Mała dziewczynka wybuchnęła nagle głośnym, perlistym śmiechem. Wszyscy na placu zabaw odwrócili się do niej, aby zobaczyć, co ją tak rozbawiło. Widząc, kto się tak śmieje, uśmiechnęli się mimowolnie i wrócili do swoich zajęć. Jedynie pewien mężczyzna dalej wpatrywał się w złotowłosą. Huśtała się ona na huśtawce, radośnie machając nogami i co chwilę zerkając, czy aby owy mężczyzna na pewno na nią patrzy.
Arnold Weasly naprawdę kochał swoją córkę. Było to widać na pierwszy rzut oka. Nawet teraz. Patrzył na nią swoimi czekoladowymi oczami tak, jakby ujrzał Anioła. Jego czarne włosy opadały mu na czoło, a on i tak nie zwracał na to uwagi. Natomiast, bez przerwy wyginał swoje malinowe usta w szeroki uśmiech. Doskonale one współgrały z karmelową cerą. Choć należał on do grupy biznesmenów i był niezwykle szanowany, ubierał się zwyczajnie – w koszulki i jeansy. To sprawiało, że wyglądał jak najnormalniejszy ojciec. Wolał on osobiście garnitury, ale dla swojej małej Elizabeth rzuciłby się nawet w ogień, więc w czym mu przeszkadzało zmienić ubranie, aby co jakiś czas wyjść z jedynaczką na plac zabaw?
Sama Eli była zachwycona tym, że jej tatuś mógł z nią wyjść na plac zabaw. Zazwyczaj wychodziła mamusia, ale to nie to samo! Tata jej pozwalał na wszystko! Na lody w Zimę, na zjeżdżanie ze zjeżdżalni po deszczu, a nawet na wchodzenie na drzewa! Wszystkie dzieci z osiedla zazdrościły jej tak fajnego rodzica! Nawet Margaret Leen! Jej tata nigdy jej nie pozwolił wejść na drzewo! To sprawiało, że Margaret vel ,,Marchewka” była dla Eli bardzo niemiła, ale należało przecież utrzeć nosa Marchewce! Może i ona obchodziła te swoje urodzinki miesiąc przed Eli, ale na pewno nigdy nie były one tak huczne jak Weasly! Do tego była od niej brzydsza. Marchewka jak sama nazwa wskazywała miała włosy jak te warzywo, chorobliwie jasną skórę, całą usianą piegami. Eli to cieszyło, gdyż ona ze swoimi blond loczkami, niebieskimi oczami, opaloną cerą i różanymi ustami była o niebo ładniejsza!
- Uwaga! Samolot! – krzyknął pan Weasly i porwał swoją córkę w ramiona. Eli roześmiała się i zaczęła piszczeć, gdy Arnold wymyślił sobie, że zacznie ją podrzucać.
Nikt się nie spodziewał, że ich sielanka wkrótce zostanie zakłócona… .
* * * * *
Rok od tamtych wydarzeń
Eli szła energicznie trzymając swojego tatę za rękę. Byli teraz na ulicy Classy – najbardziej ruchliwej w całym mieście. Normalnie złotowłosa obawiałaby się iść po niej w południe, ale z tatusiem była bezpieczna!
- O, pan Weasly! Wieki pana nie widzieliśmy! – Eli usłyszała nieco chropowaty, niski głos za sobą. Razem z ,,panem Weasly” odwróciła się do niego.
Ujrzała chudego jak tyczkę, wysokiego mężczyznę z kapeluszem, który z pewnością zabrał Tacie Muminek! Obok niego stała niska, krępa kobieta ubrana w dziwną sukienkę z odblaskowego materiału.
- Witaj, Wiktorze. Matyldo. – Tatuś Eli grzecznie przywitał się z tym osobliwym panem, a następnie skinął głową na kobietą ubraną w odblaski.
- To twoja córeczka? Śliczna, ale wcale niepodobna! – zawołała Matylda.
- Czy to, aby na pewno twoje dziecko, Arnoldzie? Nie ma z ciebie chyba nic. – Wiktor ujął w swoje kościste palce podbródek Eli, zmuszając ją przy tym, aby podniosła swoją szczupłą twarzyczkę.
- Tak, to moja córka. Teraz przepraszam, ale się śpieszę. – warknął ostro Arnold i nie czekając na odpowiedź poszedł dalej z Eli, która nie zdążyła nawet się pożegnać.
* * * * * *
3 lata od tamtego spotkania
Eli biegła po szarym chodniku. Jej złote loki wirowały na wietrze, a policzki oblał delikatny rumieniec. Niebieskie oczy śmiały się do każdego. Idealna figura dziewczynki z ładnymi wcięciami sprawiała, że niejedna osoba myślał, że jest ona modelką. A niedawno skończyła dopiero jedenaście lat! Wszyscy jej mówili, że to nadzwyczajne, iż w takim młodym wieku, tak dobrze wyglądać. Eli osobiście uważała, że to zasługa genów jej mamy. Właśnie, mama się ucieszy! Eli dostała piątkę z historii, przedmiotu, który jej najgorzej szedł. Może nawet wreszcie zgodzi się na telefon? Choć szanse są nikłe. Ale przecież tyle dziewczyn ma już telefony! Zosia, Maria, Irenka i… Marchewka! Eli nie mogła być gorsza od Marchewy! Za żadne skarby świata!
Dziewczyna dobiegła do potężnego domu. Jasne ściany mocno kontrastowały z czerwonym dachem, a ramy okien były wykonane z bukowego drewna. Na obszernym tarasie znajdowała się para leżaków oraz stoliczek. Zazwyczaj Eli zrzucała właśnie przy nim swoje nowe conversy, ale wyjątkowo dziś wbiegła od razu do domu otwierając szybko drzwi wejściowe. Nie przejmowała się tym, iż Olga, ich gosposia będzie musiała po raz kolejny pastować świerkowy parkiet. Chciała się przywitać z rodzicami i pochwalić oceną. To było na razie najważniejsze!
- Co wy mówicie! To nie może być prawda! Kłamiecie! – usłyszała krzyk swojego taty. Ale jej tata nigdy nie krzyczał. Eli zdębiała.
- Przykro mi. Musi się pan z tym pogodzić. – usłyszała nieznajomy głos.
Niczym huragan wpadła do salonu. Kolorowe obrazy, wazony i drogi dywan zdawały się dziś dziwnie wyblakłe. Nawet pomarańczowe ściany miały jakiś bledszy kolor. ,,To chyba od zdenerwowania” – przemknęło jej w myśli.
Eli ujrzała w swoim salonie dwójkę nieznajomych. Wysportowanego chłopaka o czarnych włosach i zielonych, pięknych oczach oraz ładną blondynkę z szarymi oczami. Sama blondyna nie wydawała się za miła. Co innego chłopak – był jak z sennych marzeń Eli.
- Co się stało? – spytała Eli.
- Jedziesz na obóz. – oświadczyła słabo jej mama. Bursztynowe oczy pani Dory Weasly były zapłakane, a dolna warga pomalowana czerwoną szminką drżała informując o tym, iż w każdej chwili może się rozpłakać. Czekoladowe loki kobiety były ułożone w całkowitym nieładzie. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
Eli podeszła niepewnie do mamy, która siedziała na czarnej kanapie. Zazwyczaj uśmiechnięta, dziś była smutna. To sprawiło, że coś wbiło się w serce niebieskookiej.
- Jeśli nie chcesz, nie muszę jechać. – rzekła do niej. Zawsze marzyła o tym, aby pojechać na jakiś obóz. Ale skoro mama tak reagowała, Eli mogła przeżyć to, iż nie pojedzie.
- Jedziesz. – rozkazała mama i wybuchnęła płaczem. Eli spojrzała nieśmiało na tatę. Był śmiertelnie blady i od kiedy weszła, nic nie mówił. Uśmiechnęła się lekko do niego.
Pierwszy raz nie odpowiedział jej tym samym.
* * * * * *
2 lata później od informacji o obozie
Eli siedziała jak na szpilkach razem z Ojcem w samochodzie. Właśnie po raz drugi wracała z niego. Obozu Półkrwi. Z najlepszym miejsca, gdziekolwiek była! Bo, gdzie indziej biegasz z nimfami, podkradasz pod nosem boga, truskawki, śpiewasz denne utwory przy ognisku, czy ćwiczysz szermierkę albo strzelanie z łuku? No, właśnie.
Eli z tych wakacji miała mnóstwo kolejnych pamiątek. Naszyjnik z koralikami, zdjęcia… . Udało jej się pobić nawet rekord Will”a w rzutach do kosza! Choć oboje są dziećmi Apolla, to Will lepiej strzelał z łuku, a Eli lepiej rzucała do kosza. Kiedy złotowłosa pomyślała o minie swojego brata, gdy wygrała z nim mecz, uśmiechnęła się. Zauważył to Ojciec.
- Po co się tak głupio szczerzysz? – syknął. Eli nie odpowiedziała, tylko schyliła głowę ze skruchą.
- Słyszysz, co do ciebie mówię? – zapytał ostro. Kiedy nie usłyszał odpowiedzi, uderzył Eli w policzek. Ból był mocny, ale bywało gorzej, więc Eli nie wzruszyło to. Od kiedy okazało się, że ON nie jest jej ojcem, była to codzienność. Bił ją i matkę. Eli wierzyła, że ON był po prostu zbyt przytłoczony tą informacją. Starała się go usprawiedliwiać przed samą sobą.
Ale już powoli nie starczyło jej pomysłów.
* * * * * *
7 lat później
Elizabeth stała nad grobem JEGO. Kogoś, kogo wszyscy uważali za najwspanialszego. Na Hadesa, czy oni wiedzieli jak się mylą?!
To był potwór. Gorszy nawet od Minotaura. Zamiast sobie ćwiczyć jogę, aby się odstresować, bił ją i matkę. Godne pożałowania.
Pamiętała jak wygłaszał tą ,,prawdziwą”, wzruszającą mowę na pogrzebie mamy. Mówił, że nie wie, czemu popełniła samobójstwo. Debil, wiedział to, aż za dobrze.
Może, gdyby nie trafiła do obozu, wszystko byłoby inaczej. Albo nie. Jego natura z czasem i tak by się ujawniła.
Elizabeth żałowała jednego.
Tego, że nie zdążyła mu dać listu.
Ojcze!
Przepraszam.
Za wszystkie niemiłe słowa.
Przepraszam za wszystkie kłótnie.
Przepraszam za siebie.
Po prostu przepraszam.
Przepraszam.
Siedziałam sama w swoim pokoju. W akademiku. Pisałam do Ciebie karteczkę. Szkoda, że jej nie przeczytasz. Chciałabym, żebyś wiedział, że nie obwiniam Ciebie. To ja zniszczyłam Twoje doskonałe życie. Tym, że się urodziłam jako nie Twoje dziecko.
Może gdybym nie trawiła do tego obozy, byłoby dobrze?
Jak to się stało, że się od siebie tak oddaliliśmy?
Dokładnie nie wiem.
Wszystko chyba zaczęło się po tym jak się okazało, że moim biologicznym ojcem jest Apollo.
Byłeś wściekły na mamę. ,,Jak mogła, to zrobić?” – myślałeś.
Sam nie byłeś lepszy.
Uciekałeś się do przemocy, nie tyle fizycznej, co psychicznej.
Jestem ciekawa, czy patrzysz na mnie z góry?
Czy jesteś ze mnie dumny?
Możliwe.
Ale raczej się mnie wstydzisz.
Tak jak kiedyś, gdy trafiłam do Obozu Herosów.
Pisząc tą karteczkę słucham tego okropnego młodzieńczego łomotu.
Dokładniej Christiany Aguilery ,,Hurt”.
Ta piosenka świetnie oddaje moją sytuacje.
Ale ja nie chcę Cię więcej widzieć.
Nienawidzę cię.
Ale Cię przepraszam.
Za wszystko.
Za krzyki.
Za płacz.
Za obraźliwe słowa pod Twoim adresem.
,,Nigdy nie byłam najlepszą córką” – mówiłeś.
Ty natomiast nie byłeś najlepszym ojcem.
Świetnie do siebie pasujemy, no nie?
Cierpię słysząc, że ludzie ciebie żałują.
Ja jedynie smucę się dlatego, że przed Twoją śmiercią nie zdążyłam roześmiać Ci się w twarz.
Pójdziesz do piekła.
Za znęcanie się nade mną i mamą.
Czy już ci mówiłam, że Cię nienawidzę?
Chyba tak.
Powtórzę to.
Nienawidzę cię.
Pięknie to brzmi.
Jeszcze lepiej brzmi informacja o Twoim zgonie.
Dziękuję tym na górze, że Cię zabrali.
Ale ja też nie jestem święta.
Oboje będziemy się smażyć w piekle.
Czemu nie?
Mam nadzieje, że może pozwolą mi się przyglądać jak Cię torturują.
Byłoby fajnie.
Cieszę się, że nie żyjesz.
Ale przepraszam Cię.
Za to, że życzyłam sobie wielokrotnie Twojej śmierci.
Elizabeth Weasly
Twoja nienawidząca Cię córka
„niejedna osoba myślał – myślała
„w takim młodym” – lepiej pasuje tak
„Z najlepszym miejsca, gdziekolwiek była” – niezrozumiałe. Chyba chodziło o Z najlepszego miejsca w jakim (kiedykolwiek) byłam
„podkradasz pod nosem boga, truskawki” – niepotrzebny przecinek
„Nigdy nie byłam najlepszą córką” – mówiłeś” – (jakby jej ojciec był tą córką xD) byłaś
Na początku dzięki za dydyczkę. Teraz jest wszystko wyjaśnione czarno na białym i wiemy dlaczego go tak nienawidziła. Nawet gdybyś dodała sam poprawiony list to byśmy zrozumieli, ale fajnie że wysłałaś także opko. Gdy skończyłam czytać to rozmyślałam nad tym dlaczego nie została z obozie jako całoroczna, ale potem pomyślałam o matce. Dopowiedziałam sobie, że dziewczyna dzielnie jej broniła przed ojcem i Elizabeth ma już u mnie plakietkę „heroiczna heroska”. Tak czy siak całkiem mi się podobało.
Pozdrawiam 😉
Wreszcie wiadomo? To gites. A z tym dopowiedzeniem, to identycznie wykombinowałaś jak ja ^^
Nabrało sensu 😉 Mnie osobiście się podobało, nawet tych literówek nie było widać, bo się wczułam 😀
Pisz więcej siostruś :-*
Oj, oj olać literowy 😉 A przez trochę czasu chyba nie będę pisać, bo zakończenie roku i w ogóle.
Błędy:
– Powtórzenia.
– Urwane zdanie zawiera trzy, a nie cztery kropki.
– Raz zapomniałaś o napisaniu „Cię” z dużej litery.
– Dwa razy pogubiłaś końcówki w słowie.
– Gdzieś zabrakło dwóch, czy trzech przecinków.
A opko? Początek jakoś bardzo mnie nie wciągnął, przyznać muszę. Ale to „7 lat później”… To było coś :D. Pochłonęło mnie *.*
Oryginału „Przepraszam” jeszcze nie czytałam, ale z wielką chęcią to zrobię :]
Oryginał jest średni i to jest lepsze. Z tymi błędami, to się cieszę, że nie popełniałam, żadnej gafy ortograficznej 😉 Ten początek, co prawda nie był najlepsza, ale musiałam go napisać, żeby pokazać początkowe relacje 😉
Niewiele mogę powiedzieć ponad to, że teraz dużo łatwiej wszystko ogarnąć 😀
wiem i się cieszę, że wreszcie wszyscy, wszystko skumali 😉
Ach, jak zwykle błędy wypisane przede mną 😀
Nabrało sensu, jest rozumnie i bardzo dobrze 😉
Musisz zacząć wcześniej wchodzić na RR, inaczej już nigdy nie wypiszesz mi błędów. Jaka ja optymistyczna ^^