Budzę się z krzykiem zalana potem. Spoglądam na zegar. Jest północ. Znowu ten sam sen. Śni mi się on co noc od trzech lat…
Co noc ten sam dom.
Co noc ten sam strach i bezsilność.
Jeszcze nigdy nie zobaczyłam co znajduje się w tym pokoju. Zawsze budzę się nim zobaczę jego wnętrze, ale może tak jest lepiej.
Powoli podnoszę się z łóżka. Idę do łazienki. Pochylam się nad umywalką i ochlapuje twarz zimną wodą. Spoglądam w lustro. Biorę głęboki wdech i uspokajam rozszalałe serce. Dziś już na pewno nie zasnę. Jeszcze raz spoglądam na własne odbicie. Z lustra spogląda na mnie wysoka dziewczyna z kruczoczarnymi gęstymi włosami i chorobliwie bladą cerą. Jej wnikliwe stalowo szare oczy uważnie lustrują całą moją osobę.
To właśnie ja. Nazywam się Alessandra Buio* . Od ośmiu lat mieszkam w malowniczej włoskiej wsi nad Morzem Jońskim. Chodzę do tutejszej szkoły dla wyjątkowo uzdolnionych. Zapytacie pewnie czego więcej chcieć?
Powiem wam – BRATA. Osiem lat temu zabrano mi mojego brata bliźniaka. Rozdzielono nas. Jedyne co mi po nim pozostało to nasza wspólna fotografia, którą zawsze noszę w medalionie, na sercu. Zabrano go do jakiegoś obozu dla specjalnie uzdolnionych dzieci koło Nowego Jorku. Odebrano mi go tylko dlatego, bo miał ADHD i dysleksję? A ja? Co z moimi…
Uspokój się!
Biorę kilka głębokich wdechów i rozluźniam zaciśnięte dłonie. Odwracam się od lustra i wracam do sypialni. Siadam na łóżku, wyciągam medalion z rzeźbionymi fazami księżyca. Otwieram go z nabożnym szacunkiem i spoglądam na nasze zdjęcie.
Byliśmy tacy szczęśliwi, Sandro.
Czuję jak łzy zostawiają na policzkach słony ślad, gdy spoglądam na jego miodowe oczy, na jego złote włosy i olśniewający uśmiech.
Zamykam medalion, ocieram łzy i zaczynam pakować się do szkoły. Wrzucam byle jak kilka książek do torby. Czas znaleźć strój – moją maskę. Od rozstania z Sandrem noszę czarne ubrania. To moją żałoba po nim. Sama zrezygnowałam również z przyjaźni. Można by powiedzieć, że wręcz unikam ludzi. Może to i prawda. Ale czy ja potrzebuję przyjaciół i bez nich doskonale daje sobie sama radę? Czy ktokolwiek z nich…
NIE!
Weź się w garść!
Teraz jesteś tu, sama!
Idę do szafy. Wyjmuję czarne bojówki, bluzę z kapturem, tunikę moro i parę wysokich kozaków – od czasu mojego pierwszego snu, zawsze chowam w nich sztylet, który kupiłam w moje 14 urodziny. Odwracam się i kieruje w stronę łazienki.
Wtem dostrzegam jakiś czarny cień w oknie. Odwracam się gwałtownie, chwytam sztylet wypuszczając przy tym ubrania i dobiegam do otwartego okna. To wszystko trwało trzy sekundy. Ostrożnie wyglądam przez nie, lecz ten tajemniczy cień już się ulotnił zostawiając tylko na parapecie prezent dla mnie- czarną róże i list w amarantowej kopercie z moim imieniem. Zabieram je stamtąd i zamykam okno.
Kto to był? Co on tu robił?
Podglądał mnie czy co?
I o co chodzi z tą różą i listem?
Nagle z zamyślenia wyrywa mnie zegar wybijający piąta godzinie. Tak późno? Muszę się zbierać, ponieważ o 6:10 przyjedzie autobus szkolny. Później zajmę się prezentem. Wrzucam go do torby i biegnę wziąć prysznic i się przebrać. Potem omijając tabuny dzieci, zbiegam po schodach do jadalni sierocińca. Siadam na jednym z wolnych krzeseł przy wielkim stole. Szybko przygotowuję sobie drugie śniadanie, które wrzucam do torby stojącej przy krześle. Chwytam jedną bułkę i jabłko, które pakuje do mojej kurtki. Spoglądam na zegar – 5:55. Większość wychowanków sierocińca pewnie czeka już na autobus. Wstaję i po cichu opuszczam jadalnie ze swoimi rzeczami, chwytając jeszcze w biegu kiełbaskę z talerza. Wybiegam z sierocińca.
*****
Dookoła mnie roztaczają się przepiękne widoki, ale nie zwracam na nie uwagi. Mam 12 minut do autobusu, który zatrzymuje się kilometr od sierocińca, ale ja znam skrót. Obiegam mój dom i wpadam do lasu za nim.
Od zawsze słyszałam, że nie wolno chodzić po TYM LESIE, ale ja przecież nigdy nie słucham. W ciągu roku poznałam cały ten las. Znam tu każdą ścieżkę, każdą polanę, każdą jaskinię, każdy ruczaj , a nawet drzewa.
Sobie tylko znanymi ścieżkami biegnę bez wytchnienia. Cały las pogrążony jest wciąż w mroku nocy. Gdzie niegdzie widać delikatne promienie słońca, próbujące przedrzeć się przez gęste listowie drzew. Lecz wokoło panujący mrok zdaje się nie przeszkadzać mieszkańcom lasu, których miałam zaszczyt wielokrotnie obserwować. W pewnym momencie, bezgłośnie trzepocząca skrzydłami, sowa przeleciała nade mną, by schwytać w swe szpony nieostrożną mysz. Gdzie indziej w poszyciu skrobie borsuk, wracający z nocnych łowów.
Nagle do mojego korowodu dołącza mój przyjaciel Shadow i jego towarzyszka Light, zwani przeze mnie ,, strażnikami lasu”.
On- wilczur, o czarnej jak bezgwiezdna noc sierści i mało przyjacielskim charakterze, choć wobec mnie jest niczym najwierniejszy pies. Swe imię zawdzięcza umiejętności bezgłośnego skradanie się do ofiary wtapiając się w mroki lasu niczym cień.
Ona- jego wierna towarzyszka, odkąd sięgam pamięcią. Ma miodową sierść, choć czasem zdaje się być ona tak jasna, że prawie biała. Stąd jej imię. Światło- Light.
W biegu wyciągam kiełbaskę, która przełamuję na pół i ofiaruje moim towarzyszom. Przeskakuję po kamieniach rzekę, lekko niczym łania i biegnę dalej. Odwracam głowę i przystaję na chwilę. Chcę się upewnić czy wilki przeprawiły się już przez rzekę.
Wtem czuję na sobie czyjeś badawcze spojrzenie. Z duszą na ramieniu zaczynam poddawać się swojej wyobraźni. W cieniu drzew dostrzegam tajemniczą postać, upiora z nocy. Gdy tylko wiatr wprawia w ruch kępy krzewów rzucam się do ucieczki. Serce kołacze mi w piersi jak oszalałe. Nagle dostrzegam kątem oka moich wiernych przyjaciół pędzących za mną, lecz nie zwalniam. Docieram na skraj lasu. Dzienne światło razi mnie w oczy, sprawiając ból. Ignoruję go. Wchodzę w światło pozwalając wyprzeć cienie z mego umysłu. Biorę głęboki wdech i odwracam się do moich zasapanych przyjaciół. Klękam. Light podchodzi do mnie i liże delikatnie moją dłoń, przynosząc spokój i ukojenie. Przytulam ją i spuszczam głowę.
– Wybaczcie mi. Tak strasznie się bałam.- mówię, pozwalając by jedna samotna łza spłynęła po moim policzku. Zamykam oczy. Słyszę śmiech dzieci na przystanku. Muszę wstać. Zaraz przyjedzie autobus. Czuję szorstki język wycierający łzę. Otwieram oczy. To Shadow. On? Ten, który nigdy nie okazywał mi choćby odrobiny czułości? Nieśmiało uśmiecham się i gładzę jego czarną sierść.
Wstaję. Zarzucam torbę przez ramię i kieruje się w stronę przystanku. Staję obok innych i czekam, aż autobus się zatrzyma. Bez wahania wsiadam . Zajmuję miejsce za kierowcą i wyciągam moje śniadanie – bułkę i jabłko. Jeszce raz spoglądam na las, lecz widzę tam tylko moich leśnych przyjaciół. Spokojniejsza jem śniadanie przyglądając się bez zainteresowania monotonnym nadmorskim widokom za oknem, rozmyślając jakie nudy czekają mnie dziś w szkole.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam jak bardzo się pomyliłam.
*****
To już ostatnia lekcja dzisiaj. Potem do autobusu, obiad w sierocińcu i pójdę się pobawić z Shadow i Light w lesie.
Dziś do mojej klasy dołączył jakiś chłopak z wymiany. Nico, bo tak mu na imię, przyjechał z Ameryki. To szczupły nastolatek ze śmiertelnie bladą porcelanową cerą i czarnymi włosami. Jest do mnie zadziwiająco podobny, a w dodatku również ubiera się w czerń. Choć szczerze mówiąc zaintrygował mnie nie jego wygląd, lecz oczy. W nich dostrzegłam jakiś mroczny cień, sugerujący, że wiele przeszedł w swym życiu oraz że coś ukrywa.
Z zamyślenia wyrywa mnie głos mojego nauczyciela wychowania fizycznego.
– Drodzy uczniowie… oraz ty Nico -dorzucił z uśmiechem pan Johns.- dziś dla odmiany poćwiczymy łucznictwo.- rzekł pokazując sprzęt rozstawiony za szkołą.- Goście mają pierwszeństwo, więc Nico… zapraszam.
Łucznictwo? Szermierkę jeszcze rozumiem, ale łucznictwo?
To może jutro rzut włócznią? Średniowiecze już się skończyło, panie Johns.
W czasie moich, jakże inteligentnych rozmyślań, Nico bez większego problemu zdążył we wszystkie siedem tarcz wbić swoje strzały, w sam ich środek.
– Dobrze, bardzo dobrze- rzekł lekko zaskoczony pan Johns.- Widzę, że w Ameryce ćwiczycie łucznictwo – mruknął.- To może teraz Alessa? Spróbujesz?
Wzięłam łuk od mojego nauczyciela i przyjęłam postawę. Wyjęłam strzałę z kołczanu stojącego obok i założyłam na cięciwę. Naciągam i celuję. Strzelam. Sam środek. Klasa wydaje cichy pomruk podziwu. Nico występuje z tłumu i podchodzi do mnie z dziwnym błyskiem w oczach.
– Może teraz z trochę większej odległości? – szepcze podając mi jeszcze trzy strzały. Delikatnie uśmiecham się i odbieram mu strzały. Odchodzę dalej. Kątem oka dostrzegam zazdrosne spojrzenia wszystkich dziewczyn. Zatrzymuje się sto metrów od tarcz. Dwie strzały delikatnie umieszczam w cholewce buta, a trzecią przygotowuję do strzału.
Wdech– nakładam strzałę na cięciwę.
Wydech- naciągam.
Wdech- namierzam cel.
Wydech- wypuszczam strzałę.
Ponownie trafiam w sam środek. Uśmiecham się, lecz po chwili uśmiech zamiera mi na twarzy. Na dachu szkoły widzę nocnego upiora. Tajemnicza postać w czerni wnikliwie przygląda mi się. Serce zaczyna mi bić szybciej. Lęk pobudza moje ciało i zmysły. Instynktownie chwytam dwie kolejne strzały, które wypuszczam z łuku w niego, lecz żadna z nich go nie dosięga.
W ciągu ułamka sekundy znika…
*****
Po chwili podszedł do mnie nauczyciel. Wychwalał moje wrodzone umiejętności strzeleckie, a na koniec dodał wspaniałą radę- powinnam wziąć następnym razem poprawkę na wiatr, który według niego poniósł moje strzały na dach. Skinęłam głową, oddałam mu łuk i powoli powlokłam się w cień jednego z rozłożystych drzew. Siadam tam z moimi rzeczami i bezmyślnie wpatruje się w dalszą część lekcji. Nie zauważam nawet , że Nico bacznie mi się przygląda.
W mojej skołatanej głowie walczą ze sobą myśli, wątpliwości i lęki.
Oni go nie widzieli! Jak to możliwe?
Mam halucynacje, czy też teraz jawa miesza mi się ze snem?
Co się stało?
Muszę się uspokoić. Biorę kilka głębokich oddechów. Rozluźniam napięte mięśnie. Koniec lekcji.
Wstaję i powoli ruszam do autobusu stojącego przed szkołą.
Nagle czuję czyjąś dłoń na moim ramieniu. Odruchowo chwytam napastnika i przerzucam na ziemię. Klękam nad nim i przyciskam swoje kolano do jego tchawicy, wykręcając mu przy tym rękę.
A jednak nauka samoobrony w sierocińcu
i ćwiczenia na starszych chłopakach na coś się przydaje.
– To… tylko…ja- słyszę urywany głos Nico. Podnoszę się szybko i pomagam mu wstać.
– Nie powinieneś zachodzić dziewczyn od tyłu.- mówię.- Musze już iść. Do jutra! – rzucam, odchodząc.
– Zaczekaj! – woła za mną. – Ja też go widziałem!
Staję jak wryta. Gwałtownie odwracam się i dopadam do niego.
– Co takiego?- szepcze, nie ufając swojemu głosowi, ledwo utrzymując na twarzy maskę obojętności.
-Widziałem ten cień na dachu, gdy strzelałaś.- mówi, a ja czuję niewysłowioną ulgę. Zamykam oczy, chcąc ukryć cisnące mi się łzy.
– Alesso- słyszę głos Nico i czuję jego dłoń na mym ramieniu. Momentalnie otwieram oczy i rzucam mu najbardziej mordercze spojrzenie na jakie mnie stać. Natychmiast zabiera rękę.
-Alesso, posłuchaj mnie. Muszę cię stąd zabrać. Nie jesteś tu bezpieczna.
– Co takiego?- pytam zdziwiona.
-Wiem, że jest ci ciężko, ale skup się na chwilę. Mój przyjaciel Alex poprosił mnie, abym cię odnalazł i sprowadził do bezpiecznego miejsca. Chodź, musimy już iść.- mówi, chwytając mnie za rękę.
-Co ty robisz?- wyrywam mu się.- Nie pój…
Nie zdążam dokończyć zdania, ponieważ Nico sypie mi jakimś proszkiem w twarz. Po chwili tracę przytomność.
* Buio (wł.)- ciemność
Ciekawe. Córka Nyx, prawda? Bardzo lubię jej dzieci. Są świetne. A opko super. Fajnie opisane uczucia i dobry pomysł z wilkami. Jestem ciekawa, co dalej. Pisz CD!
Interesujące. Podoba mi się pomysł,wykonanie też niczego sobie. Według mnie to córka Hadesa,ale co ja tam wiem xD Nawet nie byłam pewna,czy Nyx ma dzieci :p
Ale za samą przyjaźń z wilkami już ją lubię 😀
Czy Nico nie miał oliwkowej cery? xD
Btw,jak już mówimy o Nyx, czy jej córka,Hemera, też ma śmiertelne dzieci? Nigdy nie byłam pewna, a przydałoby mi się to w opowiadaniu, które kiedyśtam napiszę xD
Niestety nikt nie ma racji. Nie jest to ani córka Nyx ani Hadesa. Dopiero w następnych rozdziałach zostanie uznana przez… ( nie zdradzę więcej szczegółów)
P.S. Proszę o komentarze i rady, które postaram się wcielić w życie, jako że jest to moje pierwsze opowiadanie.
ochlapuje – ochlapuję
czarną róże – czarną różę
piąta godzinie – piątą godzinę
i jabłko, które pakuje – które pakuję
opuszczam jadalnie – opuszczam jadalnię
liczby w tekście zapisujemy słownie
po TYM LESIE, ale ja przecież nigdy nie słucham. W ciągu roku poznałam cały ten las. – tym i ten
gdzie niegdzie – aż sprawdziłam w słowniku, pisze się „gdzieniegdzie” podobno, ja tam nie wiem 😀
Nagle do mojego korowodu dołącza mój przyjaciel Shadow – powtórzenie mojego
W biegu wyciągam kiełbaskę, która przełamuję na pół i ofiaruje moim towarzyszom. – którą i ofiaruję
masz problemy z przecinkami
Jeszce raz – jeszcze
szepcze podając mi jeszcze trzy strzały. Delikatnie uśmiecham się i odbieram mu strzały. – strzały i strzały
Zatrzymuje się sto metrów od tarcz. – zatrzymuję
Okropnie mieszasz czasy! Zaczęłaś w teraźniejszym, rozwinęłaś opko w przeszłym, a skończyłaś na teraźniejszym!
Okeej, ale co w tym Nico takiego wspaniałego, że gdy podał jej strzały, wszystkie dziewczyny paliły się z zazdrości? On jej podał STRZAŁY, a nie zrobił dziecko xD
I co ta Alessa taka płaczliwa? Lekcje się skończyły, a ona beczała już trzy razy? Rozumiem, strata po bracie, ale osiem lat? Parę miesięcy, rozumiem, rok, no ujdzie, ale osiem lat?! Coś mi tutaj nie pasuje.
Mieszasz czasy. Resztę błędów wypisała Melia. Nie czepiam się treści, bo to twoje opko. Czy ty nie czytałaś „Zwiadowców”? Bo tam był pies Shadow i tak mi się skojarzyło.
Błędy:
– Powtórzenia.
– Przejścia z czasu przeszłego na teraźniejszy, czyli dyskomfort podczas czytania.
– Liczby w tekście pisanym zapisujemy SŁOWNIE!
– Chyba dwie, albo jedna literówka.
– Zżerasz “ę“ i “ą“ na końcach wyrazów.
– Masz problemy z interpunkcją.
Ale opko oprócz tego wszystkiego jest nawet w porządku.