Przy niskim, okrytym czerwonym obrusem stoliku siedziały trzy dziewczyny. Martha, Noddy, Ksandra.
Były wyroczniami.
Wyglądały bardzo podobnie: takie same suknie o greckim kroju, takie same skupione miny, takie same zielone oczy bez źrenic. Wszystkie trzy mruczały jednostajnie.
Młody, ale doświadczony policjant, funkcjonariusz Lionel, błękitnooki blondyn, właśnie zakończył swoją opowieść. Nie miał na sobie munduru, lecz strój cywila; policja nie chciała, by ludzie dowiedzieli się, że nawet stróżowie prawa potrzebują niekiedy pomocy, a szczególnie gdy była to pomoc sił nadprzyrodzonych. Mimo to zawsze, gdy śledztwo utykało w martwym punkcie, odwiedzali wyrocznię delficką, a raczej trzy wyrocznie, główną atrakcję pubu ‘Delfy’.
Nikt nie wiedział, w jaki sposób to robią. Jednego wieczoru wysłuchiwały twojej historii, potakując i wtrącając co jakiś czas ‘ach’, ‘och’ albo ’tak?’, jak osoba, która chce, abyś myślał, że cię słucha, a następnego dawały ci twoją odpowiedź jak na tacy.
Funkcjonariusz Lionel nie był tutaj pierwszy raz. Nieustannie się zacinał, przerywał i jąkał się, ponieważ nigdy nie udało mu się przyzwyczaić do przeszywającego spojrzenia Slumsowej Wyroczni, jak je niejednokrotnie nazywano. Nigdy nie widziano ich osobno, toteż wreszcie zaczęto nazywać je jednym imieniem. Po co w końcu marnować imiona?
W takich chwilach jak ta wszystkie legendy na temat Wyroczni, jakie można było usłyszeć w gorszych dzielnicach (w lepszych natomiast nigdy o nich nie słyszano, ponieważ według mniemania ludu nigdy nie opuszczały swojego pubu, do którego ludzie z wyższych sfer nie zaglądali – nie wiadomo, po co ani dlaczego tam siedziały, skoro dzięki swoim umiejętnościom mogły się wspiąć na szczyty sławy), wydawały się dużo bardziej prawdopodobne. Teraz, gdy skończył, zawahał się na krótko, a nie doczekawszy się żadnej reakcji ze strony Wyroczni, wyszedł pośpiesznie.
Trzy wieszczki, które wcale nie były jedną osobą, jak twierdziły slumsowe podania, odetchnęły z ulgą. Poczekały, aż kroki funkcjonariusza ucichną, i zdjęły jaskrawozielone soczewki kontaktowe, odsłaniając prawdziwe kolory swoich oczu – każda inny i każda jak najbardziej normalny.
– Nareszcie… – westchnęła Noddy.
Oczywiście nikt, kto odwiedził ten obszerny, przesiąknięty zapachem kadzideł pokój, nie miał pojęcia, że jedna z jego owianych tajemnicą mieszkanek ma na imię jak jakiś ludzik w niebieskiej czapeczce z dzwoneczkiem z kreskówki dla dzieci. Nikt nie wiedział też, że żadna z wyroczni wcale nie mieszka w tamtej komnacie, ba, nawet w tamtym budynku.
– Już myślałam, że nigdy nie skończy – dodała Martha, przecierając zaczerwienione od soczewek i zmęczenia oczy.
Ksandra, trzecia z wieszczek, uniosła brwi.
– Musicie jednak przyznać, że tym razem udało mu się nas zaskoczyć.
Funkcjonariusz Lionel odwiedzał Wyrocznię niemalże regularnie. Tym razem przyszedł z zagadką, która zdawała się nie mieć sensu. W podsumowaniu były w niej dwa trupy, kobieta i mężczyzna, i jeden szaleniec, który nie mógł być sprawcą, ale był ewidentnie związany ze sprawą, oraz główny punkt przecięcia historii całej trójki, czyli most. Nie znali się; coś jednak sprawiło, tam, na moście, że dwoje z nich zginęło, a trzeci został doprowadzony do szaleństwa, ponieważ wielu ludzi mogło zaświadczyć, iż przedtem był całkowicie zdrowym na umyśle człowiekiem.
– Tak, ta sprawa wygląda bardzo nietypowo. – Martha kiwnęła głową. – A nietypowa sprawa wymaga nietypowych środków.
Noddy jęknęła.
– Czyja teraz kolej? – spytała.
Wszystkie trzy spojrzały na siebie spod przymrużonych powiek, przygotowując się do rozpoczęcia wojny. Żadna nie chciała zostawać po godzinach.
– Ja byłam ostatnio! – krzyknęła Noddy. Tym samym zapewniła sobie dodatkowy punkt obrony, którego pozostałe dwie nie posiadały. Wyeliminowała się z niechcianych rozgrywek, co oznaczało jedynie dwu-, a nie trzystronną bitwę.
Ksandra nigdy nie radziła sobie organizacyjnie. Nim zdążyła się przygotować, nastąpił atak.
– Wspominałaś chyba, że masz wolny wieczór, prawda? A zresztą, muszę się wyspać, ponieważ, jak dobrze wiesz, muszę jutro wstać wcześniej i odwieźć brata do szkoły. – Martha miała dwadzieścia parę lat, była najstarsza z ich trójki, i mieszkała z rodzicami i młodszym bratem, Sethem, ale nikt, kto widział ją jako wyrocznię, nie dał by jej mniej niż trzydzieści. Zielone soczewki ją postarzały. – Jeśli wrócę późno, będę jutro jak zombie. Zapomniałaś, czym kończy się zombie za kierownicą?
– Dobra, tym razem wygrałaś.
٭٭٭
Piętnaście minut później z masywnej budowli pubu ‘Delfy’ wyszły trzy postacie. Jedna ruszyła szybkim krokiem w stronę przystanku autobusowego. Musiała zdążyć na ostatni autobus do centrum.
Nikt nie domyślał się, że uśmiechnięta nastolatka z różowymi słuchawkami jest wyrocznią. Jeden z pasażerów, życzliwa starsza pani, która zawsze wracała tym samym autobusem, wiedziała, że dziewczyna nazywa się Noddy.
Druga właśnie schodziła po schodach na stację metra. Miała co prawda swoje auto, ale prawie puste, trzęsące się wagony ją uspokajały. Mężczyzna w garniturze, czytający gazetę na stacji, dostrzegł, że na jej torebce jest naszywka z imieniem Martha. Tej pewnej siebie, energicznej dziewczyny nikt nawet nie podejrzewał o bycie wyrocznią.
Trzecia zmierzała szybkim krokiem w stronę jednego z wielu mostów łączących dwie części miasta po dwóch stronach rzeki. I chociaż nikt nie znał jej imienia ani nie wiedział, czym się zajmuje, ludzie czuli aurę niesamowitości, jaka się wokół niej roztaczała, i nie mieli wątpliwości, że nie jest zwyczajnym człowiekiem. Jej długa peleryna powiewała na wietrze.
٭٭٭
Śmierć wyglądała tak, jak ludzie myśleli, że powinna wyglądać. Kostucha. Zakapturzona, z twarzą i dłońmi kościotrupa, połyskującą kosą. Posępnie i śmiertelnie poważnie. Ksandra oddała mu głęboki ukłon.
– Dzień dobry, Tanatosie – powiedziała. – Mogę ci mówić po imieniu, prawda?
– Po tym imieniu? Tak. Nie jest najgorsze. Chcesz iść od razu czy wolisz bezsensownie podyskutować o swojej śmierci? I tak prędzej czy później będziemy musieli wyruszyć.
Ksandra uśmiechnęła się. Będzie musiała go trochę rozczarować.
Ale wszystko w swoim czasie.
– Mogłabym zadać ci kilka pytań?
Śmierć mruknął coś pod nosem.
– Nie jesteś filozofką albo naukowcem? Bywają trochę… kłopotliwi. – Śmierć skrzywił się.
– Nie.
– W takim razie dobrze. Nie lubię, gdy ktoś podwarza moje istnienie.
– Po co ci ta kosa? I maska?
Śmierć wydawał się być zaskoczony. Zdjął kościaną maskę, ukazując ludzką twarz o ponadprzeciętnej urodzie. Gdyby nie był Śmiercią, Ksandra pewnie by się w nim zakochała.
– Skąd wiedziałaś, że noszę maskę?
Zmieszała się. Nie powinna od razu pokazywać, że wie więcej niż przeciętny człowiek. Ksandra nie pierwszy raz widziała Śmierć i za każdym razem dręczyło ją to pytanie.
Całe szczęście Śmierć miał krótką pamięć. Za którymś razem pewnie by nie wytrzymał i siłą zabrał ją do Podziemi. Nikt nie lubi ciekawskich małolat łamiących wszelkie zasady.
– Taki wygląd Śmierci to tylko ludzki wymysł. Dlaczego miałbyś tak wyglądać?
Chyba udało jej się wybrnąć.
– Właśnie dla nich. Ludzie szybciej pójdą za takim mną, niż za dziwnym chłopakiem z czarnymi skrzydłami. Kiedy wyglądam tak, nie mają wątpliwości, że umarli. Gdy próbuję być przy nich sobą, wtedy muszę najpierw przekonać ich, że nie żyją, a później, że naprawdę jestem Śmiercią. A poza tym polubiłem tę kosę.
Czyli miałam rację, pomyślała Ksandra. Grecy nie mylili się co do wyglądu Śmierci. Naprawdę ma skrzydła.
– Ach. Sensowne.
Zawahała się.
– Mogę zadać następne pytanie?
– Śmiało.
– Ile masz lat?
Śmierć zaśmiał się.
– Istnieję, odkąd istnieją ludzie.
– I rozmawiałeś z każdym nieżywym człowiekiem? Kolumbem? Napoleonem? Pokahontas? Leonardem da Vinci? Einsteinem?
– Nie pamiętam. Zresztą nie wszyscy chcą rozmawiać.
– Co się stało wczoraj na tym moście?
Zły ruch. Śmierć chyba nabrał podejrzeń.
– Kim jesteś?
– Jestem Ksandra Jones. – Ups. Już samo jej imię kojarzyło się ze słynną wieszczką. Mogła podać tylko nazwisko. Bo kłamanie Śmierci nie jest dobrym pomysłem.
– Z zawodu…?
– Nie wydaję ci się za młoda na pracę?
– Jesteś wyrocznią, prawda? – jęknął.
– Tak.
Dzięki temu słowu jej szanse na sukces zmalały co najmniej dziesięciokrotnie.
– Nie zapomniałaś może zwolnienia? – Wydało jej się, że w głosie Śmierci usłyszała nutkę nadziei.
Nerwowo przeszukała kieszenie i z ulgą wyczuła w jednej z nich brzeg koperty. Podała Śmierci wyjęty z niej skrawek papieru.
Zwolnienie ze śmierci. Przydatne.
Śmierć przebiegł wzrokiem po kilku pięknie wykaligrafowanych linijkach.
– Ja, Apollin… zwalniam moją pośredniczkę, Ksandrę Jakąśtam, bla, bla, bla… ze śmierci, bla, bla…
Ksandra uśmiechnęła się. Zwolnienie to otrzymała po przyjęciu pracy od samego boga Apolla i od tamtego czasu wykorzystywała je sporadycznie by pogawędzić ze Śmiercią. Co prawda nie takie było przeznaczenie zwolnienia, chodziło raczej o to, że Apollinowi nie chciało szukać się kolejnej dziewczyny z zadatkami na wyrocznię, ale jakoś nikomu nie robiło to większej różnicy.
Apollo był zadowolony z niej i jej przyjaciółek (chociaż nie wiedziała, po co mu były aż trzy wieszczki), ponieważ pomagały ludziom i zwykle nie zawracały mu przy tym głowy. A nie robiły tego, bo ludzie przychodzili w większości z błahostkami, które można było rozwiązać przy pomocy bystrego umysłu.
Śmierć oddał jej niechętnie zwolnienie i powrócił do przerwanej rozmowy.
– A skoro mowa o Apollu, to co u niego? Pozbierał się jakoś po zamienieniu jego ostatniej świątyni w punkt turystyczny? Dawno nie próbował się zabić, a w końcu zawsze był porywczy. Zrozumiał wreszcie, że jest nieśmiertelny?
Ksandra wzruszyła ramionami.
– Kiedy dawał mi pracę, nie wyglądał nie wyglądał jak człowiek w depresji. Powiedziałabym raczej, że był pełen energii. Nie wiem, może to ten etap, gdy człowiek N okrągło coś robi, by zająć ręce i umysł i nie myśleć o tym, o czym, no… nie chce myśleć?
Tym razem to Śmierć wzruszył ramionami.
– Może to i dobrze. Wygląda na poprawę, ale i tak pewnie przydałby mu się jakiś terapeuta. Nie wiesz, czy jest tu jakiś w okolicy?
– Niedaleko jest gabinet pani Elizabeth Matthews, moja starsza siostra kiedyś do niej chodziła. Chyba jest całkiem niezła, bo siostra po tygodniu przestała wreszcie rzucać we mnie zastawą stołową. Zaczęła ograniczać się do samych noży, a to i tak spora poprawa jak na nią. A po miesiącu pluszaki zajęły miejsce zastawy. Zanim zaczęła tam chodzić, nawet o czymś takim nie marzyłam – przerwała na chwilę. Mimo pozorów jej siostra była całkiem fajna. Teraz, gdy zaczęła wyładowywać złość na strzelnicy i próbowała rozumieć innych ludzi, ona i Ksandra wreszcie naprawdę były jak siostry. Takie kochające, nie wiecznie pokłócone.
– Widzisz, jest trochę niezrównoważona. Siostra, nie pani Matthews. Pani Matthews jest bardzo miła. Gdy byłam młodsza, częstowała mnie cukierkami przy każdej okazji.
Śmierć pokiwał głową. Właśnie za to Ksandra go lubiła: naprawdę słuchał ludzi i nie miał im za złe, gdy długo mówili o swoich problemach bądź życiu.
– Wspomnę o niej Apollowi. Lubi cukierki.
Zamyślił się nad czymś.
– Wiesz, że to śmiertelnie niebezpieczne, skakać z mostu?
– Gdybym nie wiedziała, nie skakałabym.
– Mam na myśli to, że ktoś mógł nie wyłowić twojego ciała. Umierałabyś, budziła się i umierała znowu, dopóki fala nie wyrzuciłaby cię na brzeg.
Och. O tym Ksandra nie pomyślała. Ucichła, obserwując w ciszy twarz Śmierci, wciąż przypominającą maskę.
– Tanatosie?
– Nie powinnaś się zbierać?
Nie!, krzyknęła w myślach.
– A muszę? – spytała na głos.
– Kiedyś napewno.
– A odpowiesz na moje pytanie? – w głosie Ksandry pobrzmiewała bezsilność. Nie wierzyła, by Śmierć zechciał zdradzić swoje sekrety.
Umilkł.
– Może.
Ksandra spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby nawet on potrzebował od czasu do czasu wygadać się przed kimś?
٭٭٭
Ksandra odetchnęła głęboko zanieczyszczonym powietrzem. Pierwszy oddech od kilku godzin. Uśmiechnęła się.
Uwielbiała ten moment, kiedy tylko ona sama na całym świecie znała rozwiązanie problemu dręczącego funkcjonariusza Lionela.
Pomyślała o tych wszystkich słabych kryminałach, które inspektor tak bardzo lubił oglądać, i o zwrocie, tak często w nich występującym: ‘Mordercą jest lokaj’.
Teraz tylko ona wiedziała, kto jest lokajem.
KONIEC
Specjalnie nie podałam szczegółów śledztwa ani nie powiedziałam, kto jest zabójcą czy jak zginęły ofiary, ponieważ nie o to chodziło w tym opku. Chodziło raczej o… Sam fakt rozmowy ze Śmiercią? Sposoby prowadzenia śledztwa? Chyba właśnie o to mi chodziło.
Jeżeli coś się nie zepsuło, to wypowiedzi Śmierci powinny być pisane kapitalikami. Po co? Żeby podkreślić wagę jego słów i ważność jego samego, ale od razu mówię, że nie był to mój pomysł: Terry Pratchett kilkakrotnie już podkreślał w ten słowa Śmierci w swoich książkach, a ja stwierdziłam, że to dobry pomysł xP.
Rozmowa ze Smiercia,ciekawie.
Najpierw obowiązek, potem przyjemność – najpierw błędy, potem pochwały:
– Kiedy dawał mi pracę, nie wyglądał nie wyglądał – Zacięłaś się 😛
Jedna literówka – N – zamiast „na”
To było naprawdę, naprawdę dobre. Świetne. Rzadko śmieję się na głos czytając coś, ale zwolnienie ze śmierci zupełnie mnie rozwaliło. I te wszystkie przytyki do Apollina – cukierki, próby samobójstwa… No i podoba mi się użycie słowa „śmierć” w męskim rodzaju, czyli „śmierć zamyślił się…” Bardzo fajnie też ujęłaś mordercę, lokaja – Ja bym na to nie wpadła. Siostra rzucająca nożami i misiakami też była niezła…
Jedna prośba – Nie cierpię, gdy autor opka pisze, że „powtórzenia były celowe”, albo jak tutaj: gdy tłumaczysz się z braku opisów tego, a tego… Nie musisz tego robić, uwierz mi. To czytelnik powinien wczuć się tak, żeby zrozumieć formę, a jeśli wytyka Ci taki brak głębszego opisu zbrodni, to wiedz, że jego komentarz jest bezwartościowy, bo nie rozumie tekstu.
Bardzo mi się podobało, nawet bardziej od „Misji…”. Chyba jednak wolę Cię w jednoczęściówkach. A pomysł był iście genialny.
No i ten tytuł… Jesteś mistrzynią, ja nigdy nie potrafię nazwać swojego opka, a Ty masz multum pomysłów na nie 😉
Dzięki ^^ Błędy powstały pewnie z pośpiechu, wiecie, jak to jest, kiedy pisze sie coś szybko, żeby nie zapomnieć jakiegoś pomysłu. A to wyjaśnienie na koniec czułam się zoobowiązana dodać, ponieważ to było moje najbardziej chaotyczne i najdziwniejsze opko od BARDZO dawna. Taak, a co do tytułu, jakoś dziwnie lubię słowo ‚Slumsy’, kojarzy mi się z kilkoma fajnymi książkami, więc pomyślałam ‚Dlaczego nie?’ i dodałam do pierwotnego tytułu 😀
(Kurczę, wiedziałam, że blog zeżre moje kapitaliki -.-)
Widzę 1 błąd.
,,Nie wiem, może to ten etap, gdy człowiek N okrągło coś robi”
Po za tym fajne!
Znalazłam te same błędy, więc nie widzę powodu, żeby je wypisywać. Opko było super, bardzo mi się podobało, wiesz? 😀
Świetne. Błędy już Bezimienna wypisała, a samo opko jest prze genialne. Super pomysł i w ogóle. Jeszcze tego nie grali ^^
Hah, cieszę się, że się podobało, bo ja sama nie byłam do niego przekonana przez ten ogólny bałagan i brak części informacji, gdy początkowa euforia po napisaniu minęła, więc przypomniałam sobie przysłowie „Raz kozie śmierć” i wysłałam, zanim zdążyłam się rozmyślić. Czyli jednak się opłaciło 😀
Ja też wczoraj wysłałam opko i jak byłam w szkole, zamiast uważać, myślałam: ,,Po co ja je wysłałam, do jasnej ciasnej?!”. Więc nie jesteś osamotniona 😀
Powiem ci, że twój poziom jest przedziwnie niejednolity. Raz piszesz naprawdę niesamowite rzeczy, w których nie sposób się nie zakochać, drugi raz – coś, co nieszczególnie mi się podoba.
Gdy zobaczyłam to opko, mile mnie zaskoczyłaś. Dużo opisów, zabawnych dialogów i pokazania mitologii greckiej od strony roboczej ;p Podobało mi się ukazanie wyroczni jako zwykłych osób, które mają swoje problemy i codzienne życie, a nie jakichś wszechmocnych ludzików, które po pewnym czasie nudzą.
Pisz więcej jednopartówek – wielopartówki niestety nie dają takiego pola do popisu. Owszem, więcej części i można oddać to, co się chce w dowolnej ilości słów. Ale niecierpliwi czytelnicy czasami przymuszają do spieszenia się z terminami… i wychodzi jak wychodzi.
Dobrze ci radzę – więcej partówek, alleluja i do przodu. Bo widać, że umiesz oddać tutaj emocje, uczucia, przemyślenia. I robisz to lepiej niż w „Gdzie ty, tam i ja”.
O geez, przepraszam cię bardzo. Jestem bardzo zmęczona i pomyliłam cię przez przypadek z Annabeth24 i jej opkiem. Przepraszam
Opko jest całkiem dobre. Błąd, który wychwyciłam znsleźli już poprzednicy. Masz ładny styl pisania :]
Wow, naprawdę ciekawy pomysł! Eurydyka wypisała wszystkie błędy, które mi się rzuciły w oczy, więc nie będę ich przytaczać. Podoba mi się Twój styl.
I rozwaliły mnie te teksty o Apollinie 😀