Z dedykacją dla mojej wnusi Oliwii, czytaj dalej, a staniesz się mistrzem, jak ja XDDDDDDDDD
To jest, ekhem… Chyba najbardziej dwuznaczna i zboczona część jaką kiedykolwiek napisałam XD
Rozdział V: Cisza
Udupili nas. Po prostu niebiescy sobie z nas zakpili. Na uczcie wszyscy bezwzględnie torturowali Percy’ego i Annabeth wzrokiem, bo nie dość, że oddalili się od sztandaru o jakieś pół kilometra, to jeszcze przez pół godziny czerwoni szukali ich po całym lesie, a znaleźli w krzakach. Kiedy Clarisse opowiedziała mi, co się stało, to myślałam, że spadnę ze stołka. To było komiczne. Swoją drogą Clarisse to równa babka, nie to co jej szurnięty ojczulek. Wzbudziła u mnie takie zaufanie, że opowiedziałam jej o całej historii, a ta, podczas słuchania, upuściła swój udziec i trzy razy pytała się, czy mówię poważnie. Na koniec skwitowała to słowem na „k” i powiedziała, że od kiedy Afrodyta zostawiła go dla Apolla, robi strasznie dziwne rzeczy.
– Raz na przykład były pogłoski, że zgwałcił własnego dzika – szepnęła.
Bez jaj… Niewyżyty bóg, który najpierw zabawiał się z dzikiem, który był jego świętym zwierzęciem, teraz przystawiał się do mnie. Cudownie, ekstra, zaje*****e.
– Ja już nie wiem co mam robić… – Westchnęłam i popatrzyłam w stronę Kena, który siedział na drzewie razem z Ino i coś do niej mówił, kręcąc gwiazdami. W którymś momencie spojrzał na mnie, ale ja odwróciłam wzrok w stronę córki Aresa. – Ja kocham Kena.
– Widzę, widzę. – Odpowiedziała i podparła się ramieniem.
– A najgorsze jest to, że twój ojciec zaszantażował mnie, że jeśli go poślubię, być może zdejmie klątwę z Kenji’ego… Ja już nie wiem co robić. – Powiedziałam załamanym głosem.
– O nie. Dallas. Nigdy, zapamiętaj, NIGDY nie wierz Aresowi. Nie żebym miała coś do swojego taty, bo jako rodzic jest świetny, ale… On najprawdopodobniej sam nie wie, jak zdjąć klątwę – oznajmiła i odwróciła się, gdy poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Chłopak pocałował ją w usta i przysiadł się do naszej rozmowy. – O, wy się pewnie jeszcze nie znacie. Dallas, to jest mój chłopak, Chris Rodriguez. – Chłopak uśmiechnął się i podał mi rękę którą uścisnęłam. Był podobny do Leona, ale miał krótsze włosy.
– O czym gadacie dziewczyny? – Zapytał.
– Dallas ma… problem – odpowiedziała brunetka. – Z moim ojcem.
– Uuuu, bez obrazy, kochanie, ale z twoim ojcem zawsze są problemy… – Westchnął. – Nie będę wchodzić w szczegóły. Chcesz zatańczyć? – Spojrzał z nadzieją na Clarisse, a ta popatrzyła na nimfy, które tańczyły z herosami wokół ognia.
– Przeżyjesz beze mnie? – Uśmiechnęła się złośliwie.
– Jasne, mam nadzieję, że złamiesz nogę – odpowiedziałam.
– A żebyś, franco, spadła ze stołka! – krzyknęła, kiedy Chris złapał ją za obie ręce i przyciągnął do ognia kręcąc piruety. Jeszcze chwilę popatrzyłam, jak Clarisse dygotała wokoło ognia i wstałam, podchodząc po kiełbaskę, a kiedy odwróciłam się, żeby zająć swoje miejsce, wpadłam na Kenji’ego. Ten to ma „wejście smoka” – skrada się cholernie cicho, a potem nagle wybucha, bo się dziwi, że ma musztardę na koszulce. Mógł mnie nie straszyć, to bym odruchowo nie podrzucała talerzyka. Podałam mu chusteczki i usiedliśmy naprzeciw siebie.
– Jak się bawisz? – zapytałam, jedząc kiełbaskę.
– Bosko. Dalej nie mogę uwierzyć, że wygrałem – powiedział z uśmiechem.
– Następnym razem nie damy wam forów w postaci mizdrzących się ochroniarzy – mruknęłam i spuściłam wzrok. Nie wiem czemu, ale byłam zła, że nasza drużyna przegrała. Ken złapał mnie za rękę i spojrzał w oczy.
– Nie smuć się. Popatrz. – Pokazał palcem na księżyc i rozszerzył go do niewiarygodnego rozmiaru. Niebo wyglądało teraz tak cholernie pięknie, że nie chciałam robić nic, tylko położyć się gdzieś w zacisznym miejscu, najlepiej z Kenem i patrzyć na tą piękną tarczę.
– Prądy morskie, wilkołaki i szalenie zakochani mężczyźni będą ci bardzo wdzięczni za ten Księżyc – zauważyłam.
– A tobie się podoba? – zapytał, ale nie zdążyłam odpowiedzieć, bo moją uwagę przykuł zielony dym, krążący naokoło stołu i ognia. W tamtym momencie zapachniało mi śmiercią i tym rozpoznawalnym, metalicznym zapachem krwi. Nie wiem skąd wzięła się nagle ta ruda… No… A, Rachel i wciągała ten obłok nosem. Potem weszła na coś w stylu podestu i zaczęła mówić:
Boskie podzielenie,
średnie pokolenie,
stawić musi czoła
kobiecie w postaci potwora,
nieprzyjazna rodzicielka,
przychyli się do śmierci każdego swego dziecka,
gorące ognie,
trzy pochodnie,
Obóz Jupiter skrywa pewien sekret,
chodzi o „szkatułki zapomnienia” dekret,
wydostanie ją tylko jedno rodzeństwo,
z którym wiąże się też wielkie przekleństwo,
zamknąć w tej szkatułce wszystkie nieszczęścia trzeba,
lecz z pomocą bogini księżycowego nieba,
14 dni na to macie
w sześciorgu półbogach nadzieje pokładacie.
Zaklinam was na Artemidy wyzwisko,
Bądźcie gotowi na wszystko.
Po czym Rachel totalnie odleciała. Przed bolesnym upadkiem na glebę ochronił ją Chejron. Chyba wiedział, co się stanie, bo przygotowany czekał z tyłu dziewczyny. Kazał nimfom zabrać ją do lazaretu, a sam wskoczył na mównicę.
– Herosi, właśnie usłyszeliście przepowiednię. Proszę wszystkich grupowych domków oraz członków misji, aby zjawili się w Wielkim Domu za dziesięć minut, a resztę obozowiczów o natychmiastowe rozejście się do domków – rozkazał i powędrował do miejsca spotkania.
~~ ~~ ~~
– Argo II jest już w stanie gotowości. Raczej nie spowoduje katastrofy lotniczej przy lądowaniu w Obozie Jupiter – oznajmił Leo i zajął swoje miejsce na miedzianym krześle obok Thalii i Piper z domku Afrodyty. Wszyscy siedzieliśmy przy prostokątnym szklanym stole z rozłożoną mapą i notatką z przepowiednią. Wielkiego Domu w wersji gangsta z oświetleniem tylko na stole jeszcze nie widziałam.Każdy półbóg miał przygotowane krzesło pasujące do jego pochodzenia, coś podobnego, jak trony bogów z „Ostatniego Olimpijczyka”. Trony Thalii i mój były złote, z podłokietnikami w kształcie piorunów. Nie mam pojęcia, czy to wytwór mojej wyobraźni, ale siedząc na nim, słyszałam świst wiatru, dźwięk tornada, syczące języki ognia i grzmoty. Clarisse miała czerwone krzesło z grotami włóczni przymocowanymi do oparcia. Ino i Kenji pojawili się w obozie niespodziewanie, więc na razie siedzieli na zwykłych krzesłach pomalowanych na srebrno. Niektóre były naprawdę ładne, ale w sumie wolałabym zakręcić się na swoim biurowym krzesełku w akademiku. Chejron przechadzał się dookoła stołu, a pan D. siedział na wygodnym fotelu z czarną skórą i oparciem na nogi.
– Doskonale. Wyruszacie jutro o świcie – oznajmił. – Musimy zapobiec nadchodzącej apokalipsie.
– Jednak najpierw proponowałabym skupić się na przepowiedni – zabrała głos Clarisse. – Ktoś mi powie, co oznacza tajemnicze „boskie podzielenie”? – zapytała.
– Artemida-Hekate… – Szepnęła niepewnie Cinna z domku Demeter. – Przecież Artemida w pewnym sensie podzieliła się na Artemidę i Hekate, nie? – Wszyscy spojrzeli po sobie, ale to nawet łączyło się w całość.
– Dobra, załóżmy, że chodzi o to – podsumowała Thalia. – O kogo może chodzić w dalszych słowach: „kobieta w postaci potwora” , „nieprzyjazna rodzicielka, przychyli się do śmierci każdego swego dziecka”?
– Obstawiałbym Hekate – stwierdził Ken. – O ile się nie mylę, trzy pochodnie to były jej atrybuty, zgadza się?
– Masz rację, ale niby dlaczego miałaby zniszczyć cały Obóz Herosów? – zapytał Percy.
– Może nie chce, by ktokolwiek roztrząsał temat Artemidy? Nie mam pojęcia… – odpowiedziała Annabeth szukając czegoś w książce o mitologii.
– Podsumujmy to, bo chcę już iść – zabrałam głos wstając. – Prawdopodobnie naszym wrogiem jest psycholka Hekate, chce zrównać z ziemią cały Obóz Herosów, wyruszamy jutro i na powstrzymanie Armagedonu będziemy mieć trzynaście dni. „Argo II” przedostaniemy się do Obozu Jupiter gdzie Ino i Ken muszą znaleźć jakąś „urnę zapomnienia”…
– Szkatułkę – poprawiła mnie Ino.
– Bez znaczenia. Bla, bla, bla potem trzeba odnaleźć Artemidę i z jej pomocą „zamknąć wszystkie nieszczęścia w szkatułce” cokolwiek to znaczy.
– Dokładnie tak. – Dionizos klasnął w ręce. – Będę trzymać kciuki… albo nie.
– Dzięki za wsparcie – mruknęła Clarisse.
– Droga Claro Leroni spójrz na chłopską logikę. Jeżeli Hekate zniszczy Obóz, ja i tak nie zginę, więc wtedy być może Zeus przywróci mnie na Olimp. – Uśmiechnął się radośnie.
– Clarisse La Rue, jestem Clarisse La Rue! – wrzasnęła. – A Zeus nawet jakby Tyfon się wydostał, jakby Kronos znów się odrodził I TAK kazałby ci pilnować czegoś innego!
– Pff, żebyś się nie zdziwiła – żachnął się bóg. – Skoro wszystko jest obgadane, to do zobaczenia jutro o siódmej, a teraz wynocha!
~~ ~~ ~~ ~~
Nie rozumiałam. Za jakieś cztery godziny wyruszamy na misję, a Thalia sobie beztrosko chrapie. W domku Zeusa nocą było tak strasznie pusto. Wydawało mi się, że sufit ma jakieś dziesięć metrów, kiedy rano miał koło czterech. Gorąco, jak strasznie gorąco, myślałam. Nie leżałam pod kołdrą, ale czułam, że pot zalewa każdy centymetr mojego ciała. Ciężko westchnęłam i wyszłam przez okno na spacer. Chciałabym, żeby to był jakiś sen. Chciałabym przebudzić się znowu z tym pięknym uczuciem „O rany, spóźnię się na zajęcia!”. Po cichu weszłam do nowo wyremontowanego domku z numerem „8”, do domku Artemidy. Kenji opowiadał, że satyrowie-budowniczy znieśli go po starciu z Kronosem, ale po naszym przybyciu złożyli go z powrotem w jedną noc, co wydaje się takie nierealne, nieprawdziwe… Ech…. Jak 90% rzeczy w tym miejscu. Czasami zastanawiam się, czy na pewno przez cały czas jesteśmy w Ameryce. To miejsce w ogóle nie przypominało tego miejskiego klimatu w którym się wychowywałam i który miałam przedstawiany na ilustracjach w podręcznikach do geografii i Angielskiego. Dębowe drzwi od ósemki były uchylone, więc pchnęłam je lekko, by przejść przez szparkę. Ino leżała na boku. Biedna, miała drgawki i płakała przez sen jak dziecko. Swoimi kopniakami zrzuciła kołdrę na ziemię, więc podniosłam ją i nakryłam dziewczynę, która się nieco uspokoiła. Drugie łóżko było puste z wymiętolonym kocem. Cicho ruszyłam w stronę tarasu. Kenji siedział na balustradzie odgradzającą domek od Strumienia Zefira i patrzył się w stronę Księżyca.
– Dzisiaj zaczyna się faza „Od pełni do nowiu”. Będzie dużo ofiar – szepnął i zeskoczył z belki.
– Skąd to wiesz? – zapytałam.
– Nie mam pojęcia… Po prostu nasunęło mi się to na myśl – odpowiedział cicho. – Jak się trzymasz? – spytał i spojrzał mi w oczy. On wie, że kiedy będzie patrzeć na mnie tym „spojrzeniem prawdy” nie będę mogła skłamać.
– Beznadziejnie. – Westchnęłam. – A jak coś się nie uda? Jak tobie się pogorszy? Ja, ja nie wytrzymam… – Głos mi się załamał. Przybliżył mnie do siebie i mocno przytulił. Jego jasny nagi tors lśnił w świetle satelity jak miliony gwiazd. Objęłam jego szyję, zdając sobie sprawę, że paradujemy w samej bieliźnie, co mogło wyglądać dosyć dwuznacznie. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie nasze najlepsze momenty: jak na przykład siedzieliśmy w klubie studenckim, śpiewając „Beejbee, beeejbee, beeejbeee oooo!” na karaoke; malowaliśmy trzymetrowego ludka ze skrzydełkami i cali upaćkaliśmy się farbą; nasza wspólna impreza na koniec roku; gra o sztandar… I zanim się obejrzałam Ken całował mnie już po szyi. – Zaraz zaraz… – przerwałam mu. – Czy ty się aby nie zapominasz kolego? – spytałam. Kenji spojrzał na mnie zaskoczony i zrezygnowany.
– Masz rację, przepraszam. – spuścił wzrok z miną zbitego psa. – Nic nie mówiłaś i tak jakoś…
– Nie ględź koleś. Miałam na myśli to, że jestem trochę zmordowana… If you know, what I mean… – Zasugerowałam ze złośliwym uśmiechem. Granatowowłosy zaśmiał się cicho i musnął ustami moją dolną wargę. Wziął mnie na ręce, mrucząc cicho jakąś starogrecką kołysankę i przeniósł do swojego łóżka, gdzie po pięciu minutach zasnęłam w jego ciepłych ramionach.
~~ ~~ ~~
– Ekhem gołąbeczki! – Ino krzyknęła tak głośno, że aż Kenji spadł ze swojego jednoosobowego łóżka. – Co tu się wyprawia?
– A no wiesz siostra… Dallas nie mogła zasnąć, więc przyszła pogadać, a kiedy się zmęczyła, zaproponowałem…ten tego… no nockę, bo już nie chciała wracać do domku, bo bała się harpii, a że nie mamy dodatkowego łóżka… Uznaliśmy, że się podzielimy. – Kenji epicko wyszedł z twarzą z sytuacji, za co ukoronowałam go uśmiechem dumy.
– Jasne jasne… I się nie lizaliście? Nie wierzę wam, no ale niech będzie… – przewróciła oczami. – Radziłabym się wam ubrać, bo za…. – spojrzała przez okno na zegarek słoneczny stojący przed domem. – Za 20 minut zbiórka.
– Cholera – pisnęłam. – To ja będę zwiewać. Dozo ludzie! – pożegnałam się i wybiegłam z mieszkania. Na szczęście nikt nie robił sobie porannej przebieżki, więc nie było komentarzy na temat mojej bielizny. Thalia akurat brała prysznic, a że zawsze rano jest zaspana, to może nie zauważyła mojej nieobecności. Chwyciłam swój plecak „kostkę” i zaczęłam wrzucać do niego ambrozję, nektar, sztylet, „Przewodnik po świecie herosów” i szczotkę do włosów. Szybko ubrałam się w pomarańczową koszulkę, założyłam branso-tarczę, zawiązałam martensy na dwa supły i w spokoju czekałam na siostrę. Chwilę później wyszła umalowana z szerokim uśmiechem i tylko założyła plecak na lewe ramię.
– Gotowa? – spytała.
– Jak nigdy.
– Świetnie. To idziemy. – wzięła klucze i na zewnątrz zamknęła nasz domek. Poczekałyśmy jeszcze na bliźniaki i wszyscy razem udaliśmy się na plażę, gdzie czekali na nas już Max, Leo, Chejron, Pan D. i inni obozowicze.
– Obóz Jupiter został poinformowany o waszym przybyciu. Uważajcie, bo są też w pełnej gotowości na atak. – ostrzegła Rachel.
– Lodzio miodzio kochana. – Leo wyglądał na wyluzowanego. Miał ręce w kieszeni i lizaka w ustach, przez co nie do końca wyraźnie mówił. – To co? Zapraszam na pokład. – Wskazał wejście i wszyscy ruszyli ku niemu. Szłam ostatnia i kiedy już miałam wchodzić, Chejron zawołał: „Wróćcie żywi!”, co na maksa dodało mi otuchy. Nie no, nie robię sobie jaj. Nie jestem sarkastyczna, to na serio zmotywowało mnie aż po same dziurki w nosie. „Argo II” to bez wątpienia najpiękniejszy statek, jaki widziałam. Był wykładany miedzią która wyglądała jak ciemne złoto. Widać, że Leon włożył w to dużo serca. Chłopak podszedł do mikrofonu, popukał w niego i przemówił głosem Darth’a Vadera.- Drogie misiaczki, witam na trzynastodniowym rejsie pod nazwą „Uciec Apokalipsie”. Pragnę przedstawić wam teraz kilka prostych zasad – kontynuował. – Po pierwsze: Głos Vadera rządzi i nie myślcie sobie, że w przeciągu tych trzynastu dni go zmienię. Po drugie: NIE KOPULUJEMY na terenie statku. Po trzecie: Nie wychylamy głowy za burtę. Po czwarte: W razie jakichkolwiek wątpliwości pytać kapitana, najbardziej niesamowitego konstruktora XXI-go wieku. Każdy z was ma osobny pokój oznaczony imieniem i nazwiskiem. – Leon wziął głęboki oddech. – Jakieś pytania? – wszyscy byli cicho wpatrzeni w mikrofon. – To cudownie. Możecie rozejść się do pokoi. Miłego lotu! – życzył nam i radosnym krokiem udał się na mostek by pograć sobie w sterowanie latającym statkiem na konsoli Wii. Szukanie własnego pokoju było trudniejsze niż mi się wydawało. Ostatecznie musiałam pojechać windą na 2 piętro i znalazłam swoje nazwisko przy numerze „299”. Był na samym początku piętra tuż przy pokoju Kena (przypadek?). Postanowiłam udawać, że nie zwróciłam na to uwagi i szybko wejść do kajuty. Wydawała się mała na zewnątrz, choć wewnątrz była gigantyczna. Na środku stało dwuosobowe łóżko z baldachimem. Za łóżkiem było wielkie okno z przejściem na balkon. Obrazy na ścianach to były moje amatorskie rysunki, które nie mam pojęcia jak, znalazły się w rękach Leona (…KENJI!). Nie przyjrzałam im się zbytnio, tylko rzuciłam torbę na łóżko i podeszłam do okna. Nie mogłam uwierzyć, że te chmury, które widziałam dzisiaj rano nad sobą, teraz są na równej wysokości. Wyszłam na balkon i chwilę popatrzyłam w dół, by spojrzeć na oddalające się Long Island. Dotknęłam chmury i przeszedł mnie lekki dreszczyk, ale zapragnęłam więcej. Urwałam kawałek lodowatego puchu, chwilę się nim bawiłam, a potem z uśmiechem wypuściłam. Przeszłam do oglądania książek z dębowej półki. Była tam cała seria „Percy Jackson i Bogowie Olimpijscy”, ale także „Olimpijscy Herosi” z naskrobanym tekstem „Leo rządzi!” po grecku, co mnie miło zaskoczyło. Nie to, że miałam dysleksję jak inni herosi, ale nie widziałam żadnej książki w tym języku. Postanowiłam zerknąć na „Archiwum Herosów”. Rzuciłam się na łóżko i czytałam wywiad z bliźniakami Hood. Ci to mają narąbane we łbach. Ale w sumie, to pomysł z tym złotym Mango nie był zły. Nawet szkoda mi ich było czytając o tym makijażu permanentnym. Doszłam do wywiadu z Percy’m gdy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
– Proszę! – zawołałam i odłożyłam książkę na bok. Do środka wszedł Ken z plakietką od swojej kajuty na której było jego imię i nazwisko. Zastanawiałam się, co ten szatan kombinował.
– Mogę ci zająć chwilkę? – zapytał zamykając drzwi.
– Jasne – odpowiedziałam, wstając. – Co tam dla mnie masz?
– Pytanie.
– Och, pytanie zadałeś już wchodząc. – uśmiechnęłam się złośliwie. – O co chodzi?
– Ino była u Leona… Zapytała go, czy Max może mieszkać z nią, bo z nim czuje się bezpieczniej… Leo się ponoć wkurzył, ale powiedział, że mamy robić co chcemy więc moje pytanie brzmi: Mogę się do ciebie przykolegować? Bo bez ciebie czuję się nieswojo… – podszedł do mnie i chciał ucałować, ale ja zrobiłam unik. „A więc tak sobie pogrywa…” .
– Och, bardzo chętnie, ale co ty tu jeszcze robisz? – spytałam.
– Jak to?
– No czemu po swoje łóżko nie idziesz? Chyba nie myślałeś, że będziemy spać w jednym! – spojrzałam na niego złowieszczo.
– Dlatego się przygotowałem… – chłopak wyciągnął coś z tylnej kieszeni spodni i schował za plecami. – Zgadnij co mam…
– No nie wiem. – zbliżyłam się, żeby zobaczyć, co to jest. Kenji mnie zaintrygował. Podszedł do mnie i pocałował w usta, ale tak jak nigdy. Nasze czoła się zetknęły, oddech wyrównał, a serca biły tak samo.
– Dallas, Dallas, Dallas… I co ja mam z tobą zrobić? – zapytał cicho.
– Nie mam pojęcia pod jakim względem zadajesz to pytanie… – odpowiedziałam szeptem, patrząc w jego czekoladowe oczy. Granatowowłosy odsłonił rękę i moim oczom ukazał się piękny drewniany pierścionek, z kamieniem o głęboko niebieskim kolorze.
– Ja wiem… Ty wiesz… Przez tą klątwę zostało mi niewiele czasu. Czuję to…
– Nie rozumiem, po co mi to mówisz – szepnęłam. Kiedy o tym pomyślałam, zbierało mi się na szloch. Chłopak westchnął ciężko i spojrzał mi w oczy.
– Przepraszam za wszystkie przykrości jakie wyrządziłem ci przez te sześć, siedem miesięcy, ale nie ma sensu tego odkładać, bo może być za późno… – powiedział i ucałował mnie jeszcze raz. – Dallas Davis – szepnął. – Zechcesz za mnie wyjść?
Spojrzałam na niego jak na debila, którym przecież nie jest. Jest cudowny. Mój kochany Ken za którym nie przestałam i nigdy nie przestanę szaleć. Patrzył na mnie z nadzieją i lekko przygryzał swoją wargę. Jak ja mu mogę odmówić? Wzięłam pierścionek do ręki i włożyłam na palec serdeczny prawej ręki.
– Tak – odpowiedziałam. – Kocham cię, głupku. – założyłam mu ręce na szyję i ucałowałam raz, drugi ze szczerym śmiechem który ogarnął mnie i jego.
– Kurczę… Ja ciebie też kocham. Ale, to musi być na razie tajemnica. Do końca misji – szepnął. – Jeszcze bogowie się dowiedzą i tobie może się coś stać…
– Nie dbam o to. Najbardziej boję się o ciebie – odpowiedziałam. – Ale zgoda. Na ten temat zapanuje cisza.
TAK BTW TO MAM PYTANIE, CHCIELIBYŚCIE, ŻEBYM PRZY NASTĘPNEJ CZĘŚCI NARYSOWAŁA KTÓREGOŚ Z BOHATERÓW? 😀
W komentarzach razem z opinią o tej części poproszę imię bohatera. Wybiorę trzy imiona które powtórzyły się najczęściej
Fajne jak zwykle. Uwielbiam Dallas <333 Jest boska Narysuj ją.
Narysuj Kena! Sama mam ochote to zrobic po przeczytaniu kazdej czesci xD I Ino *-*
„Nie kopulujemy” rozwalilo xD
Czekaj,to Leos zostal z Thalia?.3.
pytała się – pyta się kogoś, nie się 😉 No w każdym razie zazwyczaj, rozumiesz mnie?
liczby w teście zapisujemy słownie
I, o Bogowie! 😀 Zawsze tak reaguję na takie poważne wydarzenia, a opko jak zawsze, dla mnie jak książka 😀
I czekam na rysunek Kena 😀
Rysunek? No jasne! Ja głosuję na Dallas i Kena
A co do opka: piszesz niezwykle lekko, a twój humor jest po prostu zabójczy 😛
to jest opko jest ”lodzio miodzio kochana” ;DD to jeden z moich ulubionych tekstów z tego xDDDDD
mistrzyni tekstów z ciebie jest Nemie ;D
a tak jeśli mowa o Dallas to ja bym Kenowi dała kosza xD pff drewniany pierścionek jej dał to pewnie dlatego ,zę nie miał gdzie spać eeh faceci xD
i jak dal mnie możesz narysować każdego z tej serii i jeszcze więcej
twoja fanka forever ever Pom xDD
Czy tylko ja przez cały rozdział liczyłam na coś naprawdę zboczonego? ;__; Tak..? Szkoda :C
Opko powala jak zawsze 😀 „NIE KOPULUJEMY” mnie rozwaliło 😀
Piszesz świetnie, masz bardzo lekki styl. Narysuj Dallas i Kena! *.*
Nie tylko Ty ;-;