Cześć wszystkim! Wybaczcie, że piszę tak rzadko. Myślę, że teraz w wakacje to się zmieni 😉 W każdym razie macie tu nową część Drzewa Życia!
Enjoy!
Rozi
Tępy ból z tyłu głowy. Właśnie to czułam, kiedy z trudem otworzyłam oczy. Leżałam na trawie, a blask słońca raził mnie w oczy. Z jękiem podniosłam się do pozycji siedzącej. Jak przez mgłę pamiętałam to, co wydarzyło się przed moim zaśnięciem. Trzy dziewczyny. Dziwne zachowanie chłopców. Małpy o niezwykle ludzkich twarzach. A potem już nic. Tylko ciemność. Cały czas mrużąc oczy rozejrzałam się dookoła. Otaczały mnie wysokie drzewa oraz krzewy, z których zwisały liany. W powietrzu unosił się słodki zapach storczyków i lilii. Musiał już być wieczór. Odwróciłam się za siebie i dopiero wtedy dostrzegłam śpiącą Ginny. Na chwiejnych nogach podeszłam do przyjaciółki i delikatnie potrząsnęłam ją za ramię. Córka Ateny zmarszczyła czoło i otworzyła oczy.
– Co się…? – spytała łapiąc się za głowę. – Gdzie my jesteśmy?
– Chyba gdzieś na północnym krańcu wyspy – usłyszałyśmy głos Evy. Dziewczyna wyłoniła się zza krzaków i pokręciła głową. – Nic tylko rośliny. Ani śladu po chłopakach.
– Idioci – powiedziała Ginyy zamykając oczy. Widziałam jak bardzo stara się ukryć troskę i niepokój w swoich oczach. Rozumiałam ją. Też się bardzo martwiłam.
– Co im się w ogóle stało? Od kiedy tu przyjechaliśmy, zachowywali się bardzo dziwnie – spojrzałam na przyjaciółki. – A już jak spotkali te… właściwie to kim one są?
Eva rozłożyła bezradnie ręce, ale Ginny się zamyśliła.
– Na początku myślałam, że to syreny, ale wtedy ich pieśń musiałaby i nas opętać – dziewczyna przygryzła kciuk, jak zawsze gdy nad czymś rozmyślała. – Co o nich wiemy?
Córka Apolla zaczęła wyliczać:
– Są piękne, potrafią śpiewać i grać, ich muzyka nie działa na kobiety i… to tak właściwie wszystko.
– Trochę mało – stwierdziłam.
Ginny zamknęła oczy.
– Coś mi świta, ale… – pokręciła z rezygnacją głową. – Na razie nic nie wymyślę.
Nagle usłyszałyśmy szelest liści. Gdzieś wysoko nad naszymi głowami, dziesiątki kolorowych papug przeleciało wydając z siebie ptasie krzyki. W tym samym czasie, na gałęziach drzew pojawiły się przypominające lemury stworzenia. Zwierzęta uciekały przed czymś w popłochu. Patrzyłyśmy za nimi w kompletnym osłupieniu. Ich zachowanie można było wytłumaczyć tylko jednym. I właśnie wtedy, niebo rozdarł przeraźliwy ryk, który potwierdził nasze obawy.
Eva i Ginny wyciągnęły łuki, ja przyjęłam pozycję bojową, gotowa zaatakować w każdej chwili. Czasem żałowałam, że nie mam talentu do posługiwania się bronią. Kilka razy próbowałam, ale… lepiej nie mówić jak to się skończyło. Niemniej jednak, dość często odczuwałam jak bardzo przydatny jest do obrony chociażby krótki nóż. Niestety, ja się do tego nie nadawałam.
Ziemia zaczęła drżeć. Czułam jak coś ogromnego mknie przez dżunglę, tratując wszystko na swej drodze. Usłyszałyśmy trzask łamanych gałązek, dźwięk ocierających się o kamień pazurów. Odruchowo uniosłam wyżej dłonie. Spojrzałam na krzewy naprzeciw mnie. Sekundę później, jakaś czarna masa z rykiem powaliła mnie na ziemię. Zdołałam jedynie dostrzec błysk ogromnych kłów i szponów wyciągniętych w moją stronę. Krzyknęłam z przerażenia i intuicyjnie kopnęłam zwierzę w brzuch. Potwór przeleciał mi nad głową i z hukiem wylądował na ziemi. Podniosłam się i dopiero teraz przyjrzałam przeciwnikowi. Pantera szablozębna. Większa od zwykłej pantery o jakąś połowę, długie niczym szable kły, wystawały jej z pyska, a długie na piętnaście centymetrów pazury lśniły niczym wypolerowany niebiański spiż. Jednym kłapnięciem paszczy mogłaby odgryźć dorosłemu mężczyźnie nogę. Eva naciągnęła łuk. Strzała przecięła ze świstem powietrze, po czym wbiła się w bok potwora. Zdawało się, że nawet tego nie poczuł. Rozzłoszczona bestia znów rzuciła się na mnie. Odskoczyłam w bok, a dziewczyny posłały kolejne strzały w czarne cielsko. Pantera odwróciła się i machnęła łapami. Zaczęła być poirytowana. Gdy Ginny napięła cięciwę, w oczach bestii pojawił się dziki błysk. Blondynka wypuściła strzałę. Potwór skoczył. Przerażenie w oczach córki Ateny, kiedy ujrzała przed sobą ostre szpony. Wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie. Kucnęłam i przyłożyłam dłoń do ziemi. Grube pnącza wystrzeliły z ziemi w ostatnim momencie. Rośliny pochwyciły bestię i zaczęły zaciskać się wokół jej ciała. Pantera miotała się, ale z każdą sekundą trudniej jej było złapać oddech. Pierwsza strzałą Evy utkwiła w oku, a druga i trzecia w krtani. Głowa potwora opadła bezwładnie i po chwili rozpadł się w pył. Wszystkie trzy usiadłyśmy na trawie starając się złapać oddech. Ginny uśmiechnęła się lekko.
– Dziękuję Rozi. Było naprawdę blisko.
– Daj spokój – zdołałam wysapać. – Przecież nie mogłam pozwolić żeby ta bestia rozszarpała ci twarz. Jack by mnie chyba udusił.
Dziewczyny roześmiały się, ale Eva szybko spoważniała.
– Skoro już o chłopcach mowa. Chyba powinnyśmy zacząć ich szukać, co?
Skinęłam głową.
– Pytanie tylko, jak?
Ginny spuściła głowę i nagle w jej oczach pojawił się przebiegły błysk.
– Po śladach – powiedziała podnosząc z ziemi rudy włos.
Zaledwie dziesięć minut marszu wystarczyło, by potwierdzić teorię Evy odnośnie naszego położenia. Faktycznie znajdowałyśmy się praktycznie na północnym krańcu wyspy. Wystarczyło jedynie kierować się w stronę przeciwny, żeby dostać się do środka lądu. Im bardziej wchodziłyśmy się w głąb, tym gęstszy robił się las. Już po chwili prawie nie docierało do nas światło słoneczne. Gdzieś z oddali dobiegały nas odgłosy różnych zwierząt. Od czasu do czasu dało się również słyszeć pokrzykiwania małpy. Zawsze na ten dźwięk dreszcz przebiegał mi po plecach. Wspomnienie tamtych ludzkich twarz okrytych zwierzęcą skórą i sierścią… Okropność.
– Powiedzcie mi – zaczęłam – Czy przyjrzałyście się tym stworzeniom, które nas otoczyły? No wiecie, gdy byłyśmy jeszcze w jaskini.
Eva wykrzywiła usta w grymasie.
– Tak, owszem. I szczerze powiedziawszy żałuję. Ta… małpa wyglądała jak… czterdziestoletni mężczyzna! Mogłabym przysiąc, że widziałam ludzkie, zielone oczy otoczone kurzymi łapkami.
Ginny westchnęła.
– Czyli nie tylko ja to dostrzegłam.
Zamyśliłam się na chwilę.
– Właściwie, jakby się nad tym zastanowić to nie zauważyłam tam żadnej kobiecej twarzy. Mówię oczywiście o małpach – sprostowałam.
– Masz rację – Ginny aż się zatrzymała z wrażenia. – Więc te kobiety wabią tylko mężczyzn i… – odwróciła się do nas przerażona – obym się myliła.
Rzuciłyśmy się do biegu. Nie zwracałyśmy uwagi na korzenie ani liście chłostające nas po twarzach. Teraz liczyli się tylko chłopcy. Zaczęłam przeczuwać co chciała nam powiedzieć Ginnny. Jednak ta myśl zbyt mnie przerażała, by powiedzieć ją na głos. Wkrótce dostrzegłyśmy wejście do jaskini. Na ten widok nieświadomie przyspieszyłyśmy. Serce waliło mi jak oszalałe. „Bogowie, żeby to nie była prawda” – modliłam się w duchu. W tunelu było ciemno i jakoś tak dziwnie cicho. Słychać było jedynie dźwięk naszych stóp i przyspieszone oddechy. Gdy wpadłyśmy do groty, dosłownie nas wmurowało. Było pusto. Nigdzie nie było ani upiorzyc ani naszych przyjaciół. Eva zaklęła pod nosem. Córka Ateny rozejrzała się, starając się zachować opanowanie.
– Tędy – zdecydowała w końcu i wskazała na korytarz po lewej stronie. Bez słowa podążyłyśmy za nią. Po paru metrach zdołałam wyłapać czyjś szept: „Biedni herosi, powoli dołączają do reszty…” „Zamilcz głupia!” – skarcił ją drugi głos, w którym rozpoznałam flecistkę. „Lepiej przestań trajkotać, tylko kontynuuj śpiew. Inaczej zaklęcie zostanie złamane.” Serce podeszło mi do gardła. „Zaklęcie.” Czyli jednak miałyśmy rację. Ginny najciszej jak umiała wyciągnęła sztylet, a gdy Eva chciała zrobić to samo z łukiem, blondynka powstrzymała ją kręcąc głową. Obie zrozumiałyśmy. Schowałyśmy się po obu stronach wejścia do kolejnej groty. Wychyliłam się leciutko. Zobaczyłam odwrócone do nas tyłem kobiety. Grały na instrumentach i śpiewały jakieś zaklęcia. Nie mogłam dostrzec chłopców. Jedynie… O na gacie Hadesa! Nie! Zdusiłam w sobie krzyk przerażenia. Trzy skulone małpoczłeki spały przy czarownicach. Nic nie musiałam mówić, dziewczyny wyczytały wszystko z mojej twarzy. Ginny zacisnęła pięści. Po chwili wahania, dała znak Evie. Córka Apolla wreszcie mogła naciągnąć cięciwę. Strzała, którą wypuściła ugodziła jedną z wiedźm w ramię. Jej krzyk potoczył się po jaskini. Wyszłyśmy z kryjówki. Kobiety wpatrywały się w nas z nienawiścią i niedowierzaniem. Najmniejsza z nich wyciągnęła grot z ciała.
– Jak?! – wrzasnęła.
– Cicho moja droga – flecistka zgromiła ją wzrokiem, po czym zwróciła się do nas:
– Proszę, proszę co za niespodzianka! Trzy naiwne heroski przybyły uratować swoich przyjaciół z naszych sideł… Jakbyście miały z nami jakiekolwiek szanse. Z nami…
– Laimos – weszła jej w słowo Ginny. – Jesteście Laimos, demoniczne siostry, które wabią mężczyzn i dzieci, by ich pożreć!
Siostry uśmiechnęły się do siebie.
– Mmm… Ludzkie mięso. Dawno nie miałam go w ustach.
– Wieki minęły od czasów, kiedy zaniechałyśmy zjadania naszych zdobyczy.
– Tak… Obecne metody o wiele bardziej mi odpowiadają. Dostarczają więcej rozrywki.
– Masz rację. Uwielbiam patrzeć na ich twarze, gdy orientują się co się z nimi dzieje! – roześmiała się środkowa Laimos.
– A potem jest już za późno – zgodziła się flecistka, po czym spojrzała na nas. – Dla was oraz dla waszych przyjaciół też jest już za późno – powiedziała i pstryknęła palcami. Trzy leżące za nimi postaci zaczęły się powoli podnosić. Zasłoniłam sobie usta żeby nie krzyknąć, ale i tak wydostał się z nich cichy jęk. Naszym oczom ukazały się monstra niczym z „Planety Małp”. Jeszcze nie do końca przemienieni, lecz już nie ludzcy. Kątem oka dostrzegłam jak Eva powstrzymuje łzy, Ginny pozwoliła im spłynąć po policzkach. Wyciągnęła sztylet przed siebie i z całym duszonym w sobie gniewem, krzyknęła:
– Dobrze wam radzę uwolnijcie ich po dobroci, jeśli nie, możecie być pewne, że nie dożyjecie do jutra!
Lamios prychnęły szyderczo.
– Miałybyśmy się pozbyć naszych najlepszych zdobyczy? Wątpliwe.
– Jak chcecie – syknęła blondynka.
Eva wypuściła strzałę, a ja z Ginny natarłyśmy na czarownice. Wtedy ukazały swą prawdziwą postać. Ich nogi zaczęły się zrastać i pokrywać jadowicie zielonymi łuskami. Ogony, które powstały miały jakieś piętnaście metrów długości. Jedna z sióstr uśmiechnęła się ukazując długie ostre kły, niczym u węża. Mimowolnie drgnęłam. Nagle przede mną pojawił się… no cóż Jamie. Obnażył zęby i warknął ostrzegawczo. Stanęłam jak wmurowana. Ten dźwięk był tak zwierzęcy… Zanim zdążyłam zareagować, chłopak rzuciła się na mnie i przykuł do ściany. Próbowałam się wyrwać, ale był zbyt silny. Nie widziałam jak radzą sobie dziewczyny. Słyszałam jedynie pokrzykiwania, brzęk metalu i świst strzał. Jeszcze raz spróbowałam się wyrwać z uścisku. Bezskutecznie. „W takim razie jest tylko jedno wyjście” – pomyślałam. Zamknęłam oczy. Po chwili poczułam jak Jamie mnie puszcza. Podniosłam jedną powiekę. Pędy róż owinęły się wokół przedramion, piszczeli oraz pasa mojego przyjaciela. Strasznie się szamotał próbując rozerwać rośliny.
– Wybacz Jamie – powiedziałam patrząc mu w oczy. Przez sekundę wydawało mi się, że dostrzegłam w nim błysk zrozumienia, ale to szybko minęło i chłopak znów zachowywał się jak dzikie zwierzę. Westchnęła z rezygnacją. Już miałam się odwrócić i pobiec do przyjaciółek, gdy dziwny błysk przyciągnął moją uwagę. Zaintrygowana podeszłam bliżej. W ziemię zostały wbite trzy spiżowe miecze, które doskonale znałam. Miecze chłopców. „Gdy kwiat miecza dobędzie, Śmiertelna rana wybawieniem będzie.” – przypomniały mi się słowa przepowiedni. Ale czy o to właśnie chodzi? Zerknęłam przez ramię. Ginny wskoczyła Jackowi na plecy i okładała go pięściami. Eva zamachnęła się łukiem na jedną z diabolicznych sióstr. Wiedźma otworzyła usta i chyba coś zanuciła. Wtedy Michael chwycił córkę Apolla za ręce i wykręcił je do tyłu. Zaczęło się robić nieciekawie. Przygryzłam wargi. Niepewnie chwyciłam rękojeść miecza Jamiego. Wyciągnęłam go z ziemi i wyciągnęłam przed siebie. Światło w klindze błysnęło zachęcająco. „Bogowie pomóżcie mi błagam!”
Skradałam się do Laimos najciszej jak mogłam. Na szczęście zajęte były graniem melodii. Ginny i Eva zauważyły mnie, więc zaczęły krzyczeć i szarpać się z chłopcami, chcąc odwrócić ich uwagę ode mnie. Niestety, wtedy wszystko potoczyło się źle. Jamie zdołał rozerwać trzymające go pędy i ruszył z krzykiem w moją stronę. Zaniepokojone wrzaskiem wiedźmy odwróciły się dostrzegając miecz w moich rękach. Wykorzystując zamieszanie, dziewczyny wyrwały się z rąk Jacka i Michaela, po czym przycisnęły ich do ziemi.
– Nie! – wrzasnęły wiedźmy.
„Teraz albo nigdy” – pomyślałam i zamachnęłam się mieczem na najbliżej stojącą siostrę. Ostrze przeszyło jej ciało przecinając je na pół. W tym samym momencie ktoś za mną osunął się na trawę. Jamie. Pozostałe dwie Laimos krzyknęły z wściekłości, gdy zobaczyły rozpadającą się w pył siostrę.
– Zapłacisz nam za to!
– Za późno – powiedziała słodkim głosem Ginny wbijając sztylet w krzyż potworzycy.
Ostatnia, flecistka wybałuszyła oczy.
– Błagam! Błagam litości!
Wywróciłam oczami i uniosłam miecz. Krzyk ostatniej Laimos poniósł się po całej wyspie.
Gdy demony zginęły, chłopcy odzyskali swoją dawną postać. Niestety zemdleli. Musiałyśmy zaciągnąć ich na łódź, którą zostawiliśmy na brzegu. Jakoś w połowie drogi Jack, Misiek i Jamie zaczęli się budzić. Widząc nasze zagniewane miny nic nie powiedzieli tylko spuścili wzrok. Cudem powstrzymałam uśmiech. Dopiero wychodząc z łodzi syn Eteru złapał mnie za rękę i spojrzał głęboko w oczy. Właściwie nic nie musiał mówić, wszystko rozumiałam. Odezwał się jednak:
– Rozi, nie wyobrażasz sobie jak bardzo mi głupio… Ja… nie byłem sobą. Nigdy nie… – przerwałam mu kładąc palec na jego ustach.
– Wiem. Nie gniewam się – uśmiechnęłam się. Chłopak odetchnął i mocno mnie przytulił.
– Ginny! – usłyszeliśmy zrozpaczony głos syna Posejdona. Jack stał parę metrów za blondynką patrząc na nią wzrokiem tak pełnym rozpaczy, że ja uległabym od razu. Ginny jednak stała z założonymi rękami nie racząc spojrzeć na chłopaka. W końcu Jack krzyknął:
– Księżycu mojego życia!* – na te słowa córka Ateny odwróciła się i rzuciła mu na szyję.
– Nie można było od razu? – spytała z uśmiechem, po czym mocno go pocałowała.
– Czyli wszyscy już wyrównaliśmy rachunki tak? – Eva podeszła do nas trzymając Miśka za rękę. Jeden policzek rudzielca był podejrzanie zaczerwieniony. Chłopak wydawał się tym nie przejmować.
– Na to wygląda – powiedziałam.
W hotelu rozłożyliśmy mapę. Widniał na niej tylko jeden napis:
Springfield
*Taaak. Za dużo „Gry o tron” ^^
Ginyy – Giny
Zaczęła być poirytowana. – chyba lepiej brzmi „Zaczęła się irytować”, chociaż co ja tam wiem 😀
Westchnęła z rezygnacją – westchnęłam
O Bogowie, toż to było świetne 😀 Nawet nie masz pojęcia jak bardzo czekałam na kolejną część, a Księżyc mojego życia powalił mnie doszczętnie 😀 A jeszcze bardziej podobała mi się scena z wywracaniem oczami i zabijaniem potwora, tak „Pfff, kolejny błagający o litość” – śmiałam się okropnie 😀
A Drzewo Życia uwielbiam
W opowiadaniach, bardziej nie dostrzegam błędów tylko fabułę ( może dlatego, według niektórych źle piszę). A to opowiadanie ma u mnie 80 % na tak za fabułę. Super piszesz, oby tak dalej.
Jest! Myślałam, że się nie doczekam. Wspanale piszesz. Wybacz, ale zabrało mi mowę, nie umiem się nawet wysłowić 😀
O rany… to jest jedno z moich ulubionych opek na RR. Dokładnie jedno z pięciu. Przed chwilą skończyłam czytać „Connected by war”. Uwielbiam Miśka i Evę (to moja imienniczka 😀 ). Kiedy będą parą?
Rany, ale się tym jaram 😀
Uwazaj bo sie spalisz jeszcze.
Nie będzie aż tak źle 😀
– Cały czas mrużąc oczy rozejrzałam się dookoła- po oczy powinien być przecinek. Imiesłowy czasownikowe traktujemy tak jak czasowniki, więc trzeba oddzielać orzeczenia i jego określenia od innego orzeczenia.
-spytała łapiąc się za głowę- ta sama historia 😀
Znalazłem jeszcze kilka błędów tego rodzaju. Mnie o tym powiedziała nauczycielka, bo też nie oddzielałem.
-niebo rozdarł przeraźliwy ryk- niezbyt rozumiem o co chodzi, wydaje mi się, że sformułowanie jest błędne, ale nie jestem pewien. Pasowałoby bardziej – ciszę rozdarł ryk. Abo coś w ten deseń. Myślę, że sformułowanie pomyliło ci się z – niebo rozdarła błyskawica.
-kły, wystawały- nie powinno by przecinka
A tak poza tym to: czarownice opętujące umysły mężczyzn śpiewem? To jest to co Nożownik lubi, XD. Masz genialny styl, który zmieni się jak kameleon w zależności od rodzaju opowiadania. „Księżycu mojego życia”? To mnie po prostu kompletnie, maksymalnie rozwaliło.
Good job 😀
Zgadzam się z przedmówcami. Opowiadanie robi piorunujące wrażenie. Chciałabym pisać tak jak Ty.
Masz styl, który urzeka czytelnika.
Twój styl jest jakiś taki wyjątkowy ;3 Lubię go i to baardzo <3