Dedykacja dla carmel i Annabeth24 😉
Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie! Cass ożyła! Nic nie pamiętała. Trudno, ważne, że ją odzyskałam.
– Cass – powiedziałam z wyrzutem. – Jak mogłaś mnie tak przestraszyć? Kategorycznie zabroniłam ci umierania w niestosownych momentach!
Moja przyjaciółka uśmiechnęła się lekko. Na policzki już wracał jej rumieniec, skóra ze śmiertelnie bladej stała się taka, jak zawsze- blada. Ale to była taka zdrowa bladość. Taka, w jakiej kolorze zawsze było jej ciało. Niebieskie oczy znów błyszczały.
Siedziała na sofie i raczyła się gorącą herbatką, jaką jej dał James. Naprawdę, nie wiem, skąd on ją wziął.
– Myślisz, że ja chciałam? – zaśmiała się cichutko. – To strasznie bolało.
– Cholernie?
– Tak. Bardzo.
Pokiwałam głową. Nie mogłam uwierzyć, że Cass z powrotem jest wśród żywych. Opowiedzieliśmy jej całą historię od momentu, gdy zapadła w śpiączkę. I jak to skwitowała?
– Chciałabym zobaczyć Filipa niosącego ciebie – podsumowała to, co musieliśmy przejść, aby się nie dać zabić.
Filip pozwolił sobie na uśmiech, za to ja poderwałam się i już chciałam rozmieść wszystko w pył, wrzeszcząc i tupiąc, gdy ciężarówka stanęła.
Byliśmy w Altoonie.
****
Nie wiem, jakim cudem wymknęliśmy się kierowcom, ale to zrobiliśmy. Filip wcześniej otworzył tylne drzwi. Gdy jeszcze zwalniali, wysiedliśmy cicho. Stanęliśmy w bezpiecznej odległości od nich.
– Wiem, gdzie mamy iść – oznajmił James.
Uniosłam z niedowierzaniem brwi. On? Naprawdę, upadł tak nisko, żeby teraz się chwalić?
– Chodźcie za mną. – powiedział i skierował się do skrzyżowania. Popatrzyłam na moich towarzyszy. Cassandra przechyliła głowę na bok. Filip i Seba poszli za Jamesem. Skrzyżowałam ręce na piersi. Nie miałam wyboru. Ruszyłam w ich ślady. Bogowie, jak ten syn Apolla mnie denerwował, jak on mnie denerwował…
Doszliśmy do jakiegoś budynku. Wyglądał jak normalny jednorodzinny dom. Miał białe ściany i dość staroświeckie okna.
James uniósł dłoń, by zapukać, ale po krótkiej chwili zaniechał tego. Ciekawe, czy bał się o swoje delikatne paluszki…
Otworzył drzwi. Nikt się nie ruszył z miejsca. W końcu westchnęłam i powoli weszłam do środka. Gdy przechodziłam koło Jamesa rzuciłam z furią w głosie:
– Co, boisz się, tchórzu?! – nie odpowiedział.
Tuż za mną weszła Cass. Potem James, Filip i na końcu Seba. Wyciągnęłam swojego xiphosa. Rzucał mętną, niebieską poświatę na ściany. Widziałam tylko kilka komód. W końcu doszliśmy do drzwi. Były nieco uchylone, widziałam światło. Pchnęłam je lewą ręką, drugą uniosłam miecz do góry. Zauważyłam kątem oka, że pozostali również przygotowali się odpowiednio na atak. Weszłam do pokoju, mając wrażenie, że serce mi wypadnie z piersi- tak szalenie biło.
Zalała mnie fala jasności. Zmrużyłam oczy. Był to zwykłe pomieszczenie dzienne. Nic nadzwyczajnego. Sofa, stary telewizor, stolik do kawy. I duży stół. Z ośmioma krzesłami. A na jednym z nich ktoś siedział. Był do nas odwrócony tyłem. Słyszałam bicie sześciu serc. Niespokojnie oddychałam, bojąc się wykonać jakikolwiek ruch. Myśli pędziły mi jak szalone. Owy ktoś powoli się odwrócił w naszym kierunku. Na chwilę przestałam oddychać. Był to mężczyzna. Ale to jaki mężczyzna. Piękne, piwne oczy. Rozczochrana, brązowa czupryna, mająca pomimo swojego nieładu urok. Twarz piękna, z idealnymi wręcz rysami. Westchnęłam cicho. Mógłby zawrócić w głowie niejednej kobiecie, a nawet dziewczynce. Ale nie mi! Opuściłam miecz. Nieznajomy wstał. Podszedł do nas i popatrzył rozbawionym wzrokiem.
– Co tak stoicie jak jakieś baby z jarmarku? Siadajcie.
– Em, nie wiem, czy pan wie, ale my jesteśmy nastolatkami i raczej nie zadajemy się z obcymi – powiedziałam, unosząc nieco podbródek.
– I kto to mówi, Kendra – westchnęła Cass.
– Ja? Obcy? – zaśmiał się mężczyzna. – Skąd. Myślę, że James mnie zna. – spojrzał na chłopaka.
Szybko połączyłam fakty.
– Apollo? – zdziwiłam się.
– Tata – odrzekł beznamiętnym tonem James.
********
Siedzieliśmy sztywno przy stole. Apollo patrzył się na nas, a my patrzyliśmy na niego. Nerwowo bawiłam się moim warkoczem, zaplecionym byle jak. Cass obracała w rękach muszelkę, którą wspólnie znalazłyśmy kiedyś podczas plażowania. Widać, musiała zabrać ją ze sobą na misję… To dobrze. Wiązała z nią wspomnienia. Ja zresztą też… Filip co chwila rozglądał się po pokoju. Seba „trzaskał” palcami. James wpatrywał się swojego ojca. Tori cichutko siedziała u mojego boku, spoglądając z niepokojem na mnie. Nie wiem, co jej się stało. Z ciekawskiej dziewczynki stała się strachliwą dziewczynką. Nie wiedziałam, może jej za mało czasu poświęcałam? Ale tyle się działo… A może powróciła jej tęsknota za mamą? Nie miałam pojęcia.
– To co? – Apollo zatarł ręce. – Napijecie się czegoś? Herbatki, kawki, soczku, czystej? – zaśmiał się. Zachichotaliśmy nerwowo.
– No? Słucham? Składać zamówienia.
– Ja sok – burknęłam. Pozostali również chcieli to samo. Po chwili sączyłam powoli pomarańczowy napój.
– Tato, czemu mnie wezwałeś? – zapytał James, który nie tknął jeszcze swojego picia.
– Nie znasz powodu? – Apollo przyglądał się swoim palcom z zaciekawieniem. – Sori – spojrzał na swojego syna z powagą. Uniosłam pytająco brew.
– Jaka sorki? – spytałam, poprawiając się na krześle.
Cokolwiek miał na myśli bóg sztuki, nie było to chyba zbyt przyjemne. James zbladł. Czyżby się bał? Ciekawe, co to było to „sori”…
– Nie ważne – odpowiedział Apollo, uśmiechając się szeroko. – A teraz posłuchajcie mnie. – wychylił się nad stołem. Już nie był wesoły. – Słyszeliście przepowiednię.
Spojrzałam na niego z zaciekawieniem. Coś o przepowiedni? No nie… Jej treść wystarczająco mnie dobiła! Miałam już dość wysłuchiwania tego wszystkiego typu: „Jutro stanie się coś i zrobisz coś i ktoś coś”. Te przepowiednie są do bani! Mówią o samych złych rzeczach… Jakby nie mogły choć raz oznajmić, że będziemy latać po łące, będziemy zbierać kwiatuszki, ptaszki będą nam ćwierkały i motylki latały. Chyba wolałam coś takiego od samobójczej misji. Chociaż… jeśliby się zastanowić… nie wiem, czy nie wolałabym coś niebezpieczniejszego. Od początku misji nie czułam się zbyt bezpiecznie. I szczerze mówiąc pasowało mi to. Byłam niezależna. Nie chciałam być chroniona przez przyjaciół.
– Ona… – Apollo zawahał się na chwilę. Krótki moment. Ale była. – … nie została dokończona.
Wytrzeszczyliśmy na niego oczy. Cass wypuściła z ręki szklankę. Ciszę przerwał brzęk tłuczonego szkła. Na parkiecie leżało roztrzaskane szkło. Czułam się podobnie- jakby w mojej duszy również coś pękło. I już nigdy miało się nie scalić
– Jak? – wykrztusiłam. Nie mogłam uwierzyć. Jeśli to będzie coś gorszego, niż cała przepowiednia, to popełnię samobójstwo.
– Coś tym „na górze” przeszkodziło – wyjaśnił Apollo. – Rachel urwała przed ostatnimi dwoma zdaniami przepowiedni. To się zdarzyło po raz pierwszy od… bardzo dawna.
Siedzieliśmy, nic nie mówiąc. No bo co tu do gadania. Urządzili nas, nie powiem…
Bóg sztuki spojrzał na swojego syna z troską i… smutkiem?
– Synu, chyba wiesz, co cię czeka – powiedział z goryczą w głosie.
– Tak, tato – James patrzył się Apollowi w oczy. Powiedział tamto zdanie z pewnością siebie. Na oko. Wiedziałam, że tak naprawdę jest przerażony. I nie siliłam się nawet na jakąś chamską uwagę.
W oddali usłyszałam skrzek ptaków. Bóg drgnął. Twarz zamieniła mu się w kamienną maskę. Nie widziałam w jego oczach dawnego rozbawienia. Tylko niepokój.
– Lepiej uciekajcie – rzucił i wstał. Popatrzył na Filipa.
– Nie zmarnuj szansy, synu Zeusa.
Chłopak zaczerwienił się. Apollo zwrócił się do Seby:
– Nie trać panowania. Wiesz co się stanie. – spojrzał na syna. Ten lekko skłonił głowę, dając ojcu do zrozumienia, że wie co ma robić.
– Spotkasz swoich wrogów – powiedział do mnie. Do Cass rzucił tylko jedno słowo – Powiedz.
Zamienił się w obłok mgły. W tej samej chwili do domu wdarły się wielkie pająki.
CASSANDRA
Nigdy nie widziałam mojej przyjaciółki tak przerażonej. Gdy zobaczyła te pająki… zamarła. W sumie naturalna reakcja, ale ona rzuciła się kąt. Patrzyła szarymi oczami na te wielki bestie. Ja byłam także przerażona. Ale nie tak. Rozpoczęła się walka. Do pająków przyłączyły się jakieś skrzydlate stworzenia. Usłyszałam tylko okrzyk: „Ptaki stymfalijskie”. Czyli… najwidoczniej to były ptaki stymfalijskie.
Co to było? Czemu nas zaatakowały te stworzenia? Na każdym kroku mamy jakieś problemy z potworami. Tak, wiem, że taki żywot herosa, ale to była już lekka przesada.
Wyciągnęłam sztylet i dźgnęłam atakującego mnie potwora. Serce mnie bolało, że musiałam go skrzywdzić, ale nie miałam wyjścia. James powalał strzałami kolejne potwory. Ale ich wciąż przybywało. Wyglądało to, jakby mieli niekończące się zapasy tych obrzydliwych istot. Sebę ciągle widziałam. Raz tu, raz tam. Ciął mieczem na prawo i lewo z zabójczą skutecznością. Nie wiem czemu, ale imponowało mi to. Filipa widziałam tylko raz. On przyjmował na siebie największą salwę potworów, bo stał tuż przy jedynym wyjściu- wąskiej szparze, przez którą przybywały potwory.
Było ich dużo. Za dużo. Pająki niszczyły ściany. W końcu, wycieńczona, rzuciłam się w kierunku Kendry. Była blada jak papier, co przy jej ciemnej skórze było sporą różnicą. Chwyciłam ją za rękę i pociągnęłam.
– Kendruś, proszę! – potrząsnęła głową. Była przerażona. Szarpnęłam mocniej. Usłyszałam jej krzyk. Małe pajączki obłaziły jej nogi, a ona była sparaliżowana. Zmusiłam ją do biegu. Wrzasnęłam:
– Uciekajcie!
Seba i James natychmiast zaczęli biec w stronę „wyjścia”. Wcisnęłam córkę Ateny do szpary, a następnie sama wyszłam na powietrze. Zachłysnęłam się. Zaczęłam kaszleć.
Udało się… Ocaleliśmy! Bogowie, dziękuję! Chciałabym się teraz tylko położyć…
Zdałam sobie sprawę, że byłam wykończona. Straciłam czucie w nogach. Rozbiłabym sobie głowę, gdyby Seba mnie nie złapał.
– Filip!
Usłyszałam rozpaczliwy krzyk Kendry. Ze szpary wyskoczyła Tori- cała umazana krwią. Córka Ateny chwyciła ją i przytuliła. Spojrzała na dom- a dokładniej w to wejście do niego. Już wiedziałam, co chciała zrobić. Wstałam i tak szybko jak mogłam podbiegłam do niej. O ironio, w chwili, gdy ja byłam tuż przy niej, wyrwała mi się i dopadła do szpary.
– Niee! Kendra, błagam!
Nie słuchała moich nawoływań. Starałam się ją złapać, ale ona w tym samym momencie weszła do środka. Do uwięzionego tam Filipa.
Z jednej strony podziwiałam ją za to, że była gotowa się dla niego poświęcić. Ale z drugiej… to nie było roztropne.
Chciałam wskoczyć za nią, ale poczułam, jak zatrzymują mnie silne ręce Sebastiana. Ściana zaczęła się walić. Nie zasypała całkowicie przejścia, ale nie było tam bezpiecznie. Wiedziałam to, a mimo wszystko chciałam pobiec za moją przyjaciółką. Prawie nic nie widziałam przez brud i krew.
Grunt zasypał przejście. A ja miałam ochotę zabić się.
Tak, wiem, zabijecie mnie za zakończenie 😀
Ja ci już napisałam co o tym myślę…
Napisałam ci też, że się tym jaram…
Napisałam ci też, że super…
Napisałam ci też, że cię zabije…
Napisałam ci też za co, cię zabiję…
Więc…
Szykuj się.
Bo cię zabiję.
I ty już wiesz, za co…
Miłego dnia słonko ^-^
Oh, Ann, ty to umiesz sprawić, że poranek jest piękniejszy…
Och, dziękuję!! ^-^
Nie zabijaj mnie, bo się nie dowiesz co będzie dalej! A może też zlikwiduję powód chęci zabicia mnie… to znaczy zrealizuję, ale później… zastanowię się ^_^
Czytam.
Czytam.
Jaram się, bo opko świetne, a ja wiem o co chodzi, bo mam wejścia u autorki.
Czytam ostatnie zdanie.
Mam ochotę paść trupem.
Autorkę naprawdę lubię, moją siostrzyczkę i opko świetne, ale następnym razem nie będzie zmiłuj za taką końcówę!
I czy wspominałam, że świetna część? 😀
Oj, chyba się na mnie uwzięliście! Czemu wszyscy chcę mnie zabić 😀 ? Why?! Siostrzyczko, ty Brutusie jeden, nawet ty?! Czuję się zdradzona E, nie zabijać, bo się nie dowiecie co będzie w cd! Ostrzegam!
PS. Carmelku, wiesz o co chodzi? Aaa… no tak. Hue hue 😀
PSS. Jaracie się moim opkiem? Jak miło 😉
PSSS. Tak, wiem, dednę za końcówkę. Też cię kocham siostrzyczko
PSSSS. Co w macie z tymi spacjami?
Ach, Pipes i jej zmysł komputerowy- nie spacjami tylko enterami 😉
Lubię entery. Są faaaaaajne 😀
Ja też Cię wielbię, ale to mnie nie powstrzyma przed zaczęciem planować zamachu razem z Ann. Ale nie martw się, my nie głupie – morderstwo będzie dopiero gdy skończysz serię 😉
A co ty masz z PS?
Kurde, muszę zacząć kopać grób… Ann, wiesz co masz na nim namalować 😀 A PS-y są… no nie wiem, jaram się nimi jak Percy wodą, to takie nie do wytłumaczenia… nie zabijajcie! Ja mam jeszcze plany na kilka opek…
Carmel, trzeba serio coś wymyślić, jakiś zamach, czy coś…
Entery są fajne.
Piper, skoro już się pogodziłaś ze śmiercią, to ja ci chętnie ten grób ozdobię… oj ty już wiesz czym ;33
Fajnie, fajnie, bardzo fajnie. Planujecie zamach na mnie pod MOIM opkiem. Przyjemnie. Oh, no bogowie, zróbcie coś! Bo wy też dedniecie!Ann za bliźniaczki a carmel… coś wymyślę 😉
PS. Nie zabijajcie mnie, Ann obiecuje że… mówiłam że to zrobię a carmel… dobra, już nie będęprzerywac w takich momentach 😀 a przynajmniej się postaram 😉 Nie zabijać!
Pomyślimy, zobaczymy… Ktoś musi mi opka sprawdzać. A poza tym, szkoda by było cię zabić, bo bardzo lubię twoje wymysły i fajnie je się czyta Jeszcze raz- super rozdział i dzięki za dedykę.
Hue hue, dzięki 😀 Jestem posiadaną bo będę żyła! Prosz, no bo w końcu kto mi opli sprawdzał 😉
Wymyślimy jakiś dobry, czuję to. Ale trzeba znaleźć datę na zrealizowanie go. Co powiesz na 1 września? Dzień i tak beznadziejny, więc można go jeszcze bardziej zniszczyć 😉
Spoko, ja skołuję nagrobek, ty zdobisz 😀
Chodzi mi ze dobry zamach, choć i tak szkoda mi mordować Pipes, no bo to moja siostra. Hmmm… Dobra na razie przełożymy go na później, co Ann? Ale strzeż się Pipes i pisz szybko CD 😀
Nie zabijecie ^_^ Ja to wiem i wy to wiecie. A cd będzie dopiero w poniedziałek albo wtorek bo nie będę miała neta
Pyszczku, też bym Cię zabiła, ale gdybym to zrobiła, to nie dokończyłabyś opowiadania, a masz dokończyć, więc będziesz żyć ^ ^
PISZ!