Dedykacje dla wszystkich którzy pomagają mi korygować błędy (mimo, że czasami zapomnę się do tych rad stosować :P)
Pył powoli opada. Stopniowo wraca mi słuch. Słyszę krzyki ludzi. Spanikowane krzyki ludzi. Nie wiem co jest grane i szczerze nie chcę wiedzieć. Mój organizm nie wytwarza już tyle adrenaliny co przed chwilą, co powoduje, że robię się głodny i senny. Zmuszam się by ustać na nogach, co nie jest wcale łatwe, gdy trzęsą się jak galareta. Wreszcie mogę wszystko wyraźnie zobaczyć. Wcale nie jestem pewny czy dobrze wszystko mózg przetwarza. Widać życie ciągle potrafi mi robić niespodzianki, mimo tego, że już tyle widziałem na oczy w ciągu tych dwóch godzin. Myślałem, że zaliczyłem już wszystkie dziwactwa na tym świecie. Jak widać myliłem się. Klękam z wrażenia. Jedyną pociechą w tej sytuacji jest fakt, że potworów nie ma i jak na razie nic mnie nie zje. Jednak jest coś jeszcze. Jak by to powiedzieć, klęczę na kawałku szarego betonu, a przede mną szerzy się ogromna czarna przepaść. Pierwsza moja myśl:
No i jak przedostanę się na drugą stronę?
Druga moja myśl:
Co tu się właściwie stało?
Nie mam siły wstać. Czuję się senny, mrugam oczami, żeby się rozbudzić. Wbrew woli pomagam rękami się podnieść. Moja głowa pierwsza protestuje. Pulsujący ból. No nic, trzeba jakoś wytrzymać. Stoję. To już sukces. Podchodzę do krawędzi przepaści. Patrzę w dół. Nie widać dna. Z trudem przełykam ślinę. Wciągam powietrze. Ciekawe ile ludzi tam wpadło. Wydycham powietrze. Trzeba będzie przefrunąć.
***
Wielki wybuch. Krzyki ludzi. Ryk potworów. Przerażające. Ciarki przechodzą mi po plecach. Ciekawe czym jeszcze zaimponuje mi ten nieszkolony heros. W powietrzu czuje się mnóstwo uwolnionej energii. Na sto procent robi to nieświadomie. Co teraz? Mam czekać, aż przyjdzie pomoc i pozwolić mu zniszczyć całe miasto? Nie mogę. Nie mam czasu czekać. Francuski obóz znajduje się w Tours. Pomoc przybędzie najwcześniej jutro rano. Kręcę głową w zamyśleniu. Ryzykować, czekać, ryzykować, czekać, ryzykować, czekać. Ryzykować. No trudno, ale bezpieczeństwo Paryża jest ważne. Nie mogę pozwolić by więcej ludzi zginęło, muszę zacząć działać. Sam rozprawię się z tym dzieciakiem.
***
Szukam bezpiecznego miejsca, gdzie mogę odrobinę odpocząć. Jestem brudny, wyczerpany, głodny i spragniony. Nie mam żadnych pieniędzy, gdyż zgubiłem je w trakcie ucieczki. Mogę pożegnać się z ciepłym posiłkiem. Mogę pożegnać się z jakimkolwiek posiłkiem. Zastanawiam się, czy nie zadzwonić do taty, jednak ta chęć trwa to zaledwie sekundę. Po pierwsze nie uwierzy. Po drugie będzie chciałby mnie zamknąć w psychiatryku. Zresztą nawet nie próbowałby mnie zrozumieć. Nie wiem czy w ogóle obchodziłoby go co się ze mną dzieje. Zawsze staram się tłumić to uczucie, ale w głębi duszy chciałbym więcej czasu z nim spędzać. Zawsze rzadko widywałem się z ojcem. Przyjeżdżał czasami do domu na kilka dni. Pytał się mnie o jakieś mało znaczące rzeczy np.: jak mi idzie w szkole oraz opowiadał mi na jaką kolejną wycieczkę mnie wyśle. To było wnerwiające. Tyle razy mu mówiłem, że chcę posiedzieć sobie w domu i mieć święty spokój, ale on nie słuchał. Nie znosi sprzeciwów. Kiedy tylko zaczynałem się kłucić , jego czarne oczy wpatrywały się we mnie, a ja czułem, że przewiercają mnie na wylot. Dziwne jak bardzo się różnię od taty. On ma czarne włosy, czarne oczy, jasną karnację, niemal białą.
Ja za to mam blond włosy, niebieskie oczy i ciemną karnację. Jestem całkiem podobny do mojej mamy. Byłej mamy. Kochałem ją bardzo mocno. Ona zawsze mnie rozumiała. Z każdym problemem mogłem się do niej zwrócić. Tyle razy narzekałem na ojca. Mówiłem jej, że na pewno nas nie kocha, że odchodzi tak często, a wraca dopiero po kilku latach. Mama wtedy zawsze mówiła, że tatuś ma bardzo trudną i odpowiedzialna pracę i, że nie może tak często nas odwiedzać. Z czasem zrozumiałem przełamałem moja niechęć do niego. Można powiedzieć, że go pokochałem, bo w końcu zarabia na nas i mamy zapewniony dobrobyt. Szanowałem go, aż do czasu… do czasu kiedy mama umarła… Byłem wtedy na wycieczce w Ameryce z ciotką. Nawet nie było tak źle, dało się przeżyć. Miałem wtedy osiem lat. Jednak odliczałem dni do powrotu. Do dnia w którym znowu zobaczę śmiejącą się twarz mojej mamy i razem będziemy spędzać czas. Niestety ten dzień nigdy nie nadszedł. Kiedy wparowałem uradowany do domu zacząłem wołać na cały głos:
– Mamo! Mamo! Wróciłem!
Odpowiedziała mi cisza. Zdziwiłem się. Czułem jakąś pustkę. Czułem w podświadomości, że coś jest nie tak. Wszedłem do kuchni. Zobaczyłem mojego tatę siedzącego przy stole tyłem do mnie. Stałem cicho bojąc się odezwać. Powoli podszedłem do niego. Wtedy on się odwrócił i powiedział:
– Mama nie żyje
Dosłownie mnie zatkało. Jak to? Mama? Jak to nie żyje!? To nie mogło się stać. Ja ją kochałem!
Tata wstał by mnie złapać za ręce, ale ja je cofnąłem. Patrzyłem mu w oczy. Wyczytałem, w nich ból. Tata nie kłamał, a mama naprawdę odeszła. Do oczu wdzierały mi się łzy. Nie potrafiłem ich powstrzymać. Upadłem na ziemię i po prostu zacząłem płakać. Płakałem bardzo długo. Wołałem moja mamę. Bardzo głośno. Chciałem, żeby to był tylko sen, że zaraz się obudzę z tego koszmaru, a mama będzie nade mną stała i pocieszała, że nic się nie dzieje, że jest przy mnie i już będę na zawsze bezpieczny. Wtedy ojciec ukląkł przy mnie i powiedział:
– Musisz być dzielny synu, pamiętaj życie nie jest łatwe, w przyszłości czeka cię wiele bólu i nie łatwych przeszkód do pokonania, więc teraz wstań i zduś w sobie smutek.
Co on wygaduje. Po co miałem zdusić smutek? Po co ukrywać swoje uczucia? Jestem smutny to płaczę, jestem szczęśliwy to się śmieję, jestem zły to krzyczę. Przecież to takie proste. Nie mam zamiaru się powstrzymywać. Kiedy się już wypłakałem, poczułem przypływ złości na tatę. Krzyknąłem:
– To przez ciebie zginęła! Trzeba było być z nią w domu jak mnie nie było! Ale ty masz nas gdzieś!
Pierwszy raz zobaczyłem twarz ojca wykrzywioną w bólu. Czyżby naprawdę żałował, że tak się potoczyły losy? Czy czuł się choć odrobinę winny? Tata złapał mnie i przytulił. Głos mu się trząsł. Mówił do mnie:
– Proszę nie obwiniaj mnie, kiedyś wszystko się wyjaśni. Na razie wiedz, że nie chcę by cokolwiek ci się stało dobrze? Pamiętaj kocham cię.
Te słowa mnie zaskoczyły. Od kiedy pamiętam to pierwszy raz kiedy mój tata mi powiedział, że mnie kocha. W pewnym sensie byłem szczęśliwy. Nie jestem sam. Jest jeszcze ktoś komu na mnie zależy.
Eeeeeee… właściwie dlaczego to wspominam? Przecież to było tak dawno. Teraz wszystko się pozmieniało, wszystko. Mogę zginąć w każdej chwili. Biegnąc szarymi ulicami między wysokimi domkami i wieżowcami. Co chwilę mijam jakiś sklep z odzieżą, kosmetykami oraz sex shop. Masakra ile ich tu jest… Siadam na ławce. Oddycham ciężko. Muszę odpocząć. Muszę się napić. Dziwi mnie jak cicho jest teraz w mieście. Czasami przechodzą koło mnie jacyś ludzie, ale naprawdę rzadko. Tamta eksplozja była naprawdę ogromna. Nic dziwnego, że większość boi się wychodzić. Kto lub co mogło to zrobić? Wątpię by ten ktoś miał dobre zamiary, w każdym razie jestem mu wdzięczny bo mnie uratował.
– Nieźle urządziłeś to miasto, jestem pod wrażeniem.
Wzdrygam się. Znam ten głos. Jest to osoba, którą ostatnim razem wziąłem, za czarnoskórego faceta sprzedającego pamiątki. Odwracam się. Nie muszę chyba mówić kogo widzę. Wstaję szybko z ławki. Gromadzę w sobie moc. Jeden fałszywy ruch, a mężczyzna stanie w płomieniach. Odzywa się do mnie:
– Bo sobie zrobisz krzywdę chłopacze.
Mówi to z udawaną kpiną, jednak ja czuję, ja czuję, że on się mnie boi. Uśmiecham się w duchu. Widać, nie będzie mu łatwo mnie zabić. Zdobywam znaczącą przewagę. Ja mam magię, on nie. A przynajmniej tak mi się wydaje. Odpowiadam przez zaciśnięte zęby:
– Zostaw mnie w spokoju, a zostawię cię przy życiu.
Zabrzmiało to odważniej niż się spodziewałem. No nieźle. Chyba nareszcie przestaję być tchórzem. Przeciwnik uniósł brwi:
– Serio? Chcesz mnie zabić?
– Jeśli nie będę miał innego wyjścia, to się nie zawaham- Mówię.
Czarna postać zakłada ręce. Ciągnie:
– Wyjaśnijmy sobie coś. Źle wszystko zrozumiałeś, wcale nie zamierzam cię zabić, tylko ci pomóc. Po drugie i tak nie dałbyś rady odebrać życie drugiemu człowiekowi.
Może ma rację. Nie, na pewno ma rację, nie dałbym rady go zabić. To nie w moim stylu. Po pierwsze, nigdy nikogo nie zabiłem, po drugie nie umiałbym żyć z myślą, że zabiłem człowieka. Jednak mimo to, nie mogę mu pozwolić myśleć inaczej. Nie mogę stracić tej przewagi którą już zdobyłem. Obcy znowu zabiera głos:
– Przejdźmy do rzeczy. Jak już zauważyłeś nie jesteś normalny. Potwory cię ścigają, próbują cię zabić. Możesz teraz przeżyć szok, ale twoim jednym z rodziców jest starożytny bóg. Może to być twoja mama lub tata.
Co on wygaduje? Moi rodzice są normalni nie są bogami. Mama nie żyją, a tata ciężko pracuje. Czyżby któryś z nich był bogiem? Pytam się:
– Czyli mówisz, że mój tata jest bogiem?
– Albo mama, w twoim przypadku wydaje mi się, że to będzie bogini magii Hekate.
Nie wie zupełnie co mówi. Musiał mnie z kimś pomylić. Widzę, że potrafię czarować, ale moja mama byłą zwykłą śmiertelniczką. Odpowiadam ostro:
– Moja mama nie żyje!
Wzdycha. Kręci głową i mówi dalej:
– Ona żyje Marcin, jest jedną z bogiń.
– Nie prawda! Ona nie żyje! Była normalnym człowiekiem! Nie mogła być boginią! – zaprzeczam. Niech nie robi mi nadziei. Wiem, że ona nie żyje, nawet tata to potwierdził, a ja widziałem jej martwe ciało w trumnie. Skoro uważacie, że to dziwne, iż tata pokazał mi martwą mamę, kiedy ja miałem osiem lat ,to wiedzcie, że mój tata należy do specyficznych ludzi.
– Musisz mi uwierzyć! Nigdy nie słyszałeś żadnego głosu w głowie? Nigdy nikt nie udzielał ci rady, kiedy byłeś w trudnej sytuacji!?
– Moja mama udzielała mi rady, kiedy jeszcze żyła. Umarła kiedy miałem osiem lat!
Bardzo jestem zdenerwowany. Dyszę ciężko. Niech on przestanie. Niech przestanie wciskać mi kity! Widzę jego zdziwioną twarz. Co go tak dziwi? To, że tak się sprzeczam!? To chyba normalne. Czuję w sobie ogromną ilość mocy. No tak, przecież ją zgromadziłem, kiedy chciałem się bronić. Niech to, zapomniałem jej uspokoić. Moje ciało dosłownie pulsuje bólem. Co się teraz stanie ,wybuchnę? Czy moja własna moc rozerwie mnie na kawałki? Obcy nie wie o co chodzi. Podchodzi do mnie i się pyta co jest. Krzyczę mu:
– Nie podchodź!
– Przecież nic ci nie zrobię- mówi spokojnie
Ból jest okropny. Nie mam siły nic powiedzieć. Niech ten dureń ucieka, bo zginie razem za mną! Nie wiem ile to trwa. Dwie minuty, trzy minuty. Nie umiem ocenić. Teraz liczy się tylko ból, oraz uczucie rozpierania energii w moim ciele. Czuję się jakby mała kulka zaczynała się powiększać. Jest już na tyle duża, że się nie mieści w moim ciele. Rozpycha się z całych sił, a ja jestem cały spocony. Mam zamknięte oczy marzę tylko o tym by cierpienie ustało. Chyba na chwilę tracę przytomność. Nie wiem dokładnie co się wokół mnie dzieje. Słyszę jakiś urywany krzyk. Trwa on tylko sekundę. Wiatr się zmaga……. Cisza. Tylko szum drzew oraz śpiew ptaków. Ruszam ręką. Dotykam podłoża. Czuję trawę. Ruszam nogami. Leżę na ziemi. Nic nie boli. Znowu czuję się senny. Otwieram z trudem oczy. Widzę niebo. Zachmurzone niebo. Promienie słońca próbują przedrzeć się przez chmury. Próbuję wstać. Kręci mi się w głowie. Łapię oparcie ławki. Wszystko wygląda tak jak przedtem. Nic poważnego najwyraźniej się nie stało. Jednak nie czuję już źródła mocy. Musiało jakoś magicznie przestać istnieć. Otrząsam się z otępienia. Czegoś brakuje. Tak, zdecydowanie coś jest nie tak. Ktoś krzyczał. Jeszcze nie mam omam słuchowych. Przynajmniej tak sądzę. Rozglądam się. Wszystko jak przedtem. Wzdycham. Co to niby miało być? Odwracam się. Chcę już iść kiedy widzę coś leżącego na ziemi. Otwieram szeroko oczy. Wargi zaczynają mi drgać. Przełykam ślinę. Zaczyna padać deszcz. Czuję mokre krople dotykające mojej skóry. Oddycham ciężko. Nie potrafię się ruszyć. Pada coraz mocniej. Zbiera się na naprawdę sporą ulewę. Wciąż patrzę w jeden punkt. To coś leżące na ziemi to jest człowiek. Martwy człowiek. Człowiek cały we krwi. Kieruję wzrok odrobinę w lewo. Obok niego leży czarny cienki płaszcz porozrywany na strzępy. Ten koleś nie żyje i to ja go zabiłem.
Zakończenie – świetne! Ten opis wzbierającej w nim mocy, potem to, jak się budzi i widzi, co zrobił… Po prostu genialne!
Cały czas zastanawiam się, kto jest jego boskim rodzicem. W poprzednich częściach dałeś do zrozumienia, że to Hekate, bo chłopak ma ogromną moc, poza tym tajemnicza zakapturzona postać to potwierdziła. Ale teraz… Sama nie wiem, co myśleć. Okazuje się, że tak naprawdę to miał matkę przez pierwsze osiem lat, potem ona zginęła…
Akcja bardzo fajnie się rozwija, masz ciekawy styl, dzięki czemu przyjemnie się czyta.
Wow, po prostu pozostaje czekać na następne części. Oby tak dalej
Super
Zgadzam się z Psyche