Dedykacja dla Annabeth24, carmel, Leony99, Melii, Shays, Nożownika7 i Annabelle. Miłego czytania 😀
KENDRA
Co chwila w nocy budziłam się zlana potem. Śniło mi się coś… strasznego. Cały czas mi się zdawało, że zaraz zaatakuje nas jakiś potwór z piekła rodem… Czułam się tak, jakbym miała gorączkę. Ale byłam zimna, nie mogłam mieć wysokiej temperatury. Serce biło mi szybko. Nie mogłam powstrzymać drżenia ramion. Moim ciałem wstrząsały dreszcze. Zadrapania i rozcięcia piekły mnie niemiłosiernie. Krótko mówiąc- czułam się okropnie.
Delikatnie przełożyłam główkę Tori z mojego brzucha na dywan. Mała mruczała wciąż te same słowa- „Proszę, nie! Błagam!”. Przez chwilę się zastanawiałam nad tym, czy jej nie obudzić. Na szczęście po chwili dziewczynka wciągnęła powietrze, odwróciła się na bok i zaczęła wreszcie spokojnie spać. Nie musiałam się więc tym martwić. Wyszłam z szafy. Rozejrzałam się po ciemnym wnętrzu. Chwiejnym krokiem podeszłam do materaca, na którym spał Filip. Spojrzałam na jego zegarek. Druga… Spojrzałam na syna Zeusa. Wyglądał tak słodko, gdy spał…. Ciężko usiadłam na jakimś fotelu. Zwinęłam się w kłębek. Rękami objęłam swoją głowę, która zaczęła mnie boleć. Czułam się, jakby mi w moją biedną łepetynę wbijano tysiąc gwoździ, stukano młotkami i walono w nią pustymi butelkami, zostawiającymi echo, przeraźliwy krzyk. Krzyk Cassandry.
Dlaczego ja muszę to znosić? Ateno, jak mogłaś? Skrzywdziłaś mnie. Teraz mogłabym być zwykłym dzieckiem, nieświadomym potęgi zachodniej cywilizacji…Czemu mi to zrobiłaś… Muszę znosić takie okropności, każdy potwór, którego spotkam, chce mnie zabić. Nawet nie mogę spokojnie spać, co chwila nawiedzają mnie straszliwe wizje, których nie mogę odpędzić. Jeszcze ta cholerna waga… A ty wygrzewasz swój boski tyłeczek na Olimpie i masz mnie głęboko w nosie. Chyba sobie poderżnę gardło… chociaż nie, może się powieszę? Albo sobie podetnę żyły. Mam mnóstwo sposobów na zabicie się. Nie, ja wcale nie mam myśli samobójczych…
No dobra, pierdyknęłam sobie monolog i co z tego mam? Eeee… właściwie to nic. Tylko wykryłam kolejne możliwości zabicia się… trudno, może się przyda na przyszłość. O bogowie, co ja mówię?! Przecież nie chcę się zabić. Ja po prostu mam dość tego… wszystkiego. A może rzeczywiście chcę? Ale czego? Jestem zagubiona… Mam dość tego. Ja już nawet nie wiem, czego chcę. A Cass zawsze wiedziała. Była stanowcza w swoich uczuciach. A ja co?
Cass… Cholera by to wzięła. Jak nie wyzdrowieje, to mnie krew zaleje. No i wracamy do punktu samobójstwa… A co ja się będę męczyć? Będę chciała się zabić, wywołam pierwszego lepszego potworka, stanę sobie przed nim, a on mnie zabije i z bańki… Ja i mój czarny humor. Moje sadystyczne przemyślenia. Życie jest życiem, nic na to, droga Kendro, nie poradzisz. A właściwie trochę chyba odbiegłam od tematu… Coś chaotyczne mam te myśli, muszę się zapisać na jakąś jogę, żeby się uprzątnąć… rany, jak to zabrzmiało. Jakbym się miała posprzątać. No jasne, odkurzacz, zmioteczka i jakaś szmatka na kurze… sprzątam swój umysł. No i znowu odbiegłam od tematu. Co to ja… nie myśli samobójcze, nie generalny porządek mojego móżdżka… acha, Cass. Od razu mnie ta generalna część organizmu boli. Minuta, nie chodzi mi o głowę tylko, serce, idiotko!
Nie uwierzycie, ale zasnęłam. Przedtem oczywiście zapamiętałam, żeby sobie wymyślić taki monolog, przyda się na sen…
Teraz z kolei stałam na jakiejś łące. No super… ciekawe, co mnie teraz zaatakuje. Niby to jest sen, ale trauma zostanie… Ale nie, zobaczyłam tylko jakąś kobietę, w białej todze. Okej, to było trochę dziwne… ale spoko, podeszłam do niej. Spojrzała na mnie. Szare oczy… czarne włosy… coś mi podpowiadało, że…
– Córko – odezwała się melodyjnym głosem.
Acha, fajnie. Dawno nie miałam snów przepowiadających jakąś katastrofę… trzeba nadrobić, co nie?
– Nie ironizuj, moja droga. – Atena położyła mi rękę na ramieniu.
– Acha, teraz zdecydowałaś się łaskawie objawić mi, tak? – poczułam złość.
Super się zapowiada. Zaraz przepowie mi jakiś wybuch, w ogóle umrę w męczarniach, wszyscy umrą razem ze mną. I pewnie oczekuje, że zaraz będę skakać na tą nowinę, będę ją czcić i podziękuję jej.
– Tylko teraz mogę ci przekazać wiadomość – mamuśka teatralnie zaczęła mówić szeptem. Uniosłam brwi, wciąż czując, jak się w środku gotowałam ze złości.
– O, pomagasz mi – zaczęłam. – Dziękuję, nie jestem tępa, dam sobie radę. Jestem tylko ciekawa, czemuż to mi pokazałaś Altoonę, hm?
– Dlatego – powiedziała urażonym tonem. – że Temida była w jakiejś tam części świata w sądzie, boby inaczej niewinny prezydent dostał dożywocie. Bardzo porządny prezydent. I to przez tą skradzioną wagę musiała tam lecieć. – dodała, stukając palce w swoje ramię. – A o tej wadze wiem tylko ja, Demeter, Apollo, Artemida i sama Temida. Bo ma do nas zaufanie. Dlatego też przekazała mi tylko informację, gdzie macie następny przystanek. Sama nie mogła tego zrobić. – spojrzała na mnie wyzywająco.
– No okej, a w takim razie to już mi powiedziałaś co chciałaś i mogę już spadać, tak? – spytałam, odgarniając włosy do tyłu.
Oczy mojej matki zabłysnęły złowrogo.
– Nie – odparła chłodno. – Przejdźmy się.
No jasne. Przejdźmy się. Przejdźmy się. Przecież zawsze coś takiego słyszę.
– Nie – tym razem to ja wypowiedziałam to słowo. – Zostaniemy tutaj.
Ku mojemu zdziwieniu, Atena uśmiechnęła się i… otoczyła mnie ramieniem.
– Jesteś jak ja. Zadziorna – oświadczyła.
Otworzyłam szeroko oczy. Byłam zszokowana nagłą zmianą nastroju u mojej mamy.
– Usiądź – poprosiła. Nie rozkazała. Poprosiła.
Klapnęłam na ziemię. Zaraz mi pewnie palnie jakieś kazanie, kurde…
– Wiem, że jesteś na mnie zła – zaczęła, siadając. Atena mówiąca coś takiego?! Nie wierzę… – I wiem też o co. Ale zrozum – westchnęła. – Zrozum mnie. Ty układałaś sobie życie. Ty podejmowałaś decyzje. Ja się nie wtrącałam. To był twój los. A teraz posłuchaj. Masz pretensje do mnie, że ci zniszczyłam życie.
Super. Zero intymności. Nawet spokojnie myśleć nie można. Wciąż mnie kontroluje. Ciekawe, czy jak kichnę, to pojawi się koło mnie i poda mi chusteczkę, mówiąc: „Na zdrowie”?!
– Nie mówię, że to twoje wina. Masz też trochę ze mnie. – uśmiechnęła się pod nosem. – Ale już nie będę cię męczyć. Teraz pokaże ci prawdziwy cel naszego spotkania. Temida kazała mi dać ci je.
Niepewnie kiwnęłam głową. Przynajmniej nie zostałam spalona…
– Ale za chamskie odzywki możesz się zamienić w popiół – rzuciła, jakby od niechcenia.
– A to mi nowość… – westchnęłam.
Atena wyjęła z sakiewki dwie bransoletki. Podała mi jedną. Była srebrna, odchodził od niej jeden króciutki łańcuszek, na którym to końcu była niebieska papużka. Oczywiście sztuczna.
– Po co mi to? – spytałam, zaintrygowana.
– Dowiesz się, gdy się obudzisz. A tu jest druga – wcisnęła mi do ręki i wstała. Zerknęła na niebo. Patrzyłam w osłupieniu na biżuterię w mojej ręce.
– Żegnaj, Kendro. – odwróciła się.
Żegnaj Kendro?! I takie ma być nasze pożegnanie?! Nie no, bez jaj!
– A może byś tak, nie wiem, przytuliła mnie, cmoknęła, albo chociaż podał mi rękę – wydarłam się. W sumie po co? I tak tego nienawidzę… No ale tak przez zwykłą grzeczność!
– Przecież i tak wiem, że tego nie lubisz – rzuciła przez ramię.
I zniknęła. W tym samym momencie obudziłam się.
Ktoś potrząsał moim ramieniem. Nadal miałam zamknięte oczy. Usłyszałam pokasływanie i gorączkowy szept tuż koło mojego ucha:
– Kendra, obudź się!
Co się, do cholery, tutaj dzieje?! Zwierzaki atakują?! Znaczy… potwory…
CASSANDRA
Byłam na brzegu jakiejś rzeki. Na policzkach czułam chłód. Rozcierałam swoje nagie ramiona. Mój strój również się zmienił- byłam ubrana w czarną sukienkę-bombkę do kolan. Nie miałam butów, czułam pod moimi gołymi stopami nieprzyjemną ziemię.
Ruszyłam brzegiem. Myśli kotłowały się w mojej głowie. Nie wiedziałam o co chodzi. Bałam się. Nie wiem czemu. Atmosfera tamtego miejsca… nie była przyjemna. Zero roślin. Zero natury. Zero życia. Czułam się osamotniona. W końcu doszłam do jakiegoś pana. Patrzył się na mnie czarnymi oczami. Był ubrany w długi płaszcz- oczywiście czarny. Rozsiewał wokół siebie aurę ciemności. Goryczy. Wygasłej nadziei. Zimna. Automatycznie wzdrygnęłam się. Czułam bijącą od niego niechęć. Przypatrywał mi się z niesmakiem. Pomimo tego uśmiechnęłam się lekko i delikatnie. Uniosłam prawą dłoń i dotknęłam nią szyi. Zwilżyłam wargi. Nie wiedziałam, jak zacząć. Kompletnie nie rozumiałam tamtego świata. Nawet nie wiedziałam, gdzie byłam. Coś mi świtało, myśl mogąca odpowiedzieć na moje pytanie była jakby na wyciągnięcie ręki… a pomimo to nie mogłam jej dosięgnąć. Wciąż mi umykała.
W końcu zdobyłam się na powitanie.
– Dzień dobry – odezwałam się grzecznie. – Czy pan może wie, gdzie jestem?
Patrzyła się na mnie w milczeniu. Nic nie mówiłam, myślałam, że sam odpowie, bez popędzania. Myliłam się. W końcu nie wytrzymałam.
– Przepraszam, ale czy pan mnie słyszy? – spytałam, mnąc w dłoni skrawek mojej sukienki.
– I to doskonale – burknął tajemniczy mężczyzna. Wreszcie się odezwał.
– To może… wie pan… – plątałam się. – Gdzie jestem? – wydusiłam w końcu.
– W Hadesie – otrzymałam odpowiedź.
Och, bogowie… ja nie żyję! Jestem martwa! Nie, nie mogę… Tylko nie to… Czemu? To pewnie przez tą ranę…
Przez chwilę nie mogłam wykrztusić słowa. Mój żołądek gwałtownie protestował, zrobiło mi się niedobrze. Po chwili jednak opanowałam się i odezwałam ochrypłym głosem:
– Chcę do pana Hadesa.
Mężczyzna uśmiechnął się. Nie był to jednak ciepły, przyjazny uśmiech. Wiało od niego chłodem. Był równie przerażający jak jego właściciel.
– Każdy by chciał – prychnął pogardliwie.
– Ja jestem Cassandra Mais, córka Demeter. – odparłam, unosząc do góry podbródek i starając się udawać pewną siebie. Marnie mi to wychodziło- zamiast powiedzieć to wywyższającym tonem, zabrzmiało to cicho i niepewnie. Kendra by sobie dała radę przemknęło mi przez myśl. – Mam misję do wypełnienia. Mojej wyprawie patronuje sama Temida. Tam, na górze, potrzebują mnie. Muszę odbyć rozmowę z Hadesem.
Miałam nadzieję, że wzmianka o Temidzie przeważy szalę.
– Hmm… – mężczyzna przyglądał mi się z zainteresowaniem. – To ciekawe…
Uniosłam nieco podbródek.
– Kim jesteś? – spytałam.
– Nazywam się Charon. – odpowiedział tamten, zaciskając palce na wiośle, które trzymał w dłoni. – Ale wy, młodzież, oczywiście nie przywiązujecie wagi do tego, aby wiedzieć, jak się nazywam.
Powiedział to tonem pełnym goryczy. Zrobiło mi się go żal. Biedak, siedział w tej łódce przez wieki i przewoził dusze. W sumie miał prawo zgorzknieć.
– To jak, panie Charonie? – uważałam, że jeśli zwrócę się do niego per „panie”, może chociaż się ucieszy. I udało się.
– Wsiadaj – rzucił krótko i odwrócił się do mnie plecami. Szybko weszłam do łodzi. Dopiero wtedy zauważyłam, jak Charon był chudy. A wręcz kościsty.
– Trzymaj się – poradził mi i zaczął wiosłować.
Usiadłam na jakiejś ławeczce.
Czyli… jestem martwa. Super się zaczyna… A to dopiero początek misji.
Wyjrzałam w dół. Woda była brudna, co gorsza, prześwitywała. Widziałam pływające w niej śmieci. Wzdrygnęłam się. To nie było miejsce dla mnie.
Wreszcie dopłynęliśmy. Wysiadłam tak prędko, jak tylko mogłam. Podziękowałam Charonowi. Szybko się oddaliłam.
Przez całą podróż tą przeklętą łódką powstrzymywałam się od wymiotów. Nadal było mi niedobrze.
Nagle… zobaczyłam wielkiego, trzygłowego psa. Odruchowo cofnęłam się. Potwór uniósł głowę i warknął ostrzegawczo. Cerber. Pies piekieł.
– Dobra psina – powiedziałam, delikatnie przesuwając się w bok. – Nie lubisz mnie, prawda? Szkoda. Byłbyś fajnym zwierzakiem domowym.
Po wypowiedzeniu tych słów puściłam się pędem krętą dróżką prowadzącą do zamku Hadesa. Wielki pies otrząsnął się i pobiegł za mną.
Jeszcze tylko trochę… dasz radę! Ominiemy namiot sądu i polecimy szybko do wujka. Tylko pośpiesz się, Cass, bo zostanie z ciebie mokra plama!
Udało się! Zostało mi kilka metrów do domu Hadesa. Serce mi chciało wyskoczyć z piersi. Widziałam już bramę- wielką, żelazną bramę. I straż… dwa kościotrupy.
Nawet nie przyglądałam się zamkowi. Nie miałam czasu. Powiem tylko tyle, że był cały czarny. Brrr… Szczegółów nie zauważyłam z dość prostego powodu- wtedy nie interesował mnie dom wuja, tylko moje życie.
Siłą rozpędu wpadłam na włócznie szkieletów. Chyba byli zbyt zaskoczeni, aby zareagować. Biegłam ciemnym korytarzem. Byłam zlana potem. Brakowało mi tchu, a jednak biegłam. I wtedy właśnie wpadłam na jakąś kobietę.
Zwaliłam się na ziemię. Spojrzałam na nią z niepokojem. Miała bladą cerę, brązowe włosy i czarne, pełne smutku oczy.
Usłyszałam za sobą ryk- to Cerber zasuwał w moją stronę. Skuliłam się. Czekałam, aż ten wielki pies wpadnie na mnie. Wszystko było dla mnie straszne. Jestem córką natury, przecież to była jej całkowita przeciwność! To oczywiste, że byłam tam przytłoczona. Nie miałam na nic siły, w dodatku mój ostatni bieg mnie osłabił. Słyszałam jeszcze grzechot kości- super, czyli te kościotrupy też rzuciły się w pogoń za mną.
Ku mojemu zdziwieniu, nikt mnie nie dotknął. Leżałam na tej ziemi, czekając na uderzenie i rozszarpanie, a tu- nic! Uniosłam głowę. Obok mnie stała ta kobieta. Podniosłam się niepewnie. Spojrzała na mnie. Żadna z nas się jeszcze nie odezwała. W końcu ona zaczęła rozmowę.
– Kim jesteś? – jej głos byłby miły i delikatny, gdyby nie to, że słychać w nim było smutek i gorycz.
– Odwołałaś ich? – spytałam, mając na myśli Cerbera i trupie główki.
– Kim jesteś? – powtórzyła pytanie.
– Jestem Cassandra, córka Demeter. – odpowiedziałam i dygnęłam
Kąciki jej ust uniosły się lekko.
– Jestem Persefona. Córka Demeter.
Otworzyłam usta ze zdziwienia.
– Ale… myślałam, że teraz jesteś na ziemi! No bo jest lato – byłam kompletnie pogubiona.
– Niestety, Hades zatrzymał mnie na trochę dłużej – uśmiechnęła się ze smutkiem. Wyciągnęła rękę w moim kierunku. – Siostro, czemu tu jesteś?
Dotknęłam jej dłoni. Była zimna, ale delikatna.
– Chcę wykonać moją misję. Muszę wrócić na ziemię.
Kiwnęła głową.
– Rozumiem. Wyślę cię tam. Mam nadzieję, że Hades się nie dowie. Nie pozwala mi się spotykać z kimkolwiek.
Już wiedziałam, że mnie wyśle na ziemię.
– Zrobisz to dla mnie? – zapytałam, patrząc jej w oczy. Przytaknęła.
– Wiem, jak się tu czujesz. Jak ja, tylko tysiąc razy gorzej. Ja się już przyzwyczaiłam. – skrzywiła się. – A teraz uważaj. Pstryknę palcami, a ty zemdlejesz. Zanim jednak dotkniesz podłogi, zamienisz się w mgiełkę i polecisz do swojego ciała.
Szczerze? Nie ufałam jej. Może i była moją siostrą, ale… nie umiałam. Skąd miałam pewność, że mnie nie zabije.
– Przysięgnij na Styks, że mnie przeniesiesz do mojego ciała całą i zdrową. – powiedziałam, czując mrowienie w palcach i ucisk w żołądku.
Oczy Persefony zabłysły złowrogo.
– Przysięgam na Styks – wysyczała. Chyba pokrzyżowałam jej plany. Pstryknęła palcami. Natychmiast poczułam senność. Osunęłam się na podłogę.
Obudziłam się. Gwałtownie zaczerpnęłam powietrza. Widziałam ciemność. Usiadłam. Leżałam na sofie. Widziałam zarysy innych mebli. Rozejrzałam się. Byłam zdziwiona.
Boże, gdzie ja jestem? Przecież ostatnie, co pamiętam to… bitwa. Gdzie ja byłam? Skąd się tu wzięłam? Nic nie pamiętam…
– Cass! – rozległ się obok mnie zduszony okrzyk. Po chwili poczułam, jak ktoś mnie obejmuje.
– Kendra? – spytałam z niedowierzaniem. Zobaczyłam głowę mojej przyjaciółki koło mnie. Miała całą twarz pociętą, jakby szkłem. Ale żyła. Zobaczyłam też Jamesa, Filipa i małą Tori. Wszyscy się do mnie uśmiechali. Wstałam. Byłam szczęśliwa.
Ale szczytem szczęścia było to, że Seba przytulił mnie i pocałował. Myślałam, że odfrunę.
A wizyty w Hadesie nie pamiętałam. Mój mózg nie zarejestrował tego. I bardzo dobrze.
Podobało się?
Już mówiłam, że mi się podobało. Pomysł dobry, ładnie przedstawiony. Aż chce się to czytać 😉
To dobrze 😉 Dziękuję
Podobalo, podobalo I to jak juz myslalam ze na serio umarla xd
To fajnie, że się podobało 😀
Spojrzałam na jego zegarek. Druga… Spojrzałam – powtórzenie
Acha – aha
na tą nowinę, będę ją czcić i podziękuję jej. – tę nowinę i masz powtórzenie „jej”
– Dlatego – powiedziała urażonym tonem. – że Temida – niepoprawny zapis
-Dlatego – powiedziała urażonym tonem – że Temida
boby – bo by
I to przez tą skradzioną – tę TĘ TĘĘĘĘĘ, nie TĄ!
odchodził od niej jeden króciutki łańcuszek, na którym to końcu była niebieska papużka – na którego końcu
– A może byś tak, nie wiem, przytuliła mnie, cmoknęła, albo chociaż podał mi rękę – wydarłam się. – To powinno wyglądać tak:
– A może byś tak, nie wiem, przytuliła mnie, cmoknęła, albo chociaż podała mi rękę! – wydarłam się.
Nie wypisywałam wszystkich błędów i niepoprawnych zdań, bo zwyczajnie było ich za dużo, z czasem odechciało mi się po raz setny wypisywać „tą” zamiast „tę” itp.
Coś mi w tej części nie pasowało, wydała mi się po prostu zupełnie inna niż pozostałe części, jakbyś na siłę starała się coś zmienić.
Nie podobał mi się styl mówienia Ateny, był taki zbyt swobodny i lekki jak na boginię mądrości.
O ile poprzednie części czytało mi się lekko, to ta była, no cóż, nudniejsza. (To pewnie przez tę 13 😀 )
Pozostaje nam czekać na cd 😉
Mogła mi nie wyjść nie zaprzeczam. Postaram sie nie robi błędów 😀
mi się podobało. Jak zawsze. Literówki wypisała Melia, to ja tylko dodam, że faktycznie, Atena mówiła lekko za swobodnie. Ale i tak jestem tego fanką.
Jaram się
Atena ma słabość do córeczki, oj tam, oj tam 😀
Dziękuję <3
No! Cass wróciła, nic innego się nie liczy 😀
I dziękuję pyszczku za dedykację :3
proszę 😀 Zasłużyłaś 😉 za trwanie przy Cass… i prawie mnie zabicie po tym jak zapadła w śpiączkę…