Oto moje wypociny wysłane na konkurs. Drogą głosowania na chacie moja kochana Grupa Przedpółnocna (bez Eur :c) lub inaczej Grupa Dresów ustaliła, że mam wysłać wam moje bazgroły. Dedykuje ją Annabelle, Pass i Meli za odmóżdżające wieczorne pogawędki. Dzięki. Przez was zawaliłam już kilka kartkówek :D. Mam nadzieję, że nie obrazicie się, że dedykuję wam takie „coś”, bo opkiem tego nie nazwę.
Pozdrawiam 😉
Niedziela, 31 marca 2013 r.
Kochany Pamiętniku,
nawet nie mogę spędzić normalnych świąt, prawda? Bez granatów jako pisanki i dziwnych stworzeń? Czy proszę o tak wiele?
Może zacznę od początku, Pamiętniczku, bo pewnie się pogubiłeś.
Rok temu dowiedziałam się, że jestem heroską. Moja mama zmarła przy porodzie, więc jej nie pamiętam. Często chciałabym mieć ją przy sobie, bo (z tego co słyszałam) matka to najlepsza osoba na świecie. Niestety, nie jestem aż tak odważna i wyszkolona jak Percy by pójść do podziemia po kogokolwiek! Moim ojcem okazał się Apollo. Nie jestem jakaś wyjątkowa. Mogłam być jak te fluorescencyjne bransoletki, ale po co? Siedziałabym przez cały dzień na słońcu, a w nocy nie potrzebowałabym już lampki.Mój kochany ojczulek miał jednak inne plany co do mej osoby. Przynajmniej mam trochę jego osobowości, bo piszę piękne wiersze i celnie strzelam z łuku. Kiedy się spiknął z moją mamą, był chyba nieźle pokłócony z Afrodytą, bo nie jestem jakoś szczególnie powalająca. Krótkie nóżki, skołtunione włosy, cała masa niedoskonałości. Jednym słowem – zwyczajna. Od urodzenia mieszkałam w domu dziecka, czyli około 13 lat. Nie jestem jak cała masa tych załamanych dzieci. Mam mieć pretensje do kogokolwiek, że moją mamę zabrał Tanatos? Proszę Cię! Chyba, że do Hadesa… Mniejsza z tym. Było tam całkiem okej. Jedyne na co można narzekać to brak fajnych kolesi. Grrr… Wszyscy są tacy… Blee!
Pewnie jesteś ciekawy, czemu wszystko tak dokładnie opisuję, nie? Bo to jest moja pierwsza kartka, a Ty jesteś moim pierwszym pamiętnikiem! Udało mi się Ciebie wreszcie kupić. Uzbierałam kasę i w końcu Cię mam.
To, jak dowiedziałam się, że jestem półbogiem, jest po prostu niewiarygodną historią! To było tak wybuchowe (dosłownie :D), że byś nie uwierzył! Skoro Cię tak nakręciłam, to może… innym razem. A teraz małe wprowadzenie, żebyś się nie pogubił do reszty :*
Jestem całoroczną w obozie. Nie wiem, jak uda mi się Ciebie ukryć przed wścibskim Willem z mojego domku, ale tym się będę przejmować po kolacji. Solace jest całkiem fajny i baaardzo przystojny! Szkoda, że jest moim bratem. Kolejny dowód mojego pecha :’(
Na Boże Narodzenie i Wielkanoc wybieram się do mojego starego domu. Wracam tam tylko z jednego powodu. Mieszka tam malutka dziewczynka o imieniu Rose. Z wyglądu jest tak słodka i delikatna jak prawdziwa róża, ale chwila nieuwagi i BUM! Nie masz portfela! Chyba właśnie dlatego nikt nie chce jej adoptować. Złote loczki zawsze ma w nieładzie, jakby szczotka do włosów była jej arcywrogiem. Przynajmniej przyjaźni się z mydłem! Wbrew pozorom nie ubiera sukienek. Za moją ulubioną bluzkę, przykupiłam naszą „garderobianę” i to ja ją ubieram małą. Jest dla mnie jak młodsza siostra. Opiekuję się nią odkąd pamiętam. Niestety teraz mieszkam daleko od niej i straaasznie mi jej brakuje Znowu odchodzę od tematu!! Wracając do mojej dzisiejszej historii…
Wstałam z obozowego łóżka i przeciągnęłam się, ziewając głośnio. Było około godziny 7. Zebrałam się szybko. Włożyłam moje wygniecione jeansy, które służyły mi już dobre 2 lata i granatową bokserkę ze złotym napisem „I LOVE NEW YORK!! <3”. Planowałam, ten całkiem zwyczajny komplet, od dobrych dwóch tygodni. Gęste, kawowe włosy związałam w koński ogon. A teraz ogromny szok: POMALOWAŁAM OCZY! Córeczki Afrodyty odstąpiły mi tusz do rzęs bez najmniejszego problemu. Walało się ich pełno po ich domku. Chwyciłam moją jedyną, ciemnozieloną torebkę, w której spokojnie spoczywała czerwona szminka (kolejny szok!! :D), chusteczki, kilka dolarów, drachmy i całkowicie przestarzała Nokia. Telefony są podobno niebezpieczne, ale nie jestem jakoś przekonana, czy te potwory z XXI wieku w ogóle wyczuwają sygnał mojego starocia. Zarzuciłam na plecy czarną wiosenną kurtkę i wybiegłam z domu, kierując się w stronę sosny Thalii. Zbiegłam ze wzgórza, kierując się prosto do furgonetki z truskawkami, która stała pod wzniesieniem. Po drodze wysłałam SMSa do Nicka z zapytaniem, czy spotkamy się wieczorem. Mimo (bezskutecznych) zakazów Chejrona on również miał telefon ;)Za kierownicą siedział Argus i machał do mnie przyjaźnie. Wpadłam do samochodu i krzyknęłam „Gaz do dechy!”. Kierowca mrugnął do mnie okiem na karku i ruszył z kopyta. Chyba puścił mi wtedy oczko, ale nie jestem tego pewna.
Podróż minęła mi szybko. Śmialiśmy się, żartowaliśmy i obgadywaliśmy każdego Boga. Jako jedyna wiem, że Argus ma jednak usta (nie chcesz wiedzieć gdzie są!). Znam go chyba najlepiej z obozowiczów, ale do naszych relacji wrócę później.
Wysiadłam pod pomalowanym na niebiesko, masywnym budynkiem przy 55-tej Ulicy. Niewielkie wejście, płaski czarny dach i mnóstwo małych okien. Spędziłam tu 13 lat, więc to logiczne, że poczułam przyjemne ciepło w środku. Może nie jest to najpiękniejszy budynek na świecie, ale to mój dom, więc mi tam się podoba.
Pożegnałam się z kierowcą i podeszłam bliżej do budynku. Pewnie myślisz, że zrobiłam wielkie wejście, co? Że wbiegłam do środka i krzyknęłam „Już wróciłam! Kto tęsknił!?”? No to Cię zmartwię, bo podeszłam do najniższego okna i zaczęłam gramolić się do środka. Według prawa miałam już rodzica i nie miałam tu po co wracać. To Argus był moim ojcem. Chejron załatwił wszystko, a nasz obozowy ochroniarz wcale się nie sprzeciwiał. Został moim tatuśkiem i mi to pasowało, bo był całkiem fajny.
Okno było otwarte zgodnie z planem. W malutkim pokoju czekała na mnie zniecierpliwiona ośmiolatka. Chodziła po pokoju ze skwaszoną miną, ale gdy tylko mnie zauważyła, podbiegła do mnie i wtuliła się w moje nogi. Nawet z mojej perspektywy wyglądało to uroczo. Wyglądała jak młodsza wersja mnie. „Garderobiana”, według moich wskazówek (jak widzisz, telefon jest mi niezbędny do funkcjonowania ), ubrała ją w bordową bokserkę, ciemne rurki i wytartą z koloru kurtkę. Dziewczynka miała na głowie niesfornego koka. Rozmawiałyśmy chwilę cicho, by nikt nas nie usłyszał. To było coś w stylu:
– Miałaś być 6 minut temu – powiedziała odklejając się ode mnie.
– Wiem, przepraszam. Choć już, bo nie zdążymy – rzuciłam szybko i pociągnęłam ją w stronę okna.
Pomogłam jej wygramolić się przez okno i wzięłam ją na ręce, by było szybciej. Pognałyśmy przecznicami miasta i po kilku minutach znalazłyśmy się na Piątej Alei Manhattanu. Postawiłam Rose na ziemi i przecisnęłyśmy się do przodu, by lepiej widzieć.
Kobiety w wymyślnych strojach z dawnych epok paradowały dumne jak pawie po całej ulicy. Za nimi szli panowie w kapeluszach przystrojonych kwiatami, koralami, pisankami, balonikami i motylami. Gdzieniegdzie między nimi przemykały koty, psy i króliki poubierane w odświętne stroje. Za całym tłumem, zebranym po obu stronach alei, stały stragany uginające się od nadmiaru jedzenia.
Odkąd Rose skończyła 4 latka, co roku przychodzimy świętować tak Wielkanoc. To taka nasza mała tradycja. Zawsze wymykałyśmy się przed 10 i szłyśmy na Easter Parade. Reszta sierocińca, jako najbiedniejsze dzieci w Nowym Jorku, szła do Washington Square Park podziwiać przyrodę. Nigdy nas to nie interesowało. Ludzie w śmiesznych strojach byli 1000 razy lepsi!
Jak zawsze kupiłam nam po jednym corndogu i poszłyśmy dalej. Bawiłyśmy się w najlepsze, ale po pięciogodzinnej zabawie miałam już dosyć. Byłam strasznie wyczerpana, ale szczęśliwa. Niestety, moją sielankę psuła osoba w stroju królika. Od dłuższego czasu przyglądała mi się uważnie i podchodziła ostrożnie coraz bliżej. Oddałam Rose pod opiekę mojej koleżance, która pracowała dorywczo na straganie z watą cukrową. Fajnie jest mieć znajomości!
Podeszłam do zajączka. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał groźnie. Miał puchaty ogonek, purpurową kokardkę na szyi i koszyczek z pisankami. Kiedy próbowałam porozmawiać z tą osobą, zaczęła uciekać. Puściłam się za nią pędem. Dogoniłam ją dopiero, gdy skręciła w ślepy zaułek. Instynkt mówił mi, że to pułapka, ale musiałam przemienić ją w drobny pył. Choćby dla dobra Rose, nie mówiąc już o całej reszcie zebranych. Zaskrzeczała do mnie coś głosem, który brzmiał jak te śmieszne piszczące zabawki dla psów. Pewnie mówiła, że na pewno mnie zabije i tak dalej. Córki Apolla nie „śmierdzą” (:D) jakoś szczególnie, więc to z pewnością przez ten telefon. Ale nie żałowałam. To przecież tylko kolejne 100 kilo mięcha które chce mnie unicestwić! Dla mnie, jako herosa, to brutalna codzienność.
Zerwała z szyi kokardkę, odstawiła koszyczek i zaczęła się przeobrażać. Sądziłam, że kostium króliczka po prostu pęknie, ale sztuczne białe futerko zaczęło lekko szarzeć i zmieniać się w kozią sierść porastającą całe ciało. Długie uszy skurczyły się do formy lwich. Sierść na wydłużającym się pysku zmieniła kolor na głęboki brąz. Na głowie i karku wyrosła jej gęsta,zakrwawiona grzywa. Przechyliła się do przodu i zaczęła opadać na nieproporcjonalne do głowy, kozie nóżki zakończone masywnymi kopytami. Może i była w większości kozą, ale zachowywała się jak rasowy kot. Wygięła grzbiet w łuk. Dostrzegłam wtedy zielony wężowy ogon ruszający się blisko przy ziemi w lewo i prawo, ale nie mogłam skupić na nim uwagi, bo potwór ryknął, ukazując białe kły. Muszę kiedyś umówić się z jej dentystą!
Po chwili stała przede mną Chimera z krwi i kości. Dla innych była równie brzydka jak tatuś, ale mnie się podobała. Zawsze lubiłam takie stwory. Może gdyby nie chciała mnie zabić, byłaby całkiem słodka 😀 Wpatrywała się we mnie przymrużonymi kocimi oczami. Miała tak wąskie źrenice, że ledwo je dostrzegałam. Na moje szczęście natura nie obdarzyła jej skrzydłami. Miałam znaczną przewagę, ponieważ wcześniej zatelefonowałam do Chejrona (który nie cieszył się tak jak ja z tego, że jednak mam telefon :/) i poprosiłam by wysłał do mnie pegaza – Szarlotkę – razem z łukiem. Ale byłam niemądra, że nie zabrałam ze sobą żadnej broni! Ciągle miałam tę złudną nadzieję, że nie będzie mi potrzebna.
Chimera nie była taka głupia i ruszyła na mnie, widząc, że jestem nie uzbrojona. Chwyciłam najbliżej leżąca rzecz, którą okazał się kawałek rury. Nie tak źle. Zamachnęłam się na jej głowę, licząc na to, że chociaż ją ogłuszę. Chimera miała jednak przewagę, ponieważ miała ostre jak stal kły i była dwukrotnie większa. Trzymałam się mocno na nogach, starając się zatrzymać ją tutaj, bo niepotrzebni gapie utrudniliby sprawę. Szło mi nieźle, ale oczywiście musiała ziać ogniem. Pierwsza fala ognia nie trafiła we mnie i osmoliła mi tylko buty. Chwyciłam pokrywkę od śmietnika (fuj!) i zasłoniłam się nią, prostując się. Jednak nie tylko ja uczyłam się na błędach. Najmniej chronioną częścią ciała były moje nogi. Po kilku razach, gdy odpierałam jej ataki, Chimera dostrzegła to i zionęła właśnie w to miejsce. Upadłam na ziemię oparzona, krzycząc tak głośnio, jakby obdzierali mnie ze skóry. Nie mogłam się ruszyć. Nie byłam jakoś strasznie poszkodowana, ale ból paraliżował moje ciało. Myślałam, że kreatura podejdzie do mnie i rozszarpie mnie na miejscu, ale ona zachowywała dystans kilku metrów. Byłam jej nową zabaweczką, a nowych zabaweczek nie psuje się tak szybko. Wyciągnęła ogon w stronę wcześniej odstawionego koszyka z pisankami. Może myślała, że jajko doda mi smaku? Niestety nie była tak głupia, jak myślałam. Oplotła mocno przerośniętą pisankę masywnym ogonem i rzuciła w moją stronę. Wylądowała pół metra ode mnie. Szybko odepchnęłam ją prowizorycznym mieczem, ale i tak byłam zbyt blisko. Zasłoniłam się moją śmierdzącą tarczą i czekałam na nieuniknione. Wybuch wyrzucił mnie na kilka metrów w górę. Upadając na ziemię, nieźle uderzyłam się w głowę. Bardzo chciałam odpłynąć, ale jeśli bym to zrobiła to skończyłabym jako obiadek dla Chimery! Otworzyłam oczy i dostrzegłam rozwścieczonego potwora próbującego ugryźć coś latającego nad jego głową. Z trudem podniosłam się na nogi i wytężyłam wzrok. Po dłuższej chwili zrozumiałam, że to Szarlotka. Ona też mnie dostrzegła, bo zapikowała w dół i przeleciała obok mnie. Zręcznie chwyciłam się siodła i wspięłam się na nią w locie. Pegaz krążył wysoko nad Chimerą, doprowadzając ją do szału. Chwyciłam łuk przyczepiony do boku latającego konia. Poczułam moc przepływającą przez moje ciało. Prezent od taty na 13 urodziny robił swoje! Łuk miał w sobie trochę jego boskiej mocy. Wyciągnęłam strzałę z przywieszonego po drugiej stronie kołczanu. Naciągnęłam cięciwę i strzeliłam w bok koziego ciała. Tak jak myślałam,strzały odbiły się od twardej sierści, nie raniąc Chimery.Potwór w amoku ział ogniem w naszą stronę, ale pegaz bez mojej pomocy robił świetne uniki. Wystrzeliłam jeszcze kilka strzał, ale żadna nie zrobiła bestii większej krzywdy. Przypomniałam sobie mit o zabiciu Chimery i na szybko wymyśliłam plan. Z niezawodną precyzją wycelowałam strzałę w miejsce, gdzie zaczynał się jej wężowy ogon i zapikowałam Szarlotką w dół. Tak jak myślałam, tylko to miejsce nie było odporne na pociski. Chimera ryknęła przeraźliwie, gdy ja wylądowałam na ziemi. Chwyciłam trzy pokrywy od śmietnika i dosiadłszy konia, wzbiłam się w powietrze. Przeleciałyśmy nad paszczą potwora i wrzuciłam do niej części śmietnika. Utknęły one głęboko w gardle. Chimera bez namysłu zionęła ogniem. Stopione pokrywy zalały wnętrzności bestii, a ta upadła na bok, rzucając się na boki jak kura z odciętą głową po śmierci. Wylądowałam na ziemi kilka metrów od martwego potwora. Przez krótką chwilę myślałam, że nie zraniona od zewnątrz Chimera nie zmieni się w pył. Musiałabym się nieźle tłumaczyć, co robi tutaj ten (według ludzi!) nieźle przerośnięty lew. Na szczęście po chwili ta rozpadła się w pył, który rozwiał wiatr. Koszyczek z pisankami tez zniknął. Szkoda. Mogłam zabrać go do obozu, bo dzieciaki od Hefajstosa z pewnością by to opatentowały!
Gdy odłożyłam łuk, a adrenalina opadła, poczułam jaka jestem zmęczona. Nadal oparzone nogi dawały o sobie znać, a walka wyczerpała mnie całkowicie. Oparłam się o grzbiet Szarlotki i wyczułam tam mały woreczek. Chejron martwił się o nas aż zanadto! W środku znalazłam kawałek ambrozji i mały sztylet. To pierwsze pochłonęłam od razu, a drugie przypięłam do paska od spalonych spodni. Poczułam się pewniej, a nogi przestały tak mocno boleć.
Po całej tej dziwnej akcji puściłam Szarlotkę wolno. Wiedziałam, że gdy ją zawołam, to przyleci do mnie. Spojrzałam na zegarek. Była 15:28. Powoli wyszłam z powrotem na ulicę i przepchałam się do straganu mojej koleżanki. Zauważyłam, że Rose całkiem nieźle się bawiła. Przynajmniej ona. Niechętnie pożegnała się z moją koleżanką i zaczęłyśmy wracać do sierocińca. Dziewczynka nie zadawała zbyt wiele pytań. Wiedziała, że walczyłam i spytała tylko, jaki to był potwór. Kiedy dowiedziałam się, kim jestem, powiedziałam jej o wszystkim. Jak już mówiłam, była dla mnie jak siostra, a przed siostrą nie ma się tajemnic, nie? Po kilkunastu minutach dotarłyśmy do błękitnego budynku. Chciała, żebym została dłużej, ale byłam zbyt wyczerpana. Pożegnałam ją i wróciłam na miejsce walki. Zawołałam Szarlotkę, która zjawiła się momentalnie. Dosiadłam jej, a gdy tylko wzbiłyśmy się w powietrze, usnęłam kamiennym snem jak nieżywa Chimera.
Obudziłam się przy mocnym lądowaniu przed obozową stajnią. Rozsiodłałam pegaza i odprowadziłam go do boksu. Podczas lotu nabrałam sił, więc szybko pobiegłam opowiedzieć wszystko Chejronowi. Pokiwał głową z uznaniem, gdy dowiedział się, w jaki sposób ją pokonałam i był dumny, że odniosłam tak niewielkie obrażenia. Po naszej krótkiej rozmowie wróciłam do domku Apolla.
Siedzę teraz na parapecie i spisuję to wszystko. Mam nadzieję, że nie zanudziłam Cię na śmierć, mój kochany Pamiętniczku! Za niedługo kolacja. Dziewczyny z domku pośpieszają mnie od pięciu minut, więc muszę kończyć. Później idę z Nico na spacer po lesie. Jeśli pokaże mi jakąkolwiek pisankę, to chyba go zabiję! Opiszę Ci wszystko, jak wrócę!!
Opowiadanie fajne 😀 Jednakże uważam że wybór podium był słuszny. Pomysł taki trochę zwyczajny ale… to w końcu miał być pamiętnik przeciętnego półboga więc dobre.
Nie zbyt sie połapałam chwilami w walce z Chimerą przy momencie zabijania. Ale czytało sie fajnie
Nananana, jeśli chcesz zawalić kolejną kartkówkę to wiesz gdzie nas szukać 😀
Nanana, to było takie pamiętnikowe. xD Ale tak na serio, albo nie zauważyłam jak ta dziewczyna się nazywa, albo tego nie napisałaś, i nie jestem tego taka pewna.
Powinna rozwinąć bardziej myśl z Apollem, ale nie narzekam. No i ciekawy pomysł z zabiciem Chimery 😀
Nie napisałam jak się nazywa(m). Nie zdradzam danych osobistych, a nie chciałam podawać jakiegoś innego :D. Po za tym nie byłam pewna czy mam podpisywać się w pamiętniku. Masz podpis na okładce, to nie musisz się podpisywać pod każdym wpisem, nie?
POPRAWIAM SIĘ – dedykuję to „coś” również Eur – założycielce grupy <3
Ani razu nie powiedziałam, że to jest lepsze niż wygrane opka. Po prostu chciałam się pochwalić jakie rzeczy są w mojej głowie o 3 w nocy gdy pisałam tą pracę ;D
Pozdrawiam
Nananana! Na początku dziękuję pyszczku za dedykację ^ ^
Opowiadanie bardzo fajne. Długość odpowiednia i było sporo zabawnych momentów. Zgadzam się z Pass. Jeśli uważasz, że masz za dobre oceny i chcesz to zmienić, to zapraszam na chat 😀
I bardzo dobrze, że to wysłałaś. Napracowałaś się, więc fajnie, że ktoś ma szansę to przeczytać i ocenić
Bohaterka urzekła mnie właśnie swoją normalnością i naturalnością
Źle przeczytałam przy scenie z ubieraniem i przez połowę opka byłam przekonana, że nosiła te ciuchy już drugi tydzień 😀 Gdzieś tam było „nie uzbrojona” – Nieuzbrojona
Żeby cię pocieszyć, napiszę, że ja też zawaliłam już dwie kartkówki. Ale to chyba zuo konieczne, bo Dresy z natury są półgłówkami, no nie? ^^ Jest odrobinę chaotycznie, ale cieszę się, że dziewczyny namówiły cię na wysłanie tego opka. Ja też bym to zrobiła, ale już się raz (lub dwa :P) żaliłam dlaczego nie mogę siedzieć z Wami do późna ;(
I dzięki za dedykację. Spóźniona i dopisana, ale co tam 😉
Jeszcze jedno: Za dużo emotek w opku. Wiem, że to pamiętnik, ale Pradawna Prawda głosi: „Emoty w tekście to ZUOOOO”
Jaka szłotka dedykaczja :3 Szygam tenczom <3
Rozumiem, że emotikony są aby wyrazić twe górnolotne poczucie humoru, szók, jakbyś powiedziała 😀
Przeszkadzał mi dość chaotyczny opis walki, ale gdy ta dziewczyna (sks, o znaczenie tego skrótu nie pytaj 😀 ) wtuliła się w nogi bohaterki, to było takie słoooodkieeee 😀
Cienkujem za dedykacjem, bo opko fajne, chaotyczne, tak samo jak ty, mordo ty moja 😀
( a, i dlaczego Nico? jest tylu fajnych herosów w obozie xD )
no więc tak jak obiecałam koment musi być ode mnie 😀
po pierwsze jak wyżej emotikony w opko to ZUOOO !!! naprawdę nienawidzę tego w opkach bo sądzę ,że to odejmuje im charakteru i nie musisz w pamiętnikach wstawiać nawiasów bo i tak opisujesz jej uczucia ,no i moim zdaniem za dużo tych zwrotów do pamiętnika wystarczył tylko ten pierwszy i ostatni 😉
Powinnaś także popracować nad opisami czasem są ZBYT szczegółowe haha ale to lepsze od braku ich ;D
Po drugie TWOJE OPKO BARDZO MI SIĘ SPODOBAŁO !
aż żałuje ,że nie będzie kontynuacji 😀 Kocham po prostu kocham Easter Parade w ogóle lubię większość parad ale tą szczególnie xDD
I wielki plus za królikochimere 😀