I oto zdołałam zmobilizować się do wyduszenia z siebie jeszcze jednej części tegoż opowiadania. Tak, tym razem opowiadania, nie dialogu. Dla Kiry i Annabeth24. Obyście nie zasnęli podczas czytania… Przepraszam za wszystkie błędy ale Word odmawia posłuszeństwa i usiałam przeprosić się z tym @#$%&*@^ programem zwanym WordPad -,-… Grrr…
I jeszcze niestety dość złą wiadomość dla nielicznych ludzi , którym chce się to czytać. Jeśli będzie mniej niż 4 komentarze od różnych ludzi zawieszę to opowiadanie. Jestem w stanie pisać dla 4 pięciu osób al, kurcze, 3 komentarze pod jedną częścią opowiadania i 13 pod poprzednią to lekka przesada. Także proszę o stosowanie się do prośby czytasz=komentujesz.
Portier był łysy i wyglądał jakby miał przynajmniej sto lat. Młodo, spotykałam znacznie starszych ludzi. Amos podszedł do niego spokojnie. On nie zwrócił na nas uwagi dopóki stryj się nie odezwał.
– Kartę do sześćsetnego piętra proszę.
– Takie piętro nie istnieje – ton portiera wyraźnie świadczył o tym, że sam w o nie wierzy. – Idźcie sobie – podniósł na nas poirytowany wzrok.
– Nie poznajesz mnie Allanie Door, synu Janusa? – Amos nadal był niesamowicie spokojny. Wyciągnął w stronę staruszka otwartą dłoń na której zatańczyły drobne błyskawice.
– Amos? – nazwany Allanem zmarszczył brwi. – Ale… Przecież ty nie żyjesz. Tak powiedział Gromowładny.
– Ojciec mówił wiele rzeczy – stryjek nie tracił spokoju, ale w jego oczach pojawił się smutek. – Dla niego zapewne umarłem tego dnia, w którym dokonałem wyboru. Ale teraz musimy porozmawiać z Zeusem. To ważne. Każda sekunda się liczy.
– Mam nadzieję że da Ci dojść do słowa – powiedział portier wręczając Amosowi kartę.
W windzie grała jakaś denna muzyczka. Jednak zupełnie o niej zapomniałam kiedy drzwi się otworzyły. Widok był ogłupiający. Na moment oślepłam ponieważ mój mózg, nawet wspomagany boginią, uparcie nie chciał przyjąć informacji o tym, co jest przede mną . Do usytuowanego na lewitującym wierzchołku góry miasta greckich świątyń wykonanych z marmuru, srebra, złota i kamieni szlachetnych prowadził szklany chodnik ze złotymi poręczami i brzegami. Po obu stronach przewijały się holograficzne zdjęcia nastolatków z podpisami w stylu: ,,Silena Beauregeard, córka Afrodyty, zginęła z ręki drakona prowadząc domek Aresa i ratując bitwę’’ albo: ,,Charles Beckendorf, syn Hefajstosa, poświęcił życie dla wysadzenia <Księżniczki Andromedy> opóźniając inwazję Pana Czasu” czy jeszcze: ,, Luke Castellan, syn Hermesa, oddał życie aby zniszczyć Kronosa”. Większość nie miała dla mnie sensu. W mieście mijaliśmy niezliczone łuki, posągi i parki. Na ścianach były wyrzeźbione sceny bitew i nie tylko. Była tam trójka nastolatków klęcząca nad czymś, co jak sobie uświadomiłam, było ciałem mniej więcej 20 letniego chłopaka. Była też dziewczyna z krótkimi rozwianymi włosami skacząca z włócznią na łeb olbrzymiego węża. Niedobrze skojarzyło mi się to z zezszłoroczną walką z Apopisem. Kilka metrów dalej samotny nastolatek stojący nad rozerwanym mostem patrzył jak po drugiej stronie wyrwy wycofuje się grupa jeźdźców na szkieletach koni. Nie miałam czasu na dalsze obserwacje ponieważ dotarliśmy go pałacu na samym szczycie góry. Olbrzymie, złoto-srebrne drzwi otworzyły się z cichym zgrzytem.
Sala była olbrzymia, podobnych rozmiarów co Sala Wieków. Dwanaście tronów ustawionych w podkowę przedstawiało zbiór dwunastu różnych osobowości, typów, gustów. Jeden był cały z winorośli, inny różowy w kształcie serca, jeszcze inny poryty hologramami błyskawic, biegnącymi w różnych kierunkach. Na środku płonęła ognisko. Przy nim kucała może ośmioletnia dziewczynka w brązowej sukience. Amos skierował się w jej stronę.
– Witaj, Hestio – ukłonił się. Kto to jest Hestia? Sadie wysil trochę tą mózgownicę. To była… Ta… No, ta od… Bingo! To była ta bogini od ogniska domowego. Tylko czemu wygląda na ośmiolatkę? Ona nie ma czasem dwóch tysięcy lat? Iskandar wyglądał, bez urazy, jak mumia, a patrząc na nią oglądałam ośmioletnie dziecko.
– Amosie – na jej ustach zatańczył delikatny uśmiech. – Wróciłeś wreszcie do swojego ogniska.
– Muszę porozmawiać z ojcem – czy wyczułam w jego głosie wahanie zanim wypowiedział ostatnie słowo? Nie, na pewno mi się zdawało. Ale jednak…– To ważne. Mam… Mamy kłopoty.
– Mamy? – ton dziewczynki brzmiał nieco chłodniej. – Co mają wspólnego twoje problemy z naszymi?
– Takie gadanie do niczego nie prowadzi – wtrącił wreszcie Walt. Ktoś w końcu włączył się do tej dwustronnej wymiany zdań.
– On ma racje – odezwałam się. Muszę jeszcze wpisać do mojej osobistej księgi rekordów najdłuższy okres milczenia. – Szykuje się atak. Trzeba wzmocnić obronę i zabrać stąd Kamień.
– Jaki atak? – odezwał się nowy głos. – Kto byłby na tyle głupi lub na tyle potężny, by zaatakować Olimp?
– Ojcze – Amos opuścił głowę. – Wiele lat minęło.
– Magu, przyszedłeś tu w konkretnej sprawie – ton wysokiego, ciemnowłosego mężczyzny który pojawił się w Sali był chłodny i opanowany. Podobnie jak jego oczy. Chmurne, jak wrześniowa burza. – Mów zatem, co masz mówić a potem zastanowię się co robić.
– Grozi wam atak – stryjek zacisnął usta. – Chcę ci pomóc…
– Setne – wtrąci Carter widząc że Amosowi głos się łamie. – Już raz usiłował nas zniszczyć. Nie wyszło mu. Teraz próbuje szczęścia z Kamieniem. Rozwali wszystko co się napatoczy. Po drodze jesteście wy. Dajcie nam pomóc.
– Nie – Zeusek zaczynał mnie wkurzać. – Nie potrzebujemy waszej pomocy. Jeden magik nam nie zaszkodzi.
– To nie będzie jeden magik, jełopie! – nie wytrzymałam. Czy on naprawdę jest tak nieogarnięty, czy po prost absolutnie nie zna się na strategii? – Przywlecze ze sobą hordy demonów, potworów i innego badziewia, które jednak miło jest czasem rozwalić. Co nie zmienia faktu, że nie poradzicie z tym sobie!
– Jak ty się do mnie odzywasz?! – głos boga brzmiał jak burza, która właśnie ma wybuchnąć. Powietrze wypełnił zapach ozonu, a w jego ręce pojawiła się półmetrowej długości rura. Chyba ze spiżu.
– Ogarnij się! – wrzasnęłam wściekła. – Temu twojemu muzealnemu miasteczku grozi zagłada, a ty się wpieniasz o ton w jakim przekazuję ci informację, że masz się przygotować do obrony! – w moją stronę wystrzelił piorun, ale udało mi się odbić go różdżką. Nawet nie zorientowałam się, że ją wyjęłam. Dziwne… Dobra, Sadie rozkminisz to potem. Błyskawica odbita od magicznego bumerangu wystrzeliła pod moje stopy, co spowodowało, że uniosłam się metr w górę. Po moich bokach pojawiły się migotliwe tęczowe skrzydła. Izyda była równie wściekła jak ja. Połyskująca, złota mgiełka, która wytworzyła się pod moimi stopami wystarczyła, by utrzymać mnie w powietrzu. – Zachowujesz się jak pięciolatek!
Zapewne rzuciłabym się na Zeusa, gdyby nie lniane bandaże, które spętały mi nogi i ręce. Wyrywałam się jak w amoku. Dopiero głos Walta przywrócił mnie do rzeczywistości.
– Sadie! Sadie ocknij się! – Carter trzasnął mnie przez łeb. To nie było konieczne, więc na odwał machnęła ręką w stronę gdzie mignęła mi jego brązowa czupryna. Sądząc po głośnym EJ! jakie dobiegło z tamtej strony trafiłam.
– Chyba już jest sobą – jęknął mój brat rozcierając skroń.
– Cudownie – burknął bóg za naszymi plecami. – A teraz rozwiążcie mnie, żebym mógł ją anihilować.
– Nikt nie będzie nikogo anihilował – ton stryjka był znów spokojny i opanowany. – Powiesz nam, gdzie jest Graal, czy nie?
– Nie – burknął Gromowładny z miną obrażonego pięciolatka. Nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Ej, no sorry bardzo, ale pięciolatek rządzący bogami i chba nie szczepiony na wściekliznę naprawdę nie przedstawiał poważnego widoku. Tym bardziej w ciele czterdziestolatka. – Co cię tak śmieszy? – teraz już wszyscy tarzaliśmy się po posadzce.
– Dobra, ludzie i bogowie, ogar plis – próbowałam odzyskać spokój. Udało się po jakichś… 10 minutach? – Powiesz, gdzie schowałeś Kamień, czy mam wyjąć tę informację z twojego wysoce opóźnionego mózgu?
– Nie jesteś w stanie… – głos Zeusa nie kojarzył się już nie z obrażonym pięciolatkiem. Bardziej przestraszonym i lekko zdziwionym.
– Na twoim miejscu nie dawałbym się w dyskusje na temat tego, co Sadie może a czego nie może zrobić. Grozi zamianą w szpinak – powiedział Walt nie odrywając się od drapania po brzuch szakala, którego przywołał zapewne aby nie umrzeć tu z nudów.
– No dobra dobra, powiem – spojrzał na nas z wyrzutem. – Powierzyłem go Chejronowi. Pewnie gdzieś go schował i sam już nie pamięta gdzie. A teraz już sobie idźcie.
Amos wymamrotał pod nosem jakieś egipskie przekleństwo. Wywnioskowałam, że wcale nie podoba mu się ta opcja. Czemu to imię kojarzy mi się trochę i Iron menem. Czy on jest jakimś greckim uszebti czy czymś takim?
Nie odwracaliśmy się wychodząc z sali, mimo że Zeus miotał za nami słowa których lepiej tu nie przytoczę. Amos był przygnębiony. Kiedy Carter spytał go gdzie idziemy mruknął coś o jakimś Obozie Półkrwi. W głowie zapaliła mi się lampka. Coś, albo ktoś (nie odróżniam już Izydy od własnej intuicji) informowało mnie, że kiedyś coś o Obozie słyszałam. Nie potrafiłam jednak tego zidentyfikować. Zignorowałam to i weszłam do windy.
Extra! Sadie jest boska<333 Taka… sadietowa! Normalnie jak u Ricka''a. przysyłaj częściej te opko, ok? Nie mogę się doczekać CD!
Super! Uwielbiam Sadie. Zgadzam się z każdym słowem carmel. Pisz dalej 😀
Kolejna osoba uważa, że moje słowa to świętość… . Ah, i jak tu być skromnym?
Ciekawe połączenie… Bogowie egipscy i greccy. Na blogu czegoś takiego nie spostrzegłem jeszcze. Czytam to jako pierwsze, na poprzednie się nie załapałem. Ciekawie piszesz, ale nie jest to jeszcze to, co tygryski lubią najbardziej. Ja jak zwykle nie potrafię sprecyzować swoich odczuć co do opka, więc ci nic konkretnego nie doradzę. Mogłabyś więcej opisywać. Np. wygląd Zeusa, czy wygląd wściekłej Sadie itp.
Ojojojojjojojoj dzieje się :33 Nie przestawaj pisać, proszę! Ja chyba nie komentowałam poprzednich prac, ale to nie znaczy, że nie czytałam. Po prostu nie mam czasem czasu… Przydałyby sie może opisy, ale nie marudze xD Sadie jest super 😉