PS Sorka, ale pisanie na telefonie w autobusie jest męczące i na sto procent jest tu pełno błędów. Możliwe też, że pojawi się problem czcionki, akapitów oraz spacji. Przepraszam, to nie moja wina!! 😛
[Jane]
Widziałam światło. Światło dzienne oślepiło mnie, ale zaraz potem do niego przywykłam. Czułam się cudownie. Z mieczem w ręku. Mieczem, który mi dziś pomoże. Pomoże uciec…
Nie, nie uciec z Domu. Pomoże uciec od problemu. Jakiego? Jedynego, jaki mam. Od mojej siostry. Od Mirandy.
[Miranda]
Światło najpierw mnie oślepiło, ale szybko do niego przywykłam. No nareszcie coś widać… Szybko jednak pożałowałam tych słów.
Dziewczyna, która obudziła mnie, zaprowadziła mnie ciemnymi korytarzami do wielkich drzwi. Wręczyła stary, zardzewiały lekko miecz i zostawiła samą. Nie protestowałam. Nie miało to już sensu. Nic, nie miało sensu. Odłożyłam miecz na stół przy ścianie i samotnie, z pustą dłonią stanęłam przed olbrzymimi drzwiami, które powoli się otwierały.
Wszędzie widać było herosów, wygnańców. Wszędzie słychać było ich dzikie wrzaski. To było straszne… Czułam się jak jakiś niewolnik na arenie w starożytności. Niestety, moje uczucia nie odbiegały od prawdy. Nie byłam wolna. Nie z własnej woli stałam na skraju ogromnej piaszczystej powierzchni. Byłam jak gladiator…
Rozejrzałam się. Mój wzrok zatrzymał się na loży dla ‘VIP-ów’. Zasłoniłam ręką oczy przed rażącym słońcem. Musiało dochodzić południe, bo raziło strasznie. Zamarłam. Obok krzesła, które prawdopodobnie przeznaczone było dla tej ich całej Siostry, siedział Mike. A tak właściwie klęczał z rękoma uniesionymi w górę i przywiązanymi do jakiegoś pniaka. Głowa zwisała mu smętnie w dół, a włosy pełne grud krwi i błota zasłaniały twarz. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam… nie mogłam mu pomóc. Ja stałam samotnie, przed zamykającymi się już za mną drzwiami na wschodniej części Areny, loża była na północy. Pięć metrów nad ziemią.
Mike dostrzegł mnie, gdy wrota, przez które przyszłam zatrzasnęły się z głośnym hukiem. Widownia ucichła jak na zawołanie. Czułam na sobie miliony spojrzeń. Nienawistnych, pragnących moich śmierci. Mike uniósł głowę i krzyknął coś do mnie. Nie docierały do mnie żadne dźwięki. Znów krzyknął, ale nic. Wpatrywałam się w jego pokrwawioną koszulkę, posiniaczone ręce i podrapaną twarz.
-Witaj, Mirando Hillewy, córko Hermesa oraz Oliwi, córki Ateny. Witaj, ta, która sprawi, że pokonamy Olimp.
Oderwałam wzrok od Mike i spojrzałam na krzesło obok niego. Nawet nie zauważyłam jak ta cała Siostra, stanęła tuż przy nim. Ubrana w białą togę z zasłoniętą twarzą jakimś materiałem, chyba jedwabiem.
-Eee… No cześć- bąknęłam niepewnie.- Mogę wiedzieć, kim jesteś? Bo ta firanka ciut mi widzenie zasłania.- Dziewczyna zaśmiała się i uniosła jedwab. Zamarłam, ale szybko otrzeźwiłam. Zerwałam gwałtownie jedno z piórek.
-Ty!- wrzasnęłam a miecz błyskawicznie znalazła się w mojej dłoni.- Ty! To przez ciebie!
Emily stała w loży, szczerząc się do mnie szyderczo. Ruszyłam w jej kierunku.
-Też cię miło widzieć. Co przeze mnie? Ach tak, straciłaś siostrę, co nie?
Nie odpowiedziałam. Wnerwiona, szłam przed siebie nie zważając na nic.
-To może lepiej z nią pogadaj jak ze mną nie chcesz- zawołała, klaszcząc w dłonie a za ogromnych drzwi na zachodzie Areny, wyłoniła się Jane.
Krzyknęłam. Widząc ją, taką jak zawsze w czarnych szortach, koszulce Obozu Herosów, postrzępionej na dole i z oderwanymi rękawami, przestałam myśleć. Jane szła spokojnie z mieczem w dłoni do mnie.
Ona tu… Ja też… My dwie na Arenie. Zrozumiałam. Mamy się bić. Jedna ma zabić drugą. Po to była Jane Emily. Żeby namówić ją do zabicia mnie. Razem nie da się nas pokonać, pomyślałam. Ale teraz jesteśmy osobno. Jane obok mnie, z mieczem w dłoni. Z rządzą mordu w oczach. Przypomniał mi się mój sen, który miałam pierwszej nocy w Obozie. Przypomniałam sobie, jak widziałam siebie walczącą z kimś na arenie, jak płakałam. To teraz się spełni. Będę walczyć, będę walczyć z własną siostrą…
-Jane!- zawołałam. Moja siostra nie zareagowała. Nadal szła w moją stronę. Nie wiedziałam co robić.
-Witaj siostrzyczko- usłyszałam, gdy pierwszy cios uderzył w rękojeść mojego miecza. Odskoczyłam, ale Jane ponownie uderzyła. Cieleśnie i słownie.
-Nie chcesz walczyć? Czemu? Boisz się, zgadłam?
Kolejny cios, kolejna obrona, kolejny skrawek mojej duszy, mojego serca znikał.
-Jane, ogarnij się!
-Ja? Ja nie robię nic złego!
-Głąbie, walczysz ze swoją siostrą!
-Nie… nie jesteś moją siostrą!- krzyknęła znów celując w mój brzuch, ale ja odskoczyłam.
-Jestem! Jestem, jestem, jestem! I przymknij się, bo bredzisz! Kurde, ona tobą steruje!
-Wcale nie! To ty na mnie koszmary zsyłasz!
-Jakie do cholery znowu koszmary?!
-Nie udawaj- wysyczała i o mało co, nie podcięła mnie.
-No wyobraź sobie, że nie udaję! Nie mam pojęcia o czym mówisz! To Emily, ona to robi! Nastawia cię przeciwko mnie!
-Przymknij mordę!- wydarła się a ja wybuchłam. No, nie dosłownie oczywiście…
Zerknęłam na Mika, na Emily, która z radością patrzyła na naszą walkę. Mogłam się domyśleć, że ona jest tą Siostrą! Bosz… Jaka ja byłam tępa!
-Nie będziesz tak do mnie mówiła, słyszysz?! Jesteś moją siostrą! Nie masz wyboru! Bliźniaczki, się nie wybiera!- zawołałam unikając setnego już chyba ataku. Jane ze wściekłością uderzała mieczem. Bez rezygnacji, bez żadnego wyrzutu sumienia, próbowała mnie zabić.
-Niestety!
-Jane, błagam, debilu jeden!- krzyknęłam, gdy o mały włos nie wbiła mi ostrza w łydkę.- Pomyśl, czemu tu jesteś! Pamiętasz?! Obóz Herosów?! Dostałyśmy misję!
-To ściema!
-Tak? To czemu tu jesteś?- spytałam ironicznie. Coraz lepiej wychodziło mi blokowanie jej ciosów, co ją trochę wpieniło.
-Bo tak!
-Nie. Jesteś tu, bo dostałyśmy misję. Pamiętasz jak tu szłyśmy?!
-Nie! Zamknij się i walcz, a nie uciekaj!- wydarła się i wytrąciła mi miecz z dłoni.- Ha!
-Ojć- mruknęłam i nie czekając na jej reakcję pognałam do tyłu. Słyszałam jak biegnie za mną krzycząc i klnąc. Cała Jane… Chwyciłam miecz leżący na ziemi. Obróciłam się i w ostatniej chybili zablokowałam jej cios prosto w moje plecy.
-Pomyśl o naszym domu!- krzyknęłam zdenerwowana.
Publiczność krzyczała, wyła, zawodziła jakieś pogróżki. Widziałam niemal, jak Emily śmieje się z mojej sytuacji, jak Mike próbuje się uwolnić z więzienia.
-Myślę! Jestem w nim, tylko ty też tu jesteś! Giń!
-Siostra, pamiętasz Clarisse?- zapytałam obracając się zwinnie i prześlizgując się pod jej ramieniem.- Walczyła jak ty, uczyła cię. Dała ci ten miecz.
Jane zatrzymała się na chwile, ale szybko wróciła do stanu ogłupienia i poszczuła mnie kopniakiem w piszczel. Skrzywiłam się, ale nie krzyknęłam.
-To chyba znaczy nie… A ciocię Wiktorię? Nasza prawie babcię! Byłaś dla niej ważna! Kochała cię! Bardz…- nie dokończyłam, bo przerwał mi krzyk Jane, która już porządnie wkurzona moją gadką wrzasnęła i zaczęła na oślep okładać mnie spiżem.
-Nie pamiętam! Nic nie pamiętam! Nie chcę pamiętać! Mam dość ciebie! Chcę cię zabić!
Nie Jane, nie chcesz- krzyknęłam rozpaczliwie, ale czułam, że ona mówi prawdę. Łzy napłynęły mi do oczu. Czułam się jak wszystko mi się wymyka z rąk, jak tracę wszystko, co do tej pory jakoś udawało mi się zatrzymać.
-Jane, masz natychmiast przestać! -krzyknęłam pewnie, ale byłam już totalnie załamana. Nic nie pomagało. Rozpaczliwie szukałam jakiejś pomocy.
-Jak zginiesz, to przestanę.
-Pomyśl o Nathanie! Podoba ci się! Ty mu też! Ale Emily chce go zabrać! Już zabrała!- wołałam, gdy ta próbowała mnie pokroić na kawałki.
-Zostawił mnie! Nic dla mnie nie znaczy!
Wiedziałam… Emily musiała też się zorientować i wyczyściła jej pamięć ‘z Nathana’, zostawiając jedno wspomnienie, jak ją opuścił. Łzy coraz bardziej zasłaniały mi widzenie i Jane w końcu wytrąciła mi miecz z ręki. Z głośnym brzęknięciem upadł kilka metrów dalej.
To koniec. Zginę. Zabije mnie własna siostra…
-Przegrałaś- zauważyła Jane podchodząc do mnie z wyciągniętym mieczem. Celowała w moją szyję. Uniosłam ręce w górę w geście poddania się.
-Punkt za spostrzegawczość- powiedziałam, gdy następne łzy spływały mi po policzku. Nie wiedziałam co robić. Nie wierzyłam, że to koniec. Nie może… To niemożliwe…
Jane zaśmiała się szyderczo i kopnęła mnie w brzuch. Odrzuciło mnie do tylu i efektownie upadłam na tyłek. Kiedy moje cztery litery grzmotnęły o ziemię, wyczułam coś twardego w kieszeni. No tak!
-Jane, a to ci nic nie przypomina?!- zawołałam podnosząc się z trudem i rzucając w jej stronę przedmiotem, który do tej pory spoczywał w kieszeni szortów. Jane złapała go nad swoja głową w pięść. Przestała iść w moja stronę i zetknęła do swojej ręki.
-Nie!- usłyszałam krzyk nad sobą. Ujrzałam Emily, stojąca przy poręczy i piorunującą nas wzrokiem.-Jane, nie patrz na to! Nie możesz…! Nie na sowę! Nie! Do cholery, przestań się w to gapić, to wszystko zepsuje!
Wyprostowałam i spojrzałam się z nadzieja na siostrę. Jej twarz drastycznie się zmieniła. Teraz była pokryta przerażoną, pełną bólu mieszanką wściekłości i rozgoryczenia. Patrzyłam na nią z nadzieją.
Nie wiem czemu, ale miałam nadzieję, że wisiorek z sową podarowany jej przez Atenę pomoże. Nadzieję… Nadzieja jest dla głupich, podobno. Ale czy ja, która ale czy z własną siostrą i nie wie jak jej pomóc nie jestem głupcem? Z przerażeniem patrzyłam jak Jane podnosi głowę i patrzy na mnie. To była jedyna nadzieja. Nie mogłam jej zmarnować.
-Jane… Pamiętasz już?- szepnęłam łamiącym się głosem.
Wtedy poczułam czyjąś lodowatą dłoń na ramieniu a po chwili znów leżałam plackiem na podłodze.
-Jane! Odłóż to!- wydarła się na moja siostrę Emily, która jakimś dziwnym sposobem znalazła się na Arenie i właśnie stała nade mną, z nogą na mojej klatce piersiowej i mieczem uniesionym nad moją szyją. Nie ruszyłam się, nie wyrwałam. Patrzyłam jak Jane posłusznie chowa do kieszeni medalion. Nie czułam już strachu. Nie czułam nic. Oczy zapiekły mnie od łez.
Próbowałam… Teraz zginę. Jeden cios i już mnie nie będzie. Zostawię tu problemy, zagładę Olimpu. Nic nie pomoże. Ale co ja kurde na to poradzę?! Nic! Nie mogę nic zrobić! Nie mogę! Sama zaraz zginę!!!
-Rodzino- zawołała z triumfem Emily, stając tyłem do Jane. -A więc taki jest wynik. Nasza Jane wygrała! Olimp zniknie! Zobaczyłam znów Mika. Bezskutecznie próbował się uwolnić, kiedy pozostali darli się uradowani. Zamknęłam oczy. Nie chciałam patrzeć. Nie na własną śmierć.
-Teraz, jedna z sióstr zabije drugą. Przepowiednia się wypełni. Koniec należy do nas. Ale ja wam powiem już, jaki będzie ten koniec!
Ponownie rozległy się wiwaty. Zewsząd krzyki. I tylko moje serce bije głośniej od wrzasków. Jeszcze, bije…
-Jane zabije swoją siostrę i wygra!
Wtedy usłyszałam kroki Jane. W głowie, widziałam jak staje obok, lekko za Emily. Zaraz wbije mi gdzieś ten miecz, popłynie krew, wszyscy będą szczęśliwi. Usłyszałam głos Jane:
-Siostro Rodziny, Emily Castellan, rodzona siostro Luka Castellana, córko Hermesa- powiedziała poważnym tonem.- Dobrze, zabiję swoją siostrę. Siostrę, która mnie zdradziła, oszukała, ośmieszyła.
Zacisnęłam powieki mocniej. Poczułam silny strach.
Chciałam zniknąć z tego piekła, ale chciałam żyć. Bez sensu, wiem. Teraz to nie miało znaczenia. Jane zaraz mnie zabije…
-Miło cię było poznać- usłyszałam głos mojej siostry.
Świat miecza. Ciche jękniecie. Jakiś ciężar na moim brzuchu. Cisza. Wszystko umilkło. Nie słyszałam już krzyków, nie słyszałam nic…
Widocznie umarłam…
Odważyłam się otworzyć oczy. Z moich ust wyrwał się cichy okrzyk. Zobaczyłam Arenę, Jane z mieczem w dłoni, całym we krwi. Nie mojej. Na moim brzuchu leżała martwa Emily. Oszołomiona spojrzałam się na siostrę. Ta pochyliła się nad zwłokami Siostry i odrzuciła je ze mnie.
-Miri, chyba niedługo wracamy do domu- odparła cicho i uśmiechnęła się niewyraźnie. Nie mogłam się ruszyć. Wszystko docierało do mnie w zwolnionym tempie. Otwierałam i zamykałam buzie nie mogąc wydobyć z siebie głosu. Przypomniałam sobie przepowiednię:
Jedna z sióstr zdradzi, śmierć jej pisana
A kara ręką rodzeństwa będzie nań zadana.
Emily była córką Hermesa… Naszą siostrą… Zdradziła i zabiła ją jej siostra. Nie chodziło tu o mnie, ani Jane. Jane zabiła siostrę. Ale nie mnie.
Widownia jakby straciła głos. Nikt nic nie mówił, wszyscy wpatrywali się w nas ze zdumieniem, przerażeniem.
-Jane… – szepnęłam i już miałam się podnieść, gdy ręką Emily poruszyła się i dziewczyna ostatkiem sił wbiła w brzuch jeszcze pochylającej się nad nią Jane, ostrze.
Jane krzyknęła i upadła na kolana przy mnie.
[Nathan]
Violetta przybiegła do mojej celi i otworzyła mi drzwi. Nie czekając na wyjaśnienia, bez broni, popędziłem na Arenę. Strażników po prostu usypiałem jak jakiś się nawinął, ale było ich tyko z pięciu. Dopadłem małych drzwi, prowadzących na arenę. Nacisnąłem klamkę, ale nie otworzyły się. Wkurzony, wyważyłem je i znalazłem się na piasku areny.
Emily, martwa, leżała bezwładnie na podłodze z kończynami powykręcanymi pod najdziwniejszymi kątami. Jej biała toga, była w jednym miejscu przebarwiona na czerwono.
Miranda, cała w ranach ciętych i siniakach, właśnie wydostała się spod jej zwłok i teraz klęczała przy Niej.
Jane…
-Jane!- wrzasnąłem i jak najszybciej pobiegłem przez całą długość areny, byleby znaleźć się przy dziewczynie. Kątem oka, dostrzegłem, że Violetta a razem z nią, kilka innych dzieciaków dostała się na loże i uwolniła Mika.
Ale to było nie ważne, ważna była Ona…
Kiedy dobiegłem, zobaczyłem jej szare oczy, wpatrzone w swoją siostrę. Chyba mnie nie widziała…
-Miruś, siostra, przepraszam- wybąkała.
-Jane, masz mnie do cholery nie przepraszać tylko wstać!
-Nie mogę. Wiesz o tym. Ty zawsze wiesz wszystko…- uśmiechnęła się blado. Choć cała była w piasku oraz krwi, wyglądała jak księżniczka. Była tak krucha, miałem wrażenie, że najdrobniejszy dotyk sprawi, że rozpadnie się na milion drobinek.
-Nie Jane!- krzyknęła Miranda i chwyciła jej rękę.- Nie po to, za przeproszeniem, zapiepszałam po ciebie, żebyś ty się poddała. Nie możesz, słyszysz?!
Jane zamknęła oczy. Nie! Ona… nie, nie teraz! Upadłem na ziemie obok niej. Najwyraźniej musiała to usłyszeć, bo powoli uniosła powieki. Kiedy mnie ujrzała jej oczy zabłysły. Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Nathan… Uśmiechasz się się- mruknęła. Choć leżała z raną w brzuchu, to i tak umiała wysilić się na ironię. Ona jest niesamowita!
-Tak, jak zostaniesz, to będę się częściej uśmiechał, obiecuję. Tylko… tylko zostań- wydusiłem z siebie, ale głos mi się łamał. Ręce się trzęsły a oczy zapiekły od łez. Zamrugałem kilkakrotnie.
-Nie. Ja już nie zostanę- szepnęła a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Wtedy dobiegł do nas Mike. –O, Mike też się raczył pojawić na moje pożegnanie. Nie ma to jak scena ze słabego dramatu…
Chłopak kucnął przy Jane i już miał podwinąć jej koszulkę, żeby opatrzyć ranę, gdy ta złapała go za rękę.
-Nie…
-Ale Jane, umrzesz! Nie możesz mnie zostawić samej! Nie teraz… Nie po tym!
-Miri, nie możesz nic na to poradzić. Ja cię przepraszam, pamiętam wszystko co powiedziałam. To nie prawda, pamiętaj o tym, słyszysz? Tak naprawdę nie lubię jabłek…- odpowiedziała śmiejąc się ale śmiech sprawił, że na jej twarzy wystąpiły kropelki potu i zaczęła kasłać. Skrzywiała się z bólu.- To ja się chyba pożegnałam. Wzruszająca mówka przy umieraniu, nie jest zła, co? Haha, jakbyście teraz mogli zobaczyć swoje miny… Bezcenne.
-Jane, dziewczyno, masz zostać! Nie umrzesz! Nie pozwalam, słyszysz! Nie możesz! Nie!- zaczęła krzyczeć Miranda, ale Mike złapał ją i przytrzymał. Jane uśmiechnął się do niego blado. Ten nie odwzajemnił uśmiechu tylko po jego twarzy spłynęły łzy.
-Jane, nie ratuję cię, tylko dlatego, że tak chcesz, rozumiesz? Szanuję twoją wolę, choć to głupota. Zawsze będziesz moją siostrą, pamiętaj- powiedział i schował twarz w włosach Mirandy, aby ukryć łzy.
-Rozumiem- odparła. Jej głos był coraz słabszy. Dziewczyna rozpływała się niemal na naszych oczach.- Nathan, masz się uśmiechać. A, jeszcze jedno. Kocham cię.
Dwa słowa, które marzyłem usłyszeć. To marzenie mnie uratowało. Ale czemu musi się ono spełnić teraz, kiedy Ona umiera?!
-Ja cię też.
Tylko tyle zdołałem powiedzieć. Nie umiałem… Nie mogłem…
Jane uniosła delikatnie kąciki ust i zamrugała ciężkimi powiekami. Jej wzrok powędrował na Mirandę. Dziewczyna wyglądała strasznie. Cały czas płakała i wbijała sobie paznokcie w głowę. Jej widok był przygnębiający, nie widziałem czegoś tak dołującego. Miranda dławiła się łzami ale zdołała na chwilę nad sobą zapanować.
-I teraz wszystko się skończy, co? Nie jesteśmy już razem. Nie uratujemy nic… A co najważniejsze, nie będzie ciebie. Z kim ja będę się kłócić? Kogo będę ratować? Jane, zostań. Zostań dla mnie, zostań dla nas wszystkich…
-Miri, nie spieprzyłyśmy misji. Zrozumiesz. Ja zrozumiałam. Kocham cię- szepnęła a po policzku spłynęła jej jedna jedyna łza.- Zapomniałabym. Wszystkiego najlepszego, dziś kończysz szesnaście lat, siostra.
-Ty też.
-Nie, ja nie skończę ich. Umieram, a urodziłam się pięć minut po pierwszej, trochę przed tobą. Jest dopiero południe. Będę wiecznie młoda, młodsza od ciebie.
-Jane…
-Obra, obra, nie rozczulam się. Idę pomęczyć swoją osobą wujcia Hadesa…- powiedziała. Jeszcze raz obdarzyła nas widokiem swoich szarych oczu i szyderczym uśmieszkiem. Wciągnęła powietrze. A potem…
Jane zamknęła oczy. Zasnęła. Ironia losu. Moja ukochana zasnęła, a ja, syn Hypnosa, nie mogłem jej obudzić.
Siedziałem wpatrzony w jej białą twarz, która mnie oczarowała. Patrzyłem jak ucieka z niej życie, które było dla mnie ważniejsze od mojego. Patrzyłem i nie mogłem zrobić cokolwiek.
Nie wierzę.
Nie wierzę, Nie mogła. Ona nie mogła po prostu tak odejść. Nie zostawiła by mnie samej. Nie teraz, nie tu, nie po tym wszystkim. A jednak…
Odeszła. Zostawiła mnie samą. Teraz, tutaj, po tym wszystkim.
~*~
Jestem ciekawa waszych wrażeń. xD Błagam tylko- jak najmniej hejtów o.0
Chyba cię zabiję. Utopię cię w Styksie, uduszę, ukatrupię, nie wiem co ale zabiję. JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE?! Jakim prawem ukatrupiłaś Jane?! A ja po przeczytaniu przepowiedni myślałam, że będzie fajnie, będą fajerwerki latać czy co tam jeszcze.
Oddaj troszkę talentu pisarskiego <3. Mógłby mi się przydać.
Heh, idę pomęczyć swoją osobą wujcia Hadesa. Czarny humor rozwala 😛
Było parę błędów, ale nie chce mi się ich wymieniać. Dlatego wykorzystaj moje dobre serce i pisz cd albo moje spełnię swoje groźby
nie moje tylko może sorry
„pełne grud krwi” – Jest takie coś jak grudy krwi? Jak tak to okej.
„zetknęła do swojej ręki” – zerknęła do swojej ręki
„która ale czy z własną siostrą” – która walczy z własną siostrą (chyba)
„Świat miecza” – Świst miecza
„Uśmiechasz się się” – powtórka
„Jane uśmiechnął się do niego blado” – Jane uśmiechnęła się do niego blado
„nie mogłem zrobić cokolwiek” – nie mogłem zrobić czegokolwiek
Podobało mi się i choć były uczucia jakoś mnie nie rozczuliło. Może dlatego, że nie mam uczuć? 😀
Szkoda, że Jane nie żyje, ale to wprowadza coś bardzo ciekawego do opka i za to ogromny plus. Śmierć bohatera daje wiele możliwość dodania opisów uczuć i tak dalej. To głupie, że piszą „JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE?!”. Jakbyś skończyła inaczej to nie wiem czy chciałbym czytać, a teraz chce! Czekam na 28 (Wow! o.O) z zapartym tchem.
Pozdrawiam
W pozytywnym znaczeniu „JAK MOGŁAŚ PRZERWAĆ W TAKIM MOMENCIE?!” chciałam podkreślić, że niecierpliwie czekam na następną część. Nie zrozumcie mnie źle, proszę :-\
Chyba się na ciebie uparłam Piper 😀
Nie chodziło mi tylko o ciebie, bo reszta tez tak piszę ( -,- ) (patrz niżej). Zrozumiałam, bo ja też tak czasem piszę, ale wiem, że śmierć Jane ma cel, więc tu tak nie piszę.
Nie gniewaj się. Nie chciałam cię celowo obrazić. Byłaś jedyną osobą, która wcześniej napisała i zostałaś wybrana na przykład, bo wiedziałam, że reszta też będzie tak pisać ( -,- ).
Chyba właśnie rozpoczęłam wojnę blogową. 😀
Koffam cie <3! Ale prawdopodobnie jutro bedzie moje zalosne opowiadanko i bardzo prosze, jestem tu nowa wiec nie naskakujcie tak na mnie, a wolalabym sie nie zrazic do pisania 😛 😉
I, tak, wzruszyło mnie to, ale nie jakoś szczególnie bardzo
O.O Jedno ci powiem: tego się nie spodziewałem! To zabicie Jane, to naprawdę genialny pomysł! Zaskakujący, że nie wiem, oryginalny i taki w ogóle! 😀 To było świetne, takie wciągające, chociaż kiedy Jane zobaczyła tą sówkę, to już wiedziałem, że tylko udaje i że zamachnie się na Emily. A propos: EMILY NIE ŻYJE! HEJA-HEJ! JUPI! 😀 Nareszcie ją ukatrupiłaś, ufff. XD I zaskakująco wykorzystałaś przepowiednię. Jestem ciekawy, czy wskrzesisz Jane, czy już zostanie martwa. Opowiadanie było niesamowite. Herosowe. I CD ma być w trybie NOW! Bo nóż. XD (nieudolnie wzorowane na ” Bo włócznia” Chione).
He he he, Miranda-gladiatorka. Lubię twoje opka.
Nie wiem co napisać. Megaśnie maegaśne to .< Ona miała wyjść za Nathana i żyć długo i szczęśliwie!!! Taki miałam pomysł ale ty to zepsułaś. Za to cię kocham. To opko jest takie nie przewidywalne, że szok. nie wiem co ci jeszcze napisać. Po prostu nie będę pisać nic więcej ale ty spadaj i pisz mi co dalej!!
Wiesz, ja się wzruszyłam. Dziwnie utożsamiłam się z Miri i odejściem jej siostry. A Nathan??? ;_______; A mój Mike?? ;____; Przynajmniej Emily nie żyje XD Wredna suka dedła ;**
ZZZZAAABIIJJJJĘ!!! I że co?! Tyle zasuwali po Jane, a teraz to?! Tak pogrywasz?!
…
Ok, trochę się ogarnęłam, już się nie złoszczę, teraz bd płakać… Zaczęłam jakoś przy Mike’u (tak, trochę przesadna reakcja, ale wiesz, chyyyybaa się zaakoochaałaam ^^, i masz mi go zaraz uwolnić), a zanim się ogarnęłam, Jane dostała mieczem… ;___;
No, przynajmniej, kurde, Emily znikuła, huray!
No. A teraz, kurde, zasuwać mi tu do Hadesu i sprowadzić Jane Z POWROTEM, a przy okazji skopać Emily tyłek na pożegnanie! Bo jak nie będzie happy endu, to dowiem się, gdzie mieszkasz! xD
Dobra, nie będę poganiać z CD, ale masz zacząc teraz, bo jak nie, to… no weź, przez ciebie groźby mi się skończyły! xD
Nie dość, że nie mogę narzekać na długość, to jeszcze błędów tak jakby mniej (a może tak mnie poniosło, że je zauważać przestałam >.<), i tak mi emocje rozchwiałaś, że do jutra się nie ogarnę…
A więc, jak widać, przez ciebie nawet komentarza składnego nie napiszę!
Dziękuję Już weekend, więc coś wystukam xD
jak zawsze kiedy czytam Bliźniaczki coś musi mi przeszkodzić. Tak jest zawsze. a jak przeczytam je w spokoju to nie ma szans na napisanie komentarza. jestem pewna , że pisanie komentarza po kilku godzinach po przeczytaniu nie jest dobre. Po pierwsze Moglas zabić Miri. ciekawe jakabylaby reakcja jej chłopaka ( mądra ja zapomniałam imienia) poza tym to co mówiła Jane jak „umiera” – nie wierze, ze ją uśmierciłaś ja na zawsze. – jest świetne. Po drugie jakim prawem Emily jest tak ważna w tym opowiadaniu ? To niesprawiedliwe. Ona jako siostra ? Nieeee ona jest na to za, za, za…… Głupia i tyle. Chociaż to chyba nie jest dobre słowo. Jakoś do łez mnie to nie poruszyło, ale jestem ciekawa cd.
Pozdrawiam i weny życzę oraz klawiaturyr normalnej na kompie a nie w telefonie. Jak ty możesz pisac na telefonie? Ja szału dostaje jak mam pomysł i chce go w ten sposób zapisać, bo mi wtedy wszystko ucieka. 😉
Emily jest siostrą, bo jest rodzoną siostrą Luka Castellana ;p takie inne pokolenie z książek o Percy’m xD Ale już jej nie ma, więc spoko. Dziękuję. Postaram się coś szybko napisać 😉
Tylko spokojnie, nie na sile. i maja zasuwac po Jane do hadesu, bo zaczynam wspolczuc ich wujciowi.
Wiesz młoda, gdy zaczynałaś to pisać nie czytałam tego. „pewnie kolejne, słabej jakości, opowiadanko- romansidło, które pisze’. Tak myślałam. Dobra, jednak po pewnym czasie, postanowiłam to nadrobić i odkryłam, że przegapiłam pierwsze kroki zajebistości twojej w tym opku -,- Jarałam się tym przez pół roku, a teraz równie mocno co wtedy. I serio, ja się do tego opka przywiązałam.
Nie wiem co napisać, bo mnie zdziwiłaś. Jestem ciekawa jak to zakończysz, bo ja znam kilka pomysłów xD Ale nie wiem co wybierzesz 😉 Lecisz to zaraz pisać okej? Dodam tylko, że jestem z ciebie dumna XDDDD
O kurczaczki! Dopiero dzisiaj nadrobiłam całe zaległości „Bliźniaczek”, powiem, Ci, że przez te 27 części tak pracowałaś nad swoim stylem i jakością opowiadania, że ta część jest naprawdęnaprawdęnaprawdę dobrze napisana. Chociaż styl Ci się zmieniał, to ciekawa akcja, świetne pomysły były od samego początku. Opowiadania wciągały i czytało się je naprawdę zaje******! Tylko takich więcej! Taka zaskakująca końcówka 😀 Masz wytrwałość i TO COŚ <3
A ja tam jestem prawie pewna,ze Jane bedzie znowu zyc/Miri zrobi cokolwiek zeby zyla 😀
Z pewnością nie spodziewałam się, że zabijesz Jane. To znaczy Emily zabije Jane. „Na moim brzuchu leżała martwa Emily” – ekhem, jeśli martwa, to nie powinna zdołać jeszcze zranić Jane. Rozumiem, że Miri myślała, że tamta jest martwa, ale zabrzmiało to nieco dziwnie. A poza tym (czysto teoretycznie) gdybym ja zdołała kogoś zranić/zabić, to bym sprawdziła, czy jest porządnie martwy, w razie konieczności go dobiła. A nie nie uważała i pozwoliła sie zranić (pozwoliła nie w sensie pozolenie).
Ale oprócz kilku literówek, za dużej ilości przecinków, to mi się podobało. Też byłam pewna, że Jane nie zabije Mir, tylko Emily. Ale takie osoby trzeba zabijać. I mam wrażenie, że zostawisz Jane martwą. Nie żeby coś, ale zdążyłam się już nauczyć, że jeśli wszyscy teraz by coś zrobili, to Ty zapewne zrobisz dokładnie odwrotnie.
Rzeczywiście trochę się wzruszyłam, także dziękuję za dedyczkę ;). Było pełne uczuć, co prawda pierwszy akapit (Jane) wydał mi się za bardzo sztuczny i myślę, że zbędna jest taka ilośc zdań pojedynczych. Możnaby je połączyć w złożone. Reszta bardzo dobra, aczkolwiek się nie popłakałam. Czarny humor Jane wymiata.
Przykro mi bardzo, iż już zamierzasz to kończyć. Teraz jeszcze tylko pogrzeb i the end. Albo będą już spalać jej całun, a tu ona nagle zmartchwychwstanie… Jak Percy w bodajże drugiej części.
Mam wielką nadzieję, że jednak pociągniesz to opko jak najdłużej, ale nie tak długo, aby znudzić czytelników. Ale by było, gdyby się nablogu ukazała pięćdziesiąta część… Chociaż dwadzieścia siedem to i tak dużo :).
dziekuję fajnie się czyta takie rady.
Pięćdziesiąta część, powiadasz…
Ominęłam chyba trochę części… Ale już nadrobiłam! I jestem pod wrażeniem. To opko jest takie… naturalne. No, o ile coś herosowego może być naturalne, oczywiście xD
Popłakałam się już kiedy mir weszła na Arenę. Jakieś takie złe przeczucie. I niestety okazało się ono prawdziwe. No bo… no przecież, no zabiłaś naszą Jane.. ;_____; Wierzę, że wiesz co robisz, bo jak nie to cię znajdę x.x Ale to wniosło coś nowego do ‚Bliźniaczek’ i to mi się strasznie podoba. Mogłam to przewidzieć, ale jak z resztą zawsze w twoim opku, nie przewidziałam!! Ja nie wiem jak ty to robisz!!! Czerny humor, który ma Jane jest genialny. Ona jest genialna… Choć ja wolę Mirandę i to o wiele bardziej. Bosz… jestem tak roztrzęsiona, że nie potrafię nic sensownego napisać pewnie ;33 Ale podziwiam cię. To jak wykreowałaś cały świat z opka, jakie postacie stworzyłeś jest godne podziwu. Kocham cię za to, bo to opko pomaga mi przetrwać czekanie na Dom Hadesa, czy jak to się nazywa ta 3 część.
Jeseś geniuszem o.o I czekam na zakończenie. szkoda, że kończysz i to ciut głupie… Bo byłaś od zawsze… no weź… xD Pocieszam się ‚Gdzie ty tam i ja’ też twojego autorstwa bo zapowiada się ciekawie 😉