DZIŚ KRÓTKO I NA TEMAT: DLA PIPES77
Całuski carmel
PS. Następna dedykacja dla tego, kto zgadnie, kto jest boskim rodzicem Cass.
Hej! Jak tam? Spotkaliście ostatnio kogoś ciekawego? Ja tak. Jakieś trzy przerażające kobiety i motocyklistę. A przed tym zwiałam z biura dyrcia skacząc z paru metrów, do tego wcale się nie raniąc. Jeszcze wcześniej znalazłam w damskiej toalecie trupa mojej koleżanki. Milutko, co nie? Ta część też taka będzie.
Życzcie mi powodzenia! Na stówę się przyda.
Amelia
Stałam przed dużym domem ze spadzistym, czekoladowym dachem. Zrobiony był z czerwonej cegły. Dookoła niego rosły najróżniejsze gatunki kwiatów. Wytwarzały one słodki, nieco polny zapach. Przez chwilę rozglądałam się, jakbym się bała, że za chwilę znowu zobaczę te trzy przerażające damy.
Ale ulica była pusta.
Niepewnie, otworzyłam starą bramkę, która zaskrzypiała, gdy tylko dotknęłam jej klamki. Przebiegł mnie lodowaty dreszcz. W myśli wydarłam się na siebie: ,,Amelio Avili, ty strachajło! Boisz się bramki?! Opanuj się!”. Cicho westchnęłam i postanowiłam wziąć się w garść.
Zatrzasnęłam furtkę tak głośno, że aż kot mamy Cass, Edward – rasowy pers o białym futerku, podskoczył i zeskoczył z parapetu. Kiedy go zobaczyłam byłam totalnie zaskoczona, bo wcześniej go nie zauważyłam i prawie nie dostałam zawału. Taa, dzięki Edward! Dzięki Tobie moje opanowanie diabli wzięli!
Przeszłam dosłownie metr po chodniku z szarej kostki i już stałam pod drzwiami Cass. Nie posiadała zbyt dużego ogródka.
Zdeterminowana, uderzyłam parę razy w jej dębowe drzwi niegdyś złotą kołatką. Teraz miała ona kolor korozji.
Przez parę minut nikt nie otwierał. Przyglądałam się wtedy nowym kwiatom mamy Cass. Pani Helena kochała te różne chwasty prawie tak jak własną córkę. A nawet ja musiałam przyznać, że te jej nowa zielenina była naprawdę ładna. Nieduże krzewy z wielkimi kwiatami o śnieżnobiałej barwie. Pachniały one przepięknie. Niezwykle intensywnie. Właśnie kiedy chłonęłam ich zapach, ktoś wreszcie mi otworzył.
W drzwiach stała Cass. Ubrana w stary, jasno różowy dres i tak wyglądała jak czirliderka. Jej ciemno-czerwone włosy były proste niczym druty i okalały jak promienie słońca drobną twarz dziewczyny. Orzechowe oczy w kształcie migdałów lśniły zza firanek czarnych rzęs. Na małym nosku miała jasne piegi, które dodawały jej uroku. Pełne usta w kolorze dojrzałych truskawek przykuwały wzrok. Była wysoka i smukła, z idealną figurą klepsydry, którą dostrzegłby nawet ślepy, choć jej ciuch cechował się tym, iż był luźny.
Na mój widok otworzyła szerzej oczy i wrzasnęła:
– Melia, jak wyglądasz?!!! – czy ja mam jakąś powtórkę wydarzeń? Dlaczego zawsze ludzie mi sugerują, że nie mam za grosz stylu?
– Mi ciebie też miło widzieć, Cass. Tak, mam się świetnie. Fajnie, że pytasz.
– Melia, pytam poważnie! Twój ciuch jest w keczupie. Stop! Błagam, nie mów, że to… . – moja mina mówiła wszystko – Bogowie, to krew! Wiedziałam, że nie lubisz pani Eleny, ale żeby aż tak! Bo wiesz, ja znam dobrego adwoka… . – nie pozwoliłam jej dokończyć.
– Cassidy, ty półgłówku, opanuj się! Nie, nie zabiłam Zmory! Ale znalazłam trupa Lany, a ty mi nie pomagasz!!! – wydarłam się.
Cass zbladła, a jej oczy się zaszkliły. Dolna warga zaczęła drżeć. Na wszystko, co żyje! Dlaczego ja muszę być taka niedelikatna!
– Cass, przepraszam Cię. Naprawdę. Wiem, jestem beznadziejna i nie powinnam na Ciebie krzyczeć, ale po prostu mam okropny dzień. To normalny koszmar. Najpierw kłótnia z nauczycielem, później martwa Lana w toalecie, rozmowa z dyrciem i spółką, skok przez balkon, te dziwaczne kobiety i ten mężczyzna, motocyklista. Do tego znowu miałam ten koszmar, a na dodatek obtarłam sobie obie nogi. – mówiłam coraz szybciej, a na koniec wręcz płakałam. Czułam się podle, jak ostatnia debilka. Nawrzeszczałam na swoją przyjaciółkę za to, czego nie zrobiła. Ale nie wytrzymywałam. Strach, lęk, gniew i paląca rozpacz sprawiły, że wreszcie nie wytrzymałam. Powiedziałam wszystko, co mnie dziś spotkało i wreszcie wyładowałam swój gniew. I czułam ogromną ulgę z tego powodu.
Ale też wstyd.
– Melia, skarbie, nie płacz. Cichutko. Choć do domu. – Cass rozmawiała ze mną łagodnie. Jej głos był miły dla ucha, kojący. Chwyciła mnie pod ramię i zaprowadziła do mieszkania. Oczy miałam zaszklone i nawet nie widziałam jej domku wewnątrz i nie chciało mi się przypominać jak wygląda, ale z tego co pamiętałam był urządzony nowocześnie. Charakteryzował się dużym użyciem metalu, szkła, drewna i tworzyw sztucznych.
Moja przyjaciółka usiadła ze mną na swoim łóżku, a następnie zapytała:
– O co chcesz mnie zapytać? Może będę ci mogła pomóc.
Przez chwilę się wahałam, ale na koniec końców spytałam o głupstwo:
– Jak się nazywa nowe zielsko twojej mamy? Wiesz, te białe.
Cass parsknęła śmiechem. Chyba nie spodziewała się takiego pytania.
– To piwonie. – rzuciła, wstając ze swojego miękkiego materacu i wyszła z pokoju po picie.
– Aha.
Otarłam oczy i rozejrzałam się. Miętowe ściany z mnóstwem plakatów Justina Timberlake, stare biurko uginające się pod ciężarem magazynów dla nastolatek, fioletowy dywan poplamiony czerwonym lakierem do paznokci i wielka szafa wypchana po brzegi ciuchami.
Jak w domu.
Wstałam, zrzuciłam z nóg buty i rozkoszowałam się miękkością kobierca. Podeszłam do prostokątnego lustra obok drzwi i prawie nie padłam. Boże, to coś w lustrze to ja!!!!!!!
W czarnych włosach miałam zaschniętą krew. Na mojej twarzy znajdowały się kropelki potu i brud. Oczy były czerwone i zapuchnięte od płaczu. Dolna warga została rozcięta. Ciuch wyglądał jakby przeszedł piekło. Pogięty, w czerwonej cieczy i kurzu.
Dziwię się, że ludzie nie krzyczeli na mój widok.
Ja sama miałam ochotę wrzasnąć.
– Rusz się, Melia! Lecimy! – Cass pojawiła się niedaleko wejścia, ze związanymi włosami, w szarych jeansach i oliwkowych podkoszulku. Wydawała się zniecierpliwiona.
– Ale… . – zaczęłam protestować, jednak ta złapała moja rękę w żelazny uścisk i wyciągnęła ze swojego domu. Nie wiedziałam, że była taka silna! Niech się cieszy, że byłam wykończona, inaczej by mnie stamtąd nie zabrała.
Na wpół ciągnięta, na pół idąca zostałam zaprowadzona trzy domy dalej, do domu Ady. Mojego drugiego najlepszego przyjaciela. Którego Cass nie znosiła i za żadne skarby by mnie do niego nie zaprowadziła.
Ada wybiegł ze swojej willi. Elegancka, z granatowymi ścianami i wielkim ogrodem oraz sadem sprawiała wrażenie, że mieszka w niej jakaś stara, bogata ciotka. A tak naprawdę mieszkała tam miła i wesoła rodzina Ady.
Jego złote włosy lśniły w blasku słońca. Wyróżniał się jasną cerą, którą niegdyś uznawano za znak arystokratyzmu. Ale teraz oznaczała, że wolisz czytać książki niż wychodzić na dwór. Szare oczy jak burza błyszczały niebezpiecznie. Wysoki, wysportowany Ada poruszający się niezwykle energicznie, nawet jak na dziecko z ADHD. Ten, to nawet za sto lat się nie zmieni.
– Idziemy? – zapytał wesoło, uśmiechając się szeroko. Cass nie obdarzył nawet jednym spojrzeniem, a na mnie patrzył normalnie, tak jakbym zawsze tak strasznie wyglądała. Aż mnie korciło, żeby dać mu z liścia za ten dobry humor.
– Tak. – głos czerwonowłosej brzmiał ozięble.
– Nie, nie idziemy! Dałam Ci się wyprowadzić na dwór, Cass, ale teraz wytłumaczcie mi, co tu się… – Ada mi przerwał:
– Melio, przysięgam na wszystkie świętości, religie, na wszystko do cholery, że jeśli w tej chwili z nami pójdziesz, to jak dojdziemy na miejsce, to odpowiemy ci na wszystkie pytania.
Wahałam się. Rozważałam. Słowo Ady było święte, więc jeśli spełnię, to o co prosi, to mi na stówę wszystko powie. Ale co jeśli oni należą do jakieś sekty i będą chcieli mnie złożyć w ofierze, albo okaże się, że są kanibalami i… Amelia, ogarnij się! Przecież to twoi przyjaciele! Chyba Ciebie nie zabiorą nigdzie na pewną śmierć!
– Zgoda – mruknęłam.
Coś w ich uśmiechach sprawiło, że mimowolnie poczułam, że podjęłam złą decyzję.
* * * * * *
Jechaliśmy szybko po głównej autostradzie jakieś tam. Ada coś mi o niej mówił, ale jak zwykle się wyłączyłam.
Cicha, klasyczna muzyka sączyła się z radia, sprawiając, że się krzywiłam. Nie lubiłam takiej nuty. Wolałabym już chyba bardziej słuchać ,,Faktów po Faktach”, czy coś takiego.
Twarde siedzenie i zapach zgniłego jajka nie pomagały mi zmienić humoru. Do tego nie było klimy, a silnik wydawał podejrzane dźwięki.
Mówiłam im ,,Jak chcecie ukraść jakieś auto, to już lepiej Lamborghini, niż tą zepsutą taksówkę z obdrapaną farbą.”
Przynajmniej nie muszę siedzieć z tyłu, nie to co Cass.
Jak ukradli auto? Nie mam ochoty na retrospekcje, więc powiem w skrócie:
Byliśmy wykończeni łażeniem, szczególnie ja. Słońce niemiłosiernie prażyło. Nagle Ada powiedział, że ukradniemy samochód – będzie szybciej. Kiedy to oznajmił prawie nie padłam ze śmiechu – on i kradzież? To ja to Królowa Anglii. Oczywiście, Cass było przeciwko temu, ale blondyn się upierał. No, to my na to: ,,Jak sam ukradniesz, to spoko”. Byłyśmy pewne, że nie da rady wykraść auta. Poszliśmy na parking niedaleko bogatego osiedla. Stały tam dwa pojazdy. Zniszczona taksówka z zepsutymi światłami i nowiutki Lamborghini. Ada wybrał to coś, co kiedyś miało żółtą barwę. Poszedł na łatwiznę – drzwiczki były otwarte. Pewnie kierowca uznał, że po co zamykać? Tylko wariat będzie chciał zabrać taki gruchot. Ada wszedł do tego czegoś i zaczął coś tam gadać, że czytał o tym, że są takie dwa kabelki, że możemy bez kluczy uruchomić to coś. No i podłączył te druciki. Taksówka odpaliła. Nie potrzymałam się od krzyku: ,,To żyje!”. Ada posłał mi wtedy niezbyt przychylne spojrzenie.
Koniec historii. Teraz pędzimy po drodze, Ada prowadzi, ja siedzę obok niego i próbuję załapać jak działa radio, a Cass narzeka z tyłu.
Co rusz kręciłam się i spoglądałam na nudnych krajobraz. Pola owsa, wysokie drzewa. Różnie bywało.
Wkurzona, wreszcie głośno warknęłam:
– To jak? Powiecie mi wreszcie, o co chodzi?
Ada i Cass wymienili się spojrzeniami. Dziewczyna pomachała w jego stronę przecząco głową. Zabiłam ją spojrzeniem, a następnie jak obrażona księżniczka podkuliłam nogi. Nie było z tym problemu, bo pasów tutaj nie było. Naprawdę.
Ku mojemu zaskoczeniu i wściekłości Cass, Ada rzekł:
– Mitologia grecka. To prawda. Bogowie, potwory. To co dorośli opowiadają przy ognisku, historie stare jak świat. Stwory takie pradawne, że ludzie o nich zapomnieli. Centaury, chimera. Wszystko. – jego spojrzenie było zamyślone, wręcz zamglone. Ton monotonny.
Nic nie powiedziałam. Czułam pustkę i dziwny, irracjonalny smutek. Tak jakby mój mały braciszek umarł i ktoś mi o tym wszystkim ostro przypomniał.
Stworzenia mitologiczne istnieją. Żyją. To niemożliwe. Nie. Nie mogą. Oni zwariowali! Na pewno nie! Z pewnością bym jakieś zobaczyła przecież nie istnieje… . Mgła. Zaczarowana, niezwykle potężna. Śmiertelnicy przez nią nie widzą. STOP! Jaka Mgła? Przecież tego nie było i nie będzie!
W moim duchu toczyła się walka. Dziwne myśli nieraz nawiedzały mnie, ale po chwili je odganiałam.
– Herosi. Pół bogowie, pół ludzie. Mają olimpijską krew. Są silniejsi i szybsi od innych. Ich zmysły są bardziej wyczulone. Potrafią świetnie walczyć. – Ada kontynuował.
Obóz herosów. Dla półbogów. Uczą się tam żyć i przetrwać na tym świecie. Boże! Skąd ja to wiem? SKĄD?!
– Jest też obóz he… . – Adzie nie było dane dokończyć.
– Cicho siedź! Zamknij się!!! Nie chcę tego słuchać!!! CICHO!!!!!!! – wydarłam się niczym opętana.
Czułam się dziwnie. Rozsadzający ból głowy i przeraźliwe zimno rozchodziło się po moim ciele. Oczy mnie piekły, bolały. W ustach miałam sucho. A ten głos, przerażająco podobny do mojego, dalej mówił: ,, Niebiański Spiż i Cesarskie Złoto. Nimi zabija się potwory. Są najskuteczniejsze.”
Chciałam, żeby przestał. ,,Nie idź tam, gdzie chcą Cię zaprowadzić. Nie tam. Nie!”
Pewnie moi kumple byli przerażeni moją reakcją, ale ja byłam po prostu wystraszona.
Obóz herosów to zło. Głos miał rację. Tamto miejsce to zło. Nie mogę tam iść. Nie mogę pozwolić, żeby mnie tam zaprowadzili.
Nie wiedziałam, czy to były moje myśli, czy to były słowa tamtego Głosu. Nigdy nie należałam do uległych, ale to do mnie przemawiało. Jakby mój mózg miał w sobie zaprogramowane wykonywanie jego poleceń.
Chwyciłam kierownicę i zaczęłam nią szaleńczą kręcić.
– Amelia, przestań!!! – wrzasnął Ada. Cass też krzyczała.
A ja dalej wyczuwałam ten lodowaty oddech na swoim ciele.
Blondyn próbował mi wyrwać ster. Szarpałam się z nim, kopałam, gryzłam. Nie mogę tam pojechać! Nie!!!
Samochód uderzał na boki. Nabijałam sobie kolejne siniaki, ale miałam to gdzieś.
– Przed nami!!!!!!!! – moja przyjaciółka ryknęła.
Jak jeden mąż podniosłam wzrok razem z Adą. Najpierw nic nie widziałam, mocne światło świeciło mi w oczy. Kiedy się do niego przyzwyczaiłam, zobaczyłam srebrny zderzak, a po chwili ujęłam cały widok swoimi oczami.
Jechaliśmy prosto na rozpędzonego tira.
Mój krzyk zmieszał się z wrzaskiem Ady.
A potem już była tylko ciemność… .
hmmm… opowiadanie ciekawe, ciekawie się kończy. Zainteresowało mnie
No, to fajnie. Mi się też wydaje, że zakończenie jest ciekawe. Już mam pomysł na następną część.
Siostrzyczko, bardzo fajnie 😀 Mi się straasznie podoba. Wciąga i jest ciekawe. Alda jest synem Ateny, zgadza się? A Cass może Afrodyta? Albo Hekate?
PS. Dziękuję baardzo za dedykację, siostrzyczko
Bardzo proszę. Wciąga? To extra. Chyba wyszło mi lepiej niż poprzednia część. A dowiecie się kto jest jej matką w dedykacji, w następnej części. Nie wzięłam Ady, bo go za łatwo zgadnąć 😉
Idziesz na całość. Główna jest niezwykle zagadkowa, co więcej, wydaje się, że sama wie o sobie tyle co czytelnik, co świetnie potęguje efekt. Klimat opowiadania jest naprawdę wciągający. Czyta się lekko i przyjemnie. Tylko to imię: Ada? Dla chłopaka? Jakoś mi nie pasuje, ale to szczegół, a akcja dzieje się w USA, więc można to dziwactwo usprawiedliwić. Mimo wszystko, czekam na cd ze zniecierpliwieniem 😀
Ada to skrót od Adrian. Ja mam kumpla na którego każdy tak woła, choć mam też koleżankę, Adriannę i na nią też każdy woła Ada 😉
Moja najlepsza przyjaciółka to Ada i zrobiłam takie wtf jak to przeczytałam :p Ale opowiadanie dalej mi się podoba. Robi się ciekawiej Nie mam pojęcia kto może być mamą Cass.