Gdy smacznie spałam sobie na najlepszej trawie w Nowym Jorku, przyśnił mi się bardzo dziwny sen. Pod względem dziwności przebijał nawet sen o ożywionym, morderczym guziku, który przyśnił mi się, gdy miałam pięć lat.
We śnie widziałam plażę, piękny, bezkresny ocean i niezbyt wielkie drewniane molo. Szybki rzut oka wystarczył, aby ocenić, że czerwone Słońce za parę chwil schowa się za horyzont. Widok był piękny – niebo miało urzekające, intensywne barwy – nie błękit, a różowawy odcień czerwonego, który rzucał się w oczy z daleka. W stronę plaży dął silny wiatr pochodzący znad oceanu, podrywający duże ilości piachu do góry. To pewnie dlatego nikt nie przebywał w tym miejscu i nie oglądał zachodu słońca –było tutaj zimno i niezbyt przyjemnie. Jednak co poniektórych skusił ten piękny widok i znaleźli się na plaży, by oglądać, jak słońce znika za horyzontem, a wody oceanu odbijają gasnące światło słoneczne, tworząc malowniczy krajobraz.
Na tej części plaży stały trzy osoby, które wpatrywały się w przypływy wody, które niosły za sobą różne ciekawe znaleziska. Tymi osobami była młoda kobieta, jej rówieśnik oraz najwyżej kilkuletnie dziecko.
Kobieta miała brązowe włosy powiewające na wietrze, ciemnobrązowe oczy pełne charyzmy i animuszu, naturalną opaleniznę – wyglądała jak ładniejsza i starsza wersja mnie. Mężczyzna zaś wyglądał jak mój ojciec na zdjęciach sprzed lat. Typowo latynoska uroda – czarne, krótko ścięte włosy, ciemna karnacja i piękne rysy twarzy. Dziecko było zaś podobne do matki – posiadało jej uśmiech, gęste włosy i błyszczące oczy. Gdy dorośli ze sobą rozmawiali, ubrudzona sorbetem malinowym dziewczynka bawiła się, budując zamki z piasku.
– Wiesz dobrze, że nie mogę z tobą zostać – powiedziała kobieta do mężczyzny. Jej ciemne brwi były zmarszczone w nerwowym wyrazie. – Im starsza będzie, tym więcej potworów będzie się nią interesować. Może zginąć – szatynka posłała nerwowe spojrzenie dziewczynce, która zdawała się nie przejmować się niebezpieczeństwem, które mogło na nią czyhać.
Mężczyzna westchnął cicho. Nie był zadowolony z tego, że kobieta musi go opuścić. Mimo iż go nie znałam, w jakiś podświadomy sposób czułam, że bardzo ją kocha i że nie chce, aby go opuściła.
– Nie zostawiaj mnie samego – powiedział, patrząc prosto w jej brązowe oczy. – Obiecałaś, że przez pół roku będziemy jeszcze razem.
– Sytuacja się zmieniła – odparła chłodnym, analitycznym tonem. – Wrogowie Olimpu nie działają już tak skrycie. Mogą zrobić krzywdę tobie i naszemu dziecku. Nie chcę im ułatwiać zadania. Muszę odejść.
Pomimo tego, że mężczyzna był bardzo umięśniony i miał ostre rysy twarzy, teraz wyglądał jak czterolatek, któremu ktoś głośno schrupał lizaka na jego oczach– jakby miał rozpłakać się za chwilę. Stał na plaży z wzrokiem wbitym w piasek i nawet nie podniósł wzroku, gdy jego dziewczyna zaczęła mówić.
– Wiesz, że cię kocham – powiedziała szatynka, unosząc jego podbródek. – Ze wszystkich śmiertelników to ty masz najwięcej siły, aby udźwignąć taką odpowiedzialność. Musisz się nią zaopiekować, skarbie.
Emanowała potęgą i jakimś rodzajem niebezpiecznego blasku, ale gdy zaczynała mówić do mężczyzny, który najwyraźniej był jej bardzo bliski, była dla niego bardzo czuła i miła. Ten gniew i wściekłość, które wprost z niej biły, nagle znikały.
– Nie mam nic przeciwko temu. Chcę tylko, aby miała matkę, a ja – kogoś, z kim spędzę resztę życia… – mruknął pod nosem jej chłopak. Nie był zadowolony z obrotu sytuacji i dało się to wyczuć.
– Gdybym tylko mogła, zostałabym z tobą… – odparła kobieta i ucałowała bruneta w czoło, unosząc się na palcach. Po chwili wyjęła z kieszeni spodni jakieś złote monety i podała je mu.
– To są drachmy. Gdy będziesz chciał ze mną porozmawiać, przywołasz Irydę i nimi zapłacisz za rozmowę, dobrze?
Mężczyzna skinął głową posłusznie i przyciągnął ją do siebie blisko, po czym ucałował jej wargi delikatnie. Szatynka zaś stała niewzruszona, nie odwzajemniając pocałunku. Jej kochanek uniósł brwi w niemym pytaniu.
– Powiedz coś… – szepnął jej do ucha.
– Istnieje prawdopodobieństwo, że nigdy się już nie zobaczymy.
– To kłamstwo. Na pewno się nam uda.
– Optymista z ciebie – powiedziała krótko, spuszczając wzrok w dół.
Kobieta była wyraźnie przygnębiona i zdenerwowana. Zdawało się mi, że wie o jakimś mrocznym sekrecie, o którym nigdy w życiu nie powie swojemu kochankowi.
– Opiekuj się nią. – Wskazała na dziecko, które z zainteresowaniem budowało kolejne piaskowe fortyfikacje. – I pilnuj jak oka w głowie. Tylko chwila wystarczy na to, aby ktoś zrobił jej krzywdę…
– Postaram się zrobić to, co w mojej mocy – obiecał solennie mężczyzna.
– Jak zawsze odpowiedzialny… – powiedziała szatynka, obejmując ramionami jego szyję. – Kocham cię, skarbie…
– Teraz się rozpłyniesz? – przerwał jej chłopak.
– Tak – odparła ze smutkiem dziewczyna.
W tym momencie moje marzenie senne się urwało. Żałowałam tego, bowiem czułam, że to nie jest jeden z tych snów pokroju morderczego guzika – bezsensownych i trochę głupich. To wszystko – sen, rozmowa, którą przeprowadziła ta osobliwa dwójka, nawet to dziecko, upaprane moimi ulubionymi lodami malinowymi – miało jakieś ukryte znaczenie.
Ten młody chłopak sprawiał wrażenie, jakby był tatą albo blisko spokrewnionym z nim człowiekiem. Naprawdę, mieli identyczne rysy twarzy i szpecącą bliznę przechodzącą przez brew. Ona – dziewczyna tego gościa – była przerażająco podobna do mnie. Wyglądała dokładnie tak samo – ciemna karnacja, brązowe włosy, oczy w takim samym kolorze, nawet nasze twarze nie różniły się zbytnio.
– Są dwie możliwości – pomyślałam. – Albo to mój mózg płata mi figle, albo ten sen naprawdę jest czymś ważnym. Bardzo ważnym.
Postanowiłam jednak zignorować to osobliwe przewidzenie. Bardziej prawdopodobne było to, że to tylko szalone sny, które zdarzają się każdemu. Nie warto było się przejmować czymś, co najprawdopodobniej było tylko poszatkowanymi wydarzeniami poustawianymi w losowej kolejności. Zwłaszcza, że pomimo tego, że sen był bardziej sensowny i zrozumiały niż większość mar, jakie kiedykolwiek pojawiały się podczas drzemki, wciąż był trochę dziwny. Dwójka ludzi opowiadała coś o potworach, Olimpie i chronieniu tej małej dziewczynki przed niebezpieczeństwem. Czysty nonsens, nawet jak dla mnie.
Pomimo tego, że już się obudziłam, nadal miałam zamknięte oczy. Nie wiedziałam czemu, ale z jakiegoś powodu nie mogłam ich otworzyć. Próbowałam to zrobić, ale za każdym razem powieki stawały się ciężkie – jakby były odlane z ołowiu – i samoczynnie opadały.
– Budzi się – usłyszałam czyjś niewyraźny głos. Nie mogłam stwierdzić, czy była to kobieta, czy też mężczyzna. W uszach słyszałam tylko irytujący pisk i szuranie krzesła po podłodze.
– Ugh… – westchnęłam ciężko.
Nagle przestało być tak dobrze, a w całym ciele zaczęły się odzywać nowe miejsca pulsującego bólu, który przeszywał mnie na wskroś.
– Wszystko w porządku, Ree? – spytał mnie ten sam głos, co wcześniej. Chciałam się poderwać z łóżka i zapytać, o co właściwie w tym wszystkim chodzi i czemu tak wszystko boli, ale coś mnie zatrzymało. Ktoś troskliwym, aczkolwiek stanowczym ruchem ułożył mnie znów na łóżku.
– Nie ruszaj się. To tylko będzie wzmagać ból – dodał głos.
Otworzyłam oczy i rozejrzałam się nieprzytomnym wzrokiem dookoła. Wszystko dookoła mnie było białe – w takim razie musiałam wylądować w szpitalu.
Nawet nie liczyłam, który raz już z kolei znajdowałam się w szpitalu. Byłam dość pechowym dzieckiem i często zdarzały mi się wizyty w takich placówkach – a to, by zaleczyć rany po bójce, a to, by nastawić kończyny, a to, by uleczyć rany doznane w wyniku zbyt szybkiego jeżdżenia na rowerze lub deskorolce.
Tym razem urazy były jednak poważniejsze niż te, z którymi zazwyczaj trafiałam do tego „cudownego” miejsca. Nie wiedziałam dokładnie, co mi jest, ale czułam, że kręci mi się w głowie i mam ochotę zwymiotować. Dodatkowo nabieranie wdechów było dla mnie po prostu męką, jeśli już o to chodzi. Na całym ciele miałam jeszcze wiele ognisk bólu, ale dwa miejsca – głowa i żebra – bolały najbardziej.
– Co się stało? – jęknęłam cicho, usiłując skupić wzrok na lekarzu, który stał przy moim łóżku. Ciągle jednak pole widzenia rozmywało się i tym samym nie mogłam stwierdzić, co właściwie dzieje się dookoła mnie.
– Zraniłaś się. Ale to nic poważnego – powrót do zdrowia nie zajmie zbyt długo. Na razie będziesz przebywać na obserwacji, jedna z twoich ran potrzebuje uwagi. Najprawdopodobniej pobędziesz tutaj przez parę dni, a potem cię wypiszemy – odparł młodo wyglądający lekarz.
To, co powiedział, nie napawało mnie entuzjazmem, ale skoro stwierdził, że rekonwalescencja by się przydała, to najwyraźniej by się przydała. Nie byłam ze stali ani z innego równie wytrzymałego stopu, a jedynie ze skóry i kości, więc obrażenia trzeba było przecierpieć.
– Yhym… – potaknęłam. – Co to za ustrojstwo?
Wskazałam na rękę, w której znajdowało się jakieś przedziwne urządzenie – plastikowa rurka wystająca z mojego przedramienia, która była połączona z kroplówką stojącą tuż przy moim łóżku.
– To wenflon – odparł lekarz. – Nie radziłbym wyrywać – uśmiechnął się do mnie zawadiacko. – Robi się potem nieprzyjemnie… Gdybyś czegoś potrzebowała, to tutaj masz dzwonek. Jedno kliknięcie i przyjdzie tutaj pielęgniarka – wyjaśnił uprzejmie.
Doskonale zrozumiałam jego słowa, aczkolwiek moją głowę zaprzątała inna kwestia. Zastanawiałam się, gdzie znajdował się mój ojciec. Zwykle znajdował się w szpitalu tuż po tym, jak wpakowałam się w kłopoty i lądowałam na izbie przyjęć ze złamaną ręką lub rozbitą głową. Tym razem jednak nie zauważyłam go nigdzie.
– Gdzie mój ojciec? – spytałam.
– Zadzwonił, że mu coś wypadło. Jakieś spotkanie czy coś w tym stylu. Nie może go niestety odwołać. Ale nie martw się, powinien wpaść do ciebie po porannym obchodzie – odparł lekarz na moje pytanie.
Skinęłam głową i uśmiechnęłam się do niego. Wcale nie spieszyło mi się do spotkania z moim ojcem, chciałam tego uniknąć przez jak najdłuższy czas. Ojciec wprawdzie nigdy nie robił mi awantur z powodu mojego specyficznego stylu bycia i ciągłego pakowania się w kłopoty, ale potrafił nawet samym spojrzeniem wpędzić w tak okropne poczucie winy, że człowiek byłby gotowy paść na kolana przed nim i błagać o wybaczenie. Nie lubiłam błagać o wybaczenie, więc pragnęlam odwlec ten moment w czasie.
Sympatyczny doktorek stał przede mną jeszcze chwilę, gdy nagle usłyszał czyjś wrzask, który rozlegał się w całym korytarzu.
– Doktorze, pacjentka się wykrwawia! – krzyknął ktoś w kierunku młodego doktora.
Zanim się obejrzałam, wybiegł on z sali z dziką prędkością. Widać było, że naprawdę dzieje się coś złego i trzeba prędko temu zaradzić. Uniosłam się na łóżku lekko, by wypatrzeć doktora i może dowiedzieć się, w jakim stanie jest kobieta, której pobiegł udzielić pomocy. W końcu jednak sobie darowałam – młody mężczyzną z bujną blond czupryną zniknął tak szybko, jak się pojawił i nigdzie nie było go widać.
Wobec tego, ułożyłam się na łóżku wygodnie, poprawiłam sobie ciepłą pierzynę i usnęłam znowu. Byłam tak obolała, że jakakolwiek aktywność poza spaniem i leżeniem na łóżku, byłaby dla mnie katorgą.
Tym razem nie śniło mi się nic wyjątkowego i obyło się bez proroczych snów czy też okrutnych guzików-zabójców. Byłam z tego powodu zadowolona – nie każdy lubi, jak co noc śni mu się coraz to dziwniejszy sen i nie ma się w ogóle spokoju, tylko musi się go przez przerwy interpretować i być zaciekawionym, o co właściwie w nim chodziło. A już na pewno nie lubiłam tego ja – Ree Johnson. Było wiele rzeczy, których nie lubiłam.
Między innymi nie lubiłam budzenia mnie ze snu i przerywania mi zbawiennej drzemki, która miała zregenerować siły mojego organizmu. Jednak jakaś osoba o tym nie wiedziała i postanowiła mnie obudzić.
– Wstawaj. Mamy kłopoty – powiedział ten bezczelny typ, który raczył mi przerwać sen.
1 jupi!!!!!
Seria fajna czekam na kolejne odcinki
Raczej opka 😉 Bardzo fajne. Ciekawe i dobry pomysł z snem. Świetny opis szpitala, pomieszczeń i uczuć. Akcja jest i wszystko dzieje się tak jak należy. Poi prostu nie da się tego nie czytać!
Hmm…robi się ciekawie… Czekam
Fajne, orginalnę 😀 podoba mi się czekam na cd 😀
Ale faza… normalnie powiedziałabym moje „słodko”, ale teraz poiwem:
Cukrzyca.
Opko jest niesamowite, zakochałam się w opisach.
O! i jedna prośba: Możesz dodać numerki do tytułu? Np.
„Probolemy z normalnośćą (2)”
Czekam na CD.
A teraz ogłoszenia parafialne:
(Udaje irytujący głos) Yyy… piąta jupi.
Może nawet wszczynam wojnę, ale czy tylko mnie kbong2 przyprawia o nerwicę? Niech to nie zabrzmi źle, ale od kiedy kbong2 odpisał/odpisała na komentarz Chione, przypominają mi się te wszystkie n00bki ktòre banowałam jeszcze za czasòw bycia adminką na serwerze z MC ;_;
Idźcie w pokoju Zeusa
Pozdrawiam,
Lumimo
Wyczerpałam limit słów na dziś pod poprzednim opkiem, więc powiem tylko, że wyszło całkiem nieźle.
Pozdrawiam 😉
A co sądzicie o Ree?
W sumie sam zacząłeś temat, miałam o tym właśnie napisać – czemu my wiemy o jej charakterze tak mało? Dziewczyna w ogóle się nie ujawnia xD
Za to opko czyta się bardzo gładko, tak bym to ujęła 😉 Bardzo dobrze.
Zaczęłaś – jam jest czternastoletnie dziewczę
A propos ujawniania się, już niedługo ukaże się charakterek Ree. Potrzebny mi po prostu ktoś, z kim mogłaby się przyjaźnić no i wojować :p
Jak się czyta Ree? Rii ?
Oj ten sen *,* (zachwyca się)
Sen mi się najbardziej podobał. A tak, to spoko. Coraz więcej opowiadań i to coraz lepszych tu jest c;
Pozdrawiam, i pisz.
Tak, czyta się Rii
Na początku opowiadania są powtórzenia.
…któremu ktoś głośno schrupał lizaka na jego oczach. – To ma jakąś dziwną budowę, coś tutaj nie pasuje…
Najpierw napisałaś, że nie mogła dostrzec lekarza przez swój zamazany wzrok, a później, że wyglądał młodo. Nie napisałaś kiedy poprawiła jej się ostrość widzenia :P.
Opko było fajne, aczkolwiek ostatnia część podobała mi się bardziej :P. Co nie zmienia faktu, iż piszesz cudnie.