Tak, tak, rozdział nie najdłuższy, ale rozkręcam się i te pięć, sześć stron w Wordzie to też coś. W ogóle jestem na wakacjach, gdzie powinnam (!) odpoczywać, a internet mam tylko w restauracjach ( zdajecie sobie sprawę jak to dziwnie wygląda, kiedy stoję pośrodku pokoju z laptopem, bo tu Wi-Fi jest najsilniejsze, a dookoła mnie krążą kelnerzy i patrzą na mnie, jak na wariatkę?), więc to cud, że jest dodany rozdział. Zresztą, muszę powiedzieć, że wyjątkowo jestem z niego stosunkowo mocno dumna. Dłużej nie nawijam i zapraszam.
Soundtrack : Twice – Little Dragon.
Dedykowane
Rivalii
( nie jest to kilkanaście, lecz kilka stron, ale wiedz, że naprawdę się starałam)
Rozdział II
PERCY
RZECZ W TYM, ŻE WALKA Z ARMIĄ POTWORÓW, którzy po każdym zabiciu odradzają się i wyskakują ci każdorazowo zza pleców, kiedy już zdążyłeś o nich zapomnieć, nie jest łatwa.
Nie pomaga również fakt, że po przejściu tysięcy kilometrów piekła, jedyne, czego chcesz i do czego jesteś zdolny, to ułożyć się spokojnie na kawałku ziemi i umrzeć. A już sytuacja, w której walczysz ramię w ramię z najcenniejszą dla ciebie na świecie, ranną osobą, pozostawia wiele do życzenia. O tak, Percy mógł wiele powiedzieć na ten temat. Dlatego też, gdy jego dziewczyna, partnerka wojenna i po prostu najlepsza przyjaciółka, Annabeth została brutalnie zabrana z jego boku i rzucona o ścianę, zareagował dość gwałtownie. A konkretnie zabił sprawcę.
Kiedy później próbował wytłumaczyć zdarzenia, które po tym nastąpiły, nie był w stanie. Pamiętał dość dobrze jedno.
Ogarnął go amok. Rozpłatał dziesiątki, setki, a może po prostu garstkę potworów, próbując przedrzeć się do blondynki. W uszach wciąż rozbrzmiewał mu dźwięk jej bezwładnego ciała uderzającego o ścianę i towarzyszący temu gruchot kości. Nie dostrzegł nigdzie krwi, ale nie był pewien, czy ma być za to wdzięczny, czy nie. Z otwartą raną mógł sobie jeszcze poradzić; przynajmniej wiedział, czym jest problem, gdzie się znajduje i jakiej jest wielkości. Inaczej czuł się bezsilny.
Dotarł do dziewczyny akurat na czas, by uratować ją przed rozszarpaniem na pół. Zamiast tego to syn Posejdona rozszarpał piekielnego ogara, i tym razem nawet przez myśl nie przeszła mu Pani O’ Leary. Liczyła się tylko Annabeth.
Ukląkł u boku dziewczyny, nie przejmując się kompletnie szalejącą za plecami bitwą, i próbował ocucić blondynkę.
– Annabeth… – wyszeptał. – No dalej dziewczyno, ocknij się. Mądralińska…
Kątem oka dostrzegł zbliżającego się niebieskiego olbrzyma, hiperborejczyka, i podniósł się. Musiał odciągnąć tego giganta od dziewczyny, zanim ten zdążyłby ją zamrozić. Wiedział, że to uczyniłoby sprawę zamkniętą, definitywnie i nieodwołalnie. A on nie zamierzał tak łatwo odpuścić pewnej przemądrzałej córce Ateny.
Skoczył na równe nogi i oddalił się jak najbardziej od Greczynki, jednocześnie skupiając na sobie uwagę niebieskiego ludka.
– Hej! HEJ, TY!
Olbrzym obrócił się w jego stronę i wydał z siebie coś ala chrumknięcio-chrząknięcie, zupełnie jakby chciał zapytać: ja?
Percy nie znał, co prawda, języka wielkich, niebieskich ludków, ale postanowił strzelać.
– Tak, do ciebie mówię ty wielki, mrożony jogurcie jagodowy! CHODŹ TU I MNIE ZŁAP!
Jak można się było spodziewać, olbrzym zareagował w jedyny znany sobie sposób. Ryknął i natarł.
Jego wielki, mrożony, niebieski tyłek nie był w stanie nadążyć za młodym herosem, który bardziej skakał, niż walczył, z każdym krokiem oddalając się coraz bardziej od Annabeth. Percy nie był w stanie powiedzieć czy to dobrze, czy raczej źle.
W pewnym momencie poczuł na plecach oddech walczącej armii i zadecydował. Oddalił się już wystarczająco daleko i mógł działać. Czas się zabawić.
Zlokalizował niebieskiego potwora, jednocześnie pozostając dla niego ukrytym. Olbrzym kręcił się w kółko, wypatrując herosa, i Percy zamierzał dać mu dokładnie to, czego chciał.
Szybko, zanim ten zdążyłby go zauważyć, wbiegł na skałę koło potwora, i skoczył mu na nogę, wbijając Orkan głęboko w wielkie cielsko. Nie minęła minuta, a olbrzym pokrył się lodem, i Percy zsunął się bezpiecznie po jego łydce. Pozostawał jeszcze tylko jeden problem.
– Cholera – mruknął chłopak. Miecz pozostawał wbity w nogę potwora, a Percy nie bardzo czuł się na siłach, by przepychać się z wielką bryłą lodu. Przeklinając raz po raz, i modląc się do bogów, żeby miecz i tym razem powrócił do jego kieszeni, popędził z powrotem w stronę Annabeth, nie mogąc dłużej pozwolić sobie na przerwę.
Kiedy w końcu tam dotarł, serce omal nie podeszło mu do gardła. Dziewczyna zniknęła. Nigdzie nie było śladu jej, ani potwora, z którym teoretycznie mogłaby stoczyć walkę, gdyby się ocknęła.
Percy zaklął raz jeszcze, i jeszcze, aż w końcu wyczerpał mu się zapas słów, i musiał spojrzeć w górę. Dopiero teraz dotarło do niego, jak wiele, i jak wielkie błędy popełnił.
Cały ten czas, który spędził na odciąganiu jednego, jednego olbrzyma, jego przyjaciele wypruwali sobie żyły walcząc z potworami jeden do dwudziestu. I to na dodatek w liczbie sześciu osób. A potwory zdawały się wylewać zza Wrót Śmierci, będąc jedną, niekończącą się falą tsunami. Percy wiedział, jakie zagrożenie stanowiła tsunami. I wiedział, że należało wtedy uciekać.
– Uważaj! – krzyknął zupełnie niepotrzebnie na Hazel, która leżała jak długa na ziemi, z drakainą, unoszącą się nad jej powalonym ciałem. Jednym, szybkim susem doskoczył do potworzycy i nie mając w zasięgu żadnej broni, zrobił jedyne, co mu pozostało. Rzucił się na plecy drakainy i objął ją za szyję rękami. Wątpił co prawda, żeby udało mu się ją w ten sposób udusić, zresztą nawet jemu taka śmierć wydawała się zbyt brutalna, ale dało to przynajmniej czas Hazel na ocknięcie się. Drakina pluła, syczała i charczała, aż w końcu runął z jej pleców i córka Pluto wbiła w nią miecz.
– Dzięki – wysapał, przyjmując wyciągniętą dłoń przyjaciółki. – Dłużej już nie wytrzymywałem.
Dziewczyna zaśmiała się.
– Ty nie wytrzymywałeś? Człowieku, uratowałeś mi życie. Zresztą, nie pierwszy raz.
Uśmiechnęła się do niego i mimo zmęczenia w jej oczach, widać było, że jest, przynajmniej chwilowo, jako tako szczęśliwa. Zanim zdążyłby zaprotestować, przyciągnęła go do siebie i mocno uściskała.
– Tak strasznie się cieszę, że żyjecie – wyszeptała mu do ucha, tym samym przypominając mu o pewnej blondynce.
– Annabeth – mruknął.
Hazel pokiwała głową.
– Ach, tak. To chyba w sumie dobrze, nie? Zastanawiam się, co takiego wymyśliła.
Spojrzał na nią zdezorientowany.
– O czym ty mówisz?
Teraz to ona się zdziwiła.
– Zobaczyłam ją przy ścianie, jak szła na czworaka w ich stronę – powiedziała dziewczyna, wskazując na walczących przyjaciół.- Co mi przypomina…
Ruszyła w stronę potworów, ale Percy przytrzymał ją za ramię, zanim zdążyłaby uciec.
– Czekaj. Gdzie ją widziałaś?
Hazel wskazała na ścianę, jakieś dwadzieścia metrów przed nimi i zmarszczyła brwi.
– Hmm… Dziwne. Teraz jej nie ma, ale była tam, pamiętam to, na pewno tam była. Zaskoczyła mnie, bo myślałam, że … no wiesz. I dzięki temu drakaina zdołała mnie obezwładnić i resztę już znasz. A teraz wybacz, ale Frank chyba potrzebuje mojej pomocy.
Percy zawahał się na ułamek sekundy, zanim do niej dołączył. Chciał iść szukać Annabeth, ale zbyt długo zabawił, nie walcząc. Podniósł z ziemi miecz jakiegoś poległego herosa, i starając się za bardzo o tym nie myśleć, zaczął toczyć nim śmiertelny bój.
Teraz mógł tylko mieć nadzieję, że dziewczyna ma w zanadrzu jakiś dobry plan.
*
Percy nie wiedział ile trwała walka.
Przeczuwał, ba właściwie wiedział, że jej wynik nie będzie dla nich zadowalający, ani w żadnym wypadku optymistyczny. Przyjaciel zawsze śmiali się z jego naiwności, łatwości z jaką wierzył w ludzi; wrogowie nieraz kpili z niego, że zawiedzie się na swoich przyjaciołach prędzej, czy później.
Ale Percy nie był głupi. Chciał wierzyć we własną siłę, siłę przyjaciół i możliwości. Wiedział jednak, i to od dłuższego czasu, że nadejdzie bitwa, której nie będą w stanie przetrwać. Że choćby, nie wiem, jak mocno walczyli, jak bardzo się starali, polegną.
I obawiał się, że to właśnie była taka bitwa.
Dlatego też, gdy w pewnym momencie zabrakło mu potwora do zabicia, zdawało mu się, że to koniec. Że poległ w bitwie, nieświadomie, jakiś czas temu.
– Zabiliśmy ich? – wymamrotał nieśmiało Leo, który praktycznie był bez koszulki, spalonej przez niego niechcący w tkacie walki.
A więc jednak nie.
– Na to wygląda. – Jason uśmiechnął się triumfalnie, ale Percy wciąż nie mógł pozbyć się uczucia, że coś jest nie tak.
– Percy! Żyjesz! – Leo zaśmiał się radośnie, a syna Posejdona ogarnęła irytacja. Jak ten chłopak mógł się śmiać? Czy nie wyczuwał, czy oni wszyscy nie wyczuwali, że coś jest mocno nie tak? Że czegoś brakuje?
Ale grupka herosów natychmiast zamknęła go w szerokim uścisku, i gdzieś pomiędzy smrodem spalenizny, wydobywającym się z Leona, własnym bólem, z powodu rany, odniesionej w Tartarze, i zapachem zboża, unoszącym się wokół Piper, zdał sobie sprawę, na czym polega problem.
– Annabeth. – powiedział, stanowczo wszystkich od siebie odpychając. – Gdzie jest Annabeth?
Najwyraźniej dopiero teraz dotarło do nich, że pewnej blondwłosej córki Ateny nie ma z nimi.
– Och Percy… – szepnęła Piper, ze łzami w oczach. – Ona chyba… To moja wina. Krzyknęłam do niej i przez to… Och Percy, tak strasznie przepraszam…
Jason objął dziewczynę ramieniem i przyciągnął ją do siebie.
– Nie możesz się obwiniać. To nie była twoja wina, tylko wypadek. To było…
– To nie to. – przerwał im ostro Percy.
Piper zdawała się otępieć.
– Co?
– To nie to. – powtórzył. – Annabeth przeżyła upadek.
Piper zaczęła kręcić głową, łzy zbierały jej się na policzkach.
– Ja wiem, że tak byś chciał. Wszyscy byśmy chcieli, ale…
– Percy ma rację. – wtrąciła się Hazel. – Widziałam ją, póżniej, po uderzeniu. Czołgała się co prawda, owszem, ale była jak najbardziej żywa. Musimy ją znaleźć. I to szybko.
Szok po stracie najbliższej z przyjaciół i jej odzyskaniu szybko minął, i zaraz każdy, razem i z osobna zaczął przeszukiwać jaskinie. Po paru minutach Percy opadł zrezygnowany na kamień, a zaraz obok niego Nico.
– Nie rozumiem. – wymamrotał syn Hadesa, jakby z trudem przeszło mu to przez gardło.
– Czego nie rozumiesz?
– Te potwory? Dlaczego zniknęły?
Percy uniósł brew.
– Zabiliśmy je.
Nico pokręcił głową ze skwaszoną miną.
– Tak, ale… wcześniej też to robiliśmy. A i tak pozostawało ich więcej. A teraz? Dlaczego nie wracają? Przecież wrota są otwarte. Czemu przez nie nie przejdą? Co ich trzyma z drugiej strony?
Percy poderwał się gwałtownie, a cała szóstka wlepiła w niego wzrok.
– Co? – zapytał Frank. – Co się dzieje?
– Znaleźliście ją? – dodał Jason z nadzieją, ale brunet zignorował ich obydwoje.
– Annabeth. – skierował się do Nica. – Powiedziałeś, że nie wyczuwasz jej linii życia jako przerwanej, tak?
– Tak, ale już wam mówiłem. Nie wyczuwam jej też żywej. Zupełnie tak, jakby jej nie było. Zupełnie tak, jakby…
Ich spojrzenia skrzyżowały się, a on już wiedział.
– Och nie… – westchnął Nico.
Ruszył gwałtownie przed siebie, a pozostali podążyli za nim, zadając mnóstwo pytań.
– Percy! Percy co się dzieje? Wiesz gdzie jest Annabeth?
Zatrzymał się, a Nico skinął głową.
– To dlatego potwory nie wracają. Annabeth zamknęła wrota. Musiała zamknąć je od tamtej strony, kiedy walczyliśmy.
– O bogowie… – wyszeptała Hazel. – To znaczy… To znaczy, że jest … Że jest w…
– Tak. – Percy skinął głową. – W Tartarze. I zaraz ją stamtąd wyciągnę.
Świetne. Te napięcie i wrzeszczenie Percy”ego do potwora – normalnie jakbym czytała książkę.
Jak już mówiłam uwielbiam cię i czekam na dalszy ciąg 😉
Cudowne. Uwielbiam to opko. Ma w sobie to… to COŚ. Czekam na cd 😀
Jeju uwielbiam to. Niesamowite, cudowne, najlepsze. Choć trochę razi mnie to, że oni nie zorientowali się od razu, że Annabeth zamknęła wrota. All cóż. Leo bez koszulki *-*
No fajne, bardzo fajne Podobał om się, ale jak mam być szczera, czegoś mi brakowało… Nie wiem czego, nie umiem powiedzieć, przepraszam… Ale i ta k będę czytać dalej, bo zakładam, że masz genialny pomysł
Świetne, poprzedniego rozdziału chyba nie czytałam, ale to jest naprawdę super. Twój styl pisania jest bardzo podobny do książki. Czekam na cd 😀
Wow! Po prostu wow! To jest genialne. Teraz nic tylko czekać na cd. Pozdrawiam
Percy… Po prostu jest słodki kiedy chodzi o Annabeth. Świetnie wyszła ci ta część 😀 Naprawdę dobrze prowadzisz fabułę. Ze zniecierpliwieniem będę czekała an cd 😀
Uwielbiam twoje opko. Jest wspaniałe. Aż sama się sobie dziwię, że to nie ja to napisałam. Poza tym mam takie pytanie… Skoro wrota są zamknięte to albo w jaki sposób Percy chce odnaleźć Annabeth, bo raczej nie będzie ich na nowo otwierał, a lecenie Argo II do Los Angeles albo Wrót Orfeusza jest bezsensowne?