Siemano! Przepraszam za pewną odległość tej części od poprzedniej, ale wyjechałam i nie miałam WiFi. Ta część jest wyjątkowa, czyli dziesiąta. Zdecydowałam się Wam jeszcze raz udowodnić, że potrafię człowieka zaskakiwać. Z góry uprzedzam, że najlepiej te opko czytać od początku, bo teraz będzie pewne powiązanie z początkiem i w następnej też. Oczywiście można też to czytać bez reszty, oddzielnie, choć niektórych kwestii możecie wtedy nie rozumieć. Jak pamiętacie lub nie dedykacja miała być dla każdego, kto odpowie poprawnie na pytanie. Więc pod tym względem jest dla… nikogo. Jednak chcę dać dedykację magiap, gdyż nazwa tego rozdziału jest wzięta z jej komentarza. Oraz Pipes, która jest świetnym skarbnikiem sekretów ^^
Pozdro carmel.
PS. To już czternasta rzecz jaką tu wysyłam! Jestem z siebie dumna!
Rozdział X
,,Normalnie wiem, że nie wiem nic”.*
,,Nikt nie może powiedzieć, że mnie zna, bo ja sama bywam dla siebie zagadką…”
Autor nieznany
Cześć! Już jestem w Obozie i jeszcze żyję! Poznałam parę spoko ludzi i właśnie wybierałam sobie miecz, gdy objawiła mi się wizja. Widziałam jakąś Julię, bardzo podobną do mnie i Isabelle, która była identyczna jak ja! Do tego ten dziwny Głos w mojej głowie i jeszcze sny. Na dodatek ta dziwna dziewczynka z koszmarów, Dream, ma z tym coś wspólnego i chyba się przyjaźniła z Isabelle, która już raz zniszczyła Obóz. Tak… . Coś tu się dzieje.
A ja się dowiem co! Z gorącymi pozdrowieniami, jeszcze żywa Amelia.
Patrzyłam na Jake”a.
Jego niebieskie oczy wpatrywały się we mnie z niepokoję, twarz miał dziwnie bladą. Włosy opadały mu na czoło, były nieco przydługie.
Przypomniałam sobie Isabelle.
Usta mi zaschły.
Boże. Ona wyglądała jak ja. Mówiła jak ja. Uśmiechała się jak ja.
Czułam się jakbym wtedy patrzyła w lustrzane odbicie.
Czyli dziwnie, nienormalnie.
Źle.
Po chwili otrząsnęłam się. Zauważyłam, że Jake dalej był nade mną pochylony. Leżałam na zimnej, niewygodnej podłodze.
Próbując nie okazywać buzujących we mnie emocji, wydarłam się:
– Człowieku, idź sobie! Mam Ciebie dość! Ślęczysz tu już wystarczająco. Zabieraj się z stąd i daj mi pooglądać… eee… piękne ściany w korozji? – Dlaczego zawsze ja musiałam wyjechać z takim tekstem? Czemu? No, czemu? Isabelle by z nim nie wyjechała.
Stop! Czy ja właśnie się do niej porównałam?
Oj, pogarsza mi się!
Dzwońcie do psychologa! I psychiatry! A najlepiej do obu!
Choć mam lepszy pomysł:
Od razu mnie zakopcie.
Tylko nie żywcem.
Po minie syna tego, no piorunochronna wywnioskowałam, że z chęcią by zajął się tą brudną robotą uśmiercania mnie.
Cofnął się z miną ,,Głupia-niewdzięcznica-wal-się”.
Nie dziwiłam mu się. Sama byłam na siebie wściekła, że na niego nakrzyczałam.
Odetchnęłam i rozejrzałam się.
Tak jak myślała, byłam w zbrojowni. No wiecie, takim fajniutkiej miejscówce, gdzie znajduje się mnóstwo ostrych rzeczy.
Obok mnie uklękła Maja. Tylko bez skojarzeń! Spojrzała na mnie i dopiero teraz dojrzałam, że na policzkach miała łzy. Kiedy rzekła jej głos drżał:
– Bogowie, Mel, ja myślałam, że nie żyjesz! Nie oddychałaś, aż Jake zrobił Ci usta-usta… . – bym pewnie padła, gdybym już nie leżała na podłodze.
Co?!!!
Zabić. Odkopać. Ożywić. Poznęcać się. Znów zabić.
Moja mina musiała to wyrażać, bo Maja cofnęła się i wyskoczyła z tekstem:
– Nie denerwuj się! To naprawdę nic takiego… .
Chyba jeszcze nie zdawała sobie sprawy, że ja zawsze robię człowiekowi na przekór.
– Nic takiego?! Nic takiego?! – krzyknęłam na Maję, a następnie skierowałam wzrok na Jake”a.
– A ty głupi imbecylu zrób tak jeszcze raz, a przyfasolę Ci jak nie wiem co. Jesteś głupi, bezmózgi. – gdy mówiłam to spróbowałam wstać. Płuca paliły, ale zignorowałam je i wykonałam tą czynność. – Dziw, że przyjmują takich niedołężnych jak ty. – podeszłam i ustałam naprzeciwko niego. Byliśmy równi.
Chłopak uniósł sceptycznie brew. Wyraźnie nie był przyzwyczajony do takiego traktowania.
No to będzie musiał się przystosować. Ja mu nie odpuszczę.
Bez takich min! To nie groźba! Pamiętajcie dzieci, czego uczyła ciocia Amelia: groźby są karalne, dlatego zawsze, co najwyżej dajemy mocne ostrzeżenia!
– Jeśli chcesz wiedzieć świetnie całujesz. – pewnie według siebie uśmiechnął się rozbrajająco. Jak dla mnie głupkowato.
PLASK!!!
Strzał w dziesiątkę, Mel!
Skromnie przyznam, iż walnęłam go tak mocno w policzek, że się aż zachwiał. Dalej miałam w sobie moc!
Dobra, to dziwnie zabrzmiało nawet jak na mnie.
Kiedy Jake oglądał podłogę, Maja miała minę pt. ,,WTF?”.
– Co nigdy nie widziałaś jak syn starego piorunochronna obrywa od dziewczyny? – spytałam, dumna z siebie.
– Skąd wiesz, że Jake to syn Zeusa? – zmarszczyła brwi.
O jasny gwint! Prawie się wydało, że słyszałam dziwny Głos, który wiedział więcej niż powinien.
– To ja idę podręczyć resztę obozowiczy. – poszłam szybko w stronę drzwi ignorując pytanie.
Ale trzeba było widzieć jej minę, gdy go walnęłam!!! Bezcenna.
Nagle zrozumiałam, że nie wzięłam tego sztyletu.
CHOLERA!!!
* * * * * * * * * *
Fałszując (,,My gryfoni, my gryfoni strzeżmy się ślizgońskiej toni”) piosenkę, którą wymyśliła Rose, moja mała koleżanka z sierocińca uwielbiająca HP, szłam przez Obóz. Oczywiście ja, królowa roztrzepańców dalej zapominałam się przebrać. Ale uwierzcie do zniszczonego stroju we krwi dało się przywyknąć! No dobra, kontynuując: truchtałam właśnie do domku moich niewolników, aby zapytać ich skąd wziąć ciuchy na zmianę, gdy kolejny heros na mnie wpadł. Jezuuu! Oni mieli zero koordynacji noga – oko! Naprawdę! Czego te łamagi się tu uczyły? Wpadać na potwory, a może taranować nowe uczestniczki?
Popchnęłam tą łamagę i wtedy ktoś na mnie wrzasnął:
– Uważaj jak popychasz tych idiotów! Prawie mi się wtrynił na farbę!
Luknęłam w tamtą stronę. Wydzierał się na mnie jakiś chłopak. Posiadał ciemnorude, krótkie włosy i równie bladą cerę co ja. Na zadartym nosie znajdowały się brązowe piegi, a ładne zielone oczy w kształcie migdałów ciskały piorunami. Cechował się wysokim wzrostem i niesamowicie szczupłą budową ciała – ciuchy na nim wisiały. Wyglądał na takiego, któremu bym z łatwością złamała rękę, ale instynkt mówił mi, że jednak nie do końca miałam rację.
W prawym ręku trzymał gruby pędzel, a w lewym puszkę z oliwkową farbą.
Pod jego nogami leżał około jedenastoletni blondynek o ciemnych oczach. Po chwili zerwał się i bez przepraszania poleciał dalej.
Niech się cieszy, że nogi mnie bolały, bo by oberwał.
Postanowiłam wykorzystać sytuację.
– Pomóc ci malować? – zapytałam ze szczerym uśmiechem.
Na początku rudowłosy był skołowany, ale później tylko mruknął:
– Jak chcesz.
Odwrócił się w stronę małego domku bez okien i drzwi, wykonanego z drewna. Miał on prosty jak deska dach i obdrapaną pomarańczową farbę.
Usiadłam na ziemi. Sucha niczym piach i twarda, ale przynajmniej nogi mi mogły trochę odpocząć.
Choć tyłek będzie mnie na stówę potem bolał.
– Miałaś mi pomagać. – rudzielec patrzył na mnie z wyrzutem.
– Pomagam. Pilnuję, czy dobrze wykonasz swoją robotę. – oburzyłam się.
– Gadasz normalnie jak Karolek, mój kolega satyr. Zawsze kiedy mu odrabiałem matmę też tak mówił.
– Mi też będziesz odrabiał? – wiem, nadzieja matka głupich.
– Nowa, co? My tu nie uczymy się geometrii, Blada. Tylko jak przetrwać.
Blada? Naprawdę, to już przegięcie.
– Dobrze wiedzieć, Rudy.
Chłopak uśmiechnął się do mnie lekko. Wyraźnie rozbawiła go moja mała zemsta.
– Wyglądasz jakbyś walczyła z bachorami Aresa. Czyli gorzej niż Śmierć. Choć pewnie i tak dali Ci już nektar. – poinformował mnie.
Cham. Szczery cham.
Głosie, mój ukochany, jedyny w swoim niebanalnym byciu dręczycielu! Powiedź mi, czemu mieliby dawać mi nektar?
No, jasne, teraz to zamilkłeś! Jak już się zaczęłam przyzwyczajać do bycie psychiczną!
A może nie chciałbyś mówić o tych dziwnych wizjach z Julią i Isabelle?! Właśnie, dlaczego nazywasz mnie Isabelle?!!! Imię ładne, ale przecież ona była zła!
Głosie, i tak mi odpowiesz na te pytania!
Ludzie, ja wrzeszczę na ten dziwny Głos.
Zaczyna się robić hardkorowo.
– Po co nektar? – może Rudy będzie umiał udzielić odpowiedzi.
– To napój bogów, leczy rany. Jak go się za dużo napijesz spalasz się.
– Dlaczego uważasz, że mi już go dali?
– Bo chociaż jesteś cała we krwi i glebie, to nie masz żadnych zadrapań, ani nic takiego. Szkoda tylko, że nektar nie ochrania od śmierci. – on sporo wiedział! Będzie moim zastępczym informatorem! Tylko miałam nadzieję, że nie będzie się bawił w dokuczanie mi… .
– A co ty wiesz o niej? – głupie pytanie. Kurde, Mel! Ogarnij się!
– Mój tata to Tanatos, bóg śmierci. Znasz już swojego boskiego rodzica? – rudzielec był synkiem śmierci? Odjazd!
– Nie-e. I nie, nie wiadomo, czy to tata, czy mama.
Gadanie z tym rudzielcem było fajne. Z tematu do tematu przechodziliśmy płynnie, jak starzy znajomi.
– Wiesz co, naprawdę przypominasz mi Karola.
– Nie wiem, czy mam płakać, czy się radować. – rzuciłam.
– Chyba płakać, bo po zwianiu do Obozu od potworów wyglądał gorzej od pana D., czyli… . – nie dałam mu dokończyć:
– Przeróbki plastyczne piętro wyżej?
– Dokładnie! Ale później jak dzieci Afrodyty się… .
Dzieci Afrodyty? Cassidy!
Oj!!!
Cass i Ada!
Zapomniałam o nich!
– Sorry, muszę lecieć. Potem się zobaczymy. – nie dając mu się pożegnać, poleciałam szybko do białego domu.
Dopiero w połowie drogi zdałam sobie sprawę, że nawet nie wiedziałam jak się nazywa.
* * * * * * *
Kiedy znalazłam się na tarasie domu Chejrona byłam padnięta. Nogi mnie bolały mocniej niż wcześniej, dostałam zadyszki. Ale dopiero, gdy ujrzałam nauczyciela tych idiotów padłam na glebę.
Tylko, że ze śmiechu.
Chejron był do połowy kucykiem pony! Głos miał rację! On miał tułów kucyka. Takiego białego z puszystym tyłkiem i ogonem!!! Brakuje mu tylko różowej wstążeczki i wzorku na dupie!
Uspokoiłam się jednak widząc jego minę. Mówiła: ,,Świruska! Co jeszcze konia nie widziałaś?”.
Wstałam i spytałam:
– Widział pan Cass lub Adę? – z trudem powstrzymywałam kolejne chichoty.
– Nie, nie widziałem. – dalej był nieco obrażony.
Przypomniałam sobie Julię. Znała Chejrona. Możliwe, że Isabelle też. Skoro Głos nie chciał mi pomóc to może:
– Isabelle i Julia to śliczne imiona, prawda? – tylko na tyle było mnie stać.
Chejron wytrzeszczył na mnie gały, a następnie otworzył szeroko usta.
Tyle mi starczyło.
On coś wiedział.
I teraz wiedział, że ja także.
Nagle ziemia zaczęła się trząść. Byłam totalnie zaskoczona. Trzęsienie ziemi mnie wybawiło! Chwiałam się jak przy wcześniejszym na nogach, ale udało mi się wycofać. Krzyknęłam do Chejrona:
– Przepraszam za zajmowanie cennego czasu!
I na wpół upadając na pół idąc ruszyłam w stronę lasu zanim Chejron zdążył oprzytomnieć.
* * * * * * * *
Busz był potężny. Drzewa charakteryzowały się tym, iż osiągały wielkie wysokości. Zauważyłam tam różne gatunki tych roślin np. olszynę, buk, świerk, jodłę i jarzębinę. Pachniało tu świeżo, naturą i czystym powietrzem. Wszędzie biegały małe, drobne dziewczynki w zwiewnych sukienkach o kwiatowych motywach. Chyba to właśnie były nimfy.
Przechodziłam pośpiesznie przez gąszcz. Parę boginek już kilka razy do mnie podchodziło swoim tanecznym krokiem i śpiewnym głosem pytało, czy się nie zgubiłam.
Odpowiadałam przecząco, choć mijałam się z prawdą.
Wiedziałam, że powinnam poszukać przyjaciół, ale na myśl, że będę musiała porozmawiać z Chejronę prawie nie dostawałam zawału serca.
A w zagajniku nie znajdowali się żadni herosi, ani ku przestrodze rusałek nie wpadłam jeszcze na żadnego potwora.
Więc szłam.
Gałązki łamały się pod moimi nogami, a krzaki uderzały w policzki sprawiając mi mocny ból, jednak dalej rozglądałam się za polanką.
Nie znalazłam żadnej.
Niebo powoli ciemniało i pojawiały się na nim różne palety czerwieni. Zdawałam sobie sprawę z tego, że niedługo zachód słońca.
Wykończona usiadłam pod jakimś drzewem. Było szorstkie w dotyku i chłodne.
Trochę mi przypominał mój pierwszy, najgorszy koszmar. Ten z ciemnym lasem i małą mną.
Westchnęłam i przymknęłam na chwilę oczy.
– Zgubiłaś się? – zapytał mnie jakiś miły głos.
Od razu do rozpoznałam.
Jak torpeda wstałam i z mrużonymi oczami patrzyłam na Dream.
Przypominała nimfę. Miała taką samą budowę ciała i błyszczące oczy. Lecz jej były złote, okalane miodowymi rzęsami.
Nikt nie wyróżniał się tak pięknymi oprócz tych trzech dam, które spotkałam na ulicy. A może one też należały do tego mitologicznego świata? One i ten motocyklista?
Dziewczynka z Koszmarów wygięła swoje usta o ładnym kroju w grymas.
Nie pasował on do jej dwóch rudo-złotych warkoczy. Ale do osobowości świetnie.
– Czego chcesz? I co tu robisz? Dlaczego mnie nawiedzasz w snach? Jakim cudem tu przede mną stoisz, skoro nie powinnaś istnieć? Kim jest Głos? – moich pytań nie było końca.
– Chcę cię ostrzec. I skąd wiesz, że to naprawdę sny, a nie wspomnienia? I ja żyję. Znowu mnie ożywiła. Niedługą ją spotkasz. – jej oczy złowieszczo lśniły.
Chciałam wtopić się w drzewo, ale nie potrafiłam. Nie mogłabym się nawet ruszyć. Dream była taka…. przerażająca.
Po prostu. Umiała samą swoją osobą wystraszyć człowieka.
Spróbowałam ukryć strach:
– Ty mnie ostrzec? Przed czym? Namolnymi mini dziewczynkami? Wiesz, już jedną spotkałam. Jak to cię ożywiła? Kto? I to nie są moje wspomnienia!!!
– Przed niektórymi osobami. Bo wiesz, nikt nigdy nie jest do końca tym kim się wydaje. Zawsze człowiek nie zna do końca wszystkich faktów. Ale jak już je pozna widzi świat inaczej. Skąd masz pewność, że Isabelle jest zła? A co jeśli miała ukryty powód? Co jeśli wiedziała o bogach coś, z czego nie zdawali sobie sprawę inni? I czemu myślisz, że to są twoje wspomnienia? – ostatnie pytanie nawet w jej ustach zabrzmiało wyjątkowo jadowicie.
Ona próbowała mnie przekonać do Isabelle?!
Nie dam się!
– A niby czyje wspomnienia? I wiesz co? Wolałam cię bez Twojej buźki. Wtedy przynajmniej nie mogłaś gadać.
– Nie odpowiem na to pytanie. – rzekła niezrażona. – Ale rozwalę starą hipotezę Chejrona i powiem Ci, że Julia wcale nie jest tym głosem, który obecnie siedzi Ci w głowie. Och, i dlaczego uważasz, że wiesz o wszystkim? Zdradzę Ci sekret: znasz tylko te najmniej ważne puzzle w tej układance. Masz tło, ale nie rysunek. Dodam jeszcze, że poprosiłam Głos, żeby Ci na razie nie ubezpieczał myśli – może to się wydać panu D. nienormalne, że nie może ich czytać. Więc śpij spokojnie. Bo damy Ci spokój. Na pewnie czas.
Następnie zaczęła się rozmywać, jakby ktoś by ją ścierał gumką. Wpatrywałam się w to z nadmiarem myśli.
Po dłuższej chwili zniknęła.
Odwróciłam się i ruszyłam prosto przed siebie ciągle zszokowana i przestraszona.
W głowie miałam tylko trzy pytania:
Co jeśli Dream ma rację? Co jeśli naprawdę białe to czarne, a czarne to białe?
I najważniejsze:
Czy stałam po słusznej stronie?
* – tak, to cytat wzięty od magiap
Nic nie powiem 😀 Luźna główka.
Powiedziałam, że świetne…
Powiedziałam, że superowskie…
Powiedziałam, że genialne…
Powiedziałam, że… wstaw dowolny przymiotnik, opisujący świetność, superowość, albo genialność tego opka.
Podsumowując: masz genialne pomysły, genialne wykonanie i genialnie się z Tobą rozmawia 😉
I co dodać? Czekam na cd 😀
PS. Dzięki za dedykację, siostrzyczko
LUDZIE?! Czemu tego nikt nie komentuje?! To jest superos supero -cudne, świetne, genialne, extra i…, i dalej nie wiem do wpisać. 😉 Znalazłam tylko jeden, malutki błąd, mianowicie literówkę: w zdaniu ” Od razu do rozpoznałam.”, chodziło ci chyba o „go”, co nie? W każdym bądź razie, nie zwracaj na to uwagi, bo opko jest pozwalające! Zwłaszcza Ciocia Amelia rządzi. 😀 No i ten jej tekst: ” Dalej miałam w sobie moc!” wprost wyiata. Mmm, czarne-a-białe też jest niezłe. Akcja zaczyna się rozkręcać. Ale i tak Dream jest najlepsza! Może to wydać się dziwne, ale naprawdę ją polubiłam. I jestem jej FANKĄ!!! Ciekawi mnie tylko fakt, kto ją mógł ożywić… A co do twojego pytania z poprzedniej części, to mam pewne podejrzenia, że to Maja ma głos Julii. Nie pytaj się dlaczego tak myślę, ja sama tego nie wiem.
:))
…Dobra, ogarnęłam się. W skrócie (jakbyś się pogubiła w tym moim dziwacznym komentarzu) chodzi tu o szybki i długi (!) cd. Pozdrowienia od jaraczki, która się kara twoim extra śmietankowym opkiem(Wiem, odwala mi.)!
*wymiata. A i zapomniałam dodać, że jeśli nie dodasz cd. w ciągu najbliższych 24 h, to naślę na ciebie w koszmarach Dream (wiesz, mam kontakty z Morfeuszem xD.).
To teraz czytelnik wie już mniej niż nic. I to dobra motywacja, żeby czytać dalej. Wiec pisz szybko 😀
PS „Normalnie wiem, ze nic nie wiem” to parafraza Sokratesa. Ale i tak dziękuje za dedykację.