pazury… Błoniaste skrzydła złożone teraz przy bokach… Z wody wynurzał się wielki smok. Na jego ciele, na łuskach odbijały się promienie słoneczne. Pierś zafalowała, gdy odetchnął, wypuszczając w powietrze parę. Sam zaczął piszczeć jak dziewczynka i wrzeszczeć, żebym uciekała. Ale ja, jak to ja, zafascynowana, w ogóle nie myślałam o tym, że coś tak pięknego może stanowić dla mnie zagrożenie. Dotarło to do mnie w chwili, gdy smok pochylił się nade mną. Jego szare oko spojrzało na mnie z zaciekawieniem. Chuchnął mi gorącą parą w twarz i ryknął ogłuszająco. Ja w ogóle mało myślę.
Poderwałam się na równe nogi, Sam złapał mnie za rękę i zaczął ciągnąć w las. Szybko przebiegliśmy, czy właściwie on przeciągnął mnie przez plażę i już byliśmy między drzewami. Nie wiem czy bezpieczni, ale smok zaczął znikać nam z oczu. Popatrzył za nami jakby smutnym wzrokiem i zniknął całkowicie. Potykając się o własne nogi próbowałam nadążyć za Samem, który nadal przerażony trzymał mnie za rękę, biegł ile sił w nogach. A sił miał najwyraźniej dużo, bo pędził jak oszalały.
– Zaczekaj! – wrzasnęłam. Też się bałam, ale dłużej nie dałabym rady tak biec. Stanął jak wryty, jakby dopiero sobie uświadomił, że wlecze mnie za sobą. Szybko mnie puścił. Dyszał przeraźliwie, myślałam, że zaraz zachłystnie się powietrzem i straci przytomność. Widać było, że nadal ma ochotę ruszyć z kopyta i uciekać gdzie pieprz rośnie.
– Zaczekaj.- powtórzyłam ciszej. Odetchnął głęboko i zaczął się uspokajać.
– Co to mogło być? – zapytał.
– To był smok! Nie widziałeś? – nie rozumiałam jak można było się nie domyślić, że to smok, skoro tak właśnie przedstawiano je na wszystkich ilustracjach, no, tak po prostu zawsze wyglądały. Nie, żebym kiedykolwiek wcześniej widziała smoka. To był pierwszy raz. No ale to musiał być smok.
– Nie, źle zadałem pytanie… Co ten smok robił w obozowym jeziorze? Musimy powiedzieć Chejronowi i Panu D. ! Takie coś nie może żyć na wolności w obozie, ani nigdzie indziej! – Sam odzyskał swoją pewność siebie. Ale ja … Miałam wątpliwości.
– Czy to na pewno dobry pomysł? Pomyśl, co oni mu zrobią… Na pewno zabiją. Pozbędą się go. No bo co innego przychodzi Ci do głowy? Może wyślą do zoo? Mnie się nie wydaje. A przecież ten smok niczego nam nie zrobił!
– Ale może zrobić! Smoki są niebezpieczne, bezwzględne i bezlitosne. Jeszcze sekunda a kłapnąłby na ciebie paszczą i nie byłoby cię tu teraz! – zaczynał na mnie krzyczeć.
– Nie powiesz im tego! – byłam bliska płaczu. Nie pozwolę, żeby zabili takie piękne zwierzę!
– Nie rozumiesz, że to i tak wyjdzie na jaw? Jakiś inny obozowicz przyjdzie popływać i zniknie w tajemniczych okolicznościach! Potem znajdą jego kości na dnie jeziora, obgryzione przez bestię! – teraz naprawdę był wkurzony.
– Naoglądałeś się telewizji. – warknęłam. Może w głębi duszy wiedziałam, że mówi z sensem, ale nie chciałam przyjąć tego do wiadomości. Odwróciłam się napięcie i ruszyłam wyboistą ścieżką w stronę obozu. Nie wiem jaką Sam miał minę, bo się nie odwróciłam. Było mi wszystko jedno, co sobie pomyśli.
Następne dni spędziłam na lekcjach walki. Mówili, że szło mi całkiem nieźle, ale uważam, że mówią tak tylko z grzeczności, bo idzie mi beznadziejnie. Jeszcze z nikim nie wygrałam, a co chwila zanim się zorientowałam, miecz leżał na ziemi i słyszałam stłumione śmiechy widowni.
W przerwach Alyss uczyła mnie posługiwania mocami córki Posejdona. Mówiła, że mogłabym to sama poznawać, ale tak będzie szybciej. Odkryłam jak panować nad wodą, wytwarzać bańki powietrza, by móc oddychać pod powierzchnią i jak rozróżniać złe morskie stworzenia od dobrych. Ku mojemu zaskoczeniu, nie było mowy o morskich smokach. Były węże, ale to co innego. Poza tym codziennie odwiedzałam Delivera. Coraz bardziej mi ufał, nie był już aż tak ospały. Choć nadal nie mówił, sprawiał wrażenie szczęśliwszego niż kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy. Miałam nadzieję, że pójdzie tak dalej i wkrótce zaczniemy latać.
Z Samem nadal nie rozmawiałam. Na posiłkach unikaliśmy się, a na lekcjach pod żadnym pozorem nie chcieliśmy być razem w parze. Najwyraźniej nikomu nie powiedział o naszym spotkaniu ze smokiem, bo nie słyszałam żadnego alarmu, żadnych ostrzeżeń przed chodzeniem nad jezioro. Chyba, że Chejron nie chciał paniki i zrobił TO po cichu, w tajemnicy. A może Sam na własną rękę poszedł pozbyć się potwora? Nie, na pewno nie. Wiedziałam to po pierwsze dlatego, że jeszcze był na tym świecie, a przynajmniej tak mi się zdawało, a po drugie na pewno nie odważyłby się tam sam zapuścić. Przecież jego reakcja za pierwszym razem mówiła sama za siebie…
Jakieś dwa tygodnie później siedziałam w swoim domku myśląc o Deliverze. Ostatnio nawet zarżał na powitanie! Rozmyślania przerwała mi Alyss. Wparowała jak burza przez drzwi. Piszcząca burza.
– Mam! Mam zaproszenie! – wykrzyknęła. – I dla Ciebie też! – dodała tak samo podekscytowanym tonem.
– Jakie zaproszenie? – nic nie rozumiałam.
– Na imprezę w domku Afrodyty. Organizują ją co roku, i co roku jest coraz lepiej! Jest extra muza, wyżerka, fajerwerki… – dalej paplając o atrakcjach na tej ”wspaniałej” imprezie podała mi białą kopertę z moim imieniem. Rozerwałam ją szybkim ruchem i wyciągnęłam zawartość. Przepięknym pismem, na kolorowej karteczce było napisane:
Chcesz sie zabawić? Jasne, rze tak! Zapraszamy w najbliszszy piontek do domku Afrodyty. Ubiesz się modnie, (tylko nie w spodnie) i zrub makijasz – z tym wstęp gwarantowany masz!
UWAGA! Ubiur i makijasz sprawdzamy przy wejściu.
Omal nie pękłam ze śmiechu. Jak można napisać „rze” albo „makijasz”? Do tego są zdolne chyba tylko niektóre dzieci Afrodyty… Nadal się śmiejąc poszłam na kolację.
Następnego ranka biegnąc do stajni wpadłam na tą „ zbyt rudą” z domku Hermesa. Dosłownie wpadłam. Jej książki leżały razem ze mną na ziemi, a moje kolana potrzebowały chyba wody utlenionej. Dziewczynka pomogła mi wstać i razem pozbierałyśmy książki.
– Miranda – przedstawiła się, wyciągając do mnie rękę.
– Raven – odpowiedziałam ściskając ją. Patrzałym jak wkłada książki do torby, i uznałam, że nie wydaje się już aż tak dziwna. Była prawie normalna. Prawie. Zapięła zamek i wstała. Już miałam odchodzić, gdy to powiedziała.
– Możesz uratować tego smoka. Chejron niedługo się dowie! – i poszła. Stałam jak wryta jeszcze parę minut. Skąd ona to wie? Muszę znaleźć Sama. Może jej powiedział. Ale nie, najpierw Deliver. Nie mogę go zaniedbywać ze względu na jakiegoś smoka, nawet takiego, któremu grozi śmierć. Później znajdę Sama i zadecyduję co z potworem. Przerażona, z szeroko otwartymi oczami, ruszyłam do stajni.
Gdy już wyszczotkowałam Delivera i opowiedziałam mu o swoich zmartwieniach, byłam spokojniejsza. Poszłam do siodlarni odłożyć jego rzeczy (szczotki, kopystkę, takie tam). Otworzyłam ciężkie drzwi i stanęłam jak wryta. Przede mną stał Sam. Zastygł w połowie ruchu. Szybko opuściłam wzrok , położyłam na miejscu rzeczy Delivera, i już miałam wychodzić, ale Sam złapał mnie za ramię. Zaskoczona odwróciłam się do niego.
– Nie powiedziałem Chejronowi. Tak jak chciałaś. Więc dlaczego się na mnie gniewasz?
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Sam puścił moje ramię i wrócił do sprzątania siodlarni.
– Skąd miałam wiedzieć, że nie powiedziałeś? – wyjąkałam. – Ale dlaczego nie powiedziałeś?
– Nie powiedziałem, i tyle. – mówił, jakby coś ukrywał.
– Mnie możesz powiedzieć, już się nie gniewam – przysiadłam na niskim taborecie.
– Co? – zapytał. Popatrzałam na niego wymownym wzrokiem i dał za wygraną. – W drodze do Wielkiego Domu, spotkałem Mirandę. Mówiła, że mam się zastanowić. Że mogę dać Ci jakąś szansę. Nie wiem o co jej chodziło.
– Dziwne. Ja wpadłam na nią dzisiaj, w drodze do stajni. Powiedziała, że mogę uratować smoka, i że Chjron się o nim dowie. Kim właściwie jest Miranda?
– Jest kimś w rodzaju wieszczki, czy wyroczni. Gdy coś się dzieje, lub ma się stać, ona o tym wie. Widzi wszystkie opcje przyszłości i sugeruje herosom jakie jest najlepsze rozwiązanie. Mi zasugerowała żebym nie mówił Chejronowi o smoku. Tobie, że możesz go uratować.
-Mhm. To co z tym zrobimy? – Miranda wieszczką… Pasowało mi to do niej. Może dlatego wydawała się tak dziwna.
– Na razie nic. Jest już prawie pora obiadu, a po nim mamy lekcje walki. Dzisiaj nic nie zdziałamy. – nie przejmował się smokiem. – A tak na marginesie: wybierasz się jutro na imprezę od Afrodyty?
– Może pójdę. Tak dla jaj.
Tak rozmawiając opuściliśmy stajnię.
Jest trochę lepiej, pojawiła się akcja. Zaciekawiła mnie Miranda, tylko jedno pytanie, czy wyrocznią nie była Rachel? Dalej, skoro Raven tak zależy na tym smoku, że nie boi się zaryzykować, że jakiś obozowicz zostanie pożarty, to czemu później ją nie obchodzi?
„Ale nie, najpierw Deliver. Nie mogę go zaniedbywać ze względu na jakiegoś smoka, nawet takiego, któremu grozi śmierć.”
Oprócz tego wyłapałam kilka powtórzeń o smoku.
Acha, jeszcze jedno. Czemu dzieci Afrodyty od razu muszą robić błędy?
Ogólnie, miło się czytało. Czekam na CD.
Tak wyrocznią była Rachel, ale pomyślałam, żeby stworzyć Mirandę jako taką trochę inną wyrocznię. Nie jestem po prostu stworzona do pisania wierszem… Dla Raven Deliver jest po prostu ważniejszy niż ten smok, stąd to zdanie. A dzieci Afrodyty… Żeby nie było, napisałam „Do tego są zdolne chyba tylko NIEKTÓRE dzieci Afrodyty…” choć one tak mi się kojarzą, może z powodu paru głupich koleżanek z klasy, które wyglądem kwalifikowały by się jako córki Afrodyty… XD
fajnie
Bardzo ciekawy rozdział, czekam na kolejny!
Zapomniałam napisać, Miranda ma bardzo ładne imię. Zastanawiałam się wcześniej nawet, czy nie nazwać tak swojej bohaterki.