Tak „walę” z grubiej rury, żeby każdy zauważył, złożył mi życzenia i przy okazji zostawił po sobie rozległy komentarz ( sprytna jestem, co?) Trzeba być naprawdę okrutnym, jeśli zamierzacie mi odebrać tę krótką chwilę szczęścia w urodziny, i tego nie zrobić.
Soundtrack : Fort Minor – Remember The Name
Jeśli kogoś dziwi wybór tła muzycznego to… no coż. Byłam przewczoraj w kinie na smerfach ( owszem, smerfach) i … no wiecie. Neil Patrick wymiata
„Trudno czekać na coś co wiesz, że może nigdy nie nastąpić, ale jeszcze trudniej zrezygnować, gdy wiesz, że to wszystko czego pragniesz”
ŚWIAT ZATRZĄSŁ SIĘ OD KRZYKU ZIEMI, i ściany jaskini runęły.
Głos Gai zaczął łamać ściany, a Annabeth zrozumiała, co w nim wyczuwa. To samo, co w jej własnym. Wściekłość i rozpacz.
A wtedy doszły jej słowa bogini, i przez myśl przeszło jej, że to co słyszy może brzmieć jak przepowiednia… albo klątwa.
Dziesięć mija długich lat
Krew na Duszę, Dusza w Piach
Kto klątwy tytana zaznał raz
Pozna znów jej letni smak
Niebo wyda nowy Cień
Chaos zniszczy Półświat weń
Ofiar toczyć się będzie szlak
Aż heros stary ocali was
W sen zapadam dzisiaj tak
Obudzi mnie najpotężniejsza z Klacz
Ona zburzy stary świat
A Inferno Interny przestanie trwać
Doszedł ją znajomy zapach morza, i zewsząd otoczyła ją woda. Chciała obejrzeć się, ale w oczy uderzył ją oślepiający blask, i zdołała tylko dostrzec sylwetkę mężczyzny, unoszącego się na wodzie.
Sól zalała rozliczne rany na jej ciele, i poczuła jak unosi się w górę, zostawiając za sobą jaskinię, potwory, i własną świadomość.
Ocknęła się razem z innymi, co uznała za pewnego rodzaju pocieszenie. Niekoniecznie jednak podobało jej się to, że w żadnym innym miejscu, jak na Olimpie.
Obróciła się, by znaleźć Percy’ego, wiedząc, że z nim zawsze była pewniejsza siebie, i zamarła.
– Percy… – wyszeptała i pamięć wróciła do niej, uderzając w nią, jak fala. Porzucił ją.
– Annabeth. – Głos Ateny wyrwał ją z otępienia i podniosła wzrok, by dostrzec matkę, przyglądającą jej się z niepokojem. – Moje dziecko, co ty tu robisz?
– Ja… – wyjąkała i rozglądnęła się dookoła. Jej wzrok prześlizgnął się po Jasonie; nie mogła na niego patrzeć. Pozostali wytrzeszczali oczy w zdumieniu, i dziwiła się, że Leo jeszcze nie narobił w gacie; bazując po jego pełnej niedowiary minie, wydało jej się to prawdopodobne.
I wtedy coś sobie uświadomiła. Żadne z nich nigdy tu nie było, nawet Grecy, nie mówiąc już o Rzymianach. Musiała być silna. Wzięła głęboki oddech i spojrzała Panu Niebios prosto w oczy, tak jak zwykł to robić Percy. Będzie silna. Będzie silna.
– Sądzę, że trzeba zwołać nadzwyczajne posiedzenie. Wszyscy Olimpijczycy, i Pan Hades z Hestią muszą się tu pojawić.
Hera, siedzącą obok Zeusa, i nie wykazująca żadnego zdziwienia w związku z tym, że nagle w jej Sali tronowej pojawiło się siedem niezapowiedzianych półbogów, Greków i Rzymian, uniosła brew.
– Ach, tak? I kto tak twierdzi?
Annabeth obróciła się przez ramię, i omiotła całe pomieszczenie wzrokiem.
Sala tronowa była jednym z jej dzieł. Po ataku Kronosa jej matka, Atena, wyznaczyła ją jako nadwornego architekta Olimpu. Percy zawsze śmiał się, że to był ten jeden, jedyny raz kiedy zabrakło jej języka w gębie, i to chyba znaczy, że w końcu dostała wszystko, czego chciała.
Mylił się.
Oddałaby wszystkie posągi bogów, marmurowane posadzki, kolumny, świątynie i ręcznie malowane fontanny, byle tylko stał teraz tu koło niej, i wyzywał każdego Boskiego Kretyna od idiotów.
Teraz, w Sali tronowej znajdowała się tylko piątka bogów. Zeus, wpatrujący się w nich czujnym okiem, Atena, nie dająca po sobie poznać, jak bardzo wytrącona z równowagi jest, Hera, na którą Annabeth nawet nie chciała patrzeć, Afrodyta, która z nieznanych powodów wyglądała wyjątkowo pięknie, i chyba zdawała się czekać na przybycie półbogów, i na końcu Hestia. W pierwszej chwili Annabeth nawet jej nie dostrzegła, ale gdy spojrzenie dziewczynki w płomieniach napotkało jej własne, przypomniała sobie słowa Nica.
– Pamiętasz, co mówiła Hestia? Najtrudniej jest odsunąć się na bok.
Miała rację.
Przyjaciele dziewczyny ledwo słaniali się na nogach, Nico i Jason praktycznie klęczeli. I wtedy jej oko przykuło coś jeszcze. Cokolwiek ich tutaj przywiodło, najwyraźniej postanowiło zabrać coś jeszcze.
Za chłopakami stał wielki, lodowy posąg, utworzony najprawdopodobniej z hipoborejczyka, jednego z lodowych olbrzymów. Z nogi wystawał mu długi miecz, i Annabeth natychmiast rozpoznała w nim Orkana, własność jej chłopaka.
Miecz zawsze powracał do swojego właściciela. Do teraz.
Spojrzała na podłogę, i nagle odpowiedź pojawiła się w jej głowie.
Posadzkę przykrywała woda. Czysta, świeża, morska woda.
– Posejdon – odparła bogini. – Pan Mórz chce, by bogowie zebrali się na naradzie. Trzeba omówić sprawę Gai… i tego, jak mamy uratować jego syna.
Annabeth musiała przyznać bogom jedno. Byli ekspertami od dziwności.
Zdawało by się, że po jej małym ogłoszeniu, bogowie … okażą choćby zdziwienie.
Ale nie, Zeus nawet nie mrugnął okiem, kiedy wymieniała mu listę osób, które musiały przybyć. Odczuła jednak zadowolenie, że zanim na cokolwiek się zgodził, bezsłownie porozumiał się z Ateną, jej matką. Miała nadzieję, że kiedyś także wystarczy skinienie ze strony jej, Annabeth, i ludzie nie będą zadawać pytań.
Ustalono, że narada odbędzie się dopiero za pięć godzin. Dziewczyna miała ochotę protestować, ale nie była Percy’m, i obawiała się, że Zeusowi wystarczy jeden bezczelny heros na głowie.
Dodatkowo, za niezbędne uważała przybycie Artemidy i jej Łowczyń, które mogły wałęsać się na drugim końcu świata. Sądziła, że obecność córek Zeusa, Talii, która przyjaźniła się z Percy’m i Artemis, która także zdawała się być przychylna chłopaki, mogło nastawić Pana Niebios bardziej pozytywnie w sferze ratowania chłopaka.
Obecność Hadesa, Pana Podziemi, także wydawała jej się oczywistością; w końcu mieli ratować Percy’ego z jego najgłębszych czeluści.
Chciała zebrać każdego, kto miał kiedyś u Percy’ego dług, każdego, kto by się za nim wstawił. Nie zamierzała przyjąć do wiadomości, że chłopak do niej nie wróci. Obiecał.
W pomiędzy czasie, Apollo, który zjawił się nader szybko, uleczył najpoważniejsze rany jej i jej przyjaciół. W końcu mogła normalnie stanąć, co przyjęła z wdzięcznością, bo nie była pewna, czy będzie w stanie wytłumaczyć bogom, że siedzi przed nimi na podłodze, z innego powodu, niż lenistwa.
Dała pozostałym półbogom krótką wycieczkę po Olimpie; żadne z nich jeszcze tu nie było.
Zwłaszcza Hazel i Frank, którzy jako Rzymianie mieli jeszcze mniej kontaktu z bogami, niż Grecy, słuchali jej z otwartymi szeroko oczami. Zdołała oderwać ich myśli nieco od Percy’ego i Tartaru i z dumą prezentowała swoją pracę. Niemal słyszała głos chłopaka w głowie.
– Patrzcie jak się puszy! – zaśmiałby się. – Jest z siebie taka zadowolona!
Najpewniej uderzyłaby go w ramię i wspomniała mimochodem jedną z jego osławionych historii z dzieciństwa, którymi raczyła ich Sally, a wtedy on umilkłby i potakiwała głową do końca dnia.
To z kolei przypomniało jej o czymś jeszcze, co musiała zrobić. Upewniła się, że każdy z jej przyjaciół umie trafić z powrotem na salę tronową i wybiegła, tak jak stała, na ulice Nowego Jorku.
Wygrzebała z kieszeni złotą drachmę i cisnęła nią o chodnik.
– Zatrzymaj się, Rydwanie Nienawiści!
Szara taryfa wynurzyła się z betonu i że środka dobiegł Annabeth rechot trzech grajek.
– Zaaapraszam… – odezwała się ta siedząca przy oknie, ukazując dziewczynie pożółkłego siekacza. – Oczekiwałyśmy na ciebie.
Jej głos powinien był zatonąć w nowojorskim gwarze, tak cicho i niewyraźnie mówiła, ale do Annabeth dotarło ostrzeżenie w nim zawarte. Trzy Grajki chciały jej coś przekazać, a ona miała nie chcieć tego poznać.
Wsiadła do środka.
Jazda po Nowym Jorku autem, a już zwłaszcza starą, rozlatującą się taksówką, bywa . A szczególnie, gdy tę taksówkę prowadzą trzy, stare wiedźmy z jednym okiem, i masą tajemnic do przehandlowania.
– Więc… – zaczęła Annabeth, jednocześnie mimowolnie łajając się w duchu, że nie zaczyna się zdania od „więc”. – Oczekiwałyście mnie.
Taksówka skręciła i chwilę po tym dziewczyna wylądowała na podłodze.
– Nie w prawo, ty stara wiedźmo! – warknęła środkowa starucha do prowadzącej,
walcząc z kierownicą. – W lewo, w lewo!
Druga grajka gwałtownie zmieniła kierunek jazdy pojazdu, ale niefortunnie dla znajdujących się w nich osób, tym razem nie miała oka. Taksówka walnęła w słup i Annabeth zderzyła się z siedzeniem.
Dziewczyna głośno jęknęła, a kiedy się podniosła, auto jechało już dalej.
– Och, nie jęcz tak dziewucho. – Mruknęła z dezaprobatą starucha siedząca przy oknie, ta, która wcześniej witała Annabeth. – Wy, herosi, strasznie uwielbiacie narzekać na swój los, ale nie możecie sobie na to pozwolić, patrząc na to, co was czeka. A zwłaszcza ty! O, tak musisz spojrzeć prawdzie w oczy, jak my to robimy.
Uśmiechnęła się uśmiechem jednego zęba, a Annabeth poczuła napływające do gardła mdłości. Miała ochotę odpyskować, że jak niby ona to robi, skoro obecnie jest bez oka, ale powstrzymała się. Przyszła tu po informacje, a nie żeby się kłócić.
– O, ta jest sprytna! Nie łatwo cię wyprowadzić z równowagi, co kochana? – Druga wiedźma uśmiechnęła się do niej w lusterku. To ona miała dzisiaj oko, ale w żaden sposób nie pomagało to jej urodzie. Annabeth była wręcz zdania, że bardziej już jej szkodzi.
– A ty, Sekutnico… – warknęła do zębatej siostry. – Zamknij ten swój dziób, bo ci jeszcze wyrwę tego zęba! Chce posmakować monety dziewczyny!
Sięgnęła ręką do ust siostry, ale ta natychmiast je zamknęła i zaczęła zawzięcie pokazywać coś na migi. W międzyczasie odezwała się prowadząca.
– To nie fair, Wścieklico. Mieć i zęba i oko? Zawsze byłaś pazerna, ale to przekracza wszelkie granice. A zresztą… Teraz MOJA kolej.
I rzuciła się na Sekutnicę.
Taksówka zaczęła niekontrolowanie przemieszczać się we wszystkie kierunki świata, i choć Annabeth głęboko wierzyła, że Grajki nie są idiotkami, które dałyby się zabić przy pierwszej kłótni, to zaczęła odczuwać lekkie obawy, co do metod ich działania.
– Dawaj zęba! Jest moje!
– Patrz na drogę! Patrz na drogę!
– JAK?! Ty masz przecież oko!
– Nawałnico! Oddaj jej ster!
To nie była najlepsza rzec do powiedzenia. „Prowadząca” taksówkę, która najwyraźniej na imię miała Nawałnica, głośno wciągnęła powietrze i rzuciła się na siostry, okładając je zawzięcie pomarszczoną dłonią.
– JAK ŚMIESZ? Ty masz zęba i monetę dziewczyny, Wścieklica oko. Została mi już tylko ta zardzewiała kierownica, a ty chcesz, żebym PRZESTAŁA PROWADZIĆ?!
I akurat w tym momencie starucha zdała się chyba całkowicie wyłączyć ze skupiania się na drodze, a zamiast tego na wydzieraniu. W innej sytuacji Annabeth może byłaby po jej stronie, może, ale gdy ten absolutny paradoks dział się na jej oczach, i mógł być przyczyną jej rychłej śmierci, uznała grajkę za wariatkę.
Ignorując trzy wiedźmy, przedostała się na przednie siedzenie, i po raz pierwszy w historii jej użytkowania, taksówka trzech starek została poprowadzona przez kogoś, kto miał jedną parę oczu, tylko dla samego siebie.
Auto zatrzymało się, a trzy wiedźmy ze zdumienia przestały się okładać pięściami.
Annabeth zdjęła ręce z kierownicy, zdmuchnęła z twarzy niesforny kosmyk włosów, który uwolnił się z kucyka, podczas dzikiej jazdy nowojorską taksówką, i obróciła się w stronę grajek.
– Na czym to stanęliśmy? – Wyjęła sztylet i zalśniło ostrze. – A tak. Która z szanownych pań powie mi, jak mam wyrwać mojego chłopaka z piekła?
Uśmiechnęła się. Miała dostać dokładnie to, czego chciała.
– Musisz wiedzieć, że zwykle tego nie robimy. – Ostrzegła ją Wścieklica, wpatrując się w nią przenikliwie. – Nikt nie może się dowiedzieć.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
– A ja zwykle nie grożę miłym, starszym paniom. Ale… – dodała, przejeżdżając palcem po ostrzu sztyletu. – Οι κρίσιμες καταστάσεις απαιτούν κρίσιμα μέτρα.
Rozpaczliwe czasy wymagają rozpaczliwych środków, nieprawdaż?
Starucha uśmiechnęła się, a Annabeth nie spodobał się ten uśmiech.
– Bawi mnie to powiedzenie śmiertelników. Zwłaszcza w takich czasach, z takich ust. A czy wiesz jak brzmiało…
– Για ακραίες ασθένειες, ακραίες μεθόδους της θεραπείας, ως προς τον περιορισμό, είναι οι πιο κατάλληλες. – Przerwała jej – Hipokrates. Odrobiłam swoje lekcje. Czas żebyście to wy podzieliły się ze mną swoją wiedzą.
Przysunęła sztylet do twarzy Wścieklicy.
– Byłoby szkoda uszkodzić wasze ostatnie oko.
Starka odsunęła się, a dwie pozostałe, choć niewidome, zdawały się wlepiać oskarżycielskie spojrzenia w Annabeth.
– Teraz.
– Oddaj mi kierownicę, córko Ateny. Grajki nie zdradzają swoich sekretów, patrząc ich ofierze w oczy.
Dziewczyna zacisnęła pięść, ale odsunęła się od kierownicy i wróciła na tylne siedzenia. Starki rozluźniły się, a samochód ruszył; powietrze rozmywało się za oknem.
– To nie ja będę ofiarą – powiedziała twardo. – Nie ja.
Kobiety zaśmiały się zimno, a w córkę Ateny uderzyło, że kobiety nie była śmiertelniczkami. Były… czymś mniej.
– Wy, herosi, zawsze jesteście ofiarami. Na tym polega wasza natura. A ci najwięksi z was, ci którzy sieją pogrom i strach, i są okrutni, – Tu starucha spojrzała na Annabeth w lusterko, a dziewczyna omal nie prychnęła – są największymi ofiarami. On o tym wiedział. To dlatego się poświęcił dla bogów.
– Jaki on? – poderwała się Annabeth, choć doskonale wiedziała, o kogo chodzi.
– Perseusz Jackson. Największa ofiara. On jej podołał i ją uczynił. Ujarzmił ją, a to… – Trzy Grajki uśmiechnęły się, a Annabeth usłyszała w ich głosie… podziw? – To czyni go największym z was. Dlatego Gaja go pożąda. Jego przelana krew uczyniłaby ją niepokonaną.
– Ale Percy… to Percy. On jest…
– Nie chodzi tu o zwykłe moce, dziewucho – ofuknęła ja druga starucha, Sekutnica. – Chodzi o rolę, jaką powierzyły mu trzy mojry. W jego przeznaczeniu są wyryte rzeczy wielkie. I nie ma to nic wspólnego z szermierką.
Taksówka zatrzymała się, a Annabeth poleciała do przodu. Drzwi gwałtownie się otworzyła, a wiedźma wyszczerzyła ząb.
– Ale ty, droga córko Ateny, nie jesteś pierwszym lepszym herosem. A teraz idź.
Samochód sam wypchnął ja z jego wnętrza, a Annabeth obróciła się do środka i rozszerzyła oczy.
– Co wy wyprawiacie? – Próbowała z powrotem wejść do środka, ale taksówka jej nie wpuszczała. – Miałyście mi powiedzieć…
– Nie możemy ci nic wyjawić, dziewczyno. Obowiązują nas inne prawa, niż półbogów. Wiążą nas przysięgi. Mamy wiedzę… ale nie mamy jej do dzielenia się nią.
– Ale przecież… – Dziewczyna pokręciła głową. – Już zaczęłyście mi mówić. Tamto mogłyście, a…
– Nie powiedziałyśmy ci niczego, czego byś sama nie wiedziała. – Przerwała jej trzecia starucha. – Zaczekamy na ciebie tu, w okolicy. Musisz się dostać jeszcze w parę miejsc. Ale nie powiemy ci niczego więcej. Od tego są inni.
– Jacy inni? – Zmarszczyła nos Annabeth.
Grajki zaśmiały się.
– Inne. To zawsze kobiety. One dzierżą prawdziwą władzę. Znajdą cię same.
I pojazd rozpłynął się w powietrzu, zostawiając Annabeth samą i jeszcze bardziej zdezorientowaną, niż była na początku.
Nie zajęło jej dużo zorientowanie się, gdzie była.
A znajdowała się na Brooklynie, przed kamienicą, gdzie mieszkała matka jej chłopaka.
Annabeth nie wątpiła, że Grajki zawiozły ją tu dla jakiegoś ukrytego powodu. Chciałaby tylko wiedzieć jaki on był, niezależnie od tego, jak bardzo mogło by się jej to nie podobać. Ale jakikolwiek on rzeczywiście był, jego początek zdawał się być w dość oczywistym miejscu.
Sally otworzyła jej drzwi, za pierwszym dzwonkiem. Dziewczyna podejrzewała, że kobieta siedzi przykuta do mieszkania, na wypadek gdyby ktoś chciał się z nią skontaktować w sprawie jej syna. Annabeth współczuła Pani Jackson prawie tak mocno, jak samej sobie. Najpierw syn znika na osiem miesięcy, a gdy w końcu się odnajduje, to trafia do Tartaru. Nie jest to marzenie każdej nowojorskiej matki.
– Annabeth. – Kobieta stała, wpatrując się w dziewczynę przez chwilę, a zaraz już miała ją w swoich objęciach. – Och, Annabeth… – załkała, a blondynka sama z trudem powstrzymała szloch. Nie mogła się rozkleić. Nie teraz, kiedy jeszcze wszystko było takie niepewne. Nie teraz, kiedy wciąż miała nadzieję. – Moja Annabeth…
Dziewczyna ukryła twarz we włosach brunetki i poczuła znajomy zapach czekolady i cukierków. Mama Percy’ego już nie pracowała w sklepie ze słodyczami, ale i tak udawało jej się przesiąknąć tym niebiańskim zapachem, za każdym razem, kiedy robiła tam zakupy.
– Dzięki Bogom, Żyjesz! – Odsunęła od siebie dziewczynę i ujęła jej twarz w dłonie. – Moje dziecko, co oni ci tam zrobili… – Głos jej się załamał, a Annabeth zdała sobie sprawę, że jeszcze nie widziała się w lustrze. Musiała wyglądać okropnie. –
Gdzie jest Percy? Jak udało wam się uciec? Co się dzieje? Powiedz mi wszystko.
Nie rozpłacze się. Nie rozpłacze się, nie pozwoli…
Kobieta czekała na odpowiedź i wtedy do niej dotarło. Zbladła i osunęła się na kanapę.
– O Bogowie. O bogowie, o bogowie… Mój synek. Mój synek…
Annabeth szybko podeszła do niej i uklękła przed nią. Tym razem to ona ujęła twarz kobiety w dłonie i starła łzy z jej policzka.
– On będzie walczył Sally. Walczy. Ja walczę.
Łzy nie przestawały płynąć, a Annabeth potrafiły tylko je ścierać, gdy nowe podążały drogą starych.
– Walczymy Sally. Zawsze. Walczymy. Walczymy.
Nagle światło zniknęło i całe ciepło wyparowało z pomieszczenia. Annabeth wstała, a gdy otworzyła oczy, Sally już nie było. Były tylko one.
Trzy Mojry.
Annabeth nie widziała niczego poza nimi.
Ich zgarbione, ciemne sylwetki. Stare, pomarszczone twarze. Dłonie, które przecięły miliardy nić żyć, i nigdy nie miały przestać. Oczy, które miały nigdy nie przestać patrzeć.
Annabeth przełknęła ślinę. Nigdy w życiu jeszcze się nie bała tak bardzo jak teraz.
A one otworzyły usta i uszy dziewczyny wypełniła słodka klątwa.
Dziesięć mija długich lat
Krew na Duszę, Dusza w Piach
Kto klątwy tytana zaznał raz
Pozna znów jej letni smak
Niebo wyda nowy Cień
Chaos zniszczy Półświat weń
Ofiar toczyć się będzie szlak
Aż heros stary ocali was
W sen zapadam dzisiaj tak
Obudzi mnie najpotężniejsza z Klacz
Ona zburzy stary świat
A Inferno Interny przestanie trwać
Te same słowa, które wcześniej wypowiedziała Gaja. Klątwa. Przepowiednia.
– Pytaj – odezwała się Mojra, głosem trzech. – Nić, o którą tak się obawiasz, nie została przecięta. Nie teraz. Nie tak.
Annabeth zawahała się, chcąc podejść bliżej i jednocześnie się cofnąć.
Mojra machnęła na nią dłonią i dziewczyna ruszyła się.
– Perseusz. Jak mam go wyciągnąć z Tartaru?
Mojry rozwarły usta, a przestrzeń wypełniła się ich upiornym głosem, gdy wspólnie głosiły losy świata.
– Dziesięć mija długich lat.
– Nie. Jak mam go wyciągnąć? Teraz!
– Dziesięć mija długich lat.
– Jak mam go wyciągnąć?!
– Krew na Duszę, Dusza w Piach.
– Dajcie mi odpowiedź! Po to tu jesteście! – Krzyknęła zdenerwowana. –
Muszę go uratować.
Trzy wiedźmy utkwiły wzrok w dal.
– Przepowiednia prawdę powie ci.
Annabeth pokiwała głową.
– Okej. Okej. Jaka przepowiednia?
– Nowa. Nienarodzona. Przyjdzie czas, przyjdzie przepowiednia.
Zacisnęła oczy i poczuła, że brakuje jej tlenu. Głowa zalała jej się słowami i poczuła ból w skroniach.
Gaja zdecydowała się zaczekać. W sen zapadam dzisiaj tak. Mądre dziewczę, zmyślne. Krew herosa ją zbudzi, krew najpotężniejszego da jej siłę. Obudzi mnie najpotężniejsza z Klacz Giganty powróciły do ziemi. Potwory już nie uciekną. Strzeżcie się. Heros walczy wasze walki. Przyjdzie pora, a ucieknie ze swojego więzienia. Inferno Interny. Ziemia się zatrząśnie, Niebo wyda nowy Cień, a półświat zniknie na zawsze Chaos zniszczy Półświat weń. Heros zmieni dzieje świata. Ona zburzy stary świat. Inferno Interny zakończy czas. A Inferno Interny przestanie trwać. Dziesięć mija długich lat. Krew na Duszę, Dusza w Piach. Musisz sprawić, by uwierzył w grecki świat.. By dostrzegł słuszność w nas, by przepowiednia szła tak: Aż heros stary ocali was
Nie mogła oddychać. Ból zalewał jej umysł i obrazy z Piekła objawiły jej się przed oczami.
Trzy Grajki wbiły w nią wzrok.
Ty musisz dostrzec słuszność w nas.
Chciała krzyczeć, jak ma dostrzec w nich słuszność, skoro są sekundę od zabicia jej, ale wtedy powietrze gwałtownie wtłoczyło się jej w gardło.
Poczuła ból, jeszcze większy niż przedtem, i zaczęła krzyczeć.
– No, już. Już jest dobrze, Annabeth. Jesteś bezpieczna.
Sally przez cały kwadrans próbowała ją uspokoić, ale dziewczyna wciąż była wstrząśnięta. Wpatrywała się w jedne punkt na ścianie i w kółko powtarzała słowa trzech mojr w głowie.
Przepowiednia. Musiała rozwiązać przepowiednie.
– Sally, ja muszę iść. Narada na Olimpie zaraz się zacznie, a muszę jeszcze skoczyć do Obozu i…
Sally pokiwała głową, ale minę miała nietęgą.
– Dobrze Annabeth. Idź. Ale proszę cię… – Zawahała się.
– Co? – zapytała dziewczyna.
Kobieta pokręciła głową.
– Już nic. Idź.
– Sally…
– Annabeth! – Kobieta była bliska łez. – Idź już. Proszę cię. Po prostu idź.
W jej głosie słychać było tyle zmęczenia, że Annabeth nie była w stanie się już kłócić.
Wstała i na trzęsących się nogach podeszła do drzwi. Ale gdy już miała wychodzić, obejrzała się przez ramię i dostrzegła Sally, skuloną na kanapie i robiącą wszystko, byle tylko się nie rozpłakać, zmieniła zdanie.
– Powiedz mi.
-Sally uniosła twarz i zacisnęła oczy.
– Nie zrób czegoś, bo tak trzeba, bo tak chcesz, lub bogowie tego chcą. Zrób to, bo on by tak chciał. I nie oglądaj się za siebie Annabeth. Po prostu… Rób swoje i nie oglądaj się za siebie.
Dziewczyna przez chwilę nic nie mówiła, aż w końcu skinęła głową i wyszła.
I nie oglądnęła się już więcej.
Wypadła na ulicę, akurat na czas, by złapać szarą taksówkę wynurzającą się z dymu. Trzy Grajki otworzyły jej magicznie drzwi i wpadła do środka.
– Na Olimp – wysapała.
Jakimś cudem spędziła u Sally dwie godziny. Większość czasu najpewniej zabrały jej mojry, ale równie dobrze mogła spędzić godzinę na patrzenie się w ścianę. Teraz nie była już pewna.
– Ale, ale. – odezwała się starucha. – Nie chcesz najpierw wpaść w jeszcze jedno miejsce?
Annabeth gwałtownie pokręciła głowa a taksówka ruszyła.
– Obóz jest za daleko. Nie zdążyłabym.
Starka zaśmiała się.
– Nie mówię o obozie dziewczyno. Zastanów się . Masz jeszcze chwile. Zresztą… Bogowie i tak się spóźnią.
Taksi zatrzymało się, a wszystkie trzy staruchy obejrzały się do tylu na dziewczynę.
– Wiec? Jak będzie?
Dziewczyna zerknęła nerwowo na zegarek.
– No dobrze. – Westchnęła. – To i tak po drodze. Jedźcie na…
Ale pojazd już ruszył, a Annabeth wylądowała z powrotem na podłodze. Widocznie starki znał ją lepiej, niż przypuszczała.
A to nie wróżyło niczemu dobremu.
Nawet się nie zorientowała, i już były na miejscu.
Wypadła z samochodu i wbiegła do budynku.
Nie była pewna, które to było piętro, bo mieszkanie było znajomych, ale szybko je znalazła. Przebiegła przez otwarte drzwi i rzuciła się ojcu w ramiona.
Silne ręce objęły ją i przez chwilę trwali tak, ona starając się uchwycić ostatnią cząstkę domu, on nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
– Annabeth… – wyszeptał. – Żyjesz.
Pokiwała głową i puściła ojca. Przez chwilę wpatrywała się w jego twarz, a wtedy zaczęły trząść jej się ręce.
– Muszę iść.
Odwróciła się i była już na klatce schodowej, gdy dobiegł ją jego głps.
– Annabeth! Co się stało? Czy wy… – Niedokończone pytanie zawisło w powietrzu, gdy jej ojciec wpatrywał się w nią błagalnie.
Zdołała przywołać na twarz blady uśmiech.
– Nie martw się o mnie tato. Uda mi się. Zawsze mi się udaje.
I wybiegła na ulicę.
Nawet nie kłopotała się wsiadaniem do taksówki. Empire State Building stało tuż przed nią.
Puściła się biegiem, a śmiech starek niósł się za nią przez całą ulicę.
Wbiegła do budynku i nawet nie czekając na odźwiernego, wpadła do windy. Mężczyzna rzucił jej jedno, krótkie spojrzenie i przesunął kartą po czytniku. Winda ruszyła.
Na Olimp wbiegła w ostatniej, zdaje się, chwili. Nimfy, herosi i bogowie obrzucili ją uważnym spojrzeniem, gdy wpadła do Sali Tronowej, gdzie wszyscy już się zebrali i najwyraźniej czekali już tylko na nią.
Starając się wyglądać jak najgodniej, w tej niegodnej sytuacji, pokłoniła się Olimpijskiej Dwunastce i przywołała stanowczy wyraz twarzy.
– Zaczynamy – rozbrzmiał głos Zeusa – OLIMPIJSKIE OBRADY!
W pomieszczeniu zagrzmiało i przez chwilę moc zebranych zdawała się nieść w powietrzu, nadając słowom jeszcze większe znaczenie.
Zeus rozpoczął długą przemowę, i Annabeth była zdumiona, że można tyle gadać, a w sumie nic nie powiedzieć. W końcu, Pan Niebios umilkł, a Atena przywoła dziewczynę ruchem dłoni.
– W świetle zaistniałych zdarzeń, trzeba będzie podjąć odpowiednie środki – odezwała się.- Ale zanim bogowie cokolwiek zadecydują, najpierw wysłuchamy faktów z pierwszej ręki. Moja córka, Annabeth Chase, przebywała w Tartarze, udało jej się z niego wydostać, a następnie pomogła i była świadkiem zamknięcie Wrót Śmierci. – Bogini urwała, jakby wyzywając kogoś, by podważył, to co mówi. – A teraz opowie nam to sama. Annabeth?
Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wystąpiła na środek, zupełnie, jak niecały rok temu.
Za nią zebrali się wszyscy, o których prosiła, a może nawet i więcej. Jej przyjaciele z wyprawy. Grover z duchami natury. Tyson, nie mogący przestać płakać. Thalia z Łowczyniami. Chejron. Było ich tak wiele, i wszyscy zjawili się tu dla jednego. A ona wciąż wiedziała, że to za mało.
Więc zaczęła mówić. Opisała Tartar, najlepiej jak umiała, by pokazać wszystkim wagę sytuacji. A potem to, jak Percy poświęcał sie dla niej, wystawiał dla potworów, bo ona była ranna i nie mogla walczyć. Następnie przeszła do jego odwagi w jaskini; kiedy wrócił po nią do Tartaru, ale nie poświęcił dla niej całego świata, tak jak wszyscy przypuszczali, lecz poświęcił sam siebie. Mówiła o proteście Gai, o jej słowach i krzykach. A cała sala siedziała i słuchała, nie chcąc wierzyć, że to prawda.
– Czekaj – przerwała jej w pewnej chwili Rachel. – Gaja wypowiedziała przysięgę?
Rudowłosa Wyrocznia dzisiaj wyglądała wyjątkowo upiornie. Jej wielkie, zielone oczy zdawały się jeszcze zwiększyć, a kaskada włosów uciekła z kucyka i teraz okalała jej twarz, jak jakaś grzywa. Miała na sobie stary, grecki strój, jakby chciała podkreślić, że jest wyrocznią, a nie zwykłą, śmiertelną nastolatką.
– Tak. – Annabeth skinęła głową. – Albo klątwę, nie wiem. Ale…
– Chwila. A czy ta klątwa nie brzmiała może tak?
Rachel zamknęła oczy, a zaraz wybuchł dookoła niej zielony dym i słowa wyleciały jej z ust:
Dziesięć mija długich lat
Krew na Duszę, Dusza w Piach
Kto klątwy tytana zaznał raz
Pozna znów jej letni smak
Niebo wyda nowy Cień
Ofiar toczyć się będzie szlak
Aż heros stary ocali was
W sen zapadam dzisiaj tak
Obudzi mnie najpotężniejsza z Klacz
Ona zburzy stary świat
A Inferno Interny przestanie trwać
Jak jeden mąż wszyscy zabrani naraz zaczęli się przekrzykiwać, a Annabeth mogła tylko patrzeć na ogarniający ją chaos.
– Bzdury!
– Gaja odeszła? Niemożliwe!
– Klacz ma ja przebudzić, tak? Na pewno chodzi o dziecko Posejdona!
– Nie, przestańcie! To przepowiednia, nie można jej zrozumieć!
Zaczęli się kłócić. Bogowie z bogami, herosi z herosami… Wszystko było nie tak.
– CISZA! – zagrzmiał Zeus, skutecznie zamykając usta krzyczącym. – Giganci zapadli się pod ziemię. Wojska potworów wycofały swoje szeregi. Gaja rzeczywiście zniknęła i wojna została odroczona… przynajmniej na teraz. A co do naszego półboga… Nawet nie wiemy czy wciąż żyje. Czy warto ratować kogoś, kto może być już martwy?
Niektórzy pokiwali głowami. Annabeth rozejrzała się rozpaczliwie, poszukując sojuszników, ale nikt nie mógł nic zrobić.
Wtedy jej wzrok natrafił na lodowego giganta…
– Jego miecz! – krzyknęła.
Zeus wyglądał na zbitego z tropu.
– Przepraszam, co?
Podbiegła do giganta i wskazała na miecz, wystający z lodu.
– Utknął. Ale jeśli uwolnimy miecz… To powróci do Percy’ego. Miecz zawsze powraca do właściciela…
– Dopóki właściciel żyje – dokończyła Atena, patrząc na córkę z uznaniem. – To dowiedzie czy syn Posejdona żyje. Hefajstosie, jeśli mógłbyś.
Bóg ognia skinął głową, ale zanim zdążyłby cokolwiek zrobić, do Annabeth podszedł Leo.
– Właściwie… To jeśli można, wolałbym ja. Jestem coś winien Percy’emu.
Bogowie skinęli głową na znak zgody, a chłopak utworzył w dłoniach mały płomień i zabrał się do roztapiania. W międzyczasie rozległy się głosy protestu.
– No i co z tego, jeśli chłopak przeżył? – burknął Ares. – Mamy przetrząsnąć Tartar dla jednego herosa?
Wielu skinęło głowami, a Annabeth poczuła złość.
– Ten jeden heros uratował ci tyłek! – Z tłumu rozległ się głos Thalii. – Uprzednio go skopawszy!
Łowczyni wynurzyła się z tłumu, a Annabeth poczuła, jak jej ciało zalewa ulga.
– Thalio. – Artemida wyglądała na zagniewaną, i jednocześnie rozbawioną. – Nie wolno tak się odzywać do boga. Nawet tobie.
Ares był czerwony ze złości, a dookoła rozległy się zszokowane westchnienia.
Thalia miała tyle rozumu, by przeprosić.
– Wybacz, panie Aresie. – Dziewczyna wystąpiła na środek, srebrna tiara dumnie błyszczała na jej głowie. – Ale to dla mnie niepojęte. Perseusz Jackson jest kimś więcej, niż tylko herosem. To mój przyjaciel. I nie będę stała bezczynnie, gdy dzieje się niesprawiedliwość. Uratował Olimp! I to nie raz! Nie bez powodu zaproponowaliście mu bycie bogiem. – Dziewczyna rzucała nieśmiertelnym ostre spojrzenia i nie jeden ugiął wzrok. – Zobowiązaliście się! A teraz wywiążcie się z zobowiązań! Jesteście. Nam. To. Winni.
– A jeśli on uwolni Gaję? – Zapytała oschle Atena. – Pomyślałaś o tym? Przepowiednia mówi jasno: Obudzi mnie najpotężniejsza z Klacz, ona zburzy stary świat. Konie stworzył Posejdon. O kogo innego może chodzić?
– Jeśli zostawicie go w Tartarze, to na pewno wam nie pomoże, i wtedy owszem, może przebudzi Gaję!
– Thalia. – Annabeth powstrzymała dziewczynę. – Proszę cię. Uspokój się.
Brunetka wyraźnie chciała coś jeszcze powiedzieć, ale zamiast tego obróciła się i zniknęła w tłumie.
– Proszę was. – Annabeth spojrzała na Hadesa. – Wysyłacie do Tartaru najgorszych. On na to nie zasłużył. Wiecie to. Uratujcie go.
Miecz z brzękiem upadł na podłogę. I …
Wciąż tam leżał.
Dziewczyna spojrzała ze strachem na bogów, a już zwłaszcza na Posejdona. Pan Mórz zbladł, i zrozumiała, że bóg niczego nie trzyma w zanadrzu. To był jego plan. I zawiódł.
Zeus odchrząknął.
– No cóż, wydaje mi się, że…
Ale wtedy rozbłysło białe światło, i przez chwilę nic nie było widać. A gdy Annabeth z powrotem otworzyła oczy, dobiegł ją zduszony okrzyk.
Miecz zniknął.
*
Annabeth weszła do domku numer trzy i zamknęła za sobą drzwi.
Nie była w stanie znieść spojrzeń swoich braci i sióstr, a to miejsce… To miejsce było jedynym miejscem, gdzie chciała być.
W powietrzu unosił się zapach morza, a fontanna pośrodku pokoju zdawała się odbijać wszelkie troski.
Dziewczyna podeszła do łóżka i zamarła
Róg Minotaura, który zwykle wisiał u jego głowy, teraz spoczywał na pościeli i… coś było z nim nie tak.
Był rozłupany na dwie części, dokładnie po środku. Ktoś musiał cisnąć nim o ziemię… albo cisnąć coś w niego.
Stała tak przez chwilę, wpatrując się w zniszczone trofeum, i nagle coś się w niej obudziło.
Chwyciła w dłonie dwa kawałki rogu i próbowała je ze sobą złożyć.
Szybko jednak spostrzegła, że brakuje czegoś jeszcze. Jakiś mały, ale istotny kawałek gdzieś się zawieruszył i bez niego róg był nie do złożenia.
Był…
Niekompletny.
Usiadła na łóżku i zaczęła płakać.
Komentarze! Przypominam, że mam urodziny, tak? Niech będą i wredne i nieprzychylne, ale niech będą! Okej?
Przeczytałam to dziś o dziewiątej na FF i dalej moje zdanie się nie zmieniło: genialne. Love it <3333
A z okazji urodzin życzę Ci najlepszego. Dużo uśmiechu, szczęścia, czeeeekolady, męża milionera, lamborghini i wydania własnej książki 😀
Wszystkiego najlepszego, sto lat i w ogóle co tam chcesz!!! Aleja też będę okrutna i napisze tobie tylko, że to jak zwykle jest świetne
Jezu… Cudowne… Zapewne spędzę dzisiejszy dzień gapiąc się w ekran i usiłując przypomnieć sobie gdzie jestem. Po prostu brak mi słów, żeby opisać to cudeńko.
A z okazji urodzin życzę ci duuużo szczęścia, zdrowia, czekolady, jeszcze więcej weny i spełnionych marzeń. I po prostu wszystkiego czego sobie zamarzysz.
No dobra. Jak chciałaś, tak masz. Proszę, oto komentarz dedykowany specjalnie dla ciebie.xD Ale zanim będę słodzić, to najpierw muszę trochę „posolić”. Tak więc zaczynamy.
„Chciałam obejrzeć się”- nie uważasz, że lepiej brzmiało by ” Chciałam się obejrzeć”?
„i” to tak jakby przecinek, więc nie musisz stawiać przed nim no…przecinka. Wyjątkiem jest sytuacja, w której powtarzasz spójnik „i” w tym samym zdaniu.
„siedzącą” zamiast „siedząca”,
„że”, a powinno być „ze”,
” Jazda po Nowym Jorku autem,a już zwłaszcza starą, rozlatującą się taksówką, bywa .”- to zdanie jest jakieś…niedokończone. Chyba zjadłaś w nim ostatnie słowo.
„Chce” zamiast „chcę”.
„kobiety była”- chyba „były”, co nie? I w ogóle w tym zdaniu wystąpiło powtórzenie słowa „kobiety”.
„Jedne punkt”- „jeden punkt”,
„Wiec”, a powinno być „więc”.
„głps- chyba chodziło ci o „głos”
„przywoła”- „przywołała”
„mogla”- „mogła”
Dodatkowo raz postawiłaś myślnik w złym miejscu. No dobra,skończyłam. Dodam jeszcze, że masz super pomysły (zwłaszcza ten z włączeniem greckiego do dialogu) i uwielbiam twoje opka, a zwłaszcza ich długość. Jest wprost powalająca! A na koniec… Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Spełnienia marzeń i takich tam, szczęścia, zdrowia, pomyślności, zdrowia i radości.
To było boskie!!!!! 😀 Z okazji urodzin życzę ci dużo weny, radości i zadowolenia z życia (bez względu jakie ono jest). Mam nadzieję, że szybko dodasz następną część.
Ta część jest wspaniała. Bardzo podobała mi się ta determinacja Annabeth. Fakt, zwykle nie grozi „miłym, starszym paniom” I ta końcowa wypowiedź Sally… Cudo! Muszę róniweż przyznać, że przepowiednia/klątwa/czy co to w ogóle jest (niepotrzebne skreślić) wyszła Ci wspaniale. Najbardziej spodobał mi się ten fragment, w którym Annabeth ją rozpracowywała. Efekt wręcz magiczny Gdybym już miała się czepiać, to może sugerowałabym trochę rozbudować opisy. (Jak wyglądały Graje? Albo ojciec Annabeth? tak na przykład…) Ale ogólnie jestem pod wielkim wrażeniem i mentalnie biję Ci brawa
I wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Szczerze mówiąc, nie jestem zbyt najlepsza w składaniu życzeń, więc czegokolwiek sobie zamarzysz, ja się pod tym podpisuję. I duuuużo weny
Jedno słowo- przecudowne! Język zamiera w gębie. No i życzenia: dużo kasy, marzeń, słodyczy ( 😀 ) i zrób sobie listę życzeń oraz marzeń, a ja się pod nią ozdobnie podpisuję, iż się zgadzam na warunki 😉
Ps. Na ciąg dalszy tego opka wyczekuję z nicierpliwością
AAA przepraszam, że dopiero teraz ;_______; Strasznie mi się podobało, jsteś niesamowita, że tak cudownie piszesz 😀
Życzę ci spóźniona, ale zawsze coś nie? no to wielu prawdziwych przyjaciół niesamowitych wspomnień i zdrowia Sto lat!