Doszłam do wniosku, że was zaniedbuję ;__; Kiedyś tak często dodawałam rozdziały a teraz…? Przepraszam. Dedykacja dla wszystkich, którzy choć trochę czekali na tą część. Są tacy wśród Was? 😉
PS Ta część, może być lekko nudniejsza i słabsza, za co podwójnie przepraszam. Chciałam to napisać krócej, ale jakoś tak wyszło, że zrobił mi się z tego cały rozdział (5 stron), a nie jedna strona tak jak chciałam >.<
[Miranda]
Nie wierzę.
Ona tylko udaje. Robiła tak, kiedy nie chciałam dać jej ciastek. Albo… albo kiedy chciała mnie wystraszyć. Zaraz mnie wystraszy i będzie się śmiała z mojej miny i tego, jak teraz bardzo się boję. A jednak milczy. Jej klatka piersiowa zamiera, jej powieki ciężko opadają zasłaniając szare oczy.
Nie wierzę, Nie mogła. Ona nie mogła po prostu tak odejść. Nie zostawiłaby mnie samej. Nie teraz, nie tu, nie po tym wszystkim.
Serce tłucze jak oszalałe, pęka na pół z każdym uderzeniem. Rozpada się na coraz to mniejsze kawałeczki a z każdym uderzeniem boli to jeszcze bardziej. Nie wiem co mam robić, boli, bardzo boli. Ta okropna suchość w ustach, panika w oczach. Ta przerażająca myśl, co z nią teraz będzie, czy życie po śmierci na pewno istnieje. Jak tak, to gdzie Jane trafi? Panika, panika wszędzie. Ogarnia moje ręce, które trzęsą się jak oszalałe, przenika moje myśli.
Odeszła. Zostawiła mnie samą. Teraz, tutaj, po tym wszystkim.
[Mike]
Jane z uśmiechem odeszła. Zostawiła nas samych. Nie mogłem w to uwierzyć. Ona była zawsze…
Ze strachem spojrzałem na Nathana. Musze przyznać, bałem się jego reakcji na to zajście. Chłopak siedział na piasku nieprzytomnie patrząc się Jane. Nie ruszał się, nic nie powiedział. Pozostawał niewzruszony, tak nie obecny, jak kiedyś, gdy go poznałem. Chyba będę musiał odpuścić mu z Julią, przez pewien czas…
Miranda nagle przestała płakać. Do tej pory siedziała skulona i wtulona we mnie. Teraz przestała. Puściłem ją, żeby zobaczyć jej twarz. Oczy czerwone od płaczu, mokre policzki i rozczochrane włosy. I tak wyglądała pięknie. Na twarzy pojawiło się skupienie i determinacja. Nie patrząc na mnie podniosła się z ziemi. Ze zdumieniem patrzyłem jak wolnym krokiem zmierza na środek areny. Wstałem. Miranda nagle wyciągnęła przed siebie rękę i spod ściany areny, przyciągnęła do siebie kilka skrzyń. Wytrzeszczyłem oczy nie dowierzając. Herosi na trybunach chyba przypomnieli sobie, że umieją mówić, bo jedni zaczęli krzyczeć inni wydali z siebie pomruki zdziwienia. Miranda przyciągnęła do siebie, siłą woli skrzynie i ustawiła je na sobie w dwóch kolumnach. Mały Joda normalnie… Nie no, super. Jeszcze jej wyrosną takie straszne uszy i zrobi się zielona (zawsze balem się Jody, jakbyście chcieli wiedzieć, więc ta opcja jakoś nie przyprawiała mnie o uśmiech…). Odwróciła się na pięcie i przywołał do siebie deskę, która przyleciała do niej i ułożyła się na skrzyniach tworząc coś w rodzaju stołu. Jak później się zorientowałem, ta jej super, mega, kiper, hiper moc przyciągania przedmiotów siłą woli, powstała u niej dzięki jej tatuśkowi. Mir po prostu ‘kradła’ potrzebne rzeczy na odległość, logiczne, nie? Tak, ja też wiem, że nie… Przynajmniej nie tu i nie w tej chwili.
Rozległy się głośniejsze szepty. Zszokowany patrzyłem jak Miranda staje przy swoim stole ze spuszczoną głową. Przez chwile nie ruszała się, tylko powoli oddychała wpatrując się w blat stołu.
-Cisza!- krzyknęła a na widowni wszyscy ją usłuchali.
Miranda uniosła powoli głowę. Na jej twarzy gościła złość i wściekłość. Jeszcze nigdy nie widziałem jej tak wkurzonej i jakoś nie miałem ochoty tego powtarzać.
-Dziękuję- dodała już ciszej. Przez chwilę nie mówiąc nic patrzyła się na herosów. Jednak szybko odezwała się na tyle głośno, by każdy ją dosłyszał. –Teraz mam do was pytanie. Czy wiecie, czemu tu jesteśmy?
-Bo chcecie nam coś zrobić?- usłyszałem czyjś głos z widowni.
-Nie, chcę wam udowodnić, że należy się ogarnąć i wrócić do bycia dobrym, posłusznym herosem! Nie dla Olimpijczyków, tylko dla samych siebie.
Znów zapadła cisza a Mir oparła się o deskę i kontynuowała.
-Jak widzicie, straciłam siostrę. Jedyną. Została ona oszukana, zwiedziona i ośmieszona przez tą waszą Siostrę.
-Zabiliście naszą Emily! Musisz też zginąć!
Patrzyłem jak Miranda rozeźlona uderza rytmicznie palcami o blat. Oddychała ciężko, zaraz wybuchnie, jak ją znam. Już teraz, była mocno wnerwiona, a co dopiero zaraz…?
-Nie. Herosi! Ona nie mówiła wam prawdy. A prawda jest taka, że popełniacie błąd. Nie umiecie wybaczać. Dlaczego tu jesteście? No, powiedzcie mi, bo ja nie mam pojęcia…
Na trybunach zapanował gwar i rozległy się różne szepty.
-Bo nie uznali mnie!
-Bo nie szanowali!
-Obiecał mi lepsze życie!
-A co dostaliście?- zapytała sarkastycznie Mir. –Powiem wam, co dostaliście!- zawołała i uderzyła pięścią w deskę, aż skrzynie się zachwiały.- Siedzicie od roku w jakiejś dziurze, nie mając kontaktu ze światem. Nie robicie nic! Nie macie nic! Boicie się odejść, boicie się zrobić jakikolwiek krok. Czekaliście na mnie i moją siostrę. Nie mieliście za grosz odwagi, żeby ruszyć dupę i coś zrobić. Serio, aż tak was sparaliżował strach?! Chyba ta. Nie zrobiliście nic, żeby sobie pomóc. Nic! Waszą nadzieją była przepowiednia. Czekaliście, żeby poznać zakończenie przepowiedni!
-Jedna z was zginęła!- krzyknął ktoś.- Teraz możemy wygrać!
Zawtórowały mu okrzyki radości i triumfu. Jedni herosi podnosili się z miejsc, śmiejąc się i krzycząc do siebie jakieś rozkazy. Już zaczynałem się bać, że teraz rzucą się na nas i nas zabiją, ale Miranda im przerwała.
-Nie. Źle to rozumiecie.
Dooobra, to ja też, przestaję rozumieć.
-Tylko we dwie miałyście dać nam radę!
-Jedna zginęła, nie możecie nam nic zrobić!
-Możemy. Możemy, bo przyszłyśmy tu razem. Jane zrozumiała to i widocznie, dlatego nie chciała dać się uratować. Ona postąpiła odważnie. Jest wzorem dla innych. Gdyby nie ona, nie stałabym tu i nie marnowała głosu, a że jestem mocno wkurwiona na was, to jednak to robię- zawołała a na jej twarzy znów pojawiło się zacięcie.- Możecie wrócić do Obozu Herosów. Nikt nie będzie o tym pamiętał. Jane złożyła się w ofierze. Umiała zaufać bogom; mi, że to się dobrze skończy. Wierzyła w to. Gdyby nie jej ofiara, nie zrozumiałabym tego. Bez niej bym sama tego nie dokonała. Rozumiecie? To okropne, ale taka była jej rola. We dwie, bo bez niej się nie da. Jej przeznaczeniem było zginąć.
Popatrzyła się na chwile na mnie i na Nathana. Kiedy stała tak, sama, na środku pustyni, jaką tworzył piasek na arenie, wyglądała tak władczo. Delikatny wiatr, co jakiś czas zawiewał jej włosy do tyłu, a podarta koszula falowała na jej smukłej tali. Na twarzy panował chaos. Przygryzła dolną wargę, tak jak zawsze, gdy jest zła albo nie pewna. W jej oczach pojawił się smutek, który szybko ustąpił złości.
-Emily zabiła ją. Najpierw oczarowała, zrobiła z niej szmacianą lalkę, którą można sterować. Kazała Jane zabijać. Czy bogowie omamili moją siostrę? Nie. Czy zmusili ją do czegokolwiek? Nie! Ona tu przyszła z własnej woli, ze mną, aby wam do cholery jasnej pomóc!!! Nikt nam niczego nie kazał! To tylko świadczy o tym, jak jest naprawdę. Czy kiedykolwiek, którykolwiek z bogów was omamił? Przymusił do czegoś?- zapytała i wyczekująco zerknęła na widownię. Uwielbiam ten moment na lekcji w szkole, kiedy pada pytanie i wszyscy automatycznie spuszczają głowę; udają głuchych. Tak właśnie było i teraz.
Zapadła cisza. Spojrzałem na trybuny. Dostrzegłem Violettę siedzącą na tronie Siostry szczerzącą się do Mirandy i kiwającą z zadowoleniem głową. Dziewczynka niedbale oparła nogi o oparcie na rękę i zajadała się winogronami. Będą z niej jeszcze ludzie…
-Zrobimy tak- odezwała się Mir. Była blada i zmęczona. Wyglądała jak zombie- wyniszczone, całe w ranach i pisaku.- Dam wam wybór. Jeżeli zrozumieliście to, co chcę wam przekazać, to nie mówcie nic. Jeżeli nie zgadzacie się z tym, co powiedziałam, odezwijcie się i wstańcie. Nic wam nie zrobię, powiem wam wszystko jeszcze raz i dam ponownie wybór. Jak nie przekonam, możecie odejść. Nie zmuszę was, przysięgam na Styks- powiedziała kładąc dłoń na sercu. Uniosła głowę i spojrzała na młodzież siedzącą na kamiennych schodach Areny. Kilka dzieciaków niepewnie wstało.
-Czemu mamy cię posłuchać? Czemu mamy wrócić i udawać, że nic się nie stało?
-Nie wiem- uśmiechnęła się blado.- Może dlatego, że popadacie w ruinę? Nie macie już żadnej nadziei, żadnej szansy. Może dlatego, że powinniście dostrzec, ile krwi się wylało, jak bardzo ucierpieliście na tym wy i wasi bliscy!- dodała sarkastycznie patrząc się na Jane.- Ja straciłam dużo. Za dużo… A mimo to, zamiast wypiąć się do Olimpijczyków, jestem tu i namawiam was do powrotu. Bo każdy może dostać szanse.
Patrzyłem z podziwem na moją dziewczynę. Moja szkoła! Nie wiedziałem, że tak to rozumie. Uważałem tą misję, za misję- obowiązek, coś co należy spełnić. No, poza tym uważałem, że już nie powinienem jej zostawiać. Ale idąc tu, przekraczając granice obozu w mojej głowie wszystko wyglądało tak: idziesz, musisz im pomóc, może wygrasz, to zadanie, to rozkaz. Jednak podświadomie czułem, że ona ma rację. Ja tu jestem z własnej woli. Nie musiałem tego robić. NIKT mi nie kazał tu przyjść…
Wysoki blondyn, który zadał to pytanie pokiwał powoli głową i usiadł. Zaraz za nim, zniknęło kilka innych czupryn wystających z tłumu. Na nogach, stojąc, nie został nikt.
-Czy ktoś jeszcze ma jakieś pytania?- zawołała Mir. Odpowiedziała jej cisza. Nikt nie wstał, nikt się nie odezwał. Nie mogłem uwierzyć, że ona tego dokonała. Setka herosów wpatrywała się w nią, a ona, moja Mir, dokonała czegoś niesamowitego. No, moja krew…-Świetnie. Skończyłam w takim razie- dodała. Odwróciła się i ruszyła w naszą stronę. Zerknąłem na Nathana, który wstał już i nieprzytomnie wpatrywał się w przestrzeń przed sobą.
Kurde, szkoda mi kolesia. Tyle zrobił, by pomóc, tyle przeszedł… Ale wszystko stracił. On jest spoko, tylko już kilka razy popełniał błędy i tracił. Stracił rodzinę, przyjaciół, potem stracił najbliższą przyjaciółką Silene, do tego przez Emily ucierpiała jego godność osobista, teraz traci Jane. Ja bym się załamał. Nie wyobrażam sobie straty Mir, już brak Jane jest wystarczająco bolesny. Ona była dla mnie jak siostra… Zawsze, gdy była potrzeba, broniłem jej, dowartościowując siebie. Fajnie, było mieć poczucie, że ktoś cię potrzebuje. Tak było ze mną i Jane. Znamy się od ponad ośmiu lat i zawsze mogła na mnie liczyć. Jak była młodsza i ją gnębili, to stawałem w jej obronie. Tylko jakiś czas temu Jane ‘przeszło’ bycie dręczoną i się zmieniała. Ale i tak była dla mnie siostrą. Tylko wtedy to nie ja ją broniłem, tylko ona sama siebie. No, oczywiście ja też, ale jak była potrzeba. A jej już od dłuższego czasu nie było.
Miranda podeszła do nas. Ręce ciężko zwisały jej wzdłuż tułowia a nogi szurały powoli po piasku. Podniosła głowę by spojrzeć mi w oczy. Przez chwilę wpatrywałem się w jej hipnotyzujące, niebieskie soczewki.
-Mike, zawiadom Olimp. Wezwij jakiś transport. Wymyśl coś…- powiedziała cicho. Chciałem ją przytulić, powiedzieć, że już jest dobrze, udało jej się, ale nie zrobiłem tego. Za bardzo bałem się jej reakcji. Stchórzyłem.
Dziewczyna podeszła do ciała Jane. Nathan nachylił się i położył Miri rękę na ramieniu, po czym delikatnie uniósł nieruchome ciało jej siostry. Skierował się do drzwi a ja odwróciłem się do tłumu. Herosi nadal tam siedzieli, wpatrywali się w nas.
Ciekawe co czują… Szkoda im Jane? Wątpię. Boją się? Bardziej możliwe. To jest żałosne, nie ruszą się, nie pomogą…
-Ej, wy tam!- zawołałem.- Wracajcie do siebie, jutro albo po jutrze pojedziecie do Obozu Herosów. A teraz spadówa. Przedstawienie się skończyło…
Wszyscy posłusznie wstali i opuścili Arenę. Pewnie bali się tego, co ich spotka w przyszłości. Nie mają szans, na normalne życie. No, normalne jak na herosów, oczywiście. Jednak to zrozumiałe, że się boją. Mogą się bać, strach to rzecz ludzka. Ja też się bałem w tym momencie. Panicznie się bałem. Nie wiem czego. Miałem wrażenie, że wszystkie wydarzenia się wepchały do mojej głowy i teraz zaczęły ją rozsadzać. Powodowało to jeszcze większe problemy z myśleniem niż zazwyczaj posiadam. Nie przyglądałem się jak kierują się do wyjścia, tylko podszedłem do Mir.
-Mike, czemu ona zniknęła?- usłyszałem pytanie. Siedziała do mnie plecami nie patrząc mi w twarz.
-Przed chwilą im to tłumaczyłaś- zauważyłem.- Ale nie wiem. Nie powiem ci, dlaczego ona, ani dlaczego to spotkało was. Bo nie wiem. A teraz chodź. Znajdziemy jakiś pokój i się położysz. Wszyscy jesteśmy padnięci- dodałem i pomogłem wstać z piasku. Nie opierała się, ale gdy wstała zachwiała się lekko na nogach. Złapałem ją i przytrzymałem, by nie wylądowała na ziemi. Opuszczaliśmy Arenę w kompletnej ciszy. Nikt nie powiedział ani słowa, nie słychać było nawet ptaków, szumu drzew, niczego.
[Nathan]
Zaniosłem Jane do swojego mieszkania. Po drodze kazałem Violetcie przekazać Mirandzie i Mikowi, gdzie jesteśmy. Bezwładne ciało Jane spoczywało w moich ramionach do czasu aż nie ułożyłem go na łóżku. Usiadłem pod ścianą i wpatrując się w sine usta, blade policzki i nieruchomą klatkę piersiową.
Odeszła. Zginęła. Tak jak Silena. Tylko, że Jane kochałem. Tak naprawdę. Ale już jej nie ma. Nie ma nad czym płakać… Próbowałem oszukać sam siebie. No i co z tego? Właśnie tego w tym momencie potrzebowałem. Nie mam, za czym tęsknić, za czym płakać. Nie będę płakał, to żałosne. Wstałem gwałtownie z krzesła i podszedłem do okna. Na placu byli herosi. Każdy podążał w inną stronę, mijali się nawzajem, nie zatrzymywali się, żeby pogadać.
Brakuje jeszcze deszczu, a można by melodramat nakręcić.
Kusiło mnie, żeby spojrzeć na Jane. Nie chciałem tego robić, to zbyt polało. Przywoływało wszystkie wspomnienia uczuć, jakie miałem w jej towarzystwie. Ta irytacja jej pewnością siebie, lekkie rozbawienie jej specyficznym dowcipem. Ale też potrzeba opiekowania się nią. Ona była taka delikatna wbrew pozorom. Tera leży tam i nie rusza się. Pewnie już dawno stoi w Erebie i czeka, aż włożymy jej do ust drachmę dla Charona. To trochę nie logiczne…
Potrząsnąłem głową, jakbym chciał wytrząsnąć z niej myśli o tym. Po cholerę, miałbym teraz jeszcze rozważać, jakim cudem, drachma znajdzie się u Jane… A co jak ją jeszcze połknie?!
Idiota, zganiłem się w myślach.
Do pokoju wszedł Mike. Brunet miał na sobie jakąś czystą bluzkę i swoje sprane spodnie. Kiedy przeszedł przez próg wyjął ręce z kieszeni i na chwilę spojrzał na Jane. Jego spojrzenie było nieodgadnione.
-Jakoś nadal do mnie to nie dociera- powiedział po chwili i oparł się o stół naprzeciwko mnie. Podciągnąłem się na parapet i spojrzałem się na niego niechętnie.
-Do mnie to dotarło.
Mike pokiwał lekko głową a jego ni to kręcone, ni to proste włosy poruszyły się na niej, ale nadal sterczały na wszystkie strony.
-Jakoś ci nie wieżę, ale dobra- uśmiechnął się ironicznie.- Nie będę się kłócił.
-A to nowość.
-Spadaj.
Przez chwile zapadła cisza. Syn tego lalusia od sztuki i słońca popatrzył się na nieruchomą Jane. Jego oczy zrobiły się szkliste. Jeszcze tego brakowało, żeby on mi się tu rozkleił…
-Znałeś ją długo?- spytałem, żeby przerwać niezręczną ciszę.
-No. Znałem ją od prawie dziewięciu lat.
-‘Znałem…”
-Oj wiesz. Nadal ją znam, tylko…- głos mu się załamał.
Błagam, nie rycz. Błagam nie rycz, błagam nie rycz…
-Wiesz, co mamy teraz zrobić?- Mike pokręcił głową. Wyprostował się i usiadł na skraju łóżka Jane. Podszedłem do niego i stanąłem przy poduszce, na którą opadła głowa razem z tymi zajefajnymi czarnymi włosami. Dopiero po chwili, zadałem sobie sprawę, że stoję tak, jak jakiś strażnik, jakieś zwierze, które pilnuje swojego. A Jane nie była przecież moja. Jej już nie ma.
-Ta anty-boska bariera opadła, ponieważ to Emily ją kontrolowała albo po prostu coś z tego dnia- przerwał i jeszcze na chwile spojrzał na Jane, po czym wstał i podszedł do okna- ją przełamało. Mir kazała mi się skontaktować z Olimpem i udało się. Jutro po nas przyślą pegazy…
-Dość sporo pegazów- poprawiłem go a on się lekko uśmiechnął.
-Tak, dość sporo. Tato powiedział, że herosów wyślą do Obozu, a ty, Miranda i ja mamy się stawić na Olimpie.
-Po cholerę my tam?- warknąłem. Sorry, ale nie chciałem słuchać następnych wywodów o tym, jaki to ja byłem niedobry podczas Bitwy o Manhattan albo, jaką wspaniałą robotę odwaliliśmy. Zajebiście wspaniałą, skoro zginęła Jane. Dla mnie już nic nie mogło być wspaniałe bez niej.
Mike chyba zrozumiał, co mam na myśli. Wzruszył tylko ramionami i ruszył do drzwi. Kiedy już miał wyjść obrócił się.
-Nathan, wiem, że to dla ciebie trudne…
-Nie prawda- burknąłem.
-Tia… No, ale proszę cię, pozbieraj się. Musimy chłopie dać radę. Mi też jest potwornie trudno, do tego Mir domawia kontaktu z życiem. Staram się jej…wam wszystkim pomóc, ale jak ty się rozkleisz to nie ogarnę.
Pokiwałem głową. Nie miałem zamiaru pomagać nikomu. No, Mikowi i Mirandzie jeszcze, ale nie kiwnę palcem, żeby pomóc tym herosom. Oni doprowadzili do śmierci Jane.
-Poza tym- dodał Mike a jego oczy na chwilę znów zabłysły- Julia nie skończyła za dobrze, gdy odszedł jej Romeo.
O bogowie, znowu…? Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Nie zamierzam się zabić- upewniłem go i wywaliłem w jego stronę język. –Nie zostawiłbym cię.
-Moja Julio ukochana- zawołał, ale szybko jego radość przygasła.- Lecisz się przebrać, piękności moja. Nie wiem, gdzie macie tu jakiś prysznic, ale lecisz. I to nie jest prośba- powiedział wychodząc. Usłyszałem jego rytmiczne kroki jak zbiegał po schodach i trzask zamykanych drzwi.
***
Wiem, że nie ma zbyt dużo humoru, ale nie wiem na ile w takim momencie mogę sobie pozwolić… Mam nadzieję, że Wybaczycie xD
Annabeth24
„Odwróciła się na pięcie i przywołał” – przywołała
„Chyba ta” – Chyba tak
„polało” – bolało
„Tera” – Teraz
„domawia” – odmawia
Według mnie w opku jest idealna ilość humoru. Jane umarła więc przez jakiś czas nie będzie wesoło :c. To naturalne i logiczne. Bardzo mi się podobało.
Pozdrawiam 😉
Oprocz literowek wymienionych przez Leone,jest jeszcze jeden blad.
„wieze”-„wierze”
Deszcz nastepuje dopiero po momencie,w ktorym ktos mowi „No,juz gorzej byc nie moze.”, Nathan.
Ojej jakie to smutne, ale końcówka jest taka prawdziwa. Nadal pomimo tego wszystkiego nie lubię Mike’a. Po prostu wkurza mnie i tyle. Kiedy czytałam jego narrację myślałam tylko kiedy to się skończy. Przez cały rozdział czekałam aż Jane zmartwychwstanie. Serio, nie śmiej się. Wiem, że wskrzeszanie herosów nie jest jakieś w porządku, ale brakuje mi jej ironicznych uwag. Czemu Miri nie mogła umrzeć. Taak to było chamskie, ale rozpacz Mike….
Dobra wracając do opoka (jeny co znowu. Jak zwykle ktoś mi przeszkadza)
”-Poza tym- dodał Mike a jego oczy na chwilę znów zabłysły- Julia nie skończyła za dobrze, gdy odszedł jej Romeo.
O bogowie, znowu…? Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Nie zamierzam się zabić- upewniłem go i wywaliłem w jego stronę język. –Nie zostawiłbym cię.
-Moja Julio ukochana- zawołał, ale szybko jego radość przygasła.- Lecisz się przebrać, piękności moja. Nie wiem, gdzie macie tu jakiś prysznic, ale lecisz. I to nie jest prośba- powiedział wychodząc. ”
– to mnie rozwaliło. Mimo tego wisielczego humoru, nie mogłaś sobie odpuścić Julii i Romea, co? 😛
Pozdrawiam i weny życzę
Nie xD Romeo i Julia muszą musieć być ;P
Szczerze, to cieszę się, że mi piszesz, że kogoś nie lubisz. Trochę mnie to smuci, bo ja osobiście Mike lubię ale bardziej cieszy mnie twoja szczera opinia 😀 Dzięki!
Wreszcie! Myślałam, że nigdy się nie doczekam! Jak zwykle, oszałamiająco. Chcę więcej Romea i Julii. No i Jane. Brakuje mi jej.
Fabularnie jest okej, bo choć Jane (którą lubię zdecydowanie bardziej) jest martwa to jest martwa i nie zmartwychwstaje. A jeżeli chodzi o humor to, jak dla mnie, było go za mało. Bo mogłoby go być więcej, a uzasadnię to jako reakcję bohaterów na szok, sposób na radzenie sobie z bólem po stracie Jane. Choć raczej to Jane mogłaby w ten sposób reagować na czyjąś śmierć, a, z oczywistych powodów, nie może.
I byłoby genialnie, gdyby nie błędy. Literówek się nie czepiam, bo skoro piszesz na telefonie, to mogą się zdarzyć. Jednak są też inne błędy, które aż proszą się o poprawę. To tak: było kilka nadmiarowych przecinków i jakieś powtórzenie. Jeden ortograf – wierzyć, jako czasownik, piszemy przez ‚rz’. Poza tym ‚nie’ z przymiotnikami i rzeczownikami piszemy łącznie, chyba, że chcemy zaprzeczyć (np. był nie wielki, a mały). Kilka razy, nie tylko w tej części, zauważyłam użycie słowa ‚jak’ zamiast ‚kiedy’ ( ‚Jak była młodsza’, ‚jak była potrzeba’). Tak samo kilka razy nieprawidłowo odmienione zaimki: ‚krzyknęła, a wszyscy ją usłuchali’. Albo ją słyszeli, albo jej usłuchali. Analogicznie: ‚to nie ja ją broniłem’. Powinno być jej. Albo ją obroniłem, obraniałem. Z innych nieprawidłowych odmian: tę misję, a nie: ‚tą misję’. Poza tym wyrażenie ‚patrzeć się’ jest bardzo niepoprawne. ‚Się’ jest skróconą formą ‚siebie’. Więc jak? Patrzysz siebie? Nie, to bez sensu.
Brr, trochę się tego zebrało. Wymieniłam to, bo może pomoże przy tworzeniu następnej części. I przyda się do pisania prac na polski, bo polonistki na takie rzeczy zwracają uwagę.
Co nie zmienia faktu, że opowiadanko super. Miło się czyta, a przez to, że często dodajesz rozdziały, nie zapomina się na czym stanęło ostatnim razem.
Dziękuję!!! Serio, bardzo sie cieszę, ze chciało ci sie wypisać te błędy. I owszem, bardzo mi się przyda, bo moja polonistka mnie nie lubi i ledwo 4 na koniec wyciągnęłam. Mitologia, konkurs, za który dostałam dwie 6 mnie uratował.
Bardzo, bardzo dziękuję. I obiecuje, ze humoru będzie więcej, mam zamiar go wpleść w reakcje Mike.
A niech cię, szkolna wycieczko! Przez ciebie przegapiłam jeden rozdział ‚Bliźniaczek’!
I że co? I do Hadesu po Jane nie pójdą?! Bogowie, oddajcie im Jane w nagrodę! ;___;
Dobra, ogarniam się. Przemowa Mir, oczywiście, wspaniała, ale idę o zakład, że, biedna, i tak nie wierzyła w ani jedno swoje słowo. Nathana nie za bardzo lubię, taki ponury jest, ale i tak mi go szkoda, i Mike’a mi szkoda, i tych głupich złych herosów mi szkoda, teraz jestę smutna i się nad wszystkimi lituję… Humoru mi brakowało, ale i tak fajnie jest.
I Jane mi brakowało.
Tylko te przecinki tak ci skaczą, trochę to dekoncentruje, a żadnych innych błędów poza wspomnianym ‚wieżę’ nie zauważyłam (w pierwszej chwili myślałam ‚jaką wieżę? To tam była jakaś wieża?’ xP).
Chyba serio nie zamierzasz Jane ratować. Foch.
Jest tak samo super jak zawsze, tylko mam doła z powodu Jane. Foch, foch, foch. Foch z przytupem.
Ok, i tak nie umiem się na ciebie fochać, jeżeli tylko szybko dodasz następny rozdział, bo muszę, MUSZĘ wiedzieć, co im powiedzą, i pewnie co dadzą, Olimpijczycy ^^
No nie… Nie foch! A jak obiecam, że coś wymyślę, to się od fochasz 😀 Obiecuję, że coś się wydarzy… Coś związanego z wycieczką do Hadesu… ^^
Dziękuję
YEEEAAH! Czyli jakieś szanse na uratowanie Jane są!
Dziewczyno kocham twoje opka!
Masz prawdziwy talent i niesamowite poczucie humoru (na serio nie mogłaś darować sobie Romea i Julii?).
OK to skoro już cię pochwaliłam czas na płacz…
DLACZEGO JANE??? DLACZEGO ONA??? BOGOWIE…. DLACZEGOOOOOOOOOOO!!!!!!
Bosko skoro już się wypłakałam to… nie chcę ci psuć planów na wakacje ani nic ale…..
Jeżeli Jane nie zmartwychwstanie nie obchodzi mnie nawet w jaki sposób to bój się Annabeth24… bój… dam dam dam!
Już się boję ;____;
Ale dziękuje 😀 Baaardzo mi miło (mimo tego, że mam się bać xD)
O mamo… Choć nie ma zbyt dużo humoru, to i tak jest mega. brakuje Jane, baaardzo jej brakuje. Biedny Nathan, biedni wszyscy ;__; liczę na to, że coś wymyślisz. Serio.
Ale ROMEO I JULIA MUSZA BYĆ COOOO? 😀 Kocham <3