Następna część powinna wam się spodobać. Chyba. No dobra dedykuję to wszystkim co jeszcze to chcą czytać.
Obudziłam się na łóżku w domku numer trzy. Przypomniałam sobie wydarzenia z wczoraj:
Od razu po uznaniu, Ann zaciągnęła mnie do domku Hermesa i kazała zabrać swoje rzeczy. Miałam szczęście, bo nie zdążyłam się rozpakować. W domku Posejdona zastałam bajzel jakich mało. Papierki po batonach walały się po podłodze. Części zbroi leżały na łóżkach. Czego się spodziewałam? Pięknie sprzątniętego pokoju? No ale Percy nigdy nie był fanem częstego sprzątania.
Wieczorem nie poszłam na kolację ani ognisko. Zostałam w domku. Chciałam jakoś ogarnąć w tym miejscu. Udało mi się, ale byłam zbyt zmęczona by się z tego cieszyć. Wybrałam łóżko najbliżej okna. Niedaleko niego położyłam walizkę i od razu zasnęłam.
Skoro jest już ranek, postanowiłam wziąć prysznic. Wyciągnęłam niebieski ręcznik i zamknęłam się w łazience. Chłodna woda była idealna dla mojej skóry.
Kiedy już wyszłam z łazienki, na łóżku leżał pomarańczowy podkoszulek obozowy. Mama niepotrzebnie spakowała tyle bluzek. Szybko założyłam koszulkę, dżinsowe rurki, i błękitne conversy od Patricii. Jeśli o nią chodzi to moja jedyna przyjaciółka w szkole. Uśmiechnęłam się na myśl o niej. Może trochę o niej opowiem.
Poznałyśmy się na rozpoczęciu roku szkolnego i od tego czasu jesteśmy papużki nierozłączki. Ma średniej długości włosy koloru złotawego brązu. Jej oczy były szare i była wyższa ode mnie kilka centymetrów. Jej skóra łatwo stawała się ciemniejsza na słońcu, ale opalenizna utrzymywała się tylko na kilka dni.
Wyszłam na zewnątrz i skierowłam się w stronę pawilonu jadalnego. Słońce przygrzewało tak, jak normalnie w lipcu powinno. Wzięłam ze sobą gumkę do włosów, więc splotłam z nich szybko warkocz na boku. Zdziwiłam się bo warkocz był dłuższy o dziesięć centymetrów niż wczoraj rano. Moje włosy nigdy tak szybko nie rosły. Okej, zajmę się tym później.
W pawilonie siedziało mniej osób niż wczoraj wieczorem. Pewnie niektórzy jeszcze się zbierali z łóżek. Usiadłam przy stolika Posejdona. Trochę głupio się czułam siedząc tak sama. Kiedy nimfy podawały owoce i mięso z grilla, wszyscy byli już przy swoich stolikach. Zabrałam na swój talerz: kiść czerwonych winogron, mandarynkę i żeberka. Potem podeszłam do trójnogu i wrzuciłam mięso
– Posejdonie, przyjmij moją ofiarę – powiedziałam z powagą i wróciłam do stolika. Spojrzałam na domek Ateny. Annabeth rozmawiała z jakimś chłopakiem siedzącym obok. Gdy zauważyła, że ją obserwuję uśmiechnęła się do mnie i wróciła do rozmowy. Powróciłam do jedzenia. Kiedy skończyłam, wstałam i poczułam chłód na karku. Odwróciłam się i stanęłam oko w oko z grupką synów Aresa – ci co chcieli mnie utopić.
– Zadowolona jesteś młoda? – warknął chłopak po środku – musimy zmywać po posiłkach!
– Zasłużyliście sobie – kątem oka zauważyłam, że wszyscy nas obserwują. Na poczekaniu wymyśliłam plan zrobienia z osiłków idiotów. Oparłam dłoń na biodrze i powiedziałam:
– A teraz rusz się chcę przejść – osiłki skamienieli ze zdziwienia, podobnie jak sala. Postanowiłam dalej grać:
– No dalej, zanim się zestarzeję – ponagliłam ich, ale byli tak wściekli, że się nie ruszyli więc westchnęłam i ich wyminęłam, a wszyscy ryknęli śmiechem.
Właśnie miałam odejść kiedy ktoś złapał mnie za ramię. Przestraszyłam się, że to jeden z tych od Aresa więc szybko się odwróciłam i trzasnęłam chłopaka z liścia.
– Ej, to tylko ja! – odezwał się „napastnik” – nie poznajesz mnie?
Przyjrzałam się chłopakowi. Miał czarne włosy, takie jak moje, zielone oczy, przypominające morze. Był muskularny i miał jakieś siedemnaście lat. To był…
– Percy! – krzyknęła Ann i zarzuciła mu ręce na szyję dając mu całusa w policzek – nareszcie jesteś!!
– Tak. Na razie tylko ty mnie miło potraktowałaś – posłał mi wymowne spojrzenie
– Przepraszam. Nie poznałam cię – powiedziałam zawstydzona – myślałam, że to jeden z synów Aresa
– Dobra, dobra. Chodźmy do naszego domku. Może mi opowiecie co mnie ominęło.
Droga do domku była bardzo miła. Ann streściła moje przygody z wczoraj i dzisiaj. Kiedy usiedliśmy w domku Percy był już o wszystkim poinformowany.
– No, no. Ktoś tu lubi robić sceny – powiedział Percy i wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy już ochłonęliśmy zadałam pytanie, które mnie najbardziej nęciło od wczorajszej afery:
– Percy, słuchaj. Wiesz o co chodzi z tym fortitudo magna? – wypaliłam na jednym wdechu.
Percy zmarszczył czoło jakby bał się tego pytania.
– Isy. Fortitudo magna to po łacinie: wielka siła. To piętno, które heros ma szansę dostać raz na tysiąc lat.
– Ale jakim cudem ja to otrzymałam? – teraz już nic nie rozumiałam – możesz mi to wyjaśnić?
– Dobra. Jak miałaś dwa lata, nasza mama nie musiała iść do pracy,a nie chciała żebyś została z Gabem. Był to kwiecień więc ja byłem w szkole. Mama była zrozpaczona, ale Posejdon się nad nią ulitował i sprowadził was do swojego pałacu. Mama cię tam zostawiła pod opieką nimf. Ojciec wyczuł wtedy, że w tobie jest za mało siły by przeżyć do siódmego roku życia. Na szczęście, w jego pałacu miała się odbyć ceremonia oddania mocy. Polegała ona na tym, że główni bogowie oddawali niewielką część mocy jednemu z herosów. W tym roku Posejdon miał wybrać dwuletniego herosa lub heroskę. Wykorzystał szansę i powiedział bogom, że jesteś córką Trytona, a oni w to uwierzyli. Ceremonia się udała, a ciebie odesłano na Upper East Side.
To wszystko było takie dziwne. Ale ja w to wierzyłam. Zawsze czułam się inna, a teraz mam wyjaśnienie dlaczego.
– No dobrze. Skoro wszystko jest wyjaśnione to idę pomóc Piper w przygotowaniach do konkursu – co? Jakiego , kurde, konkursu? O czym Annabeth mówi?
Rozłożyłam ręce w geście zapytania, a ona się roześmiała.
– To było tak: dzieci Afrodyty uprosiły swoją mamę, by ta ubłagała Chejrona o zorganizowaniu konkursu piękności. Miały w nim uczestniczyć wszystkie mieszkanki dziesiątki i inne chętne dziewczyny. Oczywiście Piper nie znosi takich konkursów więc została jedną z jury. Ja też jestem w „komitecie oceniania”, bo mnie dziewczyna ubłagała.
Percy roześmiał się.
– Nie ma mnie kilka dni, a ty sędziujesz w konkursie piękności. Jeszcze trochę i Isy w nim wystartuję.
– Nawet mnie nie nakłaniaj, Percy. Jeszcze wylądujesz w szpitalu – odpowiedziałam spokojnie.
– Skoro już mówimy o zgłaszaniu się do konkursu mam do ciebie prośbę, mogłabyś znieść ten formularz do domku Chione? Mieszka tam tylko jedna dziewczyna i zgłosiła się do konkursu ale musi jeszcze wypełnić formularz. I przypomnij jej jeszcze o tym, że teraz jej kolej na inspekcję.
W drodze do dwudziestki rozmyślałam o tym konkursie. Gdy byłam mała marzyłam o wystąpieniu na takim konkursie. Byłam mała i głupiutka. I tak nie miałabym szans na czymś takim. Ta córka Chione musi mieć nie lada urodę by pokonać córki Afrodyty. Rozmyślania przerwały mi… moje włosy. Sięgały już mi za pas więc wyciągnęłam nożyczki z kieszeni spodni ( nigdy nie wiadomo kiedy cię zwiążą i będziesz musiała się ratować) i przycięłam włosy o osiem centymetrów. I tak zaraz mi odrosną.
Domek Chione wyglądał jak mini pałac Królowej Śniegu. Okna były pokryte szronem, drzwi i ściany były pokrywą lodową dla cienkiej warstwy drewna. Osoba, która tu mieszka nie może być miła.
Kiedy miałam zapukać, drzwi gwałtownie się otworzyły i przy okazji strąciły mnie ze schodów. Dziewczyna, która je otworzyła szybko do mnie podbiegła i zaczęła przepraszać. Miała długie, brązowe włosy, oczy… trudno było określić ich kolor. Ubrana była w dżinsowe rurki i pomarańczowy podkoszulek obozowy.
– Tak mi przykro – powiedziała kiedy wstawałam – spieszyłam się na inspekcję i nie pomyślałam, że ktoś może tu do mnie przyjść i… – urwała i zaczęła mi się przyglądać.
– Zaraz, zaraz. Te czarne włosy, ten wyraz irytacji na twarzy… Isy!! Nareszcie tu jesteś!! To ja! Patricia!
Zamurowało mnie. Jak mogłam jej nie rozpoznać?? Uśmiechnęłam się głupkowato, a ona mnie uścisnęła.
– O masz formularz! Dla mnie? Dzięki. Startujesz w tym konkursie? – jak zwykle buźka jej się nie chciała zamknąć.
Razem poszłyśmy na inspekcję. Wyjaśniłam jej całą sytuację dostania się do obozu. I tak jak to ona była tym wszystkim strasznie podekscytowana. Zaczęłam się zastanawiać ile to jeszcze ludzie przede mną ukrywają.
W drodze, Patricia zamęczała mnie pytaniami czemu nie startuję w konkursie. Zbywałam ją mówiąc, że nie jestem do tego odpowiednia. I nie kłamałam. Nie widziałam się w tej roli. Ale dość już tych gadek o mnie. Może opowiem trochę o obozie. Każdy domek był wyjątkowy. Na przykład, domek Nyks był z czarnego kamienia, ze srebrnym księżycem nad drzwiami. Same drzwi były z połyskującego srebrem drewna.
Domek numer jedenaście zostawiłyśmy na koniec. Idąc tak w jego stronę podziwiałam resztę domków rozmawiając równocześnie o wszystkim co mnie ominęło. Nagle drzwi od domku Hermesa otwarły się z wielkim hukiem. Wypadł z nich wysoki, szczupły chłopak o krótkich, blond włosach ścigany przez braci Hood. Kiedy mnie zobaczył stanął jak wryty. Przyjrzałam się mu uważnie i zaparło mi dech w piersi. Był tym, którego najmniej się tu spodziewałam.
To był ten chłopak, z którym gadałam na lekcji.
Z tym samym biłam się po szkole gdy mnie zbyt irytował.
Jednocześnie był moim przyjacielem.
I jednocześnie moim wrogiem.
Był to Adam Side.
Mamy najlepszą przyjaciółkę, chłopaka… Brakuje już tylko śmiertelnego wroga i panteon postaci gotowy. Całkiem fajne opko. Czekam na cd 😀
Fajne 😀 Czekam na CD.
No to co? Czekamy na CD, nie? Fajne 😀 Urocze wprost *.*
Ciekawe no to czekamy…:)
Przełom. Poprawiłaś się i to bardzo. Miejscami brakuje przecinków i akcja gna za szybko, ale opko jest według mnie spoko. Może kiedyś dogonisz tych najlepszych “pisarzy“ z naszego bloga.
PS. Jeśli chciałabyś, żeby ktoś sprawdzał Ci opka, zanim wyślesz do Adminki, to możesz napisać do mnie: oliwka.chione@gazeta.pl