Muskam twą dłoń, by poczuć jej ciepło. Widzę twą twarz w cierpieniu i bólu. Blady jak nigdy egzystujesz beze mnie. Chciałabym móc cię uleczyć.
Jestem tuż obok. Pamiętaj. Nie opuszczę cię, szepczę, ale ty tego nie słyszysz.
Chciałabym móc cię dotknąć. Pogładzić brązowe włosy, usłyszeć jak wypowiadasz moje imię, wołasz mnie. Lecz nic nie czuję, po prostu pośród wiatru egzystuję. Obserwując jak mija twoje życie. Niby cieszysz się nim, a jednak…
Cierń rani serce, gdy widzę ją przy tobie. I choć wiem, że to tylko przyjaciółka. I choć chcę twojego szczęścia, nie mogę znieść waszego widoku. Przy niej robisz się piękniejszy.
Twarz twą zdobi uśmiech, a smutek już nie jest taki wyraźny w tęczówkach, które przygasły. Powoli uświadamiam sobie, że kiedyś będziesz z nią. Jakaś dziewczyna zdoła cię uleczyć, poskładać twe serce w całość, i zapomnisz o mnie.
Towarzyszę ci od tego dnia, kiedy moje życie skruszało. Na polu naszej bitwy. Pośród wrzosowisk i żółtych chryzantem niewolą mnie kamienne mury. Podobnie jak innych poległych. Nie wiem, czemu nie dotarłam do Elizjum. Może jestem twym stróżem. Twym aniołem. Tak, to dobre słowo.
Czasem mam wrażenie, że podpowiadam ci. Jakbyś mógł słyszeć mój szept. Jako sumienie albo napomnienie. Kiedy idziesz w zaparte, nie mając już nic do stracenia rzucasz się w wir walk i niebezpieczeństw.
Stój!
Czasem słuchasz.
Odwracasz się. Spoglądasz. I mam wrażenie, że mnie przez chwilę widzisz.
Potrząsasz głową.
-Nie to niemożliwe-mówisz.
Odchodzisz.
Minęło już kilka tygodni. Mija miesiąc. I widzę jak twe życie gaśnie. Płomień jest coraz mniejszy. Boję się, że zwątpisz w jego sens.
Jesteśmy w twoim domku. Nie ma twojego rodzeństwa. Siadasz na łóżku i pogrążasz się w cieniu. Trzymam cię za rękę, lecz ty tego nie czujesz. Aż wyciągasz z kieszeni mizerykordię. Tę, którą zabrałeś z pola naszej bitwy. Z moich rąk.
Krew spływa po nadgarstku. Powoli ucieka z ciebie życie. Przeciąłeś żyłę, aby umierać tak wolno jak ja. Słyszę jak twoje serce zwalnia, aż jest tylko niewyczuwalnym pulsowaniem. Rytmem duszy.
Dotykam rany.
Nie, nie pozwolę ci odejść. Nie pozwolę ci dołączyć do mnie.
Rana się zasklepia. Miłość leczy ból.
Próbujesz później wiele razy. Lecz bezskutecznie. Na zewnątrz uśmiechnięty, w środku skryty i cierpiący.
Rzucasz się do walki. Ryk minotaura sprawia, że ziemia drży. Głowa byka z czerwonymi ślepiami zmierza w twoją stronę. Rogi ostre jak twój miecz są tak niebezpiecznie blisko. Nic nie mogę zrobić. Jeden z nich przebija ramię, drugi brzuch. Znowu krwawisz. Tym razem śmiertelnie.
Jeszcze sekunda.
Jawię ci się w świetle Elizjum. Już czas. Czuję, że nadszedł już mój czas.
Wyciągam rękę. Chwytasz ją i pomagam ci wstać.
Razem zmierzamy ku lepszemu miejscu. Ku Elizjum.
Fajne, pomysł ciekawy, ale mogłaś to bardziej rozbudować, jeszcze bardziej opisać sytuację.
Ooo, ale to smutne :C
Ale bardzo mi się spodobało. Lubię takie miniaturki
Wspaniała miniaturka bardzo wzruszająca pisz takich więcej bo świetnie ci wychodzą.
A tak na koniec czy będzie kontynuacja opowiadania „Pościg-zmienić przeznaczenie” bo mineło sporo czasu od poprzedniego rozdziału
Plusy
+Fajny pmysył
Minusy
-Straszne krótkie wersy. W niektórych momentach połączyłabym je.
-Lekko kiczowato zrobione, ale to romans więc
-Idea słuszna, ale słabo rozwinięta
Ocena
Jesteś początkującą, ale widze pomysł
2+
Do Annabeth554 nie wiem. To było dość dawno i myślałam, że nikt już tego nie pamięta i nie czyta. Może… Ale mam w planach co innego. Nie wiem czy czasu będę miała :/
Do Sog nie jestem początkująca. Piszę już długo. Krótkie wersy są specjalnie, miały robić taki efekt, a że to jednoczęściówka stwierdziłam, że będzie krótkie i takie niedokończone, niedopowiedziane.