Więc oto kolejna część tego… czegoś. Mam szczerą, choć nikłą nadzieję, że komuś się spodoba. I że ten ktoś SKOMENTUJE. Złota zasada, którą prosiłabym, byście przestrzegali: czytasz = komentujesz. Bo mimo że się staram, komentarzy pod moimi pracami robi się coraz mniej. Dedykacja dla Pigla >Hestii<.
Współautorem jest Nożownik7, dlatego opko wliczane jest także do jego tagu.
Mirabelle
– Hej, Ewka! – Podskoczyłam. Obok mnie, na piasku niespodziewanie usiadł Perr… Percy. – Widziałaś Annabeth? – spytał. – Jest jakaś taka ponura.
– Ja… – zaczęłam. Co miałam powiedzieć? Prawdę? – Nie widziałam jej – skłamałam.
Percy westchnął ciężko i zamknął oczy. Przeczesał palcami swoje piękne, kruczoczarne włosy, po czym położył się na piasku.
– Nie rozumiem. Ostatnio w ogóle ze mną nie gada, siedzi sama i gapi się na ciebie. Nie ogarniam – powiedział cicho.
Spojrzałam na niego smutno. Był naprawdę czarujący. W tym ślicznym ciele mogłam to wykorzystać, w tamtym na pewno nawet by na mnie nie spojrzał. Ale przecież nie mogłam. Był chłopakiem siostry dziewczyny, której ciało posiadałam.
Podniosłam się z ziemi, z zamiarem pójścia sobie, zanim zrobię coś, czego później mogę żałować.
– Idę już. Pa, Percy! – pomachałam ręką.
– Nie wchodź do lasu, już się ściemnia! – zawołał i znów opadł na piasek.
Kiwnęłam głową i – rzecz jasna – poszłam na skróty przez las.
Wokół szumiały drzewa, z oddali słyszałam ryki potworów. Nagle coś nade mną przeleciało z głośnym furkotem. Wydałam z siebie donośny pisk i rzuciłam się na ziemię. Po chwili ciszy podniosłam wzrok – na gałęzi siedziała sowa i patrzyła się na mnie zdziwionym wzrokiem. Wytrzeszczyłam oczy. Przeraziłam się sowy? Źle z tobą, Mirabelle, pomyślałam. Otarłam pot z czoła i podniosłam się z pełnej błota ścieżki.
– Bogowie, ile tu jest brudu – jęknęłam. – Nienawidzę brudu!
Obróciłam się na pięcie, z zamiarem szybkiego sprintu do obozu i stanęłam oko w oko… z skorpionem mierzącym sobie dziesięć metrów długości.
Jego korpus był wściekle czerwony, twardy i składający się z nakładających się na siebie płytek. Z odwłoka wychodził okropny, co chwila podrygujący, nerwowy ogon. Szczypce znajdowały się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Jego wielkie, czarne oczy były głębokie i czarne, jak studnie. Strach wmurował mnie w ziemię. Dosłownie. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Na ucieczkę nie było szans. Przecież i tak by mnie dogonił… A ja nie miałam przy sobie broni. Nie potrafiłam nawet walczyć. Zaczęłam się cofać, dopóki nie uderzyłam plecami o drzewo. Wydawało mi się, że słyszę w głowie śmiech potwora „odmów ostatnią modlitwę, nędzna herosko”.
Zacisnęłam zęby, w oczekiwaniu na śmierć. Miałam mieć takie ładne życie… Wśród kochających przyjaciół… Nagle uświadomiłam sobie, że to przecież nie są moi przyjaciele i gdyby dowiedzieli się, co zrobiłam z ich Ewą, zabiliby mnie… Mnie nikt nigdy nie kochał. Moje jedyne wyraźne wspomnienie z dzieciństwa, to takie, w którym po raz pierwszy poczułam ból. Byłam maleńka. Z pewnością nie zasługiwałam, by tak mnie pobito. Bolał mnie brzuch. Miałam straszliwą kolkę. Dusiłam się z płaczu. Pamiętam tą wściekłą twarz matki, która nagle pojawiła się nad kołyską…
– Dlaczego nie dajesz mi spać, ty mały śmieciu? – spytała.
Po chwili spod łóżeczka wyjęła mały kij. Uderzyła mnie w plecy. Pamiętam to uczucie, gdy przez aurę niewinności i nietykalności, roznoszącej się wokół maleńkiej Mirabelle przedarł się ból. Ból tak silny i straszny, że kolka była w porównaniu z nim niczym. Dokładnie wtedy straciłam duszę dziecka. A teraz to wspomnienie i całe moje życie sunęło mi przed oczami, jak na filmie. Bo za chwilę miałam umrzeć.
Zacisnęłam oczy. Niech to się stanie szybko. Niech to się stanie szybko. Żebym tylko nie musiała cierpieć.
Rozwarłam powieki, chcąc ostatni raz spojrzeć na świat. I nagle… ktoś wypadł zza drzew. Potwór rzucił się na tę osobę. Jednak po chwili zawisnął w górze, ogonem w dół, bezskutecznie tnąc powietrze szczypcami.
– Ewka!
Mój wybawca wyszedł z cienia. Na głowie miał kaptur. Ściągnął go jednym zwinnym ruchem. Christian. Pstryknął palcami i skorpion zniknął.
– Co ty tu robiłaś? – zapytał z pretensją w głosie. – A właściwym pytaniem jest: co ty tu robiłaś bez broni?
– Ja… – zaczęłam. W moim sercu zakiełkował strach. – Ja… Zaraz! Śledziłeś mnie?
Zrobił się czerwony na twarzy.
– Tak – wyznał. – Śledziłem cię.
– Ale dlaczego? – warknęłam.
Jego twarz była pełna skruchy, oczy uciekały na wszystkie strony. Wzrok spoczywał na wszystkim, tylko nie na mnie. Zirytowało mnie to.
– Dlaczego?! – powtórzyłam jeszcze bardziej ostrym tonem.
Podjął nagłą decyzję i spojrzał mi w oczy.
– Bo ty nie jesteś moją Ewą.
To co powiedział, zaskoczyło mnie. Domyślił się. Domyślił się prawdy. Gorzej – był tej prawdy pewien.
– Coś cię boli? – zapytałam jadowicie.
– Nie. Każdy kto zna Ewę, wie, że nie zachowujesz się jak ona – powiedział ze skupieniem. – Mylisz nasze imiona, a Ewa miała świetną pamięć, zresztą nigdy by nie zapomniała, jak nazywają się jej najlepsi przyjaciele. Zapomniałaś wziąć ze sobą broni, a ona nosiła ją wszędzie. Nie znasz większości faktów, które ona miała wykute na pamięć. Zachowujesz się zupełnie inaczej, niż ona. Ma inny charakter, inny styl bycia. Nie jest takim zapatrzonym w siebie pustakiem, jak ty. Jesteś marnym kłamcą, Mirabelle Sheryl.
Wytrzeszczyłam oczy. Skąd on wiedział, jak się nazywam?
– Udowodnij, że nie jestem Ewą! – warknęłam. – Bo jestem nią, uwierz. Jestem sobą.
Christian zaśmiał się.
– Jutro na arenie. O ósmej rano. Zmierzymy się. Ewa z łatwością wytrącała mi miecz z ręki. Zobaczymy, czy skoro naprawdę nią jesteś, uczynisz to. Masz się czego bać, jeśli serio jesteś Mirabelle.
Przeraził mnie. Autentycznie mnie przeraził. Ale nie mogłam dać tego po sobie poznać, ani spytać, skąd zna moje imię, bo bym się sama wydała.
– Przyjmuję wyzwanie – powiedziałam.
A on posłał mi krzywe spojrzenie, nałożył kaptur i zniknął w mroku lasu.
***
– Annabeth, czemu jesteś taka dziwna? – zapytał Percy, przysiadając się do stołu dzieci Ateny. – Dobrze się czujesz?
W odpowiedzi wymamrotała coś pod nosem i odwróciła wzrok. Podejrzewałam, że też uświadomiła sobie, że coś jest ze mną nie tak…
Obiad zjedliśmy w milczeniu. Większość dzieci bogini mądrości było kujonami. Nawet do pawilonu zabierali zeszyty, w których na okrągło, trzymając w jednej ręce łyżkę, a w drugiej długopis, coś zapisywali. Podejrzewałam, że miało to jakieś związek z matematyką lub architekturą.
Zapuściłam żurawia w kartkę Malcolma siedzącego obok mnie.
– Co to za szyfr? – zapytałam ciekawa zawijasów widocznych na papierze.
Słysząc moje słowa, zakrztusił się i opluł sobie sweter zupą.
– C-co?
– Ten szyfr. Co znaczy? – ponowiłam próbę uzyskania odpowiedzi.
– To jest liczba pi pomnożona przez pierwiastek liczby siedemdziesiąt osiem podzielonej przez tysiąc dziewięćset dwadzieścia trzy dodanej do czterech tysięcy osiemset.
To co usłyszałam brzmiało dla mnie, jak czarna magia.
Szybko skończyłam posiłek i już zamierzałam wyjść z pawilonu, gdy zobaczyłam przed sobą wrzawę.
Travis Hood wyrwał Drew od Afrodyty coś, co wyglądało na lusterko, albo raczej na wytwór lusterko-podobny.
– Zobaczmy, z kim prowadzisz taką zaciekłą korespondencję – zaśmiał się.
Drew udało się na chwilę dostać w ręce swoją własność i przycisnęła jakiś guzik. Po chwili chłopak znów zabrał jej cosia.
– Wszystkie esemesy uległy autodestrukcji… Ooo – powiedział z udawanym żalem syn Hermesa. – Zobaczmy inne aplikacje.
Travis zamachnął się zdobytym w niecny sposób zaczarowanym lusterkiem. Rozległ się dźwięk bicza!
– Aaaaa! – dałam nura pod stół. „Zaraz mnie poćwiartuje” pomyślałam przerażona. Kadir opowiadał jacy herosi są okrutni, ale nie myślałam, że zamachną się na mnie biczem!
– Wyłaź, Ewa! To tylko aplikacja-bicz – powiedział kat, powstrzymując chichot. „Aplikacja-bicz? Ta jasne, to jakaś czarna magia! Ha, mój pan uczył mnie o niej!”. Najważniejsze to schowanie się gdzieś daleko i przygotowanie kontruroku! Trzy, dwa, jeden i pobiegłam!
– Patrzcie ją! – wrzasnęła ta… jak jej było? – Clarisse. Przestraszona, zmieniłam kierunek i walnęłam prosto w tego okrutnika. Wytrąciłam mu zaczarowane lusterko i szybko wzięłam je do ręki.
– Jakieś migoczące kwadraciki! – zdziwiłam się i dotknęłam na chybił trafił jakiegoś obrazka z nutką. Natychmiast jakby bardzo blisko mnie, tak jakby w mojej głowie – kontrola umysłów, Kadirze broń! – rozległa się irytująca muzyka. Dziwaczna, przecież czegoś takiego nie da zagrać się na lirze!
– Ja u-wiel-biam ją! Ona tuuuuu jeeeest i tańczyyyyyyy dla mnieeee…
– Ratunku! Moje uszy, to wycie! Czemu ta klątwa! Czeeeemu?! Nie, odczarujcie mnie! Przestańcie! – wrzasnęłam jak opętana. To wypalało mi mózg! „Proszę, niech ktoś to weźmie!” rozpaczliwie błagałam Kadira, jako bóg cierpienia powinien mi pomóc!
– To tylko moja ulubiona piosenka – wybąkał Travis, ledwo przedzierając się przez rechot obozowiczów, no i okrzyki bólu podobne do moich.
Szybko opuściłam pawilon, nie chcąc się narażać na śmiech innych.
***
Wieczorem leżałam w łóżku, gapiąc się zawzięcie w sufit. Kolejnego dnia miałam pokonać w walce Christiana, a tym samym udowodnić, kim jestem. Już wiedziałam, że to będzie porażka. Z westchnieniem przekręciłam się na drugi bok, próbując zasnąć. Zobaczymy, co przyniesie mi jutro.
Podobało się? Ciekawe, czy jesteście w stanie wychwycić spory fragment by Nożownik.
Pozdrawiam
Chione
Czy się podobało? Chyba nigdy nie odpowiem przecząco pod Twoim opowiadaniem. Podobało mi się, a że jestem sobą nie wychwyciłam fragmentu Nożownika.
To był ten z “Ona tańczy dla mnie“.
Całkiem ładnie napisane. Przeraził mnie fragment o biciu dziecka, ale trudno. W każdym razie było kilka błędów gramatycznych, ale wybaczam np.
– Patrzcie ją -powinno być jeśli coś: – Patrzcie na nią.
To chyba tyle.
Ann.
To jest błąd Nożownika 😀
Wiem, że to jest błąd, ale nastolatki często tak mówią i napisałem tak, bo pomyślałem, że Clarrise powiedziałaby właśnie tak.
Hmm… Interesujący punkt widzenia ze strony dziewczyny. Ale na przykład ja tak nie mówię ;__; A Clarisse zawsze wyrażała się poprawnie językowo! Przynajmniej zawsze w książkach RR xD
Pamiętam tą wściekłą twarz matki, która nagle pojawiła się nad kołyską… – tę wściekłą
kontrola umysłów, Kadirze broń! – patrzę na ten tekst już drugą minutę i wciąż się śmieję xD
Wiem, który fragment napisał Nożownik, macie zupełnie inny styl pisania. Czy dostanę nagrodę? ^^
A tak btw. to epicko napisane 😛 No mówię, Kadirze broń! to najlepszy okrzyk jaki usłyszałam 😀
Extra. Przy fragmencie Nożownika prawie padłam ze śmiechu.
,,- To tylko moja ulubiona piosenka – wybąkał Travis, ledwo przedzierając się przez rechot obozowiczów, no i okrzyki bólu podobne do moich.” – to mnie rozwaliło.
Same opko jak zwykle cudne, genialne i w ogóle so good. Czekam na CD!
Właśnie jestem w trakcie tworzenia CD, ale szczerze mówiąc bardzo mi się nie chce xD
Na szczęście, w dzisiejszych czasach, trzeba robić wiele rzeczy pod przymusem 😀
Fajne opko, lepiej moim zdaniem wyszła ci naracja, bo w poprzedniej części dość mocno kulała. Teraz jest bardziej naturalna. Fragment z rozpoznaniem Mirabelle orzez Chrisa bardzo dobry. A moja część cieszy się jak widzę, dość dużym powodzeniem. 😀 Podobało mi się.
Epick fail Mirabelle to idiotka. Zdecydowanie bardziej lubię Ewcię. Christian ją zmasakruje (choć jak znam życie, to się mylę). Tak swoją drogą ciekawe skąd zna jej prawdziwe imię? Jakaś cwana sztuczka syna Hekate? Czekam na cd 😀
W CD będzie narracja Ewy, poczekacie sobie trochę na część z Mirabelle :D.
Heheh świetne 😀
Ona tańczy dla mnie! 😀 Umarłam! Nożownik, jesteś geniuszem. xD
Co do samego opowiadania, to mnie się podobało. Może tylko akcja troszkę zbyt szybko biegła jak na mój gust, ale poza tym wszystko perfect. Wiele się działo. Lecę po kolejną porcję!