Dla wszystkich osób, które zostawiają tutaj swoje komentarze oraz dla Snakix za „Żegnaj, Charlie” i genialny pomysł ze skreśleniami.
Jechaliśmy samochodem w całkowitym milczeniu, nie patrząc na siebie w ogóle. Oboje – ja i tata – mieliśmy zbyt zszargane nerwy, aby rozmawiać. Każde z nas zajęło się tym, co akurat mu pasowało. Ojciec trzymał zesztywniałe dłonie na kierownicy i wpatrywał się szeroko otwartymi oczami w drogę, wyglądał trochę, jakby był w szoku. Ja zaś przygryzłam dolną wargę, próbując się nie rozpłakać ze strachu.
Tak wiele uczuć się we mnie mieszało – gniew, strach, zdenerwowanie i ta dziwna panika, która czasami mnie przeszywa i nie pozwala się uspokoić. Najgorszym z uczuć było to ostatnie. Pozostałe dały się uspokoić, wyciszyć. Trzeba było tylko odczekać trochę czasu i nie dać im się w całości opanować. Po zastosowaniu tego sposobu znikały jak koszmarny sen.
Panika jednak zostawała. Szybko sprawiała, że zęby ścierały się od nieustannego zgrzytania. Oczy stawały się co raz bardziej czerwone i podkrążone przez fioletowe obwódki. Każdy dźwięk wprowadzał ciało w stan gotowości do walki na śmierć i życie. Nie dawała spać.
Z pewnością każdy z was ją zna. Przypomnijcie sobie dowolny moment swojego życia, w którym baliście się tak, że umysł wraz z ciałem płatał wam figle. Że myśleliście tylko o tym, aby strach ustąpił i przestał was dręczyć. Żeby życie ustąpiło. Na pewno było takie coś.
Nie kochamy tego uczucia. O nie. Jesteśmy zmuszeni się jednak do niego przyzwyczaić, bo nastąpi wiele zdarzeń w naszym istnieniu, które zmrożą nam krew w żyłach i osłabią ducha. Śmierć przyjaciela, śmierć rodzica, śmierć kogoś, kogo naprawdę kochaliśmy, a także wiele innych. To wszystko kiedyś nastąpi.
Mnie dotyczy punkt pierwszy i trzeci. Niedawno zmarła mi bardzo bliska osoba, która była naprawdę… bohaterska. Przed odejściem ofiarowała mi swój największy dar – życie. Uratowała mnie. Oddała mi coś naprawdę cennego, bo tak bardzo mnie kochała była tak bardzo głupia. Żałuję, że nie powiem tej osobie, co do niej czułam jak bardzo jestem jej wdzięczna.
Nie chcę za dużo opowiadać o tym, co się zdarzyło. To wciąż są otwarte rany, które jeszcze nie zdążyły się zagoić. Dlatego lepiej będzie, jak wrócę do mojej opowieści.
Oprócz paniki odczuwałam także gniew. A na kogo się tak gniewałam? Na samą siebie, na ojca, na wszystkich.
Byłam bardzo rozzłoszczona na siebie, bo wiedziałam, że gdybym po prostu uciekła przed O’Connellem, gdy była na to pora, na pewno nie musiałabym uciekać przed podejrzanymi ludźmi z bronią. Może rozsądek nie był moją mocną stroną, ale zdawałam sobie sprawę, że mogłabym zapobiec wszystkim moim kłopotom. Gdybym tylko raz się nie wychylała, byłoby w porządku. Przez jakiś czas.
Wściekłość ogarniała mnie także z powodu ojca. Niczego mi nie wyjaśnił. Nie powiedział, że coś się stało, że wpakowaliśmy się w takie i takie kłopoty i że dołoży wszelkich starań, by zapobiec dalszym komplikacjom. W zasadzie to nic nie powiedział. Jak zawsze zresztą.
Gdy go pytałam o coś, zazwyczaj wyczerpująco odpowiadał. Jednak gdy przez przypadek zapytałam o bolesną kwestię, zamierał w bezruchu ze swoim głupim wyrazem w twarzy i nic nie mówił. Czasami odpowiadał zdenerwowanym tonem, że „dowiem się w swoim czasie”. Czas nadszedł, odpowiedzi nadal nie widać! Ale najczęściej nie mówił nic. Nie zdziwiło mnie zatem, że i tym razem wykręcił się sianem.
Ze zniecierpliwienia zaczęłam miętosić w palcach rąbek swojej koszulki, na której znajdowało się zielone drzewko otoczone głowami wilka, niedźwiedzia oraz żółwia oraz napis „Oneida Nation”.
Ciągle czekałam na choćby słówko z ust mojego ojca. Jakieś drobne wyjaśnienie, cokolwiek, co by mogło choć trochę pomóc. Nic jednak takiego nie nastąpiło.
Westchnęłam ciężko.
Tata nie zwrócił nawet na to zbytniej uwagi, wydawał się bardzo skupiony na drodze. Nie jechaliśmy już przez ruchliwe autostrady, teraz zjechaliśmy na jakąś niezbyt znaną i rzadko uczęszczaną drogę, która wymagała od kierowcy wiele uwagi. W końcu, nie każdy lubi sobie wjechać dobrym samochodem w drzewo.
Zaczęłam się rozglądać i zastanawiać, gdzie się właściwie znajdujemy. Ujechaliśmy już spory kawałek od Manhattanu, co wprawiło mnie w lekki niepokój. Nie lubiłam zbytnio oddalać od tętniącego życiem Upper East Side – w gruncie rzeczy podobało mi się tam i nie wyobrażałam sobie, aby opuścić to miejsce na dłuższy czas. Ta dzielnica to naprawdę świetne miejsce i choć wiele jest tam bananowych dzieci, które myślą, że pieniądze rodziców otworzą im każde drzwi, to wszystko inne jest tam naprawdę niesamowite. Architektura, widoki, alkohol, ponadprzeciętna aparycja mieszkańców – wszystko. Gdy będziecie mieli okazję, wpadnijcie tam, bo jest naprawdę, na co popatrzeć.
Tam, gdzie się znajdowaliśmy, nie było niczego pięknego. Może kiedyś las był piękny, teraz był zaniedbany i tylko straszył swoim widokiem przejeżdżających przez to miejsce kierowców. Wszędzie były porozwalane śmieci – walające się plastikowe butelki, papier toaletowy, plastikowe kubki, alufelgi. A później Greenpeace narzeka… Dobrze, że ojciec wciąż trzymał stopę na pedale gazu i nie musiałam oglądać tego żałosnego w swoim widoku miejsca.
Przez dłuższy czas jechaliśmy prosto, a samochód co i rusz podskakiwał na nierównościach, przyprawiając o chorobę. Nadal jechaliśmy przez teren jakiegoś nieznanego mi lasu.
Szczerze mówiąc – nie miałam pojęcia, gdzie jedziemy i w jakim miejscu się znajdujemy. Nigdy tam nie byłam – ani sama, ani ze znajomymi, ani z ojcem. Tacie ta trasa musiała być jednak znana, skoro nie skorzystał z GPS’a.
– Rezerwat? – spytałam wreszcie po bardzo długim milczeniu.
Mówiąc ‘rezerwat’ nie miałam myśli miejsca, gdzie hasają sobie wolno różne zwierzątka. Miałam na myśli rezerwat Indian z plemienia Oneida, do którego czasami jechaliśmy, by zobaczyć się z krewnymi taty.
Mój ojciec był w stu procentach Indianinem. Nie mieszkał jednak w żadnym z rezerwatów, ponieważ gdy był jeszcze małym chłopcem, jego rodzice przeprowadzili się z rezerwatu do Nowego Jorku, zostawiając tam całą swoją rodzinę. Wciąż jednak odwiedzali swoje rodzinne strony wraz ze swoim synem. Tak samo zrobił tata i zawsze w ciągu roku znaleźliśmy czas, by odwiedzić rodzinę.
– Nie – odparł zdawkowo ojciec, nawet nie przenosząc na mnie wzroku.
Jak zapewne się domyśliliście, to był kres wyjaśnień udzielonych przez mojego ojca. Jedno słowo wystarczyło mu, aby wyczerpać cały temat i rozwiać moje wątpliwości. Tak samo było we wszystkim. Nawet, gdy pytałam się go o swoje pochodzenie i o to, czy jestem pełnokrwistą Indianką czy mam też domieszki innych krwi, burknął, że moja matka pochodziła z Europy i że to czyni mnie Metyską.
– Nie ma to jak wsparcie rodzica… – burknęłam pod nosem.
Moja cierpliwość do tej tajemniczości ojca powoli się kończyła, więc zdecydowałam się na drastyczny krok. Wyjęłam kluczyki ze stacyjki, co spowodowało, że auto stanęło w miejscu. Byliśmy na środku jakiegoś bezdroża, więc nasze gwałtowne zatrzymanie się nie spowodowało utrudnień w ruchu drogowym.
Ojciec zmierzył mnie morderczym spojrzeniem, po czym westchnął ciężko.
– O co chodzi? – spytał, odrywając ręce od kierownicy.
Sprawiał wrażenie bardzo zniecierpliwionego, więc postanowiłam zapytać krótko i konkretnie i rozwiać swoje wątpliwości raz na zawsze.
– To ja powinnam zadać takie pytanie – odparłam, wykrzywiając twarz w niezbyt przyjemnym wyrazie. – Kim byli ci ludzie?
– Nie wiem. A teraz oddaj mi kluczyki – powiedział stanowczo. – Nie mamy czasu na sceny.
Wyraz jego twarzy nie był zbyt miły, tata wyglądał, jakby miał zamiar kogoś zamordować. Pomimo tego, że trochę się bałam tego wyrazu twarzy, nie zamierzałam odpuszczać. Byłam pewna, że na pewno wie, co jest przyczyną naszych moich kłopotów.
– Nie oddam, póki nie wyjaśnisz mi, o co chodzi! – odrzekłam zdecydowanie zbyt głośno. – Co to, do cholery, jest? Ktoś chce nas zastrzelić, a ty? Jak zwykle ‘dowiesz się w swoim czasie’! Mam tego serdecznie dosyć! Nie możesz mnie wiecznie chronić, do cholery!
Tata rozłożył się na fotelu kierowcy, wzdychając ciężko. Nie wydawał się być zbyt zadowolony z przebiegu sytuacji. Przymknął oczy i usiłował mnie nie zabić.
– Wyjaśnię ci, jak dojedziemy na miejsce – odparł. – Obiecuję.
Złagodniałam nieco, bo tym razem zobowiązał się, by wreszcie odpowiedzieć na moje pytania. Jednak wciąż nie byłam w zbyt dobrym humorze, co zresztą doskonale byłoby po mnie widać.
– Lepiej, żeby stało się to szybko – odparłam i przekazałam mu z wyraźną niechęcią kluczyki do samochodu.
Strasznie się niecierpliwiłam. Wyczekiwałam tej rozmowy jak małe dziecko świętego Mikołaja. Zdawało mi się, że naprawdę dowiem się czegoś pożytecznego i ciekawego. Trochę się pomyliłam, bo z tych wszystkich ukrywanych sekretów i z późniejszego ich ujawnienia wynikło więcej problemów niż z czegokolwiek… Wcale nie powinnam tak naciskać na ojca. Powinnam udawać, że wszystko jest w porządku. Tak jak zwykle robiłam.
Jak zwykle nie posłuchałam się głosu rozsądku, który gdzieś z tyłu mojej głowy powtarzał, abym przestała drążyć temat. Ale to codzienność, nie? Przecież nigdy nie byłam rozsądna. Gdy tata podczas moich siódmych urodzin powiedział mi, abym przestała opijać się szampanem dla dzieci, nie posłuchałam się go i przypłaciłam to zwróceniem obiadu, śniadania i tortu. Tym razem jednak konsekwencje mojego zachowania okazały się gorsze od torsji.
Gwałtowne hamowanie przerwało moje rozmyślania. Auto zatrzymało się pośród jakiegoś bezdroża, na którym nie było widać żywej duszy.
– Nie ma co, zachęcające miejsce – pomyślałam.
Ojciec wyszedł z samochodu bez słowa, zostawiając mnie w pojeździe samą. Westchnęłam, po czym wyszłam na zewnątrz auta.
Rozglądnęłam się szybko, stwierdzając, że na pewno nie ma w tym miejscu nikogo. Miejscówka prezentowała się znacznie lepiej niż to obskurne wysypisko śmieci, mylnie nazwane lasem. Zapach igieł niesiony przez wiatr sprawiał, że aż przyjemnie było się zaciągnąć tamtejszym powietrzem. Różniło się one znacznie od nowojorskiego, tak pełnego spalin i nieprzyjemnych zapachów.
– Jej, świetna miejscówa – stwierdziłam ironicznie. – A jaki tłok – powiedziałam, udając, że przepycham się przez tłum ludzi.
– Nie narzekaj, Ree – odparł ojciec, spoglądając daleko przed siebie.
– Nie narzekam. Po prostu nie wiem, jaki jest cel siedzenia w miejscu, gdzie nie ma żywej duszy – odrzekłam, opierając się o maskę samochodu. – Obiecałeś, że jak dotrzemy na miejsce, wyjaśnisz mi, o co chodzi. Czekam z niecierpliwością.
– Lepiej usiądź – powiedział tata.
Wedle polecenia usiadłam na masce samochodu i zaczęłam czekać na słowa wyjaśnienia od mojego ojca.
– Pamiętasz, jak opowiadałem ci o mitologii greckiej?
Nie rozumiałam, co ma wspólnego mitologia grecka z moją obecną sytuacją, więc zrobiłam zdziwioną minę.
– Emm… Tak?
Ojciec niezrażony moją głupawą miną kontynuował opowieść.
– Tam było sporo dzieci narodzonych ze związków śmiertelników i bogów. Tak zwani półbogowie. Synowie Zeusa, Apollina, Ateny, Posejdona, Afrodyty. Całe mnóstwo bogów z panteonu olimpijskiego, a także spoza niego, uwodziło śmiertelniczki bądź śmiertelników. Nie nudziło im się to nigdy, co sprawiło, że takich półbogów było naprawdę od groma…
– Oni nie istnieją – przerwałam mu. – Pamiętasz, jak zapytałam się ciebie o to, czy bogowie greccy istnieją? Odpowiedziałeś, że nie. Poza tym, ciągle odwlekasz. Chcę wiedzieć, kim byli ci ludzie. Kim była mama.
– Ree, ja kłamałem – ojciec odrzekł z grobową miną. – Bogowie istnieją. Twoja matka była boginią.
Najbardziej mnie irytuje, a jednocześnie się podoba, że jest już piąta część i dopiero wtedy ona się dowiedziała że jest heroską. Kiedy się dowiemy kto jest jej boskim rodzicem? w 9?I pamiętaj o tym co nauczyła mnie Melia. Zasada ODA (opisy, dialogi, akcja). A tej drugiej było trochę mało jak dla mnie.
Rozglądnęłam się – rozejrzałam się
Ja akurat nie zgadzam się z opinią kbonga, uważam, że wcale nie trzeba się spieszyć, wręcz denerwuje mnie gdy postaci uznawane są w drugiej czy trzeciej części. Tutaj po prostu czuję,że szykuje się długa i rozbudowana historia, a takie lubię. Bardzo mi się podobało 😉
Podoba mi się. Ach, co ja się będę powtarzać, piszę to pod każdą częścią 😀
Podoba mi się. I to baaardzo. Ach, co ja się będę powtarzać, piszę to pod każdą częścią 😀
Ups, skopiowało mi się. Sorka 😀
Nie śpieszysz się. To jest takie piękne. Opisy są genialne, nie znalazłem błędów. Bardzo się cieszę, że się nie śpieszysz (strasznie to głupio brzmi, bo wydaje się jakbym się wypowiadał z wyższej pozycji, ale to nie jest tak, wg. Mnie twoje opka są lepsze od moich 😀 ). To co kbong wziął za wadę, dla mnie jest ogromną, wielką, gigantyczną zaletą. Ah, uznanie w dziewiątej części. Takie to piękne. Strasznie mi się podoba twoje opko.
Dziękuję za wszystkie dotychczasowe komentarze i mam nadzieję, że pojawi się ich więcej. Mam pytanie – co sądzicie o skreśleniach i o Ree jako Metysce?
Ree jako Metyska- mi pasuje 😀 . Ale skreśleń bym nie dodawała. No bo to nie jest pamiętnik, czy list. To opowiadanie. Jakbyś pisała jakąś korespondencję, to tak, możesz zastosować skreślenia. Ale zrobisz jak zechcesz, to twoje opko ;-D
Ojejku. Nie spodziewałam się dedykacji. Bardzo za nią dziękuję. Przyznaję się bez bicia, nie czytałam tego opoka. Widziałam, że pojawiają się kolejne części, ale nie przeczytałam nawet prologu. Zwykle to robię by zdecydować się czy czytać kolejne części. Wszystko nadrobię. Słowo. Podpisuję się pod innymi komentarzami. Bardzo dobrze, że nie spieszysz się z akcją. Mnie trochę to wkurza, że wszystko dzieje się tak szybko. Często też jest schemat: ” dowiedzenie się, że jest się herosem. Pójście do Obozu. Oczywiście nie może obejść się bez chociaż jednej akcji z potworami w czasie podróży. Zapoznanie się z całą sprawą. Uznanie i pójście na misję.”
Nie pasują mi skreślenia. Czytałam je z uśmiechem na ustach. Pewnie wiesz dlaczego xD ale trochę przeszkadzają. Jak chcesz opowiadanie z skreśleniami to może zrób fragmenty z pamiętnika dziewczyny. Tu pasowałyby skreślenia. Ale to tylko moja propozycja
Czytam jej myśli z dawką sarkazmu w myślach i bardzo mi to pasuję. Taka małą buntowniczka, która za wszelką cenę, chce się dowiedzieć prawdy. Ciekawe kto jest jej matką? Eris? Nie wiem zgaduję. To pierwsze co mi przyszło do głowy. Pewnie po przeczytaniu poprzednich części, będę miał kilka innych pomysłów.
Pozdrawiam i weny życzę
Ach, nasza biedna niedowartościowana Shays… Co sądzę o skreśleniach? Nie za bardzo pasują do formy. Bo forma nie przypomina mi czegoś, co Ree mogłaby napisać. A skreślenia są do formy pisanej przez narratora.
Tu natomiast mogłabyś zastosować nawiasy, kursywę, wtrącenia, nawet wielokropki, żeby pokazać niepewność uczuć bohaterki.
Nie sklecę nic więcej, nie o tej porze. Życzę powodzenia w pisaniu wszystkiego, co masz napisać.
Nie znalazłam żadnego błędu oprócz wpadki o Greenpeacie, ale nie jestem pewna. Cóż, tylko Twoje jęki na chacie zmusiły mnie do przeczytania, bo mam zaległości w lekturze tego opka – przeczytałam tylko pierwszą i drugą część. Teraz wiem, że muszę to nadrobić.
Fajnie, że napisałaś tyle przeżyć i przemyśleń Ree (Kocham to imię!). To sprawia, że mimo, że raczej niewiele się dzieje, opko jest ciekawe. Trochę dziwne jest to, że dopiero w piątej części pojawia się wzmianka o bogach. Takie inne. Ale ja chwalę oryginalność, kreatywność i każde odejście od normy. Tym kupiłaś moją obietnicę, że zapewno przeczytam pozostałe części. Mogę je nawet skomentować, jeśli chcesz 😉
Moim zdaniem opko jest niesamowicie beznadziejne, mówiąc obiektywnie.
Forma pisania, wraz z przekreśleniami, wręcz wydarta z „Dotyku Julii”, piszesz prawdę przekreśloną, a to co myśli, uważa bohater normalnie, zupełnie jak w w/w książce.
Momentami trudno czyta się tekst, co wręcz uciska w to niezidentyfikowane miejsce wewnątrz, ponieważ powinno się czytać przyjemnie i lekko, a zarazem tak, żebym wracała do tego po nocach.
Nie wracam.
Staraj się składać niektóre bardziej złożone zdania tak, aby przechodziły łatwo przez myśli, nada to dynamiczności tekstowi i wyjdzie bardziej profesjonalnie.
Hejty na moją wypowiedź możecie sobie wsadzić, wyraziłam tylko własną obiektywną opinię i mam do tego prawo. 😉
Co do krytyki, powinno się ją pisać tak, aby krytykowany nie miał żadnych wątpliwości, co do tego, co należy poprawić. A ja mam.
Wyjaśnij, o co chodziło w tym fragmencie:
‚Momentami trudno czyta się tekst, co wręcz uciska w to niezidentyfikowane miejsce wewnątrz, ponieważ powinno się czytać przyjemnie i lekko, a zarazem tak, żebym wracała do tego po nocach.
Nie wracam.”
Układasz zdania w takiej formie, przez którą trudno przebrnąć, kiedy możesz je pisać prościej i sprawiać tym samym, że czytelnikowi myśli bądź dialogi bohaterów przechodzą z taką łatwością przez myśli, jak jego same.
A jeśli już odpowiadam, dodam jeszcze tylko:
„Westchnęłam, po czym wyszłam na zewnątrz auta.”
Nie wydaje mi się, żeby było jakieś zewnątrz auta.
Prościej byłoby napisać „z auta”. O to mi chodzi. Dynamiczniej, lżej etc.
*zamiast pierwszego „myśli” wstawiam „przemyślenia” i niczego nie widzieliście 😀 *
Spoko, rozumiem. Postaram się zastosować do twojej rady.
Mi się osobiście podoba, a do sceny ze strzelanką po nocach wracałam :p Same opko jest fajne i jestem ciekawa czują ona jest córką. Co ja mówię! Opko jest jak książka, którą bym z przyjemnością kupiłam. Nie, nie słodzę. Mówię jak uważam. Bardzo mi się podoba i ktoś, na szczęście, wreszcie odbiegł od schematu! Czekam na cd 😀
Dobre! Bardzo mi się podoba, piszesz bardzo dobrze. Wypracowałaś sobie przyjemny, lekki styl, a opka napisane takim stylem fantastycznie się czyta. Z niecierpliwością czekam na CD. I jestem z Ciebie dumna.