Dla Pallas Ateny. Za to, że dawno temu, pod Córką Ateny (1) napisała komentarz, który motywuje mnie od półtorej roku do dalszej pracy nad przygodami Ewy.
Do you really want?
Do you really want me?
Do you really want me dead?
Or alive to torture for my sins?
30 seconds to Mars – Hurricane
Ewa
To zły sen, to zły sen, to zły sen… Zacisnęłam powieki, usiłując zmienić swą mantrę w rzeczywistość. To zły sen, to nie dzieje się naprawdę… Zaraz się obudzę i wszystko się skończy, powtarzałam sobie. Ale nie chciało się skończyć. Podniosłam dłoń i mocno uderzyłam się w twarz. Otworzyłam oczy. Rzecz jasna – nie zadziałało. Ból nie wyrwał mnie ze snu. Bo to nie był sen. To była rzeczywistość.
Wokół mnie wznosiły się potężne drzewa. Ich wysokie korony sięgały, jak się zdawało, do chmur. Wieńczyły zielonymi pióropuszami horyzont mojego widzenia. Gdyby nie moja fatalna sytuacja, zapewne cieszyłabym się tym widokiem, z zapartym tchem podziwiając monstrualnych rozmiarów rośliny. Ale nie teraz. Nie dziś. Staruch mnie znalazł. W każdej chwili mógł się tu zjawić. Wyprostowałam się. Na sporej wielkości kamieniu obok żwirowanej ścieżki siedział złoty ptak ogromnych rozmiarów. Przyglądał mi się z zainteresowaniem. Gdy poruszyłam się nerwowo, nie wystraszył się. Taksował mnie wzrokiem, jakbym była jakimś ciekawym obiektem w muzeum. Wyglądał bardzo staro. Złote pióra przeplatały się z białymi, czarne inteligentne oczy rejestrowały najmniejsze poruszenie. Ostre, zakrzywione pazury sprawiały, iż niezbyt miałam ochotę się do niego zbliżać.
Nagle ptak rozwinął skrzydła, wydał z siebie dziwny, przeszywający skrzek, skoczył w powietrze i zamienił się w człowieka. Krzyknęłam i gwałtownie zerwałam się na równe nogi. Cofałam się do tyłu, dopóki nie uderzyłam plecami o drzewo.
– Zostaw mnie, błagam! – zaszlochałam, przełykając łzy.
Przede mną stał starzec z mojego snu. Miał takie same czarne oczy, jak tamten ptak. Długa, siwa broda opadała mu na ciemnofioletową szatę greckiego kroju. Był czarnoskóry. Posiadał ostre i wyraźne rysy twarzy. Jego krzywy uśmiech wskazywał na to, jakim jest okrutnikiem.
– Nie – zaśmiał się. – Nie zostawię cię. Jesteś mi potrzebna!
Wtedy załamałam się. Nie wiedziałam czego ten człowiek ode mnie chce, ale z pewnością nie było to nic dobrego. Tacy ludzie nigdy nie byli dobrzy. A wierzcie mi, znałam się na rozpoznawaniu wrogów doskonale.
– Do czego? – spytałam łamiącym się głosem.
– Atena tuż po twoim urodzeniu ukryła w twojej głowie pewne informacje. Sekrety bogów olimpijskich. To ich chcę.
– Ale… – wyszeptałam. – Ale… kim ty właściwie jesteś?
– Jestem Ponos! Grecki bóg cierpienia! Chcę by inni bogowie cierpieli. Dlatego muszę mieć te sekrety, rozumiesz?! – krzyknął z uśmiechem szaleńca.
Skuliłam się. On mnie przerażał.
– Ale co ty ze mną zrobisz…? – zapytałam cichutko.
– Najpierw wyrwę te sekrety z twojej głowy, a później… a później cię zniszczę! – powiedział zadowolony z siebie.
Zaczęłam trzeźwo myśleć. Może udałoby mi się uciec… Choć było to raczej wątpliwe.
– Ambitne plany – warknęłam. – Ale nie mógłbyś po prostu… zostawić mnie po tym wszystkim żywej…?
– Hmm… – zastanowił się. – Nie, raczej nie. Najpierw cię troszkę potorturuję, żebyś pocierpiała. W końcu jestem bogiem cierpienia, straciłbym reputację, gdybym tego nie zrobił.
Przewróciłam oczami.
– Jeśli ktoś się dowie, że znęcasz się nad dzieckiem (tak, wbrew wszystkiemu ja nadal jestem dzieckiem) też stracisz reputację! Ja przecież nic ci do cholery nie zrobiłam! Odwal się, człowieku!
– Nie, nie odwalę się.
Złapał mnie gwałtownie za ramię. Przez moją głowę przemknęły obrazy. Ja w kałuży krwi. Ja tnąca sobie ramiona nożem. Ja płacząca.
– Nie! – zawyłam. – Proszę, nie!
Puścił.
Roztarłam sobie bolącą rękę.
Po policzkach spływały mi słone łzy rozpaczy. Kolejna osoba, która chciała się nade mną znęcać. Kolejna osoba, której przeszkadzało moje szczęście. Kolejna osoba chcąca zamienić moje życie w piekło… Ten świat nie miał dla mnie litości.
– Dlaczego właściwie mam to ciało, a nie swoje? – spytałam, gdy ciekawość przeważyła nad dumą.
– Bo formalnie to nie jest porwanie, a chciałem uniknąć starć z Ateną. Moja wierna uczennica, Mirabelle zajmuje twoje ciało.
– Co?! – wykrzyczałam.
Bóg cierpienia złagodniał nieco, widząc moje łzy.
– Kochanie, wykonuj na razie moje polecenia, a przez pewien czas nic ci się nie stanie. To co powiedziałem było zbyt… ostre – spróbował się usprawiedliwić.
– Okej, spoko, rozumiem, iż musisz się poznęcać nad światem – wychlipałam.
– Na razie musisz doprowadzić się do porządku. Przez miesiąc będziesz sobie mieszkać u mnie w pałacu, bo rytuał otworzenia sekretów ukrytych przez bogów może odbyć się tylko raz w roku. Tylko raz w roku spadają z nich wszystkie zabezpieczenia. Ten dzień wypada za miesiąc.
– Dobrze – powiedziałam, po czym otarłam łzy.
Moje położenie nie było znowu, aż tak fatalne. Malował się przede mną miesiąc na obmyślenie planu ucieczki. I miałam zamiar ten miesiąc wykorzystać.
Z drugiej strony to wszystko co teraz się ze mną stało, było tylko i wyłącznie winą mojej matki, Ateny! To ona ukryła w mojej głowie te cholerne sekrety, więc ona powinna mnie teraz uwalniać! Ale zapewne była na to zbyt zajęta.
– A jak mam na ciebie mówić? Zapytałam z wahaniem. Ponos? Czy jakoś inaczej?
– Kadir – uśmiechnął się. – Mów mi Kadir. A teraz zaprowadzę cię do miejsca, w którym będziesz mieszkać.
– Jasne… – zaczęłam.
– I jeszcze jedno – przerwał mi. – Nie próbuj uciekać. I tak ci się to nie uda, a konsekwencje będą opłakane.
***
Okazało się, że na końcu żwirowanej ścieżki, która zakręcała po kilku kilometrach, znajdowała się wielka, lekko zapuszczona willa. Tam właśnie mieszkał Kadir. Zaprowadził mnie do mojego pokoju.
Gdy tylko wyszedł, zamknęłam drzwi na klucz. Rzuciłam się na wielkie łoże i spojrzałam błyszczącymi od łez oczami w sufit. Było na nim przedstawione nocne niebo. Miałam wrażenie, iż poszczególne gwiazdy mrugają do mnie wesoło. Może im było do śmiechu, ale mnie z pewnością nie.
Wstałam z łóżka i podeszłam do lustra zawieszonego w kącie pokoju. Dziewczyna, której ciało miałam nie była zbyt ładna. Można by nawet powiedzieć o niej „pospolita”. Czarne włosy były obcięte na pazia, ręce takie jakieś niewymiarowe. Moja/jej twarz była zbyt krucha i delikatna, by uchodzić za ładną. Brązowe oczy patrzyły ze smutkiem. Blada skóra odbijała blask palących się w pokoju lamp. To ciało było całe jakieś takie wymizerowane… Sylwetka odbijająca się w gładkiej tafli lustra była potwornie chuda.
Bogowie, chciałam stąd uciec! Nie mogłam wytrzymać w tym ciele…
Zrobiło mi się niedobrze, na samą myśl, jak na Mirabelle naśladuje mnie przy mych przyjaciołach.
Do domu. Ja chciałam do domu. Chciałam wrócić do Obozu Herosów. Chciałam obudzić się z tego złego snu. Ale nie mogłam. Bo była to rzeczywistość.
Wiem, ta część wyszła wyjątkowo nudna, ale co poradzić… Weny nie mam na ciekawą akcję.
Pozdrawiam
Chione
Cudne. Czyta się miło i szybko. Po prostu lekko. Sama treść jest świetna, a zachowanie Ewy naprawdę wiarygodne. Po raz kolejny się zakochałam w tym opku. Pisz CD!
Nie mam na to weny, w tym tygodniu już raczej nie wstawię CD… :/
Dziękuję za śliczną dedykację! <3
Ooo, widzę, że użyłaś tekstu Hurricane? Tak właśnie podejrzewałam, że w końcu prędzej czy później nie wytrzymasz. ^^ Aż sobie tę piosenkę puściłam podczas czytania, i wiesz co? Od razu lepiej się wczułam!
Co do samej treści, to, hoho, nareszcie, wyłapałam JEDEN BŁĄD! " Cofałam się do tyłu" – nie można cofać się do tyłu. Sam wyraz "cofać się" oznacza poruszanie się do tyłu, więc po co się powtarzać? Tak, ja też gdy pierwszy raz usłyszałam o tym popularnym błędzie byłam zaskoczona. Toż ja całe życie tak mówiłam, i nagle PUF! Lipa. Ale cóż, to je język polski, tego nie ogarniesz. Serio, nawet gdzieś na jakiejś angielskiej stronie przeczytałam, że lingwistycy stawiają naszą ojczystą mowę na pierwszym miejscu najtrudniejszych języków świata (a na drugim jest węgierski i reszta ugrofińskich, hah, to chyba przez te ich 29 przypadków :3).
Ach, nawet nie wiesz, jak bardzo jestem usatysfakcjonowana tym, że w końcu po raz pierwszy mój komentarz pod jakimkolwiek Twoim opowiadaniem jest konstruktywny! <3 Oklaski się należą.
A teraz przechodzimy do tych mocnych stron, od których się wręcz roi:
Styl. Matko, zawsze się zachwycam nad Twoim stylem. Ta lekkość, ta płynność, po prostu mniam! Słownictwo też niczego sobie, ale to właśnie styl sprawia, że Twe teksty czyta się dosłownie w ciągu sekundy. Akcja przebiega sprawnie i dynamicznie, no i jestem strasznie ciekawa tego, jak Ewa wydostanie się z rąk Ponosa. O.o No bo przecież nie może tak po prostu dać się torturować! Co to, to nie, jest na to zbyt zadziorna! 😀
Cóż mi innego pozostaje powiedzieć, jak nie to, że ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną część? <3
Przesyłam pozdrowienia z Mazur. 😀
Twój komentarz zwalił mnie z nóg
Dzięki <3
CD nie będzie jakoś specjalnie szybko, chwilowo siedzę nad kolejną częścią "Chione – prawdziwej historii" 😛
Moja wierna uczennica, Mirabelle zajmuje twoje ciało. – uciekł ci przecinek
– A jak mam na ciebie mówić? Zapytałam z wahaniem. Ponos? Czy jakoś inaczej? – brakuje myślinków przed zapytałam i po wahaniem
Wiedziałam, że użyjesz Hurricane. Ja to czułam w mojej pięcie 😀
I wyjątkowa? Wciągnęłam się jak w niejedną CA 😀 Wyćwiczyłaś sobie super styl. Zazdroszczę weny 😉
Foch forever na siebie, nie zauważyłam tych błędów, choć wczoraj po raz pierwszy od bardzo dawna sprawdzałam opko przed wysłaniem o.O
Szczerze mówiąc, narracja Ewy idzie co sto razy lepiej niż narracja Mirabelle. Mirabelle jest po prostu taka jakaś nijaka, a Ewa ma wspaniały charakterek. Styl pisania masz świetny i wogóle nie mam żadnych uwag.
Mirabelle… Cóż. Tę postać kreowałam troszkę na siłę :(.
I nie dziwię się, że tak mi nie wychodzi narracja nią. Bo w Ewę włożyłam serce, a w Mirabelle nie.
Oj, oj. Uważam, że Ewcia nie da się zabić. Może Chris zginie ja ratując, ale ona… nie możliwe. Odzyska ciało. (Po czym magiap stwierdziła, że pewnie i tak się myli, bo autorka zawsze wyskakuje z niespodziewanymi zwrotami akcji… No, nic. Zostaje jej już tylko czekać na dalsze części)
Pisz szybciutko, proszę
Postaram się ;).
Przepraszam, zę tak późno komentuję, ale koniec 6 klasy bla bla bla i wgl podnieta przedstawieniem i sztandarem, więc czasu nie miałam Opko jak zwykle powala, ale chyba za często Ci to mówię <3 I zaskoczę Cię tym, że też wiedziałam, ze tu będzie hurricane :3. A takie jedyne zastrzeżenie, FOCH ZA DŁUGOŚĆ! :C Cytując pewną zacną osobistość: Odfoszę się tylko, jeśli kolejna część będzie mieć najmniej dziesięć kartek 😉
Pisz CD. ale już! Nie mogę się go doczekać.