Dedykacja dla wszystkich herosów piszących testy gimnazjalne (w szczególności dla Moore [wieczna dedykacja, nie wywiniesz się XD]) i dla Leony za wymuszone autografy, psychologiczne rozmowy, podbudowywanie mnie do Mam Talent, bycie psycholem, szukanie dla mnie dobrego szpitala psychiatrycznego, za WdK i wymyślanie dedykacji dla siebie. Tak bardzo umrzeć ;D
Charlotte leżała na trawie uważnie przyglądając się niebu. Gdy patrzyła na gwiazdy czuła, że odzyskuje siły. Jej proste, brązowe włosy porozrzucane wokół jej głowy wyglądały niczym aureola. Duże, granatowe oczy otoczone długimi rzęsami były szeroko otwarte, a czerwone wargi lekko rozchylone. Uwielbiała niebo nocą. Kochała gwiazdy.
Została w tym małym obozie tylko dlatego, że złamała rękę podczas ostatniej walki z wrogiem. Długo nie chciała się zgodzić na pozostanie w namiocie, ale jej towarzysze ją do tego w końcu zmusili. Korzystając z ich nieobecności wyszła na zewnątrz i „rozmawiała” z niebem.
Słysząc szelest liści i zdyszany oddech zerwała się na równe nogi i wyciągnęła swój miecz – Sidereę. Ujrzała wysokiego czarnowłosego chłopaka z niebieskimi oczami i starszego od niej przynajmniej o jakieś sześć lat. Jego ubranie było potargane i zakrwawione, a na twarzy i rękach widniały świeże rany i ślady po starych bliznach. W dłoni trzymał łuk, swoją ulubioną broń, odziedziczoną po siostrze.
-Adam – szepnęła przestraszona – gdzie są Emily i Nicolas?
Jego spojrzenie powiedziało jej wszystko. Te smutne błękitne tęczówki, pełne bólu i strachu przekazały jej wiadomość, której obawiała się od kilku tygodni. Zginęli. Oboje.
Emily miała niespełna dwanaście lat, a Nicolas niedawno skończył czternaście, więc dla Charlotte byli jeszcze jak dzieci. Kilka dni wcześniej obchodzili jego urodziny. Chłopiec był wtedy taki szczęśliwy. Wojna zniszczyła im wszystkim życie, żeby w najmniej oczekiwanym momencie je odebrać. Aby każdy dość dużo wycierpiał, widział śmierć przyjaciół, odnosił wiele ciężkich ran. Charlotte i Adam mieli cierpieć najwięcej, śmierć wszystkich przyjaciół bardzo głęboko ich dotknęła, ale oni nie mogli się jeszcze z nimi zobaczyć.
Charlotte usiadła na ziemi i zaczęła głośno szlochać. Wiedziała, że nie powinna była leżeć bezczynnie, gdy ktoś mordował dzieci. Nie powinna zostawiać ich samych z Adamem. Na pewno chłopak robił wszystko, żeby zapobiec przelewowi kolejnej młodej krwi, ale widać było, że sam cudem wyszedł z walki. Ale może gdyby był z nimi ktoś jeszcze. Może wtedy udałoby im się wyjść cało. Ciągle słyszała w głowie śmiech dzieci. Wspomnienia ich radości, w momencie gdy miała świadomość tego, że już nigdy nie zobaczy chociażby ich uśmiechu, były bolesne. Kolejne rany na jej sercu.
Emily – inteligentna i sprytna córka Ateny, z tymi wielkimi, szarymi tęczówkami wpatrzonymi ze smutkiem w Charlotte.
Nicolas – waleczny i zwinny syn Hermesa, który ukrywał swój smutek, starając się nie zamartwiać dziewczyny.
A na początku była ich ósemka. Zostali siła zaprowadzeni na „Księżniczkę Andromedę” i dopiero tam dowiedzieli się kim byli. Nie wszyscy. Charlotte, Michael i Danielle wiedzieli wcześniej o bogach i herosach, jednak dali się zaskoczyć. A na statku mieli wybór. Posłuszeństwo lub śmierć. Ich nieszczęściem było to, że wtedy woleli żyć.
Poznali się przez przypadek. Grupka herosów siłą zmuszonych do oddania pokłonu Kronosowi. Na takich najbardziej zwracali uwagę. Bali się buntu.
Charlotte szła po pokładzie statku pilnowana przez empuzę, która skrzeczała jej ciągle nad uchem o tym jacy to bogowie są źli. Dziewczyna zaciskała pięści i szła dalej starając się nie zwracać uwagi na słowa potwora. Herosi łatwo wpadają w złość i są bardzo niecierpliwi. Gdy empuza zaczęła rechotać ze swojego komentarza na temat Zeusa, boga nieba, jej brzuch przeszył miecz. Siderea była dobrze ukryta w pierścionku. Był on wielokrotnie sprawdzany, jednak nikt z armii Kronosa nie potrafił znaleźć w nim broni.
W momencie przy dziewczynie pojawiła się chmara potworów. Zabijała je, jednak było ich zbyt wiele. Była pewna, że umrze, jednak wtedy z pomocą przyszedł jej osiłek z brązowymi włosami i oczami. Chłopak był na prawdę wspaniałym wojownikiem. Ciął na lewo i prawo nie zwracając uwagi na własne rany. Po kilku minutach dołączyła do nich mulatka z burzą czarnych loków, która znakomicie posługiwała się sztyletem. Ale ich wrogiem był statek pełen wrogów. Nie mogli zwyciężyć.
–Charlotte Sidera* – przeczytał z jakiejś kartki blondyn z blizną na twarzy – Ty rozpoczęłaś ten bunt?
Dziewczyna stała niewzruszona i patrzyła twardo na Luke’a swoimi granatowymi oczami. Ziewnęła od niechcenia. Po czym ślicznie się uśmiechnęła do chłopaka. Trochę śmieszyło ją to, że była od niego wyższa o parę centymetrów.
–Odpowiadaj! – warknął i uderzył ją mocnym prawym sierpowym w twarz.
W odpowiedzi splunęła na niego krwią. Wytarł ślinę z twarzy i znów zerknął na kartkę.
–Michael Anderson i Danielle Adler**. Czemu przyłączyliście się do buntu?
Michael i Danielle spojrzeli po sobie i kiwnęli porozumiewawczo głowami. A po chwili chłopak uderzył Luke’a pięścią w twarz.
–Na statku jest niewiele takich jak wy – powiedział Luke – Tylko ośmiu herosów porwanych od rodzin i zmuszonych do posłuszeństwa – odchrząknął – To znaczy tylko ósemka wolała żyć.
Do dużej sali wprowadzono bliźniaczki z blond włosami mające około 13 lat, Adama, Emily i Nicolasa. Luke podszedł do Charlotte i chwycił mocno jej podbródek.
–Pomyślałem sobie, że jesteście taką małą społecznością. Może więc wprowadzić odpowiedzialność zbiorową? – uśmiechnął się sztucznie i puścił twarz dziewczyny.
Machnął ręką i jakieś potwory unieruchomiły jej nadgarstki, zresztą tak samo jak wszystkim innym. Chłopak z blizną spojrzał na piątkę przyprowadzonych herosów. Przyglądał się każdemu po kolei z uwagą godną detektywa. Stanął przed Adamem i najwyraźniej się ucieszył.
–Ten jest dorosły. Dużo wytrzyma. Przedstaw się chłopcze wszystkim.
Jedna z empuz związała Adamowi nogi i ręce po czym powaliła go na ziemie. W jej dłoni pojawił się bat, którym go uderzyła. Charlotte usłyszała świst i zdziwiony krzyk chłopaka. Zapewne nie wiedział, że to będzie aż tak boleć.
–Imię – zażądał Luke, a bat po raz drugi uderzył chłopaka.
–Adam – stęknął.
–Wiek – kolejny krzyk.
–Dwadzieścia pięć!
–Boski rodzic.
–Apollo! – wrzasnął w bólu Adam.
Bat zniszczył jego koszulkę, a na plecach pojawiały się czerwone ślady. Rozcięcie skóry pojawiło się po kolejnych słowach Luke’a:
–Chyba niedosłyszałem.
Charlotte próbowała się wyrwać potworom, bo nie mogła patrzeć na męki Adama. Po kilku minutach koszulka chłopaka była cała przesiąknięta krwią, a on sam zemdlał. Luke kazał wyprowadzić jego ciało. Dziewczyna zaczynała wątpić, czy Luke jest człowiekiem.
–Bliźniaczki! Jak miło. Jak wam na imię?
Dziewczynki były zbyt przerażone całą sytuacją. Widziały tortury i krew na podłodze. To było za wiele dla Charlotte, a już na pewno dla nich. Chłopak spojrzał na swoja kartkę.
–Sandrine i Molly! Która chce pierwsza zaprzyjaźnić się z Harriet? – wskazał empuzę z batem – To może ty?
Po kilku sekundach jedna z bliźniaczek leżała związana na ziemi gorzko łkając, gdyż wiedziała co zaraz się wydarzy.
–Imię.
–Molly! – pisnęła dziewczynka.
Charlotte nie pozwoliła krzywdzić tak małego dziecka. Krzyk Molly dał jej siłę. Nie mogli jej skatować tak jak Adama. Udało jej się uwolnić z uścisku potworów. Siderea znikąd pojawiła się w jej dłoni. Zamachnęła się na potwory, które ją przytrzymywały. Podbiegła do Harriet i ją również zabiła. Bat upadł na ziemie, a Charlotte chwyciła go i podała Luke’owi który stał przed nią zdziwiony. Mogła go przeszyć mieczem jednak wiedziała, że nie ma to sensu. Przyłożyła mu miecz do gardła.
–Nie będziesz stosował odpowiedzialności zbiorowej – warknęła przez łzy – Ukaż mnie i nie każ im na to patrzeć, albo cię zabiję.
Chłopak roześmiał się po czym zaczął klaskać. Dziewczyna miała nadzieje, że nie zobaczy strachu w jej oczach, jednak on był bystry. Był w końcu synem Hermesa.
–Inteligentna jesteś. Wiesz, że jeśli mnie zabijesz wszyscy zginą. Więc nie powinnaś stawiać warunków. Ale jesteś też odważna. Lub głupia – stwierdził odsuwając miecz od swojej szyi – Ale chcę zobaczyć jak błagasz o przerwanie tortur.
W oczach Charlotte pojawiło się przerażenie, ale też płomyczek nadziei. Zostawi resztę w spokoju. Skatuje ją bardziej od Adama.
–Wyprowadzić ich – rozkazał Luke biorąc od dziewczyny bicz – Zobaczymy jak krzyczysz i wijesz się z bólu.
Całe jej ciało krzyczało z bólu. Nie pamiętała już ile było zamachnięć. Przestała liczyć po siódmym uderzeniu. Czuła ciepłą krew spływającą po jej plecach. Czuła strzępy koszulki łaskoczące ją po bokach. Słyszała jak krzyczy, mimo, że nie miała już na to siły.
–Pytam po raz kolejny! Kim jest twój boski rodzic?
Nie mogła odpowiedzieć. Udawała, że nie wie, ale on uważał, że dziewczyna kłamie. Potem przestała już nawet odpowiadać na to pytanie. Nie miała siły. Czuła jak zdziera jej się gardło. Starczało jej siły tylko na wrzaski i płacz. Luke ukląkł przy Charlotte i odwrócił jej twarz ku swojej. Zobaczyła na jego rękach swoja krew, przez co trochę zakręciło jej się w głowie i zrobiło niedobrze. Spojrzał jej w oczy i pomachał mieczem przed nosem. Czuła, że powoli traci świadomość. Miała dość. Zbyt dużo bólu. Zbyt dużo pytań. Zbyt duża tajemnica. Umierała i jakaś cząstka jej cieszyła się z tego. Jednak inna jej część bardzo chciała żyć, chwytała się każdej deski ratunku i dawała siłę przez którą Charlotte mogła przeżyć więcej uderzeń. Oczy jej się zamykały.
–Zabierzcie ją do szpitala.
Skoro umarła to dlaczego to wszystko nadal tak cholernie boli? Była zła. Myślała, że śmierć da jej ukojenie. Myślała, że wróci do gwiazd. Ale ból nadal palił jej ciało. W głowie jej huczało. Gardło ją bolało i czuła suchość w ustach. Było jej niedobrze. Na prawdę chciała, żeby umieranie przyszło szybciej. Niech ten cholerny Tanatos już ją zabierze do matki.
–Żyje?
–Tak.
Charlotte zmarszczyła brwi. A więc jednak. Nie umarła. Czyżby Luke okazał jej „litość”? Nie mógł jej po prostu dobić? Wtedy wszystko by się już skończyło.
Otworzyła oczy i ujrzała nad sobą sześć par oczu. Poznała tęczówki Michaela, Danielle, Sandrine i Molly, gdyż ich znała. Pozostałą dwójkę widziała, ale nie znała ich imion. Głowa pękała.
Danielle podała jej szklankę. Wypiła nektar, który smakował jak sok pomarańczowy. Poczuła się lepiej, ale suchość w ustach nie ustąpiła. Molly drżąca ręką podała jej butelkę wody, którą dziewczyna opróżniła w kilka sekund. Westchnęła ciężko i zamknęła oczy ze zmęczenia, żeby po chwili znów je otworzyć i rozglądnąć się po sali. Adam leżał na łóżku obok i również na nią patrzył.
–Dziękuje – powiedziała Molly.
Charlotte uśmiechnęła się do dziewczynki.
–Dzisiaj się uda, Lottie. Ty i Adam jesteście już wystarczająco silni – Michael spojrzał na nią błagalnie.
–Ale… Jeśli się nie uda… Wszyscy zginiemy… Albo… – głos dziewczyny ugrzązł w gardle – Znowu będą was torturować.
Syn Aresa spuścił wzrok. Bo torturowaniu Charlotte była bardzo słaba. Mało jadła, była blada i wciąż się czymś zamartwiała.
–Luke męczył cię dużo dłużej niż Adama. Dlaczego? – spytał, bo nie dawało mu to spokoju.
Może i uważał chłopaka za potwora, ale wiedział, że nie zrobiłby czegoś takiego gdyby dziewczyna mówiła wszystko. Luke był zły gdy tracił kontrole. A po tym wszystkim kazał zabrać dziewczynę do szpitala zamiast ja zabić albo zostawić. Intrygowała go, bo wiedziała coś czego Luke nie wiedział.
–Chciał wiedzieć kto jest moim boskim rodzicem – szepnęła – Nie uwierzył, gdy powiedziałam, że nie wiem.
–Bo wiesz – stwierdził Michael – Widać to w twoich oczach. Kto to?
Charlotte uciekła wzrokiem gdzieś na bok. To była tajemnica o której nikt nie powinien wiedzieć. Darzyła Michaela zaufaniem, bo opiekował się nią od kilku dni, jednak bała się, że może jej kazać zrobić coś na co ona jeszcze nie umiała się zdobyć. Dzieci Aresa zwykle nie są zbyt przyjazne, ale chłopak był miły i opiekuńczy. Przybliżył się do niej i spojrzał swoimi brązowymi oczami. Pocałował ją delikatnie, jakby niepewnie. W końcu znali się tylko tydzień.
I odpowiedziała na jego pytanie..
Była noc. Nigdzie nie widzieli potworów. Musiało się udać.
Wszyscy rozumieli powagę sytuacji i zachowywali ciszę. Powoli szli w kierunku najbliższej łodzi ratunkowej.
Było cicho.
Zbyt cicho.
Charlotte czuła, że to się nie uda. Ale była gotowa ponownie się poświęcić. Szła jako ostatnia z mieczem w ręku. Nikt nie miał pojęcia jakim cudem wciąż go ma. Skonfiskowali jej go już dwa razy, a pierścionek wracał niezauważony.
–Chyba nie myślałaś, że jestem głupi, Charlotte – usłyszała za plecami głos Luke’a i zamachnęła się mieczem.
Chłopak z blizną stał jednak wystarczająco daleko, żeby uniknąć ostrza. Wyciągnął swojego Szerszenia i uśmiechnął się do dziewczyny. Nagle na pokładzie zaroiło się od potworów.
–Powiedz kim jest twój boski rodzic, inaczej moje piekielne ogary rozszarpią tych herosów – dziewczyna zauważyła pięć wielkich psów gotowych do skoku.
–Proszę cię. Zostaw ich. To tylko dzieci – szepnęła, a głos jej się łamał.
Luke uśmiechnął się i zerknął przez jej ramię. Byli tuż przy łodzi ratunkowej. Mogli nawet do niej wejść, ale spuszczenie jej na wodę mogło trwać dłużej.
Charlotte uniosła oczy ku gwiazdom i wyszeptała krótką modlitwę. Spuściła miecz i podeszła bez strachu do Luke’a jednocześnie dając znaki Michaelowi. Alfabet Morse’a. Znała go nie wiadomo skąd. Michael uczył się go bo chciał dołączyć do marynarki wojennej i uważał, że to przydatne. Gwiazdy raz świeciły słabiej, raz mocniej, a nikt tego nie zauważył. Nikt z wyjątkiem syna Aresa.
R-A-T-U-J-I-C-H
Oczy wszystkich zwrócone były w jej kierunku. Nie zauważono, że herosi powoli znikają w łodzi ratunkowej. Musiał im dać wystarczająco dużo czasu. Michael nie chciał iść z nimi. Nie chciał zostawić Charlotte samej.
U-C-I-E-K-A-J
Jednak to go nie przekonywało. Kochał ją i nie mógł jej zostawić. Dziewczyna wiedziała, że nic nie zdziała. Chłopak i tak zostanie.
Luke też opuścił miecz. Zmarszczył brwi nie wiedząc co dziewczyna chce zrobić.
–Nie jesteś zły, Luke – mruknęła – Tylko zbłądziłeś. Szkoda, że Annabeth i Thalia cię znienawidziły – uśmiechnęła się widząc szok na twarzy chłopaka.
–Skąd o nich wiesz?!
–Od Gwiazd. Gwiazdy widzą wszystko – szepnęła mu na ucho po czym pocałowała.
Szerszeń upadł z brzdękiem na deski pokładu. Charlotte widziała kątem oka jak Michael robi się czerwony ze złości. Nie podbiegł do nich, za co mu w duchu dziękowała. Wszedł do łodzi ratunkowej i zaczął rozcinać liny, które przymocowywały ją do „Księżniczki Andromedy” jakimś tępym nożem.
Jeszcze chwila.
Luke odepchnął ją od siebie i schylił się po miecz. Nie zdążył wydać rozkazu, bo nagle zrobiło się całkiem ciemno. Tak jakby Gwiazdy zgasły.
Charlotte podbiegł do łódki i rozcięła pozostałe liny.. Usłyszała jak szalupa wpada do wody i bez namysłu skoczyła za nią.
Prawie oddała za nich życie. Była gotowa poświęcić się, żeby oni nie cierpieli. Pozwoliła się torturować, żeby nie patrzeć na męki dzieci. Od tamtego dnia czuła się za nich wszystkich odpowiedzialna. To ona ich na to wszystko naraziła. I to ona musiała ich uratować. Ale los odebrał jej ich. Dzieci, które chciała ocalić ginęły po wielu trudach. Widziała śmierć ich wszystkich. I czuła się winna, tak jak w ten dzień kiedy Luke zebrał ich wszystkich i powiedział o odpowiedzialności zbiorowej.
–Luke wysłał wiadomość do kilku swoich potworów na ladzie. Ida naszym śladem – szepnęła Danielle – Musimy się pospieszyć.
–Przecież dobrze wiesz, że nie możemy. Adam i Charlotte nie mają tyle siły – przypomniał jej Michael.
Charlotte. Nie Lottie. Nadal był zły.
Dziewczyna czuła, że zaraz padnie. Wciąż była słaba po torturach, a skok do wody nie poprawił jej humoru. W dodatku Michael uważał, że czuła coś do Luke’a. Starała mu się to wyjaśnić, ale on nie był w stanie jej słuchać. Najwyraźniej argument, że próbowała im wszystkim uratować tyłek nie wystarczał.
–Będziemy musieli walczyć. Są zbyt blisko – jęknęła Danielle.
Danielle była córka Apolla i odziedziczyła po nim zdolność do tropienia potworów i zwierząt. Była też dobrą lekarką i czasami mogła odgadnąć przyszłość.
Gdy potarła tatuaż na ręce w jej dłoniach pojawił się łuk, a na plecach kołczan pełen strzał. Charlotte wyciągnęła Sidereę i zaczęła się uważnie rozglądać. Jedynymi osobami bez broni był Adam i Emily. Gdy w zasięgu wzroku pojawił się pierwszy ogar trafiła go strzała Danielle.
Następnie pojawiło się mnóstwo różnych potworów. Charlotte cięła mieczem gdzie popadnie mając nadzieje, że jej przyjaciołom nic nie jest. Wrogowie zamieniali się w pył, było ich coraz mniej… Płomyczek rósł w sercu Charlotte. Dziewczyna usłyszała krzyk Danielle i natychmiast się odwróciła. Jednak córka Apolla nie wyła z bólu tylko z rozpaczy. Tuż koło niej na ziemi leżał Michael z sztyletem wbitym w brzuch.
Potwory nie próżnowały. Widząc rozkojarzenie Charlotte atakowały. Jednak ona nie dała się zaskoczyć i walczyła, aż wszyscy przeciwnicy zniknęli.
Podbiegła do Michaela i Danielle, która starała się go opatrzyć. Jednak na próżno.
–Zostało mu kilka minut – szlochała Danielle – Nie mogłam nic zrobić. Przepraszam cię, Charlotte.
–Spokojnie, Danielle. Idź zobacz co z resztą – rozkazała.
Gdy córka Apolla odeszła Charlotte zaczęła płakać. Michael chciał jej coś powiedzieć, ale ból był zbyt silny. Patrzył tylko na nią smutnymi, brązowymi oczami. Poruszył ustami, ale nie wydał żadnego dźwięku. Nachyliła głowę i prawie dotknęła uchem jego ust, żeby usłyszeć co mówi.
–Kochasz mnie, Lottie? – szepnął słabo.
–Tak… Bardzo… – przyznała przez łzy – Proszę cię, zostań. Nie zostawiaj mnie samej. Nie dam rady….
–Gwizdy mogą wszystko, kochanie. Poradzisz sobie – wydukał cicho – Taki mój los, nic nie poradzisz. Oddaj mój miecz Adamowi, a nóż Emily. Muszą się bronić.
Charlotte nie wiedziała co powiedzieć. Siedziała chwile i łkała.
–Przepraszam za to na statku.
Michael kiwnął głową na znak, ze jej wybacza. Nie mógł mówić. Czuła jak jego palce uderzają delikatnie o jej skórę. Alfabet Morse’a.
Ż-E-G-N-A-J
Jej pierwsza miłość. Michael odszedł jako pierwszy. Ten, który poznał tajemnicę zginął. Więc nikt inny nie mógł jej poznać. Ale los bawił się z grupą herosów.
–Nicolas ma rozbite kolano, a Sandrine zwichnięty nadgarstek. – powiedziała Danielle – Musimy odpocząć.
–Gdzie są potwory?
Córka Apolla zamknęła oczy i chwile rozmyślała.
–Daleko.
Na reszcie będą mieli spokój. Będzie trwał pewnie kilka godzin, ale musieli się zatrzymać. Luke był na prawdę zły, że Charlotte go przechytrzyła.
Usłyszała świst i tuż koło jej ucha przeleciała strzała i wbiła się serce Danielle, które upadła plecami na ziemie. Nawet nie zdążyła krzyknąć. Po chwili deszcz strzał poleciał w kierunku herosów. Zasłaniali się czym tylko mogli. Charlotte podła jakieś deski Emily, Nicolasowi i Molly i właśnie szukała czegoś dla Sandrine, gdy dziewczynka została ugodzona pierwsza strzałą. Przewrócił się i nie mogła się niczym obronić.
Molly skoczyła w kierunku siostry i zasłoniła ją, jednak na nic się to nie zdało, gdyż Sandrine już umarła. Charlotte podbiegła do niech i odsunęła Molly od bliźniaczki. Z lasu wyszło paru wrogo nastawionych półbogów. Nie było ich zbyt wielu, jednak i tak więcej od nich. Molly wyciągnęła miecz z pochwy i z dzikim okrzykiem rzuciła się na nieprzyjaciół. Czuła wściekłość, że odebrali jej osobę, bez której nie mogła prawidłowo funkcjonować. Bliźniaczka była jej częścią. Jej przyjaciele ruszyli za nią. Gdy przeciwników zostało tylko trzech walka ustała, a tamci uciekli. Molly leżała twarzą do dołu i słabo oddychała.
–Co się stało?! – krzyknęła Charlotte przyklękając przy niej.
Molly miała dość sporą ranę w brzuchu. Rozejrzała się szukając wzrokiem ciała siostry i uspokoiła się dopiero gdy je zobaczyła.
–Dziękuje, że uratowałaś mnie na statku – powiedziała – Sandrine też ci dziękuje.
Jej głowa oparła się bezwładnie o ramię dziewczyny.
Próbowała się otrząsnąć z tych wszystkich wizji. Spojrzała ponownie w niebo żeby odnaleźć spokój. Nie pomagało. Po raz pierwszy jej siostry nie mogły jej wesprzeć. Nie widziała tam Gwiazd swoich przyjaciół. Błyszczała tylko Gwiazda Adama.
-Musisz odpocząć – stwierdziła wskazując namiot – Idź.
-Nie, bo wiem, ze zrobisz coś głupiego.
Spojrzała na niego smutnie. Znali się kilka miesięcy. Cierpieli razem na „Księżniczce Andromedzie”. Przeżyli to wszystko razem. Wiedzieli o sobie wszystko. Prawie.
Adam nie znał jej tajemnicy tak jak nikt. Poznał ja tylko Michael i możliwe Luke, kiedy szepnęła mu na ucho, że Gwiazdy widzą wszystko. Ale najwyraźniej nie była zbyt tajemnicza i inni zaczynali się domyślać.
-Opowiedz mi o gwiazdach, Lottie. Wiem, że je uwielbiasz – poprosił Adam czując, że zbliża się do prawdy o towarzyszce.
Zapewne słyszał jak opowiadała Emily na noc o niebie. Dziewczynka pokochała astronomie. Kilka razy wymyślała niestworzone historię, żeby kogoś zaciekawić i nieświadomie opowiedzieć swoją historię.
-Gwiazdy są boginiami podobnymi do driad i najad. To istoty mieszkające w niebie. Ich matką jest Asteria, bogini gwiazd. Życie Gwiazd jest nierozerwalnie połączone z życiem śmiertelników, a nawet bogów. Gdy rodzi się człowiek, na niebie pojawia się nowa Stella***, która żyje tak długo jak on. Gwiazdy bogów są zbyt wysoko, bo można mieć pewność, że na prawdę istnieją. Gdy ktoś z Ziemi umiera, gwiazda spada z nieba i ginie, jednak najczęściej rodzi się od nowa jako opiekunka życia innej osoby. Wszyscy mają swoje gwiazdy – wskazała palcem na jakąś świecącą kropkę na niebie – Ta jest twoja i płonie jasnym, zdrowym blaskiem, mimo, że miesiąc temu prawie zgasła. Gwiazdy są najpiękniejszymi stworzeniami we wszechświecie. Pięknie śpiewają i tańczą, ale czymś z czego są najbardziej dumne jest ich lśnienie. To jest ich chluba, bo błyszczą gdy są szczęśliwe. Tylko będąc wśród gwiazd możesz je docenić. Tylko gdy ujrzysz jak biegają po niebie, śpiewając o ludzkich losach jesteś wstanie dojrzeć jakie są piękne.
Adam patrzył w niebo próbując dojrzeć tańczące boginie, jednak widział tylko świecące kropki na czarnym aksamicie. Nie wątpił, że Gwiazdy są cudowne. W końcu ludzie interesowali się nimi od starożytności. Chłopak położył się na trawie, a Charlotte tuż koło niego.
-A Asteria? Ma dzieci z śmiertelnikami?
Charlotte milczała przez kilka minut prowadząc wewnętrzną walkę. Nie lubiła mówić o swojej przeszłości. O swoim prawdziwym życiu.
-Nie często zdarza się, żeby Asteria zakochała się w człowieku. Złożyła śluby, tak jak Atena. Gdy zakochuje się w śmiertelniku, rodzi się półbóg, którego Asteria chce mieć przy sobie. Heros żyje na niebie ze świadomością, że jest jedną ze Stelli, jednak tylko do piętnastego roku życia. Asteria musi oddać swoje dziecko na świat, bo inaczej umrze. Jej dzieci są bardzo podobne do Gwiazd i pojawiają się niezwykle rzadko. Nie wiem za dużo o ich życiu, ale podobno po śmierci mogą trafić z powrotem na nieboskłon. Gwiazdy-herosi jako jedyne stworzenia mogą zniszczyć czyjąś Stellę. Ale to jest tylko legenda, nigdy nie udowodniono, że można spowodować upadek Gwiazdy.
Adam zmarszczył brwi, czując że zbliża się do czegoś ważnego.
-Jak to mogą zniszczyć Gwiazdę?
Charlotte uśmiechnęła się, bowiem wiedziała, że ten temat zainteresuje chłopaka.
-Mówiłam, że gdy rodzi się człowiek, pojawia się nowa Stella. Gwiazdy-herosi mogą przyspieszyć jej upadek. Jednak za wszystko jest cena. Ceną za życie człowieka jest życie dziecka Asterii. To morderstwo, za który Stella-heros musi ponieść konsekwencje.
-A jeżeli… Jeśli Gwiazda-heros spowoduje upadek Stelli człowieka, który na to zasłużył, bo był zły i zabijał innych?
Charlotte spojrzała uważnie na jedną z Gwiazd widząc w niej doskonale boginie. Westchnęła cicho i odpowiedziała:
-Pamiętaj, że zabija się wtedy też Stellę. Gwiazda-heros musi umrzeć.
Adam westchnął. Wstał z ziemi i przyglądał się chwile dziewczynie. Był zły, widziała to doskonale w jego oczach. Jednak nie mogła nic na to poradzić. Wiedziała, że tak się stanie, gdy chłopak się o tym dowie.
-Jesteś nią, prawda? I chcesz spróbować? – spytał smutno – Poświęcisz się dla świata?
Charlotte usiadła i zaczęła bawić się swoim pierścionkiem. Przez chwilę nie była w stanie wydobyć z siebie głosu. Starała się nie patrzeć Adamowi w oczy, bo nie chciała by ujrzał w nich niepewność. Bała się tego, ale była święcie przekonana, ze jest to słuszne.
-Jestem to winna innym. Powinnam to zrobić dawno, jeszcze na statku, ale nie miałam odwagi – szepnęła nie patrząc Adamowi w oczy.
Chłopak pokręcił głową z frustracji.
-To nie fair. Umrzesz przez to, że uratujesz świat. I co? Trafisz do Tartaru? – krzyknął zły na los.
-Nie. Wrócę do Gwiazd.
Adam zaczął chodzić tam i z powrotem, aż w końcu stanął i schował twarz w dłoniach. Zapewne wyklinał bogów, bo w oddali zobaczyli błyskawicę.
-Nie pozwolę ci – stwierdził.
Dziewczyna wyszeptała jakaś cichą modlitwę, a Adam osunął się na ziemię. Podziękowała w duchu swoim siostrą za pomoc. Były to w końcu nocne boginie, siostry bogini Hekate****. Wiedziała, że Adam nie będzie chciał, żeby się narażała. Czuli się odpowiedzialni za siebie nawzajem, ale Charlotte wiedziała, że musi się poświęcić.
Uklękła i wypatrzyła Stellę Luke’a. Lśniła bardzo słabo i rozglądała się zlękniona jakby wiedziała co ma nadejść.
Luke miał w sobie Kronosa. To dwa morderstwa. Dziewczyna liczyła jednak na to, że uda jej się oszukać Gwiazdy.
Żyła piętnaście lat na niebie pewna, że jest boginią. Dziwiło ją to, że nie opiekuje się życiem żadnego człowieka, jednak nie zawracała sobie tym zbytnio głowy. Uwielbiała swoje życie. Tańczyła i śpiewała z Gwiazdami ubranymi w zwiewne srebrne szaty i z rozwianymi długimi, jasnymi włosami. Lubiła przyglądać się z góry życiom zwykłych ludzi jak i wyczynom herosów, których bardzo podziwiała. Widziała wszystko co chciała, bo Gwiazdy mogą obserwować Ziemie. Nigdy nie widziała Luke’a z Thalią i Annabeth. To jej siostry jej o tym opowiedziały, gdy o to poprosiła na statku.
Gwiazdy widzą wszystko.
Charlotte wyjęła swój miecz i wbiła jego ostrze w ziemie przed sobą.
Siderea znaczy „gwiezdna”.
Dostała go od Asterii w dniu piętnastych urodzin, kiedy dowiedziała się, że jej życie odtąd ma być pełne niebezpieczeństw i zmartwień. Od tego czasu minęły trzy lata, a ona wciąż to doskonale pamiętała.
–Stella Charlotte – usłyszała łagodny głos matki – Widzę, że przyglądasz się ludziom.
Charlotte istotnie leżała na brzuchu oglądając walkę jednego herosa z cyklopem. Chwilę się nie odzywała, gdyż uważnie przyglądała się ruchom półboga. Gdy cyklop go pokonał dziewczyna zwróciła się do Asterii.
–Życie herosów jest ciekawe, ale zbyt niebezpieczne – stwierdziła.
Asteria uśmiechnęła się smutno. Nie wiedziała jak powiedzieć córce, że od teraz musi wieść takie właśnie życie. W jej dłoni pojawił się miecz z białym ostrzem, którego podała Charlotte.
–To Siderea. Prezent urodzinowy.
Charlotte ze zdziwieniem przyglądała się ostrzu.
–Dziękuje… Ale po co mi miecz? Galaktyka jest bezpieczna dla Gwiazd.
–Posłuchaj… Wiesz, że heros to dziecko boga i śmiertelnika. I ja też czasami rodzę takie dzieci… – zaczęła bogini ze spuszczoną głową – Nie jesteś Gwiazdą, moje dziecko. Jesteś półboginią.
Charlotte patrzyła przez kilka minut z przerażeniem w oczach na matkę. Miała żyć na Ziemi. To było jej prawdziwe życie. Nie mogła zostać w niebie. Miała cierpieć tak jak inni ludzie. Po jej twarzy spłynęły srebrzyste łzy, których nigdy wcześniej nie widziała ani u siebie, ani u Gwiazd. Śmiertelnicy płakali, ale Gwiazdy nie miały powodu. Ich życie było cudowne i bezpieczne.
–Gdy spadniesz na Ziemie, pojawi się twoja Gwiazda – szepnęła Asteria i zniknęła.
Charlotte zaczęła spadać.
Mogła wrócić. Tak przynajmniej jej się wydawało. Miała nadzieje, że była wystarczająco bohaterska, aby zasłużyć sobie na życie w niebie. Zanuciła jedną z piosenek usłyszanych w dzieciństwie wśród Gwiazd. Zmówiła cichą modlitwę do matki, prosząc o siłę i łaskę. Słyszała w głowie głosy sióstr, które prosiły ja, żeby jeszcze się zastanowiła.
Kochała swoje życie w niebie, ale przyzwyczaiła się do ludzi. Pokochała również Ziemie.
Wpatrzyła się w Stellę Luke’a i skupiła całą swoją energię życiową. Gwiazda zaczęła powoli spadać, jednak nie była jedyna, która zmierzała ku zagładzie. Charlotte widziała swoją Stellę, która spadała o wiele szybciej niż ta Luke’a.
Dwa istnienia w jednym. Kronos w ciele Luke’a.
Nie da się oszukać Gwiazd.
One widzą wszystko.
Adam otrząsnął się z chwilowego omdlenia i zobaczył Charlotte tak piękną jak nigdy przedtem. Na jej ciele nie było już brudu i zaschniętej krwi, a jej zniszczone ubrania zamieniły się w cudowną srebrzystą suknię. Jej brązowe włosy i mleczna cera delikatnie lśniły, a oczy świeciły jak księżyc. Po policzkach zaczęły jednak płynąć łzy bezsilności, a ona sama prawie upadła na ziemie. Traciła siły.
Chłopak spojrzał na niebo i zauważył dwie Gwiazdy, jedną o wiele niżej od drugiej. Od razu zrozumiał co się stało. Podbiegł do dziewczyny i chwycił jej lodowata dłoń. Puls była bardzo słaby. Chwycił jej twarz w swoje ręce i pocałował.
Stella Charlotte przestała spadać, za to do wyścigu dołączyła się nowa Gwiazda.
Charlotte wiedziała co się dzieje. Nie mogła sama pokonać Gwiazdy Luke’a i Kronosa. Ale mogła to zrobić z kimś najbliższym jej sercu.
Gwiazdy wyrównały swój lot, a po chwili ta należąca do Luke’a zniknęła. Tak po prostu. Charlotte była pewna, że musi umrzeć. Była pewna, że również Adam umrze z wyczerpania. Ale miała jeszcze kilka sekund, żeby go uratować. Kilka sekund, żeby powiedzieć mu coś ważnego i kilka na oddanie resztek siły swojej Stelli do jego Gwiazdy.
-Kocham cię – powiedziała słabo.
-Ja ciebie też – szepnął sennie prawie się przewracając.
Jej serce zabiło mocniej. Spojrzała na Gwiazdę Adama i zamknęła oczy.
Chłopak czuł jak powracają do niego siły. Nadal miał wrażenie, że głowa zaraz mu pęknie, jednak nie wydawało mu się, że zaraz zemdleje.
Jego Gwiazda powoli unosiła się ku siostrom oddalając się od Stelli Charlotte. Gdy zatrzymała się równo w połowie między Ziemią a pierwszą Gwiazdą Adam poczuł, że ciało Charlotte bezwładnie upada na trawę. Przerażony ponownie zmierzył jej puls, jednak go nie wyczuł. Jej serce nie biło. Spojrzał zdezorientowany na niebo i nie zauważył tam jej Gwiazdy.
Ułożył dziewczynę na ziemi i zaczął płakać. Ciało Charlotte wciąż było ubrane w strój Stelli, a ona sama wyglądała jak anioł. Jak śpiąca królewna. Poświęciła się, żeby on mógł żyć. Dała mu szanse. Nie chciała, żeby jej cały wysiłek poszedł na marne. A on nie chciał zmarnować jej daru.
Tańczyła z siostrami i śpiewała kołysankę dla ludzi. Biegała i bawiła się z młodymi Gwiazdkami. Przyglądała się herosom. Wszystko było tak jak dawniej.
Prawie wszystko.
Charlotte usiadła w nicości i przyglądała się białemu ostrzu swojego miecza. Nie potrzebowała go, ale był dla niej czymś ważnym. Cząstką dawnego życia.
–Żałujesz, że zesłałam cię na Ziemie? – usłyszała pytanie Asterii.
Tyle bólu, cierpienia, łez. Tyle niesprawiedliwości, kłamstw, morderstw. Ziemia była straszna, a ludzie byli okropni. Jednak w każdym mroku kryje się mały płomyczek. Bo w świecie musi panować jakaś równowaga.
Życie herosów jest trudne i pełne goryczy, ale mało półbogów zauważa rzeczy dobre. Miłość, przyjaźń, poświęcenie, pomoc. Każdy jest panem swojego losu, więc nikt nie powinien odrzucać innych, bo bez przyjaciół nie ma szczęścia. Trzeba zwracać uwagę na każdy szczegół, który może nam przynieść radość. A to nie zawsze jest proste.
–Nigdy nie będę tego żałować.
*Sidera (łac.) – „z gwiazd”
**Adler – Sherlocka się ogląda to się wie (nie lubię jej, ale nie miałam pomysłu na nazwisko ;-; )
***Stella (łac.) – „gwiazda”
****siostry bogini Hekate. – Gwiazdy wymyśliłam sama, ale w tym opowiadaniu są one córkami Asterii, która była matką Hekate.
Mowa końcowa (CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ): Dziękuje wszystkim herosom, którym chciało się to czytać i przetrwali przez całe opowiadanie. Na prawdę jestem wdzięczna, bo bardzo się nad nim napracowałam. Pomysł wpadł mi do głowy BARDZO dawno, ale dopiero w sobotę miałam wenę i pisałam prawie całe dwa dni.
Tak, WIEM, że są Plejady i Hiady, czyli prawdziwe gwiezdne nimfy, ale jak wspominałam pomysł jest stary i dopiero jak zaczęłam pisać sprawdziłam czy takie coś było. A potem stwierdziłam, ze nie pasuje mi to i stworze własne Gwiazdy. XD Przepraszam, starożytni Grecy, przecież wiecie, że was kocham <3
Wena zapewne po powrocie z wymiany we Francji (szpanerski szpaner jest szpanerski ;-;) i obmyślaniu planu pójścia do Mam Talent (znajdą się głosy dla biednego dziecka z problemami psychicznymi? ;< ). Dodatkowo motywowała mnie wizja Leony pochylającej się nocą nad moim łóżkiem z tasakiem i torbą na śmieci. No i dzięki Moore. Tym razem nic nie zrobiła, ale po prostu ją uwielbiam, za to, ze zawsze pomaga mi przy opowiadaniach. Chciałam napisać tym razem coś zupełnie sama, zobaczyć co o tym sądzicie i czy jej lekcje coś mi dały. 😉
Długa jednoczęściówka? Najdłuższe co w życiu napisałam. Rozdziały moich opowiadań czasami ledwo przekraczają 5 stron, a tu mam ich 10 (z wliczeniem Mowy Końcowej na pół strony ;3 ).
Mam nadzieje, że nie zryłam nikomu psychy tym opowiadaniem, bo jak dwie osoby, którym mówiłam o czym jest usłyszały słowo „bat” to szukały mi Szpitala Psychiatrycznego w internecie (Dobra, sama go szukałam, a te dwie osoby tylko się dziwnie na mnie patrzyły [dobra, znowu kłamie, jestem nołlajfem, rozmowa na fejsie i gg ;-; ] i znalazłam fajny w Krakowie ^^). Poza tym na początku to miało być love story o mojej koleżance (Karolina – Charlotte) i jej idolu Adamie Gontierze. Nie moja wina, że zmieniło się w jakieś krwawe niewiadomoco. Ona mnie zabije ;-;
Wiecie może ile heros mógłby przeżyć batów? Po tym pytaniu Leona chciała sprawdzić to na swoim bracie i dodała, że trzeba by było to pomnożyć razy 2, bo to śmiertelnik. Ja na prawdę nie wiem kiedy kończyć Mowy Końcowe XD
Nie męczę Was już…. Chociaż nie! Stop. Wróć.
Jeżeli ktoś mnie pamięta, to dodam, że będę pisać dalej „Igrzyska” i „Nowy pasarzer na pokładzie Argo II”. Igrzyska dlatego, że uważam, ze jest to moje najlepsze opowiadanie, a to drugie dlatego, że nadal boje się Leony z tasakiem… ;-; I krat w oknach ;(
Nie męczę Was już, bo Mowa serio wyszła na pół strony. Za duże stężenie glukozy we krwi. Takie tam, układ hormonalny człowieka na biologi…. Bogowie co ja kminie. ;o
Pozdrowienia z różowego bloku,
Riva
Opko jest przewspaniałe! Czytałam z wypiekami na twarzy i z nosem przyklejonym do monitora. Co prawda wyłapałam kilka literówek, ale są one tak nie ważne jak zeszłoroczny śnieg 😉
Miałam napisać komentarz na pół strony, ale wyczerpałaś mój temat w ogromniej mowie końcowej. Co do batu niestety nie wiem czy mój brat w ogóle wyjdzie z tego szpitala (muahahahaha ^^) a tasak nadal mam na podorędziu więc pisaj, pisaj 😀
Mimo, że dostałam częściowy spojler to wszystko mnie zaskoczyło. Nie wiedziałam gdzie wciśniesz wspomniany bat do opowieści o jakże miłych Gwiazdach, ale ci się udało. Dawno mnie nic tak nie wciągnęło i nie czekałam na opko z zapartym tchem, więc błędów nie szukałam lub w ogóle ich nie było. Aureolka <3 Bat <3 Filmik z owocami <3
Co do wstępu – tak bardzo umrzeć -,-
LUDZIE! Głosować na moją kochaną, psychiczną Rivę, bo dla was też znajdzie się tasak i torba do kompletu!
WdK po przeczytaniu wstępu, rozwinięcia, mowy końcowej i mojego komentarza rozsadził mi twarz.
Pozdrawiam – równia psychiczna, sadystyczna i pedofilska Leona 😀
Po pierwsze: Opis buntu na statku jest bardzo chaotyczny i szybki, że nie zdążyłam się wczuć, a tutaj już Luke ich przepytuje.
Po drugie: Charlotte opluła go krwią, a on wytarł z twarzy ślinę o.O To krew czy ślina?
Po trzecie: Opisy zabijania są bardzo krótkie, wygląda to jakby dla bohaterki zabijanie było jak mrugniecie okiem, które nic nie znaczy, na którym nie trzeba się skupiać. Zabiła tego potwora i zabiła tego. Potem zabiła empuzę. Ale jak?! Co wtedy czuła? Czy potwory zamieniały się w złoty pył?
Po czwarte: NO-TO-RY-CZNIE zapominasz ogonków przy ą i ę. Sporo literówek. Miałam podobny pomysł na herosów jako gwiazdy, ale nie chciało mi się pisać 😛 Mimo, że sporo błędów, opko nie jest złe. Nawet ciekawe. Wiem, wiem, 10 stron się namęczyłaś a taka Eur pisze, że tylko ciekawe. Szczerosć ^^
„Kiedy ona skończy mowę końcową…?”
Super! Nie wiedziałam, że jest bogini gwiazd O.o Pisz tego więcej!
Hahaha, aż się zalogowałam XD
Wieczna dedykacja jest super, jooooł, dzienkujem piknie :3
W ogóle, to nie ładnie tak przypominac niewinnym herosom o egzaminach XD
Ja prawie zapomniałam, że dzisiaj piszę o.0
Lolz, ajm soł krejzi XD
Ale w ogóle chodzi o to, że mam dzisiaj dobry humor, a tu jeszcze dochodzi takie twoje opowiadanko, które jak dla mnie jest po prostu miodzio XD
Gwiazdy w ogóle są genialne, kocham gwiazdy, lecmy na Księżyc XD
[A w tym psychiatryku znajdzie się dla mnie miejsce? ;>]
Co prawda, było kilka literówek, ale chrzanic literówki, ważne, że jest co poczytac :3
No i baaardzo dziękuję za podziękowania 😀
Ej, złotko, nie wydziwiaj. Idź do Mam Talent, podbij swiat, Apollo cię adoptuje i będziemy siostrami, jeaaaah XD
Ja, jak już mówiłam jestem jak najbardziej ZA i będę na ciebie słała smsy XD
Więcej takich opowiadań, kochana, więcej, plosę C:
Bo pomysły to ty masz i gdyby nie literówki to ja bym padła z podziwuuu *.*
Haha, leżę i podziwiam, że tak powiem XD
W ogóle, bycie psychicznym jest fajne, co ty chcesz. Ja od dawna jestem psychiczna, a mam tylko jedną głowę więcej 😛
Charlotta to spoko babka jest, tu sieka, tam kroi, a potem mówi, jaki ten swiat zły XD Lubię ją, wymordujmy wszystkich 😀
Dooopra, pewnie teraz popełnię jakąs gafę, więc herosi, nie czytajcie, ale szkoda mi Luke’a XD
Wszystkich mi szkoda, jestem wrażliwe dziewczę 😀
No to ten, ja już kończę, ale ogólnie, to pamiętaj, że cię wielbię :3
AHOJ <3
coś ty, ja kocham luke’a. w tym opowiadaniu mniej, ale zawsze to luke…. <3
Znalazłam parę malutkich błędów, ale opko boskie. Takiego nie było! Bardzo fajny pomysł z Asterią.
powaliła go na ziemie – ziemię
Nie jestem na 100 procent pewna, ale „niedosłyszałem” jest chyba błędem (nie z czasownikami piszemy osobno 😛 )
na ziemie – ziemię! ę!
rozglądnąć się po sali. – rozejrzeć
-Dziękuje – powiedziała Molly. – dziękuję
Bo torturowaniu – po torturowaniu
Luke był zły gdy tracił kontrole. – KONTROLĘ
zamiast ja zabić – ją
I odpowiedziała na jego pytanie.. – jedna kropka albo trzy kropki 😀
była córka – córką
Siedziała chwile – chwilę
chwile rozmyślała – chwilę
która upadła plecami na ziemie – naprawdę jest tak trudno napisać poprawnie odmianę słowa „ziemia”?
gdy dziewczynka została ugodzona pierwsza strzałą. Przewrócił się i nie mogła się niczym obronić. – mówimy o dziewczynce, więc „przewróciła się”.
Spojrzała na niego smutnie – smutno 😛
Dziewczynka pokochała astronomie. – astronomię.
przyglądał się chwile dziewczynie. – chwilę! Popełniasz cały czas te same błędy!
Podziękowała w duchu swoim siostrą za pomoc. – siostrom.
bo Gwiazdy mogą obserwować Ziemie. – Ziemię.
w ziemie przed sobą. – ZIEMIĘ, ZIEMIĘ, ZIEMIĘ, ZIEMIĘ!
-Dziękuje… Ale po co mi miecz? -Dziękuję
-Gdy spadniesz na Ziemie, pojawi się twoja Gwiazda – szepnęła Asteria i zniknęła. – ZIEMIĘ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
chwycił jej lodowata dłoń – lodowatą.
Dała mu szanse. – szansę.
-Żałujesz, że zesłałam cię na Ziemie? – Ziemię.
I czas na pytanie?
JAK JA JE ZAUWAŻYŁAM CZYTAJĄC TO CUDO?!
Wim, nikt nie zapyta, ale odpowiem – ja się po prostu czepiam. Wciągnęło mnie nieźle, aż specjalnie piosenkę zmieniłam (czuj się zaszczycona) Naprawdę, naprawdę dobrze 😛
Kocham Cię za to!
Mówiłaś, że wyjdzie mega schizowe, ale wyszło ( zresztą jak zawsze )
cudownie.
Mój mały psychopata z różowego bloku ;*
Dzięki.
Wow! Na początku tak sobie normalnie czytałam, a potem wciągnęło mnie na całego! Po prostu świetne! Pomysł z Gwiazdami bardzo mi się spodobał. Doceniam to, że się tak napracowałaś. Nie potrafię ocenić zakończenia. Smutne, czy szczęśliwe. Chyba i to i to.
Co do mowy końcowej to mnie rozwaliła 😀 Lubię mowy końcowe 😀 A co chcesz zaprezentować w Mam talent?
Błędy wymieniła Melia, więc ja nie będę powtarzać. Zresztą, ja zwracam uwagę na treść, chyba, że błędy są naprawdę rażące
Nie wiem co jeszcze napisać, bo dziewczyny powiedziały już chyba wszystko, ale lubię pisać długie komentarze ^ ^ 😀 Nananana!
Naprawdę dobra praca
Nie mam humoru do wypisania błędów, ale tak cię pocieszę, że znalazłam kilka… naście, ale co tam xD. Ogólnie mi się podobało i troszkę poprawiło humor, a mowa końcowa mnie rozwalił i przypomniała moją rozmowę z koleżanką ;D. Długie jak na jednoczęściówkę, ale ja takie lubię ;3. Czekam na więcej prac i takie tam, no kończę już 😛
Nanana, dziewczyny chyba powiedziały wszystko…
Dodam jedynie, że na początku podchodziłam do tego opowiadania z pewnym dystansem, ale potem się wciągnęłam i wszystko było dobrze.
I czy tylko ja pogubiłam się w tej gadce o gwiazdach? Nie powinnam czytać kiedy jestem zmęczona…
Mówiłam, że jebnę komentarza, więc jebłam. Niech Wielka Panda nad Tobą czuwa.
Niezły pomysł. Brakuje mi tylko emocji, np. dopisku o tym, jak się czułą na wspomnienie śmierci podopiecznych. No, nie powiem, tragiczny los im zgotowałaś…
Hmm…a jeśli ja też kocham gwiazdy, to mam z nimi coś wspólnego? *nadzieja w głosie*