Dla… kto sobie zasłużył? Myślę, że Leona99. Za to, że znosi mnie na czacie. Bo znosi, prawda…? Mam przynajmniej taką nadzieję. Może jej się spodoba.
Ewa
– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał po raz dziesiąty tego ranka.
Zaczynało mnie już to wkurzać. Podniosłam zirytowany wzrok znad kubka kawy, którą zrobił mi dla poprawienia humoru. Ten napój uczynił wszystko, oprócz poprawy samopoczucia. Moje zmysły były teraz pobudzone, myśli jaśniejsze. Wolałam stan przymulenia.
– Tak – wycedziłam. – Dlaczego miałoby nie być? To był TYLKO zły sen.
– A o czym on był? – nie ustępował Christian.
– To już nie twoja sprawa – odwarknęłam.
– Dobrze, dobrze. Nie unoś się. Wracamy do Obozu, na pewno jesteś zdenerwowana. Przepraszam, że byłem taki natrętny. Pewnie jest ci teraz ciężko.
Złagodniałam nieco po tych słowach. Nie powinnam była tak na niego napadać, tylko dlatego, że się o mnie martwił. Najwyraźniej zaczynałam robić się coraz bardziej nerwowa. Ale naprawdę – miałam dość niebezpiecznych przygód na całe życie, po tym co przeszłam będąc herosem. A teraz bałam się, że niebezpieczeństwa wrócą…
Syn Hekate wyrwał mnie gwałtownie z rozmyślań.
– Co się tak ociągasz? Pij tę kawę! Medytujesz nad tym kubkiem od godziny, a nadal jesteś dopiero w połowie.
Spojrzałam na niego nierozumiejącym wzrokiem.
Chłopak wykonał facepalma.
– Mówię, żebyś to wreszcie wypiła, no!
Wbiłam wzrok w naczynie. Brązowo-czarny płyn w środku zdążył już ostygnąć. Spróbowałam go czubkiem języka – smakował ohydnie. Cóż. Nie można stawiać zbyt wielkich wymagań zimnej kawie. Wzięłam kubek w dłonie, podeszłam do zlewu i ostentacyjnie wylałam do niego napój.
– Już – uśmiechnęłam się słodko do Chrisa.
Spojrzał na mnie wzrokiem, który mówił „umrzyj, nawet nie wiesz, jak się namęczyłem nad zrobieniem Ci tej kawy”. Ale nie powiedział tego na głos.
– Masz walizkę spakowaną? – upewnił się, zamiast tego. – Zawsze możemy wrócić, ale teleportacje mnie męczą…
– Tak – odparłam, wskazując w róg pokoju. – Upchałam do niej prawie wszystkie moje rzeczy, naprawdę nie mam ich tu zbyt wiele.
– Spoko. Jedną ręką złap mnie, a drugą bagaż, okej? Teleportacja z rzeczami jest cięższa dla magików, więc nie możesz puszczać mojej dłoni, bo nie zdołam cię utrzymać.
– Dobra. Jeszcze coś? – spytałam.
– Nie, to już wszystko. Tylko… gdzie dałaś psa?
– Do walizki.
– Czyli jasne jest, dlaczego stała się nagle taka ciężka. Gotowa?
– Tak – odparłam.
A więc witaj, Obozie Herosów. Odetchnęłam głęboko. Moja warszawska kuchnia zaczęła mi powoli znikać z oczu, gdy nagle usłyszałam huk otwieranych drzwi – Mateusz wpadł do mieszkania. Spojrzał na znikających nas i domyślił się, co się dzieje. Doskoczył do Chrisa i chwycił go pod ramię. Syn bogini magii usiłował się wyrwać, ale na niewiele mu się to zdało.
Mateusz teleportował się razem z nami.
***
Poczułam nagły, ostry ból w całym ciele. Mój krzyk rozdarł świat ponad przestrzenny, zwany teleportacją. Moimi nerwami wstrząsały fale cierpienia. Dawno mnie tak nie bolało. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy. Z ust wyrwał się kolejny wrzask torturowanego zwierzęcia. Nie potrafiłam się otrząsnąć, tym bardziej, iż nie znałam źródła bólu. Straciłam zdolność jasnego myślenia. Puściłam walizkę i rękę Chrisa. Zaczęłam spadać.
Moje ciało płonęło cierpieniem. Każda komórka zwijała się w agonii (to metafora, jakby ktoś nie zajarzył). Każda najmniejsza część ciała zajęła się żywym ogniem, którego przyczyna tkwiła zapewne tylko w mojej głowie. Nad sobą słyszałam wołające mnie głosy. Cichły coraz bardziej. Czy umierałam?
Nagle wszystko się skończyło. I ból. I spadanie. I – czego jeszcze wtedy nie wiedziałam – moje dobre życie. Poczułam, jakby ktoś wyrywał mi duszę z piersi… I o coś uderzyłam. Tak po prostu. Leżałam na żwirowanej ścieżce. Ostre kamienie wżynały się w mój policzek, rozcinając skórę. Deja vu? Tak. Tylko tym razem to działo się naprawdę. Spojrzałam na swoje dłonie. Były takie jakieś małe i niekształtne. Ja miałam ładniejsze. Dotknęłam włosów. Były zbyt cienkie… Moje miały dość sporą objętość! Złapałam kosmyk i podetknęłam sobie przed oczy. Zobaczyłam… króciutkie, czarne loczki, obcięte niemal na pazia. Teraz najchętniej odskoczyłabym od tej postaci. Ale to ja byłam tą postacią…
Christian
Mateusz rzucił się przed siebie i w ostatniej chwili chwycił moje ramię. Mówiłem mu, żeby sobie sam wracał do Obozu, ale nie posłuchał. Trudno. Jeszcze chwilę usiłowałem wyrwać rękę, jednak nie udało się. Po chwili pokój zaczął się rozmywać, a my zostaliśmy wyrzuceni w ponadprzestrzeń. I wtedy wszystko potoczyło się jakoś dziwnie…
Ewa w pewnej chwili zaczęła wrzeszczeć. W jej oczach widziałem przerażenie dzikiego zwierzęcia, panikę. Po jej policzkach spływały wielkie łzy. Próbowałem przekrzyczeć wiatr i zapytać, co się stało, ale zdawało się, iż moje słowa w ogóle do niej nie docierały.
Po kilku sekundach tego stanu, który dla mnie wydawał się być wiecznością, puściła moją rękę. Tak po prostu. Jakby przestało zależeć jej na życiu.
W powietrzu zaczęła się wić i jeszcze bardziej krzyczeć. Nasza teleportacja, jakby stanęła w miejscu. Pociągnąłem za sobą Mateusza i rzuciłem się w dół, by ją złapać. Niestety, moja magia nie była w stanie nieść mnie tak szybko. Udało mi się tylko złagodzić jej upadek na ziemię.
Wylądowaliśmy na jakimś pustkowiu, gdyż straciłem panowanie nad teleporterem. Nie obchodziło mnie to już. Nie wiedziałem co jej się stało, ale najprawdopodobniej była to wina Matiego, który doskoczył do nas w ostatniej chwili. Zazgrzytałem zębami i kazałem chłopakowi się odsunąć.
Odgarnąłem jej rude loki z czoła i delikatnie dotknąłem twarzy.
– Dlaczego cię zostawiłem na tyle lat? – zapytałem bezgłośnie.
Nagle Ewa otworzyła oczy. Były jakieś inne… Pełne zawiści. Obce. Nieprzyjazne. Nienawistne. Ale to była
przecież ona! Prawda…?
– Już wszystko dobrze, Chris – szepnęła i położyła mi dłoń na klatce piersiowej.
A potem bezwstydnie pocałowała. Jakby kompletnie zapomniała o Mateuszu… Gdy to zobaczył, odsunął się od nas z niedowierzaniem wymalowanym na twarzy, po czym pobiegł prosto przed siebie. Prosto w las.
Mirabelle
– Już czas – wyszeptał do mnie Kadir.
Klęczałam przed jego tronem z radością wymalowaną na twarzy. Trzymał mnie tu od urodzenia, zapewniając, iż pewnego dnia moje życie ulegnie zmianie. Pracowałam jako służąca. On w zamian dawał mi jedzenie i dach nad głową. Gdy miałam dwa miesiące, zabrał mnie mojej pijackiej rodzinie, wiedząc, iż ludzie z takiego otoczenia i tak nie będą w stanie poradzić sobie z dzieckiem. Mówił, że zostanę odesłana do kochającej rodziny, będę miała chłopaka. Że stanę się piękna. To wszystko kosztem innej dziewczyny o imieniu Ewa Holt, z którą zamienię się ciałami. Nie obchodziło mnie to, czy ona będzie potem nieszczęśliwa. Obchodziło mnie tylko, co stanie się ze mną.
Kadir twierdził, że tuż po urodzeniu w głowie tej dziewczyny Atena ukryła jakieś ważne sekrety bogów. Bo jej matką była Atena. On miał zamiar wyciągnąć z niej te sekrety. Jeśli wszystko dobrze by poszło, nikt nie zorientowałbym się, że jestem nie tą Ewą, a ona zginęłaby zaraz po wydobyciu z niej tych informacji.
Dostałam cały życiorys Holt z poleceniem nauczenia się go na pamięć, by nikt nie zaczął niczego podejrzewać.
Kadir był szlachcicem, pomniejszym bogiem greckim, Ponosem. Ja zwykłą śmiertelniczką, widzącą przez Mgłę. Ale i tak zamierzał mnie wykorzystać do swoich planów. Dzięki mnie mógł odczytać sekrety z umysłu Ewy. Dzięki mnie mógł wywołać wojnę pomiędzy bogami olimpijskimi. Nie byłam wcale zwykłą osobą.
– Dobrze, panie – powiedziałam.
Podczas zamiany czułam straszny ból. Ale wiedziałam, że czeka mnie nagroda.
Później cierpienie przeszło, a ja upadłam na ziemię, na jakimś pustkowiu. Nade mną pochylał się ten chłopak – Christian. Pocałowałam go. Ale przez jego twarz przewinęła się niepewność… Jakby zobaczył w moich oczach prawdę. Nie dbałam o to.
Mam nadzieję, że się podobało. I wiem, że krótkie, ale rok się kończy i nie mam zbyt wiele czasu na pisanie.
Pozdrawiam
Chione
Cóż, swoją opinię wyrażałam już w mailu, ale się powtórzę: jesteś geniuszem.
Pij tę kawę! Medytujesz nad tym – tę i tym bardzo blisko sobie, nie musiałaś drugiego używać.
Chłopak wykonał facepalma. – nie wiem, czy należy wplatać słowa angielskie do opek, lepiej by było np. „strzelił otwartą dłonią w czoło” czyy coś 😀 A, i facepalma się strzela, nie wykonuje 😀
A opko świetne, a i strasznie fajne imię „Mirabelle” – odrobinkę jak mirabelki dla Grubego 😀
Mirabelki dla Grubego…? WTF? o.O
Typowy Seba, ugh
Aaa… Spoko :D.
Ale świetnie rozwinęłaś fabułę! 😀 Coś czuję, że szykuje się najlepsza seria CA! Podpisuje się pod Pallas, mistrz i geniusz.
Dzięki, Reyno :). A tak na marginesie, odpiszesz mi na maila w najbliższym tygodniu? 😛
Wow. Kobieto, ja to się tego nie spodziewałam. Świetne! Jestem ciekawa, co dalej!
wedcyhrfbvskjsdp,mfahnnvilziaxfgłhea. Jakbyś nie zrozumiała, tu chodzi o to, ze odebrałaś mi mowę swoim cudownym opkiem i tera się wysłowić ni umiem :C. Dobra, to jest po prostu nie do opisania 😀
PS: Ten wirus skypa powinien już zniknąć, ale dla pewności nie zaloguję się jeszcze do jutra 😛 Przepraszam za spam xD
Spoko, Iga ;). Myślisz, że mogę dodać Cię już do znajomych na Skajpie? Bo chwilowo jesteś u mnie zablokowana. I w ogóle, jak się to stało, że dostałaś wirusa? Też kliknęłaś w link z zipem?
Taaaa -,- oh jak ja uwielbiam mojego kolege z klasy TT______TT
To znów on? O.O
E tam. Ewcia się nie da. Zbyt zadziorna, żeby dać się zabić. Chociaż… z nią nigdy nic nie wiadomo. Dlatego z utęsknieniem czekam na kolejną część. 😀
Tyle się już nachwaliłem nad tym opkiem, że zaczyna mi pomysłów brakować T.T Rozwaliła mnie medytacja nad kubkiem herbaty. Akcja mnie zaskoczyła, chociaż dawałaś mi to już kilka razy w przedpremierze. Twój styl pisania bardzo wciąga. Podsumowując : idę nauczyć się nowych epitetów.
Myślę, że znasz ich już dość, ale chyba najbardziej na miejscu byłby epitet “beznadziejne opko“ 😉
Znoszę… chyba. Musze się zastanowić 😀
Całkiem ciekawy zwrot akcji. Wszystkie serie były dobre i jestem ciekawa co teraz wymyślisz, bo wykorzystałaś już większość możliwości. Dzięki za dedykę.
Pozdrawiam
Świetne *O*