~*~
Uwaga, uwaga! Rozpoczynamy ogłoszenia parafialne…
Ale tak już zupełnie poważnie- ogłoszenia:
1. Proszę o łaskawe wybaczenie Melie z powodu mojego romansidła. Nic nie poradzę, kiedy pisałam poprzednią część byłam chora, tutaj zaznaczę, że otrzymałam zakaz opuszczania łóżka, i jedyne co miałam pod ręką to romanse mojej siostry. Brr!
2. Z powodu skandalicznie krótkiej części poprzedniej natychmiast wzięłam się do pisania i wystukałam troszkę więcej teksu.
3. Z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy ( mam nadzieję, że i tym razem nie pozwalam czytelników z krzeseł błędami i zmianami czasu).
4. Dedykacja. Tym razem dedykuje to kilku osobom, których miniaturki mnie dosłownie ,,powaliły na ziemię”. Dla Lissa_22 za ,, Ostatni list”, Chione za ,, Gehenne”, Annabeth2000 za ,, wierzbę”, Snakix (rozbawiasz jak nikt inny) oraz wielu innym, których jeszcze nie wymieniłam.
~*~
ROZDZIAŁ III
Kurcze…
Nie sądziłam, że tak czuje się osoba
po bliskim spotkaniu ze ścianą!
– Otwórz oczy!- usłyszałam ciepły głos Nico.
Niepewnie podniosłam powieki. Byliśmy w lesie. Spojrzałam na niego wściekła i mocno uderzyłam go w nos. Usłyszałam ciche chrupnięcie.
Ha!
Ma się tego cela!
– Za co? – spytał mnie zdziwiony.
-Jeszcze się pytasz? Człowieku! TY WBIEGŁEŚ W ŚCIANĘ! – wydarłam się na niego.
-Spokojnie! Chciałem ci pokazać, że to prawda.- powiedział ocierając krew.- Jako syn Hadesa mogę podróżować cieniem.
– Dobra, już ci wierzę- westchnęłam.-Ale następnym razem, jak będziesz miał ochotę w coś wbiec, to mnie uprzedź.
– Z przyjemnością, Jaśnie Pani – powiedział, kłaniając się w pół.
– Zasmucę cię, z sarkazmem ci nie do twarzy. A teraz, udziel mi jakiejś aktualnej informacji. Gdzie się znajdujemy?
– W lesie.
-Nie no, odkryłeś to po tych drzewach czy po tej tabliczce?- spytałam, wskazując na zagrzebaną lekko w ziemi tabliczkę ,, Zakaz wchodzenia do lasu!”.
-Jesteśmy w Obozie Herosów, to miejsce gdzie ktoś taki jak ja czy ty może czuć się bezpiecznie.
-Zaraz! Chwila! Stop! Ja jestem herosem ?!
-Tak, inaczej byś tu nie weszła.- odpowiedział z szelmowskim uśmieszkiem.- Żaden śmiertelnik nie może tu wejść.
– Nie szczerz tak tych zębiszczów, bo ci kilka za chwilę wybije.- groziłam mu wściekła.
– Wracasz do zdrowia- mruknął. – Choć już i tak się spóźniliśmy na ognisko, ale jak się pospieszymy, to może twój boski rodzic cię uzna…
-Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.- przerywałam mu z ironicznym uśmiechem i ruszyłam w las.
*****
Po dwudziestu minutach ,,spacerku” po lesie ( czytaj- Nico dawał do przodu jakby się gdzieś paliło, a ja oczywiście jak głupia biegłam za nim) wyszliśmy na rozległą polanę. W oddali dostrzegłam wielkie ognisko, a wokół niego dzieci w różnym wieku śmiejące się i śpiewające obozowe piosenki, nieopodal nich siedział jakiś starszy pulchny pan (może to opiekun?) i… centaur?
Juhu! Pierwsze mityczne stworzenie zaliczone.
I co, dostanę jakąś nagrodę,
a może mam wskoczyć na jego grzbiet
i pogalopować w stronę zachodzącego słońca?
Nico wziął mnie z rękę i wprowadził w krąg światła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszyscy umilkli, a na spotkanie nam przygalopował centaur.
HALO!
Czy tylko mnie to dziwi?
Halooo!
Ziemia do Alessy!
Przed tobą stoi mityczny stwór.
-Witaj Chejronie!- usłyszałam obok siebie głos Nico- Przyprowadziłem nowego herosa. To Alessandra Buio z…
Ale ja go już nie słuchałam, gdyż w tej samej chwili próbowałam powstrzymać gniew, gdy obok siebie usłyszałam głos domniemanego opiekuna.
-Kolejna przybłęda. – westchnął.
Powoli odwróciłam się w jego stronę, a moje oczy zabłysły gniewem.
– Co pan powiedział?- zapytałam lodowatym tonem.
-Słucham? -oburknął.-Ja nic nie mówiłem.- odpowiedział mi ze wzgardliwym spojrzeniem i wrócił do picia swojej coli.
-Tylko tchórz szepcze za plecami.- powiedziałam rzucając mu zawistne spojrzenie.-
Można przecież zawsze udać, że rzucony w nas kamień chybił celu. I tylko nocą, gdy zostajemy sami ze sobą, a nasi bliscy smacznie śpią, tylko nocą możemy w ciszy zapłakać. Czyż nie?- trajkotałam jak najęta.
Czy ja właśnie zacytowałam jakiegoś…?
Ach!
Na dziurawe gacie Hadesa!
JA CYTOWAŁAM.
Ciekawe tylko kogo?
Nagle w mym umyśle samoistnie pojawiła się odpowiedź –Paulo Coelho ,, Demon i Panna Prym”. W ułam ku sekundy poznałam cały utwór, lecz pomimo ogromnego zaskoczenia do rzeczywistości przywróciły mnie czyjeś krzyki.
– Co takiego? Ty śmiesz nazywać mnie tchórzem?- krzyczał jak opętany. – Jestem Dionizosem! Dionizosem, a ty mnie popamiętasz!
Wtem z ziemi wyrosły pędy winorośli i zaczęły mnie oplatać w ciasny kokon, odbierając mi dech. Próbowałam się wyrwać, lecz bezskutecznie.
Zamknięta w kokonie, słyszałam jak Nico, centaur- Chejron i inni próbowali mnie stąd wydostać. Odgłosy cięcia i swąd płomieni uświadomiły mi, że oni nie zdążą mi pomóc. Zanim to zrobią będę już martwa. Mogłam liczyć tylko na siebie. Mimo obezwładniającego lęku, mój umysł pracował gorączkowo.
Pomyślmy, skoro Nico jako syn Hadesa potrafi podróżować cieniem,
to może ja jako czyjaś córka również potrafię coś, co mogło by mnie uratować.
Co odziedziczyłam po moim boskim rodzicu?
Nico jest mroczny jak Hades, a ja?
Jestem przecież tak do niego podobna.
Nie! Moim ojcem nie może być Hades!
Nie widuje duchów czy zjaw, nie miewam zbyt często ochoty kogoś ukatrupić, nie wyczuwam śmierci czy innego badziewia, więc nie Hades.
No, ale kto?
Jakie mam talenty?
Jestem wysportowana, nieźle strzelam z łuku i władam mieczem,
[Ach! Wspomnienia – nie ma to jak znienawidzony średniowieczny nauczyciel wychowania fizycznego!]
lubię sztukę- muzyka mnie uspokaja, całkiem ładnie maluję, no dobra, genialnie maluję….
Więc moim boskim rodzicem może być…. APOLLO?!
Ale co mi to daje?
Wiem, kto jest moim potencjalnym ojcem, i co?
Zaśpiewam kokonowi?
Zrobię na nim graffiti w stylu Matejki od wewnątrz?
To co? Może cud nad Wisłą?
Zachichotałam, gdy tylko ujrzałam oczyma wyobraźni minę herosów po otwarciu kokona. Uch! W dodatku zniszczyliby tym samym moje dzieło.
Ja ZACHICHOTAŁAM?
Z moim mózgiem jest co raz gorzej z braku tlenu.
Zachichotałam jak jakaś…
Blondynka?!
Brr!
Co więc uczynić?
W sumie mogę się do niego pomodlić.
Co mi szkodzi? I tak się uduszę!
-Apollinie, proszę pomóż mi- szepnęłam zużywając ostatnią resztkę powietrza.
Wtedy zdarzyło się coś nie oczekiwanego. Jakby czas się zatrzymał. Przerwał swój nieustający bieg. Lecz mimo to czułam jak życie wymykało mi się.
Poczułam wewnętrzne ciepło, jakby ogień czy własne słońce. Spróbowałam się na nim skupić i okiełznać. Czułam jak płuca mi płoną, domagając się świeżego powietrza. Ostatkiem sił uwolniłam zgromadzoną energię, która od wewnątrz rozsadziła kokon. Upadłam zemdlona na trawę, a z ust moich wydobyło się ciche, żałosne rzężenie. Usłyszałam kroki i poczułam jak ktoś pomaga mi usiąść.
-Jak to zrobiłaś?- usłyszałam Nico z nutką podziwu w głosie.- Dziewczyno, aż ci wargi pobielały! Spokojnie! Oddychaj!
-Nico, zabierz ją do szpitala- Usłyszałam nad sobą głos Chejrona.
-Nie trzeba.- Powiedziałam, powoli podnosząc się z ziemi.- Nic mi nie jest.
W miarę jak głęboko oddychałam, wracał mi naturalny kolor twarzy, oczy natomiast traciły błędny wyraz.
-Skoro tak mówisz.-Rzekł i zwrócił się do Dionizosa.- Panie D., nie wolno się panu targać na zdrowie i życie obozowiczów. Mamy szczęście, że nowej udało się wydostać z winorośli bez uszczerbku na zdrowiu…
Ale ja ich nie słuchałam. W tłumie zdziwionych i oniemiałych obozowiczów dostrzegłam mojego brata. Biegł do mnie, a ja poczułam, jak drżały mi kolana pod wpływem emocji. Nico starał się mnie podtrzymać, ale wyrywałam mu się.
-Alessandro!- krzyknęłam, rzucając się w braterskie objęcia. Kolana się pod nami ugięły i usiedliśmy na ziemi zamknięci w uścisku.
-Ty naprawdę ty, Alessandro.- szeptał raz po raz wtulony we mnie.
-To ja Sandro, nareszcie cię odnalazłam.- szepnęłam gładząc jego złote włosy. Nie liczyło się już nic więcej, tylko mój brat.
Wtem usłyszałam okrzyk zdziwienia i szczęk broni. Podniosłam wzrok. Obok ogniska stał mężczyzna w czerni, upiór nocy, tajemniczy cień. Poczułam jak Sandro wypuścił mnie z uścisku i zasłonił mnie własnym ciałem z nagim mieczem w dłoni. Lecz ja wciąż klęczałam, zbyt przerażona żeby się poruszyć. Skuliłam się za moim bratem. Krew odpłynęła mi z twarzy, a lęk chwycił za gardło pobudzając wszystkie zmysły. Moje ciało było jak napięta struna. Miałam w sobie siłę.
Wstała i wyciągnęłam sztylet z buta. Wyszłam na przeciw upiora, odtrącając obozowiczów.
-Nie pozwolę Ci ich skrzywdzić. To po mnie przyszedłeś.- powiedziałam pewnym głosem.
Czułam na sobie jego badawcze spojrzenie. Nagle, szybkim ruchem zrzucił z siebie płaszcz. Przede mną stał wysoki, wysportowany, przystojny mężczyzna bardzo podobny do Alessandra.
To mój ojciec.
Pod wpływem impulsu skłoniłam się.
-Witaj, Apollinie!
-Zamilcz, córko! Jak śmiesz mi się sprzeciwiać!
-Nie wiem o czym mówisz- odparłam zmieszana, spuszczając głowę.
-A ty, synu, czy ty również nie wiesz o czym mówię?
Sandro powoli wystąpił z tłumu klęczących herosów, satyrów i innych stworzeń ( Ile ich tu jest? Co oni zbierają cyrk, czy jak? Gdzie nie spojrzysz tylko coś dziwniejszego.) Ukłonił się przed ojcem i uklękną obok mnie.
-Nie wiem, ojcze.- Odparł.
-Więc co to jest?- Zapytał gniewnie.
Przed nami pojawiły się identyczne, choć różne prezenty. Przede mną znajdowały się czarna róża i amarantowa koperta, a przed Sandrem złota róża i koperta.
– Nie otworzyłam koperty, ojcze. – stwierdziłam z ulgą -Nie miałam na to czasu.
– Ja też nie otwierałem listu.- poparł mnie Sandro.
– Naprawdę?- zapytał Apollo, a jego twarz stopniowo rozpogadzała się, gdy rozważał nasze słowa. – A więc tak – powiedział po kilku minutach- Mam do za komunikowania wam trzy rzeczy.
Po pierwsze Alessandro, Alessandrze uznaje was jako moje dzieci.
Gdy tylko wypowiedział te słowa nad naszymi głowami rozbłysły znaki Apolla, lecz stało się coś dziwnego. Znak Sandra był jasny niczym słońce, a mój był czarny. Wśród herosów przebieg pomruk zdziwienia.
– Cisza!- powiedział donośnym głosem Apollo, a wszyscy umilkli. – Po drugie mam wam do powiedzenia zapewne smutną nowinę…. Powiem wprost. Nie wolno wam się do siebie zbliżać.
– Ale dlaczego? – wyrwał mi się okrzyk zdziwienia.
– Dzieci. Wiele lat temu ujrzałem przepowiednię…
– Jaką?
– Czy ktoś ci mówił jak bardzo jesteś irytująca. – westchnął Sandro, rozbawiając tym samym najbliżej klęczących herosów.- To jest bóg.
-I?
– Apollo.
– Alessandra, miło mi.
-Siostra…- warknął poirytowany.
– Nieee!
-Co?
– Myślałam, że odgrywamy scenę dowiadywania się Lucka, że Lord Vader jest jego ojcem., a on jego synem… w zasadzie to córką. Mała różnica.
– Że co?!
– Co Lucka w spódnicy nigdy nie widziałeś? Zresztą to nie taki wielki obciach jak Vader w twoim wykonaniu…
-Ty mała…- syknął.
– Trochę szacunku. Jestem twoją siostrą bliźniaczką starszą o sześć minut, wiec to ty jesteś knypkiem Vadeczku- droczyłam się dalej, jak za dawnych dobrych czasów, z bratem.
– Dzieci, proszę. Marnujemy się czas- westchnął ciężko Chejron. Apollo rzucił mu spojrzenie pełne wdzięczności i kontynuował swój wywód.
– Alessandro, czy pamiętasz swoje sny?
-Tak, ojcze. – powiedziałam, lekko speszona ciekawskimi spojrzeniami obozowiczów .-Śnią mi się od trzech lat. Jakże miałabym ich nie pamiętać?
– Alessandro, to ja ci je przysłałem.- rzekł, a niebo przeszyła błyskawica.- Zeus nie jest tym zachwycony, ale musiałem ci je pokazać, abyś zrozumiała. Twój koszmar to jedna z możliwych wizji waszej przyszłości. – mówił, przyglądając się to mi to mojemu bratu.- Jeśli pozostaniecie razem, ty będziesz tą dziewczynką.
Spuściłam głowę, rozważając jego słowa.
-Kochanie.- usłyszałam jego głos i ciche kroki.
– To dlatego Sandro trafił do obozu. – uświadomiłam sobie.
– Tak, i dlatego też ty pozostałaś w sierocińcu. To było niebezpieczne, pozostawienie cię tam bez treningu, ale nie miałem wyboru.
-Więc dlaczego pozwoliłeś by Nico mnie tu zabrał?
– Powiem ci więcej, sam podsunąłem ten pomysł twemu bratu, a on poprosił Nico, ale mój czas tutaj się kończy.- powiedział i odwrócił się do pozostałych herosów z Chejronem na czele.
– Za ponad miesiąc, w dniu letniego przesilenia, na Olimpie odbędzie się narada. Nico wraz z moimi dziećmi ma przybyć tam na czas i towarzyszyć olimpijczykom. Do tego czasu – rzekł na powrót zwracając się do mnie.- możesz pozostać z bratem na obozie. Po naradzie, Alessandro, wrócisz do sierocińca, ale póki co, jako moje dzieci, zamieszkacie w moim domku. Czekają już tam na was pokoje. Przez ten czas ćwiczcie ciężko.
I już zamierzał odejść, lecz zatrzymał się, odwrócił i rzekł:
– Zawsze mierz się ze swoimi lękami, Alessandro! To ty dajesz moc demonom, które zwalczasz. A przecież w życiu istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca. Czyż nie?
Po tych słowach rozpłynął się jak kamfora.
*****
Stałam tam jak słup soli, wpatrzona w pustkę, gdzie przed chwilą stał mój ojciec.
Wtem poczułam czyjąś dłoń na mym ramieniu. Zwróciłam swe spojrzenie na mojego brata, który z naszymi różami i listami, stał obok mnie.
– Chodź.- rzekł prawie szeptem.
Nie sprzeciwiałam mu się. Byłam fizycznie i psychicznie wykończona. Powoli powlokłam się za nim do Chejrona, który próbował odesłać wszystkich herosów do domków. Postanowiliśmy zaczekać. Usiedliśmy pod jakimś drzewem. Sandro objął mnie ramieniem i szeptał- o sobie, o obozie, o mitycznym świecie… Lecz ja słyszałam go, jakby wszystkie dźwięki docierały do mnie z daleka. Mój niewidzący wzrok obserwował obóz szykujący się do snu.
Po kilku minutach z Chejronem pozostała już tylko jedna dziewczyna. Oboje spoglądali na nas wyczekująco. Wstaliśmy i podeszliśmy do nich.
– To drużynowa domku Apollina- Meruit – przedstawił nam ją.- Zaprowadzi was do waszych pokoi. Alex, jutro po ćwiczeniach przyjdź ze swoją siostrą do mnie.
– Dobrze, Chejronie. Przyjdziemy.- odparł Sandro.
– Dobrej nocy, dzieci! – rzucił i nie czekając na odpowiedź pogalopował.
– Chodźcie!- zawołała Meruit.- Teraz jesteśmy rodzeństwem. Ha, ha! wiedziałam, że ojciec dziś uzna dwójkę nowych.- oświadczyła zmęczonym głosem.- Tak w ogóle możecie mi mówić Mer.
Dopiero teraz mogłam się jej lepiej przyjrzeć. Mer była wysoka i wysportowana. Jej porcelanową twarzyczkę o regularnych rysach okalały złote loki. W miodowych oczach skrzyły się żywe iskierki rozbawienia, choć widziałam w nich również głęboko skrywaną melancholię.
Nagle gwałtownie się zatrzymała z niemym krzykiem na ustach. Zdziwiona podążyłam za jej wzrokiem, po czym wymknął mi się cichy okrzyk radości. Przed domkiem, do którego prowadziła nas Mir, ujrzałam moich leśnych przyjaciół. Na mój widok podnieśli się, czekając, aż ich przywołam. Opanowując wzruszenie podeszłam do nich cicho nawołując. W jednej chwili zostałam zwalona z nóg i przygnieciona do ziemi przez Light. Delikatnie zrzuciłam ją z siebie i usiadłam zagarniając ją do siebie. Bez sprzeciwu godziłam się na moje pieszczoty.
– Mir, czy mogła bym zabrać je do swojego pokoju? –spytałam.
– To są www… will…wilki
-Tak, ale nie zrobią wam krzywdy.- obiecałam – Mogę?
– Jeśli sądzisz, że nie zrobią nikomu krzywdy i nie zdemolują domku to …
-Dziękuję! Obiecuję ci, że nie.- powiedziałam, ujmując ją za rękę i ciągnąc w stronę schodków.
Mir po cichu wprowadziła nas do domku, ponieważ większość naszego nowego rodzeństwa już spała. Zrobiła to tak szybko, że nie zdążyłam obejrzeć wnętrza, a już potykając się o różne instrumenty, żegnałam się z Sandrem, życząc mu dobrej nocy.
Wpuściłam do pokoju wilki i bezgłośnie zamknęłam drzwi. Wyczerpana po ciemku znalazłam łóżko, jednocześnie potykając się o coś co wydało się być moją torbą, i padłam na pościel, natychmiast zapadając w niespokojny sen.
Opko bardzo fajne, chociaż i tak wolę pierwszą część, która wyszła Ci najlepiej. Trochę się nie mogłam połapać w dialogach przy ognisku od kiedy zobaczyli Apolla. Poza tym Apollo powiedział, że im nie wolno się do siebie zbliżać, a napisałaś: ,,Usiedliśmy pod jakimś drzewem. Sandro >objął mnie ramieniem< i szeptał…". Przecież ona wtedy była blisko niego! (Chyba że nie o to chodziło.)
Nie wolno im ze sobą przebywać przez dłuższy okres czasu, czyli nie mogli ze sobą dorastać ani mieszkać razem ( we Włoszech musieliby przebywać w jednym budynku, pomieszczeniu np. jadalni, salonie oraz chodzić do jednej szkoły/ klasy). Chwilowy, krótkotrwały kontakt nie był niebezpieczny.
kurcze – kurczę
Czy nie uważasz, że po złamaniu nosa Nico powinien na przykład, no nie wiem… WKURZYĆ SIĘ CZY JĘKNĄĆ Z BÓLU?!
bo ci kilka za chwilę wybije – wybiję. Czasowniki w pierwszej osobie zapisujemy z końcówką „ę”.
Zachichotałam jak jakaś…
Blondynka?! – brzmi, jakby tylko blondynki potrafiły/mogły chichotać. Oj, nie podoba mi się takie ocenianie po pozorach.
uklękną obok mnie. – uklęknął
-Nie wiem, ojcze.- Odparł.
-Więc co to jest?- Zapytał gniewnie. – nie potrafisz poprawnie zapisywać dialogów. Powinno to wyglądać tak:
-Nie wiem, ojcze – odparł.
– Więc co to jest? – zapytał gniewnie.
– Czy ktoś ci mówił jak bardzo jesteś irytująca. – westchnął Sandro, rozbawiając tym samym najbliżej klęczących herosów.- To jest bóg. – Zdania zaczynające się od „czy” to zawsze zdania pytające, więc:
– Czy ktoś ci mówił, jak bardzo jesteś irytująca? – zapytał Sandro…
Mylą Ci się przecinki, wciąż i wciąż!
Prawdę mówiąc, wydaje mi się, że to najlepsza scena uznania, jaką czytałam. Bez jaj, szczerze.
Z każdym opkiem idzie ci coraz lepiej, nareszcie nie było cukierkowo i, prawdę mówiąc, wciągnęłam się 😉
Wybacz Melio, że katuję cię i innych blogowiczów swoimi błędami. Wciąż staram się ich nie robić.
Co do blondynek. To tylko moje osobiste uprzedzenie.
No i jeszcze nos Nico. Uściślam. Nie został złamany, sam Nico był trochę zbyt zaskoczony, aby się choćby zezłościć.
A to z nosem to już mój błąd, myślałam, że co jak co, ale chrupnięcie i krew oznacza złamanie. Cóż, mogłam się pomylić
Ja tej części nie ogarniam… Tu jest chaos. Totalny, walący w oczy chaos. A najbardziej daje się on we znaki przy scenie z Apollem. A wiesz dlaczego tu jest ten chaos? Bo prawie nie ma opisów. Scena z Apollem – niemal sam dialog, przez to czytającemu wszystko się miesza. Do tego dochodzą błędy stylistyczne i kilka literówek. To opko jest w miarę okej, ale cóż… Poprzednia część podobała mi się bardziej. Pamiętaj, nigdy same dialogi. To opisy są najważniejszą częścią tekstu pisanego! [no chyba, że chodzi o wywiad]
Źle nie było, ale mogło być lepiej 😉
No, jest chyba dłuższe i nie jest przesłodzone, ale za to według mnie ze strony stylistycznej wygląda trochę gorzej. Zgadzam się z Chio, niezły chaos xP Trudno sie połapać przede wszystkim w tym dialogu, przez brak czasowników typu ‚powiedział’ i to, że mają niemal identyczne imiona, przy ich odmianie pojawia się straszny bałagan. Wciąż nie to, na co czekam… Opócz wymienionych błędów znalazłam jeszcze jedną pomyłkę: najpierw pisałaś ‚Mer’, a potem zaczęłaś pisać ‚Mir’.
A ten Apollo… kompletnie do siebie niepodobny, przynajmniej do riordanowskiego siebie.
Niektóre sceny i reakcje wydawały się być sztuczne. Była akcja, ale za to brakowało opisów… Musisz jeszcze trochę poświczyć pisanie, bo wciąż pojawiają się jakieś niedociągnięcia. Czekam na dopracowane i bezbłędne cd 😀
Dobra, wiem, niewiele jest osób potrafiących napisać coś bez błędów, ale postaraj się, żeby było ich mniej, ok?
Trochę z szybko i zbyt chaotycznie prowadzisz akcję. Uporządkuj to sobie w głowie, bo można mieć problemy ze znalezieniem logicznych przyczyn postępowań twoich postaci. Niektóre wątki przerzucasz zbyt pośpiesznie, nie wyjaśniasz czytelnikowi, czemu stało się tak, a nie inaczej. Pamiętaj, że to przede wszystkim my mamy to rozumieć.
Poza tym- świetne opko.