Dla Hestii, Mari, Leony99, Snakix, Eos i dla mojej młodszej siostry, która tego nie czyta (ale kiedyś ją do tego zmuszę) i życzę jej, byśmy nigdy tak nie skończyły jak Bliźniaczki 😀 Rozdział dłuższy. Miał być krótszy i miał więcej spraw załatwić, ale niestety się rozpisałam a nie ma sensu zamęczać was jeszcze dłuższymi moimi chorymi wymysłami ;p Więc przykro mi, jeszcze się z wami nie żegnam XD A co więcej- zapowiadam, że mam pomysł na drugą serię <3
Sorka za błędy i mam nadzieję, że końcówka się spodoba.
[Miranda]
Kroczyliśmy przez korytarz w ciszy. Słychać było tylko uderzanie stóp o podłogę oraz nasze oddechy. Wokół panował mrok rozświetlany tylko przez niebiański spiż, z którego zrobione były nasze miecze. Wszystkie okna, przez które kiedyś powinno wpadać światło obecnie były zasłonięte jakimiś materiałami albo po prostu przybite deskami.
Kiedy mijaliśmy jedną z kolumn za drzwiami na końcu korytarza coś uderzyło o drzwi. W tym samym momencie, drzwi, przez które weszliśmy zatrzasnęły się a huk, który powstał poniósł się echem po całym korytarzu. Odruchowo odwróciłam się. Nagle z nie wiadomo skąd rozległ się czyjś głos.
-Witajcie. Czekaliśmy na was.- Głos był pozbawiony emocji, metaliczny. Brzmiał tak samo entuzjastycznie jak Pan D. witający herosów w Obozie.-Dzięki wam, nasze święto może się zacząć.
Nerwowo zaczęłam się rozglądać i szukać jakiegoś głośnika, czy czegoś podobnego.
-Super, bardzo się cieszę, że będę mogła pomóc, ale ja tu tak tylko przejazdem po siostrę- powiedziałam sarkastycznie.-No, oraz przy okazji miałam was nawrócić, ale nie przejmujcie się tym. Jak nie tym razem to może odwiedzę was za rok, co wy na to? Teraz wpadłam po siostrzyczkę i bum- nie ma nas. Nie ma kłopotów. Poczekacie trochę, my odpoczniemy i wrócimy -dodałam uśmiechając się niepewnie.
-Twoja siostra chce zostać. Chce wziąć udział w naszym święcie.
-Cholera… Od kiedy ona taka aktywna towarzysko?- zwróciłam się do Mike.- Zawsze zwiewała ze szkolnych imprez i tym podobnych.
-A co to za święto?- zapytał Mike.
-Wspaniałe.
-Ale podpowiedź…
-Odłóżcie broń. Inaczej nic wam nie powiem a z tamtych drzwi- przerwał a przed nami znów rozległ się hałas, jakby ktoś próbował wyważyć drzwi- wypuścimy trochę zwierzaków, które głodzimy od tygodnia.
No super. Czuli za tamtymi drzwiami trzymają jakieś potwory tak? Nie widzę problemu.
-No dobra, też się robię niebezpieczna jak jestem głodna…
-Potwierdzam!- przerwał mi Mike.
-No właśnie. Ale nie widzę problemu. Niby czemu nie możemy zabić tych potworów, jak na herosów przystało?
-Problem jest taki, że to nie są potwory. Nic im nie zrobicie swoją bronią. Chyba, że macie broń śmiertelników.
Spojrzałam na chłopaków. Miny mieli lekko niewyraźne. Mike powoli opuścił łuk a Nathan niepewnie kręcił mieczem w dłoni. Poczułam, jak miecz ciąży mi w ręku.
-Macie minutę. Potem będzie z późno.
Rzuciłam miecz na ziemie ze złości. Serio? Nie no, super. Tak, jasne, zabijcie mnie od razu. Po co czekać?
-Co robimy?- zapytał niepewnie Nathan.
-No jak to co. Przecież nie pokonamy spiżem normalnych zwierząt, nie? Spiż im nic nie zrobi- mruknęłam i podrzuciłam miecz nogą do góry. W locie zmienił się w piórko, które przypięłam do wisiorka.
-Dobra- powiedział Nathan chowając miecz.-Tak też można.
-Wieżę, że wiesz, co robisz- rzekł Mike.
-Nie- uśmiechnęłam się.- Nie mam pojęcia.
Gdyby nie to, ze znajdowałam się w ciemnym korytarzu, zaczęłabym śmiać się z miny chłopaków.
-Czas się skończył!- dźwięk przebiegł przez cały korytarz powodując ciarki na plecach.- Wypuszczać lwy?
-Nie.
Kiedy to powiedziałam drzwi obok nas powoli się otworzyły. Stałam i w milczeniu wpatrywałam się w czerwoną kotarę za drzwiami. Tam jest Jane. Ona musi tam być. Moja siostrzyczka jest blisko.
-Nie pietrasz, co Julio?
-No co ty głąbie. Prędzej ty zwiejesz z wrzaskiem- odparł Nathan i podszedł do kawałku materiału, oddzielającego nas od Jane. Odgarnął ręką delikatnie materiał i odwróciła się do nas.
-Idziecie?- spytał.
Mike odwrócił głowę i uśmiechnął się pochmurnie. Wyciągnął do mnie rękę, którą po chwili złapałam.
Tam jest Jane. Ona tam jest.
-Idziemy -odparłam i ruszyłam w stronę kotary. Kiedy ja dotknęłam poczułam dziwne ukłucie w brzuchu. Nie było to ważne. Ważna była Jane.
Odgarnęłam ją ręką i zrobiłam kilka kroków. Zamknęłam oczy i ścisnęłam mocniej rękę Mika. Serce biło mi w przyspieszonym tempie. Bałam się, czy zaraz nikt nie wyskoczy na mnie z nożem i nie zadźga.
Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam długą salę z wysokim sklepieniem. Na środku posadzki z kamienia, stał drewniany stół długi na dziesięć metrów a przy nim z dwadzieścia, może więcej krzeseł. Przy ścianach stały jakieś półki albo komody. W ścianie na przeciw kotary, znajdowały się dwa otwory. Coś w rodzaju drzwi. Wszystko wyglądało jak nie z tej epoki, jakby ta sala wyjęta była ze starożytności. Nie mogłam się nadziwić, że udało im się zachować taki klimat. Zero techniki, nic współczesnego. Pomieszczenie oświetlały tylko świece na stole i światło wpadające przez okna.
Powoli, rozglądając się czujne podeszłam do stołu. Już miałam podnieść z niego jakiś zwój papieru, gdy Mike przyciągnął mnie delikatnie. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.
-Mir…- szepnął.- To może być dla ciebie szok, ale…
Uniosłam ponaglająco brwi. Chłopak zagryzł delikatnie dolna wargę i westchnął. Widać było, że się boi, ale nie o siebie, tylko o mnie. Taki opiekuńczy strach. Mike lekko ruszył głową, jakby wskazywał coś po mojej prawej.
Zdenerwowana, spojrzałam w tamtym kierunku i moje serce przestało bić na moment.
Na krześle, pod przeciwną ścianą siedziała Jane. Moja Jane… Oparła się o jedną z szafek a nogi o krzesło przed nią. Jak zwykle uśmiechała się drwiąco.
Stałam i nie mogłam uwierzyć, że ona tu jest. Teraz wystarczy ja zabrać, uciec przez to wielkie okno, tam w rogu albo próbować tą samą drogą co się tu dostaliśmy.
-Jane!- krzyknęłam i zaczęłam biec w jej stronę. W tym samym momencie, z tych dwóch drzwi po obu jej stronach, wybiegło po pięciu uzbrojonych. Ci niestety, byli starsi i miałam dziwne przeczucie, że bardziej wyszkoleni albo po prostu te mięśnie są sztuczne a liczne blizny na ich ciele to złudzenie. No, mogę powiedzieć, że mają dobrego charakteryzatora, bo wyglądali jak maszyny do zabijania.
Maszyny do zabijania były coraz bliżej. Biegli mi naprzeciw mnie odgradzając mi drogę po ziemi do Jane. Nie zastanawiając się dłużej wbiegłam po krześle na stół i depcząc wszystkie papiery, ceramiczne garnki i tym podobne przedmioty, zaczęłam biec ku Jane. Nie widziałam nic poza tym. Wszystko inne przestało się liczyć. Nawet ci mili herosi biegnący ku mnie albo rzucający we mnie bynajmniej nie tępymi włóczniami. To straciło wartość. Rozmazało się. Nie docierało do mnie. Nie widziałam nic poza moją siostrą. Tylko Jane. Siedzą są tam i kręcącą z pogardą głową.
Potknęłam się, bo któryś z żołnierzy podciął mnie. Upadłam na kolana ale szybko się podniosłam. Słyszałam jak Nathan coś krzyczy, dostrzegłam jakieś mignięcie strzały. Ale to nie było ważne. Ważna była Jane.
Połowa stołu za mną. Co jakiś odskakiwałam od rąk, usiłujących ściągnąć mnie na ziemię, albo znów podciąć. Na próżno. ADHD wreszcie się przydało i w czymś ważnym pomogło. Nagle wszystkie aspekty z mojego życia znów stały się kolorowe i radosne. Nie umiałam tego wyjaśnić. Po prostu widząc Jane powróciła cząstka mnie.
Zeskoczyłam ze stołu. Serce biło mi szybko a powietrze aż dusiło.
-Jane!- wrzasnęłam znowu i już miałam się na nią rzucić, kiedy czyjeś silne ręce złapały mnie za ramiona z obu stron. Zaczęłam się drżeć i krzyczeć. Moi oprawcy nie puszczali tylko ciasno związali mi ręce jakimś sznurkiem za plecami. Próbowałam ich kopnąć, nawet ugryźć, ale nic. Nawet, gdy jakimś cudem zerwałam z łańcuszka jedno z piórek, ono zmieniło się w włócznie i upadło przy moich stopach, to nic nie pomogło. Zabrali mi ją a mnie postawili naprzeciw Jane.
Ona tu siedzi! Czemu siedzi? Czemu nie ucieka?!
Ktoś uderzył mnie w brzuch. Nogi ugięły się pode mną i upadłam na kolana. Pociemniało mi przed oczami. Przez chwile widziałam tylko ciemność jednak zaraz znów widziałam moją siostrę, która stała nade mną.
-Jane, uciekaj- wyjąkałam.
Świat przyspieszył. Wszystko wydarzyło się tak szybko. Nie zauważyłam nawet jak herosi z Rodziny zaciągnęli obok mnie Mike i Nathana. Nathan bezwładnie upadł na podłogę a Mike ledwo trzymał się na nogach. Wzrok miał nie obecny a na policzku ohydną ranę. Przytkało mnie na chwile. Nie wiedziałam, na co patrzeć, co powiedzieć. To było straszne. Znów spojrzałam na Jane.
-Witaj Miri. Co tam u ciebie słychać?- spytała i skrzyżowała ręce.
-D-dlaczego?- szepnęłam cicho, ale nie pohamowałam złości. Wszystko wypłynęło ze mnie.- Co ty ze sobą zrobiłaś? Dlaczego dałeś się tak zmanipulować?! Zawsze to ty, byłaś tą, która pociąga za sznurki a teraz co?! Te sznurki trzyma ktoś inny a one cię duszą! Duszą tak mocno, że nie myślisz już. Dlaczego to robisz?!
-Dlaczego, co? Ach, dlaczego nie witam cię z otwartymi ramionami, tak? Bo nie mam powodów – wysyczała mi do ucha i znów się wyprostowała.
-Nie, Jane… Dlaczego tu jesteś? Dlaczego mi to robisz?
-Jestem w Domu. Dom, to mój nowy dom. Teraz moja nowa rodzina jest dla mnie ważna. A nie ty, która nigdy nic dla mnie nie zrobiłaś. Nigdy!
-Jane, to nie prawda!- zaprotestowałam i spróbowałam wstać, ale tych dwóch pachołków znów powaliło mnie na kolana. Jęknęłam cicho, ale znów spojrzałam w jej lodowato szare oczy.- Ja zawsze ci pomagałam. Jak tylko mogłam. Nie pamiętasz, ile razy włamałam się do systemu szkolnego dla ciebie, bo miałaś masę nieobecności i uwag? Albo, kiedy przez tydzień nie wracałaś do domu, bo niechcący pomyliłaś samoloty i zamiast polecieć do Nowego Orleanu na jeden dzień, poleciałaś na ten cholerny tydzień do Francji? Kto postawił na nogi wszystkich znajomych, by cię kryli i kto wszystko pilnował? To, co mówisz, Jane, nie jest prawdą.
-Co jest nie prawdą? To, że nic dla mnie nie znaczysz? To jest prawdą – powiedziała podkreślając słowo ‚jest’.
-Nie, Jane, to NIE jest prawdą. To Emily. To jej wina, przez nią nie pamiętasz tylu rzeczy!
Byłam bliska śmierci. Chciałam umrzeć tu i teraz, byle nie patrzeć na to nienawistne spojrzenie mojej siostry… Uwierzcie- nie ma nic gorszego niż to…
-Emily jest dobra! To ona mi otworzyła oczy.
-Chyba zamknęła -mruknął Mike. Automatycznie jeden ze strażników walnął go w brzuch, jak mnie, tylko mocniej. Chłopak zachwiał się, ale nie upadł. Nadal wpatrywał się twardo w Jane. Ta podeszła do niego i zmrużyła oczy. Wyglądało to strasznie. Oni znali się już… osiem lat? Połowę mojego życia. Mike był obok nas zawsze i zawsze pomagał Jane. Gdy w podstawówce była gnębiona to Mike odganiał tych debili, co ją upokarzali. Był dla niej jak starszy brat. Jane o tym wiedziała i doceniała to. A teraz? Teraz, mówiąc delikatnie, zabijała go spojrzeniem.
-Nic nie wiesz. Nie masz o niczym pojęcia- wycedziła.
-W odróżnieniu od ciebie, ja mam o tym pojęcie. Ona zrobiła to samo mi i Nathanowi.
Chłopak, który poprzednio uderzył Mike w brzuch, tym razem podciął mu nogi drzewcem włóczni. Mike upadł jak długi na ziemię. Jane patrzyła się jak chłopak, który był jej przyjacielem i nadal nim jest próbuje wstać, ale znów zostaje powalony w brutalny sposób. (Wole nie opisywać, bo jestem nie pełnoletnia.) Słyszała jak jej siostra krzyczy i próbuje się wyrwać strażnikom, ale na próżno. Patrzyła jak z ust Mike wypływa wąski strumyk krwi a sam Mike już się nie porusza, tylko ciężko oddycha. Patrzyła na to, ale z jej twarzą coś się stało.
-Nathan?- spytała cicho.-On…on tu jest?
Wiem, że to nie jest najlepszy moment, ale muszę to dodać: Uchu, uchu, moja siostrzyczka się zakochała. O tak! Mam podjadę, ale chwilowo jej mieć nie powinnam, bo moment, który opisuje bynajmniej nie należy do tych radosnych. Ale i tak- aha, aha- Jane się zakooochaaała. Dobra. Wracam do tematu.
Jej wzrok złagodniał a w oczach pojawił się ból i strach. Tak często widzę ostatnio te dwa uczucia, że nie trudno było zgadnąć. Ona się boi. Zgubiła się i nie wie, co robić. Jane zaczęła nerwowo rozglądać się wokół.
Wtedy dwóch chłopaków szybko wywlokło bezwładne ciało Nathana z sali. Jedna z uzbrojonych wojowniczek, podeszła do Jane i szybko zaczęła coś do niej mówić, zasłaniając sobą cala scenę, w której (niestety) skutecznie usuwają dowody bytu Nathana. Emily musiała się zorientować, że może on zepsuć jej plany i wyszkoliła tych sprzątaczy… Czemu świat jest taki okrutny?
-Tak!- krzyknęłam, czując, że jest jeszcze szansa.-Jane, to był Nathan. Oni go zabrali! Ziemia do Jane! Zrób coś, ocknij się!
Dziewczyna, która przed chwila mówiła coś Jane odwróciła się i szybko wyszła z sali.
-Jane, proszę cię – powiedziałam.- Uwierz mi… Jane, Emily cię omamiła. Ona tobą steruje. Jesteś dla niej nic nie warta.
-N-nie. Ty kłamiesz. Chcesz mnie przeciągnąć na swoją stronę, no boisz się tego, co umiem.
-Moją stronę?- spytałam z niedowierzaniem.- To nie jest moja strona, tylko nasza strona. Twoich przyjaciół, twojej rodziny.
Jane stała nade mną. Jej wzrok zabijał. Zabijał mnie, bo jeszcze nigdy tak się na mnie nie patrzyła. Nie patrzyła się na mnie jak na wroga, potwora, osobę, której nienawidzi.
-Jane! Nie, ty nie jesteś Jane. Jane, była dobra, była godna podziwu- krzyknęłam a po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
-Jestem godna podziwu! Jestem wspaniała, tak mówi Emily. Ona wie wszystko, bo sama jest wspaniała.
-Dlaczego mi to robisz? Nie możesz się ocknąć? Jane… A jak zacznę ci śpiewać to wrócisz do domu? W ten sposób uratujesz swoją Emily od ogłuchnięcia.
-Nie rycz. To nic nie da. I tak cię nienawidzę.
Zamarłam. Tak…tak wprost? Bez cienia skruchy? Nie. Ona powiedziała mi to prosto w twarz. Poczułam, jak wszystko, o co dbam, wszystko, co dla mnie się liczy, traci sens. Nic już nie było dla mnie ważne. Nic. Nic nie ma sensu. Patrzyłam jak moja własna siostra, stoi nade mną i traktuje mnie jak pomiot. Jak…jak nikogo. Jestem dla niej nikim?
-Tak, nienawidzę cię, wiec nie gap się tak na mnie. Nic dla mnie nie znaczysz. To ty, dla mnie, jesteś nic nie warta- warknęła. Chwyciła mnie za ramię i uniosła trochę. Strażnicy od razu odsunęli się od nas. Teraz tylko Jane trzymała mnie za łokieć w górze i nachyla się nade mną. Jej postrzępione włosy okalały jej szczupłą twarz jak zawsze, szare oczy, zadarty nos. Wszystko było na swoim miejscu. Oprócz właścicielki tego. Tylko Ona, nie była na właściwym miejscu.
-Słyszałaś?- wysyczała mi w twarz.- Nie istniejesz już w moim życiu. Nie znaczysz dla mnie nic. Już to jabłko na stole jest mi bliższe.
Patrzyłam na nią przez łzy. Nie wierzyłam w to, co mówi. To nie była ona.
-A propos jabłka… Zgłodniałam- powiedziała obojętnym tonem i jak gdyby nigdy nic odrzuciła mnie na ziemię jak szmacianą lalkę. Nie próbowałam wstać. Jej słowa przytwierdziły mnie do ziemi. Kilka słów tyle bólu. Wręcz nie możliwe. Jane podeszła w tym czasie do stołu i podniosła jedno z jabłek. Ugryzła je i spojrzała się z pogardą na mnie.
-Nawet nie masz już siły nic mówić. Żałosne.
Nie umiałam nic odpowiedzieć. Nie umiałam mówić. Nie umiałam niczego. Nie miałam powodu, by umieć cokolwiek. I tak wszystko straciło dla mnie sens. Nie uratuje jej. Jane przepadła. Została tylko Ona. Cień mojej siostry. Cień mojej bliźniaczki.
Patrzyłam jak Ona przechodzi nade mną. Czułam jak niechcący kopie mnie w brzuch i śmieje się wychodząc z pomieszczenia. Kiedy tylko zniknęła z pola mojego widzenia a za nią strażnicy powlokłam się do leżącego na zimnym kamieniu Mike.
-Mike- wyszeptałam odgarniając mu włosy z oczu.- Chłopie, podnieś się, proszę.
Nie odpowiedział. Leżał i tylko delikatnie unosiła się jego klatka piersiowa od powolnego oddechu. Nie. To nie może się tak skończyć. Znów oczy napełniły mi się łzami.
-Mike… No weź się nie wygłupiaj. Jak zaraz nie wstaniesz zostawię cię tu a w tamtym koncie jest klatka pełna węży. Tak tylko ostrzegam…
Mike zakaszlał nerwowo, co spowodowało, że wypluł jeszcze trochę Kwi, która zebrała się mu z ustach. Chłopak przekręcił się na plecy i zmarszczył nos.
-Nienawidzę cię czasem. Żeby tak wykorzystywać moje słabości…- mruknął, ale na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu. Otworzył oczy i usiadł przykładając rękę do czoła.- No dobra… Co mnie ominęło?
-Nic wielkiego- żachnęłam się.- Jane prawie nas nie zabiła, stwierdziła, że jabłko jest lepsze niż ja, ale kiedy wspomniałeś o Nathanie oprzytomniała na chwilę- dodałam, ukryłam twarz w dłoniach zrobiłam to, co ostatnio umiem najlepiej. Rozryczałam się jak jakaś ciota.- Ona mnie już nienawidzi. Co ja jej kurde zrobiłam?
-Ty nic, ale Emily dość sporo, nie?- pocieszył mnie i opierając się o stół dźwignął się na nogi.- Wracając do Nathana… Gdzież to ta niesforna Julia polazła tymże to razem?
Roześmiałam się. Tak niewiele trzeba a człowiek staje się mniej przybity. Jednak mi chwilowo zamiast tego niewiele potrzebne jest duuużo, a inaczej: potrzebna mi Jane.
-Jamci tego nie wyjaśnię, gdyż, iż sama nie wiem. Jednakże mam do ciebie jednąże prośbę. Przestań tak gadać, bo nie potrafię się bulwersować na Emily, że zabrała mi siostrę i umiem tylko się wściekać na siebie, że nie umiem pomóc Jane.
-Mocium pani, już przestaję, mocium pani- uśmiechnął się i podał mi rękę, żebym wstała.
-Zemsta?- spytałam wstając a chłopak tylko kiwnął głową i się uśmiechnął.
-Grałem Wacława w szkolnym przedstawieniu, pamiętasz?
-A czy Wacław nie był przypadkiem amantem?
-No ba, że nim był. Myślisz, że dlaczego mnie obsadzili w tej roli- wyszczerzył się i zaczął zbierać z posadzki strzały, które nadawały się jeszcze do użytku.
-No właśnie tego nie pojmuję. Musisz chyba jednak coś umieć, bo gdyby patrzeć na wygląd, grałbyś drzewo, albo płot.- Podałam mu kilka strzał uśmiechnęłam się sarkastycznie, gdy na mnie spojrzał.
-Wiesz Mir… Ty w ogóle nie grałaś w tym przedstawieniu.
-Nie zapominaj, że to ja robiłam sama dekoracje i szyłam kostiumy, bo Jane się nie chciało…- przypomniałam, ale sama wzmianka o Jane była zbyt bolesna. W środku bolało i to bardzo. Bolało to, że ją widziałam, rozmawiałam. I teraz najbardziej bałam się jej samej. Tego, co ona może mi jeszcze powiedzieć, w jaki sposób dobije mnie.
-Zemsta?- spytał Mike stając obok mnie.
-Na Emily- dodałam.- Za to, że gnębi moją siostrę a tylko ja mogę to robić.
-Dobra, ty się mścij na tamtej a ja zemszczę się na Julii- rzekł i przełożył przez pasek od spodni swój nowo zdobyty miecz.
-Ee… Mike, chyba nie chcesz nic zrobić Nathanowi- zapytałam przerażona.-On nam wbrew pozorom pomógł i nie chciałabym widzieć tego, co może ci potem zrobić Jane, gdy się dowie…
-Nie, nie o tą Julię mi chodzi- przerwał mi w połowie wykładu.- Tą Julię też przydałoby się znaleźć, bo zrobi sobie beze mnie krzywdę, nie sądzisz? Jak ma Julia wytrzyma tak długą rozłąkę?
-Mike, nie chcę cię dołować, ale twa ukochana Julia, chyba marzy o tej długiej rozłące.
Mike uśmiechnął się zadziornie i potargał mi włosy. Zawsze to robił i zawsze czułam się wtedy jak mała dziewczynka.
-Ktoś jest zazdrosny!
-Nie zazdrosny, tylko…
-Zazdrosny…
-Oj wypchaj się…
-Bardzo zazdros…- nie dokończył, bo zatkałam mu usta dłonią.
-Cicho bądź, bo zaraz ktoś tu przyjdzie.
Mike tylko pokręcił głową i zabrał moją rękę ze swojej twarzy. Pocałował mnie w nią i przyłożył sobie do serca.
-Nikt tu nie przyjdzie, bo my mamy iść do nich. Myślałem, że nauczyłaś się już, że droga do szczęścia jest daleka dla herosa i nigdy nie jest ona wysłana różami. Do wszystkiego trzeba dojść samemu, bo nic oprócz kłopotów i potworów do ciebie nie przyjdzie.
-Wiem. Moja droga nie jest wysłana różami, tylko ciągnie się ona wokół przepowiedni, prawda?
Nie odpowiedział tylko patrzył mi się w oczy. Ciekawe o czym myślał.
-Nie muszę się pytać, co mamy teraz zrobić, prawda?- zapytał po chwili.
-Nie sądzę.
Ruszyłam w stronę drzwi, przez które przeszła Jane, przez które wywleczono Nathana. Uśmiechnęłam się ponuro.
Jane, może ci się to nie podobać, ale idę. I jestem na ciebie mega zła. Czy cię uratuję? Nie mam pojęcia. Jedyne, co mogę ci obiecać to to, że jak tylko odzyskasz świadomość to cię uduszę. Potem będę się martwić, ale i tak cię uduszę. Bo wiesz siostra… Takie numery, jakie kiedyś mi robiłaś- wystawienie mojego łóżka na obozie na dwór, zamknięcie mnie na dworze na całą noc, obrażanie przed znajomymi- to ja jeszcze wytrzymam. Ale sorry cię bardzo. Jeszcze nigdy nie musiałam latać z mieczem w ręku, słuchać jak bardzo mnie nie nawiedzisz i jaka jestem beznadziejna. Kiedyś, jak mnie wnerwiałaś, to umiałaś szybko uciekać. Teraz też dasz radę?
Następne, co pamiętam, to mrok, gdy wkroczyłam do ciemnego korytarza. Potem poczułam coś twardego za głową a następnie chłód podłogi. Dalej była tylko ciemność…
[Jane]
Głos.
Jakiś głos wewnątrz mnie. Krzyczy. Co krzyczy? Nie słyszę. Czemu miałabym się nim interesować?
Jednak się boję, że coś ważnego mi umyka. Nie… nie ma sensu się o nic bać. Strach jest zły- odbiera siłę. Ale czy nie powinnam się bać, gdy widzę tylko jakieś ciemne kształty? Jakieś potwory atakują mnie, ale najbardziej atakuje mnie taki jeden. Emily mówi, że to Miranda. Że to ona nasyła na mnie te zjawy tak samo jak nasyłała te straszne wizje. Te z Cieniem…
Jednak Emily mi umie pomóc. Dzięki temu niebieskiemu płynowi potwory znikają, Znika ból, znikają rany, zadane przez zjawy. Dzięki temu płynowi znów widzę normalnie a nie błąkam się w próżni. On mnie uwalnia i pokazuje prawdziwy świat. A prawdziwy świat jest prosty:
Po pierwsze, Emily jest najlepszą dziewczyną na świecie i muszę się jej odwdzięczyć.
Po drugie, nikt na tym świecie nie umie kochać- miłość nie istnieje.
I wreszcie po trzecie. Pewne osoby powinny zginąć. Takie jak Miranda Hillewy, kiedyś, moja siostra Bliźniaczka.
Wieżę-Wierzę 😛
Kontem-Kątem 😛
A tak to opowiadanie jest genialne, oryginalne i wciąga jak nie wiem co. Jestem pełen podziwu. Kocham Bliźniaczki. J chcę więcej twoich wypocin, które nie są wypocinami! Nie musisz tego skracać, bo czytanie sprawia mi wielką przyjemnoć, Milordzie!
Zaiste bardzo sie raduję z tego powodu XD
Ja Cię podziwiam za to, że umiesz wyprodukować coś tak długiego (wyprodukować… jak to zabrzmiało…). Tak długiego i dobrego. Całkiem jak czekolada, tylko trochę smutniejsze. Niestety, nie płakałam. Ani przy Mirandzie (moim zdaniem jakoś za głupio się zachowała) ani przy kwestii Jane. Krótka acz genialna. A przerażenie Mir, kiedy Mike zaczął mówić o Julii… Po prostu boskie. I czy tylko mi wydaje się dziwne, że M&M zostali sami?
Więc, jak już wspomniałam, kwestia Jane mnie urzekła. Oprócz ostatniego zdania, które nieco zepsuło mi piękny, nie wiem jaki klimat.
Było trochę literówek i błędów w interpunkcji, ale jest za długie na sprawdzanie. Chociaż to w nim uwielbiam.
A ostatnie pochyłe pismo należące do Mir także zachwycające, pisarko!
O kurcze, dopiero zauważyłam! Masz rację, dziwne, że zostali sami, ale uciął mi się dość sporawy kawałek tekstu, w którym Jane wraca i daje im wybór, że albo teraz pójdą z nią i zachowają się ‚honorowo’ albo zostaną i zaraz dopadną ich te lwy i i tak zginą. Musiałam przez przypadek uciąć… Sorki xC
Dzięki 😀
Ja powiem tak: opowiadanie jest dla mnie genialne; fabuła, akcja, wszystko. Wciągające, zabawne, wręcz idealne. I ta długość! Dla mnie akurat, przede wszystkim nie za krótkie. Ale. Jest jedno ale. Błędy. Oprócz w/w są jeszcze interpunkcyjne. Mam tu na myśli przecinki. Brakowało wielu, a najbardziej tych przed ‚a’.
A poza interpunkcją: cud, miód i co tam jeszcze.
nie pełnoletnia- z przymiotnikami ”nie” jest razem ;). widziałam jeszcze wcześniej z 8 może mniej błędów, ale się wkurzyłam, bo nie chciałam gubić tekstu >.< a poza tym to jakieś małe błędziki 😛
koncie- kĄcie 😉
Kwi- krwi, o ile się nie mylę 😀
opko geeeeeenialne ;3. Ten dramatyzm… kocham go <3. Całość na serio robi wieeeeelkie wrażenie! I nie ogarniam tych, którzy tego nie czytają xD. I takie idiotyczne skojarzenie mi przyszło na myśl jak opisywałaś niebieski płyn. Tak siedzę i kminię i tak w myśli "To jakaś reklama, czy ona się na serio czegoś naćpała'' O.o hue hue hue nie przedłużam 😉 pisz wreszcie CD! w sensie już kończ czytać koment i pisz opko ;3. A tak wgl to masz super poczucie humoru i niepowtarzalny styl ;D
OMFG, Jane, jak możesz?! Nosz żem się wkurzyła i wzruszyła. serio, cudnie napisane. W pełni popieram Hestię co do tych, którzy nie czytają. Miri rozwala ostatnimi wersami <3 Ogólnie jakoś rozwala mnie ciutkę 😀 Ona jest meeega. Jane też spoko ale straasznie mi jej kurczę szkoda. Jak nie zabijesz Emily to ja cię zabiję.
Nie muszę nic dodawać. Nie będę też pisał długich komentarzy, bo wiem, że takie lubisz więc nie- ja ci takiego nie napiszę. Rozdział spoko. Nadal twierdzę, że Mike to ja, ale spoko- możesz się wypierać nadal XD
Spadaj -,- Mówiłam ci już, że nie jesteś Mikem. On jest fajny 😀
Też cię koocham Xp
Ja będę ta chamska i wypisze błędy w długim komciu, które podobno lubisz <3.
przybite deskami – lepiej pasowałoby zabite
Kiedy mijaliśmy jedną z kolumn za drzwiami na końcu korytarza coś uderzyło o drzwi.W tym samym momencie, drzwi – powtórzenie + nie ogarnęłam zdania xD
mieczem w dłoni. Poczułam, jak miecz ciąży mi w ręku – powtórzenie
Wieżę – Wierzę
ze – że
odwróciła – (akurat tam) odwrócił
Kiedy ja dotknęłam – Kiedy jej dotknęłam
Biegli mi naprzeciw mnie odgradzając mi drogę po ziemi do Jane. – Wtf? :p
Co jakiś odskakiwałam od rąk – Co jakiś czas…
nie obecny – nieobecny
obok nas zawsze i zawsze pomagał – powtórzenie
podjadę – (akurat tam) (chyba) podjarę
stronę, no boisz się – stronę, bo boisz się
Kwi – krwi
+ jeszcze notoryczny brak przecinka przed "a"
Co do dedyki chyba pomyliłaś mnie z kimś, bo zadedykowałaś mi (MI?) takie cudeńko -,-
(Dziękuję. Poprawiłaś mi tym humor )
Napisze to po raz setny – TWOJE OPKA SĄ ZAJ*BISTE! Koniec i kropka.
Pozdrawiam :*
Zgon bo Jane jest niemiluch ;___; I moja Miri się martwi ;____; Idę zabić Emily, więc gdyby mnie nie było, przez jakiś czas, to się nie martwcie :3
Ach, jak zwykle wspaniale! Co prawda coś mi tam nie grało, pewnie przez ten ucięty fragment, ale poza tym (i tymi twoimi literówkami i przecinkami , których wzasadzie już nie zauważam, bo jest z nimi trochę jak z złymi postaciami z różnych opowiadań – niby jest dobrze, jak znikną, ale bez żadnych jest jakoś dziwnie…) I, tak jak Ella, nie do końca rozumiem zachowanie Mir, ale ponieważ moja siostra jest ode mnie młodsza i nie należy do idealnych, więc nie mam większej szansy tego zrozumieć -.-
Ja na miejscu Mirandy próbowałabym dalej z historia z Nathanem, a gdyby nie podziałała, to brnęłabym w wszystkie ważne elemnty z przeszłości, w książkach to działa 😉
[Oj Jane, Jane, przestań być idiotką i ocknij się, śpiąca królewno, twoja siora pół świata przejechała, żeby cię ratować xD]
A co do Mike’a, to jeszcze trochę i się w nim zakocham xP Uwielbiam zabawnych chłopaków!
Jeszcze trochę, i zakocham się w Mike’u! Uwielbiam zabawnych chłopaków >.<
PS Gdzie mogę sobie załatwić takie piórka??? Albo chociaż lwa? xP
Piórka to unikaty. Made by Atena. A po lewka proponuję zgłosić sie do Julii, bo jak sie później okaże, to jej kociaki ( ja zua spojleruję xD)
Kocham!!!! To jest cudowne Miri rozwala, fabuła wręcz bajeczna jakby nie było błędów to ideał normalnie. Pisz szybko CD bo mnie ciekawość zżera