Voilà, kolejna część.
Dedykacja dla osób, które przeczytają i skomentują. Tak, nie chce mi się wysilać mózgu 😀
CASSANDRA
To było dziwne.
Przepowiednia z tak wieloma niewiadomymi… to nie mogło wróżyć nic dobrego.
– Chejronie – spytała moja przyjaciółka, stając obok mnie. – O co tu chodzi?
– To nie czas… – zaczął zakłopotany centaur. Coś ścisnęło mnie za serce.
– Czemu nie chcesz nam powiedzieć? – zapytałam nieśmiało, mnąc skrawek moich spódnioco-spodni.
– Ja… nie mogę.
– Może ja im wytłumaczę – odezwał się głos, delikatny, a zarazem mroczny.
Wszyscy odwrócili się jak na komendę do tyłu. Na skraju polany stała postać. Jej długie, czarne włosy powiewały na lekkim wiaterku. Miała na sobie białą, marszczoną szatę, upiętą nad prawym biodrem. W lewej ręce trzymała czarną opaskę, w drugiej miecz. Kogoś mi przypominała… Chyba…
– Temida – odezwała się Kendra. W tym samym momencie Chejron ukląkł na przednie nogi. Wszyscy poszli za jego przykładem. Serce biło mi jak oszalałe. Temida, Temida, skąd ja ją znam?
– Córka Ateny – bogini uśmiechnęła się zimno.
– Taa, oto i ja – moja przyjaciółka przewróciła oczami.
– Nie bądź bezczelna. – Temida szybkim krokiem podeszła do nas. – Słyszałyście wyrocznię?
– No.
– Misja.
– Jarzę.
– Nie wydaje mi się.
– Za kogo ty mnie uważasz? Za idiotkę jakąś?
– Chętnie bym cię przecięła moim mieczem… – warknęła.
– A to mi nowość.
– …ale jesteś mi potrzebna.
– Ooo, a to w czym?
– W misji.
– Och, bogowie – wyrwało mi się. Temida nie zwróciła na to uwagi i nadal pytała Kendrę. Musiała mieć bardzo ważny powód, żeby nie zamienić mojej przyjaciółki w kupkę ludzkiej skóry.
– Spójrz na mnie – popatrzyła na córkę Ateny. – Czy nie wydaje ci się, że coś się we mnie zmieniło? Musiałaś choć raz zobaczyć moje podobizny.
– Mmm… chodzi może o to, że ci się trochę przytyło przez te kilka tysięcy lat?
– Nie!
– Włosy ci posiwiały?
– Bogowie nie siwieją.
– Fakt. A gdzie twoja waga?
– Trafiłaś w sedno. Skradziono mi ją. A ta przepowiednia – spojrzała na Rachel. – Jest o niej. Musicie ją odzyskać.
– Co, co, co?! – Kendra otworzyła szeroko oczy. – Wiesz, ile jest takich badziewnych sklepów z wagami i tym podobną tandetą?
Temida zawrzała z gniewu.
– To nie jest tandeta – wycedziła. – Bez niej równowaga świata się zachwieje. Ludzie będą niesprawiedliwi, nie będą zwracać uwagi na prawdę! Bez niej nie mogę czuwać nad sprawiedliwością na tym świecie! Wiesz, jak trudno jest ogarnąć kilka miliardów osób, które mogą robić co chcą?!
– Dobra, nie bulwersuj się – zaoponowała Kendra.
– Będę patronować tej misji, jak Hera czuwała nad poprzednią wielką siódemką herosów – powoli uspakajała się Temida. – A teraz proszę, skład wycieczki.
– Wycieczki? – powtórzyłam głucho. Naprawdę, ona misję uważa za niewinną wycieczkę? I to z taką stawką?
– Nasza pyskata panna. – bogini wskazała na Kendrę.
– Ja? Pyskata? Na misję? – próbowała bronić się. Wiedziałam jednak, że zabrakło jej słów. W głowie huczały mi wciąż słowa: Córka Demeter w walce pokonana… Błagam, nie…
– Cassandra – usłyszałam głos Temidy. Spojrzałam na nią z przerażeniem. Misja… tego mi tylko brakowało…
– Syna Zeusa mamy jednego. – popatrzyła na Filipa. – No i Sebastian.
– Syn wróżby… – powiedziała Kendra, oddychając ciężko. – Apollo…
– Zgadza się. James.
Blondyn zbladł. Spojrzał bez przekonania na moją przyjaciółkę.
– Wystąp – powiedziała stanowczo Temida.
Wymienione osoby podeszły do niej. Kendra wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować, ja pewnie nie przedstawiałam się lepiej. Filip zagryzł wargi, ale trzymał się dzielnie, podobnie jak Sebastian. Syn Aresa zacisnął palce na rękojeści swojego miecza. James wyglądał blado, strasznie blado. Myślałam, że zaraz padnie trupem.
– Jutro rano wyruszacie – oznajmiła bogini i rozmazała się w mgiełkę.
Wszyscy milczeli. Niemal słyszałam bicie serca stojącej obok mnie córki Ateny. Sama nie mogłam uwierzyć. Mam iść na misję? Nawet nie myślałam, że stanie się to tak szybko. Pierwsza odezwała się moja przyjaciółka.
– Pozwólcie, że się naradzimy – rzekła drżącym głosem.
Nie rozumiałam jej. Po co się naradzać? Poza tym, czemu nie jest przerażona? Ja najchętniej schowałabym się pod łóżko i czekała na wyjaśnienie sprawy. Pomimo moich wszystkich wątpliwości, poszłam za Kendrą i pozostałą trójką. Zatrzymaliśmy się przed sosną Thalii.
– Ok, Temida postawiła nas przed faktem dokonanym. – Filip chodził po pokoju, intensywnie myśląc.
– To co, damy w tyłek tym cholernym złodziejom? – Sebastianowi chyba przeszła chwila zwątpienia, bo na jego twarzy zakwitł szeroki uśmiech, jakby perspektywa rozwalenia wszystkiego w pył była miła.
– To nie takie proste. – pokręcił głową Filip. Filozof.
– Czekajcie, czy ja mam rozumieć, że wy się na to zgadzacie? – odezwałam się. Nie mogłam uwierzyć, że byli oni tak głupi.
– Cass, nie mamy wyjścia – westchnęła Kendra.
Byłam bardzo pesymistycznie nastawiona w stosunku do tej misji. Przez przypadek nawet zamieniłam stojącego obok bratka w chomika.
– Trzeba wszystko dokładnie przemyśleć – rozumował Filip. – Wtedy możemy mieć pewność, że mamy jakiekolwiek szanse na odnalezienie tej wagi.
– Czy ja dobrze słyszę? – zdziwiła się moja przyjaciółka. – Nie wiemy nawet, gdzie jest ta tandeta, jak się tam dostać, po prostu nic nie wiemy, a ty chcesz planować naszą misję? – syn Zeusa niepewnie kiwnął głową. – Nie ma mowy! Nie odbierzecie mi tej przyjemności pójścia na żywioł!
– Popieram ją – zawołał Seba. To było nieco dziwne, bo zwykle on i Kendra nie byli ze sobą zgodni.
Zauważyłam, że w dyskusji nie brał udziału James. Wydawał się taki… zrezygnowany. Podeszłam do niego, podczas gdy pozostali prowadzili żywą rozmowę.
– Co jest? – spytałam delikatnie.
Podniósł na mnie swoje piwne oczy.
– Mam złe przeczucia co do tej misji. Bardzo złe.
Nie powiedziałam tego, ale czułam to samo. Wiedziałam, że wydarzy się coś złego.
– Dobra, zadecydowane – zawołała Kendra, tym samym przerywając moją rozmowę z Jamesem. – Idziemy na żywioł, bo nie mamy żadnych wskazówek.
– I to się nazywa rozwiązanie sprawy. – mruknęłam, idąc do domku.
************
Przed snem spakowałam się. Do mojego zielonego plecaka włożyłam swoją ulubioną sukienkę, podkoszulek, legginsy, żółtą spódniczkę, sweterek i kapelusz. Noc była ciemna. Spojrzałam w okno i po policzku spłynęła mi łza. Nie chciałam iść na misję. Zapatrzona w gwiazdy, usiadłam na łóżku. Zaczęłam miąć skrawek moich spódnico-spodni. Niebo rozdarła błyskawica. Wzdrygnęłam się. Nie lubiłam burz. Gdy byłam mała zawsze się ich bałam. Nawet wtedy, gdy siedziałam na łóżku, czułam, że w głębi mnie kryje się ta wystraszona, mała Cassandra.
Przypomniała mi się jedna z nocy, kiedy to jeszcze tolerowaliśmy się z tatą. Siedziłam mu na kolanach. Waliły pioruny, wiał głośny i ostry wiatr. Wtulona w ojca, drżałam cała. Bałam się, że w pewnym momencie błyskawica wpadnie do domu. A mój tata głaskał mnie delikatnie po główce, szeptając uspokajające słowa do mojego ucha. Byliśmy wtedy tacy zgodni… ale on musiał to zepsuć przez moją macochę. Znienawidziłam go. Za to, jak się do mnie odnosił. Że traktował mnie chłodniej niż kiedyś…
Nawet nie wiedziałam kiedy, a już leżałam na łóżku i spałam.
************
Obudził mnie dźwięk konchy. Wstałam, przecierając oczy. Dziś mieliśmy wyruszyć. O bogowie… Bałam się. Bardzo. Strasznie. Nie umiałam opanować drżenia mojego ciała. Każda cząsteczka organizmu odmawiała kategorycznie pójścia na misję. Najchętniej wtedy położyłabym się i schowała głowę pod poduszkę. Ale nie mogłam. Postawiono mnie przed faktem dokonanym, można by powiedzieć. Wczoraj jeszcze tak tego nie czułam. Oszołomienie po usłyszeniu przepowiedni i rozmowa z Temidą przeważyła nad strachem. Byłam wtedy zbyt zaskoczona, by się bać. Teraz ta obawa uderzyła we mnie z całym impetem. Usłyszałam pukanie do drzwi. Szybko poszłam do łazienki i przebrałam się w wygodną, fioletową spódnicę i żółtą bluzkę. Włosy spięłam w kucyka i spinką upięłam wysoko na głowie. Wzięłam mój plecak i wyszłam na zewnątrz. Przed moim domkiem stała Kendra. Chyba nie mogła spać. Miała cienie pod oczami. Włosy, zaplecione w warkocza, spływającego jej na prawe ramię, wymykały się z niego. Miała ze sobą granatowy plecak, zarzucony na lewą rękę. Ubrana w niebieską koszulkę i krótkie, dżinsowe spodenki, stała tam, zmęczona i wystraszona. Wiedziałam, że się boi. Widać to było w jej szarych oczach. Wyglądały jak u osaczonego i gnębionego zwierzęcia. Nie powiedziałyśmy nic. Nie zamieniłyśmy ze sobą nawet słówka. Trwałyśmy tam, w naszym wspólnym cierpieniu. W końcu Kendra odezwała się drżącym głosem:
– Chłopaki na nas czekają.
Skinęłam delikatnie głową. Ruszyłyśmy w stronę sosny Thalii
Piszcie w komentarzach, która Wam się bardziej podoba: Kendra czy Cass. Pozdrawiam!
„chodzil po pokoju” – ale oni byli pod sosna Thalii,tam raczej nie ma zadnego pokoju ;D
Ogolem bylo dobrze,wg mnie moglabys jeszcze napisac np. O reakcji innych obozowiczow,w koncu nie codziennie w Obozie zjawia sie bogini i wysyla na misje az piec osob.
Nie pomyślałam o tym, żeby napisać o reakcjach obozowiczów. Ale będę pamiętałam na przyszłość. Przepraszam za ten błąd logiczny. Byłam nieco zdekoncentrowana, bo miałam wczoraj, gdy to pisałam, ważne przedstawienie, a jednocześnie wenę. Trzeba było wykorzystać :-D. A te pięć osób jest mi baaaardzo potrzebne. No i dzięki za komentarz 😉
Hmmm, no cóż siostrzyczko stworzyłaś naprawdę różnorodnych bohaterów, więc trudno wybrać, ale chyba Kendre. Jest trochę podobna do mnie samej, więc nie wiem, czy z nią bym się dogadała, ale lubię ją. A opko naprawdę dobre. Jestem ciekawa, co dalej. Ale dodaj więcej humoru 😉
Wiem, że mało humoru, ale nie chciałam go tam okazywać, no bo załamanie misją i te sprawy 😀
Wiem, że Kendra jest bezczelna, ale nie sądzę, aby ktokolwiek wywracał oczami przed boginią, bo żeby aż tak się zachować, trzeba być po prostu głupim.
I, bogowie, czemu one tak często ryczą? Co kolejna część, to każda ma zapuchnięte oczy i „łza spływa jej po policzku”… Uczucia, uczuciami, ale nie bądźmy emosami…
Cassandra chyba bardziej przypadła mi do gustu, ale Kendra lepiej się ubiera 😀
Jak widać z twojego komentarza, Kendra jest głupia. Niekoniecznie. Można wyczuwać przeciwnika. Tam akurat mogła sobie na to pozwolić, bo Temida była dość łagodna, aczkolwiek była mowa o przecięciu mieczem. Ale nie ważne. A co do ryczenia… to sorry, ale Cass jest delikatna i ma prawo 😀 Mam taką koleżankę, która beczy z byle powodu. Ale to chyba był powód, nie? No wiesz, kilka dni po przyjściu do obozu dostajesz misję, można się załamać, zwłaszcza taka delikatna dziewczynka. Ale dziękuję za krytykę, jest mi potrzebna. A chociaż Ci się podoba?
Szczerze mówiąc było średnie. Nie działo się nic nowego, a cały rozdział można było streścić w trzech, czterech akapitach, nie porywało jakoś, więc to ominęłam i wypisałam to, co najbardziej mi się rzuciło w oczy.
Wiem, że jesteś początkująca, ale piszesz coraz lepiej i pokładam w Ciebie dużą nadzieję, więc rozumiesz, że traktuję cię dość surowo, prawda?
Bo masz potencjał 😀
Rozumiem. Ale też muszą być nieco nudniejsze rozdziały. Postaram się napisać ciekawie następną część. No i dziękuję za takie słowa, dodają mi sił 😀 Powtarzam się, ale- mam nadzieję, że się na mnie nie zawiedziesz, no bo to ty z Shays głównie dajesz mi tutaj rady.
Ale jednak czegoś nie rozumiem (mój móżdżek dopiero teraz doszedł do tego wniosku): pisałaś, żeby opka były długie, z opisami, uczuciami. Teraz piszesz, że możnaby to streścić w trzech, czterech akapitach. Starałam się tak to dłużej pociągnąć, żeby ukazać nastrój, w tym przypadku Cass. Jeśli źle to odebrałam to sorry. Napisz, czy dobrze zrozumiałam Twój komentarz 😀 Tylko się nie fochaj i nadal pomagaj mi ulepszać moje opko 😉
Chodzi mi o to, żeby bardziej ukazywać, opisywać, przeżywać ważne wydarzenia, a pakowanie się ominąć i przejść do ważniejszych wydarzeń, chociaż nie od razu. Dlatego napisałam, żeby streścić, a nie pominąć
Ja tam się Cass nie dziwię! Też bym płakała! 😀 Ja płaczę na wszystkim :p Na teledyskach na przykład…
Może dlatego bardziej polubiłam Cassandrę. Jest bardzo delikatna i dziewczęca
Cieszę się, że opko jest do przeżycia jeśli chodzi o fabułę. Od następnych rozdziałów będzie się więcej działo.