Od Autora: Za brak akcji obwiniać należy tylko i wyłącznie mnie, ale wynika on również z tego, że wprowadzam coś (nie)całkiem nowego. Chcę najpierw objaśnić cały system wielokulturowy, którego używam. Nie stworzyłam go sama, byłam pewna, że wyczytałam go u Riordana, ale skoro teza, że ‚wszystko w co wierzą ludzie istnieje’ jest dla was nowością znaczy to, że raczej nie w jego książkach to przeczytałam. Zostaje w takim wypadku dwóch autorów: P. D. Baccalario i moja ukochana Joanne Harris. Ale nie wiem, czy ich książki czytaliście, więc staram się wszystko dokładnie wyjaśniać. Dlatego również ta część jest actionless, bo, jak zauważyła Pass, jest to tylko wyjaśnienie sytuacji. Ja już się zamykam.
Wpis trzeci: Kolejne nudne, acz konieczne wyjaśnienia
W sobotę rano (tj. dziś) obudziłam się z widmem długiej i trudnej rozmowy z Chejronem. Pełna złych przeczuć zeskoczyłam z łóżka, zabrałam ubrania i poszłam do łazienki. Zszokowało mnie, że jest zajęta, gdyż, z tego co wiedziałam ojciec nie miał przepustki. A jeśli ojciec nie ma przepustki to porannej toalety mogła dokonywać tylko moja mama. Która, jak na świrniętego poetę przystało, nie wstaje z łóżka przed południem. A do tej pory brakowało jeszcze jakichś pięciu godzin.
– Mamo! – wrzasnęłam, bo nie miałam pewności, czy ona po prostu nie usnęła w wannie. Zdarzało jej się to już kilkukrotnie.
– Chwilę, Iza, muszę się umalować. – Usłyszałam w odpowiedzi. Co?! Moja matka się maluje? Który dzisiaj? Jedenasty maja. Nie, chyba nikt nie ma urodzin/imienin/rocznicy. Mając nadzieję, że niczego nie przegapiłam przy sprawdzaniu mojego wbudowanego w mózg kalendarza, poczłapałam do kuchni. Nawet nie wyobrażacie sobie jakie było moje zdziwienie, gdy odkryłam, że jest posprzątana. Granitowe blaty były wypolerowane, szklane drzwiczki od szafek wymyte, a podłoga aż lśniła. Coś było zdecydowanie nie w porządku, zazwyczaj wszędzie walają się tony brudnych naczyń, pustych opakowań i butelek. Ze zdziwieniem odkryłam, że stół jest zrobiony z drewna i pomalowany na czarno, bo do tej pory nigdy nie widziałam go spod stosu papierów, talerzy, czy nawet pieczywa.
Zignorowałam to, wyjęłam karton mleka, zmierzyłam go krytycznym wzrokiem i wypiłam pół litra zawartości. Nie chciało mi się szukać miski. Schowałam resztkę mleka albo pusty karton do lodówki i zjadłam jeszcze dwie garście płatków owsianych. To było ekspresowe śniadanie w wersji beznaczyniowej. Zazwyczaj jadam tak, gdy zwyczajnie zabraknie misek/talerzy, ale przeczuwałam, że dziś nie należy brudzić w domu. Wróciłam na piętro, by poczytać czekając, aż mama zwolni łazienkę. Nie nastąpiło to prędko, co było do przewidzenia – skoro ostatnio malowała się w czasach studenckich, i to tylko być może, to zrobienie makijażu zabrało jej nieco czasu.
Kiedy wyszła, ja byłam zbytnio pogrążona w bezkresnych wrzosowiskach północy i tajemnicy pewnego posępnego miasteczka. Nie wstałam z kanapy póki nie doczytałam do końca rozdziału, dwóch, w końcu piętnastu. Wtedy powiedziałam sobie kategorycznie dość i w końcu ubrałam się i wymyłam. Zeszłam na parter akurat, gdy moja mam podała lunch. CO!? Szok, że nie wiem! Moja mama jeśli robiła lunch to tylko i wyłącznie przy użyciu telefonu. Nawet chleb krzywo kroi. Kromki są albo cienkie u góry i grube na dole, albo odwrotnie. A dziś rano stała przy blacie, z książką kucharską, i coś mieszała. Podeszłam bliżej, zobaczyłam, że otwarte jest na przepisie na babeczki czekoladowe i zajrzałam jej przez ramię do miski. Drewnianą łyżką mieszała mąką, trochę innych proszków, cukier i czekoladę w misce. I byłoby okej, gdyby nie to, że czekolada była w kostkach.
– Mamo, czekoladę powinnaś zetrzeć na tarce – zasugerowałam delikatnie. W odpowiedzi prychnęła, ale wygrzebała kosteczki i wyjęła tarkę.
– A tak w ogóle, to co się dzieje? Że babeczki pieczesz i że posprzątałaś? Bo to ty posprzątałaś, tak?
– Tak, tak, to ja. Teściowa przyjeżdża. Na tydzień! – wycedziła przez zęby. Już jasne, co się stało. Skoro przyjeżdża moja babcia najrozsądniej będzie jak najszybciej się ewakuować. Zawsze dochodzi między nią, a moją mamą do spięć. Delikatnie mówiąc.
Co mogę powiedzieć o babci? Wszystko, prawie, co jest przeciwne stereotypowej babuni. Niedawno skończyła sześćdziesiąt lat, poczuła się staro i… wyruszyła na wycieczkę rowerową do Ziemi Ognistej. A na co dzień mieszka w Meksyku, w małym pueblu. To taki rodzaj ichniejszej wioski. Pozostałości po Indianach, takie jakby zamki budowane często przy urwiskach skalnych. Czyli kawałek ma, bo Ziemia Ognista to takie małe, nikomu nie potrzebne, bo niezamieszkane wysepki na południu południu. Klimat okołopodbiegunowy. Zimno jak nie wiem, a przede wszystkim nudno. Może kilka pingwinów i tyle. Odbiło jej, powiecie? Nie, to tylko moja kochana babunia. Była agentka służb tak tajnych, że nawet nie mają nazwy. Impulsywna, wredna, agresywna, czepialska perfekcjonistka. I nienawidzi swojej synowej. Można się domyślić dlaczego.
Słysząc te nieciekawe wieści delikatnie dałam mamie znać, żeby na mnie nie liczyła. Dogaduję się z babcią, jednakowoż nie mam zamiaru za wszelką cenę łagodzić sytuacji w domu. Zdarzało się już nawet, że babcia, kiedy pokazywała mamie jak należy szorować naczynia, tak się wściekła, że zaczęła używać talerzy w roli gwiazd zarannych. Oj było wtedy zamiatania…
Zachęcona informacją o planowanych odwiedzinach czym prędzej udałam się do obozu. Perspektywa ciągłych kłótni jakoś nie trzymała mnie w domu. W obozie też ciągle słyszy się krzyki, ale to jednak trochę inny rodzaj nieporozumień. Dotarłam w porze lunchu i nie miałam nawet czasu ze wszystkim się przywitać, gdyż Nico zgarnął mnie do swojego stolika na stołówce. Przepraszam, Pawilonie Jadalnym. W każdym bądź razie kazał mi siadać i, nie czekając aż zdążę sobie coś nałożyć na talerz, zaczął mówić.
– Iza, sprawa nie jest taka prosta.
– Ale o co chodzi? – Mógłby wyrażać się jaśniej.
– No, o Innych. – A może to ja powinnam popracować nad kojarzeniem faktów.
– A co się dzieje? Może jednak nie istnieją? – Zawsze warto mieć nadzieję.
– No właśnie… Niestety tak, i, jeszcze bardziej niestety, chcą nas roznieść na kawałeczki. Ale mnie chodzi o to, że herosi, Chejron i bogowie, ci nasi, nie chcą mi wierzyć. A nawet jeśli chcieliby, to nie mogą. Po prostu… kiedy zaczynam mówić o Innych, oni nie słyszą albo nie rozumieją mnie.
– Dobra… – Ja też próbowałam pogadać o tym z kilkoma osobami, które jednak całkowicie mnie zignorowały. – Ale dlaczego i ja, i ty możemy o tym mówić, myśleć, no, dlaczego my możemy wiedzieć? – spytałam.
– Wiesz, mam taką teorię… – zamilkł na chwilę – Rozmawiałem o tym z Ivy, ona myśli podobnie. Codzi o to, że herosi są zbyt związani z kulturą grecką, by móc przyjąć do wiadomość, że nie jest ona jedyna. Nie mogą tak po prostu, ale jeżeli ta inna cywilizacja, inni bogowie sami się ujawnią, wtedy może, ale tylko może, heros jest w stanie uczestniczyć w tamtej drugiej kulturze.
– Ale, w takim razie, dlaczego my wiemy? Ja i ty? – spytałam, bo, choć jego wywód był całkowicie logiczny, ja nadal nie uzyskałam odpowiedzi na moje pytanie. Bo jakoś nie przypominam sobie żadnych dziwnych rzeczy, których nie wyjaśniałby fakt, że moja rodzinka jest kim jest.
– Ty chyba nie myślałaś, że Ivy jest śmiertelniczką, a jej piesek zwyczajnym czworonogiem? – Powiedział to tak, jakby nie dopuszczał takiej możliwości. A, szczerze mówiąc, tak właśnie sądziłam. Mimo to zaprzeczyłam ruchem głowy, gdyż przeżuwałam właśnie kanapkę z marmoladą. Szczęśliwie nie pomidorową.
– Czyli, że wystarczy spotkać przedstawiciela innej kultury? – spytałam.
– No nie zawsze. Zależy od tego jak ważny jest owy przedstawiciel, bo, jak wiesz, spotkanie herosa nie sprawia, że śmiertelnik zaczyna od razu wierzyć w Zeusa i spółkę. Natomiast jest też tak, że jeżeli spotkasz, dajmy na to nordyckiego Thora, to to może sprawić, że zyskasz dostęp do kultury nordyckiej, ale już do takiej, na przykład, celtyckiej nie. Ogarniasz? – To się zaczynało robić coraz bardziej skomplikowane. Ale tak, na tamtym etapie jeszcze wszystko rozumiałam.
– No to lecimy dalej. Problem, o którym mówiliśmy, dotyczy głównie ludzi albo istot, ale przyjmijmy, że wszystkie humanoidalne istoty rozumne nazywać będziemy ludźmi, tak więc ludzi niezwiązanych ściśle z jedną kulturą. Bo żeby całkiem zwyczajny heros mógł uczestniczyć w kulturze nie-greckiej i nie rzymskiej, które są bardzo ściśle ze sobą powiązane, musi doświadczyć czegoś naprawdę mocnego. Czegoś , co zmieni jego życie diametralnie.
– A skąd ty to wszystko wiesz? – Nie żeby coś, ale z jego monologu wynikało, że dla kogoś takiego jak on absolutnie niemożliwe jest zdobycie takiej wiedzy. Przynajmniej ja tal to rozumiałam.
– Odbyłem kilka bardzo długich rozmów z kilkoma osobami.
– No tak, ale mnie nie chodziło o źródła, tylko o to, jak możesz mieć taką wiedzę. Bo z tego co mówiłeś wynika, że to niemożliwe – podzieliłam się swymi przemyśleniami.
– Nie, ja nic takiego nie powiedziałem. Mówiłem o uczestniczeniu w kulturze, nie o byciu świadomym jej istnienia. To dwie całkiem różne rzeczy, bo uczestniczenie to… no, bycie w niej. Kontakt z bogami, dopełnianie rytuałów, możliwość przynależenia do jakiejś sekty… Nie znam konkretów, w tym temacie jestem teoretykiem, do tego niedoinformowanym.
– Dobra, i tak wiesz dużo. Co z tym robimy? – zadałam strategiczne pytanie. Bo jak na razie Nico przedstawił mi niezbyt ciekawe fakty.
– Co byś powiedziała na odłożenie tego na później? Teraz chciałbym się przejść na spacer. SAM!. – Cały di Angelo. Prychnęłam i wyszłam z Pawilonu Jadalnego. Swoją drogą, ta nazwa brzmi jak jadło się nie w nim, a go, nie uważacie? To takie paradoksalne!
Poszłam na arenę potrenować trochę przed bitwą o sztandar. Sądząc po odgłosach, poza walkami na miecze, trwała tam ostra kłótnia. Weszłam na pole walk i ujrzałam dosyć niecodzienny widok, a mianowicie jakąś niezbyt wysoką szatynkę stojącą na środku areny i wydzierającą się bardzo, bardzo głośno na zgromadzonych, w większości od niej starszych, herosów. Za jej plecami kilkoro półbogów kończyło pojedynki. W tej małej rozpoznałam Melannie, córkę Nemezis. Ktoś znów był dla niej niemiły, pewnie pokonał ją w walce, a teraz dziecko (dziewięć lat) będzie się drzeć przez cały boży dzień. W tym jest lepsza od matki, naprawdę. A jak nie przyznamy jej racji pójdzie do Chejrona i Apollo jeden wie, co się stanie. Podeszłam do tłumku, który słuchał jej tyrady i szepnęłam do najbliższej osoby:
– O co poszło tym razem?
– Pojedynkowała się z Henrym, but jej się rozwiązał, potknęła się, a Henry jej wytrącił miecz z ręki. – Nie wiedziałam kim jest Henry, jednak nie miało to większego znaczenia. Wszyscy mieli tej małej dość, ale bali się zemsty jej matki. Całkiem roztropnie. Przyglądałam się przez dłuższą chwilę nie słuchając co wygaduje dziewczynka. W końcu znudziło mi się to, wyszłam przed tłum i poklepałam ją w ramię.
– Czego? Nie widzisz, że… – wydarła się na mnie.
– Właśnie widzę – przerwałam jej spokojnie. – But ci się rozwiązał podczas pojedynku, tak? Znaczy, przepraszam – dodałam, widząc jej minę – Henry perfidnie wykorzystał jakieś niedozwolone sztuczki, by z tobą wygrać, tak? – Teraz lepiej. Skinęła głową, zaskoczona, że ktoś stanął po jej stronie. Widać moja taktyka podziałała. Wzięłam ją na zaskoczenie, szczerze mówiąc. Korzystając z tejże przewagi kontynuowałam mój wywód:
– Ja wiem, ja cię doskonale rozumiem. Mnie on też tak oszukał. – To było kłamstwo. – Wiesz, wszyscy chłopcy są tacy sami. Głupi, podstępni, zdradzieccy, kantujący… – Zarobiłam jakieś pięćdziesiąt minusowych punktów fejmu wśród obozowiczów. Ale ja je nadrobię, już niedługo. – Wiesz, a może pokażesz jaka jesteś dobra w walce na miecze, co? No, nie daj się prosić, nie jestem najlepszym szermierzem, chodź.
– Ale… – wyjąkała – ale ty jesteś duża! – wydusiła z siebie. O to mi chodziło.
– A gdzie Henry? – Z tłumu został wypchnięty mały blondynek. Szare oczka, przemądrzały uśmieszek, w każdym calu sowiarz. Aż się uśmiechnęłam w duchu.
– To, może, żebyś już nie oszukał koleżanki, to oboje zdejmiecie buty? – zaproponowałam. Modliłam się w duchu do jego matki, by pojął, że to jedyny sposób na uniknięcie ogólnoobozowej awantury. Bo gdyby sprawa nie została rozwiązana w uczciwym pojedynku Melannie poleciałaby z płaczem do Chejrona, który ją wprost ubóstwia.
Szczęśliwie chłopak zrozumiał, skinął głową i zdjął buty. To samo, choć niechętnie, zrobiła również jego przeciwniczka.
– A kto będzie sędziował? – zaszczebiotała odkładając buty na ławeczkę. O ja piórkuję! Popatrzyłam po zgromadzonych. Jeśli nie znajdzie się nikt odpowiedni cały mój misterny plan legnie w gruzach. Tylko tego by brakowało! Potrzebny był ktoś, kto umie walczyć, zna się na technice, a przede wszystkim potrafi interweniować, kiedy trzeba. Ku ogólnej radości, a przede wszystkim uldze, przez rządek młodych, którzy wgapiali się w mnie jak w obrazek, przecisnął się David.
– Robię to ze względu na ciebie – wycedził przez zęby przechodząc obok mnie. Warto mieć kolegów, nie? Podszedł do Maellanie i Henry’ego, przypomniał im podstawowe zasady i kazał się ustawić. Dalej były standardowe formułki i nawalanie się nawzajem. Opisywać dokładnie tego nie będę, bo: nie znam się, a poza tym łatwo można sobie wyobrazić, co się działo. Walka nie trwała zbyt długo, Henry się znudził i mocniej walnął przeciwniczkę wytrącając jej miecz. Zareagowała głośnym płaczem i wybuchem złości. Poleciała do Chejrona, ale tym razem byli świadkowie, na to, że przegrała w uczciwej walce.
David pogratulował małemu zwycięstwa i podszedł do mnie.
– Wieczorem jesteś moja. – Co on ma na myśli? A, dziś bitwa o sztandar! Dobra, już się bałam, że… W każdym razie, kiedy tylko załapałam o co chodzi, przytaknęłam.
– W takim razie… Może podszkoliłbyś swoją drużynę?
– Jak na razie to muszę ją jeszcze skompletować. Zanim Clar zabierze wszystkie lepsze domki. W tej chwili mam po swojej stronie Sowiarzy. Ale większość Podziemnych jest z Brutalami. – O, będzie ciekawie! Domki Zeusa i Ateny przeciw dzieciom Aresa. Zawsze bitwy są ciekawe jeśli mało liczni, a sprytni herosi są po jednej stronie, a ta silna, brutalna większość po drugiej. Życzyłam koledze powodzenia i umówiłam się na czwartą na ćwiczenia szermiercze. Zawsze warto się rozgrzać i rozruszać przed walką. Żeby czegoś nie zwichnąć… albo nie oberwać jakimś toporem w łeb. Motywacja jest.
Powłóczyłam się trochę, pograłam w siatkówkę z kimśtam, nie wiem kim konkretnie, i na takim nicnierobieniu minął mi czas do obiadu. Tenże jedliśmy w bardzo nerwowej atmosferze wywołanej kłótnią domków Nemezis i Ateny, spowodowanej moją interwencją na arenie. Gdy się tego dowiedziałam skuliłam się i wpatrzyłam w talerz gulaszu.
Niestety, zaraz po posiłku złapał mnie zdenerwowany synalek Hadesa, zaciągnął do Wielkiego Domu i kazał przysiąc na Styks, że to co wcześniej powiedział Chejronowi jest prawdą. Z tym szczegółem, że nie miałam pojęcia co takiego Nico nagadał centaurowi. Kiedy mu to wytknęłam spojrzał na mnie takim wzrokiem, że od razu domyśliłam się, że streścił mu naszą poranną rozmowę. O ile godzinę jedenastą można nazwać ranem. Po moich zapewnieniach, że owszem, di Angelo nie wpadł pod autobus, opiekun zabrał głos.
– Dobrze… Znaczy niedobrze, ale załóżmy, że wam wierzę. Nie wam dwojgu, a Ivy, która wpadła tu w czwartek. Razem z bardzo przekonującymi argumentami, w postaci takich na przykład demonicznych piesków. Przekazała mi bardzo konkretny plan działania, ale Nico, chłopcze, czy mógłbyś ją poprosić, by następnym razem kontaktowała się przez ciebie? – Z tonu jego głosu wywnioskowałam, że po prostu nie chce jej więcej widzieć na oczy.
– Jasne, przekaże, ale sam wiesz jaka ona jest. A teraz mógłbyś mi powiedzieć co masz zamiar zrobić w związku ze zbliżającą się apokalipsą?
– Nie bądź taki nerwowy. To zgubiło już niejednego. Znasz takie przysłowie: Jak się człowiek spieszy to się diabeł cieszy?
– Biorąc pod uwagę, że diabeł jest moim ojcem… – wymamrotał chłopak. – Nie, nie, nic – dodał widząc minę Chejrona.
– Bez takich proszę. A co do końca świata… Pozwoliłem sobie wtajemniczyć Rachel, która powinna zrozumieć. Teraz jest na etapie wyrażania się poprzez sztukę i porządkowania myśli. A my musimy znaleźć chętnych i zdolnych do poprowadzenia misji.
– Dziękuję za szczegóły – wyrwało mi się. Niestety słowa te usłyszał, cały czas obecny, pan D. Rozwścieczyły go one, i to bardzo, wnioskując po tym, co powiedział, a raczej wykrzyczał.
– Izabelo! Chcę ci wyjaśnić co masz robić, więc, z łaski swojej, nie przerywaj! Chcę wam dwojgu powierzyć ważne zadanie! Macie… który dzisiaj? Jedenasty – odpowiedział sam sobie – Więc macie czas do czerwca, aby znaleźć jak najwięcej herosów, którzy mogliby pójść na te misje! Dobierzcie ich trójkami, według tego w co wierzą, poza naszą mitologią i każcie trenować w takich grupkach! A w ogóle: od teraz odpowiadacie za całe to przedsięwzięcie i koniec świata będzie tylko i wyłącznie waszą zasługą! – Chyba miał zły dzień. Te skoki ciśnienia… Nie, myślę, że pokłócił się z żoną. Ostatnimi czasy nie układało im się najlepiej, ona znów denerwowała się, że on ją zdradzał ze śmiertelniczkami. Ale żeby ten gniew wyładowywać na mnie? Chyba postanowił się zemścić za wszystkie moje numery, które mu wycięłam z pomocą Hoodów. Cóż, fakt, czasem lekko przeginaliśmy, ale żeby zaraz kazać dwójce dzieci ocalić świat..? No, zorganizować ratowanie świata, jest pewna subtelna różnica. Jedyny plus: Dionizos nas nie spopielił! Za to skazał na coś znacznie gorszego, bo, uwierzcie mi, odpowiedzialność za koniec świata nie jest czymś, co chcielibyście mieć w CV. Raczej nie przyjmą was na żadne odpowiedzialne stanowisko. Możecie się pożegnać z karierą chirurga, którą wyśnili wasi rodzice. A najlepiej w takim wypadku pożegnać się z życiem.
Bóg zaczął zmieniać formę na całkiem boską, więc odwróciliśmy się od niego. Gdy światło przygasło Chejron rzekł:
– No, życzę powodzenia!
(I na tym zakończę, jakże nudną, relację. Ciąg dalszy nastąpi, gdy zaniknie amnezja. Wynik bitwy o sztandar, ale ta potem, bo teraz nic nie pamiętam. Poza tym, że mam amnezję. Tak, to by było na tyle.)
moja mam podała – moja mama podała
mieszała mąką – mieszała mąkę
wysepki na południu południu – wysepki na południu
Codzi o to – Chodzi o to
ja tal to – ja tak to
Wyjaśnienia całkiem dobre, ale masz rację, że to nie porywa. Też właśnie piszę takie jakby wytłumaczenia i ciężko napisać to ciekawie.
Pozdrawiam
Wydaje mi sie,ze albo Baccalario,albo sobie to domowilas. No,przeciez Riordan napisal tez KRK,a Twoja teoria bylaby logiczna xD
Czekam na cd ;3
te misje! – tę misję
Nie szukałam więcej, bo widziałam, że Leona wymieniła wcześniej 😀
Naprawdę, nie musisz wybierać czy dać akcję do opka, czy wyjaśniać. Da się to ładnie pokryć. No nie porywa.
Hm. Fajne, chociaż rzeczywiście nieszczególnie wciągające, a pomysł wcale nie tak oryginalny, ponieważ właśnie piszę nowe opko, i, niestety, również wpadłam na to, by wprowadzić bogów z innych kultur -.-‚ Oprócz tego, że się na ciebie focham z powodu wykorzystania tego pomysłu, nie jest wcale takie złe, chociaż akcja jest trochę, ekhm, żółwiasta xP Ok, pisz dalej, a ja idę myśleć nad nowym wątkiem do mojego opka…