Z dedyką dla Pipes77 i kate240 za tosty ;P
Pozdro carmel
Rozdział XII
,,Mój cięty język wreszcie się przydaje!”
,,I wszelkie rozświetlenia tylko nowe otwierają otchłanie. ”
Siema! Ostatnio poznałam Aronię, córkę Hermesa – Gotkę. Jest fajna, ale to także była Jake”a, którego dalej nie znoszę. Relacjonowałam razem z nią i Denisem mecz, podobno wyszło świetnie. Do tego ustaliłam razem z Mają, że jeśli odda przywództwo nad domkiem Cass, to umówię ją na jakiś tam bal z Jake”iem. Zgodził się, ale zostałam jego dłużniczką. O i znowu ziemia się trzęsła i zaczęła się tworzyć otchłań. A Głos wreszcie się odezwał i uratował mnie i Jake”a.
Dobra, to na tyle. Żyjmy dalej!
Głosie, sprawdź, czy wszystko w porządku z Aronią, Cass i Adą! No kurde, proszę sprawdź! Ale to przynajmniej zatrzymaj!
Nie odpowiedziała.
Trzęsienie ziemi ustało równie nagle jak się zaczęło. Chytruska.
– Zejdziesz ze mnie, ty wypłoszu jeden? – zapytałam podirytowana.
Jake dalej na mnie leżał (nie, nie chodzi o to, o czym właśnie myślisz!) i uśmiechał się jak ćwok. Był ciężki i miałam dużo problemy ze zwaleniem go, ale mogłabym mu przywalić z łokcia, potem kopnąć w piszczel, odepchnąć, a na koniec jeszcze skopać. Choć to nie odpowiednie zachowanie dla młodej damy, takiej jak ja.
Ha! Ja paniusią! Dobre sobie!
Kiedy zrealizowałam swój plan i właśnie kopałam go w biodro, syknął:
– Ej! Jesteś moją dłużniczką! Masz przestać!
– Więc chcesz zużyć moją przysługę na coś takiego? Boże. Ty naprawdę jesteś taki głupi, czy udajesz? – wiedziałam, nie powinnam go uprzedzać, ale oczywiście jak zwykle palnęłam to bez przemyślenia.
– Oberwiesz za to! Szlag! Przestań! – Jake posłał mi groźne spojrzenie.
– Powiedział sławny syn Zeusa, a następnie zaklął szpetnie. – uśmiechnęłam się do niego wrednie.
Jake, wyraźnie zezłoszczony, złapał mnie za kostkę i pociągnął w dół. Nie mogąc złapać równowagi, znowu upadłam na twardą ziemię jak długa, obijając przy tym swoje łokcie. Chłopak rzucił się na mnie i zaczęliśmy się tarzać po ziemi. Czułam, że będę miała na sobie dużo siniaków.
Wtedy uderzyliśmy w coś. Było to duże i śliskie. Skrzywieni, spojrzeliśmy w górę.
Chciałam wrzasnąć, ale Jake zasłonił mi buzie.
Cholera, o to moje szczęście! Najpierw zostaję trasatem mojego wroga publicznego #2 (Zmory nikt w życiu nie przebije), a później, gdy się z nim tłukę wpadamy na (bębny, już!) CYKLOPA!!!
Potężny i umięśniony z szaro-miętową skórą. Posiadał dużą, kwadratową głowę i długie, czarne, mega przetłuszczone włosy. Nie widziałam dokładnie jego twarzy, bo stał bokiem, ale mogłam dojrzeć, że ubrany był jedynie w coś przypominającego spódniczkę ze skóry (i niby ja się nie znam na modzie, co?), a w ręku trzymał maczugę. Śmierdziało od niego zgniłymi jajami.
Jakimś boskim cudem nas nie zauważył, choć walnęliśmy w jego nogę. A tak w ogóle: byliśmy rozmiarów jego STOPY!!!
Jake zdjął rękę z mojej buzi, ale przyłożył palec do moich ust, dając mi znać, że miałam się nie drzeć. Skinęłam głową.
Chłopak zszedł ze mnie powoli, bezszelestnie cały czas się wpatrując w moją osobę i próbując mnie uspokoić wzrokiem.
Nie udawało mu się.
Czułam, że miałam problemy z oddychaniem. Paraliżujący strach sprawiał, że dziwiłam się, dlaczego jeszcze nie zemdlałam. Brzuch mnie bolał od stresu.
Syn Zeusa przykląkł przy mnie i bardzo ostrożnie ujął w pasie, a po chwili delikatnie odciągnął od potwora. Ja się nie ruszałam. Po prostu wlampiałam się z szeroko otwartymi ustami w to coś. Normalnie mucha mogłaby mi wlecieć, a ja bym nie zauważyła.
Kiedy byliśmy już jakieś dwa metry od monstrum (Jake mnie dalej od niego zabierał) Maja wrzasnęła:
– Jake, Mel! Uważajcie!
Wydarzyło się wiele rzeczy naraz. Po pierwsze: potwór się odwrócił w naszą stronę. Wręcz zasłaniał słońce. Miał jakieś dziewięć metrów wysokości. Jego nos wyglądał niczym rozwalony pomidor, a oko było ciemne, wręcz czarne, bez białek. Po drugie: wydarłam tak mocno mordę, że nagle zrozumiałam, iż nie zdawałam sobie sprawy z tego, że umiałam tak głośno i wysoko krzyczeć. Wydawałam jakieś ultra dźwięki. Niczym jakiś nietoperz. Mogłabym zostać Batmanem, a jakbym miała problem, to by mi moi kumple, ssaki latające pomogły. No dobra, ale nad tym zacznę się zastanawiać, kiedy będę musiała zacząć pracować. No więc po trzecie: Jake rzucił mnie za siebie jak leciutki worek ziemniaków. Na serio, w dzisiejszych czasach, to dżentelmenów szukać z latarnią morską! Choć nawet z jej pomocą pewnie się żadnego nie znajdzie.
Noga mnie strasznie bolała przez tego idiotę, a policzek miałam rozorany. Wykończona, rozejrzałam się. Wszędzie biegali obozowicze. Zauważyłam też kilka identycznych potworów, takich jak ten, od którego odciągnął mnie Jake, ale były mniejsze.
Na tyłki satyrów! Czy głąb mi właśnie uratował skórę?
Spojrzałam w jego stronę. Cyklop szedł na niego szczerząc ostre jak noże, żółte zęby. Jake powoli się wycofywał ze sztyletem.
Skąd te bestie się brały? Nagle udało mi się dostrzec ostro się kończące urwisko i wychodzącego z niego stwora. Jasny gwint! To się chyba wzięło od tych trzęsień ziemi! Ale co robić?
Wstawałam powoli, a noga mi się aż rwała. Wtedy Ada krzyknął:
– Amelia, weź odwróć uwagę tego czegoś, a my go zabijemy! – nie wiedziałam kiedy, ale nagle stali przy mnie moi przyjaciele.
Stroje mieli pogięte, jednak nic im się nie stało. Ada trzymał w ręku długi miecz ze złotym, wyrzeźbionym rękojeściem, a Cass krótki sztylet podobny do mojego. Cholera! Zostawiłam swój przy łóżku. Zabiję moich sługusów za to, że mi o nim nie przypomnieli. Choć może to za to, że kazałam im spać przed domkiem? No, ale ktoś z nich strasznie chrapał, tylko nie mogłam dojść kto! Nie wytrzeszczajcie tak gał! Nie mogłam spać i byłam zła na wszystko. Choć i tak nie umiałabym zasnąć przez brak koszmarów…ale to jedynie szczegóły!
– Nie mam swojej broni, a i tak walczę prawie tak beznadziejnie jak dzieci Afrodyty lub Hestii. Oczywiście, ciebie nie liczę, Cass. – dodałam pośpiesznie.
,,Ruda” potrafiła mnie rozbroić w cztery sekundy. Ada liczył czas i obliczał średnią.
– Może i walczysz okropnie, ale kto ma dar do zwracania na siebie uwagi i wkurzania wszystkich? No, słucham? – Ada się uśmiechnął.
Zrobiłam minę zbitego psa, lecz dziarskim krokiem ruszyłam w stronę synka piorunochronna. Kosmyki włosów przylepiły mi się do policzka, który strasznie piekł. Musiałam manewrować, żeby na nikogo nie wpaść.
Kiedy ustałam obok niego złapał mnie za nadgarstek i próbował odepchnąć.
Nie dałam się.
– E, ty! – brzydal spojrzał na mnie niczym na idiotkę, ale się zatrzymał, zaskoczony – Proszę Cię, chcesz zabić go? – popatrzyłam na Jake”a i się skrzywiłam – Naprawdę? Zero wyzwania. To skończony bezmózg. Choć ty też. Gdzie wy staliście jak rozdawano inteligencję? Bo na pewno nie czekaliście na urodę. Mam nadzieję, że będziecie mogli oddać te twarze. Powinni Wam zwrócić kasę.
Jake złapał mnie za rękę i wbił mi paznokcie, gdy mówiłam ostatnie zdanie. Wkurzyłam go.
Potwór zamachnął się patykiem wielkości pni drzewa. Choć serce zaczęło mi bić szybciej, uniosłam dłoń.
Skołowany, nie przywalił mi maczugą, a jego wysuszone wargi ułożyły się w ,,o”.
– Och, proszę. Od razu przemoc. Mogę się założyć, że dostajesz dużo zaproszeń od koleżanek także upośledzonych wzrokowo, co? Na pewno nie dla tego, że jesteś dobrze wychowany. Twoja elokwencja też nie powala. Ale tak mądrze milczysz, udając, że wiesz o czym mówię. A może chodzi o to, że one patrzą i mówią: ,,Zobacz jaki biedny, głupi cyklop. Zaproszę go, bo mi szkoda takich zdemoralizowanych stworów.” Uch, weź zmień wyraz twarzy – jest taki głupi, że aż mnie onieśmiela.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie, aż twarz zrobiła mu się czerwona jak pomidor i wrzasnął w furii, unosząc obie łapy w górę.
Jake, o którym prawie zapomniałam, popchnął mnie na bok i wylądował, oczywiście, na mojej osobie. Rozumiałam, mogłam być wygodna, ale bez przesady!
Zanim cyklop zdążył mi przywalić pałką w głowę, walnął w niego silny strumień wody. Było jej aż tyle, że przybrała turkusową barwę. Kontynuując, uderzył niespodziewanie, tak, że odskoczył on parę metrów. Jednooki próbował pójść dosłownie pod prąd, lecz mu się nie udało – woda wycofała go do urwiska, a na koniec zepchnęła. Wrzasnął po raz ostatni.
Mnóstwo pół-bogów pobiegło do krańca otchłani. Reszty stworów już nie było – chyba już zostały wypędzone. Jednak zostawiły po sobie ślady. Obozowicze byli poobdrapywani i zmęczeni, lecz zadowoleni. Srebrna siatka została zniszczona, a dokładniej rozdarta na pół, natomiast domek komentatora miał rozwalony dach – wszędzie walało się drewno.
Zamiast pomagać, zapytałam z uśmiechem:
– Zejdziesz ze mnie, ty wypłoszu jeden?
* * * * * * * *
– Przyznaj, że uratowałem Ci życie. – powiedział Jake.
Wracałam właśnie razem z nim, Cass, Adą i Arią ze Skrzydła Szpitalnego do Wielkiego Domu – Chejron nas wzywał.
Tak przy okazji: okazało się, że miałam mocno zbitą kość w jednej z nóg (ciekawie, dlaczego, co Jake?), ale podali mi nektar i było lepiej. Smakował on dziwnie, nie znałam tego smaku, co wszystkich zaskoczyło. Zazwyczaj, gdy go się spożywa czuje się najsmaczniejszą rzecz jaką w życiu JADŁEŚ.
Musiałam też przyznać, że nie spodziewałam się, iż mieli tu szlauchy strażackie. Ada wykorzystał jeden z nich i trochę go przebudował, dzięki temu nie tylko wypędził cyklopa, ale także został bohaterem dnia. Wszystkie dziewczyny zarzucały mu się na szyje i obcałowywały. Trzeba było widzieć jego minę! Epicka! W końcu zwiał, mówiąc, że musi lecieć, bo ,,boi się zarazków, które są wytwarzane, gdy jest za dużo osób dookoła jednego człowieka.” Boże! Wyraz twarzy tych dziewcząt! Genialny!
A ta wielka dziura w glebie? Cóż, nie mieliśmy jej jak załatać, więc została. Chejron potwierdził moje przypuszczenia i oświadczył, że to przez te trzęsienia ziemi. Rzucił jakieś czary, dzięki którym nie wyjdą z niej już żadne dziwactwa, ale i tak nie byłam do końca pewna, czy to zadziała.
– Nie, bo ja Tobie uratowałam życie.- odpowiadam.
– No, ty mi też, ale…
– Widzisz? Przyznałeś!
– Ale ja Tobie też! – krzyczy, poddenerwowany.
– Nie, coś mi się nie wydaje.
– Uratowałem, nie zaprzeczysz!
– Skarbie, ja już zaprzeczam jeśli nie zauważyłeś.
Mierzyliśmy się wzrokiem. Jake posłał mi mordercze spojrzenie. Zatrzymujemy się.
– Ale. Ja. Mówię. Prawdę. – wycedził.
– Skoro tak twierdzisz – prycham.
Cass, Ada i Aronia patrzyli na nas z rozbawianiem, choć ta ostatnia obdarzała syna Zeusa też złowieszczym błyskiem w oku.
– Dobra, my idziemy przodem. Dogonicie nas. – rzekł Ada i razem z dziewczynami odchodzi.
Zdrajcy!!!
Jake nic nie mówi tylko wpatruje się we mnie z żalem.
– Dobra, dziękuję! Zadowolony? – zdenerwowałam się.
Chłopak nie odpowiada.
Wywracam oczami i bez zastanowienia całuję go w policzek. Poczułam, że był zbyt skołowany, żeby zareagować, więc po prostu stał jak drzewo. Oczywiście, jak to ja, na koniec końców, popchnęłam go tak, że upadł i zaczęłam uciekać.
– Hej, to nie fair!!! – krzyknął i rzucił się w pogoń za mną.
Kiedy dotarłam do Wielkiego Domu, otworzyłam szybko drzwi, wbiegłam i je zatrzasnęłam. Potem oparłam się o nie, aby nie mógł wejść.
Wszyscy siedzieli tam jak skamieniali. Chejron w swojej postaci kucyka pony był jakiś blady i wyglądał starzej.
Co się działo, gdy mnie nie było?
– Hej, jestem Dream. Nowa. Córka Lype, uosobienia udręki. – Dream, ta Dream, Dziewczynka z Koszmarów stała naprzeciwko mnie i się uśmiechała szatańsko.
Wytrzeszczyłam oczy.
Och, końcówka udana, co? ;-D Specjalnie dla Eter.
Druga dedykacja w ciągu jednego dnia? Robię postępy… Chociaż nie wiem czym sobie na nie zasłużyłam. Tosty everywhere 😀
A ty już chyba wiesz co ja sądzę o twoim opku? Jak nie, to powtórzę: super, świetnr, genialne i jeszcze więcej tym podobnych słów.
Dzięki za ddk. 😀
Już dawno żadne opko mnie tak nie rozwaliło. 😀
Ten humor jest genialny, ta kłótnia z Jake’iem, po prostu poezja. Styl też jest genialny, bo wciąga. Opisy urzeczywistniające fikcję, normalnie żyć- nie umierać!
A pomysł z Lype, też jest ciekawy. Ciekawe skąd go wynalazłaś. XD
Ta końcówka była boska.
Pisz CD, bo nie zdzierżę!
To polecam przeczytać 11. Podobno relacjonowanie meczu przezabawne ;-D
Genialne po prostu świetny humor rozwala a pisz jak najszybciej uwielbiam twoje opka GENIALNE
BOSKIE! A tak to moje zdanie znasz
Aaaaa, Dream! W obozie! Dream! Obóz! Dream! Dream x2! Dream x3! Yaaaay… *Pełnia szczęścia*
…
Dobra, już mi lepiej. Albo i nie. Nieważne, bo-Dream-jest-w-obozie! I wiem kogo jest córką! Co prawda, nigdy wcześniej nie słyszałam o tej całej Lype, ale już wiem, że ją lubię. 😀 Dream, córka udręki…Pasuje. I sprawia, że jeszcze bardziej ja uwielbiam (ją – czyli Dream). Miałaś genialny pomysł z jej matką. Co do fabuły, humoru i pomysłu na”Panią Cienia”, to jak zwykle jest on ge-nial-ny (a najlepszy ten z Drem.) 😉 Opisów nie brak, styl pisania masz bardzo fajny. Ogólnie tak się wciągnęłam w to twoje dzieło, że zaraz idę czytać je po raz drugi. Od początku.^^ Do interpunkcji i ortografii tym razem się nie przyczepię (końcówka wynagradza wszystko), no może z wyjątkiem tego cudzysłowu w odmianie imienia Jake’a – powinien tam być apostrof (tak jak to ja napisałam). Ale to nic, końcówka przyćmiewa wszystkie błędy (przynajmniej dla mnie xD). Mel jak zwykle najlepsza. Chytry Głos też jest niezły. No i te biedne, sterroryzowane Hermesiątka śpiące przed domem – mówiłam ci już, że masz świetne pomysły? Nie? To mówię to teraz. Ale i tak Dream (jak dla mnie) jest najlepsza. No to co, czekamy na cd., nie? I żeby było w nim duuużo Dream! (Nie, wcale to nie jest rozkaz :D)
Ty to umiesz zrobić końcówkę trzymającą w napięciu. Dream na obozie- ostatnia rzecz na którą bym wpadła. Robi się co raz ciekawiej. Czekam na cd 😀
PS Amelia porównująca Jake’a do olbrzyma- bezcenne.