Hej!
Przepraszam, że trzeba było tyle czekać na pierwszą część, ale byłam bardzo zajęta.
Tak samo jak w prologu proszę o szczerą ocenę. Miłego czytania!
Psyche
ROZDZIAŁ I
Kuba, Centrum Badań Zjawisk Nadzwyczajnych- CBZN
-Na pewno chcesz to zrobić?
W samym środku pustego pomieszczenia, przy metalowym stole, mężczyzna ubrany w biały fartuch w wielkim przejęciem i ekscytacją wpatrywał się w swoją rozmówczynię. Obie postacie rozświetlała jedynie mała lampka umocowana do niezniszczalnego blatu.
Dziewczyna spuściła oczy. Przez chwilę widać było, jak biła się z własnymi myślami. Profesor zaczynał się niecierpliwić. Myślał, że łatwo będzie znaleźć odpowiednią osobę. Ale szybko przekonał się, że się mylił.
W każdym kandydacie znajdował coś, co mu przeszkadzało. Jakąś cechę, czasami zwykłą drobnostkę, która kazała mu odmawiać. Musiał znaleźć kogoś idealnego. Przynajmniej na początek. Musiał mieć pewność, że cała akcja uda się w stu procentach.
Spojrzał na swoją towarzyszkę. Wydawała się wprost stworzona do tego zadania. Ale widział, że miała wątpliwości. No tak, w końcu to rola na całe życie…
-I co? Jaka odpowiedź?- mężczyzna ściągnął na chwilę okulary i przetarł oczy. Czekał.
Kątem oka dostrzegł, jak dziewczyna bierze głęboki wdech. Oto nadeszła chwila prawdy.
-Nie mam nic do stracenia. Podejmę się zadania.
Zdziwiła go stanowczość w głosie rozmówczyni, która jeszcze chwilę temu była tak niezdecydowana. Dopiero po chwili dotarł do niego sens jej słów. Miał ochotę wstać i rzucić się w ramiona kandydatce, ale postanowił zachować powagę. Miał nadzieję, że dzięki temu i ona podejdzie do misji profesjonalnie.
-Zatem zostałaś przyjęta.- z trudem powstrzymywał uśmiech, który mimowolnie wkradał się na jego twarz.
Zobaczył, że dziewczyna także się uśmiecha. Tak, właśnie kogoś takiego szukał…
-Od czego mam zacząć?- cichy głos rozbudził profesora i zachęcił do działania.
Wstał szybko z krzesła i delikatnym ruchem dłoni zachęcił, aby jego gość zrobił to samo. Następnie zgasił lampkę na stole i zapadły ciemności.
Mężczyzna po omacku znalazł drzwi. Położył dłoń na klamce, jednak nie nacisnął jej. Wyciszył oddech i zaczął nasłuchiwać.
Tymczasem kandydatka próbowała przełamać ogarniający ją strach. Stała z bijącym mocno sercem i dłońmi, które zaczynały się pocić. Uznała, że to jeden z pierwszych sprawdzianów. Nie mogła się poddać na samym początku. Uniosła wyżej głowę i pewnym siebie głosem powtórzyła:
-Od czego mam zacząć?
Naukowiec uśmiechnął się. Tak, teraz był pewien, że dobrze wybrał. Klamka gładko opadła w dół, jakby tylko na to czekała. Drzwi otworzyły się prawie bezszelestnie. Za nimi pojawiła się oślepiająca smuga światła. Obie osoby znajdujące się w ciemności zmrużyły oczy, próbując przyzwyczaić je do nowych warunków. Gospodarz cofnął się o krok, aby ustąpić miejsca damie. Gdy ta, trochę onieśmielona a zarazem zaciekawiona, przechodziła obok niego, on nachylił się ku niej i szepnął jej do ucha:
-Witaj w pracowni Programu Tworzenia Herosów.
Pierwszą rzeczą, która rzucała się w oczy, były kolory. Tysiące różnych barw zamkniętych w małych naczyniach. Były dosłownie wszędzie. Niektóre z nich emanowały tajemniczym blaskiem, inne wydzielały woń tak piękną, że nagle wszystko inne zdawało się pozbawione zapachu. Dziewczyna powoli posuwała się naprzód z szeroko otwartymi oczami. Jej usta układały się w nieme okrzyki zachwytu.
Nikt jej nie powiedział, na czym będzie polegać zadanie. Żadnych wyjaśnień do czasu, aż uznają, że jest godna zaufania. Idąc teraz przez tą alejkę najdziwniejszych substancji zastanawiała się, czy podjęła właściwą decyzję. Sama nie wiedziała, co ją tak przerażało w tym pomieszczeniu. Co sprawiało, że nogi trzęsły się bezustannie, a głowa zaczęła nieprzyjemnie pulsować. Nagle stanęła. Uzmysłowiła sobie, że właśnie stanie się częścią czegoś niemożliwego. Czegoś, co nie powinno mieć prawa bytu.
Mężczyzna, idąc za nią w milczeniu, obserwował ją uważnie. Trochę śmieszyło go jej zaskoczenie. Mógłby przysiąc, że słyszy jej przyspieszony rytm serca. Zaśmiał się. Był z siebie dumny. Cieszyło go, że jego praca sprawia wrażenie na innych. Czuł się jak wielki bohater, który jako jedyny potrafi zrobić coś, czego nie udaje się żadnemu innemu człowiekowi.
Gdy jego gość zatrzymał się nagle, on zrobił to samo. Uśmiechnął się. Stali teraz oboje przed wielką maszyną, która niespełna tydzień wcześniej oznajmiła mu, że jego badania się udały. Jej czarna blacha błyszczała w świetle lamp zawieszonych równo pod sufitem, które jednak miały za zadanie oświetlać coś o wiele ważniejszego.
W pokoju pełnym przeróżnych kolorowych płynów, tylko niektórzy byliby w stanie zauważyć małą gablotkę stojącą na samym jego krańcu. Był to zwykły mebel: jasne drewno pokryte bezbarwnym lakierem ze szklanymi drzwiczkami zamykanymi na klucz oraz niezwykłym znaczkiem na przedzie- wyrytą starannie omegą.
Nie zastanawiając się długo, profesor obszedł stojącą dziewczynę i skierował się w stronę swojego najcenniejszego skarbu. Wyciągnął kluczyk spod bluzki, który jakiś czas temu zawiesił na srebrnym łańcuszku. Czuł jego ciężar i zimną stal, pobudzającą komórki jego dłoni. Szybkim ruchem otworzył gablotę i wyjął z niej stare, zniszczone pudełko. W tym czasie jego towarzyszka zdążyła wziąć kilka głębszych oddechów i z pełnym przekonaniem zaczęła iść w jego stronę. Naukowiec rozpoczął procedurę otwierania żelaznej szkatułki. Przez dziesięć minut wciskał przeróżne przyciski, coś szeptał i wpisywał jakieś kody. Dziewczyna oczarowana tym niezwykłym przedmiotem po prostu stała i starała się uspokoić drżenie rąk.
Nagle rozległo się oczekiwanie klik! i wieczko poszybowało w górę. Mężczyzna z wielką czułością wyciągnął znajdujący się nim przedmiot. I tak oto w jego ręce znalazła się okrągła buteleczka z błyszczącym, srebrno-złotym płynem.
-Co to jest?- damski głos zakłócił panującą ciszę.
Gospodarz uniósł wyżej tajemniczą fiolkę. Dziewczyna wpatrywała się w nią jak zaczarowana. Widziała dokładnie tęczowe przebłyski wkradające się pomiędzy doskonały kolor cieczy. Pragnęła za wszelką cenę dotknąć tego skarbu i tak też zrobiła. Drżącą dłonią delikatnie przejechała po szklanej ściance. W miejscu, w którym dziewczyna przyłożyła palce, substancja zmieniła kolor na soczysto zielony, jak trawa zalana słońcem. Przestraszona cofnęła rękę, ale profesor nakazał jej żeby się nie bała.
-To wyjątkowy przedmiot, mógłbym nawet powiedzieć, że magiczny. Każdy z nas jest inny i w jakiś sposób ta ciecz to wyczuwa, zmieniając barwę na kolor odpowiadający danemu człowiekowi.
Mężczyzna wręczył swojej rozmówczyni fiolkę, której kolor znowu przybrał taką samą barwę. Dziewczyna była tak zaskoczona i zdezorientowana, że w tamtej chwili nawet nie wiedziała, gdzie się znajduje. Wpatrywała się w zielony szklany pojemniczek, a po głowie chodziło jej tysiące różnych pytań. Ale postanowiła zadać tylko kilka z nich. Tak na początek.
-Jak to możliwe, że ona zmienia kolor? Do czego służy? I co to w ogóle jest?- słowa same wypłynęły z jej ust jak rwący potok.
Gospodarz przetarł swoje okulary rękawem, założył je ponownie na nos i dopiero wtedy dał odpowiedź:
-Moja droga, wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Mogę zdradzić tylko tyle, że ta substancja jest kluczem do naszego sukcesu.
Wzgórze Herosów
Tego wieczoru deszcz bębnił o ziemię tak mocno, jakby chciał się na niej wyżyć za wszystkie okropności tego świata. Nie było to wielkim pocieszeniem dla dziewczyny, która przerażona, z narzuconym na głowę cienkim brązowym płaszczem, próbowała odnaleźć właściwą drogę. Miała wrażenie, że każde drzewo wygląda tak samo- ponuro i nieprzyjemnie, jakby dodatkowo chciało ją nastraszyć. Ubrania kleiły się do niej mokre, a całym ciałem wstrząsały dreszcze. Nieznajoma zaczęła panikować. Już od dziesięciu minut starała się znaleźć cel swojej podróży. Ciemne chmury nie pozwalały gwiazdom i księżycowi oświetlić drogi tej nieszczęśliwej osóbce. Dziewczyna starała się uspokoić. Wiedziała, że strach nic jej nie da, a tylko pogorszy sprawę. Musiała trzeźwo myśleć, dlatego zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów.
Błękitne oczy błysnęły tajemniczo w świetle księżyca. Chłopak swobodnie oparł się o pień drzewa i wcisnął ręce do kieszeni spodni. Z uśmiechem obserwował trening swojego rywala- ciemność nie przeszkadzała mu w widzeniu napiętych mięśni rąk, które zgrabnie naciągały cięciwę łuku, ciemnych włosów poruszanych lekkimi podmuchami wiatru i pędzących strzał w stronę czerwonego punktu na słomianej tarczy.
Był pod wrażeniem jego umiejętności. Wiele razy pojedynkowali się, ale zazwyczaj dobywali wtedy mieczy. W szermierce błękitnooki nie miał sobie równych, dlatego to on zawsze wygrywał.
Nigdy natomiast nie widział swojego nieprzyjaciela, jak posługuje się łukiem. Słyszał od innych, że jest jednym z najlepszych łuczników na obozie, ale nie miał okazji, żeby się o tym przekonać. Aż do teraz.
Z wielką niechęcią musiał przyznać, że zasłużenie wszyscy nadają mu tytuł najlepszego. Mimo panującego mroku, syn Apolla trafiał za każdym razem w sam środek tarczy, co chwila zmieniając swoją pozycję. Strzały pędziły bezszelestnie i pewnie w stronę wyznaczonego celu.
Chłopak o błękitnych oczach westchnął ciężko. Dosyć tego dobrego. Skoro już tu jest, nie może tak po prostu w spokoju zostawić łucznika.
-Kolejny strzał w sam środek tarczy! Jak ty to robisz?- wyraźnie dało się usłyszeć nutę ironii w jego głosie.
Syn boga sztuki odwrócił się gwałtownie, trzymając w ręce napięty łuk. Rozpoznał przybysza, ale mimo to nie opuścił broni. Nie widział wyraźnie jego twarzy, ale był pewny, że się uśmiecha.
Nagle zwrócił ręce w kierunku czerwonego punktu i strzelił. Pędzący przedmiot przeciął słomiane koło, przebijając je na wylot.
-Może sam chciałbyś spróbować?- ciemnowłosy wyciągnął rękę z łukiem w stronę rywala – nie bój się, pokażę ci, jak to się robi.
-Dziękuję, nie trzeba. Wolę swoją broń.
Mówiąc to, schylił się, podwinął prawą nogawkę spodni i wyciągnął niewielki sztylet. Blond loki zasłoniły mu oczy, ale on odgarnął je szybko i skierował swoją broń w stronę tarczy.
Srebrne ostrze gładko wbiło się w środek.
Rzucający uśmiechnął się.
-No cóż- syn Apolla wzruszył ramionami- widocznie nie musisz chodzić do mnie na lekcje. Jaka szkoda.
Jego słowa wprost ociekały sarkazmem. Uśmiech blondyna stał się jeszcze większy. Prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna.
-Posłuchaj- zaczął- Może…
Jego wzrok padł nagle na wzgórze. Tam ktoś stał. Jakaś niewielka postać, próbująca odnaleźć wejście do obozu. Która nie była sama…
-O co chodzi?
Szatyn zaniepokoił się ciszą, jaka nastąpiła. Spojrzał w tą samą stronę, co jego towarzysz, ale mrok nie pozwalał mu niczego dostrzec.
-O co chodzi?- powtórzył, tym razem z większym naciskiem.
Błękitne oczy spojrzały na chwilę w jego, szmaragdowe, potem na łuk trzymany w ręce, a następnie z powrotem w stronę wzgórza.
Łucznik zrozumiał. Zaczął grzebać w kołczanie, szukając odpowiedniej strzały. Jeżeli chciał trafić z tej odległości, pozostawała mu tylko…przeszywająca. Dotąd nigdy jej nie używał. Wiedział, że potrafiła przebić cel na wylot, co na pewno nie było przyjemnym widokiem. Ale teraz nie miał wyboru.
-Musisz mi pomóc, jeżeli mam strzelać.- heros napiął cięciwę.
Jasnowłosy skrzywił się lekko. Nigdy do głowy by mu nie przyszło, żeby pomagać temu synowi Apolla! Nie zrobi tego! To przecież…
-Alex! Co mam robić?- strzelec z niecierpliwością wpatrywał się w rywala.
Błękitnooki wziął głęboki oddech,. Tutaj przecież chodzi o życie niewinnej osoby…
-Na wzgórzu stoi dziewczyna, a za nią Minotaur. Nie da rady się bronić.- krótko streścił całą sytuację. Teraz tylko musiał odpowiednio nakierować Ricka.- Bardziej w prawo… jeszcze trochę… nie, poczekaj… w lewo!… o, dokładnie… nie! W prawo!…
Szatyn obracał się na wszystkie możliwe strony. Kiedy już udało mu się idealnie ustawić, Alex krzyczał, że nieznajoma zmieniła pozycję. Denerwował się coraz bardziej. Gdyby tylko nie ta przeklęta noc!
-Dobra- blondyn głęboko zaczerpnął powietrza. Wiedział, że nie mogą dłużej zwlekać. Dziewczyna wciąż zmieniała pozycję, ale była coraz bardziej zmęczona uciekaniem. Nie da rady dłużej się bronić. Teraz, albo nigdy.- Strzelaj!
Rick posłusznie wypuścił strzałę. Nie miał pojęcia, dokąd leci ani w co uderzy. Nie wiedział nawet, ile ją jeszcze dzieli od celu.
Czas jakby na chwilę stanął w miejscu. Błękitne oczy uważnie śledziły pędzący pocisk. Zapadła cisza. Chłopak słyszał tylko przyspieszony oddech swojego rywala.
Nagle wszystko potoczyło się bardzo szybko.
Dziewczyna znowu poruszyła się.
Ostry grot przeszył jej delikatne ciało.
Upadła na ziemię.
Przedmiot, który przebił ją na wylot, dotarł do potwora, powodując, że zamienił się on w piasek i rozpłynął w powietrzu.
-Cholera- mruknął Alex zbyt oszołomiony, by dodać coś więcej.
Syn Apolla spojrzał na niego ze zdziwieniem.
-Udało się?
Niebieskie oczy z przerażeniem odwróciły się s stronę ciemnowłosego.
-Chyba ją zabiliśmy Rick. Chyba ją zabiliśmy…
Swietne. Cos czuje,ze bede fanka tego opowiadania ;3
Nawet przecinkow mi nie brakuje,po prostu cudo ;D
Pisz szybko druga czesc!
Jaa. Fajne. Trochę się pogubiłam w tej części z CBZN, ale ogólnie mi się podobało. Jest jeszcze taki problem – po i przed myślnikiem robimy spację. Czyli powinno być tak:
– Cholera – mruknął Alex.
Poza tym wszystko fajnie.
O.O Powiedz, że jej nie zabili! Ale mnie wciągnęło! Pomysł bardzo ciekawy, to całe tworzenie herosów i laboratorium. Piszesz płynnie, łatwo się czyta Mam nadzieję, że następna część będzie szybciej.
Pamiętam te opko, bo zrobiło na mnie świetne wrażenie. Tylko robisz za długie przerwy 😉 Ale to jest po prostu extra. Fajne opisy wyglądu i uczuć. Trzymasz akcje, ale nie jest jej za dużo. Końcówka, pełna napięcia i genialna. Napisz CD.
łuczników na obozie – a nie w obozie?
Spojrzał w tą samą stronę – tę samą
Nie nie nie nie nie nie nieeeeee!
Nie zabili jej, prawda? Proszę, nieee! ;_;
A opko wciąga niesamowicie, okropnie mi się podobało 😛
Bardzo dziękuję wszystkim za komentarze
Postaram się następnym razem zwrócić uwagę na te pauzy przed i po myślniku.
Obiecuję, że następna część pojawi się zdecydowanie szybciej. Już zaczęłam nad nią pracować 😉
To jest… Nie mogę wykrztusić słowa czuje się jakbym czytała którąś z książek Dana Browna (autor Kodu L. da Vinci) albo innych pisarzy tego typu masz prawdziwy talent
Raczej jej nie zabili. Tak sądzę. Ale już lubię tę dwójkę. A twój styl… brak mi słów. Wyrazy szacunku. Będę czekać na cd z równym zniecierpliwieniem co na własne urodziny 😀