Rozdział I
,,SPOTKANIE TRZECIEGO STOPNIA”
,,Być może każdy twój oddech jest ostatnim tchnieniem kogoś innego”
Elias Canetti
Hej! To ja, Amelia! Ostatnio poczytaliście sobie o moich pytaniach bez odpowiedzi i dziwnym śnie. Choć może powinnam powiedzieć koszmarze? Zależy jak dla kogo. W dzisiejszej części mam dla Was, coś, co mi psyche rozwaliło. Co to takiego? Dowiecie się w swoim czasie! Czytajcie cierpliwie!
Siedziałam w swoim pokoju na łóżku. Znów to samo wyobrażenie. Kolejny raz zabrało mnie z objęć Morfeusza. W tym śnie wszystko zawsze toczyło się tak samo. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego koszmaru, ale jeszcze nigdy nie był taki wyraźny. To mnie najbardziej przerażało. Ten ktoś jest bliżej niż podejrzewałam. Potrząsnęłam głową. Nawet nie wiedziałam kim on jest, a już myślałam o tym, żeby mnie nie dopadł. Pani Elena miała rację. Nie powinam pić coca – coli przed snem.
Spojrzałam na zegarek na parapecie.
Szósta pięćdziesiąt sześć.
Naprawdę, extra.
Wykończona wstałam z łóżka. Materac złośliwie zatrzeszczał. No, to po prostu nie fair! Mają kasę, żeby kupić nam te beznadziejne mundurki, a na nowe materace, to niby zero funduszy. To-tal-na beznadzieja!
Z głośnym westchnięciem przetarłam oczy i rozejrzałam się po swoim zniszczonym pokoju. Stop! Co?! Zniszczonym?!
Moja mieszkanko było zniszczone! Na zielonych ścianach znajdowały się czerwone plamy. Beżowe firanki były poobrywane. Półki zostały całkowicie rozwalone. Pozostało z nich tylko trochę ksylemu. Książki leżały na drewnianej podłodze. Zdawało się, że ktoś podpalił mój kolorowy dywan. Jedyną nietkniętą rzeczą była stara szafa.
Do jasnej ciasnej, kto to zrobił?!
Amelia, spokój, oddychaj głęboko. Wdech, wydech, wdech… jak dorwę tego, co mi pokój rozwalił, to wychłostam i na bal nabiję!!!
Taa. Jak widać, słynę z panowania nad uczuciami. Psycholog mi powiedział, że oddechy pomagają. Kolejna wielka pomyłka dorosłych. Niby oni mają nas prowadzić przez życie? Phi, to ja już wolę do końca swojego żywotu mieć zakaz słuchania muzy, niż dać im się prowadzić. A uwierzcie, muzyka jest dla mnie straszliwie ważna. Bo na lekcjach bez niej bym po prostu zasnęła! Miałabym kilka więcej uwag i… rozmowę z panią Eleną vel Zmorą. To ja już wolę iść do wojska niż przeprowadzać z nią konwersację.
Okej, po prostu wymyślę piękną wymówkę dla Zmory. No dobra, jak mogłam sobie uszkodzić, aż tak pokój? Wpadłam w jeden ze swoich napadów histerii i przez przypadek, to wszystko rozwaliłam? Lepiej nie, bo jeszcze mnie do jakieś izolatki wrzucą. Człowiek najlepiej myśli po jedzeniu, więc trzeba lecieć na śniadanie!
Otworzyłam gwałtownie drzwi. Zimne powietrze sprawiło, że zadrżałam na całym ciele. Ludzie, czemu tu zawsze musi być tak zimno?! My nawet klimy nie mamy, a okna są zaszronione. A mamy LATO!
Weszłam na spory korytarz. Kremowe ściany dawały temu miejscu przytulność, ale wszystko niszczyły stare portrety. Nikt nawet nie wiedział kto jest na tych obrazach! Wszędzie, dosłownie na każdej ścianie, znajdowały się mosiężne drzwi prowadzące do pokoi innych dziewcząt. Bardzo pasowały do ciemnobrązowych podłóg. Przynajmniej tu ktoś się wykazał dobrym smakiem.
Doszłam do starych jak świat schodów. Zaczęłam przeskakiwać, co dwa, dzięki czemu znalazłam się szybko na dole – w jadalni. Był to największy pokój w całym sierocińcu. Uwagę przykuwał duży, prostokątny stół z rzędami krzeseł, które ktoś niespełny umysłowo pomalował na jaskrawy róż. Tak. Na RÓŻ. Przy innych sierocińcach nasz wygląda jak domek Barbie kontra zamczysko Drakuli. Ja osobiście jestem za nietoperzami. Oprócz tej nienormalnej rzeczy dało się tu zauważyć staromodną kuchenkę z jedynie dwoma palnikami. Do tego ona nawet na prąd nie działa, tylko na zapałki. Normalne średniowiecze. Naprzeciwko niej znajdowało się okno, przez które już nieraz wyglądałam tęsknym wzrokiem. Ogromny las wcale nie przypominał tego z mojego snu. Ten nie zdawał się ani trochę straszny.
Usiadłam przy stole i zaczęłam jeść brejo – podobną maź. Czy naprawdę nie sztuka zrobić jajka? Jak na razie przy stole, nie licząc mnie, siedziała tylko hinduska Alina. Czarne włosy ułożyła w idealny kok. Jej czekoladowe oczy wesoło błyszczały. Skóra o barwie kawy z mlekiem nadawała jej egzotycznego wyglądu. Przyjrzałam się sobie w łyżce. Czemu nie mogę być taka ładna jak ona? Moje kruczoczarne, lekko falowane włosy opadały na mlecznobiałe ramiona. Dziwne oczy miały niespotykane barwy niebieskiego. Tuż przy źrenicy był to cyjan, który przechodził w wyblakły błękit, potem w turkus, aż na sam koniec w lazur. Na moim nosie znajdowały się jasne piegi. Ciemnoczerwone usta kontrastowały z cerą. Klasyczne rysy były takie zwyczajne… . Jedyną rzeczą jaka mnie pocieszła było to, że miałam lepszą od niej tuszę i byłam wyższa.
Alina spojrzała na mnie ze zdziwieniem i przerwała pociąg moich myśli pytaniem:
- Co ty tu robisz?
- Nie widać? Jem. – odwarknęłam w odpowiedzi.
Dalej jadłyśmy w milczeniu. Może i nie byłam dla niej najmilsza, ale nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
Nagle zobaczyłam wysoką, szczupłą kobietę po czterdziestce. Jej popielate włosy zostały uczesane w wysoki kucyk. Kremowa cera podkreślała niebieskie, lodowate oczy. Cechowała się nieco zadużym nosem. Malinowe usta tej pani były tak mocno zaciśnięte, że aż prawie zrośnięte.
Pani Elena.
- Witajcie dziewczynki! – rzekła ostrym jak nóż głosem.
- Dzień dobry, pani Eleno. – odrzekła posłusznie Alina.
Poczułam potrzebę zdenerwowania pani Eleny. Skoro ja miałam okropny poranek, to czemu to Straszydło nie miałoby mieć gorszego? Na myśl o wściekłej pani Elenie uśmiechnęłam się. Mam spędzić tu tylko jeszcze niecałe trzy lata, aż do mojej pełnoletności i wynoszę się z stąd do Londynu. Oczywiście, zabieram ze sobą Cass. Nie zostawiłabym jej w tym okropnym mieście.
- Uważam, że przywitała się pani z nami za głośno. – oznajmiłam z powagą. Pani Elena często mówiła, że ja nie mówię tylko krzyczę. Natomiast ja, uwielbiam łapać ludzi za słowa.
- Doprawdy? – spytała
- Tak. Nie dość, że ma pani osobliwy ton głosu, to jeszcze mówi pani przerażająco
- głośno. Nieraz się przez to budziłam.
- Co ty nie powiesz? – ponownie spytała, coraz bardziej zirytowana.
- Słyszałam, że teraz można sobie robić przeróbki głosu. Polecam dopytać oto w aptece. – powiedziałam słodkim jak miód tonem.
- Jak miło, że się o mnie tak troszczysz! – zawołała – Jednak do twojej informacji, słyszałam o tym.
- Naprawdę? Nie sądziłam. Zdaje się, że nie wie pani, co to jest makijaż lub peeling, więc nie pomyślałam, że wie pani o czymś takim. – mówiłam jak najniewinniejszym głosikiem.
Widziałam jak pani Elana gotuje się w środku. Wręcz mordowała mnie spojrzeniem.
Spojrzałam na Alinę. Hinduska patrzyła na mnie oniemiała. Pokazałam jej zadziornie język. Dziewczyna widząc, że ją obserwuję, zaczęła dokańczać śniadanie. Poszłam za jej przykładem.
Niespodziewanie usłyszałam głos pani Eleny:
- Amelio, cóż to za urocza piżama! W kwiatki!
Z przerażeniem spojrzałam na swój strój. Miałam na sobie seledynową piżamę z ciemnozielonymi kwiatami. Psia krew! Zapomniałam się przebrać! Teraz rozumiem, czemu Alina, tak dziwnie na mnie patrzyła.
- Najwyraźniej pani nie wie, ale takie piżamy to najnowszy hit! Jak na razie można je kupić tylko w Japonii. – rzekłam, starając zachować resztki godności.
- Mogłabym przysiąc, że widziałam taką w sklepie na rogu. – kontynuowała temat pani Elena.
- Zakładam, że nie miała pani wtedy na nosie swoich okularów. – odpowiedziałam.
- Ja przecież nie noszę okularów. – oznajmiła, lekko zbita z tropu, opiekunka sierocińca.
- Naprawdę? Przecież kobiety w pani wieku noszą okulary! – krzyknęłam.
- Jak sądzisz ile mam lat? – spytało mnie Straszydło.
- No cóż, nie chciałabym pani urazić, ale zdaje mi się, że mogłaby pani być opiekunką Elvisa Presleya… . – rzekłam i następnie, po krótkiej przerwie, dodałam – Gdyby pani nie była na to za stara!
- Jak śmiesz mnie tak obrażać?! – wrzasnęła.
- Po pierwsze: pani zaczęła temat. Po drugie: musi pani ciszej mówić, bo naprawdę wszystkie dziewczynki się za chwilę obudzą. – Kolejna informacja. Nasz sierociniec przyjmuje tylko osobniczki płci pięknej.
Pani Elena odeszła z urażoną miną. Jeden dla Amelii! – pomyślałam zadowolona. Po chwili uśmiechnęłam się jeszcze szerzej – do głowy przyszła mi nowa myśl: Zero dla Zmory!
- Cześć, dziewczyny. Amelia, czemu masz na sobie piżamę?! – usłyszałam wysoki, melodyjny głos. Wszędzie bym go rozpoznała. Rose. Jedna z nielicznych, które nawet lubię.
Jej długie, blond włosy uczesane były w warkocz – kłos. Rose przeczytała w jakimś magazynie, że są teraz modne i codzienie go sobie wiązała. Ubrała się w różowe trampki, fioletowe leginsy i liliowy T – shirt oraz niebieską chustkę. Niecodzienny komplet, ale na niej wyglądał jak zwykle świetnie. Do tego podkreślał jej błękitne oczy.
- Stop! Ty się nie uczesałaś! I pokazujesz się publicznie?! Do tego masz wory! MARSZ DO SWOJEGO POKOJU, MŁODA PANNO!!!! – Jeśli ktoś kiedykolwiek jeszcze mi powie, że Rose jest urocza, nawet wtedy, kiedy jest zła, to chyba padnę.
- Uwierzcie, nie ma nic uroczego w wrzeszczącej na ciebie dziesięciolatce, która ma policzki barwy pomidorów i karze iść tobie do pokoju bo jak się okazuje ,,Wyglądasz jak siedem nieszczęść!! Ile ty dzisiaj spałaś?! Wydajesz się bladsza niż zwykle! NIE UŻYŁAŚ BŁYSZCZYKA!!!” Nie dość złego wrzeszczy na ciebie przy ludziach. Tak. Przez jej krzyki zebrał się tłumek. Dziewczyny o różnych odcieniach karnacji, kolorach włosów i oczu oraz osobowościach patrzyły na nas oczami wielkości spodków. Nie żartuję.
Pognałam więc jak najszybciej na górę, przepychając się obok dziewcząt. Nie miałam najmniejszej chęci na dalszą konfrontacje z Rose. Kiedy dobiegłam do naszej wspólnej łazienki poczułam się trochę lepiej. Umyłam zęby i wzięłam szybki prysznic. Następnie wbiegłam sprintem do swojego pokoju. Zamiast jednak bezmyślnie pobiec w stronę szafy, zatrzymałam się i zaczęłam rozglądać się po nim. Wyglądał zwyczajnie. Zero bałaganu. Wszystko w porządku. Ale czego ja się spodziewałam? Pewnie mi to się przyśniło. Co ja sądziłam, że pokój będzie spalony? Szczerze, to tak… .
Podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Normalnie wyjęłabym cokolwiek, ale już dziś raz podpadłam Rose i wolałabym, żeby nie wrzeszczyła na mnie (po raz kolejny), że jestem daltonistką bo np. zakładam na siebie czarne jeansy i granatowe trampki. Skąd miałam wiedzieć, że zasada o granacie i czarnym tyczy się też butów i spodni?! Wyjęłam, więc czarne jeansy, akwamarynową bluzkę i czarno – białe vansy. Włożyłam to na siebie i nie oglądając korytarzów, którymi przechodziłam, zeszłam na dół.
Panowała tam istna zamaracha. Niektóre dziewczyny jadły breje, natomiast inne urządziły konkurs, która najlepiej naśladuje panią Elene. Mogłam się założyć, że tą zabawe wymyśliła Gwen Steff – brązowowłosa chuligana kochającej chaos. Kiedy przybyła do naszego sierocińca bez przerwy się z nią biłam. Chyba prawie przez dwa lata. Pogodziłyśmy się dopiero, gdy okazało się, że obie nienawidzimy Zmory.
Jeszcze raz spojrzałam na salon. Tylko dwa lata i pięć miesięcy. Wtedy będę mogła się z stąd wyrwać. Z niezadowolonym grymasem na twarzy wyszłam przez dębowe dzwi i skierowałam się w kierunku najgorszego miejsca na świecie.
W kierunku Livegood Chall.
W kierunku mojej szkoly.
Gdybym wiedziała, co zastanę w damskiej toalecie, nigdy bym tam nie weszła. Ale na moje nieszczęście nie miałam pojęcia… .
* * * * * *
Wściekła, biegłam po korytarzach tej okropnej budy. Moje kroki odbijały się echem od pastelowo niebieksiej podłogi. Korytarze wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Intensywnie pomarańczowe ściany, wręcz kuły w oczy. Małe okna były pootwierany i prawdopodobnie miały pomóc pozbyć się upału, ale nic nie dawały. Ciemne drzwi od klas, szczelnie zamknięte, przypominały mi jak chwilę temu pokłóciłam się z panem Torance. Mój nauczyciel od angielskiego zarzucił mi, że jestem leniwa i dlatego nie przeczytałam szkolnej lektury. Romea i Julii. A ja wyjątkowo starałam się ją przeczytać! Ale miałam utrudnienia. Jestem dyslektyczką i z trudem rozkodowywuję słowa pisane. Na dodatek, ten cały Szekspir używał dziwacznych pojęć i większości nierozumiałam. Ale hello! Starałam się! To niewystarczy?!
Oczywiście, że nie. Kontynuując, pokłóciłam się z wrednym Wypłoszem i zwiałam z sali. Szkoda, że nie mogłam zobaczyć jego miny, kiedy trzaskałam drzwiami. Musiała być
epicka!
Dalej zezłoszczona wpadłam do damskiej toalety. Brzoskwiniowe płytki lśniły od czystości. Kontrastowała z nimi czerwona podłoga. Było tu mnóstwo niedużych kabin, zlew i kaloryfer. Nic wielkiego. Zwyczajna toaleta.
Podeszłam do marmurowego zlewu (tak, moja szkoła jest bogata) i odkręciłam kran. Przez chwilę wydawał dźwięk jakby się dusił, ale niedługo później zaczęła z niego płynąć zimna woda. Zmoczyłam ręce i ochlapałam sobie twarz. Nie zakręcając kranu, udałam się w stronę kabin. Złapałam klamkę pierwszej i pociągnęłam. Nic. Sytuacja się powtórzyła. Zirytowana, postanowiłam, że do cholery, wejdę do tej kabiny, bo przecież teraz nikogo tam nie ma i po prostu się zacięła. Nauczyciele nie puszczali uczniów w czasie lekcji do WC, nawet w nagłych przypadkach.
Postawiłam jedną, a potem drugą nogę na kaloryferze. Złapałam się koniuszkami palców góry drzwi do kabiny. Przerzuciłam przez nie najpierw lewą, później prawą stopę. Nie pomyślałam jednak, że mimo, iż kaloryfer jest naprzeciwko kabiny, to odległość dzieląca ich, osiąga za dużo, aby, tak po prostu przerzucać sobie nogi.
Runęłam jak długa na podłogę kabiny. Przynajmniej się dostałam. Choć wszystko mnie bolało. Szczególnie lewy bark.
Z jękiem próbowałam się podnieść. Ale po raz kolejny zaryłam twarzą o podłogę. Była na niej jakaś dziwna maź. Do tego strasznie cuchnęła. Obrzydliwe. Spojrzałam w bok. Obok mnie była czyjaś noga! Amelia, ty nie ogarnięty czubku! Jak mogłaś tego nie zauważyć! Ktoś jeszcze tu jest! Wystraszona, podniosłam wzrok. O ścianę opierał się ktoś. Ktoś, kto nie wyglądał najlepiej.
Włosy tej dziewczyny były zafarbowane na czerwono. Zaschnęła na nich krew, z czego dało się wywnioskować, iż leży tu dość długo. Twarz szpeciły liczne szramy. Wyglądała na moją rówieśnicę. Jedno z jej oczu było zaklejone przez posokę. Drugie, całe zaszklone, w kolorze bezchmurnego nieba, patrzyło jakby wprost na mnie. Jej prawa ręka zwisała tuż przy ciele, a lewa tworzyła kształt litery ,,Z”. Widać było tam mięso i coś białego. Chyba kości. Dookoła tego, co zostało z jej kończyny latały muchy. Cały swój strój miała zniszczony i brudny. Na koszulce tej istotki znajdowała się ciemna plama. Czyli… nie leżałam na mazi. Leżałam na jej krwi.
Nagle usłyszałam czyjś przeraźliwy krzyk.
Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że to ja krzyczałam.
Boze O.o Jakbym ogladala jakies straszne anime,serio xD
Okna byly pootwierany-pootwierane
Czegos tu nie rozumiem. Sierociniec oszczedza na rzeczach jak materace,zeby kupic podopiecznym Vansy?.3.
Sama sobie kupiła. Trzeba sobie radzić 😉
Straszne anime? Niezłe skojarzenie 😀
No woesz,taka typowa japonska uczennica,spoznia sie na lekcje,pokazuje pazurki,wychodzi z klasy i znajduje zakrwawiona toalete? Brrr xD
Tfu,wiesz,nie woesz. Ja i moje literowki :< (glupi telefon xD)
Ja sama nie pomyślałam o japonii. Mam zamiar wykreować kilka postaci, które obóz jeszcze nie widział. Może jedna z nich będzie fanką anime?
Akcja nie pędzi. Ewenement. XD Bardzo fajnie napisane, w taki ciepły sposób.
-A mamy LATO!- Wcześniej było też „mamy”. Lepiej byłoby to zastąpić wyrazem „jest”.
Podobają mi się twoje opisy, są dokładne, a porównania naprawdę ładne. Opko jest długie i wciąga, więc pozostaje mi tylko czekanie na CD.
Spodobało się? To extra. A opisy po prostu uwielbiam pisać ^^
Poza kilkoma literówkami ( bal, zamiast pal. Bo trochę dziwnie się kogoś nabija na bal.) i dziwnych wyrazów („chuligana”), to opowiadanie bardzo mi się podobało. Pisz szybko cd, bo naprawdę mnie zaciekawiłaś. 😀
Bal, pal. Jak dla mnie bez różnicy. Sensu się domyśliliście, no nie? A z tym CD, to się postaram.
nigdy nie był taki wyraźny – pytamy : jak wyraźny? Więc odpowiedź to „tak wyraźny”
temu miejscu przytulność – przytulność nie jest błędem, ale nie brzmi tak…poprawnie? Lepiej by się nadawał przytulny nastój tylko hinduska Alina – wypadło, jakby hinduska było przymiotnikiem. hinduska – Alina
Skóra o barwie kawy z mlekiem nadawała jej egzotycznego wyglądu – hinduska i egzotyczny wygląd? Naprawdę? Zawsze myślałam, że hinduski są białe i mają blond włosy…
MŁODA PANNO!!!!! – więcej, więcej, więcej wykrzykników!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
karze iść tobie do pokoju – ci iść, nie tobie
Ale hello! – błagam, skończcie z używaniem angielskich słów na co dzień, sama paru używam, ale nie w opkach! Nie … w … opkach…
Inne błędy wymieniono, ja powtórzę „przecinki!”. Bardzo mi się podobały twoje opisy, były bardzo trafne. Fabuła wciąga, czyta się przyjemnie 😉
Nie myślałam, że będzie to z tyloma pomyłkami, ale no cóż, to przecież ja 😉 Bardzo dziękuje za koment., ale mam pytanko (które właśnie zdałam, ale mam jeszcze jedno, co jest z przecinkami. Nadmiar, czy źle wplecione, czy brakuje?
Ja cię wieeeeelbię!!!!!
Nie no, serio, lubię twoje opka. Mają to coś 😀
PS. Dzięki za dedykację 😉
Genialne masz talent do pisania
Właśnie sobie uświadomiłam, że gdy czytałam to 8 lipca, nie zostawiłam komentarza. A więc piszę teraz: genialne, super, świetne. Masz megawielki talent do pisania