Moi drodzy parafianie… Przed wami pewne opowiadanie. Chciałabym z góry uprzedzić o pewnych faktach. Po pierwsze: Nie jest to opowiadanie fantastyczne, ani w żaden sposób związane z mitologią. Po drugie: Nie ja jestem autorką. Jest to bardzo, bardzo stare opowiadanie mojej kochanej babci. Z tego co wiem, napisała je będąc chyba w moim wieku. Mama mówiła, że dostała za nie jakąś nagrodę. To teraz odpowiedź na pytanie, które sobie pewnie zadajecie: Po co wrzucam tu opowiadanie, które nie jest o mitologii i nie jest w ogóle moje? Robię to, bo akurat dziś (o ile opowiadanie ukaże się 04.04.) jest ósma rocznica śmierci babci i pomyślałam sobie, że wrzucę je i jakoś w ten sposób uczczę jej pamięć. Może się to wydawać dziwne, ale akurat dla mnie to bardzo ważne. Dlatego prosiłabym o przeczytanie i szczere opinie.
Aha, uprzedzam, że jest bardzo dużo powtórzeń, za to bardzo mało słów wprowadzających, a niektóre zdania wydają się bez sensu i jakby tu kompletnie nie pasowały. Ale przepisując nie miałam serca niczego zmieniać. Może w tamtych czasach tak pisano i nie było to błędem? Albo po prostu coś źle przeczytałam, bo te kartki są naprawdę stare, a atrament wypłowiały. Chciałabym, abyście po prostu zwrócili uwagę na samą treść, fabułę, historię. Bardzo proszę o poświęcenie chwili na przeczytanie tego.
„Samotnia”
Wiatr pędził ulicami, zrywał afisze ze słupów i wyrywał papiery ze śmietników.
Późny jesienny wieczór.
Powoli ustaje ruch na ulicach potężnego miasta.
Gdzieś gospodyni robi ostatnie zakupy, mężczyzna pijany wraca do domu, a kilku zbitelsiałych chłopców zaczepia przechodzącą dziewczynę. Po lecie i wakacjach pozostały dobre i miłe albo przykre wspomnienia. W lesie i nad jeziorem puszki i papiery przewraca złośliwy wiatr.
Światła powoli gasną. Jedno okno całą noc świeci i odbija blask na ulicy. Za oknem, na leżance leży młody, zaledwie osiemnastoletni chłopiec. Głowa ciąży mu jak ołów, ale usnąć nie może. Oczy pieką, ale nie zamykają się. Przypomina sobie wszystko.
Rodzice, dom, samochód, ona, las, szkoła, rower i znów samochód. Ten przeklęty, znienawidzony samochód. Przewraca się z boku na bok, pali papieros za papierosem, ale ta straszna przeszłość go nie opuszcza. Od nowa rozmyśla wszystko od początku.
Pamięta dobrze ten dzień. Było to 13 maja 1964 roku. Po lekcjach wrócił do domu i zastał kartkę leżącą na stole.
Synu!
Wyjeżdżamy z ojcem do cioci. Dostaliśmy telegram o wypadku. Żywność i pieniądze masz. Przyjedziemy chyba jutro.
Całuję Cię
Mama
Co się stało z ciotką? Wypadek, ale jaki? Nic nie rozumiał. Zjadł obiad, wziął książki i poszedł do biblioteki. Miał jakieś dziwne uczucie. Kochał bardzo rodziców i oni go kochali, ale czuł się samotny, coś go dręczyło.
Wrócił do domu i położył się na leżance.
Telefon. Jarek odebrał. W słuchawce odezwał się gruby, męski głos.
– Nr 23-81 Łódź?
– Tak, kto mówi? – spytał chłopiec
– Czy zastałem w domu pana Jabłońskiego? – spytał ten sam głos, nie odpowiadając na pytanie
– Nie, nie ma nikogo.
– Kiedy będzie?
– Jutro wieczorem. Czy coś przekazać?
– Nie, jutro przedzwonię. Do widzenia.
– Do widzenia. – powiedział Jarek i odłożył słuchawkę
Kto to mógł być?
Jarek usiadł do lekcji. Nic nie mogło wejść do głowy. Odłożył zeszyt i przechadzał się po pokoju.
Dzwonek. Jarek podszedł do drzwi i otworzył. W drzwiach stała „Maślanka”. Była to córka sąsiadki. Przezywano ją tak, bo miała białe włosy. Czesała się w koński ogon i dlatego włosy spływały jak maślanka. Chodzili do jednej szkoły, ale do innych klas.
– Czy… jest twoja mama? – spytała
– Nie ma, a co chciałaś?
– Ja, ja nic, ja do twojej mamy.
– Będzie dopiero jutro.
– Szkoda. Przepraszam. – powiedziała i zbiegła po schodach
Jej białe włosy podskakiwały na głowie.
– Maślanka… – powiedział półgłosem Jarek i zamknął drzwi
Tego dnia do łóżka poszedł z niepokojem. W nocy, prawie nad ranem ktoś zadzwonił. Jarek zeskoczył z łóżka i półprzytomnie otworzył drzwi. W drzwiach stał człowiek w okularach i z teczką. Jarek zmierzył go pytającym wzrokiem.
– Czy tu mieszkali państwo Jabłońscy? – spytał przybyły z wysiłkiem
– Tak, tu mieszkają, ale ich nie ma.
Nieznajomy przekroczył próg i wszedł do mieszkania.
– Czego pan chce? – spytał chłopiec
– Przejdźmy do pokoju, porozmawiamy.
– Jestem sam w domu, a jest noc, więc może pan tu się szybko streści.
– Chłopcze, to będzie trudne do streszczenia, ale spróbuję.
– Czy to coś złego?
– Tak, twoi rodzice… twoi rodzice nie żyją. – powiedział z wielkim wysiłkiem przybysz
– R… r… rodzice? – spytał Jarek i już nie zdążył nic powiedzieć
Obudził się i zobaczył, że jest w łóżku. Z myślą, że to tylko koszmarny sen, rozejrzał się po pokoju. W fotelu siedział ten sam człowiek. Na stole leżał termometr i kartka z długopisem.
– Co pan tu robi? – spytał i chciał podnieść głowę, ale była zbyt ciężka
– Leż synu, musisz trochę ochłonąć. Cóż. Nikt z nas nie jest bez nieszczęść.
Więc to prawda. Chłopiec zamknął oczy i poczuł, że opuściły go wszystkie siły.
– Jak to się stało? – spytał cichym i przerywanym głosem
– Leż, teraz o tym nie myśl.
– Nie, ja muszę wiedzieć. Proszę mi powiedzieć. Kim pan w ogóle jest?
– Jestem lekarzem. Byłem na miejscu wypadku. Ojciec zmarł na miejscu, a matka w szpitalu. Stało się to za miastem, tuż koło domu twojej cioci. Jakieś dziecko wypadło na jezdnię, ojciec chciał wyminąć no i uderzył w przydrożne drzewo. Resztę szczegółów poda komisariat.
– Nie trzeba. Wystarczy mi tego… – głos zadrżał i z płuc chłopca wydobyły się głuche łkania
Został sam, tylko sam. Po cóż jemu życie, dlaczego tyle nieszczęść? Nie, tego nie mógł przyjąć spokojnie.
W pokoju rozległ się głuchy szloch. Chłopiec wpił się palcami w poduszkę i płakał jak dziecko. Był to płacz dziecka po stracie rodziców.
Przyszły dni rozpaczy, smutku i żałoby.
Każdy przedmiot przypominał rodziców. Długo nie mógł zapomnieć tej strasznej chwili. Po pogrzebie rodziców do Jarka sprowadziła się ciotka. Ale ta po wypadku źle się jeszcze czuła. Jej renta starczała na wyżywienie dwóch osób. Jarek na PKO miał około 50 tys. zł. za samochód i odszkodowanie po rodzicach.
Chłopiec uczył się bardzo dużo. Na koniec roku zdobył dobre wyniki. Ból minął, ale żal i pamięć pozostała.
Jednego dnia jego samotność pogłębiła się. Ciotka mocno zachorowała i poszła do szpitala. Jarkowi obiad przyrządzała sąsiadka, matka Maślanki. Maślanka przychodziła rzadko. Pewnego wieczoru przyniosła chłopcu kolację. Postawiła na stole chleb i herbatę. Chłopiec spojrzał na jej szczupłą sylwetkę, zaokrąglone piersi i jasne, maślankowate włosy. Miała takie smutne niebiesko-szare oczy.
Jej szczupłe palce szybko zbierały ze stołu porozrzucane zeszyty.
– Zostaw, ja sam sprzątnę. – powiedział chłopiec ciągle patrząc na nią
Dziewczyna nic nie powiedziała. Spojrzała na chłopca i uśmiechnęła się. Zebrała zeszyty i położyła na półce.
Jarek nadal ją obserwował. Wiedział, że gdy odejdzie, poczuje się bardzo samotny.
– Usiądź, zjemy razem kolację. – powiedział do niej, gdy skończyła
– Ja już jadłam. To dla ciebie. – powiedziała posuwając talerz w stronę Jarka
– Więc posiedź sobie, ciągle jestem sam.
– Dobrze.
Maślanka usiadła i obserwowała jedzącego chłopca. Jego czarne włosy świeciły się jak jedwab. Jeden, niesforny kosmyk spadał na czoło.
Kiedy zjadł, poprosił, aby została na telewizji. W czasie filmu, chłopiec przewrócił wzrok na dziewczynę. Jej włosy nie były podobne do maślanki, ale do białego, czystego jedwabiu.
Po filmie pożegnała go uśmiechem i odeszła.
W łóżku długo myślał o niej. Jak ona miała na imię? Tyle lat mieszkali razem, a nic o sobie nie wiedzieli.
Zbliżają się święta. Wróciła ciotka. Ale Jarek bał się świąt. Wraz ze świętami przyjdzie znów ból po rodzicach. Miał dwa tygodnie wolnego. Wraz z ciotką prał, sprzątał, aby nie czuć osamotnienia. Nie lubił łazić po ulicach i zaczepiać dziewcząt. Często zastanawiał się, dlaczego jest tak źle na świecie. Inni mają rodziców, przyjaciół i dziewczynę, a on nic. Wiedział, że podoba się dziewczętom. Był ładnym chłopcem. Miał czarne włosy, ciemne brwi i rzęsy. Miał coś, co mogło oczarować każdą dziewczynę. Miał smutne, ciemno-niebieskie oczy. Nie dbał o to, aby podobać się komuś. Owszem. Ubierał się modnie i starannie, ale bez przesady.
Denerwowała go każda dziewczyna. Żadna na nim nie wywierała takiego wrażenia jak Maślanka. Przy niej czuł się dobrze, zapominał o samotności.
Pewnego razu Jarek spóźnił się na obiad. Gdy wszedł, Maślanka już zmywała. Chciała przerwać pracę, ale on nie pozwolił. Chciał być u niej dłużej i dłużej patrzeć na jej piękne włosy. Stanął koło okna i patrzył w szybę.
Dlaczego?
Odbijała się w niej sylwetka dziewczyny. Maślanka wytarła talerz i podała obiad. Jadł w milczeniu.
– Jak się czuje ciocia? – spytała Maślanka
– Trochę lepiej, ale jeszcze nie wstała.
– Zaraz po obiedzie pójdę upiec babkę, pojutrze święta.
– Tak? Pomogę ci.
Po obiedzie Jarek wstając od stołu zrzucił łyżkę. Oboje jednocześnie sięgnęli po nią. Ich dłonie spotkały się. Jej dłoń była w dłoni Jarka. Jarek spojrzał na dziewczynę. Jasne włosy dziewczyny zsunęły się jej na policzek. Jarek drżącą ręką chciał je dotknąć, przytrzymać w swojej dłoni, ale ręka odmówiła posłuszeństwa. Spuścili oboje wzrok rozumiejąc się doskonale.
– Jak ci na imię? – spytał Jarek
Po twarzy dziewczyny przeleciał płomyk wstydu. Jarek czekał kilka sekund, a zdawało mu się, że już mija godzina.
– Joanna.
– Ładne imię. – powiedział Jarek, któremu każde imię wypowiedziane przez nią wydałoby się śliczne
– Gdzie tam ładne, ale już wolę te niż…
– …Maślanka. – dokończył Jarek – Wiesz, ja bym cię inaczej nazwał.
– Jak?
– Jedwabno-włosa Joanna.
Joanna zaczerwieniła się. Wzięła wszystko, co potrzebne do babki i poszli. Tam nic się nie powtórzyło. Rozmawiali ze sobą bardzo swobodnie.
Święta. Ciotka wstała, ale to nic nie zastąpiło Joanny. Od tego dnia nie pokazała się ani razu. Chciał zapytać o nią, ale zabrakło odwagi. Minęły święta i mijały ostatnie dni roku 1964. Na pytanie kolegi, gdzie bawi się na Sylwestra odpowiedział:
– Na „Białej Sali”.
Dwa dni przed końcem tego roku, Jarek leżał na leżance i rozmyślał o klasie. Nie zauważył, kiedy minęła pora obiadowa. Ktoś lekko zapukał.
– Można. – powiedział leniwie
Drzwi otworzyły się i weszła Joanna. Zerwał się z łóżka. Chciał podbiec do niej i krzyknąć „Droga, najdroższa, tak długo cię nie widziałem!”, ale powstrzymał się. Zdobył się tylko na uśmiech.
– Obiad sam nie przyjdzie. – powiedziała Joanna z drżeniem w głosie
– Nie jestem głodny.
– Jak to, jadłeś już obiad?
– Nie, ale…
– Żadne „ale”. Chodź.
Otworzyła drzwi i patrzyła na niego. Jarek podszedł, chciał zatrzymać się, powiedzieć jej wszystko, ale nie potrafił. Spojrzał jej w oczy i poszedł do kuchni. W progu odwrócił się i spojrzał na nią.
– Chodź, na co czekasz? – powiedziała
– Joanno, muszę ci coś zaproponować. Na Sylwestra twoi rodzice są zaproszeni do nas, ty też przyjdź, ja nigdzie nie idę. Będzie weselej.
– Jeszcze zobaczę. Może przyjdę, ale teraz chodź na obiad.
Wyszli. Cały ten dzień spędził w napięciu i oczekiwaniu. Nie chciał jej pytać, bo bał się, że może być zła na niego.
Z rana Joanna przyszła i wraz z ciotką i Jarkiem przygotowywali wieczór.
O godzinie siedemnastej zebrało się sześć osób. Była miła, przyjemna atmosfera. Joanna miała biało-czarną suknię. Jej jasne włosy zlewały się z białą wstawką. Wreszcie usiedli wokół stołu. Pierwszy toast był za szczęśliwszy następny rok. Jarek spuścił oczy. Wszyscy doskonale go zrozumieli. Myślał o rodzicach, o ostatnim Sylwestrze w ich towarzystwie.
Potem miła atmosfera powróciła. Joanna była gospodynią. Usługiwała, zabawiała i dbała o gości. Jarek nieśmiało spoglądał w jej stronę. Ciotka zauważyła to i w duchu cieszyła się, że jej ukochany chłopak nie będzie samotny. Jarek też ją kochał. Była dlań jedyną osobą z rodziny. Czas mijał szybko przy telewizorze i na pogawędce. Joanna poszła do kuchni przygotować kawę. Kiedy długo nie wracała, ciotka poprosiła Jarka, aby poszedł zobaczyć, czy Joasia czegoś nie może zrobić.
Jarek wstał i z ukrywaną radością poszedł do kuchni.
Joanna stała i czekała, aż woda się zagotuje. Kiedy zobaczyła Jarka, uśmiechnęła się.
– Już niedługo północ. – powiedział Jarek
– Tak, teraz jest wieczór czarów.
– Co to znaczy?
– To znaczy, że każda przepowiednia sprawdzi się.
– To powiedz coś.
– Co?
– Co byś chciała w roku 1965.
– E tam, zrobię coś innego.
– To zrób. Chętnie zobaczę.
Joanna wzięła do ręki kawałek nitki i zaczęła przebierać po niej palcami.
– Zły rok, dobry, zły, dobry, zły, dobry zły… Ostatni palec powiedział, że będzie zły. – powiedziała patrząc na Jarka
– Nie, będzie lepszy niż ten. – zaprzeczył Jarek
– Skąd wiesz, może umrę?
Znów zaczęła przebierać palcami po nitce.
– Umrę, nie, umrę, nie, umrę… O, widzisz? Umrę.
– Zostaw to. Nie chcę, żebyś tak mówiła. – powiedział Jarek, biorąc ją za rękę
Zegar wybił północ i zgasło światło. Joanna cofnęła rękę, ale on ją powstrzymał.
– Joasiu, nie wiem czego ci życzyć, ale na pewno zdania matury i… i pomyślnego roku.
– Dziękuję ci.
Było ciemno, nie widziałby nikt nikogo, ale oni siebie widzieli. Jarek objął ją i przytulił do siebie. Ona nie odepchnęła go. Położyła głowę na jego ramieniu.
– Joasiu, tak dawno na to czekałem, tak dawno.
Światło zapaliło się. Oboje, niedoświadczeni kochankowie cofnęli się. Było to tylko przez chwilę. Jarek objął ją i ponownie przytulił do siebie.
– Kawa. – powiedziała cicho Joanna
Jarek puścił ją, wziął tacę z kawą i poszli do pokoju.
– Co tak długo? – spytał z perskim mrugnięciem ojciec Joanny
Młodzi zaczerwienili się.
– Bo światło zgasło. – próbował tłumaczyć Jarek
– No dobrze, siadajcie. – powiedziała ciocia
Złożyli sobie wszyscy życzenia i wznieśli toast za pomyślną maturę młodych. Jarek nie mógł oderwać wzroku od twarzy Joanny. Ciemne brwi kontrastowały z jasnymi włosami. Dobre chwile mijają szybko. Zbliżała się czwarta nad ranem. Sąsiedzi poszli, a Joanna z ciotką i z Jarkiem sprzątnęła pokój. Potem Jarek odprowadził ją do drzwi. Długo rozmawiali ze sobą.
– Do widzenia. – powiedziała Joanna, podając mu rękę
Jarek wziął jej rękę i długo trzymał w swoich. Objął ją ramieniem i chciał pocałować, ale w tej chwili drzwi skrzypnęły i weszła ciotka.
– O, przepraszam, myślałam, że ty już śpisz, chciałam zamknąć drzwi.
– Ja zamknę. – powiedział Jarek opuszczając ręce
– Dobranoc, ja już pójdę. – powiedziała Joanna i wyszła
Jarek też poszedł spać.
Długo rozmyślał o pięknej twarzy Joanny.
Wolne dni minęły. Znów trzeba było iść do szkoły. Joanna nie pokazywała się.
Dlaczego ona nie przychodzi? Czyżby się pogniewała? – rozmyślał – Czego ja chcę, ona powinna przyjść, czy ja do niej powinienem iść? Jestem dureń, kretyn, osioł.
Do tej pory nigdy nie biegał po szkole i nikogo nie szukał, teraz trzeba było.
Zbiegł szybko na dół i rozejrzał się po korytarzu. Zobaczy, czy nie? Zobaczył. Stała przy oknie wraz z koleżankami i czytała jakąś kartkę.
Przeszedł kilka razy, ale ona go nie widziała. Gdy zadzwonił dzwonek, obróciła się w jego stronę. Jej oczy świeciły zadowoleniem.
– Dzień dobry.
– Cześć!
– Co słychać?
– O! Jakoś leci. Dostałam dobry z próbnej matury, a wiesz, słabo mi szło.
– Gratuluję. Chciałbym z tobą porozmawiać. Będziesz dziś w domu?
– Będę. Przyjdź tak koło czwartej.
– Dobrze.
Dni mijały na wspólnej nauce, spotkaniach i spacerach.
Studniówka.
Joanna postanowiła bawić się tylko z Jarkiem. Tak też było. Począwszy od poloneza, skończyli na tango.
Jarek doczekał się dnia, kiedy będzie mógł jej wszystko powiedzieć.
– Joanno, tak długo czekałem na to szczęście.
– Długo?
– Bardzo. Od śmierci moich rodziców.
– Nie myśl o tym. – powiedziała Joanna i oparła głowę na ramieniu Jarka
Dni upływały szybko. Przyszła matura. Oboje zdali pomyślnie. Joanna nie mogła dalej studiować, bo trzeba było pomóc ojcu leczyć się. Jarek sam nie chciał zaczynać, ponieważ oboje wybrali jeden kierunek.
Poszli oboje do pracy. Popołudnia i niedziele mieli dla siebie. Trochę czasu poświęcali na naukę, a część na pójście do kina, teatru, na spacer i gdzieś indziej.
W niedzielę często jeździli poza miasto. W pobliżu był ich ulubiony lasek. W lasku tym była skarpa, a której lubili siadać i gawędzić o latach nauki. Ich tematy były zawsze inne, a jednak wspólne. Nie raz jak dzieci biegali, gonili się i chowali. Rowery chowali pod ulubioną skarpą.
Pewnego razu pojechali na jagody. Joanna traktowała tą znajomość jako przyjaźń, ale często zdradzała się z czymś innym. Jarek nie potrafił ukryć tego co czuł.
W lesie było cicho i ciepło. Gdy się zmęczyli, poszli na ulubioną skarpę.
Siedzieli obok siebie i jedli uzbierane jagody. Joanna machała nogami kankę. Gdyby nie Jarek, jagody wysypałyby się na ziemię. Jarek podniósł kankę i jego ręka została na ramieniu Joanny. Dziewczyna spojrzała na niego z uczuciem wstydu.
– Joanno.
– Jarku.
– Joanno. Już dawno chciałem ci o tym powiedzieć. Nie miałem odwagi, ale teraz muszę.
– Nie mów, jestem taka szczęśliwa. – powiedziała Joanna i przytuliła głowę do jego policzka
Jarek wziął jej głowę w obie ręce i długo patrzył w jej oczy.
Potem pochylił się i ich usta spotkały się. Był to ich pierwszy pocałunek, wyrażający czystą, prawdziwą miłość.
Siedzieli tak dłuższy czas, aż słońce dotknęło horyzontu.
Ich podróże powrotne były jeszcze weselsze. Jechali na wyścigi. Kto pierwszy.
W domu spotykały ich kochające istoty.
„Było im tak dobrze, jak w raju.” – mawiał ojciec Joanny
Pewnego razu wracali dość późno. Joanna jechała pierwsza. Jarek usłyszał jej głos.
– Ojej, łańcuch spadł.
– Masz hamulec?
– Nie, ale zaraz zatrzymam się.
Pędziła tak szosą na oślep. Jarek nie mógł jej dogonić. Widział tylko jej jasną sukienkę. Gdy dojeżdżali do skrzyżowania, wśród drzew mignął samochód i suknia Joanny.
Potem zgrzyt, pisk i dalej Jarek już nie wiedział co było.
Oprzytomniał w szpitalu. Leżał jeszcze w butach, a na głowie miał coś wilgotnego. Zerwał się, ale stojące w pobliżu pielęgniarki powstrzymały go.
– Joanna, co z Joanną, o Boże, ja chcę ją widzieć! – krzyczał półprzytomnie chłopiec
– Proszę się uspokoić. – powiedział znajomy głos – Proszę leżeć spokojnie.
Jarek odwrócił głowę i zobaczył znajomego lekarza.
– Więc to pan, znów coś? Ja już nie mam rodziców, czego pan chce? Ja mam tylko ją, proszę ją zawołać, chcę ją zobaczyć!
– Proszę pana, proszę się uspokoić. – powiedział lekarz i odwróciwszy się powiedział parę słów pielęgniarce
Jarek stracił przytomność. Długo potem leżał sam. Nikt nie przychodził do niego. Potem wszedł lekarz z pielęgniarką.
– Jak pan się czuje? – spytał
– Dobrze, a co z nią, z moją dziewczyną?
– Musi pan przygotować się na najgorsze. Pana dziewczyna walczy ze śmiercią.
Jarek zamknął oczy. Kiedyś uczono go, że Bóg jest sprawiedliwy. Teraz jest dowód, że zabrał mu jedyną, ukochaną istotę.
Lekarz wyszedł. Pielęgniarka robiła nowy kompres.
– Czy mogę wstać? – spytał Jarek
– Nie, na razie musi pan leżeć, aż lekarz pozwoli.
– Proszę iść zobaczyć, co tam się dzieje. Jak ona się czuje.
Pielęgniarka popatrzyła na niego i wyszła. Po chwili wróciła i nic nie powiedziała.
– Co… C…Co się stało? Czemu pani milczy, proszę spojrzeć na mnie, czemu pani nic nie mówi?! – krzyczał Jarek – Ja już wszystko znosiłem, ale… – nie dokończył
Znów stracił przytomność.
Joanna w piętnaście minut po tym zmarła.
Jarek z bólem dowlókł się do domu i nic nie robił. Trawiła go gorączka i ból głowy.
Nie wychodził, nie jadł. Czuł się winnym śmierci Joanny. Już nigdy nikogo nie pokocha tak jak tę, którą stracił.
W tę ciemną, jesienną noc męczył się jak morderca, który zamordował, a którego gryzie sumienie.
Wow. Opowiadanie jest naprawdę dobre! Podoba mi się ten język. Nie dziwię się, że Twoja św. pamięci babcia dostała za te opowiadanie nagrodę. Ono jest świetne! Pięknie uczciłaś pamięć babci. Na pewno teraz się do Ciebie uśmiecha z góry.
WoW Piękne Mnie nigdy babcia nie widziała jedna… Gratuluję przepisania całego. Opowiadanie całkiem współczesne wiesz? I bardzo ładne poruszające 😉 SUPER
To jest… to jest… nie no po prostu brak mi słów. Cudowne opowiadanie. Popłakałam się przy końcówce. SUPERSUPERSUPER 😀
tam uciekło ci „a” przy kwestii z papierosami i kropek też parę uciekło, ale kogo to obchodzi, treść wciąga niesamowicie. Moja reakcja to takie jedno wielkie „oooooooo….”. Jest niesamowite!
Cudowne! Naprawdę piękne!
Świetne… Przykro mi z powodu Babci…
Czytałam jak zaczarowana i jakby przez chwilę cofnęłam się w czasie. To było takie nierealne, smutne i piękne. Dziwne, że Twoja babcia nie została pisarką. To takie miłe, że przepisałaś to wszystko dla niej 😀 Ma świetną wnuczkę 😉
Dziękuję wam bardzo, to naprawdę wiele dla mnie znaczy. Wzruszyłam się czytając wasze komentarze.
Łał. Jestem pod wielkim wrażeniem talentu twojej babci. Naprawdę. To jest świetne. Twoja babcia zasługuję na taką pamięć o niej.
Twoja babcia może być z Ciebie dumna. A Ty z niej. Jej talentu.
Chociaż (bez urazy dla opowiadania) bardziej wzruszył mnie Twój wstęp i to, że chciałaś uczcić pamięć babci. Niedużo jest takich ludzi na świecie, a myślę, że Twoja babcia może być z Ciebie dumna.
To jest naprawdę niezwykłe i nieziemskie. Przy tym takie… smutne. Ale piękne. Naprawdę przepiękne. Więcej takich opek.
Trochę mi głupio i niestosownie komentować to opowiadanie, napiszę tylko, że mi się podobało. I, jak na czacie, że wzruszyła mnie Twoja intencja, żeby uczcić w ten sposób pamięć babci. Może świat jednak nie schodzi na psy…? 😉 Głupio to pisać osiemnastolatce, ale wyobraziłam sobie, że Twoja Babcia spogląda właśnie na Ciebie z nieba przez okienko z białą, koronkową firanką i się uśmiecha… Pozdrów ją ode mnie
Dziękuję za piękny komentarz
Ja też wyobrażam sobie, że siedzi w chmurkach i czuwa nad nade mną i moją rodziną. Pozdrowię
To jest świetne… Poprostu cudowne, takie inne niż to co czytamy teraz, opisane innym językiem, fajnym;)
Piękne. Twoja babcia cudownie pisała, nie dziwię się, że dostała za to nagrodę. To opowiadanie ma swój urok, w zasadzie oddaje ducha minionych lat. Podoba mi się również twoje postawa. To wspaniałe, że pokazałaś nam jej twórczość. Na pewno jest szczęśliwa z tego powodu.
O mamo… To jest boskie… Takie pięknie wzruszające oraz pełne ciepła. Aż czułam tamte lata. Twoja babcia na prawdę miała talent. Cudowne…. 😀
W imieniu mojej śp. babci Ireny Gutowskiej bardzo dziękuję za komentarze. Szkoda, że ona nie może tego zobaczyć.
Piękne po prostu brak słów
Wzruszające i ukazuje jak kiedyś się żyło, jak kiedyś ludzie mieli ciężko. Do teraz właściwie są takie sytuacje, ale wtedy nie było tak rozwiniętej technologii. Naprawdę przyjemnie się czyta.
Pewnie to zauważyliście, ale opowiadanie jest naprawdę ponadczasowe. Mimo upływu lat, niewiele się zmieniło. Ludzie wciąż bardzo często boją się wyznawać co czują, stają przed ważnymi, życiowymi decyzjami, muszą radzić sobie ze stratą bliskich i znaleźć swoje miejsce w świecie.
Reakcje i uczucia chłopaka, są tak realistycznie opisane! Wow!
tak jak mówisz, nic się nie zmieniło…
Idę do wujcia Hadesa, by kazać mu pozdrowić twoją babcię. Jak nie zadziała to idę zrobić to osobiście 😉