Hejo! Dawno mnie tu niebyło, za co Was wszystkich bardzo, bardzo, bardzo przepraszam. W każdym razie, oto dalszy ciąg Drzewa Życia. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego czytania!
Kira
Eva
Dobiegliśmy do bramy. Nastawieni na to, że będzie zamknięta, uderzyliśmy w nią z całych sił. Drzwi otworzyły się bez trudu, a my z łoskotem upadliśmy na ziemię.
– Ałł! – zawołałam, kiedy ktoś wbił mi łokieć pod żebra.
– Wybacz – powiedziała Ginny i pomogła mi wstać.
Chłopcy rozglądali się dookoła. Staliśmy na kamiennym placu, otoczonym przez wysokie mury. Po naszej lewej, prawej oraz na wprost znajdowały się szerokie schody prowadzące na wyższe piętra. Zamek wydawał się być pusty. Było tak cicho, że słyszeliśmy nasze oddechy.
– Jakoś za spokojnie tutaj – stwierdził Jamie wyciągając przed siebie miecz.
– W ogóle za łatwo nam to wszystko idzie – Misiek pokręcił z niedowierzaniem głową. – Gdzie strażnicy?! Ja chcę walczyć! – zawołał machając mieczem.
Po tych słowach pojawiły się zombiaki. Zeskoczyły z murów i cicho niczym koty, wylądowały przed nami.
– Masz co chciałeś – rzuciłam do rudzielca i wyciągnęłam łuk. Chłopak uśmiechnął się szeroko i z błyskiem w oczach natarł na najbliższe potwory. Wbił miecz w ich szare cielska, a te z jękiem osunęły się na ziemię. Jack i Jamie stali do siebie plecami i cięli ostrzami we wszystkie strony. Od czasu do czasu, syn Eteru uderzył w zombie świetlistą kulą. Razem z córką Ateny wybijałyśmy tych, którzy ciągle zeskakiwali z murów. Jeden z nich wylądował dosłownie, przed nosem Ginny. Zaskoczona dziewczyna szybkim ruchem wyciągnęła sztylet i wbiła go głęboko w klatkę piersiową potwora.
– Jest ich za dużo! – krzyknął syn Posejdona. – Tracimy tylko czas na walkę z nimi. Na mój znak biegnijcie w stronę tamtych schodów – wskazał na te po lewej. – Ja i Jamie postaramy się ich zatrzymać. Gotowi? – wszyscy skinęliśmy głowami. – Teraz!
Rzuciliśmy się do biegu. Jamie krzyknął i fala światła zalała cały dziedziniec. Jack zamknął oczy, a po chwili na placu pojawiła się woda. Chłopcy wbiegli na stopnie i syn Posejdona machnął rękami w górę. Poziom wody podniósł się gwałtownie, zalewając zombie. Chłopak opuścił ramiona, a woda opadła. Jack odetchnął i dał nam znak żebyśmy ruszali dalej.
Błądziliśmy korytarzami szukając wejścia na wieżę. Bo, do tego, że właśnie tam jest Rozi, nie mieliśmy wątpliwości. Mijaliśmy puste komnaty i ciemne sale. Jedna była cała w lustrach, a w innej walały się grube tkaniny w kolorze krwistej czerwieni.
– Dziwny gość z tego wampira – stwierdził Michael. Ginny skrzywiła się na te słowa.
– On nie jest wampirem – powiedziała z naciskiem. – One nie istnieją i wszyscy dobrze o tym wiecie – spojrzała każdemu w oczy. – Mnie bardziej intryguje ten jego pierścień.
– Właśnie, to wyglądało jakby ktoś był w nim uwięziony – zgodziłam się.
– Coś takiego jest w ogóle możliwe? – spytał Jack.
Córka Ateny pokręciła głową.
– Nie mam pojęcia. To raczej pytanie do dzieci Hekate. Zresztą…
– Patrzcie! Tam są schody! – przerwał jej Jamie i pobiegł w tamtą stronę. A my oczywiście za nim.
Sala była okrągła. Wyłożona śliskimi płytkami w kolorze purpury i granatu. Z sufity zwisały ciężkie, czarne zasłony. Nie było tu okien, ani innych drzwi. Za to na środku…
– Rozi! – wrzasnął blondyn.
Nasza przyjaciółka siedziała na jakimś ogromnym fotelu. Do jej przegubu podłączono jakąś rurkę, w której płynęła dziwna, ciemna maź. Nad jej głową wisiała szklana bańka wypełniona milionem jasnych kulek. Jamie pobladł i przełknął ślinę.
– To ich światło – szepnął.
Zmarszczyłam brwi i już miałam zapytać o co mu chodzi, kiedy za plecami usłyszeliśmy smutne westchnięcie.
– Czy wy musicie ciągle mi przeszkadzać? – spytał z wyrzutem w głosie Vagnar.
W odpowiedzi wyciągnęliśmy broń. Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał wymownie w sufit.
– Widzisz kochana? Ani chwili spokoju – powiedział do pierścienia, a następnie wystrzelił ku nam fioletowe promienie. Uchyliłam się i posłałam w jego stronę strzałę. Vagnar przesunął się w bok i natychmiast odskoczył, bo Jack i Misiek zamachnęli się na niego mieczami. Ginny wypuściła dwie strzały, które lekko drasnęły prawe ramię Vagnara. Mężczyzna warknął i już miał oddać cios, kiedy odezwała się tajemnicza kobieta.
– Ależ mój drogi, po co będziesz się z nimi męczyć… Niech sami się pozabijają.
– Doskonały pomysł najdroższa! – mężczyzna uśmiechnął się. Wyciągnął rękę z pierścieniem w stronę stojących obok siebie Miśka i Ginny. Nagle oboje złapali się za głowy, ich cienie powoli zaczęły się kurczyć, a potem znikać.
– To niemożliwe – wyszeptał Jamie otwierając szeroko oczy. Zanim zdążyliśmy cokolwiek zrobić, skóra naszych przyjaciół poszarzała, ich oczy stały się puste i mętne, a twarz przybrała obojętny wyraz.
-Ginny? – powiedział cicho Jack.
– Misiek? – zapytałam drżącym głosem. Serce zaczęło mi bić jak oszalałe.
Vagnar uśmiechnął się złośliwie.
– Brać ich.
Syn Aresa oraz córka Ateny rzucili się na nas z bronią.
– Nie! – wrzasnęliśmy wszyscy razem.
Blondynka wyciągnęła sztylet przed siebie i chciała drasnąć białowłosego. Jack nie chcąc jej zrobić krzywdy, upuścił miecz i robił uniki. Nagle ktoś mnie złapał od tyłu. Silna ręka wykręciła mi ramię tak, że krzyknęłam z bólu. Cudem powstrzymałam odruch powalenia przeciwnika na ziemię. Próbowałam się wyrwać, ale rudzielec wzmocnił uścisk. W oczach stanęły mi łzy bezsilności.
– Misiek proszę – jęknęłam, ale chłopak w żaden sposób nie zareagował. Spojrzałam w bok. Jack starał się wytrącić Ginny nóż, a Jamie uderzał w Vagnara świetlistymi pociskami. „Wampir” syczał i zasłaniał się peleryną, czasem odskakując. Sytuacja była nieciekawa. „Wybacz Michael” – pomyślałam i uderzyłam głową w głowę syna Aresa. Chłopak puścił moje ręce, a wtedy przewaliłam go na ziemię i usiadłam, mu na brzuchu. Misiek wiercił się i próbował mnie zrzucić, ale ja ścisnęłam jego boki kolanami i dodatkowo chwyciłam koszulkę. Nagle usłyszał brzęk upuszczonego ostrza. Syn Posejdona trzymał Ginny za przeguby i wykręcił do tyłu, tak że mógł stanąć za nią, nie pozwalając się jej ruszyć. Wtedy Jamie wreszcie pokonał Vagnara. Mężczyzna upadł zemdlony na ziemię. Miał poparzone dłonie, a z palca zsunął się pierścień. Gdy klejnot dotknął podłogi, kobiecy głos zajęczał i wypuścił z siebie dwa cienie. Ginny i Misiek krzyknęli cicho. Córka Ateny skrzywiła się, jakby z bólu i zemdlała. Jack szybko zaczął ją cucić. Za to rudzielec zmarszczył czoło i powoli otworzył oczy. Odetchnęłam z ulgą. Chłopak rozejrzał się i spytał:
– Mogę wiedzieć czemu jestem na podłodze? I… eee… czemu na mnie siedzisz? Nie żebym miał coś przeciwko…
Pokręciłam głową i pocałowałam go w usta.
– Wiesz… a może mi jednak nie wyjaśniaj – powiedział, kiedy z niego zeszłam.
Jamie stał przy Rozi, a w ręce ściskał pierścień.
– Jak ją uwolnić, gadaj – wycedził przez zęby.
Kobieta roześmiała się.
– Już za późno wy tępi herosi. Już za kilka minut ta dziewczyna odda mi swoje ciało! Haha! A wtedy znów będę sobą! Znów będę w pełni sił!
– Kim ty właściwie jesteś? – spytała Ginny, która już odzyskała przytomność.
– Jeszcze się nie domyśliliście? Czyżby bajeczki tego głupiego Vagnara nic wam nie podpowiedziały? Po tym jak go uwiodłam i podarowałam mu móc, biedak ubzdurał sobie, że jest wampirem!
– Jesteś empuzą – powiedziałam.
– Nie byle jaką empuzą! Jam jest Lamia pierwsza empuza, którą pozbawiono ciała i zamknięto w tym przeklętym przedmiocie.
– Rozumiem – Ginny kiwnęła głową. – Ktoś cię zabił i za pomocą magii umieścił w pierścieniu zanim zdążyłaś się odrodzić.
Lamia syknęła.
– Bystra jesteś dziewucho. Ale mój pobyt w więzieniu nie potrwa długo, bo już za parę sekund…
– Dość! – wrzasnął Jamie i z całych sił uderzył pierścieniem o posadzkę. Kamień pękł, empuza wrzasnęła, a maź w rurce przestała płynąć. Blondyn nadepnął pierścionek. Fioletowy brylant pokrył się siateczką zadrapań oraz rys. Złotobrązowy pył powoli wysypał się na płytki i zniknął. Rozi jęknęła i ruszyła głową. Ktoś przeciął rurkę i odrzucił ją daleko za siebie.
– Poczekaj teraz zaboli – córka Ateny nachyliła cię nad brunetką i szybkim ruchem wyciągnęła igłę z jej przegubu. Córka Chloris syknęła i zacisnęła pięść.
– Trochę jak wyciąganie wenflonu – uśmiechnęła się słabo.
– Oh, Rozi – westchnął Jamie i mocno przytulił dziewczynę.
Nagle usłyszeliśmy zduszony płacz. Wszyscy spojrzeliśmy w stronę leżącego Vagnara. Mężczyzna był wściekły. Na policzkach miał ślady łez, a w oczach błyszczało szaleństwo.
– Wy…! Zabiliście ją. Moją ukochaną! Moją jedyną! Moją…
Nie dokończył. Moja strzała przebiła mu gardło na wylot. Z rany pociekła smolista krew, oczy zaszły mgłą, z ust popłynęła cieniutka strużka śliny zmieszana z krwią. Potem upadł na ziemię i powoli zamienił się w proch. Przyjaciele posłali mi zdziwione spojrzenia. Wzruszyłam ramionami.
– Gość działał mi na nerwy. Gdyby był człowiekiem strzała nic by mu nie zrobiła, a tak… mamy go z głowy.
– Czyli musimy zrobić jeszcze jedną rzecz – powiedział Jamie. Chłopak podszedł do szklanej kuli. Wyciągnął miecz i roztrzaskał nim bańkę uwalniając tysiące światełek.
Rano miasteczko wyglądało całkiem inaczej. Domy były kolorowe, w ogrodach rosły kwiaty, na ulicach pojawili się ludzie. Rozmawiali ze sobą, śmiali się, żyli tak jakby nigdy nic się nie stało. Siedzieliśmy w motelu i jedliśmy śniadanie. Tutaj też sporo się zmieniło. Zniknął brud i zapach zgnilizny. Recepcjonistka była uśmiechnięta i bardzo życzliwa, kiedy spytaliśmy co tak właściwie się tutaj działo z chęcią nam opowiedziała:
– To było jakieś pół roku temu. W miasteczku zjawił się tajemniczy mężczyzna, który ogłosił się burmistrzem. Każdy kto mu się sprzeciwił znikał bez śladu. Pozostali siedzieli cicho. Aż tu pewnego dnia… właściwie nie umiem tego wyjaśnić. Po prostu było mi przeraźliwie smutno, pusto i jakoś tak… ciemno. Ale teraz już wszystko w porządku – uśmiechnęła się do nas i doniosła kilka dodatkowych bułek. – Proszę na koszt motelu – puściła nam oczko i poszła do pozostałych gości.
Jamie uśmiechnął się i nalał sobie soku.
– Skąd wiedziałeś? – Rozi spojrzała na niego podejrzliwie.
– Wyczułem – odparł blondyn. – Kiedy tu przyjechaliśmy wiedziałem, że coś jest nie tak. Temu miastu skradziono światło, czułem to. Wszystko się wyjaśniło kiedy zobaczyłem te zamknięte kule w zamku Vagnara. To były ich dusze.
– Najważniejsze, że już po wszystkim – stwierdził Jack. – Zresztą, chyba tym samym wypełniliśmy misję, co?
Ginny uśmiechnęła się i wyciągnęła z plecaka mapę.
– A więc następny przystanek to…
Wszyscy wstrzymaliśmy oddech. Litery przesunęły się po papierze. W końcu zatrzymały się i utworzyły napis:
Cleveland
Powoli zaczynalam zapominac o tym opowiadaniu. Nie rob wiecej takich przerw!;D
Wiesz, że uwielbiam twoje opka? Są tak… nawet nie umiem tego określić… Miło się je czyta. Wyłapałam parę błędów, ale nie chce mi się ich szukać. Pisz dalej, bo naprawdę zaciekawiłaś mnie.
Kim był ten wampir, bo chyba nie wampirem? 😉
Właśnie mnie przestraszyłaś z tą przerwą, więcej tak nie rób, bo czyta się bardzo fajnie. Okropnie skróciłaś tę walkę, walczyli krócej niż z przeciętnym potworem, zauważyłaś? 😉
Jest dobre, ale w porównaniu z innymi Twoimi opowiadaniami wypada dosyć blado. Jakby było pisane trochę na siłę. Albo bardzo szybko. Przynajmniej ja odnoszę takie wrażenie. Mimo to jest fajne. Czekam na kolejną część, która, mam nadzieję, ukarze się szybciej niż ta.
Uuuu, Lamia! Była w moim pierwszym konkursowym opowiadaniu, choć w innej roli, niż u Ciebie
Bardzo lubię Twoje opka, są oryginalne