Siemka! Z dedyką dla Piper, która wtedy zgadła. I dla każdego, który zostawi komentarz.
Rozdział V
,,Dream znaczy urojenie, nie sen”
,,W ciemności możemy wyobrazić sobie wszystko, ale zazwyczaj dopadają nas wyłącznie nasze własne urojenia”
Paulo Coehlo
Dziwne spotkania. Bogowie greccy, którzy podobnie istnieją. Jazda starą taksówką. Głos, który nade mną panuje. Wyrywanie kierownicy. Jechanie na rozpędzonego tira. Ciemność.
W skrócie? Mam straszne życie.
Ból promieniował w całym moim ciele. Próbowałam oddychać, ale nie wychodziło. Wydawało mi się, że moje płuca paliły się żywym ogniem. Nie czułam lewej nogi.
Ale żyłam.
Pamiętałam straszny głos, identyczny jak mój. Mówił mi, że nie mogę iść do obozu. Kojarzę, że jechałam wtedy z Adą i Cass. Chciałam wyrwać swojemu przyjacielowi kierownicę.
Przez ten Głos.
Potem był tir.
A później pustka.
Cass i Ada. Moi przyjaciele. Czy oni żyją? Nic im się nie stało?
Starałam się podnieść powieki, ale oczy mnie strasznie bolały. Do tego ważyły przynajmniej tonę.
Po trzecim razie udało mi się je otworzyć.
Najpierw oślepiło mnie straszne światło. Po chwili się do niego przyzwyczaiłam i ujrzałam słońce. Niedaleko niego latały czarne kształty.
Sępy.
Czekały.
Przewróciłam się na brzuch.
Wrzasnęłam. Okropna udręka rozniosła się po całym moim ciele.
Gorący piasek parzył moją skórę. Ku mojemu zaskoczeniu dopiero go wyczułam.
Delikatnie uniosłam się na rękach. Wydałam z siebie cichy jęk, ale udało mi się podnieść.
Potem zgięłam prawą nogę. Lewej nie mogłam. Kiedy chciałam to zrobić prawie nie zemdlałam z cierpienia.
Jak małe dziecko poruszałam się przez parę metrów na czworaka. Ale nie wytrzymałam tak długo. Jedna z kończyn mi ciążyła, w ustach miałam sucho.
Uderzyłam twarzą w złoty, miękki piasek.
Jeszcze raz się podniosłam. Tym razem na kolana. Wreszcie zgięłam tą nogę!
Podniosłam swoją buźkę mając nadzieję, że wiatr odwieje moje włosy.
Ale tam nie było zefiru.
Natomiast była tam góra piachu. Układał się miękko w wielkie lawiny. Lśnił w pełnym słońcu.
Ten widok był piękny.
A jednocześnie straszny.
Bo byłam tu sama.
Słońce sprawiało, że nie chciało mi się żyć. Było tu duszno. Na dodatek nigdzie nie widziałam żadnego jeziora.
Jak na pustyni.
Ale wcześniej jechałam przecież jakąś autostradą!!! Dlaczego wylądowałam tu?
Odetchnęłam głęboko i wstałam. Chwiałam się na nogach, co rusz brałam głębszy oddech.
,,Idź dalej. Zobacz. Zrozum” – przerażający Głos kontratakuje.
Kolejny raz poczułam, że muszę wykonywać jego polecenia.
Wyjątkowo ucieszyłam się. Gehenna minęła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Wiedziałam, że nie zniknęła i tylko na jakiś czas się tego pozbyłam. Nie wiedziałam skąd sobie zdaję z tego sprawę, ale
byłam tego pewna.
Coś powstrzymało ten ból.
Ale nie na długo.
,,Prosto. Idź prosto, to przeżyjesz.”
Co miałam zrobić? Poszłam.
Wszystko wyglądało tak samo. Identycznie. Promiennie słoneczne i zerowy wiatr. W tym miejscu nikt by nie chciał mieszkać.
Z tego, co myślałam, poruszałam się na południe.
Usłyszałam śmiech. Obejrzałam się za siebie. Stała tam mała dziewczynka. Posiadała złoto-rude włosy i jasno karmelową cerę. Wyróżniała się złotymi, błyszczącymi oczami. Natura obdarzyła ją wiśniowymi ustami i drobną budową ciała. Ubrana była w białą sukienkę z lnu.
– Nie bój się. Nic Ci nie zrobię. – jej głos był jak nieludzki krzyk. Mimowolnie się cofnęłam.
Nagle pojawiła się obok mnie. Jej twarz po chwili spłynęła. Skóra leciała niczym woda. Następnie wypadły gałki oczne. Metaliczny zapach podrażnił mój nos. Z przerażeniem patrzyłam na jej czaszkę. Biała, w resztkach skóry i krwi. Widziałam wyraźnie obrys jej ostrego podbródka lepiej niż chciałam.
Wrzasnęłam i puściłam się biegiem.
Potykałam się i wywracałam, ale dalej uciekałam.
W ostatniej chwili zatrzymałam się nad urwiskiem. Był głęboki i kończył się niespodziewanie.
Spojrzałam w dół, wystraszona. Dalej kombinowałam jak zwiać od tej Dziewczyny z Koszmarów.
,,Nazywa się Dream – jak sen”. Albo jak urojenie.
Twoja znajoma, tak? Pewnie razem pijecie herbatkę i kombinujecie jak tu wystraszyć na śmierć małe dzieci.
Wtedy to ujrzałam. Ogień. Potężne, czerwone płomienie. Wyglądało to niczym rubiny rozrzucone na żółtym tle.
Paliły one wiele niedużych domków. Dookoła biegły i wrzeszczały dzieci. Widziałam także jakieś piękne dziewczyny z zielonkawą cerą i kwiatami we włosach. Chciały obronić przed tym wielkim ogniskiem stary las. Zauważyłam też pomagającym im kilku chłopców z kozimi nogami w pomarańczowych koszulkach. Dostrzegłam następnie duży, biały dom. Na jego tarasie stał pół-człowiek pół-koń. Wykrzykiwał jakieś rozkazy. Próbowałam się ruszyć, ale nie mogłam.
Potem w tym krajobrazie pojawiła się Dream. Miała twarz na miejscu. Pomachała do mnie i roześmiała się.
Okręciła się, a perlista sukienka poruszyła się jakby pomachał nią niewidzialny człowiek. Widać było, że świetnie się bawi.
Wszystko zniknęło. Bez wybuchów. Bez niczego takiego.
Zamiast tego w oczy wbił mi się napis w kolorze krwistoczerwonym: ,,1816”.
,,Obóz Herosów. On został zniszczony. Ale powrócił. To się stanie po raz kolejny. Dlatego nie możesz tam iść.”
Usłyszałam wrzask:
– Amelia!!!
Ktoś mnie uderzył w twarz.
Otworzyłam oczy.
Nieźle. Czyli Obozowi grozi zagłada… przyznam, że tego się nie spodziewałam. Z chęcią przeczytam następną część, chociażby, żeby dowiedzieć się, co postanowi Amelia. Zastanawiam się, czy spróbuje im pomóc w ocaleniu Obozu, czy odwróci się plecami. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że spełni się pierwszy scenariusz, ale to twoje opowiadanie i nie mogę się doczekać co wymyśliłaś. 😀
No zgadzam sie, napewno przeczytam cd. A tak na marginesie chetnieprzeczytalabym jak ginie oboz :-). To by bylo super widziec ze jedyne bezpieczne miejsce dla herosow umiera xd sweet
Super! Jak już ci pisałam, baaardzo lubię twoje opka. A to tak.. pociąga, chce się je czytać 😉
PS. Dziękuję za dedykację, siostrzyczko 😀
Całkowicie zgadzam się magiap. Jestem ciekawa jak pokierujesz losami Amelii.