Od Autorki: Nareszcie wakacje, nareszcie czas, żeby skończyć czwarty rozdział, który właśnie oddaję w wasze ręce. Proszę nie skatować mnie uwagami co do błędów, bo z Polaka miałam 4 na koniec roku pomimo wygrania konkursu ;___________; Życzę przyjemnego czytania i bądźcie dla mnie wyrozumiali XDDD
Dla wszystkich czytających to od początku. Dzięki Wam mam chęci do pisania dalszych części.
Rozdział IV: Gra
– Ken, Kenny! – Nerwowo potrząsałam chłopakiem, ale widziałam, że nic to nie dawało. Nie czułam bicia serca, puls jakby zamarł. “Tylko nie to…” zrobiłam użytek z umiejętności reanimacji, 30 uciśnięć i 2 wdechy powtarzane 3 razy mogły pomóc człowiekowi, ale herosowi widocznie nie. Cholera, po co on to zrobił? Wiedział, że klątwa jest jak poważna choroba. Jeden wybryk może skończyć się tragicznie. W duchu mogliłam się, żeby właśnie TEN, nie był jego ostatnim.
– Dallas?! Gdzie jesteś? – Usłyszałam znajomy, cienki głos i szelest w krzakach. Miałam nadzieję, że ona będzie w stanie mu pomóc.
– Thal! chodź tu szybko! – Zawołałam najgłośniej jak umiałam, dalej trzymając Kena za rękę. Na plaży pojawiła się moja siostra w swojej krótkiej fioletowej piżamce.
– Na gwieździsty stanik Selene, coś ty mu zrobiła?! – Dziewczyna przyklękła a jej oczy wyglądały jak pięciozłotówki.
– Nie ja, Ares! Thalia pomóż, nie oddycha! – Wrzasnęłam i przytuliłam jego bezwładne ciało, co większego sensu nie miało, ale chciałam, żeby ci wielcy bogowie w niebie zobaczyli moje poczynania i jednak zgodzili się przywrócić syna Artemidy do życia. Jasne, na pewno bardzo tego pragnęli.
– Odsuń się! – Krzyknęła i odepchnęła mnie od chłopaka. Potarła swoje ręce i dotknęła nimi Kena, który aż podskoczył. – Ładunki elektryczne w dłoniach zazwyczaj są przydatne. – Powiedziała ciężko oddychając i powtórzyła czynność. – Jeszcze raz. – Thalia potarła ręce po raz trzeci. “Na Styks przysięgam, że jeżeli mi go nie oddacie, wydrapię Aresowi oczy…” oświadczyłam w głowie, co poskutkowało. Ken podskoczył i łapczywie nabrał powietrza. Wytrzeszczył oczy i patrzył to na Thalię to na mnie. “Czyli jestem w stanie zastraszyć Aresa…Dzięki pradawni bogowie.” ucieszyłam się złowieszczo.
– Ja… – Chłopak pomacał się po torsie i przyciągnął bliżej siebie łuk i strzały.
– Ty… – Thalia przymrużyła oczy, jakby nie wierzyła w to, że udało się jej przywrócić go do życia.
– Uratowałaś go! – Rzuciłam się na swoją siostrę z przytulaskiem. Nie mogłam wyrazić inaczej jak jej za to dziękować. Odsunęła mnie po jakimś czasie i wstała.
– Kenji jest w lekkim szoku, ale do rana wytrzeźwieje. – Powiedziała- Odprowadź go, zobaczymy się w pokoju. – Pomachała i znikła gdzieś w krzakach. Zwróciłam się do chłopaka i nareszcie odetchnęłam z ulgą.
– Dasz radę iść sam? – Spytałam powstrzymując uśmiech. Chyba dalej był zszokowany. Patrzył na piasek, jego oczy były niesamowicie wielkie. – Kenji?
– Och, słucham?
– Stało się coś?
– Właściwie tak… Artemidę porwano.
***
– Miałam to samo przeczucie. – Ino siedziała skulona przy Maximilianie na sofie a Kenny przechadzał się po pokoju zataczając kółka i ósemki. Nie wiedziałam, że można mieć głos jeszcze bardziej wysoki niż ten mojej siostry, ale Ino pobiła ją jeszcze o jakieś dwie oktawy. Nie rozumiałam również, jak bliźniaki mogły być w takim stopniu do siebie niepodobne. Kiedy widzę Ino i Kena kojarzy mi się ten chiński znaczek yin-yang, no ale nieważne. Siedzieliśmy w domku Zeusa tak już od dobrych trzech godzin. Okazało się, że w momencie, kiedy Ares przywalił Kenowi, Ino zemdlała. Przypadek? Myślałam tak do chwili, kiedy obydwoje nie powiedzieli o krótkim dialogu, jaki podczas tych wypadków oboje przeżyli. Byli w jakimś mrocznym pomieszczeniu i patrzyli na swoją matkę, skutą i pobitą. Powiedziała coś w stylu „Musicie mnie uwolnić, to ONA mnie tu zamknęła. Szykuje zamach na Obóz Herosów, nie ma zamiaru przyznać się do swoich dzieci. Bezwzględnie zniszczy wszystko, co rusza się na Long Island. Powstrzyma ją tylko uwolnienie Artemidy i zdobycie tajemniczej szkatułki która znajduje się w Obozie Jupiter.” a kiedy dzieciaki zapytały o kim ona mówi, wizja się zerwała, bo Thalia ocaliła Kena co automatycznie przebudziło również Ino. Zaniepokojony Max poszedł z dziewczyną do Thalii. Ta go wpuściła i czekali na mnie i Kena aby teraz obgadać co robimy. Osobiście jestem trochę podjarana, no bo wiecie „Kurde, szykuje się moja pierwsza misja, ekstra!” ale niestety wiem, że jest cholernie trudna i mam świadomość tego, że tak na 75% mogę nie wyjść z niej cało. Artemida dała nam 14 dni. Kenji ma wyrzuty do matki, że ta ich opuściła, natomiast Ino próbuje mu wtłuc, że ich mama nie ma wielkiej mocy i jest wykończona.
– Chejron powiedział, że przed Bitwą o Sztandar będziemy działać. – Moja czarnowłosa siostra wskoczyła przez okno. – Co roku jest coraz zabawniej. – Mruknęła.
– Racja. Niech nas poćwiartują, zbombardują i zrównają z ziemią, będzie ekstra. – Powiedział sarkastycznie Max.
– Nie o to mi chodziło… Chociaż nie, w sumie właśnie o to mi chodziło. – Zaśmiała się psychopatycznie. – A tak na serio, wiecie co to jest 14 dni? Dla herosa to jak pół roku….
– Ale my jesteśmy nowicjuszami… – Ken wywrócił oczami.
– Oj tam oj tam. Nowicjusze czy nie, damy sobie radę. Musimy. – Ino próbowała dodać otuchy znajomym, jednak jej to nie wyszło. Wszyscy siedzieliśmy jacyś niemrawi. Przez Obóz Herosów każdy się zmienił. Kenji stał się bardziej nerwowy, Ino mniej mówiła. Max był zamknięty w sobie. Nawet mój głos spoważniał jak nigdy. Byłam tu 2 dni a czuję, jakby przez te 2 dni zmieniło się całe moje życie. Cały ten świat półkrwi nie ma dla mnie sensu.
– Tak właściwie po co mamy to robić? – Wstałam.
– Co masz na myśli? – Zapytała Thalia.
– Przecież to nie ma najmniejszego sensu. – Powiedziałam jeszcze głośniej. – Ci na górze nic nie zrobili przez te kilkanaście lat. Wychowaliśmy się bez jednego rodzica albo bez obu. Nie otrzymaliśmy pomocy kiedy byliśmy dziećmi, kiedy było to nam najbardziej potrzebne! – W szale jaki mnie ogarnął zbiłam naczynie ze świecą które leżało na komodzie. – I jak? Mamy im teraz pomagać? Bo nagle przypomniało im się, że mają dzieci? Beznadzieja. Nie ma mowy. Ja nie mam zamiaru brać w tym udziału! – Krzyknęłam. Ken złapał mnie za ramiona i starał uspokoić, ale byłam tak nabuzowana, że poparzyło go wysokie napięcie.
– Nie wiesz, o czym ty mówisz. – Mruknęła Thalia. – Oni dają nam wszystko, czego potrzebujemy.
– Niby co?
– Ochronę. W Obozie Herosów i nie tylko. Myślisz, że czemu w szkołach żaden potwór nie zwraca na nas uwagi? – Zapytała. – Bo istnieje mgła, dzięki której wyglądamy dla potwora jak śmiertelnicy.
– Pomysłodawcą tego był Zeus. – Wtrącił się Max.
– Tak czy owak, dzięki temu inni herosi mogą dalej żyć w niewiedzy, co jest dla nich najlepszym wyjściem a NAM pozwala żyć i uczyć się w spokoju. – Powiedziała ostrożnie moja siostra. Podeszła do mnie i położyła rękę na ramieniu. – Też kiedyś tak myślałam. Ja i Luke. Nie chciałam mieć z tym światem nic wspólnego, ale to jest gra. Luke chciał się przeciwstawić i skończył… – Przełknęła głośno ślinę. – …skończył beznadziejnie. – Spojrzała przez okno. – Niedługo świt. Jestem zmęczona. Idę spać. – Oznajmiła, a goście rozeszli się do swoich domków.
*********
– Moi drodzy, sprawa jest poważna, więc dzisiaj wybieramy członków misji. – Krzyknął Chejron, który stał w środku zbiorowiska złożonego ze wszystkich 20-letnich herosów. – Musimy najpierw dotrzeć do Obozu Jupiter, by znaleźć, ukraść, wygrać lub innymi sposobami wyciągnąć skrzynkę…
– Do czego ona tak właściwie jest? – Spytał ktoś w tłumie na co wszyscy spojrzeli na niego wilkiem.
– Nie znamy JESZCZE jego zastosowania…
– Ekstra…
– Ale czekamy na głos Wyroczni, ewentualnie bliźniąt Artemidy. – Wskazał na Kena i Ino którzy momentalnie spuścili wzrok. – Na razie proponuję znaleźć członków. Ktoś chętny? – Zapytał, ale nie było widać, by ktoś pchał się do śmiertelnej misji.
– Ja pójdę. – Przez tłum z ręką w górze próbował przecisnąć się Leo Valdez.
– Percy? – Chejron spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
– Niestety tym razem nie, muszę pomóc w przygotowaniu herosów na atak.
– Mamy 6 osób, jeszcze ktoś? – Zapytał ponownie, lecz nikt już nic nie mówił. – No dobrze, mała, ale zwarta grupa. Inni będą zobowiązani przygotować się na ewentualny atak, a teraz proszę o podejście do planszy do manewrów i wybranie domków do swoich drużyn! – Do stołu podeszła dziewczyna w krwistoczerwonej koszulce, spodniach moro i glanach. W jednej ręce trzymała włócznię od grotu do połowy drzewca splamioną zaschniętą krwią, a w drugiej sztandar z głową dzika. Po charakterystycznej szramie na policzku rozpoznałam, kto to jest. Clarisse La Rue machnęła do mnie i do Thalii ręką.
– Możecie tu podejść? – Zapytała. – Witam wśród czerwonych. – Uścisnęła nam ręce i podała hełmy. Spojrzała na bransoletę Thalii a potem na mnie. – Potrzebujesz miecza, włóczni, tarczy? – Spojrzałam na nią, a potem na Thalię.
– Potrzebuję? – Zapytałam jej.
– Tarczę już ma, ale jakbyś skombinowała jej sztylet. – Oznajmiła Thalia na co Clarisse podniosła brwi.
– Wystarczy jej?
– Ma dobre uderzenia z pięści, nie potrzebuje miecza. – Uśmiechnęła się.
– No spoko, podam wam go już na polu. Będziecie szukać sztandaru, tylko ostrożnie, bo jeszcze ta bitwa i miano „wygranej” będę miała już od 5 lat. – Ucieszyła się. – Kogo jeszcze bierzemy?
– Ja bym wzięła domek Hefajstosa. Są silni no i mają piromana <w sensie że Leo> – Podpowiedziałam.
– Musimy też zająć się szpiegami, bo niebiescy mają domek Apolla. – Zauważyła Thalia.
– To co? Dzieciaki Artemidy? – Zaproponowałam, na co Clarisse westchnęła.
– Nie jestem przekonana, czy to dobry pomysł… Poza tym… O! Już niebiescy ich wzieli, tym lepiej. Mamy Aresa, Zeusa, Atenę, Posejdona, Hermesa i Hefajstosa a tamci mają Afrodytę, Hekate, Apolla, Artemidę, Demeter i Nemezis. Cudownie. Wygrana w kieszeni. – Szepnęła. – Na pozycję herosi! – Zawołała liderka i poprowadziła ludzi na swój teren.
*****
– Teoretycznie eh…plan jest prosty… – Tłumaczyła Clarisse wdrapując się na drzewo. – Domek Hefajstosa od początku szarżuje, potem, jak przedostaną się na nasze tereny atak z drzew zaczyna domek Aresa, a sztandaru pilnuje Percy i Annabeth, ogólnie domek Ateny jest podzielony na dwie grupy które patrolują teren od wschodu i zachodu. Wy i domek Hermesa idziecie znaleźć ich sztandar. Proste? Proste. Idźcie do strumienia, tam są dzieciaki Hermesa. – Wskazała nam miejsce na wzgórzu i odetchnęła z ulgą, kiedy wdrapała się już na samą koronę. – I Dallas, masz tu ten sztylet. Możesz go sobie zatrzymać. Nie umiem się nim posługiwać. – Puściła oczko i zrzuciła mi broń.
– Dzięki wielkie, do zobaczenia. – Szepnęłam i pobiegłam za Thalią w stronę strumienia. Domek Hermesa radośnie przeskakiwał przez dwumetrowy strumyczek, a na nasz widok wołali słodziutko „He-hej panienki!”
– Siema dryblasy! – Zawołałam a potem zamilkli, kiedy mój sztylet świsnął jednemu kolesiowi 3 milimetry koło ucha i wbił się w drzewo.
– Mówiłam ci, że masz cela? – Spytała Thalia z uśmieszkiem uznania.
– Nie.
– Masz cela siostro. – Oświadczyła. Podeszła do drzewa i musiała mocno się zaprzeć, by wyciągnąć białą broń.
– O heja Thalia! – Zawołali jacyś dwaj kolesie podobni do siebie jak dwie krople wody i podeszli podekscytowani do czarnowłosej.
– Niemożliwe… – Dziewczyna rzuciła się na chłopaków. – Travis, Connor! Siema chłopaki. – Miała taki zmieszany uśmiech, jakby nie wiedziała który jest który.
– Widzę, nową siostrę masz? – Zapytał ten z lewej.
– Całkiem ładna. – Powiedział ten z prawej i zwrócił się w moją stronę. – Ej masz chłopaka?
– Connor ogarnij się i nie strasz zmieszanej dziewczyny, wiesz przecież, że nigdy nikogo nie znajdziesz frajerze. – Powiedział perfidnie Travis.
– To, że jesteś o minutę starszy, nie znaczy, że możesz sobie robić ze mnie jaja przy dziewczynach ty fagasie p… – Iiiiiii doszłoby pewnie do gorszych wyzwisk, gdyby nie dźwięk rogu który zapoczątkował grę. Momentalnie wszyscy stali cicho jak makiem zasiał. Postanowiliśmy się rozdzielić na mniejsze grupy, Thalia z bliźniakami i kilkoma innymi chłopakami poszła na południe w głąb lasu, reszta rozeszła się na północ a ja rozglądałam się po okolicy. Do moich uszu docierał szczęk metalu i wojenne okrzyki <zdawało mi się, czy to była Clarisse rycząca „żryjcie shurikeny (?) wy p******** skunksy!”>. Oparłam się o drzewo, wpatrzona w glebę i myślałam co teraz robi Ken, czy jest blisko, czy może szuka sztandaru. Podniosłam głowę, by zobaczyć księżyc i coś dziwnego zwróciło moją uwagę. Gwiazdy naokoło satelity raz się powiększały, raz pomniejszały, raz było ich więcej, raz było ich mniej i przesuwały się w jakieś konkretne miejsce. „To nie jest normalne” pomyślałam i zaraz przypomniałam sobie, że Artemida była boginią nocy…Księżyca… Może Ino i Kenji mogą sterować gwiazdami? Ale wtedy mogliby też wysyłać zna…..ki. Przeturlałam się do jamy pozostawionej przez lisa. Nade mną słychać było kroki i szepty.
– Przewidziało ci się, Chad. – Mruknęła jakaś dziewczyna.
– Słowo daję, tutaj była ta nowa!
– Dobra koniec, wracamy pomóc reszcie.
– Czekajcie! – Koleś zeskoczył na równą powierzchnię tak, że widziałam jego buty <na serio, Vansy do lasu?>. Rozejrzał się dookoła i kiedy myślałam, że idą dalej, odwróciłam głowę w stronę ciemności.
– Siema bejbeee! – Odwróciłam się a tam głowa tego pajaca. Odruchowo walnęłam go w pysk. Ryknął tak cholernie głośno, że przybiegło jeszcze więcej niebieskich. Podhaczyłam mu nogę i wybiegłam z kryjówki przeskakując przez strumyk i wiejąc jak najdalej. Czułam, że poruszam się w kierunku Thalii i błagałam w myślach, żeby ktoś z czerwonych przyszedł z pomocą. Zmęczona nieustannym biegiem stanęłam w błocie i zamknęłam oczy. Skupiłam się na otoczeniu i na każdym dźwięku w promieniu jakichś 20 metrów. Spojrzałam w górę. Na drzewie siedział Kenji i patrzył rozbawiony w moją stronę.
– Co robisz? – Zapytał z uśmiechem na twarzy.
– Ukrywam się przed twoimi znajomymi, a ty?
– Namierzam nieprzyjacielskie oddziały, patrz… – Podniósł rękę i sterował tymi cholernymi gwiazdami jak na tablecie. „Skubany…” centralnie nade mną ogromne jak nigdy gwiazdy uformowały kółko a w oddali było już słychać niebieskich.
– Nienawidzę cię. – Syknęłam. – Jesteś obłąkany. – Jęknęłam i pstryknęłam w bransoletkę, która zmieniła się w tarczę. Nazywała się ischyros co po grecku znaczyło “mocna” . Ta tarcza była używana przez Zeusa jeszcze przed tym, jak dostał Egidę. Miałam tylko nadzieję, żeby tarcza nie złożyła się po jakimś czasie. Byłam pewna, że za chwilę dojdzie do rękoczynów.
– Jesteś taka słodka, jak się złościsz i cedzisz przez zęby. – Powiedział słodko – Ej ludzie, ona jest tutaj! – Wrzasnął i zmusił mnie do dalszej ucieczki, ale zza drzew wychodziło coraz więcej niebieskich. Byłam otoczona a za mną było strome urwisko które po chwili również przesłonili przeciwnicy. – Gra skończona, powiedz nam lepiej, w którą stronę jest sztandar.
– Kochany. – wolną ręką złapałam się za biodro. – Czy widziałeś kiedyś, jak odpuszczam? – Chłopak na te słowa obrócił się w lewo i prawo, po czym zaczął kurczowo trzymać się gałęzi.
– Nie za bardzo…
– No więc właśnie, dlatego idź do diabła i chwała czerwonym. – Zawołałam i pięścią rozcięłam policzek jednego niebieskiego, który zasłaniał mi urwisko i próbowałam skoczyć jak najwyżej. Leciałam w powietrzu niczym ptak, a potem wylądowałam na tarczy i zjeżdżałam na niej jak na sankach, za dawnych lat kiedy mieszkałam jeszcze w Vancouver. Nie mogłam się powstrzymać i ze szczerym rechotem pokazałam im środkowy palec – Gońcie się frajerzy! – Zawołałam w oddali. Przyznam. Było dosyć hardkorowo. Jeszcze nigdy nie zjeżdżałam na tarczy po trawie, szczególnie z prędkością jakichś 180 km na godzinę. Bałam się, że wywalę się na pysk, ale nie było aż tak źle. Po drodze spotkałam Thalię, Travisa i Connora i wtedy już musiałam złożyć swoją fantastyczną deskę obiecując, że kiedyś to jeszcze powtórzę. Widzieliśmy już niebieski skrawek materiału na badylu, więc od razu poprawiły nam się humory, ale zostali jeszcze strażnicy. Miało być tak ekstra, „ciosem pająka” potraktowałyśmy z Thalią ochroniarzy sztandaru niebieskich i już miałyśmy go zanieść Chejronowi, gdy w oddali usłyszeliśmy dźwięk rogu i wiadomość o tym, że czerwoni zostali pokonani.
Moze sprawdz ta nauczycielke,wiesz,cos jest nie tak,a potwory czaja sie wszedzie ;D
Czekalam na to opko. Awww xd
Mam tylko wrazenie,ze herosi bardziej przejeli sie bitwa o sztandar,niz zaginjeciem Artemidy 😛
Oj tam, są wakacje, też mają prawo do zabawy XDDDDDDDDDD
A co do nauczycielki… Ona od początku wydaje mi się dziwna, bo nie lubiła jak ją poprawiałam albo była niemrawa jak dostałam się do drugiego etapu konkursu… HARPIE, HARPIE EWRIŁER ;-;
Cudowne jak zawsze 😉
Kenji jest taki fajny ^ ^ Jaram się nim. Dawno nie było tego opka, dobrze, że wróciłaś.
30 uciśnięć i 2 wdechy powtarzane 3 razy – liczby w tekście zapisujemy słownie 😛
wzieli – wzięli
. Ta tarcza była używana przez Zeusa jeszcze przed tym, jak dostał Egidę. Miałam tylko nadzieję, żeby tarcza nie złożyła się po jakimś czasie. – powtórzenie tarczy
Brakowało mi opisów, na przykład w ogóle nie wiemy co to był ten cios pająka 😛
Jednak to nie zmienia faktu, że dla mnie było super 😉
Ja wiem, co to ten cios pająka, chyba wydaje mi się, że wiem. A opko cudowne. Pisz częściej.
Fajnie sie to czyta, używasz ciekawych jak na powieść określeń i masz zajebiste pomysły 😀 Szkoda, że przeczytałem to dopiero dziś, no ale w każdym razie poprawiło mi humor, dzięki wielkie
czekam na następną częśc