No więc po prologu nadchodzi część pierwsza 😀 Mam nadzieję, że jest lepsza i zastosowałam się do rad. Dedykacja dla Carmel, Celahir, Chione i Mari, które najbardziej mnie zjechały i dały najlepsze rady 😀
Pozdrawiam i miłego czytania (mam nadzieję)
Rano razem z Claire spakowałyśmy nasz skromny dobytek do plecaka. Oprócz mojego koca, kurtki i odrobiny jedzenia znalazły się tam jej pieniądze i paczka i chusteczek. Do pasa przypięłam sobie mój sztylet, a ona w przeciwieństwie do mnie – miecz.
– Diano, gdzie my w ogóle jesteśmy? – zapytała Claire.
– Chyba w Atlancie – odpowiedziałam.
– Więc kierujemy się na północny – wschód – rzekła i ruszyła przed siebie, aby wyjść z lasu, bo to tam właśnie spędziłyśmy noc.
Wyszłyśmy na drogę po jakichś dwóch godzinach wędrowania. Nieopodal był przystanek. Akurat przyjechał autobus. Wsiadłyśmy do niego, a za nami trzech facetów, których przed chwilą wcale tam nie było. Jeden miał na sobie różowy dres w króliczki i kotki, drugi ciemny, elegancki garnitur, a trzeci białe prześcieradło. Dopiero po chwili zrozumiałam, że to starożytna, grecka toga.
– Diano – rzekła Claire, gdy autobus ruszył, chwytając mnie za rękę. Dopiero teraz zauważyłam, jaka jest blada. Drugą wyciągnęła miecz. Po raz pierwszy go zobaczyłam. Był ze Spiżu, a na rękojeści miał wygrawerowane słowo: όνειρο. Ja instynktownie dobyłam sztyletu. W tym samym momencie pierwszy z nieznajomych wyjął drewnianą maczugę, zaś pozostali mosiężne miecze, podobne do tego Claire. Ci ostatni rzucili się na mnie. Wtedy zauważyłam jacy są wielcy – mieli ze dwa metry wysokości. Wbiłam jednemu, który był bliżej, sztylet w bok i poczułam jak wylatuję w powietrze – to on odtrącił mnie tak mocno. Ludzie zachowywali się jakby dopiero teraz zauważyli, że coś się dzieje. Biegali po ciasnym autobusie i krzyczeli. Zobaczyłam jak Claire cięła olbrzyma w dresie na pół, a ten rozsypał się w pył. Prawie w tej samej chwili, że ostatni z nich – ten w todze – biegł ku mnie. Odczekałam chwilę, a gdy był dostatecznie blisko podcięłam go i wbiłam nóż między łopatki. Szybko obróciłam się. W porę by zobaczyć jak moja towarzyszka następnego potwora, tego, który mnie zaatakował, przecięła na pół.
Wokół nas leżał teraz tylko rozsypany pył, ale i on powoli znikał.
Ludzie nie wiedzieli co się dzieje. Wszyscy łącznie z nami i kierowcą, roztrzęsieni wysiedli na najbliższym przystanku. Ciągle jednak poszeptywali:
– Widziałeś to? – pytał jeden.
– Tak, strzelali do siebie, a potem zniknęli – mówił drugi.
Więc to tak naprawdę widzieli. Wariatów, którzy do siebie strzelają. Zawsze dziwiło mnie jak ludzie mogą nie widzieć potworów chodzących sobie spokojnie po takich miastach jak San Antonio. Ale teraz miałyśmy inne sprawy na głowie. Nadal musiałyśmy znaleźć sobie transport na północny-wschód.
Zorientowałyśmy się, że przez ten czas dojechałyśmy do centrum miasta. Przez moje ADHD podróż z lasu do centrum trwała chwilkę.
– Spójrz na niebo – powiedziała Claire.
Podniosłam głowę. Niebo przesłoniły ciemne, burzowe chmury. Zapowiadało się na deszcz.
– Chodź. Musimy znaleźć schronienie – odpowiedziałam i ruszyłam ulicą przed siebie. Claire poszła za mną.
Minęłyśmy Cantennial Olympic Park. Przystanęłam, patrząc na zielone drzewa oraz krzewy i ludzi zbierających się do domów.
– Olympic Park – zamyśliłam się. – Claire, czy to prawda, że Atlanta to bliźniacze miasto greckiej Olimpii?
– Chyba tak. Skąd wiesz? – spytała zdziwiona Claire.
– Nie wiem – odpowiedziałam, bo to rzeczywiście była prawda. Samo mi się wymknęło.
Claire zamyśliła się, ale po chwili powiedziała:
– Musimy schronić się gdzieś przed deszczem.
Zgodziłam się nią i ruszyłyśmy dalej, brukowanym chodnikiem. Gdy przeszłyśmy ok. 40 m zaczęło mżyć. Moja przyjaciółka miała pelerynę, a ja wyciągnęłam z plecaka moją nieszczelną kurtkę.
Teraz już truchtałyśmy. Wszystkie sklepy były zamknięte. W końcu znalazłyśmy się przed jakimś sklepem zoologicznym, z czerwonej cegły. Na szyldzie napisane było coś w stylu WEŻY ZWERĘTIA. Przynajmniej tak odkodowała to moja dysleksja.
Weszłyśmy do środku. Było ciepło, a my byłyśmy przemoczone do suchej nitki, więc było to przyjemne uczucie. Paliło się światło. Ściany były w kolorze zachodzącego słońca. W tej samej chwili z pokoju obok wyszedł facet w różowym garniturze i w kolorowej peruce.
– Witam! – powiedział tak radosnym, donośnym głosem, że byłam pewna iż Ci na zewnątrz go słyszeli. – Wygląda na to, że chcecie kupić coś z naszego sklepu „Żywe Zwierzęta”. Nazywam się Dom Medes. Może pomóc wam coś wybrać?
Pomyślałam, że to dziwne imię. Zachowałyśmy ostrożność.. Nigdy nie wiesz czy twój rozmówca to człowiek czy potwór.
– Witam, panie Domie – rzekła Claire. – My chciałybyśmy tylko przeczekać tu burzę, jeśli to nie problem.
– Ach. Dobrze – odpowiedział, wyraźnie zawiedziony. – Może chcecie zobaczyć moją wspaniałą kolekcję żywych zwierząt? – zapytał na powrót ożywiony.
– No, dobrze – Claire zerknęła na mnie,a ja pokiwałam głową.
– Wspaniale – Dom Medes poprowadził nas korytarzem do innego pokoju. Zapalił światło, a moim oczom ukazało się pomieszczenie o kolorowych ścianach, pasujących do włosów gospodarza. Wszędzie znajdowały się oddzielone parawanami boksy. W oznaczonym wielką jedynką znajdowały się skrzydlate konie – pegazy, w dwójce lwy, a w trójce sfinks. Boksów i zwierząt było jeszcze więcej, ale opisanie ich zajęłoby mi bardzo dużo czasu.
– Kiedyś hodowałem tylko klacze, ale niestety ukradziono mi je, więc rozszerzyłem moją działalność na inne, wszelakie stworzenia – powiedział z dziwnym błyskiem w oku. – A teraz to jest cały mój dobytek – machnął ręką.
Następnie przedstawił nam „swój dobytek”.
– Tu są pegazy. Ten śnieżny to Chione, z błękitną grzywą to Posejdon, czarny Tanatos, a ten brązowy to Rick. Lwy nazwałem po kolei: Demeter, Atalanta i Hippomenes. Sfinks imienia nie ma…. – dalej mówił o innych zwierzętach, ale ja już go nie słuchałam.
– Przepraszam, panie Domie – przerwałam mu. Spojrzał na mnie zdziwiony. – Czemu ten boks oznaczony dwunastką jest pusty?
– Jeszcze nie dostałem, tego szczególnego okazu – powiedział, a ja znów zobaczyłam ten jego błysk szaleńca w oku. – Jestem pewien, że zwierzyna sama do mnie przyjdzie. Moje przeczucia najczęściej się sprawdzają. Wtedy wezmę moją siatkę i złapię w nią ofiarę – wytłumaczył chwytając do ręki wspomnianą siatkę.
Wtedy zrozumiałam o co chodzi.
– Claire, za tobą – krzyknęłam, bo moja przyjaciółka była zajęta oglądaniem zwierząt. W samą porę się obróciła i umknęła przed siatką Doma.
To na nas polował. Chciał herosów.
Wyjęłam sztylet, a Claire już trzymała w ręku miecz. Medes znów rzucił się na nas. Claire miała większe pole manewru mieczem niż ja sztyletem, więc wytrąciła mu siatkę z ręki. Jednak on też miał broń. Wyjął miecz, o wiele większy niż ten Claire. Zamachnął się nim na nią, a ja zrobiłam jedyną rzecz, którą mogłam zrobić by ją uratować. Rzuciłam sztyletem. Trafił w jego ramię. Zawył z bólu i spojrzał na mnie z szałem w oczach. Odepchnął Claire, która walnęła o ścianę i osunęła się na ziemię. Wyjął sobie sztylet z ramienia i rzucił go w najdalszy kąt pokoju. Szedł ku mnie, wymachując mieczem. Byłam bezbronna, mogłam tylko cofać się w głąb pokoju. Nagle prawie potknęłam się o coś leżącego na podłodze. Rozpoznałam w tym siatkę, którą Dom próbował nas złapać.
– I co – powiedział Medes z rozbawieniem na twarzy – Kiedyś pewien sławny heros ukradł mi moje klacze. Teraz ja porywam herosom zwierzęta i brakuje mi tylko jednego. Mianowicie samego herosa. Teraz będę miał komplet – zaśmiał się szatańsko.
Graj na zwłokę – powiedział nagle jakiś głos w mojej głowie. Kiedyś już go słyszałam, ale tylko raz. Wtedy myślałam, że to halucynacje./ Jednak posłuchałam tego głosu.
– Dom Medes – próbowałam odwrócić jego uwagę ode mnie. – Miałeś klacze powiadasz? I ukradł Ci je pewien sławny heros. Jesteś… – zdusiłam krzyk. – Jesteś Diomedes. Klacze ukradł Ci Herakles, bo miał takie zadanie. Przypomina mi się ten mit! Ale przecież ty żyłeś jakieś trzy tysiące lat temu!
– Zgadza się, jestem Diomedes. Nie słyszałaś, że zmarli, którzy, pomagają swojej miłościwej pani, otrzymują wolność? Ale wiesz, że teraz niestety muszę Cię zabić. Może twoja koleżanka, będzie milszym okazem – uśmiechnął się szyderczo.
Teraz albo nigdy, pomyślałam. Zanim Diomedes zdążył zareagować, schyliłam się i podniosłam siatkę. Zamachnęłam się nią na niego. Był zdezorientowany. To wystarczyło, by wytrącić mu miecz z ręki. Leżał teraz blisko mnie, ale i tak nie umiałam się nim posługiwać, więc tylko kopnęłam go. Syknęłam z bólu. Był bardzo ciężki i nawet kopnięcie mnie zabolało. Wycelowałam kijkiem od siatki i pchnęłam Diomedesa w brzuch. Zatoczył się na podłogę. Wtedy złapałam go w jego własne sidła. Szamotał się i groził, ale ja nie zwracałam na niego uwagi. Podbiegłam do Claire.
– Claire, Claire obudź się – mówiłam i potrząsałam ją za ramie.
– C-co się dzieje? -zapytałą szeroko otwierając oczy i patrząc na Diomedesa.
– Chodź musimy uciekać – odpowiedziałam, pomagając jej wstać. Rozejrzałam się się po pokoju. Mój wzrok padł na zwierzęta. Pomyślałam, że trzeba je wypuścić, ale były zbyt niebezpieczne. Claire również tam popatrzała.
– Zostaw to mnie – powiedziała i podeszła do boksów. – Śpijcie! – krzyknęła z taką mocą, że mi samej zaczęły ciążyć powieki, ale szybko zamrugałam i uczucie znikło. Tylko dwa pegazy patrzyły na nią ze zdziwieniem.
– To nawet dobrze, że nie zasnęły – powiedziałam. – Będziemy miały transport.
– Ale co zrobić z tymi zwierzętami? – zapytała. – Może zadzwońmy po władze?
– Dobry pomysł, zabiorą je do ZOO, ale jestem pewna, że stworzenia starożytne, szybko stamtąd uciekną – rzekłam.
Poszłyśmy do pokoju, który chyba był biurem Diomedesa. Znalazłyśmy tam ulotki Hermes Express, złote monety, jedzenie i inne rzeczy, które mogłyby się nam przydać m.in. latarka i śpiwory. Nie wiedziałam po co komu takie rzeczy w sklepie zoologicznym, ale spakowałyśmy wszystko do plecaka. Potem zadzwoniłyśmy anonimowo po władze, wsiadłyśmy na pegazy i wzbiłyśmy się w powietrze. Ja leciałam na Chione, a Claire na Tanatosie. Byłam ciekawa co zobaczyliby przechodni, gdyby byli na ulicy. Pewnie jakiś helikopter. Moje rozmyślania przerwała Claire.
– Diano, wyglądasz na zmęczoną. Zdrzemnij się, a ja popilnuję, żebyś nie spadła.
Chciałam zaprotestować, ale poczułam, że ciążą mi powieki, więc zgodziłam się, nalegając, by przyjaciółka obudziła mnie gdy będzie zmęczona. Oparłam się wygodnie o pegaza i nagle usłyszałam jego myśli.
Dobranoc.
Prawie podskoczyłam, nie wiedziałam skąd się wzięły w mojej głowie, ale wiedziałam, że są jego, bo ciągle prychał i w rzeczywistości i w moich myślach. Ale postanowiłam jutro rozwikłać tę zagadkę, bo dziś byłam bardzo zmęczona.
Dobranoc, mruknęłam w myślach do konia.
Po chwili zasnęłam.
Od autora: Chione, imię konia jakby co nie miało na celu obrażenia Ciebie. Zauważyłaś pewnie, że zwierzęta mają imiona postaci mitologicznych, a do śnieżnego konia pasuje mi bogini śniegu 😀
Gdy tak teraz czytam to powinno być „Prawie w tej samej chwili ZOBACZYŁAM, że ostatni z nich – ten w todze – biegł ku mnie”
Za niedogodności przepraszam :c
Oprocz tego bledu bylo raczej spoko.
Troche to dlugie jak na prolog…
Btw,kolejna corka Posejdona? Duzo ich cos xD
Dawaj druga czesc!:D
Tfu,ja i moje czytanie ze zrozumieniem -,- Sorry za ten prolog xD
1. NIE JESTEM KOBIETĄ!
2. Widać dużą poprawę, ale ciągle to nie jest to, co tygryski lubią najbardziej.
3. Niestety, muszę to powiedzieć, ale jedziesz po schemacie. Gościu ze starożytności, który odrobinę sobie zmienił imię, łapanie herosów do klatek… To wszystko już było.
4. Ciągle mam wrażenie, że dajesz za mało opisów. Nie opisałaś do końca sklepu Doma Medesa i paru innych rzeczy.
5. Północny wschód nie pisze się z myślnikiem
Postaraj się wyrzucić z głowy przygody z książek Ricka Riordana, oraz blogowe opka i zastanów się, co mogłabyś stworzyć nowego, swojego. Coś niekonwencjonalnego, bo, oczywiście, zawsze znajdą się ludzie którym schemat nie przeszkadza, ale zwykle, nie licząc stylu pisania, to niezwykłość fabuły przyciąga czytelników.
A właśnie! I dzięki za dedykację 😀
pieniądze i paczka i chusteczek- hahahahaha powalił mnie ten błąd xD i paczka i chusteczek hahah 😀
Zobaczyłam jak Claire cięła olbrzyma w dresie na pół- przecięła (chyba, że go nie docięła ) 😛 albo jak chcesz uniknąć powtórzenia mogło być ,,wbija miecz” lub ,,tnie”, coś w tym stylu 😉
Zgodziłam się nią- z nią
A więc mnie może opko jakoś specjalnie nie zachwyciło, ale też po przeczytaniu go nie pomyślałam, że jest nieudane ;). Bardziej chodzi o to, że nie mogłam się zżyć z bohaterką, bo było tu stanowczo za mało opisów. I tak na moje oko uwielbiasz wciskać „enter” czyż nie :P? xD A tak serio to mi było się trudniej skupić, przy takim rozmieszczeniu tekstu (a normalnie jest mi się mega trudno skupić :P) Hmmm jak w następnym będzie więcej opisów to zdobędziesz duuuuużo więcej mojego uznania, bo pomysł dobry 😛
To ty nie widziałaś jak ja potrafię zjechać… . Raczej nie zobaczysz tez tego pod tym opkiem, bo duża poprawka 😉 Opisy są, gorzej z uczuciami i o piekło gorzej z przemyśleniami. Powinnaś napisać np.
,,Te miejsce było jakieś dziwne. Dostałam od niego, aż gęsiej skórki. Choć się nie bałam. No dobra. Trochę, tak troszeczkę, tak. Ok! Bałam się okropnie. Do tego gospodarz wydawał się nie z tego świata. Patrzył na nas jak na kanapki. Może powinnam go poczęstować chipsami z plecaka? Przynajmniej, by się na nas przestał gapić” .
To taki przykład. Jest odczucie, są przemyślenia.
Każdy bohater, człowiek, a nawet bóg ma jakąś słabość, czy znak rozpoznawczy np. Atena jest inteligentna, ale też przemądrzalska, a np. Ares świetnie walczy, ale łatwo go sprowokować. Twoja bohaterka może być np. wybuchowa, wesoła i wiecznie uśmiechnięta albo złośliwa i samolubna. To zależy od ciebie. Ale przemyślenia, uczucia i cechy charakteru sprawiają, że ludzie mogą się z nią lepiej zapoznać i w ogóle.
Do tego jeszcze trochę opisów i będzie naprawdę dobrze.
Czekam na CD. Pamiętaj praktyka czyni mistrza!
Opowiadanie jest lepsze niż poprzednia cześć, ale dalej musisz to doszlifować.
Trochę zabolało mnie, jak już zauważył Celahir, jechanie po schemacie. Zauważyłam też nie do końca poprawne zdania i jedno powtòrzenie.
Ale mimo to, idzie ci całkiem dobrze.
Czekam na CD
Pozdrawiam,
Lumimo 😉
Opowiadanie fajne, ale kłania się schemat. ”Oprócz mojego koca, kurtki i odrobiny jedzenia znalazły się tam jej pieniądze i paczka i chusteczek. Do pasa przypięłam sobie mój sztylet” – wydaje mi się, że trochę za dużo tych ”mój”, „moje”. Czekam na cd, ale mam nadzieję, że opiszesz bardziej uczucia i cechy bohaterek.
Nie, to wciąż nie to, na co czekam! Samo opowiadanie nie jest złe, ale musisz popracować nad swoim stylem. Każdy ma coś takiego, co wyróżnia jego opko – humor, dramatyzm, język… ty jeszcze tego nie masz, ale jestem pewna, że jak trochę wyszlifujemy ten twój talencik, to znajdziemy wreszcie diament – wkrótce zobaczymy, ile będzie wart ^^
Mam nadzieję, że znajdziesz jakiś nieruszony jeszcze temat, bo na razie nie zapowiada się na superakcję, więc do pracy marsz, i szukać pomysłu! xD
Poprawa. Zmierzasz w stronę poprawy. Albo przynajmniej próbujesz zmierzać. Nadal wydaje mi się napisane troszkę na siłę i takie… lekko sztuczne, ale już mniej niż poprzednim razem. Ale błagam Cię… OPISY NIE GRYZĄ! W tym opku było ich naprawdę niewiele, można by policzyć na palcach. Na dodatek akcja gna, jak Grover pędzący na Tortillę do stołówki.
Teraz przejdźmy do namacalnych błędów:
…północny – wschód – Powinno pisać „północny-wschód”.
– …znalazły się tam jej pieniądze i paczka i chusteczek. – yyy… Za dużo o jedno „i”.
– Powtórzenia wyrazów przynależności, w niektórych miejscach.
– Gdzieś dodałaś niepotrzebny ogonek do jakiegoś „a” i wyszło „ą”.
– Coś co strasznie mnie razi… Liczby w tekście pisanym zapisujemy słownie!!!
– Ogólnie pojechałaś po schemacie, ale jest już lepiej.
PS. Celahir został dziewczyną. Uroczo.
PSS. Koń z moim imieniem… Spoko.
PSSS. Thx za dedyczkę :*
Nie zgodzę się. Północny wschód piszemy bez myślnika.
Błędy zostały wymienione, a opko mi się podobało. Uczczę je krótkim komentarzem 😀
Jak wyżej, błędy zostały wymienione, dodam jedynie, że brakuje mi uczuć, opowiadanie czyta mi się tak dziwnie… albo to ja jestem jakaś dziwna… Nie wiem, brzuch mnie boli, idę spać xD