Jednoczęściówka, powtórzenia celowe. Z dedykacją dla Melii, kochanego Sadełka, które się uczy podczas, gdy ja słodko śpię <3 I dla mądrego ludu, który wierzy w Wielką Pandę i spędza noce w szafie na poszukiwaniu jej.
Spoglądam jak przyozdobione nocnymi gwiazdami niebo odbija się w nadzwyczaj spokojnej tafli wody. Jeziorko przede mną jest niewielkie, otoczone przy brzegach długimi trzcinami i liliami wodnymi, wyglądało uroczo, i w pewnym sensie też tajemniczo, zwłaszcza dzisiejszej nocy. Być może właśnie dlatego je lubiłam, bo miało swój charakter – niepowtarzalny. Charakter, który nie każdy posiada i jestem pewna, że mogłabym przejść cały świat wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu czegoś podobnego, i zapewne znalazłabym takich tysiąc, ale żadne nie miałoby tej magii, co akurat to jezioro. Bo właśnie ono miało wspomnienia, moje wspomnienia. Przymykam oczy i pozwalam, aby chłodny wiatr otoczył moje ciało, bawiąc się długimi, kasztanowymi włosami. Niósł on ze sobą zapach lasu, dębowych drzew i świeżych liści, uśmiecham się lekko pod nosem. Las jest moim domem, mym schronieniem przed całym złem tego świata i tylko tam mogłam czuć się bezpieczna, tylko tam mogłam przebywać. Azyl. Jedyny i wyjątkowy.
Nagle wiatr staje się o wiele mocniejszy niż był jeszcze przed chwilą. Moje włosy rozpoczynały kolejny szalony taniec w powietrzu, dotrzymując towarzystwa cienkim gałęziom drzew, które teraz kołysały się na wietrze. Ledwo utrzymuję się w pozycji stojącej, jednak mimo to można było usłyszeć mój śmiech. Gdyby ktoś stał obok, z pewnością stwierdziłby, że jestem wariatką, ale teraz nie martwiłam się tym. Byłam tylko ja. I oczywiście On, który przebył wraz z wiatrem. „Długo kazał na siebie czekać”, przeszło mi przez myśl, ale wcale nie byłam zła.
Po chwili słyszę ciche kroki, więc odwracam się w tamtą stronę i wzdycham cicho. Na moje usta wpełza lekki uśmiech. Uśmiech, który wita przyjaciela po kilku latach rozłąki. Przyjaciela, który zawsze był przy mnie, a którego porzuciłam, jak kogoś niepotrzebnego. Zostawiłam go samego, podczas gdy on cierpiał tak samo jak ja. Byłam egoistką, wiem o tym, ale staram się dać sobie jakieś usprawiedliwienie. Przecież miałam prawo, prawda? Prawda? Nie jestem pewna, nie chcę o tym myśleć. W głowie krążą niepotrzebne myśli, złe wspomnienia. Natychmiast odwracam wzrok i zaciskam zęby. Czuję, że nie powinnam tu być, ale przecież jestem, nie mogę się teraz wycofać. Nie jestem tchórzem.
— Lasair. — Słyszę jego spokojny głos. W końcu decyduję się do niego odwrócić. Napotykam jego wzrok, jego jasne, niebieskie oczy, które przypominały mi bezchmurne letnie niebo. Bez żadnej skazy. Idealne. W jednej chwili mam ochotę znowu uciec, ale zostaję. Czuję, że tym razem muszę z nim porozmawiać.
— Zmieniłeś się — szepczę, nie wiedząc od czego zacząć rozmowę.
Jego rysy twarzy wymężniały, w oczach widać było pewność siebie, a budowę ciała zazdrościł mu pewnie niejeden mężczyzna, no i te ciemne włosy w wiecznym nieładzie i chaosie, jakby dopiero co wstał z łóżka. Ponownie się uśmiecham i myślę, że wydoroślał, już nie jest tym samym przestraszonym chłopcem co kiedyś. Jednak po chwili uśmiech znika z twarzy. Tyle wspomnień wokół, jednak cieszy mnie widok przyjaciela. Tyle czasu minęło, a teraz on stoi tu przede mną, jest na wyciągnięcie ręki. Cudowne uczucie.
— Ty za to wcale, wciąż taka sama — mówi spokojnie, ale w jego ustach brzmi to jak obelga, jakby się mnie brzydził. Krzywię się lekko. Czyżby czuł do mnie odrazę? Nie mógł, to było moje życie, mogłam robić co chcę. Nie tak miało być.
— Nie masz prawa mnie o nic oskarżać. To był mój wybór — warczę. Przypomina mi się kłótnia sprzed trzech lat, kiedy oznajmiałam mu, że odchodzę, i wiem, że było to dla niego trudne, dla mnie również, ale nie mogłam zostać, nie po tym co stało się z Ethan’em. Zaciskam oczy. Mój Ethan, mój kochany Ethan. Odebrali mi cię, jedyną osobę, którą kochałam ponad życie. Powinni za to zapłacić i tak zrobią, jestem tego pewna. Ponownie podnoszę powieki pełna determinacji i nowych sił.
— O nic cię nie oskarżam, ale to był zły wybór! — mówi głośno i wiem, że stara się zachować spokój. — Powinnaś była zostać ze mną, w Obozie! Nie powinnaś była odchodzić! Twoje miejsce jest tutaj!
— Nie mogłam zostać i dobrze o tym wiesz, nie po tym wszystkim! Proszę cię, Varsey — szepczę i kłamię mu rękę na torsie. Nie wiem, czy chcę uspokoić go, czy siebie. Kolejna kłótnia, po tylu latach nie potrafimy się uścisnąć i powiedzieć, że tęskniliśmy. Nie, to uraziło by naszą dumę, ale czy kolejna sprzeczka jest tego warta?
— Wiem, ale mogłaś to zrobić dla mnie, przecież wiesz, że zawsze byłbym przy tobie. Ethan był moim przyjacielem, też cierpiałem.
Chłopak odwraca wzrok, widzę, że próbuje odzyskać równowagę ducha, a mi jest go szkoda. Jego słowa mnie ranią, popełniłam błąd, którego już nie poprawię. Widzę, że oddycha głęboko, jakby powietrze miało mu dać ukojenie i spokój. Zabieram rękę i odchodzę od niego kilka kroków. Na powrót wpatruję się w niewielkie jezioro na polanie. Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. Cała nasza trójka nad jeziorkiem, nie przejmująca się niczym, bo mieliśmy siebie, przyjaciół na zawsze. Tylko na sobie mogliśmy polegać, tylko sobie mogliśmy ufać. A potem wszystko zniknęło, pękło jak zbyt duża bańka mydlana, zostawiając po sobie jedynie ból i tęsknotę. Czuję jak do oczu napływają mi łzy, nie staram się ich nawet powstrzymać. Zapłacą za to, przyrzekam.
Następuje długa cisza. Spokojny wiatr, cichy szelest liści na drzewach i srebrny blask księżyca. „Ta noc jest piękna”, myślę wpatrując się w krajobraz. Mała polana otoczona gęstym lasem wydaję się być idealnym miejscem, odcięta od reszty świata, mogłabym spędzić tu wieczność.
— Dobrze ci chociaż u nich? U Łowczyń? — pyta po chwili chłopak, a ja nie znam odpowiedzi. Po prostu nie wiem.
Kiedy trzy lata temu dołączałam do Łowczyń chciałam, jedynie nie czuć bólu po utracie swojej miłości, ale ten ból nie minął, wciąż trwa i będzie trwał przez całe moje życie, wiem to. Wieczność przy boku Artemidy wydawało mi się wtedy najlepszą opcją, ale teraz rozumiem swój błąd. To było jedynie przeciąganie mojego cierpienia, powinnam była się zabić i dołączyć do Ethan’a, być razem z nim na wieczność, ale teraz już za późno. Zobowiązałam się wykonać powierzone mi zadanie i muszę to zrobić.
Nagle sztylet przy boku zaczyna mi ciążyć, jakby starał mi się wmówić, że to zły pomysł, zła decyzja, ale nie mogę się teraz nad tym zastanawiać. Odganiam od siebie niepotrzebne myśli. Nie teraz. Chcę zmienić temat, byleby tylko o tym nie mówić.
— To tutaj całowaliśmy się z Ethan’em po raz pierwszy — mówię, a do głowy napływają wspomnienia. Dobre wspomnienia.
— Wiem, od razu mi się pochwalił. Był szczęśliwy— odpowiada. W jego głosie słyszę nutę zadowolenia, jakby przypominał sobie właśnie dobre, wspólne chwile. Również mam ochotę przez chwilę się uśmiechnąć, ale nie robię tego.
— A teraz nie żyje — szepczę z bólem w głosie. — Przez nich.
Varsey spogląda na mnie pełen smutku, po jego przelotnej radości nie widać już ani śladu. Czuję, jakbym raniła go i siebie tymi słowami, ale to była prawda, wszystko co mówię jest prawdą i on dobrze o tym wie. Stara się jedynie nie przyjmować tego do wiadomości. Może się boi? Tego, że to wina jego ukochanych bogów? Zadaję pytanie sama sobie, ale po raz kolejny tego dnia nie znam odpowiedzi.
— Nie mów tak, zginął za wspólny cel.
— Czyj cel?! — krzyczę zdenerwowana i już nawet nie staram się opanować głosu. W pewnych chwilach po prostu tracę nad sobą kontrolę. — Mój?! Twój?! Czy może raczej bogów?! Dobrze wiesz, że nie chciał takiego życia, chciał po prostu być szczęśliwy… ze mną. I to mogło się udać!
— Uspokój się, Lasair! To mu życia nie przywróci.
— A twoi bogowie mu je zwrócili?! Nie! Bo ich nie obchodzi nas los i w głębi duszy dobrze to wiesz! — wykrzykuję słowa, które chciałam powiedzieć mu już dawno temu, ale nie w taki sposób, nie podczas kłótni. Po raz kolejny nic nie idzie po mojej myśli.
— Przestań! Po prostu przestań! — Oboje stoimy nad przepaścią bezgranicznej wściekłości i zaraz do niej wpadniemy.
— Boli cię, prawda?! Boli cię to, że ktoś w końcu mówi ci jak jest?! — Stoję naprzeciwko niego i patrzę w jego niespokojne oczy, oboje jesteśmy wyprowadzeni z równowagi.
— Nie, boli mnie to, że nie wiesz, co mówisz!
— A ty wciąż taki sam! Wciąż im ufasz i wierzysz, wykonujesz ich rozkazy! — krzyczę oskarżycielsko. — Jesteś idiotą, a ja już nie mogę patrzeć jak marnujesz sobie życie.
— To idź! – krzyczy. — Po co wracałaś? Po co chciałaś się spotkać?
Następuje cisza, nie wiem co powiedzieć. Cała złość nagle ze mnie ulatuje. Może on ma rację, może nie powinnam była wracać? Może powinnam była zostać tam zostać i już nigdy o tym wszystkim nie myśleć? A może… Tysiące myśli krążyły w mojej głowie, a ja byłam zagubiona. Co miałam teraz zrobić? Nie mogłam zmienić swojego plan, ale…
— Bo jesteś moim przyjacielem — szepczę. — Zawsze nim byłeś i zawsze nim będziesz, mimo wszystko.
Spoglądam na niego smutno, czekając na jego reakcję. Varsey podchodzi do mnie powoli i kładzie swoją dłoń na moim policzku, głaszcząc go delikatnie. Już nie jesteśmy wściekli, tylko po prostu zagubieni. Zagubieni herosi w złym świecie.
— Wiem, przepraszam — szepcze i przysuwa się do mnie jeszcze bardziej. — Tęskniłem za tobą.
Spoglądam w jego oczy, pełne smutku, a zarazem miłości. Wiedziałam co do mnie czuł, wiedziałam to od dawna, ale moje serce należało do Ethan’a, jednak go tu nie ma, a ja potrzebuję kogoś. Wspinam się na palcach, jesteśmy rówieśnikami, ale teraz pomiędzy naszymi ciałami są trzy lata różnicy. Trzy smutne lata. Przybliżam się do niego i składam na jego ustach delikatny pocałunek. Wsuwam dłonie w jego włosy, a on obejmuje mnie w tali. Chcę więcej. Jego usta są takie miękkie i ciepłe, nie mam ochoty się od nich odrywać, ale to robię. Powoli odsuwam się od niego, jednak on mi na to nie pozwala. Ponownie mnie chwyta i zatapiamy się w kolejnym długim pocałunku. Po chwili znów odrywam się od niego, ale się nie odsuwam, wciąż tkwię w jego ramionach. To miłe.
— A Artemida? — pyta gładząc mnie po policzku i spoglądając czule w oczy. Serce bije mi szybciej, a kolana uginają się pod własnym ciężarem. W tej chwili Varesy przypomina mi Ethan’a, karcę się za to, ale tęsknota za ukochanym przejmuje kontrolę nad ciałem, po raz kolejny muskam jego usta.
— Nie przejmowałabym się nią, jest teraz na Olimpie.
— A Łowczynie pozwoliły Ci tu przyjść? — Na te słowa uśmiecham się lekko, a przed oczami staje mi obraz moich towarzyszek – nieprzytomnych, leżących w kałuży krwi w tymczasowym obozie. Tak łatwo dały się pokonać, żałosne, oczekiwałam po nich trochę więcej. Wystarczyło dodać truciznę do jedzenia, a resztę dobić w tradycyjny sposób. Sztylet to najlepszy przyjaciel herosa, a przynajmniej mój.
— Nie martwiłabym się o to. — Głaskam go po policzku, a uśmiech staje się bardziej złośliwy. Chłopak przygląda mi się z zaciekawieniem.
— Wszystko w porządku? — pyta, a ja jedynie zbywam go machnięciem ręki.
Brunet puszcza mnie, odchodzi kilka kroków dalej i stoje przed jeziorem tyłem do mnie. Uśmiecham się. Wszystko idzie dobrze, może mi się nawet uda. Stawiam pierwszy krok w jego kierunku, ale zamieram w bezruchu. Ten widok… Tak bardzo przypomina mi to stare czasy. Jezioro, przegadane noce, walka o wspólne bezpieczeństwo. Waham się. Mój przyjaciel. Zemsta. Zemsta. Mój przyjaciel. Zemsta…
— Mam plany, do których możesz się przyłączyć — mówię pewna siebie, bo wiem, że się zgodzi. — Możemy ich pokonać, wszystkich. Nie będziemy musieli wykonywać już więcej ich rozkazów, będziemy wolni. Przyłącz się do mnie.
Varsey odwraca się i spogląda na mnie z przerażeniem. Nie takiej reakcji oczekiwałam. Powinien się ze mną zgodzić, przecież to przez bogów nie żyje Ethan, nasz przyjaciel. A on… Czuję wściekłość na niego, na wszystkich. Jak oni mogą być tacy głupi? Gdyby nie bogowie nie byłoby tych wszystkich nieszczęść, moglibyśmy żyć normalnie, szczęśliwie. A kto wie, może nawet założylibyśmy rodziny, mielibyśmy dzieci. Banda idiotów, bogowie namieszali im w głowach.
— Żartujesz prawda? — W jego głosie słyszę nadzieję, a ja swoją tracę. Tak bardzo chciałam, żeby mnie poparł, ale teraz widzę, że on świata poza tymi idiotami nie widzi.
— Nie, zastanów się na tym, proszę. Możemy ich wszystkich pokonać i już więcej żaden heros nie będzie musiał przez nich umierać. Wiesz, że masz rację.
— Zwariowałaś! Nie pozwolę ci na to, zastanów się jeszcze! — krzyczy, a ja już wiem, że on się nie przyłączy, nie będzie razem ze mną, zdradził mnie.
— To wy wszyscy zwariowaliście! Nie będę przed nimi klękała, nie zasługują to!
Czuję, że zaraz wybuchnę. Mój przyjaciel, przyjaciel z którym dzieliłam połowę życia właśnie się ode mnie odwraca, odwraca się od osoby z którą powinien być. Ethan też nic dla niego nie znaczył? To nie może się tak skończyć, inaczej będę musiała go… zabić. Ale nie mogę, nie swojego przyjaciela. Przecież… Czuję się zagubiona. Chęć zemsty i chęć pozostania z chłopakiem toczą zaciętą bitwę. Podejmuję decyzję. Podchodzę do niego powoli, napina mięśnie. Uśmiecham się delikatnie pokazując, że nie ma się czego obawiać. Kolejny raz kładę mu rękę na policzku. Staję na palcach i delikatnie całuję go w usta. Robię to jakby automatycznie, wszystko jest pozbawione uczuć, a przynajmniej tak mi się wydaje. Drugą ręką wyjmuję sztylet, waham się przez chwilę, lecz wbijam go wreszcie w ciało chłopaka. I jeszcze jeden raz. Zadaję głębokie i śmiertelne rany. Chłopak był tak zaskoczony, że nawet nie zorientował się co robię, a potem było już za późno. On już nic nie mógł zrobić, pada bezwładnie na ziemię, a ja staję nad nim. Spoglądam jak krew sączy się z ran i zalewa szarą bluzkę, widzę zdziwienie i smutek w jego oczach, leży na ziemi i nie może się podnieść. Czuję jak ulatuje z niego życie. Marszczę czoło. Piękny krajobraz został zniszczony.
— Jeśli nie jesteś ze mną, to jesteś przeciwko mnie, a wrogów trzeba zabijać — mówię z pogardą. Kątem oka zerkam na odbicie księżyca w tafli jeziora. Odwracam się powoli i ruszam w kierunku lasu, mojego domu. Kasztanowe włosy znów powiewają lekko na wietrze. Zostawiam za sobą przeszłość, zostawiam umierającego przyjaciela. Pozostała mi zemsta. Następny cel: Olimp.
Dziękuję za przesłodką dedykację, moja ukochana Dendrofilko <3
Opko było świetne, znasz moją opinię, prawda? 😀
Były wspaniale opisane emocje, były opisy, przemyślenia, te wahania bohaterki, charaktery – cudo!
Błędów nie dopatrzyłam się, czyżby Wielka Panda zesłała na Ciebie wenę? 😀
lekko psychiczne i pici pici romantyczne. Chciałbym kolejna część
1!!
Widać, że wyprosiłaś łaski u Wielkiej Pandy. Mnie to opowiadanie rozwaliło. Po prostu. Kilka błędów było, ale nie czuję się na siłach, by to jeszcze raz przeczytać i je znaleźć. A tak poza tym: łał. Naprawdę niezwykłe. Jest wszystko, co powinno być. A do tego mój ulubiony typ bohatera: zły, mściwy, psychol chcący rozwalić wszystko. No, nie jestem w stanie się wypowiedzieć bardziej konstruktywnie. Do jednego się przyczepię: ostatnie zdanie wskazuję na to, że to prolog, a nie jednoczęściówka. W związku z czym czekam na ciąg dalszy.
„O nic cię nie oskarżam, ale to był zły wybór” – Nie, on wcale jej nie oskarża, tylko DOBITNIE mówi, że popełniła błąd xD
„szepczę i kłamię mu rękę” – kładę
„popełniłam błąd, którego już nie poprawię” – naprawię
„Bo ich nie obchodzi nas los” – nasz
„była zostać tam zostać” – zbędne „zostać”
„Wiesz, że masz rację” – Akurat tam powinno być „mam”
Jeszcze gdzieś brakowało dosłownie raz przecinka, ale nie chce mi się kopiować całego zdania.
Multum opisów i emocji. Podoba mi się. Opisany przez psychola psychol. Ciekawe…
Pozdrawiam.
Czy ja zawsze muszę robić tyle błędów?
Pass pyszczku! Ale fajnie, że znów coś dla nas napisałaś ^ ^
Akcja bardzo zawrotna. Najpierw myślałam, że będzie jakiś Happy End, a tu nagle bum! Zabiła Łowczynie! Potem bum! Zabija przyjaciela! 😀 Świetnie 😀 A opisy krajobrazu i uczuć wymiatają. Świetna sceneria na mord 😀 😀
Po prostu… Wow! Fantastic Baby! 😀
Podpisuje się pod błędami które reszta wymieniła i stwierdzam, ze na początku czasy zmieniałaś, ale Pass na serio dobre opko :3. Dość psychiczne, ale oddaje Twój charakter xD
Kkiedy zaczęłam czytać miałam wrażenie że piszesz w dwóch czasach, może tylko mi się zdaje, może to zrobiłaś specjalnie opko bardzo mi się podoba ma swój niepowtarzalny charakter, i wywarło na mnie ogromne wrażenie, wiele opisów, emocje (strasznie szkoda mi było tego chłopaka 😉 ) serjo bardzo mi się podoba 😀 licze że zaczniesz pisać jakąś serje 😀
Podoba mi się. Dobrze wszystko wymyśliłaś i świetnie napisałaś. Ta dziewczyna naprawdę nie widzi nic, oprócz zemsty i nienawiści. Jestem ciekawa kto jest jej boskim rodzicem oraz jak dokładnie wygląda.
Znalazłam tylko trzy błędy, które już wypisała Leona o fajnym nicku. Na początku czytałam z niechęcią, bo mimo, że jest to bardzo dobre, bardzo, bardzo dobre opowiadanie, to jednak wszystko idzie według popularnego ostatnio schematu, czy też elementów: Pokrzywdzona przez los dziewczyna, chcąca się też zabić, nieszczęśliwi kochankowie, zemsta na bogach, las, pocałunek… Nie winię cię o to, bo masz naprawdę dobre pióro, ale tutaj jest PRZESYT emocji, krzywd itp, o czym pisałyśmy ostatnio z Melią. Ogólnie jednak możnaby to ocenić na piątkę 😉